- Opowiadanie: rafal18500434 - Rozdział 13 - Szkoła magii

Rozdział 13 - Szkoła magii

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Rozdział 13 - Szkoła magii

Noc w tym miejscu była dziwna, przyjemna, ale zarazem i straszna. Aaron śnił o podwodnej jaskini, która była ogromna. Przypominała grobowiec, kryptę. Z łatwością mogła wejść tam setka ludzi. Na samym jej końcu coś dziwnego pobłyskiwało, wołając chłopca słowami: „ To już czas, nadszedł ten czas, przybądź, Erilu wzywam cię…" Słowa te były jakby bez dźwięku, ale jednak słyszalne, może tylko dla wybrańca? Albo to po prostu zwykłe urojenie? Nie zastanawiając się dalej, postanowił wstać. Hybrydowi zakręciło się w głowie i upadł.

– Co się dzieje? To na pewno przez te kwiaty. Naćpałem się nimi, hi, hi ,hi. Ale mam na to sposób. Orm selkareh.

Świadomość i trzeźwość umysłu natychmiast powróciła. Omiotając wzrokiem pokój, w którym się znajdował dostrzegł na szafce tace z jedzeniem, obok jakieś zawiniątko i kartkę papieru.

Nie spostrzegł, kiedy ktoś zakradł się do jego obecnej kwatery i zostawił owe rzeczy. Przeraziło go to straszliwie. Taka nieuwaga na drodze, którą podróżowali równałaby się ze śmiercią.

Śniadanie składało się z dużej ryby, obłożonej dookoła malutkimi pomidorami, które Aaron widział pierwszy raz w życiu. Miały zupełnie inny kształt niż te znane mu dotąd. Były podłużne, zakończone żółtą barwą. Wydobywający się aromat aż zachwycił hybryda, wziął pomidora na jeden kęs.

– Nie, nie będę wąchać, jeszcze znowu odpłynę. – Powiedział sam do siebie.

Po obejrzeniu śniadania, wziął kartkę do ręki, dostrzegł wypisane na nim litery, których znaczenia nie znał.

– Nie umiem czytać. – Przyznał wstydliwie sam sobie – a zawiniątko?

Rozpakował je i ku swojemu zaskoczeniu zobaczył tam nowe ubranie. Takie same, jak noszą inne elfy.

– Nareszcie! To teraz nie będę się wyróżniać, aż tak bardzo. – Dodał niechętnie.

Poczuł skurcz w brzuchu. To pusty żołądek przypomniał o potrzebie posilenia się. Zabierając tace z jedzeniem na mały stół obok, zaczął łapczywie pożerać rybę. Jednak rozkoszował się nią tylko przez krótki moment….

Chłopiec dawno nie spał w prawdziwym łóżku, aż do teraz. Co prawda było bardzo skromne, ale zawsze to lepsze niż sen na gołej ziemi, czy twardych łuskach Yaskela.

– Yaskel…

O mało nie zapomniał o nim. Jednak jakby to było możliwe? Cały głód natychmiast opuścił ciało chłopca. Przypomniał sobie te wszystkie spędzone razem chwile, treningi, porażki, męki. Wspaniałe, aczkolwiek przerażające loty, najdziwaczniej w świecie brzmiący śmiech, srogie upomnienia, szacunek darzony przez siebie nawzajem.

Aaron wziął głęboki wdech, aby się uspokoić, nie może się teraz pogłębiać w smutku kiedy nareszcie dotarł tutaj, do Elm Esaill.

– Przecież muszę to przetrwać. – Rzekł oszukując siebie pewnością w głosie.

Postanowił wziąć się w garść. Z pewnością on – Yaskel nie chciałby, aby Aaron rozpaczał. To i tak do niczego nie doprowadzi. Nie pomoże wręcz przeciwnie, tylko zaszkodzi, osłabi, wyprowadzi z równowagi…

Wzrok hybryda spoczął na nowych ubraniu. Co prawda te kupione niedawno nie było ani zniszczone, ani niewiadomo, jak brudne, lecz zmiana stroju pozwoli wejść, wtopić się w otoczenie.

