- Opowiadanie: Morten - Nieuchwytny

Nieuchwytny

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Nieuchwytny

Mężczyzna, ubrany w długi, czarny płaszcz, trzymając za szyję klęczącą przed nim kobietę, uśmiechnął się delikatnie.

– Boisz się śmierci, moja droga? – zapytał, przyciskając do jej pleców laserowy pistolet.

Kobieta, drżąc ze strachu, odpowiedziała, jąkając się:

– Nnn… nnn… niee.

Mężczyzna, uśmiechnąwszy się jeszcze szerzej, odwrócił zakładniczkę twarzą do siebie. Szybkim ruchem odrzucił kaptur skrywający w cieniu jego oblicze. – Spójrz na mnie. – Skierował jej głowę w swoim kierunku. – Spójrz, jaki jestem piękny.

Kobieta, z twarzą morką od łez, spojrzała nań przelotnie. Przez mgłę spowijającą oczy ujrzała starego, łysego mężczyznę, z mnóstwem blizn przecinających jego trupią, pomarszczoną twarz.

– Mówisz, że nie boisz się śmierci. – Seryjny zabójca spojrzał na nią wzrokiem obłąkanego. – A ból? Co powiesz na odrobinę bólu? – To powiedziawszy, strzelił z pistoletu, odcinając kobiecie dłoń.

Ta, krzyknąwszy przeraźliwie, upadła przed nim na twarz.

Mężczyzna odwrócił butem jej głowę. Zemdlała.

– Tak szybko? – ryknął przeraźliwie. – W takim razie pozostaje mi tylko jedno. – Szybkim ruchem ściągnął z niej spodnie, następnie białe majtki, po czym, wyciągnąwszy swoją męskość, wszedł w nią, krzycząc: – Tak… tak… tak!

 

***

 

– Panie Owens, kolejne zabójstwo – rzucił policjant przez uchylone drzwi.

Pan Owens, mężczyzna po pięćdziesiątce, którego charakterystyczny wysoki wzrost i długie, kruczoczarne włosy, spływające w nieładzie na jego wiecznie zmarszczone czoło, były znane każdemu szanującemu się zabójcy, przytaknął posępnie.

– Znowu ten sam schemat? – zapytał dla ścisłości mundurowego.

– Niestety.

– Dziękuję Ci, Craig. Możesz wyjść. – Policjant uśmiechnął się smutno, po czym opuścił pokój.

W ciągu swojej dwudziestoletniej kariery Mark Owens wsadził do więzienia trzydziestu najgroźniejszych przestępców zamieszkujących Vespian City. Teraz jednak coś się zmieniło. Pomimo wielu nieprzespanych nocy nadal nie mógł namierzyć sprawcy piętnastu – a właściwie już szesnastu – zbrodni.. Mężczyzna, choć pozostawiał po sobie niezliczoną ilość śladów, nadal stanowił dla wszystkich zagadkę.

Przechadzając się po swoim gabinecie, z rękami splecionymi za plecami, detektyw Owens miał przed oczami czarny płaszcz – znak rozpoznawszy mordercy. Coś jak karta Jokera, pomyślał.

Jego oczy rozjaśniły się w przebłysku geniuszu. Mam sukinsyna!

 

***

 

Detektyw Smith, najlepszy przyjaciel Marka Owensa, wysłuchawszy teorii swojego współpracownika, zmarszczył lekko czoło.

– Sobowtóry? – powtórzył z powątpiewaniem w głosie.

Owens, oparłszy ręce na biurku, za którym zasiadał jego przyjaciel – sześćdziesięciopięcioletni, siwowłosy mężczyzna, z charakterystyczną blizną przecinającą lewy policzek – uśmiechnął się, jakby odkrył największą tajemnicę na świecie.

– Tak, sobowtóry! – Podkreślił wykrzyknik uderzając pięścią w stół. – Już się nam sukinsyn nie wyrwie.

