- Opowiadanie: MagRu21 - Wiedźmołap

Wiedźmołap

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wiedźmołap

"Wiedźmołap"

Małe klitkowate studio nagrań oświetlała pojedyńcza żarówka, zwisająca z sufitu na cienkim kablu. Przygnębiające wrażenie potęgowały pomalowane na szaro ściany i porozrzucane po kątach puste puszki Sprite'a.

Jedynie konsola była zachowana w świetnym stanie, a także– co najważniejsze– działała bez zarzutu. Liczne światełka migotały i gasły na przemian, a kontrolki brzęczały cicho.

-Możesz zaczynać, Jack!- w słuchawkach na głowie tyczkowatego mężczyzny, odezwał się chropowaty, nieprzyjemny głos innego faceta.

-OK– mruknął Jack, przekręcając odpowiednie pokrętła na konsoli.– Witam wszystkich miłośników naszej audycji telewizyjnej pod tytułem "Wiedźmołap", której głównym bohaterem jest nieustraszony pogromca czarownic, pan Francis Drake. Kogo dzisiaj będzie przesłuchiwał? Kto przyzna się do praktykowania nauk czarnoksięskich?

A kto poniesie srogą karę? Przekonamy się za kilka chwil… ( tu Jack zawiesił głos w celu zaciekawienia widzów). Panie i panowie… Oto sam Francis Drake!

Francis Drake, postawny mężczyzna około sześćdziesiątki, wszedł dostojnym krokiem do studia telewizyjnego. Doskonale słyszał zapowiadającego go spikera dzięki małemu mikrofonowi przypiętego do klapy garnituru. Uśmiechnął się promiennie i zasiadł w fotelu, przodem do publiczności.

-Dzień dobry wszystkim!- powiedział, jakby nie ruszał go fakt, że za parę sekund zacznie się przez niego tu, w studio, niezły tygiel.– Dzisiaj zobaczą państwo dwa wyjątkowo groźne indywidua…Wprowadź ich, Sam!- dodał po krótkiej przerwie do młodego policjanta, stojego za nim.

Funkcjonariusz skinął twierdząco głową i na moment wyszedł, po czym wrócił, popychając przed sobą dwoje zakutych w kajdanki młodych ludzi.

-Oto oni!- Francis Drake wstał ze swojego siedziska, uśmiechając się triumfująco do publiczności w studio.– Bezwzględni mordercy, którzy wykorzystali czarną magię do pozbycia się niewinnej dziewczyny… W dodatku podczas wstępnego przesłuchania nie przyznali się do winy, lecz ten drobny mankament można zmienić…

-Nie jest pan Bogiem! Tortury każdego zmuszą do wzięcia na siebie cudzej winy!- jeden z oskarżonych, przerażony wizją śmieci w męczarniach i to na oczach tysięcy ludzi, odważył się wykrzyczeć swój strach.

Obaj młodzi ludzie wiele słyszeli o programie Drake'a i dotąd mieli nadzieję, że nigdy nie wezmą w nim udziału. Teraz i ta nadzieja zawiodła. Nikt z domniemanych czarnoksiężników oraz czarownic nie wychodził żywy z "Wiedźmołapa". Zazwyczaj krwawe szczątki oskarżonych wywożono ze sceny taczkami, a potem grzebano gdzieś na odludziu– o czym zawsze informował widzów Drake.

-Tutaj J E S T E M Bogiem– wycedził prowadzący program, uśmiechając się pobłażliwie i jednocześnie pogardliwie.– Nie zapominajcie, iż tu nic nie dzieje się przypadkiem. Jedyną słuszną drogą jest sprawiedliwość i wy wkrótce jej doświadczycie. Czy tego chcecie, czy nie, nikogo nie interesuje!

