- Opowiadanie: Milika - Najemniczka (początek)

Najemniczka (początek)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Najemniczka (początek)

Na drodze leżał martwy kot.

Jabłkowita klacz Avy parsknęła cicho i zatańczyła w miejscu. Dziewczyna uspokoiła ją dotknięciem ręki i zmusiła do dalszej jazdy. Nie miała czasu na żadne postoje. Zbliżał się chłodny, jesienny wieczór, a środek lasu nie był najlepszym miejscem na nocleg. Ava zdecydowanie bardziej wolała jakąś przytulną, ciepłą gospodę i przystojnego karczmarza, który postawi jej kubek grzanego wina.

Klacz postąpiła kilka kroków do przodu i zatrzymała się ponownie. Ava zmarszczyła brwi i szarpnęła lekko wodze.

– To tylko kot, Sójko – powiedziała niecierpliwie. – Od kiedy to boisz się kotów?

Klacz, naturalnie, nie odpowiedziała ani słowem, parsknęła jednak wymownie, wciąż nie ruszając się z miejsca. Zrezygnowana Ava zeskoczyła na ziemię i podeszła do martwego kota. Nie różnił się niczym od innych okazów tego gatunku, które spotykała na swej drodze. Był nieduży, szary, z kilkoma czarnymi plamami. Brakowało mu czubka ogona i znacznej części uszu, a na ciele miał kilka blizn – niezbity dowód na to, że nie należał do tej części swoich pobratymców, których widywała w zamkach i siedzibach bogatych dam, a którzy spali i stołowali się lepiej niż niejeden rycerz, jakiego znała, a już na pewno lepiej niż ona.

Ava wyciągnęła zza pasa chustkę, ujęła przez nią kota i przeniosła go poza ścieżkę. Nie czuła obrzydzenia do martwego ciała, ale też nie wiedziała, ile tam leży i nie miała ochoty nabawić się jakiegoś paskudztwa lub przekonać, że kiedy je podniesie, ono rozpadnie się na kawałki, a w rękach zostaną jej tylko wnętrzności.

Wyprostowała się powoli i zwinąwszy chustkę, schowała ją do sakwy przytroczonej do siodła. Zerknęła na Sójkę.

– Czy teraz jesteś zadowolona? – zapytała ironicznie. Klacz, oczywiście, nie odpowiedziała, ale w jej mądrych oczach Ava ujrzała przyganę i lekko się stropiła. Już nie raz miała okazję przekonać się, że Sójka wie i rozumie dużo więcej, niż można by się spodziewać po zwykłym koniu.

– Przepraszam – mruknęła dziewczyna, moszcząc się w siodle. – Jedźmy dalej.

Klacz ruszyła, ostentacyjnie przechodząc jak najdalej od miejsca, gdzie leżał martwy kot. Ava przewróciła oczami.

Kilkanaście minut później dotarły do sporej polany. Na skraju lasu, w odległości kilkudziesięciu metrów od wioski Ava zauważyła duży, wypalony okrąg. Pozostałość stosu. I klacz i jej właścicielka od razu wyczuły, że coś jest nie w porządku. Gdy przejeżdżały, ludzie patrzyli na nie z niechęcią i wrogością. Spojrzenia niektórych wręcz wydawały się krzyczeć: "Wynoś się stąd!".

– Nie podoba mi się to miejsce – mruknęła Ava do ucha Sójki.

Klacz, naturalnie, nie odpowiedziała.

***

O ile w wiosce atmosfera była nieprzyjemna, o tyle w gospodzie rzecz miała się całkiem inaczej. Panował tam zwyczajny gwar, typowy dla miejsca, gdzie ludzie schodzą się po całym dniu pracy i gdzie pragną zapomnieć o codziennych zmartwieniach. Było więc kilku pijaczków siedzących w ciemnym kącie nad wspólną butelką, byli mężczyźni w sile wieku, każdy z własnym kubkiem piwa, rozprawiający o konfliktach z pobliskimi wioskami, była karczmarka o wydatnych, pulchnych kształtach, zbierająca klapsy i uszczypnięcia od co bardziej wstawionych klientów i był, ku uciesze Avy, całkiem przystojny i całkiem młody oberżysta, który nie omieszkał dokładnie jej się przyjrzeć, gdy tylko weszła. Nie on jeden, zresztą. Większość ludzi obecnych w gospodzie na chwilę przycichła, patrząc na nią podejrzliwie. Ava przywykła już do takich zachowań. Mieszkańcy wiosek rzadko widywali obcych, a co dopiero młode dziewczyny z mieczem u pasa. Nie zwracając więc uwagi na krępującą ciszę, ruszyła żwawo do szynku i chwilę później siedziała już przy stole z miską gorącej zupy, połową bochenka chleba, kawałkiem pieczeni i – a jakże – kubkiem grzanego wina.

Jedząc, przyglądała się ukradkiem mieszkańcom wioski. Szybko zorientowała się, że ich wesołość i rozluźnienie są tylko pozorne. Wielu z nich rzucało krótkie, nieprzychylne spojrzenia w stronę jednego z mężczyzn siedzących przy wejściu. Wydawało się, że nawet karczmarka niechętnie się tam zbliża.

