- Opowiadanie: TyraelX - Potęga jest względna

Potęga jest względna

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Potęga jest względna

Murden stracił magiczne zdolności. Nieodwołalnie. Był ofiarą wypadku, który zupełnie pozbawił go Pierwiastka Słów. Zwyczajne – acz okrutne – zrządzenie losu.

 

Z dochodzenia lokalnej Służby Strażnicy wynikało, że ktoś bardzo nieudolnie rzucił zaklęcie Negativos – chcąc uzdatnić zaklętą wodę w studni. Niestety – zbyt silne Słowo, zamiast pozbawić ją Pierwiastka, sprawiło, że stała się eliksirem antymagicznym. Oczywiście, po wielokrotnych zgłoszeniach o zatruciu antymagią, lokalny magistrat przywrócił wszystko do normy, jednak szkód, wyrządzonych w ciele Murdena (i kilku innych pechowców, którzy zdążyli się napić), nie dało się cofnąć. Murden nie potrafił już stworzyć najprostszej osłony termicznej przed mrozem, nie mógł nawet odpalić lampy naftowej poprzez pstryknięcie palcami. We współczesnym społeczeństwie Magia była powszechna jak powietrze i cały rozwój cywilizacyjny był na niej oparty. Dlatego, dla osób pozbawionych Pierwiastka – de-magów – nie pozostawało w nim dużo miejsca.

 

Teleportacja do rodziców, mieszkających zaledwie cztery poziomy wyżej w Wieży Empiru, ochrona przed przypadkowym wejściem w któryś ze strumieni transportowych, podgrzanie mleka na śniadanie, oczyszczenie ciała z klątw dnia codziennego, przeniknięcie przez ścianę do komory łazienki… Dla Murdena te najprostsze czynności okazały się niewykonalne. O wszystko musiał prosić innych – z jednej strony duma nie pozwalała mu na to, z drugiej – nie miał innego wyboru. Co prawda istniał program pomocy de-magom, ale sprawdzał się głównie na zwojach – w rzeczywistości był to zbiór martwych przepisów, rzadko przestrzeganych i wdrażanych w życie.

 

Murden z dnia na dzień stracił pracę – był wybitnym kopierem, nikt w jego cechu nie potrafił tak szybko i dokładnie zwielokrotniać zwojów i ksiąg. Jako jedyny w Wieży Empiru miał uprawnienia i zdolności do kopiowania zaklętych pism urzędowych – co za ironia losu, to właśnie on pomnożył Obwieszczenie Ministerstwa „De-magowie są wśród nas – Powszechny Program Pomocy" – zwany potocznie PPP.

 

Dalej poszło już z górki – dziewczyna odeszła, znajomi materializowali się z wizytami coraz rzadziej – nagle stali się bardzo pracowici i wiecznie nie mieli czasu. Na szczęście – najlepszy przyjaciel nie zawiódł i nie zostawił go w potrzebie. Teleportował się do Murdena każdego dnia, pomagał we wszystkim – ale Murden miał świadomość, że Kaleos też ma życie, pracę i prawo do czasu wolnego – nie chciał się narzucać. Znali się praktycznie od urodzenia, byli najlepszymi kumplami – wspólnie bawili się od najmłodszych lat w znikanego lub w berka w zielonych chmurach Empiru, wspólnie wstąpili do akademii w sąsiedniej Wieży Durian, potem do Gildii Wyższej w Wieżach stolicy, razem ukończyli terminy i zostali kopierami. Murden bał się nadużyć dobrego serca Kaleosa. Nie chciał być jego „koniecznością w przyjaźni".

 

Kaleos nigdy mu nie odmówił pomocy, ale Murden doskonale widział, jak przyjaciel szukał kompromisów, aby pogodzić prywatne życie z pracą i opieką nad nim. Dostrzegał zmęczenie na twarzy przyjaciela, zauważył, że na wszystko zaczynało brakowało mu czasu.

