- Opowiadanie: jahrek - Pączek

Pączek

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Pączek

-Wynocha! – Chwyciłem rolkę papieru toaletowego i rzuciłem. Cherubin uchylił się przed uderzeniem. Po chwili, niezadowolony, przeniknął przez drzwi i straciłem go z pola widzenia. Przypuszczałem, że wkrótce coś powie. Gadać przestawał tylko podczas posiłków.

– Będę stał pod drzwiami. Przecież muszę cię pilnować! – krzyknął z przedpokoju.

Rozsiadłem się wygodnie na muszli klozetowej. W łazience, przynajmniej przez chwilę, mogłem pobyć sam. Odetchnąłem z ulgą i otworzyłem książkę na sto dwudziestej drugiej stronie, czyli w miejscu, w którym przerwałem lekturę.

– Tylko nie zapomnij umyć rąk!

Jak już wspominałem, nie potrafił długo milczeć…

Uznałem, że najlepiej będzie nie odpowiadać, po czym powróciłem do czytania. Zresztą, trzeba uczciwie przyznać, że to mój lapsus językowy doprowadził do obecnej sytuacji.

 

***

 

Stało się to trzy tygodnie wcześniej. Pamiętnej nocy kiepsko spałem; śniłem jakieś ganiające mnie po lesie monstra. Co pewien czas budziłem się z przyspieszonym ze strachu oddechem i zlany od stóp do głowy zimnym potem. Po kolejnym, gwałtownym wyrwaniu z objęć Morfeusza, patrzyłem tępo w sufit, żeby przypadkiem nie zerknąć na szafę. Nie wiem, co było nie tak z tym przecież bardzo potrzebnym meblem, ale za każdym razem, kiedy jakiś koszmar wybudził mnie ze snu, unikałem spojrzeń w tamtym kierunku. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że coś siedziało w środku i za chwilę mogło otworzyć drzwi. I wyjść. Czymkolwiek było, podejrzewałem, że miało wrogie wobec mnie zamiary.

Przypomniałem sobie słowa modlitwy, której nie odmawiałem od dzieciństwa. Nie miałem lepszego pomysłu, więc powolutku ukląkłem na łóżku, przeżegnałem się i wyszeptałem:

– Aniołku Boży, stróżu mój, Ty zawsze przy mnie stój. Ra…

Nie dokończyłem pacierza, bo nagle coś uderzyło z hukiem o podłogę, przez co tętno podskoczyło mi jak po lidlowskich napojach energetycznych, a serce zaczęło bić głośniej niż Dzwon Zygmunta. Zamarłem w bezruchu. Po chwili, do moich uszu dotarły jęki i odgłosy szurania.

– Lądowanie. To muszę poprawić – zapiszczał nieznajomy głos.

W wypowiedzi wyczułem nutkę zawodu. Byłem zbyt przerażony, by odwrócić głowę i spojrzeć na przybysza; moje oczy tkwiły wpatrzone w ścianę. Język uwiązł mi w gardle, więc zaprzestałem modlitwy.

– Nie bój się, człowieku – usłyszałem. – Wezwałeś mnie, więc jestem.

„Wezwałeś? Anioł?” – Myśli bombardowały mój otępiony nieprzespaną nocą umysł. Powoli, ostrożnie zerknąłem na niezwykłego gościa.

 

Niewysoka postać stała o dwa kroki ode mnie. Błyszczące oczy w kolorze głębokiej zieleni oraz jasnożółta aureola rozjaśniały wcześniej pogrążony w ciemnościach pokój.

Mimo to odruchowo nacisnąłem przycisk na lampce. Poczułem się pewniej przy włączonym świetle.

 

Otyła, odziana w białą suknię dziewczynka uśmiechała się do mnie przyjaźnie, masując jednocześnie obolały łokieć prawej ręki. Potem poprawiła przekrzywioną – prawdopodobnie z powodu upadku – aureolę oraz przyklepała kręcone, opadające na ramiona włosy. Wyglądała jak przystępujące do Pierwszej Komunii Świętej dziecko, z tym, że wystające zza pleców skrzydła znacznie zmieniały postać rzeczy.

– Czy ty, dziewczynko, jesteś aniołkiem? – zapytałem, kiedy odrętwienie szczęki odpuściło.

– Nie jestem dziewczynką. Nie słyszałeś, że anioły są bezpłciowe? – odpowiedział złotowłosy anioł, po czym nadymał pyzatą, pokrytą masą piegów twarz.

