- Opowiadanie: Liluh - Post Mortem - CZĘŚĆ III

Post Mortem - CZĘŚĆ III

 

Tekst wycofany z powodu publikacji w formie płatnego ebooka.

 

***

 

Pierwsza część, fragment i jednoczęsnie 'zajawka', dostępna jest tutaj – http://www.fantastyka.pl/4,5788.html

 

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Post Mortem - CZĘŚĆ III

***

Koniec

Komentarze

Dwa pytania.

Zanim przebrnę przez serie, rzuciło się w ślepia hasło "Plac Centralny". Czyż to Nowo Hucka groza?

I dlaczego nie użyłaś normalnej czcionki?

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Oooo zgrozo! Wszystko jest w kursywie! Popraw szybko, póki możesz, bo czytać się nie da.

Biegusiem zmieniaj na pismo proste. Pod karą nieczytania.

Mimo kursywy, przebrnąłem przez ten kawałek. Warsztatowo gorszy od dwójki. Pewnie spieszyłeś się do publikacji. Co do treści, muszę pomyśleć.

Wróżka Agata tylko zapiszczała zsuwając się ze swego fotela pod stół. Wyglądała teraz, łypiąc swoimi brązowymi oczami znad jego blatu. – Po co tyle tych zaimków?

 

Agenci byli w szoku, mrugali patrząc się tępo, nie rozumiejąc. Jeden z nich wyrzucił uszkodzoną broń sięgając po ukryty w kaburze pistolet. Był szybszy. Złapał go za rękę, wyrywając mu gnata, a później zdzielił z całej siły w głowę. Pewnie w normalnych warunkach nie miałby szans, ale oślepieni przez błysk wyładowania i zdezorientowani sytuacją, zareagowali zbyt późno. – Zagubiony podmiot. Pogrubione, robi już Katias. A wynika z kontekstu coś innego.

 

Niemal widział nadlatującą kulę, która jednak zamiast rozpołowić jego czaszkę uderzyła w ramę ogrodzenia rykoszetując płomieniście. Odłamki odrzuciły go od ogrodzenia. Uderzenie pleców o ziemię odebrało mu dech. – Pierwsze pogrubienie. To była kula z karabinu, czy granat? Bo kula, nawet rykoszetująca, jeśli nie trafi w cel, to nie ma szans siłą odprysku odrzucić człowieka od siatki. Co najwyżej mógł się ich przestraszyć i sam odskoczyć. Drugie pogrubienie – Ktoś wyjął mu plecy, uderzył nimi o ziemię, a ten stracił przez to oddech? Napisz to sensowniej, że upadł na plecy i dlatego ten oddech stracił.

 

- Nie możecie mnie zabić ! Jestem nieśmiertelny! - wystawił środkowy palec z zaciśniętej pięści pokazując go niewidocznym w mroku prześladowcom, nim zniknął w mroku. – Jest to gest na tyle znany w popkulturze wszelkich narodów, że taki nad opis jest z całą pewnością zbędny.

 

Siedział na źle pachnącym, plastikowym siedzeniu wysłużonego autobusu. – Niby ok, ale brzmi naprawdę głupio. Źle mogą pachnieć nieodpowiednio dobrane perfumy. Wysiedziane krzesło w zdezelowanym autobusie co najmniej śmierdzi. Choć jeśli jest plastikowe, to musiałoby się na nim rozlać coś naprawdę żrącego, żeby przesiąkło smrodem. Ja bym to zmienił na jakiś materiał, skórę, obicie… To łatwiej nasiąka substancjami wszelakimi.

 

Napędzany niemodnym już dziś wodorem, a także poprzez brak kół w niczym nie przypominał staroświeckiego transportu kołowego. Niemniej ludzie niespecjalnie lubili nowe nazwy. Dlatego ta jakoś przylgnęła na stałe. – Pierwsze pogrubienie mi zgrzyta. Głupio brzmi jakoś. Co do drugiego, to powtórzenie do transportu kołowego. Trzecie – chodziło o nazwę „autobus”, czy „transport kołowy”? Bo ciężko wyłapać z kontekstu.