 

Po czterech miesiącach Murden podjął decyzję – pójdzie do Ośrodka PPP. Obiekty te z założenia miały być przystosowane do potrzeb pensjonariuszy. Zbudowane inaczej, niż pospolite Wieże, miały co najwyżej 30 poziomów, połączonych ze sobą schodami. Nikt, oprócz de-magów, nie używał dziś schodów – w dobie powszechnej teleportacji schody nie były po prostu potrzebne. Łazienki posiadały drzwi – kolejny relikt z zamierzchłych czasów, ale tutaj konieczny, jeśli de-mag chciał mieć chwilę prywatności. W kuchniach zawsze można było spotkać Dyżurnego, dbającego o to, by przynajmniej jeden palnik naftowy płonął – a jeśli zgasł – Dyżurny pomagał rozpalić węgle pod kotłem Słowem Ignitio. W PPP panował całkowity zakaz magicznego brudzenia, w tym rzucania uroków i klątw (nie dotyczył on naturalnie pracowników ochrony obiektu) – a zwykły brud trzeba było usuwać z ciała jak prymitywni przedwieczni – wodą z mydłem. Tylko najprostsze, najbardziej podstawowe potrzeby pensjonariusze de-magowie mieli zapewnione na koszt Empiru – jeśli byli ubezpieczeni i płacili podatki.

 

Murden początkowo nie mógł się odnaleźć w zupełnie nowej rzeczywistości – był praktycznie całkowicie zależny od innych. Okropnie się z tym czuł. Przez krótką chwilę chciał nawet skorzystać z prawa do eutanazji. Jednak pewnego dnia, na korytarzu (to takie dziwne miejsce, łączące 2 izby ze sobą – cóż za marnotrawstwo powierzchni!), spotkał sędziwego de-maga. Staruszek siedział sobie spokojnie na taborecie i zagadkowo uśmiechał się. Murden, jak i wszyscy inni de-magowie w ośrodku, słyszał o nim – wiedział, że staruszek był upośledzony magicznie od urodzenia. Jak ktoś, pozbawiony przez całe życie Pierwiastka, mógł być tak pogodny? Staruszek zauważył młodzieńca i – jakby instynktownie wiedząc, co chodzi Murdenowi po głowie – odpowiedział na niezadane pytanie:

 

– Młodzieńcze, wiem, że ci trudno, że czujesz się jak inwalida, ale pomyśl – masz obie ręce i nogi. Słyszysz, widzisz i mówisz, ogólnie jesteś zdrów – czego chcesz jeszcze?!

 

– Magii! Jak można bez niej żyć!

 

– Chłopcze – uśmiechnął się dobrotliwie dziadek – wśród ślepców jednooki jest królem… Chodź ze mną.

 

Chwycił go za rękę, wyszli na podjazd… i znaleźli się w innym świecie. Świecie bez magii, gdzie Wieże były śmiesznie niskie, co najwyżej stupoziomowe. Gdzie ludzie nie umieli latać i wykorzystywali do tego srebrne, hałaśliwe ptaki. Tłoczyli się w wielkich stalowych gąsienicach, co chwila zagłębiających i wynurzających się z ziemi. Ziemi, pokrytej czarnymi, jak zastygła lawa, rzekami – po których poruszały się dziwne, małe budowle na czterech kauczukowych balonach. Murden był zdezorientowany, nie wiedział, czy śpi, czy ktoś rzucił na niego zaklęcie Imaginaris. Spojrzał na dziadka – ten był zdecydowanie realny, więc to nie mogła być halucynacja. Starzec nadal uśmiechał się ciepło, prowadząc go za rękę przez las w środku miasta.

– Spójrz – powiedział miękkim głosem – oto świat, który stworzyłem dwadzieścia tysięcy lat temu. Nazywa się Ziemia, a jej mieszkańcy to ludzie.

– Kim jesteś? – zapytał bardziej machinalnie, niż z ciekawości, bo i tak znał już odpowiedź. – Co tu robimy?

Staruszek nie odpowiedział, tylko delikatnie pociągnął go za rękę. Znów byli w innym miejscu – to musiała być klinika. Murden widział ludzi bez nóg, bezwładnie leżących na łóżkach.