– Niczym kameleon. – Pomyślał gorzko uśmiechając się.

Co dziwne strój pasował idealnie. Lekkie spodnie, zwiewna koszulka, na którą narzucone było coś w rodzaju kamizelki, wysokie buty. Wszystko było cienkie, wykonane z dziwnego zielonego materiału. Na szczęście utrzymywało wystarczającą ilość ciepła, by nie zmarznąć, ani ugotować się w promieniach słonecznych.

– I co teraz mam zrobić? Zostać? Czekać? Wyjść? Ciężki wybór… Może chociaż wyjrzę.

Wychylając głowę zza drzwi do jego nozdrzy ponownie dostał się słodki zapach kwiatów.

– O nie, nie będziecie mnie odurzać.

Starając się jakoś zapobiec temu zapachowi, wpadł na genialny pomysł. Otóż bardzo dobrą ochroną jest magia.

– Tylko czy tarcza pomoże? A może nie odstawać od źródła magii? To jak z pragnieniem krwi, czuje magię, nie odczuwam pokusy.

Jak pomyślał tak i zrobił. Zawroty głowy momentalnie ustąpiły. Jednak tym razem poczuł upływ magii z organizmu. Najwyraźniej kosztowało go to więcej, aniżeli przypuszczał.

– Nie mogę pozostawać tutaj. Tak! – Krzyknął podekscytowany przyszłą perspektywą – No przecież miałem uczyć się w szkole magii, więc i tam się udam.

Wychodząc ze swej nowo przydzielonej, na nieokreśloną ilość czasu kwatery miał schyloną głowę, jego kruczoczarne włosy opadały dość nisko. I właśnie przypomniał sobie o najważniejszej rzeczy po jakiej poznają go wszystkie elfy.

– Ubiór na nic się nie zda, gdy wyróżniam się tutaj włosami. Wszystkie mają białe, srebrne, blond, jasny brąz, ale nikt nie ma czarnych. Przepadłem. – Ostatnie słowo wydobyło się z jego ust w dość żartobliwym sposobie.

Idąc, przypominał sobie wczorajszą drogę. Widząc pociski na niebie, zmierzał do gildii – szkoły magii. Po około dwóch godzinach dotarł na miejsce. Spodziewał się, że szkoła to raczej budynek, no cóż pomylił się. Uczniowie siedzieli na kamiennych krzesłach, które znajdowały się obok ogromnego, okrągłego wykonanego z kamienia stołu.

– YY. – Zachrząkał hybryd.

Ich głowy nagle odwróciły się do przybysza.

– Przepraszam, miałem przyjść na zajęcia… – Ciągnął zmieszany.

– Zostałem o tym poinformowany. Tak więc spóźniłeś się, nie wyznaczę ci dziś kary, bo to twój pierwszy dzień. – Odezwał się siwowłosy, z długą brodą nauczyciel.

Aaron po raz pierwszy widział starego elfa, wszystkie wyglądają albo na dwudziestojednolatków, albo około trzydziestu pięciu. Nie widział samych dzieci. Być może znajdują się w innym miejscu. Dedukował sam do siebie. Pozostali uczniowie zmierzyli go od stóp do głów, po czym obdarzyli niemiłym, wręcz obrzydliwym spojrzeniem. Ten, nie mając pojęcia, o co może im chodzić odpowiedział tym samym. Nie miał zamiaru dać sobą poniewierać jakimś elfom. Jego postawa najwyraźniej nie spodobała się, gdyż jak jeden mąż zapalili swoje oczy niczym świeczki. Chłopiec pozostawił to bez odzewu, gdyż sam nie posiadał takiej umiejętności.

– Przepraszam ale nie miałem pojęcia jak tutaj dojść.