 

Niewiele spał przez ostatnią dobę. W zasadzie tylko tyle ile udało mu się zdrzemnąć, a może śnić na jawie, kiedy ustępowało działanie narkotyku. W głowie miał mętlik. – Ja bym to zdanie całkiem wywalił. Znamy jego losy z czasów ostatniej doby i samo zaznaczenie, że niewiele spał w zupełności wystarczy.

 

. W głowie miał mętlik.
Kłębiły się informacje uzyskane u wróżki.
Przemakały lepkie wspomnienia z dzieciństwa. Dojmujący głód i protesty pustego żołądka zasilonego jedynie yerba mate nie polepszały samopoczucia. Spróbował zebrać myśli. Przypominał sobie jej słowa. – Pierwsze dwa zdania zbierz w jedno, żeby skutek wynikał z przyczyny. Tak jak jest, nie wiadomo za bardzo, że to te kłębiące się myśli powodowały, że miał mętlik w głowie. Trzeba się domyślać. Metafora o przemakających wspomnieniach nie dociera do mnie kompletnie. Nie wiem co masz na myśli.

Dalej, zamiast „jej słowa”, wstaw „słowa Agaty”. Unikniesz powtórzenia „wróżki”, a będzie dzięki temu wiadomo, o czyje słowa chodzi.

 

Nigdy nie wróci do siebie sprzed ostatnich wydarzeń. – Chodzi o to, że nie będzie już tym, kim był wcześniej? Zanim przeżył własną śmierć? Forma, w jakiej to napisałeś, to bezsens. Tzn. to zdanie.

 

Główny korytarz hallu, nie licząc bocznych naw, wyznaczały grube białe kolumny ciągnące się pod sam sufit kilkanaście metrów wyżej. – Kolumny poza funkcją ozdobną, służyły zwykle właśnie do tego, żeby coś podpierać. Więc uwaga, że sięgały (nie ciągnęły się) sufitu, jest zbędna.

 

Urządzenie poburczało trochę nim na ekranie ukazał się świeży jeszcze ślad czerwonej emanacji ściganego.
- Mam cię, gnojku - powiedziała do siebie triumfalnie.
Wyciągnęła pistolet i odbezpieczyła go, a później ruszyła tropem ściganego.

 

Dlatego bez słowa wykonał rozkaz lądując na najbliższym, wystarczająco szerokim do tego celu dachu. – Wiadomo, po co dach był odpowiednio szeroki. Więc pogrubione jest zbęd

 

To opowiadanie to fenomen. Fabularnie jest świetne, za to napisane nie najlepiej. Ale wciągnęło mnie jak cholera, przynajmniej samą treścią.

Wyżej wymienione byki to pobieżna łapanka i tylko do połowy tekstu, bo dalej lenistwo dało o sobie znać.

Opierdol Ci się należy solidny. Pod poprzednią częścią miałes też wytyki, wiedziałeś co poprawić.

Za cłość, za treść i fabułę, nad którą z pewnością się napracowałeś, daję Ci pięć. Powtarzam, za fabułę, bo za stronę techniczą byłoby chyba 3.

 

 

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Kurwa jebana mać, czemu mi zrobiło kursywę????

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Liluh, zmień czcionkę na zwykłą póki jeszcze możesz edytować, bo o tej porąbanej kursywy można oczopląsu dostać !!! A tekst jest świetny, szkoda by było go zepsuć.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Przepraszam Was za pochyloną kursywę. Dusze odznaczenie w edycji, tekst staje się normalny, zapisuję. Dupa. I tak ciągle. 

Wracając do komentarzy (qrwa, nawet próbowałem fragment tekstu tylko pozbawić kursywy i nadal to samo), dziękuję. Od razu powiem, że zgadzam się z opiniami, uważam ten fragment za mniej udany od pozostałych. Nawet starałem się dzisiaj trochę poprawić przed wrzuceniem, ale  mnie "życie" dopadło i chyba nie miałem głowy. 