Staruszek ścisnął lekko rękę młodego de-maga – znaleźli się w kolejnej klinice – ludzie chodzili tu po omacku, mimo iż oczy mieli otwarte, a słońce wdzierało się przez okna przepięknym blaskiem do budynku. Ludzie najwyraźniej dotknięci byli klątwą ślepoty.

Starzec ponownie pociągnął Murdena za rękę – tym razem przenieśli się do dużej, okrągłej sali – grupka zgromadzonych nie używała słów, do komunikacji służyły im gesty dłoni i rąk.

Dziadek nagle dźgnął palcem w ramię swojego towarzysza. Zapanowała ciemność i niezmierzona cisza. Murden nie wiedział, co się dzieje. Czuł za to wielki ból. Nie mógł się ruszyć. Próbował machać rękoma, krzyczeć… ale w otaczającej go pustce nie usłyszał nawet szmeru.

Staruszek Bóg pojawił się w jego umyśle, jak zwykle uśmiechając się spokojnie.

– Dziecko moje – teraz wiesz, jak czuje się prawdziwy inwalida. Jesteś sparaliżowany, ślepy i głuchy. Czy teraz rozumiesz?

Murden był przerażony. Czy to kara za dotychczasowe życie? Przecież nie był złym magiem.

Ciemność, cisza, bezwładność i ból… Był jak mrówka, rzucona do zimnego oceanu – zupełnie bezradny.

– Czy teraz rozumiesz?…

 

Znów był w korytarzu ośrodka PPP, widział taboret, na którym jeszcze kilka minut temu siedział Staruszek. W głowie słyszał ciepły, spokojny głos: „Pamiętaj, chłopcze – wśród ślepców jednooki jest królem – ciesz się z tego co masz. Bo dla kogoś innego może to być szczytem marzeń".

 

 

Koniec

Komentarze

Ciekawe. Dobrze się czyta. Ale jakoś zakończenie do mnie nie przemówiło. Kto jest tym jednookim wśród de-magów??

Aha - czyli jednak zakończenie do poprawki - tak coś mi też "zgrzytało" w końcówce. Zastanowię się nad bardziej klarownym zakończeniem, żeby nie było wątpliwości odnośnie jednookich :)

Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.

Podobało mi się. Tekst czyta się go przyjemnie, tematycznie również bardzo mi odpowiada. Co do jednookiego, nie wiem czy dobrze zrozumiałem, ale masz na myśli to że de-mag w tak silnie magicznym społeczeństwie nadal ma rację bytu dzięki PPP? Chociaż nadal nie wiem kto miałby być ślepcem wśród magów.

Ciekawy pomysł. Jednak końcówka jest niezrozumiała, tak jak wspomniałeś trzeba ją poprawić.
A tak poza tym to są gotowe teksty, czy piszesz je na bieżąco ? Bo ostatnio wrzucasz kolejne opka na NF jak z karabinu.

Takiego pomysłu jeszcze nie spotkałem. Jestem naprawdę pod wrażeniem. Inwalida magiczny, domy opieki itd.
Jest tak sympatycznie napisany, ze chciałbym czytać dalej i dalej. Dla mnie ta historyjka jest za krótka; a zakończenie z jednookim aż prosi się, żeby facet po wielu perypetiach odnalazł swoje miejsce i cel.
Dam ci 5.

Podoba mi się historia, świat, który przedstawiasz i styl, jakim się posługujesz. Czyta się Twoje teksty bardzo przyjemnie, ale coś szwankuje w zakończeniach. Tak samo tutaj. Odczytałem morał następująco: jednooki jest sam bohater, który nie dostrzega swoich możliwości, tylko skupia się na ułomnościach, ślepcami zaś zniedołężniali pensjonariusze. Nie chwyta mnie to. Nie wiem czemu. Podoba mi się wszystko, prócz końcówki.

Nie mam gotowych tekstów. Zacząłem pisać (nie - to chyba zbyt górnolotne określenie) - zacząłem skrobać paluchami po klawiaturze jakiś miesiąc temu. Najdłużej siedziałem nad pierwszym i chyba najmniej udanym tekstem "Postaw się w jego sytuacji", a kolejne piszę i wrzucam na bieżąco. Ot, tak się bawię w wolnych od pracy chwilach :)

Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.

