- Opowiadanie: ailla - Ailla z Czarnego Południa

Ailla z Czarnego Południa

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ailla z Czarnego Południa

 

"Powrót.

 

Na początku nic nie wskazywało na to, że ten dzień będzie różnił się od innych, spokojnych dni, które nawiedzały Lansar nieprzerwanie od setek lat. Świerszcze grały w trawie, powietrze gorące zdawało się stać w miejscu. Nikt nie spodziewał się, że ja Ailla wejdę do miasta i już nic nigdy nie będzie takie jak dawniej. Jestem czarownicą, wiedźmą z Czarnego Południa, tam gdzie jaskinie służą za domy, a rzeki zatruwają swymi wodami niczego nieświadome rośliny. Kiedy przekroczyłam bramy miasta życie w nim zamarło. Mogłam się spodziewać takiego obrotu spraw, bo mój wygląd przyciągał uwagę. Długie do kolan kasztanowe włosy, czarne, jak dno studni oczy i długa suknia, która zdawała się poruszać mimo mojego bezruchu, w kolorze dojrzałej wiśni, wzbudziłam podziw i przerażenie. Pozwalałam na to. Powoli i pewnie dałam krok na przód, kierowałam się wprost na zamek, gdzie czekało moje przeznaczenie.

 

Kiedy byłam małą dziewczynką zostałam siłą zmuszona do opuszczenia rodzinnego domu. Ojciec wyparł się przeklętej córki czarownicy, matka zabiła się skacząc z wieży, a reszta rodziny planowała zamordować mnie z zimną krwią, ale w końcu zdecydowali się na zwykłe, mało skomplikowane wygnanie. Nie spodziewali się, że zdołam przeżyć choćby dnia w dziczy jaka rozścielała się za miastem, mylili się. Kiedy pierwszy raz własnoręcznie zabiłam bestię, która kłami rozerwała mi przedramię i chciała zaciągnąć w swoje leże, by mnie pożreć, wiedziałam, że przetrwam nawet najgorszy czas. Sama nie wiem jak tego dokonałam, w jednej chwili żegnałam się z życiem, a w następnej siłą swojej mocy rzuciłam przeklętego potwora o najbliższy głaz i roztrzaskałam jego czaszkę w drobny mak. Powoli podeszłam do masywnego cielska, jeszcze ciepłego, wyrwałam długiego kła z wielkiej zakrwawionej paszczy i zrobiłam z niego wisiorek, do dziś wisi na mojej szyi jako przypomnienie, po co postanowiłam wzmacniać swoją magię i utwierdza mnie w moim planie, daje mi siłę. Potem było mi już coraz łatwiej, niespodziewanie szybko dotarłam, aż na skraj naszej krainy, a moim oczom ukazało się Czarne Południe, ziemia tak nieprzyjazna jak tylko możecie sobie wyobrazić. Nic tu nie rosło, nic nie kwitło, nie było drzew, śpiew ptaszysk przerażał, owady to nie słodkie motylki tylko gigantyczne śmiertelnie niebezpieczne osy, wszędzie tylko dziury w skałach i zgniła, trująca rzeka. Siedziba wszelkich ludzi obdarzonych jakąkolwiek mocą. Znalazłam sobie niezamieszkałą jaskinię i ją zajęłam, potem kilkoro dzieci chciało się ze mną zaprzyjaźniać, ale wolałam siedzieć i odkrywać swoją siłę magiczną. Wiedziałam bowiem, że mój plan będzie ciężki do zrealizowania. Żeby znaleźć sobie pożywienie chodziłam daleko w głąb dziczy, z której wyszłam, dziesięcioletnia dziewczynka musiała sama zrobić sobie łuk, nauczyć się strzelać i polować. Nic nie sprawiało mi większej radości niż widok własnoręcznie zdobytej zwierzyny, nie chciałam posługiwać się magią, oszczędzałam ją na ważniejszą okazję. Kiedy dorosłam postanowiłam wrócić w rodzinne strony, chciałam żeby mnie poznali, dowiedzieli się jak silna się stała, chciałam ich strachu i zaskoczenia. Pragnęłam zobaczyć jak się płaszczą przede mną i błagają o wybaczenie. Wyczarowałam, więc sobie piękną suknie i ruszyłam.

 

Tak, o to doszliśmy do Lansaru. Tak, król Fergal to mój ojciec, a Whiltierna to nieżyjąca matka, jego żona. Zapomniałam dodać, że pochodzę z rodziny królewskiej? Tak, jestem księżniczką, panią bez zamku, to powinno dodać tej historii troszkę rumieńców, taki skandal, córka króla czarownicą! To niedopuszczalne. Za chwilę się przekonamy, czy podjęli właściwą decyzję.

 

Dotarłam do bramy oddzielającej mnie od wejścia na dziedziniec, podniosłam rękę i wypowiadając tylko sobie rozumiane zaklęcie roztrzaskałam drewnianą barierę w malutkie deski, które pofrunęły na kilkaset metrów w górę, strażnicy stali oniemiali, nie śmieli się nawet poruszyć. Przyznaję, że było to trochę dramatyczne i przerysowane, ale lubiłam wzbudzać strach. Podwinęłam kawałek sukni i wkroczyłam na swoje dawne podwórko, miejsce zabaw i ostatni zapamiętany kawałek ziemi, która nie chciała mnie wychowywać.