Teraz, for the record. Tekst pisałem, pierwszy fragment, gdzieś w 2003 roku, a od miesiąca trwa redakcja, korekta i wieczne zmienianie zdań. Ogólnie ciągle nie jestem zadowolony, jak widać po Waszych spostrzeżeniach - słusznie. Wróciłem do niego po trzech latach pisząc drugą część, która zupełnie mi jednak nie odpowiadała. Przerabiałem wielokrotnie, aż wywaliłem zupełnie i zacząłem od nowa.  Wtedy coś się porypało z dyskiem i straciłem dopisany środek. Musiałem zacząć znowu i tym razem historia potoczyła się inaczej. Jakoś dwa lata temu utkwiłem w martwym punkcie jeśli chodzi o zakończenie. Happy end? Czy lepiej tragicznie? Ostatecznie udało mi się, w chwili olśnienia, wykoncypować trzecią drogę. To z kolei pociągnęło za sobą konieczność pewnych zmian we wcześniejszych fragmentach. Poprosiłem o wstępną korektę osoby trzecie i odcedziłem tekst z licznych "i", dodałem przecinki, wywaliłem "Katas to, Katias tamto", po przeróbkach było tego sporo. Zrobiłem sobie przerwę na tydzień. Wróciłem do tekstu i znowu pozmieniałem. Wyraźnie widać to w tej części, w zasadzie akurat w tych linijkach podkreślonych przez Fasolettiego. Za każdym razem jak to czytam, mam ochotę coś pozmieniać. Szału można dostać. Poza tym utraciłem dystans i znając historię na wyrywki już nie umiem ocenić gdzie gubię sens.

Najważniejsze dla mnie, to, że historia się Wam podoba. Dam sobie chwilę na odsapnięcie i wszystkie Wasze komentarze w tych trzech wątkach naniose na tekst. Przyda mi się wtedy szybkie przeczytanie końcowe w celu wyłapania ostatnich baboli.  Ale już raczej na maila, dla chcących pomóc, żeby nie zaśmiecać "opowiadań". W nagrodę obiecam, że ta końcowa wersja wzbogacona będzie o okładkę, co  żem narysował ;)

*utknąłem - ech, nawet w komentarzach się dzisiaj myle :)

Fasoletti:

Zaimki, podmiot - si, naturlich, yes of course.

Temat kuli w płot - w oryginale było "Huk i odłamki", ale jak huk może odrzucić? I jaki huk? Wystrzału? Uderzenie kuli o płot to coś innego, wizg może? Nie wiem. W każdym razie jeśli chodzi o sens, karabiny snajperskie to zazwyczaj duży kaliber. Tzn. te najbardziej bajeranckie. Dlatego uznałem, że ten musiał być jak na sf, zajebisty, stąd miał prawo nawet przepołowić ramę na której zamocowana jest siatka. Takie pierdyknięcie w płot, na pewno by go z niego zrzuciło. Brakuje mi koncepcji na ubranie tego w słowa. 

Pozostałe - uważam za mało zgrabne zdania począwszy od zamyślenia w autobusie po zejście z placu centralnego. Chociaż co do przesiąknięcia smrodem, w przypadku plastikowych foteli. Nie wiem jak to się dzieje, ale właśnie tak jest w tramwajach i autobusach. Zwłaszcza w lecie, kiedy ludzie przyklejają się do foteli pozostawiając coraz to nowsze warstwy potu. A nie daj bogowie, usiądzie taki zasikany menel i pokapie jeszcze. Myślę, że substancja nieoniecznie musi zaraz zeżreć cały fotel, żeby po prostu waliło jak z chatki szamana.

 Mam też nieśmiałe przeczucie, że coś chłopak za dużo myśli. Albo za dużo powtarza te same myśli. Tyle, że jak zastanawiałem się nad obecnym zapisem, uznałem, że nie bardzo jest co wywalić. Prawdopodobnie powinienem ten fragment zwyczajnie napisać od nowa. Tzn. jak będę miał dobry dzień :) 

Temat kuli w płot - Napisałeś wyraźnie, że odłamki odrzuciły go od płotu. Według mnie odłamki po pocisku nawet z zajebistej snajperki nie mają tyle siły. Mogą poszarpać, poranić ręce czy twarz, ale nie odrzucić. Ja bym sugerował, żeby po prostu przestraszył się tego odprysku i sam puścił. Jest to o niebo wiarygodniejsze niż odrzut. Oglądałeś Rambo I? Pamiętasz scenę, kiedy wisiał na skale, o policjant prał do niego ze strzelby? Idelane zobrazowanie tej sceny, tyle, że zamiast skały, daj siatkę:)