– Eee… No, słyszałem.

Podczas rozmowy dowiedziałem się, że z powodu przejęzyczenia podczas modlitwy sprowadziłem kandydata na anioła stróża. Niebiańskie stworzenie było na miesiąc przed egzaminami na tę odpowiedzialną funkcję.

– Myślę, że opieka nad tobą nie przeszkodzi mi w przygotowaniach do egzaminu – rzekł z poważną miną. – Takie doświadczenie może zaprocentować w przyszłości. Zostaję.

Jak zapowiedział, tak zrobił.

Poza tym, czy wypadało wyprosić anioła z mieszkania? Przecież – jak głosi prastary przekaz – gość w dom, Bóg w dom. Anioł gwarantował obecność Najwyższego w stu procentach. Tak mi się przynajmniej wydawało.

 

***

 

Zawsze w weekendy jeździliśmy moją piętnastoletnią astrą za miasto. Pączek – tak nazywałem cherubina – trenował latanie na niewielkiej polanie, położonej o pół godziny drogi samochodem od osiedla, na którym mieszkałem.

– Stanę tutaj – oznajmiłem, pokazując ruchem głowy zatoczkę obok baru fast-food. – Muszę najpierw coś zjeść, a potem pojedziemy za miasto.

– A co będziesz kupował?

– Kebaba – warknąłem, zdając sobie sprawę, co się święci.

– Kupisz mi też? – zapytał, niezrażony tonem mojego głosu.

Często coś mu kupowałem. Co prawda aniołowie nie muszą jeść, żeby przeżyć, ale Pączek lubił czasem coś przekąsić w ramach – jak to określał – szkolenia na temat życia i obyczajów ludzi. Kolejną rozrywką, która go zainteresowała, było oglądanie filmów. Podobał mu się „Hellriser” i „Evil dead”, natomiast podczas seansu dramatów ziewał i co jakiś czas zerkał wymownie na ścienny zegar. Poza tym, regularnie ogrywał mnie w pokera.

Teraz patrzył mi prosto w oczy, oczekując spełnienia prośby.

– Kup mi – powtórzył.

– Kupię, kuźwa, kupię – wycedziłem przez zęby.

– Ej, nie mów tak!

– Przecież powiedziałem kuźwa, a nie kurwa! – Wysiadłem z samochodu i zamknąłem z trzaskiem drzwi. „Dupa, cycki, Kuba Wojewódzki”. – Przynajmniej w myślach mogłem wymienić kilka pomysłów czarta, z czego skrzętnie skorzystałem, zanim przekroczyłem próg baru.

 

Potem zajadaliśmy kebaby i popijaliśmy zimną pepsi, głośno mlaszcząc i gapiąc się w milczeniu na przechodniów. Odrywałem co jakiś czas wzrok od szyby samochodu i zerkałem na zadowolonego cherubina. Smakowało mu, jak jasny diabeł. Choć to pewnie nie najlepsze porównanie.

 

Wydane sumy na mojego anioła stróża dawno przestały mnie interesować. Natomiast, skrupulatnie odliczałem dni do jego egzaminów. Jeszcze tylko tydzień i miałem nie zobaczyć go więcej – co najwyżej będzie mógł doradzać skrycie w podejmowaniu niektórych decyzji. To dużo lepszy i bardziej praktyczny układ.

 

Niesprawiedliwym byłoby pominięcie pozytywnego i pożytecznego aspektu pobytu Pączka w moich skromnych progach. Anioł lubił sprzątać. Mieszkanie miałem odpicowane jak biuro poselskie, a należy nadmienić, że wcześniej marnie to wyglądało. Odkurzacza rzadko używałem, gdyż nadmierny hałas źle wpływał na mój wrażliwy słuch. Z kolei mop świetnie prezentował się w łazience jako element dekoracji, więc wolałem go nie brudzić.

 

***

 

Siedziałem w fotelu i gapiłem się w telewizor, zupełnie niezainteresowany emitowanym programem. Myślałem o Pączku, którego pożegnałem dwie godziny temu. Zapewniał, że jest dobrze przygotowany do egzaminów. Teorii uczył się podczas nocy, kiedy spałem, więc nie wiedziałem, jaki jest stopień jego wiedzy. Lecz miałem wątpliwości, co do zaliczenia praktycznego. Królem przestworzy to on nie był, bez dwóch zdań.

