- Opowiadanie: Trybik - Trzy pieczenie na 1 ogniu

Trzy pieczenie na 1 ogniu

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Trzy pieczenie na 1 ogniu

 

Kra­sno­lud* uciął na ta­le­rzyk ka­wa­łek mięsa z rożna.

 

– Jutro o tej porze mu­si­my być już w Uzar – po­in­for­mo­wał po­zo­sta­łych. – Ina­czej Po­szu­ki­wa­cze nas do­pad­ną. Le­d­wo­śmy im ostat­nio ucie­kli. Na szczę­ście nadal mamy Je­dy­ny Pierś… mmm, dobre mię­sko, Stol­l­nar – za­ciom­kał. – Masz ta­lent! Przy­pie­czo­ne, opa­nie­ro­wa­ne, so­czy­ste… skąd ty je wy­trza­sną­łeś?

 

– Po­ży­czy­łem od chło­pów z Re­ven­dov.– skrzat wy­szcze­rzył spróch­nia­łe zęby.

 

– Do­brześ uczy­nił… – po­chwa­lił kra­sno­lud – mmm, na mój topór, za­iste, niebo w pasz­czy! Mel­nor skrob­nij sobie jesz­cze, bo zaraz brak­nie!

 

– Nie mam siły…– wy­stę­kał elf. Leżał na wznak z dłu­gi­mi pal­ca­mi za­ple­cio­ny­mi na brzu­chu.– Za dużo się na­żar­łem…

 

– A ty, Stol­l­nar, sku­sisz się?

 

– No pew­nie! Dawaj scy­zo­ryk!

 

– Uhh – stęk­nął elf wier­cąc się na po­sła­niu nie­zgrab­ny­mi ru­cha­mi. – Pra­wie jak w świę­to Er­der­lah w Gu­sło­wie, tylko dziew­ki tu jesz­cze bra­ku­je.

 

Wszy­scy troje par­sk­nę­li śmie­chem. Echo po­nio­sło dźwięk w głąb ja­ski­ni. Na ze­wnątrz roz­pa­dał się deszcz.

 

– Pa­mię­ta­cie – ode­zwał się po chwi­li kra­sno­lud – Jak po­wie­dzia­łem, że coś się koń­czy? Jutro koń­czy się nasza misja. Lord Tren­tor otrzy­ma spo­wro­tem swój Pier­ścień i tym samym od­zy­ska tytuł króla, który był przy­pie­czę­to­wa­ny tą małą bły­skot­ką i w całym kró­le­stwie znów za­pa­nu­je pokój. Prze­bie­gli uzur­pa­to­rzy z po­łu­dnia wresz­cie od­su­ną się od tronu, a my od­bie­rze­my swą na­gro­dę za do­star­cze­nie Je­dy­ne­go.

 

– Ano wła­śnie – za­cie­ka­wił się Stol­l­nar – Jaka to miała być na­gro­da, przy­po­mni mi ktoś?

 

– Ty­siąc koron i ręka kró­lew­ny po­dob­no… – za­my­ślił się kra­sno­lud.

 

– Jak coś, to ja biorę kró­lew­nę – skon­sta­to­wał Mel­nor,

 

Skrzat za­re­cho­tał.

 

– A jak bę­dzie brzyd­ka?

 

– To ty se ją weź­miesz. Ide­al­nie bę­dzie­cie się do­peł­niać.

 

-CO?! – Stol­l­nar po­czer­wie­niał jak ogó­rek. Wi­docz­nie elf ugo­dził go w jego czuły punkt.

 

Mel­nor i kra­sno­lud par­sk­nę­li śmie­chem.

 

– Jesz­cze bę­dzie miała taką pa­skud­ną mordę, jakby jej słoń od­by­tem usiadł! – dodał kra­sno­lud.

 

Stol­l­nar jesz­cze bar­dziej po­czer­wie­niał. To­wa­rzy­sze jeb­nę­li śmie­chem o mało nie na­wa­bia­jąc się czkaw­ki.

 

– A rzyć bę­dzie miała, o, taką! – po­ka­zał, jaką.

 

-Ha­ha­ha­ha!

 

– Ha­ha­ha­ha­ha­ha­ha­ha!