Pozostałe - No cóż, mieszkam w małej miejscowości, więc z tramwajami mam niewiele styczności, a w autobusach nie ma u nas plastikowych siedzeń, więc jesli tak jest faktycznie, to zwracam honor. Tyle, że ja (chyba jedynie przez nieuwagę) na takim krzesełku bym nie usiadł :P No to zarzut podtrzymuję jedynie w stosunku do zbyt delikatnego określenia smrodku.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Kurde, fajnie trafić na autora, który nie skacze od razu z mordą za wypunktowanie błędów, tylko potrafi kulturalnie o nich porozmawiać, przedstawić swoje zdanie. Kolejny wielki plus, oby wszyscy tak reagowali na krytykę.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Dokładnie, też lubię takich autorów co potrafią dyskutować na temat swoich tekstów, a nie broniących zaciekle, za wszelką cenę, mimo że są niskich lotów.

Twój tekst ma błędy, ale - kurde - wciągający z dobrze zarysowaną fabułą.

Aha, liluh, może to wina przeglądarki, że tak Ci wywala formatowanie. Pobróbuj na innych. A jak nie, to trudno.

Pozdrawiam

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

mkmorgoth: O! - powiedziała - O! - zdziwiła się jeszcze raz wróżka. Odpaliłem explodera i udało się zmienić czcionkę! Dobry pomysł (wcześniej wstawiałem na Chromie). Tada! *fanfary*

Fasoletti: Heh, dzięki? W każdym razie, nie jest to tekst do szuflady więc krytyka musi mieć zastosowanie w praktyce. Niech się podoba ludziom. Zwłaszcza, jeśli idzie o "pierdoły" gramatyczne, stylistyczne, fleksje czy co tam. Poza tym, wiem, że gamoń jestem w tych sprawach :)

Dobra, niech się puści w odruchu bezwarunkowm jak mu odłamki świsną koło ucha. Na Rambo.

No i gitara :) Czyli jednak Chrome wszystko spieprzył. Ja korzystam z Firefoxa, ale Explorer też sobie radzi jak widzę. Super. Teraz lepiej to wygląda.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Wróciłem, przeczytałem jeszcze raz, daje piąteczke (ale za pomysł i fabułę). I gdyby nie byki...
Pzdr

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Po pierwsze: Przyda mi się wtedy szybkie przeczytanie końcowe w celu wyłapania ostatnich baboli.  Ale już raczej na maila, dla chcących pomóc, żeby nie zaśmiecać "opowiadań".
Szybkie albo uważne, wybór należy do Ciebie.
Po drugie: Fragment z Placem Centralnym - nie podoba mi się ogólnie ale jakoś nie wpadłem na pomysł jak go przerobić.
Nie ma czego przerabiać, wystarczy skorygować w kilku miejscach. Tak uważam.
Po trzecie: pojechałeś w stronę czystej fantasy, czym rozczarowałeś mnie, ale jednak opowiadanie, widziane jako całość, oceniam pozytywnie i wysoko. Ocen nie stawiam, bo zostały zdewaluowane przez nieprzemyślany system ich wystawiania, ale byłaby to piątka, z takim zastrzeżeniem, że za konstrukcję, nie za język. Za dużo różnych byczków...

Można by ewentualnie skrzyknąć kółko dyskusyjne i pogadać, czy bohater dobrze zrobił zabijając się na koniec, czy nie. Ale to tak na marginesie.
Jakoś tak zastanowiła mnie ta trójka rządzących: jeden staruszek i dwoje młodych. System społeczeństwa opartego na przepowiedniach trwał dłużej niż życie bohatera, więc: albo ci dwoje byli nieśmiertelni- w wypadku, gdyby rządzili tym systemem od początku (taką sugestię odebrałem, czytając); albo była to funkcja na którą ktoś, gdzieś, kiedyś ich wybrał. A o tym nie wspominasz. Wiem, że się czepiam.
Za dużo myślenia bohatera- ale to też kwestia gustu.
To nawijanie oficera na końcu- osłabia.
Generalny pomysł- pozazdrościć (przynajmniej ja zazdroszczę). Gdyby było lepsze wykonanie... Widzisz, nie warto spieszyć się z publikacją. Nie dziś, to pojutrze. A komentarze byłyby lepsze. Dałbym 5, ale te błędy...