– Nie zostałeś o tym poinformowany na papierze? – Zapytał zaskoczony, a jednocześnie oburzony elfi-nauczyciel.

– Bardzo mi wstyd, ale ja nie potrafię czytać. – Odpowiedział spuszczając głowę.

Zgromadzeni dookoła wybuchneli śmiechem, na co chłopcu zrobiło się jeszcze bardziej przykro. Jedyną osobą, która zachowała powagę był mentor oraz jeden młody elf.

– Po zajęciach praktycznych będziesz przychodzić do mnie, a ja nauczę cię tego fachu, bez niego ciężki byłby twój los tutaj. Proszę usiądź.

Aaron zajął wskazane miejsce, które okazało się być bardzo niewygodne.

– Chłopcze, jak się nazywasz?

– Aaron, proszę pana.

– Dobrze więc Aaronie nie zwracaj się do mnie w sposób „proszę pana" tak mówią jedynie ludzie. Ty nie jesteś człowiekiem, jesteś czymś ponad. Mów mi Hamilkar, gdyż takie imię noszę. Opowiedz mi wszystko co wiesz na temat magii.

– Mój mentor, którym był… – I tu Aaron przerwał – wiem, że każdy musi dokonać wyboru, który towarzyszyć będzie do końca życia. Ja go dokonałem i z tego co zauważyłem każdy zgromadzony tutaj także. Wszyscy posiadają ograniczoną ilość energii wewnątrz siebie. Jeśli zużyjemy jej za dużo, możemy umrzeć. Wampiry mają jej najmniej, następnie pół-wampiry, pół-elfy a najlepszymi w tej dziedzinie są same elfy. Za pomocą nazwy żywiołu możemy go kontrolować. Posługiwać się można także poprzez zaklęcia: Orm selkareh, Aklyt An, Rinhuex, Lemmen, Aear, Sedah, Rofath.

– Pozwól, że uzupełnię lukę. Pół-wampiry są słabsze we władaniu magią niż wampiry.

– To nie prawda! – Zaprzeczył stanowczo.

Elf uniósł wysoko brew.

– Nie? – Spytał zaskoczony zaprzeczeniem.

Aaron zmarszczył czoło.

– Nie, ja jestem pół-wampirem a przewyższam mocą mojego byłego mentora.

– To nie możliwe. Chyba, że on po prostu nie przykładał się do tego daru.

Hybryd nie chcąc ciągnąć tego dalej, skusił się na to, by pochwalić się swoją wiedzą.

– Znam jeszcze inne zaklęcia.

– Doprawdy? Jakież to?

– Lgaat oraz jedno, którego nauczył mnie Yaskel, Ethil Nath Yaskelo Eoon oraz to, które on używał.

Wszystkim na twarzy wyskoczyło zszokowanie z tymi słowami.

– Brzmi ono: Val Ecarog Risl Keloh.

Na ich twarzach wyłoniły się dziwne uczucia. Nienawiść pomieszana z zaskoczeniem, złość przemieniana w pogardę.

– Aaronie jesteś tego pewien?

– Którego? – Zapytał zmieszany, gdyż właśnie powiedział o trzech zaklęciach.

– Że szlachetny Yaskel używał właśnie tego zaklęcia?

– Oczywiście, próbował dużo razy lecz nie udało mu się to.

– Żeby to zaklęcie zadziałało musiałbyś być kimś wyjątkowym. – Powiedział tajemniczo.

Aaron doskonale wiedział, o co chodzi. Lecz mówiąc o tym, że zaklęcie nie doszło do skutku zobaczył wiele ulgi na twarzach innych uczniów.

– Powróćmy do lekcji…

 

***

 

 

– Olivier przepraszam, nie wiedziałem, że ona jest taka wolna, gdybyśmy jednak wzięli konie byłoby o wiele szybciej niż iść, biegnąc niczym ludzie.

Ten zmarszczył oczy, nie chciał krzyczeć na Jamiego, sam doskonale wiedział, że gdyby nie on, to dziewczyny nie byłoby z nimi.