Ava przyjrzała się mężczyźnie, popijając wino. Nie wyróżniał się niczym szczególnym. Wyglądał na jakieś trzydzieści pięć lat, był wysoki, potężny, miał długie do ramion brązowe włosy i szeroką twarz pokrytą kilkudniowym zarostem. Popijał piwo z kubka i co jakiś czas omiatał salę groźnym spojrzeniem.

Ava machnęła ręką w stronę karczmarki.

– Jeszcze jeden kubek wina – powiedziała, rzucając na stół monetę. – Przy okazji, bądź też tak dobra i powiedz mi, dlaczego wszyscy obserwują tamtego mężczyznę – ruchem głowy wskazała bruneta. Kobieta zerknęła trwożnie we wskazanym kierunku i przysunęła się bliżej Avy.

– Jego córka jest przeklęta, pani – oświadczyła konspiracyjnym szeptem. – Zabiła swojego sąsiada i jego dwóch synów. Rzuciła na nich urok i i wszyscy trzej padli jak muchy! Pozabijała też większość zwierząt we wsi!

– Urok? – Ava uniosła brwi. – Jaki urok?

– Tego nikt nie wie, pani. Ale kilka dni temu, kiedy jej ojciec wszedł do stodoły, ona tam siedziała ze szczeniakiem na kolanach i płakała, a oni leżeli dookoła niej, zupełnie martwi.

Ava milczała przez chwilę, intensywnie rozmyślając, po czym wstała gwałtownie.

– Wino nie będzie potrzebne – powiedziała zaskoczonej karczmarce, po czym ruszyła w stronę mężczyzny. Usiadła naprzeciw niego i uśmiechnęła się promiennie.

– Ktoś ty? – warknął tylko w odpowiedzi, mierząc ją wrogim spojrzeniem.

– Nazywam się Ava Barring – odrzekła – i jestem najemniczką. Mam do ciebie sprawę.

– A jaką to sprawę może mieć do mnie najemniczka? – mężczyzna parsknął ironicznym śmiechem. – Do tego kobieta! Daruj, ale nie mam żadnych problemów wymagających użycia miecza… o ile to, co zwisa u twojego pasa, to faktycznie miecz, a nie drewniana zabawka.

Ava skrzywiła się lekko. Bardzo nie lubiła, gdy ktoś oceniał ją ze względu na płeć. Uśmiechnęła się jednak z wysiłkiem, powstrzymując złośliwości cisnące się na język. Stawka była zbyt wysoka.

– Ludzie gadają, że twoja córka jest przeklęta – powiedziała lekko.

Twarz mężczyzny natychmiast stężała.

– Nic ci do tego, co gadają o mojej córce, najemniczko. Na nic mi się nie przyda twoja pomoc, więc odejdź stąd i daj mi spokój.

– Będziesz zdziwiony, jak bardzo może ci się przydać moja pomoc. Nie jestem zwykłą najemniczką. Nie jeżdżę po królestwie tylko po to, by wymachiwać mieczem i zabijać wrogów możnych tego kraju. – uśmiechnęła się szerzej, widząc, jak na jego twarzy pojawia się zrozumienie i niedowierzanie. – Jestem najemną wiedźmą.

Koniec

Komentarze

Nieźle, jak na debiut. Przynajmniej jak na razie treść jest bardzo schematyczna, standardowa - chce się napisać - ale porząnie wykonana. Nie porywająco, ale też bez poważniejszych błędów, a to już coś. W dalszym ciągu jednak przydałby się powiew świeżości. No i tytuł, na wszystkich bogów, postarajże się o choć odrobinkę ambitnieszy tytuł!

Z konkretnych zarzutów:
Jabłkowita klacz, nie jabłkowata.

Proszę, nie używaj wyrazu "barman" w opowiadaniach fantasy. To bardzo współczesne zapożyczenie. Językowi takich tekstów dobrze robi trochę archaizmu, więc znacznie lepiej pasować będą bardziej staroświeckie określenia: "gospodarz", "karczmarz" lub "szynkarz". Podobnie "ladę" nazywano dawniej wyrazem "szynk".

Mimo tych uwag, zrobiłaś niezły początek. Oby tak dalej. :)

W pierwszej części, przed gwiazdkami, aż trzy razy napisałaś "nie odpowiedziała". Spróbuj urozmaicić te zdania.
(...) w stronę jednego z mężczyzn siedzących przy wejściu. --- a w dalszym ciągu staje się jasne, że siedział przy wejściu sam. Więc nie był jednym z mężczyzn. Spróbuj poprawić.
Barman w gospodzie? Rażący anachronizm. Spróbuj zmienić na coś "z epoki".
Poza tym nic nie wpadło mi w oko. Co do samego opowiadania --- z części pierwszej niewiele wynika, więc  nic nie napiszę. Zaczęłaś standardowo, trzeba zobaczyć, czy dalej nie będzie ciekawiej...