Publika zgotowała wiedźmołapowi głośną owację, której towarzyszyły pojedyncze pokrzykiwania. Nieodgadniony wyraz niebieskich oczu łowcy niczego nie zdradzał, jego przypomianjąca maskę twarz zastygła w wyrazie obojętności. Milczał, czekając aż oskarżeni zostaną zakuci w dyby. A gdy to stało się faktem, ponownie zasiadł wygodnie w swoim ulubionym fotelu, nie przestając obserwować skazańców. W każdym razie, przyszłych skazańców.

Mimo bliskiego terminu swych sześćdziesiątych urodzin, Francis nieźle się trzymał i– mimo postawnej postury– radził sobie z wypełnianiem obowiązków łowcy czarownic oraz gospodarza własnego programu telewizyjnego. Jego kruczo czarne włosy, poprzetykane pojedynczymi siwymi nitkami, dodawały mu dostojeństwa, jak i mądre spojrzenie czy też wyprostowana postać.

Był wysokiego wzrostu, wchodząc do studio, musiał pochylać głowę w drzwiach. Biła z niego dziwna– wręcz chorobliwa– godność, toteż bywało i tak, że ludzie tylko się na niego gapili, niezdolni powiedzieć ze strachu choć jedno słowo w jego obecności.

-Zaczynajmy!- powiedział Francis, na tyle głośno, aby usłyszała go publika siedząca w ostatnim rzędzie.– Oskarżonych zakuć w kajdany!

Policjanci posłusznie wypełnili polecenie swgo szefa, nie ociągając się ani chwili. Skazańcy nie przestawali wpatrywać się w Drake'a z rosnącym przerażeniem, w miarę jak zbliżał się do nich z narzędziami tortur. Przecież wiedzieli, jak to było naprawdę ze śmiercią ich rzekomej ofiary i kto naprawdę doprowadził do jej zgonu. Mieli koszmarnego pecha znaleźć się w nieodpowiednim miejscu i czasie, a prawdziwy morderca pójdzie sobie wolno. Nigdy nie uważali się za bohaterów, a dzisiaj zostaną męczennikami. I co z tego, że są niewinni? Nikt im nie wierzy, bo każdy lęka się Francisa Drake'a.

Demona w ludzkiej skórze, czego też– a jakże– nikt nie wyzna głośno…

Tymczasem gospodarz programu "Wiedźmołap" wziął do ręki bat.

-To na dobry początek– stwierdził enigmatycznie, coś złowrogiego błysnęło w jego spojrzeniu. Lubował się w zadawaniu cierpienia i straszenia dręczonych przez niego domniemanych sługusów diabła.– Zaczynajmy już, sprawiedliwość nie może czekać!

Wilhelmie Whitman, czy wiesz, dlaczego tu jesteś?

-Ponieważ nikt nie chce usłyszeć prawdy– jeden z oskarżonych zdobył się na bezczelną odzywkę, choć wiedział, iż igranie z Drake'em może i skończy się dla niego bardzo niemile.

-Zachowuj się!- Francis trzepnął go batem.– Będziesz inaczej śpiewał, gdy…

Oczy zwęziły mu się w maleńkie szparki. Nie obchodziło go, że skazany jest arogancki, wszyscy sądzeni przez niego zawsze tacy byli przed rozpoczęciem przesłuchania…. Potem milkli na zawsze.

Drake zacisnął dłoń na bacie, nerwowo oblizując wargi.Podszedł bliżej. Wilhelm nie odwrócił od niego wzroku– w ostatnich niewątpliwie chwilach swego życia, postanowił zachować dumę. To jedyne, co mu pozostało. Gorzej jeśli będzie widział cierpienie brata. Nie mógłby wówczas zachować obojętności. Drake, ten szubrawiec– teraz patrzył na niego– uśmiechał się, odsłaniając dwa rzędy idealnie białych zębów.

-Twój brat jest mądrzejszy od ciebie, bo się nie wychyla, czarowniku!- syknął, a publiczność zgotowała swemu ulubieńcowi gromką owację.– Ale powiedz mi jedno, co was sprowadziło do mieszkania zmarłej? Nie zdążyliście niczego zabrać ze sobą?