– Dotrzesz do Aarona opóźniony o wiele dni, może nawet tygodni. I nie wiń za to nikogo.

– Wiem, to moja wina, a w sumie pół-wampirzycy, kiedy ona wreszcie stanie się wampirem?

– Wkrótce.

Powietrze wokół zamigotało od czerwonego światła, które zaczął tworzyć Jamie. Starał się każdego dnia trenować swą moc, by wesprzeć brata w walce, która ma nastać niebawem. Olivier, Jamie oraz Rebecca ćwiczyli razem w każdej wolnej chwili. Jej magia była praktycznie niczym. Lecz nie poddawała się, jej hart ducha udzielał się pozostałym, mobilizując do dalszych działań. Owe treningi nie były tylko magiczne, ale także i z orężem, na miecze, sztylety. Każdy walczył z czymś innym. Olivier – miecz, Jamie – cztery sztylety, Rebecca – Miecz oraz sztylet. Wszystko to przygotowywało ich do wspólnego, ostatecznego starcia, wobec wroga, znienawidzonego przez tak wiele osób. Geadar. Zostanie zniszczona, nie pozostanie nawet popiół, ani ślad, że kiedykolwiek istniało takie zgromadzenie, mające tysiące lat. Cała trójka co wieczór snuła opowieści, o tym jak oni zabiją radę, a smoki rozszarpią i spalą ich ciała. Podróżując nie spotykali ludzi, lecz tylko zwierzęta, którymi zresztą żywili się, jak najrzadziej, gdyż ich krew nie dorównywała tej ludzkiej. Pół-wampirzyca za każdym razem, gdy musiała jej spróbować wykręcała twarz w grymasie. Nie miała na nią najmniejszej ochoty, ale musiała, by stać się w pełni mocy wampirem.

– Czuje, że zbliża się wojna, która rozleje się niczym fala krwi i koszmaru.

– Olivier, skąd te przypuszczenia? – Spytała.

– Już bardzo dawno temu Venatorzy wyruszyli, by chwytać smoki, w miastach są ludzie, którzy łapią i mordują pół-magiczne osoby. Aaron zapewne dotarł do Elm Esaill i to na pewno nie umknęło na uwadze Geadar.

– Ale skąd mieliby wiedzieć? – Spytał zdezorientowany Jamie.

– Widzisz… To jest tak, że… Mają tysiące lat, wystarczająco by zdobyć cenne artefakty, wyszkolić się doskonale w magii, w każdym fachu.

– Tak, dobrze. Powiedz mi co to ma wspólnego z tym, że mieliby wiedzieć co się dzieje, akurat tutaj? – Ciągnął chłopiec.

– Jak już mówiłem mogli zdobyć artefakty, które pozwalają im widzieć wszystko, na co nie jest nałożona ochronna bariera.

Jamie w teatralnym geście przełknął ślinę.

– Czyli gdyby chcieli mogliby pojawić się tutaj i nas powyrzynać?

– Tak. – Powiedział mentor współczującym tonem, myśląc o przyszłości.

– A co z magią? – Tym razem spytała Rebecca.

– Skoro mieli na nią taką ogromną ilość czasu, mogli z łatwością wyszkolić się w najwyższym jej stopniu. I tu nie tylko chodzi o magię żywiołów istnieje o wiele gorsza i potężniejsza.

Oboje błyskawicznie zwrócili wzrok na nauczyciela.

– Silniejsza?

– Gorsza?

– Tak. Mam na myśli nekromancję. Przywoływanie zmarłych zza grobu. Cena za nią jest za wysoka, by ta dziedzina była dostępna każdemu.

– A ty skąd o tym wiesz? – Podejrzliwie zapytał Jamie.

– Mam trzysta trzydzieści lat, przez ten okres dowiedziałem się o wielu rzeczach.