Smith, nadal nieprzekonany, z miną „A co tam, nie zaszkodzi spróbować", nakazał przez interkom swojemu podwładnemu przesłuchać wszystkich mężczyzn z Vespian City ubierających się w czarne płaszcze.

– Zadowolony? – zapytał pochylającego się nad nim mężczyznę.

– Jak najbardziej – odpowiedział tamten.

 

***

 

– Znaleźliśmy pięciu mężczyzn, którzy regularnie chodzą w czarnych płaszczach – powiedział znad ekranu monitora porucznik Craig.

Detektyw Owens zmarszczył czoło.

– Gdzie ich trzymacie?

– Już sprawdzam. – Porucznik parokrotnie stuknął palcami w dotykowy ekran. – Pokój 307.

Mężczyźni uśmiechnęli się do siebie znacząco.

 

***

 

Pokój 307. Miejsce znane wszystkim przestępcom. Pomieszczenie, w którym znajdują się tylko trzy meble: stół i dwa krzesła. Jarzeniówka, umiejscowiona bezpośrednio nad stołem, budowała atmosferę napięcia, tak ważną dla podobnych przesłuchań.

Detektyw Owens, z twarzą wykrzywioną grymasem złości, oczekiwał na ostatniego podejrzanego.

Po przesłuchaniu czterech – jak się potem okazało, niewinnych – potencjalnych zabójców, serce Marka biło jak oszalałe. Jeśli ten również będzie czysty, moja teoria pójdzie w łeb, myślał zdenerwowany.

– Podejrzany numer pięć – oznajmił mundurowy, wpuszczając do pokoju młodego, zawadiacko uczesanego mężczyznę.

– Proszę usiąść. – Owens wskazał mu krzesło.

Mężczyzna zwalił się na wyznaczony mebel, nie zaszczyciwszy detektywa swoim spojrzeniem. Ma coś na sumieniu.

– Pańska godność? – zapytał Mark, uważnie przyglądając się podejrzanemu.

– Erick O'Connor – odparł tamten, ze wzrokiem wbitym w podłogę.

– Wiek?

– Dwadzieścia siedem.

– Dobrze. – Detektyw splótł ręce. – Teraz niech mi pan powie, co robił dwudziestego czwartego września, o godzinie 17:30.

– Byłem w swoim domu – odparł bez zająknięcia, z kamienną twarzą. – Oglądałem telewizję.

– Czy jest ktoś, kto może to potwierdzić? – Że też muszę przez to przechodzić, westchnął w duchu Owens.

– Niestety nie. – Twarz mężczyzny wciąż pozostawała bez wyrazu.

Nagle drzwi do pokoju rozchyliły się, ukazując naukowca trzymającego pięć testów genetycznych.

– Panie detektywnie. – Podszedł do Owensa. – Mamy wyniki. – Podał mu kartki.

Mark szybko przejrzał dokumentację. Na jego twarzy pojawiło się niedowierzanie. To niemożliwe!

 

***

 

Detektyw Owens, rozłożony na swojej sofie, ściskał gumową piłeczkę. Przed jego oczami nadal majaczyło owych pięć identycznych testów genetycznych. Przerażenie, które wtedy poczuł, opadło, gdy po ponownych badaniach, tym razem nasienia, okazało się, że potencjalni przestępcy są robotami, pokrytymi skórą mordercy, mającymi jego ślinę i krew. Czyżby specjalnie zapomniał o spermie? Skoro jest na tyle inteligentny, by wykiwać nas za każdym razem, czemu zapomniał o tak oczywistej rzeczy? Te pytania nie dawały mu spokoju.

Pozostawała jeszcze kwestia tajemniczych peruk, które nosili podejrzani. Każda pochodziła od innego dawcy. Niestety, żaden z nich nie figurował w bazie danych.

Do pokoju wszedł Smith. Usiadłszy za biurkiem, spojrzał na niego uśmiechnięty.