 

Skrzat nie wy­trzy­mał. Do­by­ty prze­zeń szty­let za­bły­snął zło­wro­go w świe­tle pło­mie­ni.

 

-Ej, no co ty… – prze­ra­ził się kra­sno­lud, mina mu zrze­dła. – My tylko… przy­ja­cie­lu, mmy ty­yl­ko…

 

– Idę po­rzu­cać do drze­wa – wy­ja­śnił szyb­ko i wstał chwiej­nie.

 

Ni­zio­łek ode­tchnął z ulgą.

 

– Eeej, Stol­l­nar! – ryk­nął za nim– Skrob­nij sobie jesz­cze na drogę, bo zaraz brak­nie!

 

Stol­l­nar nie usły­szał go, albo zi­gno­ro­wał.

 

– Za dużo dzi­siaj wy­pi­li­śmy – za­uwa­żył Mel­nor, spoj­rzał na swój brzuch. – Ale mam gazy…

 

– Eeej, Stel­l­nor, nic ci nie jest?

 

Skrzat stał u wyj­ścia, jak wryty bądź tak, jakby zo­ba­czył ducha.

 

Zanim umarł zdą­żył cicho za­klnąć. I nagle wpadł całą gębą do ogni­ska. W za­sa­dzie tylko gębą, bo resz­ta ciała zo­sta­ła na swoim miej­scu. Głowa po­le­cia­ła, jak wy­strze­lo­na z ar­ma­ty nio­sąc za sobą szkar­łat­ną stru­gę. Na­to­miast z urżnię­te­go karku chlup­nę­ła fon­tan­na ciem­nej krwii.

 

Za­sty­gła w prze­ra­że­niu twarz Stol­l­ne­ra za­skwier­cza­ła w ogniu. Kra­sno­lud od­sko­czył jak po­pa­rzo­ny, gdy uj­rzał w pa­trzo­ne w sie­bie ciem­ne, ze­szklo­ne oczy.

 

Ciało skrza­ta efek­tyw­nie po­włó­czy­ło no­ga­mi do tyłu i zwa­li­ło się na stę­ka­ją­ce­go elfa. Ten pierd­nął.

 

Do ja­ski­ni wpa­dło trzech Po­szu­ki­wa­czy odzia­nych w czar­ne zbro­je z czar­ny­mi pe­le­ry­na­mi i sze­ro­ki­mi, ciem­ny­mi kap­tu­ra­mi. Za nimi wbie­gło kilku wie­śnia­ków z wi­dła­mi i roz­pa­lo­ny­mi po­chod­nia­mi.

 

– Pa­trz­cie! – krzyk­nął wą­sa­ty chłop wska­zu­jąc na rożen. – Nasze mięso! Już ze­żar­ły skur­wy­sy­ny!

 

– Na nich!

 

– Po­wie­sić zło­dziei!

 

– Za spra­wie­dli­wość!

 

– Za jaja!

 

– Za Re­ven­dov!

 

– Za mięso!

 

Roz­ju­sze­ni chło­po­wie z wrza­skiem ru­szy­li do ataku.

 

– Nie – od­parł chłod­no jeden z Po­szu­ki­wa­czy, za­trzy­mał ich w porę wiel­ce wy­mow­nym ge­stem otwar­tej dłoni. – Idź­cie już stąd

 

Wrza­wa uci­chła.

 

– Aale panie… – wy­mam­ro­tał wą­sa­ty.

 

– Idź­cie!- roz­ka­zał ostro Po­szu­ki­wacz.– I ni­ko­mu ani słowa!

 

Po­grze­bał w pod­ręcz­nej tor­bie na me­dy­ka­men­ty i ciep­nął coś w stro­nę wie­śnia­ka. Mie­szek. Mały, ale za­pew­nie wy­peł­nio­ny zło­tem.

 

Wą­sa­ty zła­pał; chciał od razu le­piej po­znać jego za­war­tość, ale wy­star­czy­ło tylko jedne spoj­rze­nie nie­zna­jo­me­go, aby po­wstrzy­mał swą cie­ka­wość i wró­cił wraz z ko­le­ga­mi do domów.

 

Odzia­ni w czerń do­by­li mie­czy.