Całkiem przyjemny tekst. Skusił mnie tytuł, który zdawał się obiecywać historię związaną z mieczem, a jak się okazało, to jest w niej też troszkę magii :) Zaintrygowała mnie ta cała "najemniczka" i zapewne sięgnę po kolejne części, bo na takowe się właśnie zapowiada. Jeśli mam się czepiać, to troszkę koślawo wychodzą Ci zdania wielokrotnie złożone - radziłbym rozbijać je na kilka krótszych, które łatwiej przyswoić ;) Dialogi wydały mi się nieco naiwne, ale to żaden wielki zarzut - mogę być zwyczajnie przewrażliwiony.
Całość zaliczam na plus, szczególnie, że rzadko trafiam tu na teksty w podobnych klimatach ( w których się lubuję i, w których sam piszę ). Jeśli miałbym oceniać, dałbym dobrą czwórkę ;)
Pozdrawiam i czekam na kolejne części :)
Poniżej zamieszczam kilka uwag:

parsknęła jednak wymownie i dalej nie ruszała się z miejsca. - dalej nie ruszyła się z miejsca, brzmi jakoś tak niekoniecznie trafnie. Nie jest źle, ale może by to jakoś zmienić? Np. "parsknęła jednak wymownie, (wciąż) nie ruszając się z miejsca."
Powtarzasz w kolejnych, następujących zaraz po sobie zdaniach "ukradkowe" i "ukradkiem", wypadałoby coś z tym zrobić, bo troszkę razi w oczy.

"Do wioski dotarły kilkanaście minut później. Obie - klacz i jej właścicielka - od razu wyczuły, że coś jest nie w porządku. Gdy przejeżdżały, ludzie patrzyli na nie z niechęcią i wrogością. Spojrzenia niektórych wręcz wydawały się krzyczeć: "Wynoś się stąd!". Na skraju lasu, w odległości kilkudziesięciu metrów od wioski Ava zauważyła duży, wypalony okrąg. Pozostałość stosu."
Mylące. Co bylo najpierw - przejechała weś  czy znalazla stos? Wystarczało zastosowac akapit i jeden wyraz więcej, i sprawa byłaby jasna. 
"Do wioski dotarły kilkanaście minut później. Obie - klacz i jej właścicielka - od razu wyczuły, że coś jest nie w porządku. Gdy przejeżdżały, ludzie patrzyli na nie z niechęcią i wrogością. Spojrzenia niektórych wręcz wydawały się krzyczeć: "Wynoś się stąd!".
Dalej, na skraju lasu, w odległości kilkudziesięciu metrów od wioski Ava zauważyła duży, wypalony okrąg. Pozostałość stosu." Rozumiem, że gospoda byla za wioską ( patrżąc z kierunku, z ktorego nadjeżdżala Ava). 
Podobnie jak barmana, z tekstu nalezy wyrzucic kelnerkę.
 Do zastanowienia - włlozyla chusteczkę do juków? Raczej do sakwy przy siodle.
Sprawnie napisane. I ładnie. Ostatnie zdanie nęci czytelnika,bo przynosi element tajemnicy. Rdozi się pytanie -  a co będzie dalej? A co bedzie dalej, zobaczymy...
Dobry debiut.

Dziękuję pięknie, większość już poprawiłam, mam nadzieję, że teraz jest nieco lepiej :)

na wstępie nieco gratulacji - wierz mi, że naprawdę niewiele debiutów zbiera tak pozytywne recenzje, jak twój. już to mówi samo za siebie.
po przeczytaniu, zaśmiałem się nieco ironicznie. wszakże tekst ten to istny festiwal stereotypów. mamy głośną karczmę, cycatą (i podszczypywaną) dziewoję i samotnego wędrowca, z gatunku wiedźminowatych. na szczęście, jest to całkiem dobrze napisany festiwal stereotypów.
fabuła nie grzeczy oryginalnością, ale tekst czyta się lekko i mimo stereotypowości, czytelnik ( a przynajmniej ja) chciałby przeczytać część następną.
życzę więcej udanych tekstów. 4/6

Początek przygód wiedźminy?

Dobrze napisane i całkiem interesujące. Lubię klasyczne fantasy i czekam na ciąg dalszy :)

Początek dość standardowy, ale ładnie i umiejętnie napisany. Zachęca do dalszej lektury.

Pozdrawiam.

spodobało mi się.Szczególnie końcówka

Ładnie napisane i dobrze się czyta :) Aż żal, że tak szybko się skończyło!


Lubię wiedzieć, kto czyta moje opowiadanie, więc przeczytałem Twoje. Przeczytałem z przyjemnością. Dobrze piszesz, pomysł też przypadł mi do gustu. Wiedźminka - czemu nie?
Pozdrawiam

Mastiff

No faktycznie, czyta się jak "Wiedźmina".. Ale czy Milika zaskoczy czymś więcej czy tylko poprawnością?
Mam nadzieje czymś ponad to;]

Milika zaskoczy (taką ma w każdym razie nadzieję :)) ale dopiero po maturze ;<

Nowa Fantastyka