– Pamiętasz, jakie ślady pozostawia po sobie morderca? – zapytał bez zbędnego wstępu.

– Różne dziwne przedmioty, głównie dziecięce zabawki. – odpowiedział znudzony Owens. I czego on się tak uśmiecha?

Smith pokręcił głową.

– Chodziło mi o ślady zawierające materiał genetyczny.

A więc to tak!

– Nasienie – odparł Mark, po raz kolejny ściskając gumową piłeczkę. – Nie myśl sobie, że już o tym nie myślałem. – Podniósł się do pozycji leżącej. – Uważasz to za wskazówkę, nie mylę się?

– To ty uważasz to za wskazówkę. – Podniósł się fotela, celując w niego palcem. – To ty ciągle szukasz jakiś znaków, porównując tego szaleńca do Jokera. – Podszedł do ekspresu do kawy.

Owens wzruszył ramionami.

– Bo widzę wiele podobieństw.

– Uważałeś go za geniusza – ciągnął Smith, lejąc do kubka gorący napój – a prawda jest taka, że jemu chodzi tylko o to, by zgwałcić te biedne kobiety. – Pociągnął duży łyk kawy. – Zadaje im ból, by pokazać swoją wyższość, by wzbudzić w nich poczucie strachu.

– Czyli mamy typ niedowartościowanego dziecka, które chce zostać zauważone? – zapytał Owens, śledząc wzrokiem wracającego do biurka przyjaciela.

– Dokładnie – odparł Smith, sadowiąc się na fotelu.

Mark pokręcił głową.

– Tylko co to…

– Tylko co to zmienia? – odgadł tamten, odstawiając kubek.

– Zgadza się – przytaknął Owens.

Smith uśmiechnął się tajemniczo.

– Wkrótce się przekonamy.

 

***

 

Mark Owens, krocząc za swoim przyjacielem, zastanawiał się, dokąd właściwie idą. Analizując trasę, domyślił się, że zamierzają opuścić budynek.

– Wychodzimy? – zapytał, zrównując się ze Smithem.

– Ano, wychodzimy – odparł jego współpracownik. – Tylko nie pytaj o szczegóły, bo i tak nic nie powiem. – Przyspieszył kroku.

Kiedy znaleźli się na zewnątrz, odwrócił się gwałtownie.

– Teraz uważaj. – Wyciągnął z kieszeni szmatę. – Zawiążę ci nią oczy.

– Czy to konieczne? – Owens cofnął się, unosząc ręce w geście obrony.

– Chcę ci zrobić niespodziankę – powiedział Smith, rozciągając materiał. – Zgoda?

Mark przytaknął.

 

***

 

Nie miał pojęcia, jak długo szli ani jak daleko zawędrowali, wiedział jednak, że jest już zmęczony, o czym postanowił poinformować przyjaciela.

– Jeszcze trochę – brzmiała odpowiedź.

Kiedy potknął się po raz szósty, a nogi zaczynały wyłazić mu z dupy, jego współpracownik oznajmił mu, że – nareszcie! – zbliżają się do celu. Po przebyciu kilkuset kroków Smith w końcu pociągnął go za ramię.

– Zaczekaj tu – powiedział. – I nie ściągaj opaski – dodał po chwili.

Owens, masując obolałe nogi, czekał w napięciu na jego powrót. Gdy już wyciągał ręce w kierunku głowy, sądząc, że przyjaciel zostawił go, zapewne w formie bardzo dowcipnego żartu, usłyszał za plecami chrapliwy głos.

– Rączki w dół, panie detektywie – powiedział nieznajomy.

– Kim jesteś? – Mark, przerażony, odwrócił się gwałtownie.

– Nie bój się, mój drogi. – Poczuł na twarzy zimne ukłucie. – Nie bój się.