 

-prowadź do króla– wypowiedziałam w stronę jednego żołnierza i ten nawet nie mrugnąwszy okiem ruszył do zamku, a ja powoli za nim. Służba na mój widok uciekała w popłochu, bo chociaż minęło 8 lat rozpoznali mnie bez trudu. Szłam dumna, wyprostowana i przywoływałam wspomnienia, co prawda miałam ich niewiele, ale były bardzo wyraźne. Gonitwy na korytarzu z synem kucharki, chowanie się przed niańką za wielkimi zasłonami, które pachniały kurzem i dawnymi czasami. Nagle poczułam się znowu małą dziewczynką i moja determinacja jeszcze bardziej wzrosła. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale gniew przybrał na sile, stanęłam przed swoją dawną komnatą, spojrzałam na drzwi i jakby to się działo w tej chwili usłyszałam:

 

-musimy ją zabić, król nie może mieć córki czarownicy, to zagrozi pokojowi w państwie, będą chcieli nas napadać, by obniżyć naszą pozycję, nie możemy dopuścić, by dorastała.– krzyczał mój wuj, nad moją głową jakby mnie tam wcale nie było.

 

-to tylko dziecko, nie zamierzam brać udziału w tym morderstwie, może po prostu pozbawimy ją praw do tronu i wygonimy z Lansaru?– kwiliła jego żona. Moim skromnym zdaniem to też by było morderstwo, ale pośrednie.

 

Wznowiłam swój marsz po sprawiedliwość. Rozdygotany mężczyzna prowadził mnie do sali tronowej, znałam tę trasę bardzo dobrze. Kiedy w końcu nasze kroki ucichły, na korytarzu dosłyszałam szepty zza wielkich zdobionych drzwi, za wszelką cenę chciałam zachować zimną krew, ale w moim ciele szalała burza. W końcu moim oczom ukazała się świta mojego ojca w całej swej obłudnej okazałości, rozstąpili się na mój widok i ujrzałam go. Dumny władca, na swoim wielkim tronie, jednak wzrok zdradzał, że jest przerażony.

 

-Ailla…Ty rzeczywiście żyjesz.– zdołał wykrztusić i nic więcej nie powiedział. Żadnej oznaki radości, skruchy, żalu, tylko zawód, zawód, że przeżyłam. No do prawdy, czego ja się spodziewałam?

 

-też się cieszę, że Cię widzę tatusiu.– odrzekłam jadowitym tonem i ruszyłam w jego stronę. Od razu drogę zastąpiły mi straże, myślą, że to mi przeszkodzi? Jednym ruchem ręki rozsunęłam ich niezbyt delikatnie, tak, że wpadli na kolumny. Król poderwał się z tronu, wyglądał teraz żałośnie.

 

-czego chcesz?– zaskowyczał jak zbity pies.

 

-odrobiny sprawiedliwości. Jak mogłeś sądzić, że Twoja córka, z krwi i rodu, który przetrwał najgorsze wojny i kataklizmy, który odparł atak smoków da się tak łatwo odsunąć od prawa do tronu? Naprawdę sądziłeś, że zginęłam i nawet nie próbowałam walczyć?

 

-jesteś wiedźmą!- krzyknął– nigdy nie nazwę Cię swoją córką, taka plama na honorze rodziny stanowiła dla nas zagrożenie, nadal jak widzę stanowi.

 

-ranisz mnie– teatralnym gestem chwyciłam się za serce. Dobrze, bądź zimna Ailla.– nie oczekuje żebyś uznał we mnie swe dziecko, nie potrzebuje Twojej zgody na przejęcie tronu. Jak myślisz, kto ma do niego największe prawa po Twojej śmierci? Nie rób takiej zdziwionej miny, każdy tutaj wie, że nie masz innego spadkobiercy. Nie ożeniłeś się, nie spłodziłeś żadnego bękarta, więc albo ja, albo rozpad królestwa.

 

-ale ja jeszcze żyję! Nie rozdzielaj testamentu nim go nie spisałem.– bronił się jak mógł, ale tylko się pogrążał, podeszłam do niego tak blisko jak pozwalało mi na to obrzydzenie, które czułam.

 

-to bardzo istotne słowo. Jeszcze.– spojrzałam w jego podłe ślepia, był zwyczajnym tchórzem, dumny król zniknął. Uniosłam rękę i poczułam, że moje włosy ożywały, zawsze się tak działo kiedy skupiałam całą siłę w jednym punkcie na ciele.– to zaboli tylko trochę.– wyrzekłam i kiedy miałam już wypowiedzieć zaklęcie uniosłam się gwałtownie w powietrze. Jakaś niewidzialna siła skrępowała mi ręce za plecami. Odwróciłam z wysiłkiem głowę i dostrzegłam młodego mężczyznę z wyciągniętą w moją stronę dłonią. Mag. Uśmiechnęłam się do niego jadowicie.

 

-spóźniłeś się Ivar– powiedział król i odszedł jak najdalej ode mnie.

