- Opowiadanie: padme - Janioł

Janioł

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Janioł

Z mroku i mgły wyłaniała się skulona postać, niemal jak w porządnym horrorze. Nie zwolniłam kroku. Po pierwsze byłam spóźniona, po drugie nic nie jest gorsze od wstawania o piątej rano w listopadzie. Oczywiście mogłabym później, ale za żadne skarby świata nie wyrzeknę się porannego picia kawy, jest jak hymn pochwalny wstającego kurna codziennie za wcześnie dnia. I tak piję ją przez godzinę prawie, celebruję niemal, aż jako tako dobudzę się, a potem na łeb na szyję biegnę do pracy. Jakiś tam gość siedzący o poranku, nawet najbardziej koszmarnie wyłaniający się ze stu mgieł nie jest więc w stanie wzbudzić we mnie najmniejszego drżenia. Zresztą moje strachy o tej godzinie jeszcze mocno śpią.

– Wilka pan dostanie – rzuciłam w jego stronę, gdy moja droga przechodziła obok jego drogi, a raczej kamienia.

Spojrzał na mnie zblazowany, lekko unosząc głowę. „No zdurniał palant jeden” – pomyślałam.

– Wilka pan dostanie od siedzenia na kamieniu.

– To tak się rodzą wilki? Myślałem, że Pan je stwarza. I dlaczego mówisz do mnie pan?

– A jak mam mówić? I jaki pan miałby wilki stwarzać? Zresztą o hemoroidach mówię.

– No Pan w niebie stwarza wszystko… – Wskazał palcem w niebo, a dłonie miał piękne, wręcz stworzone do grania albo pieszczot, choć nie wiem czy kiedyś pieściły.

– No… Stworzył raz, tak mówią, a potem rodzą się. Hemoroidy też stworzył, a teraz dostaje się je, gdy się siedzi na kamieniu… Zresztą co to za głupie pytania? Z nieba pan spadł?

– Otóż to, otóż to… Ale nie Pan spadł, ale ja spadłem, Pan został.

– Co ty pieprzysz człowieku? – spytałam.

– Nie człowieku, właśnie, nie człowieku… Pieprzysz… Pieprzysz… Znaczy – w Polsce jestem? Fascynują mnie języki, ich mnogość, różnice, to pomieszanie, to istny cud, cud, powtarzam sobie, ale do dupy z takim cudem, skoro tylko komplikuje życie. Ale tak musiało być.

– Na cholerę?

– Nie, nie na cholerę, cholera to choroba, a choroby z innych przyczyn.

– Taa, jasne, Ewka zakazany owoc i takie tam… – Wydęłam usta, nie wiedziałam czy ta rozmowa bardziej mnie denerwuje, czy śmieszy. – A skąd wiesz, że w Polsce jesteś? Zresztą, gdzie miałbyś być? Twój akcent jest właśnie polski, a nie chiński.

– Tylko język polski ma tyle przekleństw.

– To nie są przekleństwa tylko zakazane wyrazy. Po prostu to kraj zakazów, wszystkiego sobie zakazujemy, nawet używania słów. Przekleństwa to nie wyrazy a złorzeczenie komuś.

– Uczyłem się polskiego od tych zakazanych wyrazów…

– Skoro nauczyłeś się wszystkich, to pół słownika masz już za sobą – odpaliłam.

– Nie kłamiesz?

– Gdy się tak bliżej zastanowić, to do podstawowego porozumiewania niewiele więcej wystarczy… To skąd pan jest?

– Pan? Nie wiem. Pan był zawsze.

– Jaki pan?

– No ten w niebie. Mówisz, że wilka dostanę, znaczy hemoroidów… – mówiąc to, wstawał powoli. On sam rósł i rósł nade mną, jakby wstając rozrastał się, olbrzymiał. Za jego plecami coś zaszeleściło, wynurzając się z szarości, trochę głębsza szarość. Skrzydła.

– O kurwa! Anioł!

– Anioł, nie kurwa – sprostował.

– Ok, ok… zaskoczyłeś mnie. Wiesz, niecodziennie widuje się anioły.

– A widziałaś już jakiegoś?