Widzicie panowie, byki robię. Taki jestem, że mi słabo też w szkole szło z tego powodu. Nie znaczy to, że nie należy nad sobą pracować. Zwyczajnie sięgnąłem granic swoich autokorecyjnych możliwości. Może za jakiś czas, będę miał wszystko w małym paluszku. Tymczasem, zwyczajnie musiałem to tutaj wrzucić, bo bałem się, że to opowiadanie faktycznie będzie post mortem, ale moim :) Siedem lat wystarczy. Nie zależy mi chyba aż tak na punktacji, jak zależy mi na tym, żeby się podobało. Są babole które psują, dobrze, babole mogę usunąć w miarę "łatwo". Ma to jednak jakiś polot, jak sami oceniacie, a to już jest przyzwoita baza. Jeśli się nad tym zastanowić, to taka sytuacja mi odpowiada. Nie tak zajebiście żeby mi się w głowie poprzewracało, akurat tak, żeby się starać :) Także bardzo dziękuję. Poważnie.

AdamKB: z tym szybko, to już jak kto uważa :) W każdym razie poprawie i dam do przeczytania chętnym.

TomaszMaj: ależ ja się nie gniewam. Poza tym, wstyd to by był jakby to miało do księgarni pójść w takiej formie. A tak to sobie siedzimy, gadamy... dywagujemy :)

Co do Triumwiratu. Raczej nie zakładam, że są nieśmiertelni, chociaż masz rację, że takie rozwiązanie jest możliwe. Nie chciałem się zagłębiać i wyjaśniać tego wątku. Mało istotny dla bohatera. Czytelnik może sobie pogdybać. Zawsze ciekawi mnie co dany człowiek widzi czytając, mając do dyspozycji skromnie nakreślony obraz sytuacji. Jest miejsce dla wyobraźni, a gdyby nie ona, to na cholerę książki, lepiej oglądać filmy.

Co do nawijania oficera. Wydaje mi się, że postać trzyma się charakterologicznie. Zbyt poważny ton jego mentorskiej wypowiedzi (tutaj pomyślałem, że tak to zawsze wyglądało u Herkulesa Poirota na końcu i zawsze było to wnerwiające, ale jednak, co za kozak intelektu) starałem się rozbić rozluźniającymi wrzutkami młodszego z trójki który tracił co i rusz cierpliwość. Przydała mi się ta postać tutaj, nie powiem.

Jeszcze pytanie do wszystkich, na koniec. Czy opowiadanie Was zaskoczyło w którymś momencie? A zakończenie? Chciałem żeby były zwroty akcji. Już tu człowiek myśli, że wszystko odgadł, a tu ciach, zmiana o 180 stopni. Rozumiem, że początkowy "zgon" zaskoczeniem nie jest. Zresztą nie miał być, na tamtym etapie to zabawa z koncepcją. Dobrze by jednak było gdyby zaskoczeniem była podwójna tożsamość i chociaż w jakimś stopniu taka, a nie inna śmierć bohatera.

Acha. Czy wytłumaczenie przyjęcia takiego systemu społecznego trzyma się kupy? Tylko temu służy scenka z dziećmi w szkole. Gadanie na samym końcu to już rozwinięcie tematu przez pryzmat tłumaczenia się winnych.

Poza tym jeszcze jedna sprawa. Ogólnie, opowiadanie ma charakter sensacyjny. Moim zamiarem było jednak wplecenie, nie, wróć. Charakter pokazał się podczas pisania, natomiast pomysłem i moją myślą przewodnią był raczej temat śmierci jako takiej. Granicy wolności jednostki i możliwość wyboru. Wreszcie, przeznaczenie, jest czy go nie ma? Mówi się, carpie diem. Tutaj 'chwytanie dnia' posunięte jest do granicy absurdu. Nie tyle można, co trzeba każdy dzień na maksa wykorzystać, bo kolejnej okazji nie będzie. Większość ludzi przeżywa swoje życie w puchatym kokonie rutyn, na wytłumieniu. Tutaj praktycznie nie ma takiej opcji. - Cześć stary, idziemy na piwo i pogapić się na cycki w barze? - Nie... nie chce mi się. - Co ? Popieprzyło cię? Przecież w przyszły wtorek umierasz. :)