 

-przepraszam Panie, problemy w wieży, ale już wszystko gotowe dla naszego gościa. Aillo, zechcesz udać się ze mną, na pewno jesteś zmęczona po podróży.– zwrócił się w moją stronę, zgiął ramię i jakby ktoś ściągnął mnie liną podleciałam do niego. Postawił mnie stopami na ziemi, ale nie zwolnił zaklęcia. Kiedy jego brązowe oczy spotkały moje, na chwilę jakby stracił rezon. Zamrugał dwa razy i szybko się odwrócił, był wysoki, a jego krótko ostrzyżone, czarne włosy były bardzo gęste i chyba nigdy ich nie czesał. Szliśmy w stronę wieży, którą bardzo dobrze pamiętałam, moja mama z niej skoczyła, kiedy dowiedziała się, że jestem czarownicą, nie mogli lepiej wybrać. Weszłam do przygotowanej specjalnie dla mnie komnaty, łóżko, szafa, zbędne luksusy. Zaklęcie wciąż trwało, a Ivar stał w progu i patrzył.

 

-czego chcesz?– zapytałam nie odwracając się w jego stronę.

 

-dałaś się uwięzić, Twoja moc znacznie wykracza po za moje zdolności, nie chciałaś go zabijać, ale on nie będzie miał skrupułów, by zabić Ciebie.-jak na komendę rozprawiłam się z jego zaklęciem jednym ruchem ramion.

 

-skoro jesteś taki przenikliwy to czemu mnie nie zdradziłeś?– odwróciłam się w jego stronę, stał oparty o zamknięte drzwi. Dumny, ale była w nim tajemnica, która niespodziewanie zaczynała mnie mocno irytować.

 

-powiedzmy, że ciekawy jestem jak rozwiną się zdarzenia. Król wezwał mnie na zamek kiedy tylko jego szpiedzy donieśli, że zmierzasz do Lansaru. Umiera ze strachu, a ja się w tym strachu żywię.– uśmiechnął się szyderczo i wyszedł zamykając mnie na klucz. Byłam tam gdzie chciałam się znaleźć. Usiadłam na ziemi zaczęłam rysować zaklęty trójkąt, już niedługo mój ukochany tatuś zacznie odczuwać moją obecność i żaden parszywy mag go nie uratuje.

 

 

 

Zemsta.

 

Po trzech dniach pobytu w wieży, kiedy nie tknęłam jedzenia i stałam w oknie patrząc na jezioro za zamkiem, do komnaty bez zapowiedzi wpadł Ivar. Czułam jak w jego głowie szaleje gonitwa myśli.

 

-pytaj.– odrzekłam nawet na niego nie patrząc.

 

-zaklęty trójkąt? To dlatego nie umiem tego powstrzymać. Co Ty planujesz?– nie wydawaj się przestraszony, jedynie ciekawy. Powoli z uśmiechem na twarzy odwróciłam się w jego stronę.

 

-bardzo go boli?– zapytałam z udawaną troską, chociaż dobrze znałam odpowiedź i liczyłam na to, że cierpi katusze.

 

-jest o krok od wydania rozkazu, by Cię zamordować.

 

-a więc co go powstrzymuje?

 

-ja, bo wiem, że jak to zrobi to też umrze, prawda?– podszedł dwa kroki do przodu i uważniej przyjrzał się malowidłu na podłodze.

 

-bystry z Ciebie mag, ale nie jesteś w stanie przewidzieć, że to co nastąpi za trzy dni jest gorszym wyjściem dla niego niż śmierć dzisiaj. Możesz studiować świetliste linie na podłodze tej komnaty ile czasu chcesz, a nie dowiesz się jaki finał zaplanowałam, ale uwierz mi, będzie widowiskowy. Na miarę króla– przyglądałam mu się, był naprawdę przystojny. Bardzo nieokrzesany, ale to była jego główna zaleta. Przeniósł wzrok na mnie.

 

-już nie mogę się doczekać. Jesteś najpiękniejszą czarownicą jaką widziałem.– wypowiedział nagle i podszedł tak blisko, że musiałam zadrzeć głowę w górę, by spojrzeć mu w twarz.– a najbardziej tajemnicze są te oczy, zamurowało mnie gdy je pierwszy raz ujrzałem.

 

-no proszę, mag i amant w jednym.-pochyliłam się w jego stronę, słyszałam jak głośno bije jego serce.– uważaj, jestem groźniejsza niż wyglądam.– odsunęłam się szybko i znów zapatrzyłam w okno, wyszedł bez słowa.