Ton, jakim mówił wydał się podejrzany chłopcu. Jego odpowiedź nie uspokoiła go. Miał wrażenie, że Olivier okłamuje go. Lecz postanowił, że nie wspomni o swoich przypuszczeniach, by możliwe nie wywołać wilka z lasu. Gdyby miał rację mentor z łatwością zabiłby go, Rebece, Aarona. Szybko odrzucił tą myśl. Była zbyt okropna – perspektywa śmierci w tak młodym wieku. Dwie myśli zaprzątały chłopcu głowę i jedną z nich postanowił poruszyć.

– Mam do was pytanie. Zauważyłem, że z mojej sakwy z dnia na dzień giną pieniądze. Nie są tu duże sumy, zwykłe brązowe monety, lecz jednak…

Pozostała dwójka zastygła w bezruchu.

– Jesteś pewien? Może po prostu masz gdzieś dziurę, albo gdy kładziesz się spać rzemyk popuszcza i się wysypują. – Dedukował Olivier.

– Albo… – Wtrąciła Rebecca, lecz nie dokończyła, bo nie miała pojęcia co powiedzieć.

– Albo? – Powtórzył za nią Jamie.

– Y… m… hm… może leśne stworki cię okradają.

Wszyscy wybuchli śmiechem.

– Nie mniej jednak monety giną, dziś wieczorem dokładnie sprawdzę zawiązanie.

– Przekonamy się niebawem czy znowu ktoś cię okradnie, bądź sam upuścisz jakąś monetę.

– Dobrze, porzućmy ten temat. Jestem cholernie ciekaw, co dzieje się u Aarona.

– Nie tylko ty. – Powiedział Olivier.

– A ja chciałabym go poznać! – Zapiszczała Rebecca.

 

 

 

***

 

 

– Już całkiem nieźle zaczynasz sobie radzić z pisaniem. Myślę, że jeszcze tydzień czasu i będziemy mogli zaprzestać tej nauki. – Powiedział siwy Hamilkar.

– Tak mentorze. Cieszę się, że będę potrafił czytać.

Aaron obdarzył go ciepłym uśmiechem w podzięce.

– Lecz jedna myśl zaprząta moją głowę, miałem zostać wezwany przed oblicze pary królewskiej. Było to tak dawno temu, a nadal nie otrzymałem żadnej wiadomości.

– Nie lękaj się, król na pewno nie zapomniał. Po prostu jego głowę zajmują tysiące spraw. Między innymi królestwo i to co czeka nas wszystkich niebawem. Lecz nadal nie rozumiem dlaczego szlachetny Yaskel chciał oddać ci smoczą potęgę.

Aaron nikomu nie przyznał się, o tym, że jego smoczy nauczyciel uważał go za Erila. Nie chciał tego mówić, w głębi ducha miał nadzieje, że i on o tym zapomni.

Dni chłopca wyglądały w następujący sposób: wstawał rano, jadł śniadanie i ruszał do gildii, by uczyć się. Nauka ta trwała bardzo długo, w między czasie każdy posilał się dwa razy. Następnie wszyscy udawali się by walczyć mieczami oraz szkolić strzelanie z łuku. Chłopiec z niewiadomych przyczyn musiał zrezygnować z jednego miecza i posługiwać się tylko jednym. Zastanawiało go dlaczego… Już wolałby szkolić się w półtora-ręcznym, niż w jednoręcznym, ale wstyd było mu prosić o inny oręż. I tak wszystko miał za darmo. Następnie udawał się na naukę pisania i czytania. Po tychże ćwiczeniach miał parę godzin dla siebie, by pozwiedzać, a następnie wracał do swojej kwatery i kładł się sfatygowany spać. Lecz tak naprawdę dopiero wtedy, gdy miał czas na myślenie, nie przestawał rozmyślać o wszystkich minionych dniach. Ciągle zastanawiał się czy Jamie jeszcze żyje, czy nie został schwytany…

Zwiedzając Elm Esaill natknął się na wiele dziwactw, o które musiał zapytać Hamilkara. Między innymi o wielkie, rosnące za miastem drzewa, których kolor pni znacznie różnił się od reszty. Całe setki żółtych drzew, których liście emanowały czerwoną poświatą. O jednorożce, wielki wodospad u podnóży, którego leży piękna otwarta toń wodna. O to gdzie podziewają się smoki, śpią, jedzą, żyją… Ogród, którego woń ogłupia i wiele innych.