– Nie, nie żartuj, na obrazach owszem, ale żeby tak, na kamieniu… Co ty tu robisz? I w ogóle to głupio mi teraz, te wszystkie wyrazy i takie tam. Noż kurwa! Ups… Przepraszam…

– Spokojnie, też jestem zaskoczony…

– Czym do diabła?

– Nie, no diabłem nie jestem zaskoczony. Ziemią…

– E… nic nowego pod słońcem, którego od dawna nie widać. Czy ty rozumiesz, że przez ciebie muszę zmienić cały system wartości? A te skrzydła, to… Prawdziwe? – tu nie wytrzymałam i zaczęłam ciągać skrzydłem na lewo i prawo.

– Zdurniałaś?! To boli! – wrzasnął.

– Cicho bądź, bo jeszcze cię ktoś usłyszy – powiedziałam, rozglądając się. – Znaczy prawdziwe?

– A jakie do cholery mają być? – odparł, masując skrzydło, aż się pióra posypały.

– No wiesz, anioł, który klnie, nie wygląda zbyt wiarygodnie… – powiedziałam cicho.

– To już nie moja sprawa, że wszystko idealizujecie – odparł.

– No dobra, ale skąd ty się tu wziąłeś?

– Tu zawsze tak zimno? – spytał.

– Dopiero teraz zobaczyłam, że miał na sobie skrawki poszarpanego ubrania, które niewiele zresztą zakrywały.

– To wy anioły macie… – tu ugryzłam się w język.

– A niby dlaczego mielibyśmy nie mieć?! – powiedział, zakrywając wstydliwe miejsce dłońmi.

Czułam, jak się czerwienię, jak ogień rodzi się gdzieś na policzkach i rozchodzi się, promieniując na wszystkie strony, dociera do uszu, a te palą się ze wstydu. Głupia idiotka! Niby jak anioły miały płodzić z ziemskimi kobietami nefilimy czy jak im tam było.

Szarość jaśniała coraz bardziej, znak, że zaczyna budzić się dzień. Jest listopad, chmurny, durny i mglisty. Szron okrywa drzewa, domy i anielskie skrzydła. Zaraz zaczną chodzić tędy ludzie, dzieci do szkoły, a ten tu zmarznięty i nagusieńki jak Pan Bóg stworzył, no prawie nagusieńki… Przejechał samochód, ale kierowca chyba za bardzo był wpatrzony w mgłę, w której starał się rozpoznać kontury drogi. Na szczęście znowu szlag trafił latarnie, obejmując awarią pół miasta. Już byłam spóźniona do pracy, ale przecież nie zostawię go tutaj. Zaraz będzie sensacja, telewizja i badania doświadczalne na biedaku. Trudno się mówi.

– Chodź – powiedziałam i odwróciłam się w stronę domu. Na szczęście to tylko kilkaset metrów, może jakoś uda nam się przejść niepostrzeżenie.

– Dokąd? – spytał, stojąc jak ta sierota.

– Nie czas na pogaduszki. Za chwilę zaroi się tu od ludzi, chyba nie chcesz stać się zwierzątkiem laboratoryjnym?

– A niby dlaczego? – spytał naiwnie.

– A dlatego, że… Że tak. No chodź już! Chcesz zamarznąć?

 

 

W końcu wstał. Starałam się iść jak najszybciej. U sąsiadów zaświeciło się światło, w oknie pokazała się rozczochrana głowa. Cofnęła się nagle i zgasło światło. To znak, że sąsiadka rozpoczęła codzienny dyżur obserwacyjny.

Weszliśmy do domu. Drzwi okazały się nieco za wąskie dla gościa, a najbardziej dla jego skrzydeł, ale jakoś udało mu się wcisnąć do środka.

– Adam! Przyprowadziłam anioła, zaopiekuj się nim! – krzyknęłam w przestrzeń, nastawiając czajnik elektryczny.

– Kogo? – odezwał się zaspany głos. – Znowu jakiś przybłęda potrzebuje pomocy?

– Zabierz ze sobą jakieś ubrania. Największe i… – popatrzyłam na skrzydła anioła – nożyczki. Trzeba będzie zrobić dziury w swetrze.

– Upiłaś się od rana?

– Zabieraj, ale już! Wychodzę do pracy.