 

Król cierpi, a więc mój plan zaczyna się układać. Tyle lat na to czekałam, tyle dni spędziłam pielęgnując w sobie nienawiść, w końcu mam czego pragnęłam i ciągle mi mało. Stałam tak w oknie do wieczora, aż w końcu musiałam się położyć, sen przyszedł nagle i sprawił, że zapłonęłam żywym ogniem. To była wizja, moja piękna matka stojąca w oknie tej wieży, a za nią mój ojciec, mówiący:

 

-nie masz innego wyjścia, rodzisz potwory, skacz, bo każe wyrżnąć co do ostatniego każdego członka Twojej rodziny.– nawet głos mu nie zadrżał. Patrzałam oniemiała, kiedy się odwróciła i ze łzami w oczach odpowiedziała:

 

-moja córka kiedyś odbierze co do niej należy.– i po prostu dała krok w stronę przepaści. Zerwałam się nagle, to nie było samobójstwo. Jak mogłam dać się tak nabrać, wstałam i weszłam w sam środek zaklętego trójkąta, poczułam ten ogień, który teraz trawi od środka tego potwora, och ależ musi go straszliwie palić. Rozłożyłam ręce i wzmocniłam zaklęcie, trzeba przyśpieszyć przemianę. Usłyszałam rozdzierający duszę krzyk, wielki harmider i mnóstwo stóp uciekających w popłochu. Działa. Po paru minutach wbiegł do komnaty Ivar, cały zdyszany.

 

-co żeś narobiła czarownico!- krzyknął, ale zamarł na mój widok. Moje ożywione włosy, mimo braku wiatru, moje czarne oczy, bardziej dzikie niż zawsze i wszechobecny zapach dymu zbiły go z tropu.– w co go zmieniasz? Mów natychmiast!

 

Powoli pokręciłam głową na znak, że nie mam zamiaru. Podszedł do mnie mimo strachu, chwycił za rękę i siłą wywlókł z komnaty. Nie miałam jak się bronić, całą moc przeniosłam na króla. Biegliśmy po schodach, korytarzach i przez dziedziniec. Wszędzie była pochowana przerażona służba. Kiedy weszliśmy do komnaty Fergala zauważyłam, że łóżko jest doszczętnie zniszczone, baldachim połamany, a pościel rozerwana. Ivar rozglądał się nerwowo jakby czegoś szukał, w końcu jego wzrok zatrzymał się w najciemniejszym kącie pokoju.

 

-wyjdź do nas– powiedziałam próbując ukryć rozbawienie. Nie czekaliśmy długo, po chwili naszym oczom ukazała się najprawdziwsza bestia. Przeraźliwie długie kły sięgające krzywych kolan, czerwone ślepia pełne nienawiści, całe ciało pokryte gęstym czarnym futrem i zakrzywione szpony. Potwór dyszał ciężko przyglądając się nam, z jego otoczenia emanowała złość, żadnego ludzkiego odruchu, to już nie był człowiek, nawet jego dusza była stracona.– Wasza Wysokość– skłoniłam się nisko, bądź, co bądź stałam przed królem. Nie mogłam powstrzymać kpiącego uśmieszku, wyrwałam swoją rękę Ivarowi, który stał jakby był zaklęty w kamień.

 

-zamieniłaś króla w bestię?– przeniósł wzrok na mnie.– zginiemy.– oznajmił krótko, ale nie wiedzieć czemu dał krok w moją stronę. Teraz będzie bawił się w obrońcę.

 

-wyjdź stąd!- syknęłam.– jeśli Ci życie miłe to uciekaj, to stworzenie nie ma w sobie nic ludzkiego, teraz wybiera sobie ofiarę.– jak na komendę potwór przeraźliwie kłapnął wielką szczęką. Tak długo czekałam na ten moment.

 

-oszalałaś? Idziesz ze mną!- zaczynało się robić groźnie. Nie mogłam zwlekać ani chwili dłużej. Podwinęłam suknię i z cholewy buta wyciągnęłam maleńki łuk, który jednym zwinnym ruchem nadgarstka powiększyłam do normalnych rozmiarów. Nałożyłam strzałę i wycelowałam prosto miedzy ślepia Fergala, ten nagle zaryczał tak głośno, że echo przeszło przez cały zamek, powodując nową falę uciekających stóp i ruszył w naszą stronę. Zanim się zorientowałam stałam za drzwiami komnaty. Ivar przeniósł mnie zaklęciem.

 

-co żeś narobił?! Teraz będzie nas gonił, mogłam go zabić!- byłam wściekła.– musimy wyjść na dziedziniec.– Bestia dopadła drzwi i próbowała się wydostać, była to kwestia kilku sekund. Ruszyliśmy biegiem w stronę wyjścia. Ledwo zdążyliśmy postawić nogi na dziedzińcu, a usłyszeliśmy jak król nas dogonił. Odwróciłam się gwałtownie i w ostatniej chwili rzuciłam tarczę ognia przed nas. Teraz oddzielały nas płomienie, ale nie mogę tak stać w nieskończoność. Nie odczuwałam jednak strachu, byłam przeszczęśliwa, moja zemsta właśnie się dopełniała. Jeśli miałabym zginąć to z uśmiechem na twarzy, nie ma na świecie nikogo, kto by mógł go przemienić z powrotem w człowieka. Fergal wziął rozbieg, chyba chciał nas przeskoczyć ponad pożarem, to moja szansa. Wycofałam się na mur i w ostatniej chwili jego szaleńczego pędu odsunęłam się i trafił prosto w kamienną barierę, padł ogłuszony, dyszał ciężko, a z jego paszczy toczyła się struga krwi, pozbawiłam go właśnie jednego kła. Ivar nie wiedział co robić, ale w końcu oprzytomniał i czułam jak jego magia wzbiera na sile. Szykował zaklęcie.