-Kiedy?– wychrypiał Royso, drugi z przesłuchiwanych mężczyzn.– Zaniepokoiło nas, że Alison zostawiła otwarte drzwi od mieszkania. Naipierw pomyśleliśmy, że z rana postanowiła wywietrzyć dom. W końcu panowały upały…

Publiczność czekała na kolejne słowa Royso i nie zawiodła się– chłopak przemówił. Słuchając jego wypowiedzi nie jeden i nie drugi nie wiedział, komu ma wierzyć– wiedźmołapowi czy potencjalnym ( bardzo prawdopodobnym mordercom). W końcu Drake "tylko" wymagał posłuszeństwa, bo chciał bronić zwykłych ludzi przed groźnymi czarownikami i tym podobnym tałatajstwem. Ale czy zawsze miał rację? Czy był nieomylny?

-Gdy wracałem z Wilhelmem po południu ze szkoły, drzwi nadal pozostawały otwarte!

-I nikt niczego nie zauważył?– Drake nie mógł powstrzymać się od złośliwości i gorzkiej ironii.– A może w dwójkę coś wykombinowaliście i dzięki waszym hm… umiejętnościom wszyscy pozostali w błogiej nieświadomości?

-W takim razie spotkałoby nas coś złego i szlag by nas trafił na miejscu– Wilhelm postanowiłsię wtrącić do dość jednostronnej rozmowy Drake'a i Royso.

Publika wstrzymała oddech. Czy oni próbują wymigać się od kary, czy też rzeczywiście mają konkretny argument na swoją obronę? Kilka osób poruszyło się niespokojnie na niewygodnych krzesłach, żeby po chwili znów z uwagą śledzić poczynania ulubieńca mediów.

Ktoś wydał zduszony odgłos przestrachu, że szala zwycięstwa przechyli się na stronę pospolitych przestępców. Szmer zdziwienia, zupełnie nieoczekiwanie, przeszedł przez studio. Jack, spiker w studio, czuwający nad stroną techniczną programu "Wiedźmołap", prawie zagwizdał ze zdumienia. Opanował się w ostatniej chwili i nerwowo majstrując przy kontrolkach na konsoli, cisnął pod biurko puszkę po coli. Potrafił wykonywać dwie czynności naraz, niemal równocześnie, gdy mu się tak chciało.

-Co on mówi?– zapytał głośno jakiś pan w podeszłym wieku, siedzący na miejscu dla publiczności.

-Alison miała w domu różne artefakty i wiązanki ziół, służące do obrony przed złymi mocami. Nikt znający się na czarach, nie przestąpiłby progu jej domu. A wielu próbowało i słuch po nich ginął…

Publika milczała, przysłuchując się słowom Wilhelma. Tymczasem Drake czuł, iż rozmowa przybiera niedobry dla niego obrót. W żadnym wypadku nie może więc dopuścić, aby ktokolwiek…

Ale przecież wszyscy oczekują od niego przeprowadzenia śledztwa, a przynajmniej choćby "krótkiego przesłuchanka". Z rezygnacją popatrzył na tych dwóch, którzy mogli zagrozić jego popularności, mógł przecież nie dopuścić ich do głosu, ale postanowił tak pokierować sprawą, żeby skończyła się pomyślnie– dla niego.

 

Royso przeraził się grobową miną Wiedźmołapa, lecz wiedział jedno– musi wykazać się nie lada odwagą, by umrzeć z godnością.

-Wszedliśmy do domu Alison, aby sprawdzić, czy wszystko u niej w porządku. Zawołałem ją po imieniu, lecz nikt nie odpowiedział na moje wołanie. Pełen złych przeczuć, zostawiłem brata w korytarzu, a sam poszedłem dalej i… Znalazłem ją martwą w kuchni, ze skręconym karkiem. Mówię, że ze skręconym, bo to BYŁO WIDAĆ!