Siedem dni później…

– Doskonale nareszcie umiesz pisać i czytać.

– Dziękuję mistrzu. Znalazłem jeden sposób, który jest bardzo przydatny.

Ten zwrócił ku niemu wyblakłe, niebieskie oczy, jednocześnie unosząc brwi.

– Jeżeli nie potrafię przeczytać jakiegoś słowa, mówię każdą jego literę i słucham brzmienia. Dziwne ale skuteczne.

Hamilkar przyznał mu rację.

– Dobrze, więc wracaj już do siebie.

– Mistrzu…

– Tak?

– Mam kilka pytań.

– Usiądźmy, posłucham i postaram się odpowiedzieć.

Elf wskazał rękoma dwa krzesła, na których mieli spocząć. Aarona zastanawiało, dlaczego nie nosi ze sobą miecza, tylko zwisa na ścianie. Była to piękna broń. Błyszczące, ostre niczym kły smoka ostrze. O rdzawym kolorze, zakończone piękną, złotą rękojeścią, na końcu której pobłyskiwał szafir. Chłopiec z całych sił pragnął dotknął tej broni, lecz po raz kolejny wstydził się zapytać.

– Słucham?

Wybity z toku myślenia, jakby przestraszony drgnął i zaczął:

– Zastanawiają mnie te drzewa daleko za zabudowaniami, mają żółty kolor i czerwone liście, a dochodząc tam czuć jakby czyjąś obecność, jak gdyby żyły.

– Iście prawdziwe są twoje domysły. Te drzewa noszą nazwę Nerlom. W ich pniach żyją poległe w chwale i śmiercią naturalną elfy. Gdy schodzimy z ziemskiego padołu, nasze dusze wchodzą w to, co kochamy najbardziej czyli naturę, drzewa. Zostajemy tam uwięzieni do końca, dopóki ktoś nie unicestwi naszego Nerlom. Dokładnie to nie wiemy, co dzieję się po ścięciu drzewa, gdyż jeszcze nigdy do tego nie doszło. Nasze duchy są tam, by udzielać rad i przestróg zagubionym.

– To wiele wyjaśnia, ta magia, którą tam czuć… Kiedy zakwitnie Ganas i dlaczego woń kwiatów ogłupiała mnie?

Ten zmarszczył czoło, szukając odpowiednich słów.

– Może zacznę od ich zapachu. – Mówił wolno, sprawiając wrażenie zmęczonego – jest to dla mnie dziwne, że sprawiały ci nieprzyjemność. Dla nas z każdym zapachem zaciągniętym w ogrodzie, czujemy przypływ siły. Jest to wręcz niemożliwe, by „ogłupiały" nas, nie wiem dlaczego tak się dzieje, być może jest to za sprawą twojego pół-wampirzego potencjału. Ganas… Pamiętam, jak zakwitło, gdy. – Zasmucił się na chwilę, lecz dalej kontynuował – większość smoków została wymordowana, kolejnym razem, gdy nastąpiła rzeź Lohxiw's, ostatnim razem siedemnaście lat temu. Każdorazowo kwiaty owej rośliny wyglądają inaczej. Lecz zawsze są równie piękne.

– Mistrzu, pamiętasz unicestwienie smoków przez wampiro-smoka?! – Wykrzyczał zdumiony chłopiec.

– Było to tak dawno temu, a czuję jakby minęła dopiero jedna pełnia księżyca.

– Dziwne. – Szepnął do siebie hybryd.

– Nie dosłyszałem. – Powiedział Hamilkar, robiąc głupią minę.