 

-nie! Jest mój!- wypowiedziałam, nie wiem dlaczego, ale mnie posłuchał.

 

Złączyłam dłonie i wykorzystując chwilową przewagę zbliżyłam się do nieprzytomnego ciała. Tak łatwo byłoby mu teraz wbić sztylet w serce, ale wtedy pozbawiłabym się całej zabawy. Zerwał się nagle doskakując mi do gardła, mag krzyknął, a ja upadłam przygnieciona jego ciężarem, byłam w naprawdę paskudnym położeniu. Wspaniale. Jego wielka paszcza pełna nienawiści była rozwarta parę centymetrów nad moją szyją. Czułam jego paskudny oddech, jego krew sączyła mi się na sukienkę, a szpony wbijały w ciało. Jednym szybkim ruchem ręki wbiłam mu nóż po samą rękojeść, pod żebra. Odskoczył ode mnie natychmiast, a ja wstałam i nie czekając na nic rzuciłam w niego czarem ogłuszającym, znowu leżał powalony, ale wciąż żył. Podniosłam z ziemi łuk i wycelowałam w niego, oczekując aż wstanie. Podniósł się chwiejnie, tak bardzo rozwścieczony, że gdyby umiał to zionąłby ogniem, wbił we mnie swoje czerwone ślepia i oblizał paskudnym jęzorem miejsce po straconym kle, wyrwał nóż i ruszył na mnie. Puściłam strzałę, był szybki, ale nie miał z nią szans, trafiła go bezbłędnie. Zatrzymał się i po chwili zaczął się chwiać, coś było nie tak, powinien paść martwy. Widocznie jest silniejszy niż przypuszczałam. Dobrze, jestem przygotowana.

 

-myślisz, że dam się tak łatwo zabić?– zagrzmiała bestia. To nie miało prawa się zdarzyć. Stanęłam jak posąg. Dlaczego on potrafi mówić? To nie ma sensu, czar usuwa resztki człowieczeństwa.– zdziwiona?

 

-to mi nie przeszkadza– gładko skłamałam. Wpatrywał się we mnie jakby chciał coś dodać, ale po chwili zaczął się dusić.– widzisz, może i jesteś bardzo silny, ale nawet największego przeciwnika da się pokonać sprytem.

 

-trucizna?– domyślił się i zaczął pluć krwią.

 

-na strzale– odpowiedziałam. Upadł na kolana, a ja zrozumiałam, że to moja szansa. Podeszłam na bezpieczną odległość, jego pazury wciąż stanowiły zagrożenie.– pamiętasz tatusiu swoją żonę? Zmusiłeś ją, żeby odebrała sobie życie i na co Ci to przyszło? Myślałeś, że nigdy nie upomnę się o swoje miejsce? Doprawdy, myślałam, że zawdzięczam przyjście na ten świat bystrzejszemu władcy.

 

-nie mogę się ruszyć, Ivar!- wybełkotał i spojrzał na mnie żałośnie, ale nadal miał ochotę rozszarpać mnie na kawałki. Teraz był ten moment, chwyciłam jego wielki łeb, wyciągnęłam nóż z cholewy buta.

 

-doceń moją litość, trucizna zabijałaby Cię 3 dni.– i jednym szybkim ruchem odcięłam mu głowę. Nie zdążył nawet jęknąć w geście obronnym. Dni jego panowania właśnie się zakończyły. Wstałam wciąż trzymając swoje trofeum w dłoni. Nigdy nie czułam się silniejsza. Ivar patrzył na mnie z przerażeniem, zupełnie nie wiedział, co ma teraz zrobić, ale ja wiedziałam, uśmiechnęłam się do niego z błyskiem szyderstwa w oku i ruszyłam w stronę bramy wychodzącej na miasto. Strażnicy bez słowa otworzyli mi wrota, bali się mnie tak strasznie, że nie mogli zamknąć rozwartych szeroko ust. Kiedy mieszkańcy Lansaru ujrzeli co niosę ze sobą przystanęli zupełnie zdezorientowani. Postanowiłam przemówić.

 

-Ludu Lansaru, z żalem zawiadamiam, że król Fergal oddał dziś ostatnie tchnienie.– miasto zamarło.– to moja zdobycz.– uniosłam wysoko głowę potwora, niektórzy krzyknęli przerażeni, inni zwrócili ostatni posiłek na własne buty.– oto co zostało z waszego władcy, żył jak bestia i umarł tak samo. Od dziś to ja, córka Whiltierny, Ailla będę waszą władczynią. Czy jest ktoś kto chciałby pomścić swego króla? Teraz jest na to jedyna szansa, później każdy objaw buntu będzie karany śmiercią całej rodziny.

 

Nikt nawet na mnie nie spojrzał, wszyscy nagle gapili się w ziemię jakby tam miało pojawić się coś niezwykłego. Rzuciłam im martwy łeb pod nogi. Bez słowa odwróciłam się i ruszyłam w stronę zamku. Znalazłam sale tronową, na miejscu króla siedział Ivar.

 

-nie jesteś lepsza od potwora, którego zabiłaś– zaczął.– wiedziałaś, że nie ma z Tobą żadnych szans, czy tak postępują wszyscy ludzie z błękitną krwią? Mordują i są z tego dumni?