Zaskrzypiały drzwi od pokoju Adama. Gdy na schodach dało się słyszeć głośne stąpanie, już zamykałam drzwi za sobą.

– O jaaaapierdziu! – rzuciłam w mgłę. – Ale jazda.

Koniec

Komentarze

Padme, skorzystałam z zaproszenia i przeczytałam kolejny Twój tekst. Że tak powiem – zupełnie inny od poprzedniego. Jest tu trochę poetyczności, ale w wymiarze, który przypadł mi do gustu. Jest zaczątek akcji, jakiejś fabuły, ale właśnie tylko zaczątek. Rozumiem – bohaterka spotkała anioła, ma dobre serducho i każdą istotę potrzebującą pomocy sprowadza do domu, obojętne pies, kot, czy aniał. I… całość kończy się w momencie, kiedy dopiero się zaczyna.  Cyfry w tekście zapisujemy słownie, wyeliminuj powtórzenia i zajrzyj do wątku Seleny w Hyde Parku na temat zapisu dialogu – wkradło Ci się parę błędów.Np.:Taa, jasne, Ewka zakazany owoc i takie tam… – wydęłam usta, nie wiedziałam – powinno być Wydęłam (dużą literką).

Poza tym postaraj się troszkę urozmaicić dopiski w kwestiach dialogowych: oprócz: powiedziałam, spytałam, rzuciłam istnieją jeszcze inne czasowniki, które można zastosować.    

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dziękuję bemik zarówno za przeczytanie, jak i merytoryczne uwagi. Tak jak napisałam pod poprzednim tekstem -  jest to wstęp, całość ma 117 stron.

"przechodzącą drogę" przelknąłem, licentia poetica itd, ale słowa "Spojrzał na mnie zblazowany, lekko unosząc głowę. „No zdurniał palant jeden” – pomyślałam." mnie już mocno zdziwiły: to naprawdę wystarczy, że siedzący uniesie głowę by spojrzeć, kto go zagaduje – by być uznanym za palanta, który zdurniał? Kolażanka narratorka ma, jak widać, problemy z agresją:( "I dlaczego mówisz do mnie pan? " – tu chyba z wielkiej litery "-Na cholerę?" – brak spacji "– Tylko język polski ma tyle przekleństw." – bzdura, niestety. Angielski jest znacznie pod tym względem lepszy. "mówiąc to wstawał powoli, a on sam rósł i rósł nade mną" – coś mi się tu nie zgadza. "a" używamy dla kontrastu, a tu go nie ma. "Nosz" – chyba jednak "noż" "Nie, no diabłem nie jestem zaskoczony, Ziemią…" – szwankują przecinki. Dziwnie się czyta. Może lepiej "Nie no, diabłem nie jestem zaskoczony. Ziemią…" "Czy ty rozumiesz, że przez ciebie muszę zmienić cały system wartości? " – w sensie, że jak już się przekonałam, że Bóg istnieje, to przestanę uważać, że fajnie jest przynajmniej raz w tygodniu skopać staruszka? "powiedziałam,rozglądając się" – przecinek "masując się po skrzydle" – masuje się coś, a nie po czymś "jak Pan Bóg stworzył" – brakuje "go" co to są "badania doświadczalne"? "W końcu ruszył się. Starałam się iść jak najszybciej. U sąsiadów zaświeciło się światło i w oknie pokazała się rozczochrana głowa. Cofnęła się nagle i zgasło światło." – za dużo "się". Poza tym, "światło zgasło".   Reszty pewnie nie przeczytam, ale może choć ta garść uwag na coś Ci się przyda. Pozdrawiam:)