– Siedemnaście lat temu, wtedy się urodziłem. Gdzie podziewają się te wszystkie smoki? Rzadko któregokolwiek widać. – Ciągnął dalej.

Elf roześmiał się, odsłaniając szereg białych zębów.

– Chłopcze to nie są zabawki. Żyją, latają, śpią, jedzą, kopulują, gdzie im się podoba.

Aaron skarcił się w duchu.

– Pytaj dalej.

– Mogę iść popływać pod wodospadem?

Elf drgnął.

– Możesz, lecz nie jest to wskazane.

– Dlaczego?

– Głupio mi mówić na ten temat.

To tylko zachęciło Aarona do wędrówki.

– Dziękuje za udzielenie mi odpowiedzi. – Powiedział chytrze uśmiechając się.

– Pytaj, jeśli tylko chcesz.

Odchodząc, jeszcze raz spojrzał, w stronę arcydzieła wiszącego na ścianie i zamknął za sobą drzwi.

– Dzisiaj tam pójdę. Mogę czy nie, ale muszę się tam udać. Nie! Zapomniałem zapytać o jednorożce… Eh, postaram się pamiętać następnym razem. A może Varro mi odpowie.

Jak postanowił tak i zrobił. Szedł żwawo, by zajść tam, jak najprędzej. Musiał jeszcze wrócić do swojej chaty i wypocząć przed kolejnym dniem. Nie mogąc się doczekać, zaczął biec, aby przyśpieszyć dotarcie. Z każdym krokiem mniejsze drzewa ustępowały większym. Na ich gałęziach podejrzliwie przyglądały się chłopcu białe sowy, których kolor oczu przypominał płynne złoto. Były straszne, gdyby miał czas, możliwe że chciałby je złapać, lecz nie pora na to. W oddali usłyszał kojący szum wodospadu.

– Nareszcie. – Pomyślał ucieszony.

Ostatnie wielkie drzewo zasłaniało drogę na polanę. Wybiegając z lasu, ujrzał to, co na tak długo czekał. Wodospad huczał. Jego opadająca woda, brutalnie uderzała o kamienie, leżące u podnóży. Dookoła rosła krótka trawa, nieopodal leżały dwa ogromny głazy, z których można z łatwością wskoczyć do wody. Chłopiec nie czekając dłużej, zaczął się rozbierać. Będąc nagim, wskoczył. Woda delikatnie ocierała ciało. Chciał zanurkować i zrobił to. Odkrył, że na dnie spoczywała trawa, która była nieco dłuższa niż ta na brzegu. Nie było widać ani jednej ryby, a ciecz była na wpół przejrzysta przez wodospad. Hybryd wynurzył się i postanowił zrobić hiperwentylację. Wziął trzy ogromne wdechy i wydechy, a czwarty uwięził w organizmie. Płynął w dół, wyrównując ciśnienie w uszach. Przerażony odkrył, że nie widać dna, było tam cholernie głęboko. Zdając sobie sprawę, że powoli kończy mu się tlen, rozpoczął wynurzanie, lecz w odległości dostrzegł cień rudych włosów. Zląkł się tym. Elfy nie mają tego koloru, nie wiedział co, kto to może być. Musiał to sprawdzić. Mimo kończącego się powietrza, postanowił popłynąć w tamtym kierunku. Istota poruszała się niezwykle sprawnie, lecz Aaron, kochał wodę, więc łatwo nie dał za wygraną. Zaczął pędzić. Powoli doganiał i spostrzegł, że jest to ona. Kobieta. Włosy sięgały jej pleców, pięknych pleców. Skóra miała kolor nieco ciemny. Jak gdyby leżała na słońcu całymi dniami. Eril pierwszy raz w życiu widział tego typu skórę – mulatka. Nie zniechęciło go to ani na chwilę, wręcz przeciwnie. Nagle po całym jego ciele, od stóp do głów przeszło mrowienie, a w głowie poczuł wirowanie. Zatrzymał się, wisząc w toni. Mdlał, próbował o resztkach świadomości wynurzyć się, lecz każda część ciała odmawiała mu posłuszeństwa…

Koniec

Komentarze

Tekst nie zachęcił mnie do przeczytania do choćby do połowy. Do poprawy. Chwilowo nie będę go zdanie po zdaniu rozkminiać, co źle, może później. To, czym straszy ten tekst, to ogromny problem z przecinkam.