 

-nic o mnie nie wiesz.– odpowiedziałam i podeszłam do niego.– wydaje Ci się, że mnie znasz? Wydaje Ci się, że wiesz jak wyglądało moje życie? Nie, nawet Twoje najgorsze wyobrażenia nie są w stanie oddać tego co przeżyłam. Możesz patrzeć na mnie jak na morderczynię, ale jestem teraz wolna, może pewnego dnia pożałuję swojej zemsty, ale dziś jestem w stanie czuć tylko siłę. Bądź tak dobry i zejdź z mojego tronu.

 

Bez słowa wstał i zrobił mi miejsce, tak długo czekałam na tę chwilę. Usiadłam i wtedy świat zaczął się chować w ciemności. Wizja. Zobaczyłam jak moja matka wchodzi do sali tronowej, stanęła przede mną i ukłoniła mi się.

 

-wiedziałam, że dasz radę, zawsze licz tylko na siebie, rządź sprawiedliwie. – po czym zniknęła i wszystko wróciło do normy.

 

Do sali zaczęli wchodzić dworzanie, służba i żołnierze. Przełknęłam ślinę i wstałam, spodziewałam się ataku z ich strony, nie chciałam, żeby ktoś jeszcze dziś zginął, ale oni wprawili mnie w osłupienie, wszyscy padli na kolana oddając mi królewską cześć. Stałam dumna i gdyby nie to, że nienawidzę okazywać słabości uśmiechałabym się teraz od ucha do ucha. Zwróciłam się w stronę Ivara, jako jedyny stał.

 

-król Fergal Cię sprowadził, a ja zwracam Ci wolność, możesz odejść, nie zapomnę wynagrodzić Ci w złocie Twojej pracy. Dziękuje za służbę dla Lansaru– nie poruszył się tylko przyglądał mi się dziwnie, po czym ukląkł na jedno kolano.

 

-służyć Ci pragnę pani, znajdź miejsce dla wiernego maga.– tego się nie spodziewałam, miałam ochotę zajrzeć w jego myśli, by sprawdzić czy mówi prawdę, ale postanowiłam zaryzykować i lekko skinęłam głową.

 

Nowe życie.

 

Spodziewałam się, że łatwo będzie mi odnaleźć się w nowej roli, czekałam całe życie by objąć rządy w Lansarze, ale coś nie dawało mi spokoju, a właściwie ktoś. Ivar, był jak mój cień, obecny na każdej audiencji, towarzyszył mi w jadalni i na spacerach, pilnował mnie, to oczywiste tylko nie wiedziałam dlaczego. Patrzył na mnie i myślał, że nie zauważam jak smutny był to wzrok, w końcu nie wytrzymałam.

 

-Ivar– zaczęłam pewnego razu w ogrodzie, gwałtownie się odwracając w jego stronę, był bliżej niż przypuszczałam, stanęłam wprost naprzeciw jego pięknych oczu.– czy dzieje się coś o czym powinnam wiedzieć? Od miesiąca chodzisz za mną jak wierny pies, nie mówiłam nic, bo myślałam, że to chwilowe. Przyjaźnimy się, chcę wyjaśnień.– zaskoczyłam go, przez chwilę się wahał, po czym przymknął oczy i podszedł krok bliżej, westchnął.

 

-kocham cię Królowo, zakochałem się w mojej władczyni.– przyglądał się uważnie mojej reakcji, a ja nie mogłam wyjść z szoku.– myślę, że stało się to pierwszego dnia kiedy Cię zobaczyłem. Z pewnego siebie, szorstkiego czarownika zmieniłaś mnie w uległego i usłużnego pieska. Nie umiem spędzić bez Ciebie choćby paru minut i nienawidzę się za to każdego dnia. Ciągle się martwię, że ktoś będzie chciał Cię skrzywdzić i chociaż dobrze wiem, że poradzisz sobie w każdej sytuacji, muszę wiedzieć, że jesteś bezpieczna.– skończył i czekał na moją reakcję.

 

Nigdy nikt nie powiedział do mnie tylu miłych słów jednocześnie. Jestem Aillą z Czarnego Południa, zimną, wyrachowaną i nieustępliwą władczynią, a mimo to jego wyznanie poruszyło mnie bardziej niż cokolwiek innego na świecie.

 

-nie ma we mnie nic za co można by mnie kochać Ivarze, jesteś dobrym i niezwykłym człowiekiem, nie zasłużyłam na takie względy. Jestem morderczynią, panią śmierci i zemsty, naprawdę myślisz, że warto kochać kogoś takiego?

 

-jesteś warta każdego uderzenia mojego serca, które było zimne i martwe, a Ty je ożywiłaś. Powiedz tylko słowo, a odejdę i już mnie nie ujrzysz. Nie śmiem nawet prosić o Twoją miłość, pragnę tylko być blisko.– sama nie wiedziałam czego chcę, ale postanowiłam.

 

-odejdź, nie możesz dłużej ze mną przebywać, wracaj do swego kraju, tak będzie najlepiej.– nawet nie zdążyłam powiedzieć całego zdania, a już serce mi pękło. Zobaczyłam w jego oczach najpierw smutek, a potem coś gorszego, chłód.