   >joke mode on< Ty to, Liluhu, dziwny jakiś jesteś. Co Ty robisz na tej stronie? >joke mode off<
   Za jakiś czas możesz mieć wszystko jeśli nie w małym, to w średnim paluszku, co też będzie oznaczało wielki postęp. Punktacja straciła znaczenie, o czym już pisałem. Podobanie się --- bardziej złożony problem, bo to i gusta własne czytelnika, oczekiwania spełnione i zawiedzione grają rolę, obrany przez piszącego temat, styl, i tak dalej, problematyka odbioru dzieła przypomina Amazonkę, więc pal ją diabli. Problematykę.
   Podane przez Ciebie wytłumaczenie powodów zmiany systemu społecznego nie za dobrze trafia do przekonania. Przejście od racjonalizmu do astrologicznych bajań oznacza krok --- co ja piszę, jaki krok; stumilowy marsz! --- do tyłu. Taką operację można przeprowadzić tylko na tej części populacji, która, nazywając rzecz po imieniu, ale nadal operując eufemizmem, jest odpowiednio mało mądra i mało aktywna mentalnie, a więc podatna na skonsumowanie każdej bzdury. Dlatego masz do wyboru: niczego nie tłumaczyć, jak i kiedy doszło do przemian, albo znaleźć i opisać powody, dla których oświecona część społeczeństw zgodziła się na taki przewrót (a nawet, jak do niego doprowadziła, podpowiadam). Wtedy z opowiadania może wyjść cała i chyba nienajgorsza powieść, wpisująca się w nurt socjofantasy...
Stary --- ale czy dobry? --- chwyt z zamianą noworodków. Zgoda, do zamiany zawsze dojść może, ale przegapiłeś jedno. Vulpen w skórze Katiasa powinien być jeszcze "mniej dopasowany" do swojej roli szarego człowieczka, robociarza z króciutką perspektywą. Poza tym achiwum papierowe jakoś kłóci mi się z archiwum komputerowym. Dualizm prosi o lepsze uzasadnienie...
Wolność jednostki, możliwości wyboru, stosunek do śmierci. Powstrzymuję się od komentarzy, a co dopiero pisać o sugestiach... Cała odpowiedzialność spoczywa na Tobie --- bo każdy inaczej może reagować, rozumieć, wybierać. Tak więc jedni czytelnicy zgodzą się z Twoją wizją, inni skrytykują. Co ja o tym myślę, z konieczności częściowo ujawniłem powyżej.
Podsumowanie ująłbym tak: przemyśleć jeszcze raz (ale bez silenia się na radykalne odmiany, bo nie jest źle), to i owo pogłębić, poszerzyć, napisać jeszcze raz.
Aha, drobna uwaga dotycząca szczegółu. Porucznik Negra. Mniej porywcza, bardzo proszę. Pułkownika, z racji stanowiska i znaczenia, nie stać na współpracownicę, najbliższą w dodatku, która najpierw strzela, potem myśli. Baba może być, czarnoskóra też, i lesbijka na dodatek, ale nie taka porywcza.

Cholera jasna! Czy kiedykolwiek doczekamy się dziesięciu minut na edycję komentarzy?
>joke mode on< Ty to, Liluhu, dziwny jakiś jesteś. Co Ty robisz na tej stronie? Nie psioczysz na wybrzydzających na błędy, nie wiesz wszystkiego lepiaj od nich... >joke mode off<
Tak to miało brzmieć.

Takich autorów ze świecą szukać :P

Ja się wypowiem co do zakończenia. Ja się osobiście takiego nie spodziewałem. I samobójstwa i zamiany noworodków. Pisałeś o tym krzyżu południa w którymś momencie, więc ja kombinowałem, że ten krzyż południa w jakiś bardzo duży sposób wpływał na jego horoskop, co astrolog po prostu zaniedbał, przeoczył, zataił...