@uth - byłeś bardzo blisko z interpretacją zakończenia, poszedłeś o przecinek za daleko. ""Jednooki" jest sam bohater, który nie dostrzega swoich możliwości, tylko skupia się na ułomnościach". Koniec, kropka - choć to tylko część przenośni, którą chciałem tu zawrzeć... Zmienię końcówke, zmienię, ale już chyba nie dzisiaj - wena ulatnia się z każdą minutą, ustępując miejsca zmęczeniu poświątecznemu :)
@TomaszMaj - rozpieszczasz mnie :P

Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.

tak, tekst zdecydowanie nietuzinkowy. prosty i zgrabny stylistycznie. nict tu nie zgrzyta i czyta się przyjemnie. z jednej strony, gratuluję pomysłu i wykonania, a z drugiej, oficjalnie wpisuję cię na moją czarną listę - bo jestem "młodym, aspirującym pisarzem", a ty w zakresie pisarstwa z każdą chwilą stajesz się coraz bardziej konkurencyjny. 
czuję się zmotywowany do działania, ha!

a zakończenie - rzeczywiście do niszczarki 

Hehe, vyzart, szczerze mnie rozbawiłeś ;)
Tak trzymaj, chłopie - uczciwa konkurencja może nam wyjść tylko na dobre - a przy okazji można poczytać ciekawe opki :)
a zakończenie jutro będzie inne - oby lepsze. nie - z pewnością lepsze, teraz widzę, że to jest... yyy... że go właściwie nie ma :P
pzdr

Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.

Długo już nie czytałem tak prostego w ten najprzyjemniejszy sposób opowiadania. Napisane nieskomplikowanym językiem, bez zauważalnych błędów, bez zgrzytów i bez zbędnych fajerwerków. Bardzo ciekawy pomysł na historię i, choć jestem raczej fanem fantasy, gdzie miecz odgrywa pierwsze skrzypce, to łyknąłem Twoje opowiadanie bez szemrania i kombinowania.
W skrócie: bardzo mi się podobało :)
Pozdrawiam

Super, Clod. Zapraszam tu jutro (w sumie to już dziś, ale za jakieś kilkanaście godzin), zakończenie będzie lepsze od aktualnego :)
Pozdrawiam!

Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.

A jednak - udało mi się wrzucić rozbudowane zakończenie już dziś - jeśli widzicie jakieś rażące błędy - piszcie, do wieczora mogę wprowadzić korekty.
Dobranoc/dzień dobry*
* - niepotrzebne skreślić :D

Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.

Sam nie wiem. Z tym nowym zakończeniem, opowiadanie jest zupełnie inne, niż przedtem. Wszystko się poprzestawiało, ma zupełnie inny sens. Z opowiadanka zrobiła się umoralniająca baśń.
Jest dobre, niewątpliwie. Bardzo dobre.
Przypomniało mi autentyczną historię, autentycznego człowieka. Większość z Was buszuje po internecie, więc pewnie to znacie, ale pozwolę sobie przypomnieć Nick Vujicic

Wow - grzebię po internecie, ale historii Nicka Vujicica nie znałem - dzięki za link.

Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.

Przeczytałem z poprawionym zakończeniem, o wiele klarowniejsze. Miałem nadzieję na coś innego, w sumie sam nie wiem na co. Tak czy inaczej będę czytał twoje kolejne teksty.
@TomaszMaj - zgadzam się z tobą opowiadanie ma teraz zupełnie inny wydźwięk.
Pozdrawiam.

No to jeszcze raz, tym razem Nick po polsku
Już nie będę trollował na ten temat; po prostu uwielbiam tego człowieka.

@TomaszMaj i Halwor - dobrze, że zaskoczyłem was swoją wersją - ale jakiego zakończenia się spodziewaliście? Bardzo mnie to ciekawi. A pytam dlatego, że też miałem jeszcze jeden pomysł, ale postanowiłem raz użyć trochę (mam nadzieję, że nie taniego) moralizatorstwa :)

Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.

postanowiłem raz użyć trochę (mam nadzieję, że nie taniego) moralizatorstwa

Bez urazy, ale wiesz, co mówią o nadziei?