 

-odejdę z samego rana– ukłonił się nisko i wrócił do zamku, pozostawiając mnie samą, czułam jakby ktoś mi wyrwał kawał duszy.

 

Nazajutrz postanowiłam odwiedzić wieżę, w której uwięził mnie swego czasu Fergal. Stanęłam w oknie i przyglądałam się jezioru oraz drodze w las, niedługo tędy będzie szedł Ivar, chcę zobaczyć go ostatni raz. Tyle się zmieniło odkąd pierwszy raz przekroczyłam bramy Lansaru. Już nie byłam pełną rządzy mordu Aillą, byłam teraz sprawiedliwą królową, ale czy potrafiłam kochać? Na pewno nie, jednak z całej siły miałam ochotę pobiec do komnaty Ivara i już nigdy się z nim nie rozstawać. Był nieokrzesany, zawsze mówił mi prawdę prosto w oczy i mogłam mu ufać. Nagle w komnacie zrobiło się przeraźliwie zimno. Odwróciłam się i dostrzegłam jasną postać, mama.

 

-to dla twojego dobra.– wypowiedziała i wtedy zemdlałam. Nawet nie zdążyłam pomyśleć co się ze mną dzieje. Leżałam w całkowitej ciemności. Po chwili usłyszałam ciche błagania, które za chwilę przerodziły się w udręczone wołanie.

 

-Królowo, Aillo, Ukochana moja, błagam obudź się…-Ivar, nie mogłam jednak otworzyć oczu, nie mogłam otworzyć ust. Co mi zrobiłaś mamo? Leżałam na zimnej ziemi, a on wciąż wołał.– wróć do mnie, jesteś najbardziej upartą kobietą jaką znam, nigdy nikogo nie słuchasz, roztaczasz wokół siebie strach, ale ten jeden jedyny raz mnie posłuchaj i wróć do mnie!- teraz niemalże już krzyczał.

 

-nikogo nie słucham, bo jestem królową.– wypowiedziałam słabo, dziwiąc się, że mogę otworzyć usta. Podniosłam powieki i zobaczyłam jego udręczoną twarz. Kochałam tego maga, a moja matka to wiedziała, ale nie mogę z nim być, nie jestem w stanie, zasługuje na kobietę dobrą i czystą, a nie naznaczoną morderstwem. Usiadłam powoli, a potem wstałam. Przybrałam najzimniejszy wyraz twarzy jaki byłam w stanie w tej sytuacji i odwróciłam się w jego stronę.

 

-pragnę, żebyś odszedł, dlaczego wciąż tu jesteś?– moje słowa zabolały go bardziej niż się spodziewałam, zdawało się, że zabiłam w nim resztki nadziei. Skłonił się nisko i niemalże wybiegł z komnaty. Po chwili ciągnącej się w nieskończoność dostrzegłam go na szlaku wiodącym za miasto, od tej godziny już nigdy nie zaznam spokoju. Wróciłam do wielkiej sali, usiadłam na tronie i zapatrzyłam się w ciemność, będzie ona odtąd moim wybawieniem."

Koniec

Komentarze

Dialogi leżą, płaczą i kwiczą. Zachowania postaci dosyć sztuczne (szczególnie strażników). Dialogi również drętwe. Zaimki osobowe – z małej. Czasem niewłaściwie dzielisz zdania – zamiast kropki stawiasz przecinek. Da się coś z tego wycisnąć. Niektóre zdania nawet ładnie ci wyszły – ale jest to zaledwie niecały jeden procencik. Musisz jeszcze sporo poćwiczyć ;)

Pisz tylko rtęcią, to gwarantuje płynność narracji.

Jeżu kolczasty… Kwestie dialogowe otwierane dywizem, po którym nie ma spacji, mała litera zamiast wielkiej, zbędne kropki po wypowiedzeniach albo brak kropek, które powinny tam się znaleźć… Interpunkcja też kuleje… Krótko podsumowując: generalny remont potrzebny temu tekstowi…    Na dobry początek zapoznaj się, Aillo, z dwoma tematami w Hyde Parku – poradnikiem Seleny i FAQ-iem dj jajko. Potem zawrzyj bliższą od obecnej znajomość z językiem – z pomocą słowników, zwłaszcza poprawnościowych – i przede wszystkim nie spiesz się podczas pisania. Za jakiś czas sama zobaczysz, jakie to przynosi korzyści tekstom i Tobie jako Autorce.

Tekst został napisany w sposób uniemożliwiający przeczytanie.

Mam nadzieję, że zdania wybrane z początku opowiadania pomogą Autorce zrozumieć, dlaczego nie mam ochoty na lekturę dalszego ciągu.

 

„Na początku nic nie wskazywało na to, że ten dzień będzie różnił się od innych, spokojnych dni, które nawiedzały Lansar nieprzerwanie od setek lat”. — Dnie nastają i mijają, dni nie nawiedzają.

Może: Na początku nic nie wskazywało, że ten dzień w Lansar będzie różnił się od innych, od setek lat spokojnych i podobnych do siebie.