 

Kra­sno­lud wstał wspie­ra­jąc się ple­ca­mi o wil­got­ną ścia­nę ja­ski­ni.

 

– Wwy…– za­śli­nił się.

 

– Od­da­waj­cie Pier­ścień! – syk­nął drugi Po­szu­ki­wacz.

 

– Ina­czej ko­niec z wami… – dodał trze­ci.

 

– Nnig­dy! Mel­nor, wsta­waj!

 

Kra­sno­lud po­chy­lił się po topór le­żą­cy obok prze­wró­co­nej flasz­ki rumu. Za­to­czył się ni­czym pi­ja­ny al­ko­ho­lik.

 

– Mel­nor, wsta­waj!

 

Za­wo­ła­ny pod­niósł się, ale z tru­dem. Przy oka­zji znów nie­chcą­cy pu­ścił bąka.

 

Po­szu­ki­wa­cze spoj­rze­li na sie­bie znie­sma­cze­ni i jed­no­cze­śnie radzi z ła­twe­go łupu.

 

– Za lorda Tren­to­ra! – wy­krzyk­nął kra­sno­lud w krzy­wym biegu z unie­sio­nym w górę to­po­rem, po­tknął się o wła­sne nogi i zde­rzył ze ścia­ną.

 

Tym­cza­sem Mel­nor zdo­łał dwa razy pierd­nąć, prze­wró­cić rożen i dobyć mie­cza. Tak, do­kład­nie w tej ko­lej­no­ści.

 

– Uhh…– stęk­nął elf. Przed ocza­mi bły­sła mu czar­na klin­ga.

 

Sko­śno­oki wrza­snął, wy­pu­ścił broń, upadł na plecy i chwy­cił się za krwa­wią­cą twarz.

 

Kra­sno­lud od­zy­skał wresz­cie rów­no­wa­gę po zde­rze­niu i za­mach­nął się to­po­rem w miej­sce, gdzie we­dług niego po­win­ni być prze­ciw­ni­cy. Prze­li­czył się.

 

Nie tra­fia­jąc na ja­ki­kol­wiek opór ni­zio­łek po­le­ciał za to­po­rem, po­tknął się o wy­ją­ce­go Mel­no­ra i prze­wró­cił się.

 

– Ûr – Po­szu­ki­wacz ski­nął na ko­le­gę. – Za­łatw z łaski swo­jej tych idio­tów.

 

Ûr oka­zał się nie­zwy­kle ła­ska­wy. Naj­pierw dobił wy­ją­ce­go elfa wbi­ja­jąc ostrze w na­dę­ty brzuch, a potem od­wró­cił się ku le­żą­ce­mu kra­sno­lu­do­wi.

 

Rze­czo­ny usi­ło­wał się pod­nieść, ale prze­szko­dził mu wy­mie­rzo­ny w szyję miecz nie­przy­ja­cie­la.

 

– Gdzie mają Pier­ścień? – za­py­tał Ûra pierw­szy Po­szu­ki­wacz.

 

In­da­go­wa­ny ko­lej­no przyj­rzał się tru­pom.

 

– Tra­dy­cyj­nie – po­chy­lił się ku el­fo­wi i ze­rwał łań­cu­szek.– Na szyi.

 

– To ten?

 

– Na pewno. – mruk­nął Ûr po­ka­zu­jąc to­wa­rzy­szom wy­ry­ty na Pier­ście­niu herb.

 

– Może to pod­rób­ka? – za­in­try­go­wał się trze­ci. – Sprawdź.

 

– Niby jak? Nie je­stem złot­ni­kiem.

 

– Wrzuć go do ognia.

 

– No co ty – Ûr spoj­rzał wy­mow­nie na kom­pa­na.– Nie ta bajka.