Przedwczoraj tak przydzwonił w słup energetyczny, że ledwo kojarzył kim jest i gdzie się znajduje. Potem długo szukaliśmy zagubionej w wyniku zderzenia aureoli. Na szczęście, pośród bujnej trawy, odnaleźliśmy nimb.

– Dlaczego nie włączyłeś tego swojego przenikania? – spytałem.

– Myślałem, że jakoś ominę ten słup – wyjaśnił, dotykając ostrożnie guza. – Auć! Ale wielki.

– No – uśmiechnąłem się. – Jeszcze jeden taki, po drugiej stronie głowy, i możesz poszukać roboty u konkurencji.

Spojrzał na mnie z oburzeniem.

– Bardzo śmieszne – podsumował.

 

***

 

Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi. Nacisnąłem klamkę, a po chwili moim oczom ukazał się rudowłosy, ubrany w biały garnitur mężczyzna.

– Dzień dobry – uśmiechnął się przyjacielsko.

„Ki czart?” – pomyślałem.

– Ej, nie myśl tak!

– Pączek? – Nie mogłem uwierzyć, że stojący przede mną facet, to on. W ciągu kilku godzin ten mały kotlet tak wydoroślał!

Metroseksualny mężczyzna skinął potakująco głową. Po chwili, bez jakiegokolwiek przyzwolenia z mojej strony, wszedł do mieszkania.

– Ach, jak przyjemnie tu u ciebie – westchnął i skierował kroki do salonu.

 

Siedzieliśmy przy stole, popijając herbatkę malinową. Pączek pochłaniał wedlowskie ptasie mleczko i streszczał przebieg egzaminu. Dowiedziałem się, że zdał test z teorii – stąd zmiana w jego wyglądzie i umiejętność czytania w myślach. Niestety, nie zaliczył części praktycznej.

– Zawaliłem lądowanie – Rozłożył bezradnie ręce i skrzydła. – Muszę pomieszkać z tobą do egzaminu poprawkowego.

– A kiedy masz poprawkę? – zapytałem zaniepokojony.

– Za miesiąc.

– O Jezus, Maria – szepnąłem, chowając twarz w dłoniach.

– Ej, nie mów tak!

Koniec

Komentarze

Gryzie mnie sama koncepcja opowiadania, która nie zgadza się z doktryną głoszoną przez Kościół. Mianowicie- że człowiek dostaje swojego anioła stróża w chwili poczęcia i ten jest z nim cały czas, aż do śmierci.
W twoim pomyśle, przydzielono mu anioła dopiero, kiedy się do niego pomodlił.
Jednak to twoje opowiadanie i masz prawo do swojej ars poetica. Kiedy odłożyłem na bok schematy, którymi myślę, opowiadanie, jako wesołe, sympatyczne i inteligentne spodobało mi się. Co prawda, zakończenie w ogólnych zarysach było aż do bólu przewidywalne, ale mi osobiście to nie przeszkadza.
Najbardziej uśmiałem się przy tym:
"„Dupa, cycki, Kuba Wojewódzki". - Przynajmniej w myślach mogłem wymienić kilka pomysłów czarta, z czego skrzętnie skorzystałem".
Takie mam już osobiste preferencje, że nad mroczne opowieści, przedkładam historie z humorem i podszedłeś pod mój gust. Dlatego dam ci 5.

Dziękuję za bardzo dobrą ocenę i tak wielce pozytywna opinię. Rzeczywiście, według chrześcijan (przypuszczam, że Żydzi i muzułmanie mają podobnie) tak jest. Natomiast, czy tak jest naprawdę? Kto wie...

według mnie tekst jest średni. stylistycznie i językowo naturalnie jest całkiem dobry, więc czytało się go przyjemnie i lekko. problem w tym, że ani pomysł, ani fabuła jakoś nie podeszły pod mój gust. nie jestem, broń boże, jakimś fanatycznie zagorzałym katolikiem, ale po prostu w opowiadaniu nie ma nic, co pochwyciłoby moją uwagę i mnie oczarowało. taki sobie zwykły, całkiem przyjemny tekst, bez żadnych niesamowitych niesamowitości i rewelacji
4/6 

Jak dla mnie tekst zabawny, choc zgodze się że zakonczenie przewidywalne (jedyne co mnie zaskoczyło to zmiana wyglądu, ale to że wróći było jakoś od razy oczywiste). W kwestie religijne nie wchodzę zakładając, że to wena autora decyduje.

Nowa Fantastyka