Tak, że ja byłem zakończeniem w stu procentach zaskoczony. A samobójstwo mnie usatysfakcjonowało. Tak powienien się własnie zachować bohater, kiedy wszystko zwaliło mu się na głowę, a to w co wierzył legło w gruzach :)

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

AdamKB: Co do ewolucji/rewolucji ezoterycznej. Zidiocenie społeczeństwa jest podsunięte jako jeden z powodów. Powszechna dostępność wszystkiego -> konsumpcjonizm -> postęp nauki. Dochodzimy do sytuacji, humorystycznie przedstawionej w animacji 3d - Wall-E (sympatycznej skadinąd). Mamy społeczeństwo leniwych spaślaków. W PM, lenistwo jest raczej umysłowe. Wreszcie, upadek religii. Wojny z tym związane, chaos. Ludzie, en masse, nie jakieś jednostki, sekty czy elity - nie mają poczucia sensu życia. To właśnie elity, rządy, czy jakieś ich pozostałości wykorzystują ezoterykę. Skłonność ludzi do magicznego myślenia. 

Jest też jedna ważna sprawa którą pomijasz. Te przepowiednie, cała ezoteryka - jest zwyczajnie prawdziwa, działa. Wprowadzano ją stopniowo, testując (jest tam krótka linijka o oficjelach i przepowiadaniu ich przyszłości). W opowiadaniu, akcja ma już miejsce kiedy system został wprowadzony powszechnie i wręcz zaczyna ulegać przerostowi, wynaturzeniom. Przez cały środek system ten jest kwestionowany przez bohatera, tylko po to żeby na końcu przepowiednia wypełniła się niemal co do joty.
Nie tłumaczę tego, czy to magia, czy zbieg okoliczności, czy wreszcie spełniająca się samoprzepowiednia. Może to być każda z tych rzeczy. Ja nie wiem, bohater też nie.  

Co do sprawy Vulpen/Katias: Porobiłem takie wyróżnienia i sugestie, są one jednak bardzo delikatne. Po pierwsze, Katias wkłada garnitur bo wydaje mu się odpowiedni. Robotnik by o tym nie pomyślał. Po drugie, myśli dyrektora Franka Ocapa. Facet wyraźnie daje do zrozumienia, że z Katiasem jest o czym porozmawiać i dziwi się, że taki bystry chłopak został zatrudniony w roli pomocnika budowlanego. Co do Vulpena, z braku innych możliwości nakreśla go dopiero Lavarosa na samym końcu. Czytając dossier, mówi, że facet nie sprawdzał się na swoim stanowisku, był nawet nielubiany. Nie stracił pracy tylko ze względu na swoją kartę urodzenia.   

Ale pomyślę nad konstrukcją, czy nie przebudować lekko.

Fasoletti: to dobrze! Dzięki :) 

To właśnie elity, rządy, czy jakieś ich pozostałości wykorzystują ezoterykę. Skłonność ludzi do magicznego myślenia.
-> No właśnie ze dwóch takich, czyli to podpowiadających zdań mi brakuje. Owszem, niby sugerujesz to, ale, jak dla mnie, za słabo. Druga możliwość --- umknęło mojej uwadze...
Te przepowiednie, cała ezoteryka - jest zwyczajnie prawdziwa, działa.
->  W opowiadaniu --- zgoda, działa, i nawet w realnym życiu zadziała do pewnego stopnia, bo ludzka zbiorowa głupota (w tym podatność na sugestie) jest większa od nieskończonego kosmosu, ale na serio to Ty mi tego nie wmawiaj, nie każ wierzyć.
Co do sprawy Vulpen/Katias: (...).
Widzisz, garnitur może się w takim dniu wydać odpowiedniejszym strojem nawet ostatniemu pacanowi w chwili przebłysku. Trudno na pojedynczej przesłance budować teorię... No, na dwóch przesłankach --- Ocap daje do zrozumienia. Znowu tylko daje do zrozumienia...
------------------
Wiesz, dlaczego tak marudzę? Poprosiłem kilka osób o wyrażenie zdania o moim tekście. Dostałem cięgi za przesłanki. A wydawało mi się, że tak wyraźnie podpowiadam... No to teraz posiedzę nad poprawkami...