W przypływie nagłego impulsu zerwał się do sprintu. Biegnąc ile sił w nogach, zdjął zakrywającą oczy szmatę, ale – ku swojemu zaskoczeniu – nadal nic nie widział. Przerażony, potknął się o coś. Wylądował na ziemi. Próbował dźwignąć się na nogi. Bezskutecznie. Czuł jakąś dziwną siłę, która przygniatała go do podłoża.

– Nie uciekniesz naaaaam – rozległo się tysiące przeraźliwych głosów. – Zostaniesz tu na zawszeeee

– Nieee – chciał krzyknąć, ale głos uwiązł mu w gardle. – Nieeeeeeeee…

Obudził się.

Koniec

Komentarze

Nic nie zrozumiałem.

Ja też nic z tego nie zrozumiałem. Można prosć Autora o wyjaśnienie,  na czym polega intryga i co jest jej rozwiązaniem? 

Hmm, pierwszy tekst konkursowy przeczytany. Jeśli wyjaśnieniem zagadki jest sen, to do widzenia z taką konkluzją, a jeśli nie, to, podobnie jak koledzy, nic nie zrozumiałem.

Mastiff

Smith, nadal nieprzekonany, z miną „A co tam, nie zaszkodzi spróbować", nakazał przez interkom swojemu podwładnemu przesłuchać wszystkich mężczyzn z Vespian City ubierających się w czarne płaszcze.

***

- Znaleźliśmy pięciu mężczyzn, którzy regularnie chodzą w czarnych płaszczach - powiedział znad ekranu monitora porucznik Craig.

Albo Vespian City to nie city tylko malutkie town z co najwyżej tysiącem mieszkańsców, albo przydałoby się wyjaśnienie, że np. temperatura dochodzi do 50 st. C, więc w czerni się nie chodzi czy że moda wróciła do kolorowego średniowiecza i z tego względu czerń jest niemodnai. W tej chwili mało wiarygodne.

Całość wygląda jak niedopracowany, napisany w kilka minut fragment czegoś, co miało być kryminałem.Zero intrygi, analiza psychologiczna seryjnego mordercy strasznie powierzchowna. Jest jeszcze parę miesięcy do końca konkursu. Radzę to usunąć i dopracować.

Mężczyzna, ubrany w długi, czarny płaszcz, trzymając za szyję klęczącą przed nim kobietę, uśmiechnął się delikatnie. – Kobieta klęczała przed mężczyzną, czy przed płaszczem? Ze zdania wynika jednak to drugie…

 

A ból? Co powiesz na odrobinę bólu? - To powiedziawszy, strzelił z pistoletu, odcinając kobiecie dłoń. – A czymże strzelał ten pistolet? Nożami? Shurikenami? A może miał bagnet na lufie, a zabójca spudłował i bagnetem tę dłoń w złości odciął? Nie można napisać prosto, że odstrzelił jej dłoń? Pisałeś wcześniej, że mierzył do niej z pistoletu, więc logicznym jest, że z niego strzelał. Nie trzeba tego powtarzać.

 

- Tak szybko? - ryknął przeraźliwie. - W takim razie pozostaje mi tylko jedno. - Szybkim ruchem ściągnął z niej spodnie, następnie białe majtki, po czym, wyciągnąwszy swojego kutasa, wszedł w nią, krzycząc: - Tak... tak... tak! – Cudzego by raczej w kieszeni nie nosił. Ja ją ruchał, to wiadomo, że swoim, więc zaimek jest zbędny. Nie wiem jaka miała być ta scena. Straszna? Brutalna? Szokująca? Ja jak to czytałem, poplułem monitor ze śmiechu.