 

„Świerszcze grały w trawie, powietrze gorące zdawało się stać w miejscu”.Stać w miejscu jest masłem maślanym. Czy można stać, biegając lub chodząc? ;-)

Proponuję: Świerszcze grały w trawie, gorące powietrze zdawało się być nieruchome.

 

Długie do kolan kasztanowe włosy, czarne, jak dno studni oczy i długa suknia, która zdawała się poruszać mimo mojego bezruchu, w kolorze dojrzałej wiśni, wzbudziłam podziw i przerażenie”. — Powtórzenie. O włosach do kolan nikt nie powie, że są krótkie.

Czy kolor dojrzałej wiśni miał bezruch Ailli, czy może wzbudzony podziw i przerażenie miały taki kolor? ;-)

Proponuję: Sięgające kolan kasztanowe włosy, oczy, czarne jak dno studni i długa suknia w kolorze dojrzałej wiśni, zdająca się poruszać, mimo że trwałam w bezruchu, wzbudzały podziw i przerażenie.

 

„Powoli i pewnie dałam krok na przód, kierowałam się wprost na zamek…” — Czy Ailla wystąpiła na przód kolumny, szeregu? ;-) Winno być …krok naprzód

Wolałabym: Ruszyłam powoli, lecz pewnie, kierując się wprost na zamek

 

„Nie spodziewali się, że zdołam przeżyć choćby dnia w dziczy jaka rozścielała się za miastem, mylili się”.Nie spodziewali się, że zdołam przeżyć choćby dzień w dziczy, która rozciągała się za miastem. Mylili się.

 

„…i chciała zaciągnąć w swoje leże…” — …i chciała zaciągnąć do swojego leża

 

„…wyrwałam długiego kła z wielkiej…” — …wyrwałam długi kieł z wielkiej

 

„…dotarłam, aż na skraj naszej krainy, a moim oczom ukazało się Czarne Południe, ziemia tak nieprzyjazna jak tylko możecie sobie wyobrazić”. — Czy Ailla mogła zobaczyć coś cudzymi oczami? ;-)

Proponuję: …dotarłam, aż na skraj naszej krainy i ujrzałam Czarne Południe, ziemię tak nieprzyjazną, że trudno to sobie wyobrazić.

 

„Nic tu nie rosło, nic nie kwitło, nie było drzew…” — Skoro nic tam nie rosło, to oczywiste jest, że nie miało co kwitnąć, że nie rosły też drzewa.

 

„…ale wolałam siedzieć i odkrywać swoją siłę magiczną”. — Czy siłę magiczną odkrywa się na siedząco?

 

„Wiedziałam bowiem, że mój plan będzie ciężki do zrealizowania”.Wiedziałam bowiem, że mój plan będzie trudny do zrealizowania.

Ciężkie jest coś, co dużo waży.

 

„Żeby znaleźć sobie pożywienie chodziłam daleko w głąb dziczy, z której wyszłam, dziesięcioletnia dziewczynka musiała sama zrobić sobie łuk, nauczyć się strzelać i polować”. — Domyślam się, że w tym świecie Ailla dbała wyłącznie o siebie.

Proponuję: Żeby znaleźć pożywienie, chodziłam daleko w głąb dziczy, z której wyszłam. Byłam  dziesięcioletnią dziewczynką i musiałam sama zrobić łuk i strzały, nauczyć się polować.

 

„…chciałam żeby mnie poznali, dowiedzieli się jak silna się stała…” — …dowiedzieli się jak silna się stałam

 

„Wyczarowałam, więc sobie piękną suknie i ruszyłam”.Wyczarowałam więc sobie piękną suknię i ruszyłam.

 

„Tak, o to doszliśmy do Lansaru”. — O co doszliśmy do Lansaru? ;-)

Tak, oto doszliśmy do Lansaru.

 

„…wypowiadając tylko sobie rozumiane zaklęcie…” — …wypowiadając tylko sobie zrozumiałe zaklęcie

 

Podwinęłam kawałek sukni i wkroczyłam…” — Wolałabym: Uniosłam brzeg sukni i wkroczyłam

 

„-prowadź do króla- wypowiedziałam w stronę jednego żołnierza…” — Zdanie rozpoczynamy wielką literą. Brak spacji po pierwszym dywizie i przed drugim dywizem.

Zdanie winno brzmieć: — Prowadź do króla — powiedziałam do żołnierza

 

Tu, wybacz Autorko, odpadłam. Twój tekst mnie pokonał.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wbrew pozorom epickość i patos opowieści wymagają sporego doświadczenia i warsztatu, a już pierwszy akapit twojego opowiadania pokazuje, że obie te rzeczy zwyczajnie ci nie wychodzą. Wiadomo, że doświadczenie jest rzeczą nabywalną, ale na przyszłość proponowałbym podejmować się literackich prób stylem prostszym. Łatwiej jest nauczyć się biegać, jeśli człowiek wcześniej nauczy się chodzić, że tak powiem.

Proponuję sprawdzić jak się zapisuje dialogi. Niestety, ale zasady pisowni obowiązują wszystkich. Dobrze jest ich przestrzegać choćby po to, by mieć komentarze odnoszące się do fabuły, a nie do technicznych braków.

Nowa Fantastyka