1. Spodziewałem się, że ezoteryka okaże się jakimś nadmuchanym picem, służącym grastce rządzących do kierowania ogłupiałymi masami. To się da zrobić. Jeżeli od dziecka wmawiasz komuś, że jest idiotą, to choćby był geniuszem, to nic z niego nie będzie. Jeżeli zaplanujesz czyjąś śmierć, to ona też się zdarzy.
Wtedy przeżycie człowieka, który miał umrzeć jest problemem, bo sypie się cały system i trzeba go szybko zlikwidować. spodziewałem się, że takie "wypadki przy pracy" w formie przeżycia swojej śmierci, zdarzały się czasami i na to czekał dyskretny oficer z pomagierami, zeby szybko dokończyć dzieła. No i się zdziwiłem.
2. W scenie szkoły, byłem zdziwiony, że wszystkie dzieciaki uczyły się razem w jednej klasie. Spodziewałem się raczej jakiejś segregacji i osobnych klas, a nawet szkół, dla tych zdolniejszych i lepiej prognozujących; a dla tych gorszych, szkół w których nauczą ich tylko podstaw pisania i przyuczą do przyszłego zawodu.
3. Zakończenie mnie zdziwiło, ale i rozczarowało. Polubiłem bohatera i szkoda mi  było, że zginął. Gdyby to zależało ode mnie, dopisał bym scenkę, w której go reanimują i przez to dają mu dowód, że jednak wróżby się nie mylą.

Witaj!

Zakończyłem wreszcie Twoje (przyznaję, że obszerne) dziełko. Bardzo mi się podobało, choć przesłanie podałaś trochę nachalnie. Lepiej jednak to, niż gdyby miało być niecztelne lub niepotrzebnie zagmatwane. Kawał dobrej literatury i dostałabyś "6", gdybyś znowu nie zawaliła korekty tekstu. Przeczytaj go potem jeszcze raz i zlikwiduj wszystkie literówki (żeby zamiast zęby itd.) oraz popraw kulejącą czasem konstrukcję dialogów. A oprócz tego to cud miód i orzeszki.

Tomaszu:
1. Spodziewałem się, że ezoteryka okaże się jakimś nadmuchanym picem, służącym grastce rządzących do kierowania ogłupiałymi masami. To się da zrobić.

Wiemy, że się da. Ale to zakończenie byłoby kiepskie, dokładnie tego wszyscy się chyba spodziewali. Ja lubię prawdziwe zakończenie. Poza tym... Jest w nim pewna ironia. Bohater w końcu udowodnił przecież, że wróżby nie działają. Przerwał swoje życie, mimo zapewnień o długiej i pomyślnej przyszłości. To fajny, ukryty troszkę głębiej podtekst.

3. Zakończenie mnie zdziwiło, ale i rozczarowało. Polubiłem bohatera i szkoda mi było, że zginął.

Masz jakiś dziwny system wartości. :P Mi by było go szkoda, gdyby przeżył.

Naviedzony. Dzięki, poprawię na pewno. Natomiast 'w zęby', to zarobisz Ty, jak się nie nauczysz, jakiej płci jestem. No, już drugi raz, kurde. :)

Ja pierdzielę. Dlaczego masz tak kobiecego nicka?! Nie dało się czegoś w stylu: "SpoconySamiec"? Nie byłoby problemu. :D

Liluh- ja też byłem pewny, że jesteś "ona". :-) Tak się twój nick kojarzy

Pomijając fakt, że rozwiązanie, na które wpadłam na samym poczatku okazało się być tym właściwym, to jednak nie da się ukryć, że jest to kawał porzadnego tekstu. Potrzebuje tylko solidnej korekty

www.portal.herbatkauheleny.pl

O, to to! Jak zwykle zgadzam się z Suzuki.

Teraz już za późno, chociaż mógłbym zmienić na TenLiluh ;) ale nie od parady w profilu podaje się płeć :)

Korekty, dokonam, rzecz to pewna.

Gdybyście chcieli coś lżejszego poczytać, wrzuciłem takie opowiadanko wiedźmińskie, parodię, ponoć śmieszne http://www.fantastyka.pl/4,5812.html 

Ja akurat jestem w połowie. Jak na razie jest zajebiaszczo :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

Nowa Fantastyka