 

 

 

 

Ko­niec

 

 

* – imię kra­sno­lu­da we­dług wła­sne­go uzna­nia :)

Koniec

Komentarze

Widzę, Autorze Trybiku, że pracę domową odrobiłeś i lekturę dobrze zapoznałeś. Przedstawienie nam dałeś ucztujących bohaterów, najadający się ponad miarę i zdrowy rozsądek, skutkiem czego miarka się przebiera a zdrowy rozsądek ich opuszcza i zostawia samopas na zatracenie przez ich wzdęte brzuchy i przybyłych Poszukiwaczy. Ci są bezwzględni w dążeniu do zadanego im celu w Pierścieniu i pomimo nieprzystojnego zachowania obżerających się mięsem z rożna i w wyniku tego nawaniających powietrze owadami, pospolicie znanymi jako bąki, dochodzi do masakry ucztujących, ale Poszukiwacze i tak nie są niczego pewni, choć to mają we własnych rękach Ładnie to napisałeś i widać bardzo, że się dobrze starłeś, ale jednak naskrobałeś wielu wyrazów, co ich być nie powinno, bo powinny wyjść z kompotiera czerwone wężyki i pod nimi się ułożyć zygzakowato, wtedy wiesz, że nie tak być miało tylko dobrze, jak na prawdziwą grafomanię przystanęło.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@regulatorzy Dziękuję za ciepły komentarz. Co do wymienionych przez Ciebie błędów składam wyjaśnienia: Były one czynione celowo i wbrew wszelkiej logice, aby uprzykrzyć czytelnikowi życie. ;) Jeżeli nadszarpnąłem złote zasady grafomanii, uniżenie przepraszam. ;)

Taki sobie, kurde podpis

Uporczywe błędy poprawione!

Taki sobie, kurde podpis

Widzę, że ostatnio Grafomania kojarzy się z obżarstwem. :-) Alkocholik został.

Babska logika rządzi!

Z obżarstwem i pijaństwem, Finklo. ;) All errors corrected.

Taki sobie, kurde podpis

Dziękuję za miłe komentarze. Myślę, że Wam się podobało. ;)

Taki sobie, kurde podpis

Jak można zabijać bohaterów pozytywnych w tak okrutny sposób? No chyba, że ci drudzy to pozytywni, bo tak na prawdę to nie wynika z treści. Jeżeli tak to dobrze tym żarłokom.

Mi się podobało to co przeczytałem. 

Homarze, tak naprawdę nikt nie jest do końca "dobry" lub do końca "zły". ;)  Dzięki za komentarz. Idaho Iowa: Tobie również dziękuję. ;)

Taki sobie, kurde podpis

Dobra była ta scenka z żartami ze skrzata.

I po co to było?

O, to bardzo chrześcijańskie opowiadanie, które należy wysłać do Radia Twarz, aby na antenie przeczytali zamiast poniedziałkowego kazania, bo godne jest i sprawiedliwe, by szerzyć miłość bliźniego jak szerzyli wobec skrzata, zaś słuszne i zbawienne, by za przykład dawać poszanowanie cudzej własności jakie względem piździonka i jego mięsa mieli bohaterowie, a także omówić grzech nieumiarkowania w pierdzeniu i tyciu, którego to pokuse bohatery odczuwali całą wieczerzę i nawet trochę po. Nie uciekasz też od pokazania okropieństw pokusy mordowania, overkilla i mass wpierdolu, która to pokusa sika krwią z bezgłowego korpusa i miota odciętymi głowami malowniczo w ogniska – a grzech to przecież ciężki (choć Grzech twierdzi, że ostatnio schudł), żeby w ten sposób nieoczyszczone mięso do kotła dorzucać jak paszczę skrzata dorzucono.

Najistotniejsze też jest, że bohatery ginęły za wiarę, wiarę w to, że a nuż się im uda i mieli na celu dobro kurewny dziewicy, co szlachetne jest i godne śladów.

 

Zmieściłeś mnóstwo wartości rdzennych do swojego opowiadania i czujem się teraz przesiąknięty, choć przyjaciele moi mówią mi, że raczej po prostu śmierdzę.

 

Bywaj w zdrowiu wędrowcze i naprawdę, chłytaj fona i dzwoń do Radiów, żeby cie na antenie sczytali.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nieźle, ale tylko tyle i mimo wszystko raczej bardziej parodystycznie niż inspiracja grafomańska :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Dziękuję za miłe komentarze i jednocześnie przepraszam za zwłokę. Zmyliły mnie te szarawe gwiazdeczki, które na starej stronie mieniły się i zwracały większą uwagę.  :)

Taki sobie, kurde podpis

Nowa Fantastyka