-Nie krzyczeć mi tu!- rozkazał Wiedźmołap, machając Wilhelmowi przed oczyma rozpalonym do białości pogrzebaczem.

Jego głos przez chwilę brzmiał piskliwie i zdawało się mu, iż wszyscy to zauważyli. Publika jednak milczała, nie zdradzając swych emocji. Nic nie mówili, przysłuchując się wymianie zdań pomiędzy nim a oskarżonymi.

-Przygotuj się na spotkanie ze sprawiedliwością– wycedził po chwili Wiedźmołap, przysuwając się bliżej Wilhelma, dzierżąc w dłoni gorące narzędzie tortur. W studio rozległ się nieludzki krzyk udręczonego człowieka, rozszedł się swąd spalonej skóry.

 

Royso przyglądał się wszystkiemu z rosnącą nienawiścią do Wiedźmołapa i publiki jako takiej, która bezmyślnie obserwowała okrutne widowisko bez mrugnięcia okiem.

-Niech on coś powie, ten Wilhelm!- krzyknął ktoś z publiczności.– Dlaczego go nie słyszymy?

-Bo Drake nie chce powiedzieć, kto zabrał z mieszkania Alison cenny Pierścień Anty– Witch!- Royso musiał zdobyć się na pomoc bratu, póki jeszcze miał siłę mówić.– Widzieliśmy go, gdy przeskakiwał płot z tyłu domu dziewczyny i on wiedział, że go rozpoznamy…

-To kłamstwo! Oszczerstwa i podłe pomówienia– Francisa Drake'a oblał zimny pot.– Takich pierścieni jest zaledwie cztery na całym świecie, skąd mogłem znać jedną z jego właścicielek?! Chcecie wierzyć mordercom, którzy twierdzą, iż zniknął pierścień? Dlaczego mieli tego świadomość? Przeszukali dom czy co??

-Niech Wilhelm mówi– tłum zaczął szemrać, wietrząc sensację i kawał dobrej rozrywki.– Sami ocenimy, czy wypowiada się sensownie, czy też gada głupoty….

-Nie!- zagrzmiał Drake, czując, że zanosi się niezła draka, po raz pierwszy w historii programu zdarzyło się coś podobnego!- Ja tu jestem panem i BOGIEM! Słuchacie bełkotu oskarżonego o czary, a mi okazujecie nieufność?

-Niech mówi! Niech mówi!- dało się słyszeć pojedyncze głosy protestu, po chwili dołączały się kolejne, by w końcu szmer przeistoczył się w ponure skandowanie publiki.

-Alison pokazała nam kiedyś ten pierścień i mówiła, że jego siła promieniuje i że to jest odczuwalne, szczególnie, gdy go ktoś chce sobie przywłaszczyć. Opisała to uczucie bardzo dokładnie, bo niejeden już próbował swego szczęścia…– Royso z satysfakcją patrzył na poibladłego Wiedźmołapa. Może cała historia nie zakończy się tak źle, jak przypuszczał?

-Teraz też to czujesz? Pierścień jest blisko? Można to wyczuć, gdzie jest?

-Przeszukajcie Wiedźmołapa. Jeśli jest niewinny, pozwoli na rewizję…– Royso niemal odczuwał zadowolenie, że pozycja Francisa Drake'a "się sypie".

-Nie, nie możecie tego zrobić!- wykrzyknął przerażony Drake.– Czy Anty– Witch, kompas wykrywający w bezbłędny sposób wiedźmy i czarowników….. czy on może należeć do zwykłej dziewczyny? Takiej, która nie wykorzystuje w słusznej sprawie jego mocy? Która pozwala mu się marnować na półce w gablocie?

-Na stos z nim! Na stos!- śpiewała publika, zbliżając się do Francisa, gdy ten z rozpaczą próbował się bronić i krzyczał do nich coś o swoim niepodważalnym autorytecie.