Tekst w pierwszej wersji był przyjemny i nieskończony, teraz jest przez większość czasu przyjemny i - jak dla mnie - niewiarygodnie skopany na końcu.

Nie czytałem opowiadania z pierwszą wersją zakończenia. Pomysl jest ciekawy, wykonanie niezle. Jeden mam zarzut - nadmiar myslników. Jakby tak zlikwidowa wiekszość myślników i ze zdania z jednym myślnikiem w środku po prostu zrobic dwa zdania? Byłoby lepiej. tekst bylby o wiele bardziej potoczysty i klarowniejszy.
Bardzo fajnie i prosto prowadzona narracja. Za bardzo oczywiste jest to, że staruszek na korytarzu to ktoś więcej, niż inwalida de-mag ...  I trochę  za dużo oczywistości w jego pokazywaniu innego świata.
4/6

Czego się spodziewałem? Prawdę mówiąc, to właśnie takiego morału. Wszystko do tego zmierzało. Nie wiedziałem tylko w jaki sposób do tego dojdziesz, co dziadek mu pokaże. Myślałem, że będą jakieś przygody, przeciwnosci, które pokona i dzięki czemu uwierzy we własne siły.
Jak sie nad tm zastanawiam dłużej, to widzę, że jednak z zakończeniem poszedłeś po najmniejszej linni oporu. Na skróty do celu. Taki nagły przeskok z cieplutkiej płycizny na głęboką wodę. Ale to też ma swój urok. Ja bym już niczego nie zmieniał.

Nowe zakończenie doczytałem jeszcze wczoraj i muszę przyznać, że mnie mocno zaskoczyło. Nie spodziewałem się, że całość pójdzie akurat w tę stronę i czekałem raczej na wspomnienia dziadka z przeszłości, zanim magia stała się tak "normalnym" zjawiskiem w owym świecie. Nie miałem jakiejś bardzo konkretnej wizji, ale odbiegała ona zupełnie od tego, co zaprezentowałeś. Zgadzam się z tym, co zostało już napisane powyżej, opowiadanie wciąż stoi na wysokim poziomie, jest przyjemne, ale zupełnie inne w odbiorze i, w moim odczuciu, nieco za bardzo poszło w kierunku moralizatorskim. Nie mniej, przez taki zabieg stało się jasne i klarowne, co chciałeś w tym tekście przekazać, co z jednej strony jest plusem, bo nie powoduje niedomówień, ale z drugiej strony dość mocno ogranicza możliwość własnej interpretacji.
Czekam na kolejne dzieła i pozdrawiam :)

@June - oj, zakuło z tym zakończeniem - przecież mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy. To mi źle wróży :P . Może zamieszczę za jakiś czas to samo opowiadanie z alternatywnym zakończeniem. A nadzieja, mimo iż jest matką głupców, kocha swoje dzieci :D
@TomaszMaj - i właśnie taką wersję alternatywnego zakończenia (trochę przygód itd) rozpatruję - kto wie, może z shorta zrobi się pełnowymiarowe opowiadanie? Nie wiem, czy stać mnie na takie, ale dopóki nie spróbuję - nie przekonam się :)
@Clod - jeszcze szukam złotego środka pomiędzy "interpretacyjnością" a "klarownością bez niedomówień". To dopiero moje czwarte opowiadanie, więc w kwestiach wyczucia pisarskiego nadal jestem zielony, jak niedojrzały pomidor na krzaczku.

PZDR !

Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.

oj, literówka mi się wdała - oczywiście miało być "zakłuło" ;)

Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.

Naprawdę mi się podobało. Na początku trochę za bardzo szkicowe, jakbyś opowiadał jedynie sam pomysł, nie pełną historię, ale potem potraktowałam tekst jako coś w rodzaju magicznej przypowieści - i było już lepiej. Świetny, przewrotny pomysł. 

Do połowy było fajnie: ciekawy pomysł, mnóstwo możliwości, nawet ładnie napisane, a potem się zrobił Coelho...

www.portal.herbatkauheleny.pl

Nowa Fantastyka