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Tekst nie zachęcił mnie do przeczytania choćby jego połowy - znaczy się

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

W porównaniu z poprzednimi częściami jest postęp. W twoim przypadku to chyba do 13 razy sztuka. Ale wciąż zdarzają ci się takie zdania -  wszystkim na twarzy wyskoczyło zszokowanie z takimi słowami.


 - Na wszystkich twarzach malował się wyraz niedowierzania. - Chyba lepiej? Zszokowanie nie pasuje tutaj gramatycznie.

Agroelingu, a co powiesz na to:
Elf wskazał rękoma dwa krzesła, na których mieli spocząć. Aarona zastanawiało, dlaczego nie nosi ze sobą miecza, tylko zwisa na ścianie.
Kto, Twoim zdaniem, zwisa na ścianie?

Adam twój iloraz inteligencji i domyślność poraża mnie :D wiesz no raczej nie Aaron zwisa na tej ścianie :)

Ogólnie rzecz biorąc ciesze się, że jest lepiej.
Agreling masz całkowitą rację.

zgodzę się z AdamemKB. zdanie jest niejasne . czytelnik nie ma się domyślać kto czy co wisi na tej ścianie. masz to tak napisać, żeby to było jasne, zdanie poprawne, w innym wypadku nie licz na publikę. na razie tyle komentarza.

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

rafale, Twój iloraz inteligencji i Twoja domyślność zachwyca mnie. Wiesz, no raczej jednak tak...

A to brawo dla ciebie

Marsylka jest to jasno napisane. Przynjamniej dla mnie.

Taaa. dla autora zawsze wszystko jest piękne i śliczne w tekście. to tylko reszta świata się myli, co?

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Już całkiem nieźle zaczynasz sobie radzić z pisaniem. Myślę, że jeszcze tydzień czasu i będziemy mogli zaprzestać tej nauki. - Powiedział siwy Hamilkar.
- Tak mentorze. Cieszę się, że będę potrafił czytać.


To w końcu jak, uczył się pisać czy czytać? Bo tutaj jasno można wywnioskować, że uczył się pisać, jak orzekł Hamilkar. Ale poniżej mamy wypowiedź Aarona, że jednak uczył się czytać. To ja tu czegoś nie rozumiem, Rafale. W tej chwili mam wrażenie, że sam do końca nie wiesz co piszesz. O czym może świadczyć jeszcze ten fragment:

Jego postawa najwyraźniej nie spodobała się, gdyż jak jeden mąż zapalili swoje oczy niczym świeczki.

Rafale, wciąż popełniasz te same błędy, co ostatnio. Napisałeś już 13 kawałków tego bardzo obszernego opowiadania. Wyciągnij wreszcie wnioski z tego co Ci tutaj radzimy. Chcesz pisać, to fajnie. Ale wstawiaj poprawione i przemyślane teksty. A po za tym to, że coś jest dla Ciebie oczywistego, nie zawsze jest jasne i zrozumiałe dla odbiorcy (czytaj: czytelnika). Szanuj czytelników.
Ćwicz dalej. Czytaj inna literaturę niż fantastykę, bo wtedy nauczysz się lepiej pisać. Powodzenia.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Dzięki, mam nadzieję, że kiedyś zdecyduję się na coś innego, lecz wątpię.

A co do tego mojego nie widzenia o czym pisze, doszedłem do wniosku, że jeżeli ktoś uczy się pisać to i również czytać ;>

Nowa Fantastyka