 

-Świetnie to rozegraliście, Wilhelmie– prezes TV Worldvide popijał kawę z ostatnimi oskarżonymi Francisa w swoim mieszkaniu.– Oczywiście dostaniecie odpowiednią rekompensatę pieniężną za obrażenia cielesne…

-Cała przyjemność po naszej stronie– Royso również się uśmiechnął.– W końcu kto potrzebuje takich jak Drake? Zawadzał wielu osobom, miał zbyt dużą władzę i zagrażał pozycji nie jednego, lecz PARU osobom. Już go nie ma, skończył na stosie i dobrze!

-Mi też zawadzał– przyznał prezes.– Całe szczęście, że znaleźli przy nim ten głupi pierścień. Po detronizacji Francisa na jego tronie zasiadłem ja i z pierścieniem w dłoni będę JA będę Bogiem ekranu przez następnych ładnych parę lat. Dziękuję, chłopaki!

-Nie ma za co, nikt nie dowie się, kto naprawdę sprowokował Francisa do kradzieży pierścienia… I że to byłem ja, nakłaniając go do zdobycia większej władzy z Anty– Witch na palcu…– mężczyźni roześmieli się wesoło, jak gdyby nigdy nic. Łączyła ich wspólna tajemnica, którą mieli zabrać ze sobą do grobów po śmierci w bliżej nieokreślonej przyszłości.

 

 

Koniec

Komentarze

Nie poruszyło mnie. Ciekawy pomysł z demaskowaniem potencjalnych czarowników na wizji, satyra na różnego rodzaju bezsensowne telewizyjne show, ale nic ponadto. Naliczyłem parę literówek, czasem brak przecinków, czasem spacji. Intryga prezesa i podstawionych mężczyzn też nie jest jakoś wyjątkowo przewrotna.

Małe klitkowate studio nagrań oświetlała pojedyńcza żarówka, zwisająca z sufitu na cienkim kablu.- odniosłam wrażenie że to sufit jest na cienkim kablu zawieszony(może przecinek po sufitu)

Liczne światełka migotały i gasły na przemian, a kontrolki brzęczały cicho. - migotanie oznacza że gasną i się oświecają

Dzisiaj zobaczą państwo dwa wyjątkowo groźne indywidua...Wprowadź ich, Sam!- dodał po krótkiej przerwie do młodego policjanta, stojącego za nim. - policjant pojawia się znikąd. Czy był tam cały cza sczy wszedł wraz z  bohaterem??

-Tutaj J E S T E M Bogiem- wycedził prowadzący program - prowadzącym nie wydał mi się Drake, na początku wyglądało że ten spiker zapowiada gościa.
i zagrażał pozycji nie jednego, lecz PARU osobom - nie jednej lecz paru osób

Więcej nie wypisuje. Ogólnie jak dla mnie tekst wymaga dopracowania językowego. Czytając nie miałąm wrażenia naturalności. Tekst mnie nie wciągnął choć początkowo pomysł wydał się ciekawy.

Ja zastanawiam się nad wiekiem braci. Piszesz, że byli młodzi. OK, tylko czy byli młodymi dorosłymi mężczyznami, czy nastolatkami, czy chłopcami. Pytam dlatego, że w TV zeznają iż wracali ze szkoły, a potem u prezesa w mieszkaniu zachowują się jak dorośli. Tak też z nimi prezes rozmawia- jak z dorosłymi.
Nierealne też wydaje mi się, żeby Drake dopuścił do telewizyjnego przesłuchania świadków własnej zbrodni. Musiałby być głupi, sądząc, że sprawa się nie rypnie.
Opowiadanie samo w sobie, takie na 3.

Z tego mógłby być dobry tekst, ale niestety nie jest. Nie zadbałeś ani o klimat, ani o wykonanie, juz nie mówiąc, że poprowadziłeś intrygę po najlżejszej lini oporu. 

www.portal.herbatkauheleny.pl

Jejku, przepraszam, jakoś tak z góry założyłam, że jesteś chłopakiem :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

Nowa Fantastyka