 

Pan Owens, mężczyzna po pięćdziesiątce, którego charakterystyczny wysoki wzrost i długie, kruczoczarne włosy, spływające w nieładzie na jego wiecznie zmarszczone czoło, były znane każdemu szanującemu się zabójcy, przytaknął posępnie. – kolejny zbędny zaimek. Długie włosy w nieładzie spływające na czoło. I przy okazji na oczy, usta, nos… Może się czepiam, ale to niezbyt wygodna fryzura do pracy. Bo widok te kłaki zasłaniają, a i do pyska wchodzą, w nochal drapią…

 

- Tak, sobowtóry! - Podkreślił wykrzyknik uderzając pięścią w stół. – Jakim cudem uderzeniem w stół podkreślił znak interpunkcyjny?

 

Smith, nadal nieprzekonany, z miną „A co tam, nie zaszkodzi spróbować", nakazał przez interkom swojemu podwładnemu przesłuchać wszystkich mężczyzn z Vespian City ubierających się w czarne płaszcze. – Prowadzili jakąś ewidencję ludzi ubierających się w czarne płaszcze? Mieli w komputerze wykaz co który obywatel ma w szafie?

 

- Znaleźliśmy pięciu mężczyzn, którzy regularnie chodzą w czarnych płaszczach - powiedział znad ekranu monitora porucznik Craig. – Jakim cudem? Przesłuchali całe miasto, mieli satelitarny monitoring, za pomocą którego sprawdzali w jakich ubraniach chodzą ludzie po ulicach? Czy wyjechali na patrol i zgarniali każdego, kto lazł w czarnym płaszczyku?


Tekst jest niestety cholernie słaby. Technicznie napisany kiepsko, pełen nielogiczności, a w końcówce to już kompletnie nie wiadomo o co kaman. Też radziłbym to usunąć póki jeszcze się da i napisać coś sensownego, z ciekawą intrygą, fabułą i wyrazistym bohaterem.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Cieszę się, że moi poprzednicy też krytykują ten tekst, bo bałem się, że wysuwając swoje zastrzeżenia, znowu bedę oskarżony, że nie podoba mi się to, co wszystkim się podoba.
A więc, nie wzruszyło mnie to.
- pomysł, że morderca jest niedowartościowanym dużym dzieckiem, powinien pojawić się na początku, po pierwszej zbrodni, bo to logiczny wniosek. Zawsze tak jest; nawet jeżeli zbrodniarz bawi się w Jokera.
- śmieszny dla mnie pomysł z aresztowaniem ludzi, którzy noszą długie płaszcze na codzień ( pomijając wątpliwość, że było ich tylko pięciu). To tak, jakby morderca regularnie, na co dzień, chodził ubrany w swoje przebranie.
- Skąd policja wie, że zbrodniarz ubiera się w długi płaszcz i peruki, jeżeli na miejscu zbrodni zostawia tylko dziecięce zabawki?
- Przecież pisząc o bliźnie, od razu odkrywasz karty, że przestępcą jest Smith.
- Co to za pomysł z sobowtórami i robotami ubranymi w ludzką skórę? Rzucone, ot tak sobie. Chyba tylko po to, żeby było fantastycznie.
 Wszystko razem sprawia dla mnie wrażenie nieskładnego zlepka różnych idei i pomysłów.

Dziękuję za wszystkie wypowiedzi :)
Owszem, tekst napisałem dość szybko. Nie spodziewałem się żadnych przychylnych komentarzy.
Opowiadania nie będę się pozbywał; usunę tylko dopiskę "SHERLOCKISTA 2011" :)

Owszem, tekst napisałem dość szybko. Nie spodziewałem się żadnych przychylnych komentarzy.

To po co go wstawiałeś, skoro byłeś świadomy popełnianych błędów? Kurcze, przecież można było poprawić, żeby to miało ręce i kulasy.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Kiepsko. A szkoda. W innych Twoich tekstów widzę potężne idee.

Napisałem to pod wpływem impulsu.
Jeśli podobają Ci się moje poprzednie teksty, jestem w trakcie pisania książki, w której będzie roiło się od różnych przemyśleń.

Nowa Fantastyka