Spojrzał na mnie zblazowany, lekko unosząc głowę. „No zdurniał palant jeden” – odnosi się nie do podniesienia głowy, ale ciągłości zdarzenia – listopdowy poranek, kamień, szron. Co do agresji narratorki nie wypowiem się. Tylko język polski ma tyle przekleństw." – bzdura, niestety. Angielski jest znacznie pod tym względem lepszy. – będę jednak bronić języka polskiego ze swej natury zdecydowanie bogatszego od j. angielskiego pod każdym względem. To ma zresztą zdecydowany wpływ na kulturę i postrzeganie rzeczywistości, ale to inna bajka. Nosz – regionalizm, może zostać no, aby nie było kontrowersji. "Czy ty rozumiesz, że przez ciebie muszę zmienić cały system wartości? " – w sensie, że jak już się przekonałam, że Bóg istnieje, to przestanę uważać, że fajnie jest przynajmniej raz w tygodniu skopać staruszka? – nie rozumiem co ateizm ma wzspólnego z kopaniem struszka. Nagi jak Pan Bóg stworzył – powiedzienie, wiadomo, że go, a nie narratorkę. badania doświadczalne – można tu: "Badania doświadczalne i kliniczne nad zastosowaniem elektrostymulacji w diagnostyce i leczeniu pooperacyjnych zaburzeń motoryki górnego odcinka przewodu pokarmowego" – do zpoznania się pomiędzy różnymi rodzajami badań. "mówiąc to wstawał powoli, a on sam rósł i rósł nade mną" – coś mi się tu nie zgadza. "a" używamy dla kontrastu, a tu go nie ma. – a spójniki łączne? Dziękuję za uwagi i wskazanie błędów. Pozdrawiam :)

Ciekawy początek, ale tylko początek. Może lepiej wstaw jakąś zamkniętą całość? Aha, bez nadmiaru poetyckości. ;-)

Babska logika rządzi!

Po pierwsze byłam spóźniona, po drugie nic nie jest gorsze od wstawania o piątej rano w listopadzie. – … po czym następuje dygresja o piciu kawy, a ponieważ ta czynność (picie kawy) zajmuje jej nieco czasu, zatem była spóźniona. Wstaje o piątej rano – ok, lecz to nie samodzielny powód niezatrzymania się, jak mniemam. […]nie jest więc w stanie wzbudzić we mnie […] – w wielu miejscach znajdują się wyraziki-zapychacze: więc, zatem, zresztą. One niszczą płynność prozy, […]droga przechodziła obok jego drogi, a raczej kamienia[…] – takie nieco ni z gruszki, ni z pietruszki zestawienie. poniekąd mnie zdumiewa ostrość ('palant jeden'), z jaką o nieznajomym pomyślała, gdy na nią spojrzał, nawet zblazowany. Dla mnie to zbyt szybkie i zbędne. Razi. Że też będąc w takim pośpiechu, chciało jej się zagajać i kontynuować rozmowę? No, ale… Odczuwam zbyt wiele agresji w tych dialogach i jej zachowaniu: pieprzysz, palant, wydęłam usta, denerwuje, itd. Mało uzasadnień dla niej w tekście – tym bardziej w obliczu lekko niepozbieranego, ciapowatego nawet, rozmówcy.  No chyba, że właśnie dlatego!? Zabieg z przekładaniem niedosłowności na dosłowność (np. 'cholera') zastosowany jednak zbyt prosto, tak nieco od siekiery. Męczące, gdyż pojawia się kilka razy i robi się ograne. Oczywiście obrona różnorodności przekleństw w j. polskim może i jest chwalebna, niemniej powodów do satysfakcji nie ma :). A tak dla porównania, rosyjski zasób przekleństw 'mat' – to jest dopiero bogactwo! Opisowe przekleństwa rosyjskie przy rzeczownikowych czy przymiotnikowych u nas - to można nazwać bogactwem. Jak często – pomysł jest, natomiast wykonanie prozatorskie uważam za warte dopracowania, urozmaicenia dość monotonnych dialogów. Proza od strony wykonania bardzo średnia, jak narazie.  

Maniacka perseweracja ambiwalencji niekongruentnych epifenomenów

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Dziękuję jjerzy :) Zmieniam, a co do przekleństw – wolę zmniejszyć ich ilość, bo mój osobisty słownik w tym zakresie jest bardzo ubogi :D Pozdrawiam Anet :)

"Cofnęła się nagle i zgasło światło. To znak, że sąsiadka rozpoczęła codzienny dyżur obserwacyjny." – Boże, jak ja to znam;-) Tym razem oparłaś całość na dialogach, i też dobrze wyszło. Choć nie przepadam za anielską estetyką, to tu facecik zupełnie mi nie przeszkadzał. Dobre, ale tym razem ewidentnie za krótkie, heh, niestety.

P.S. Obraz Twój?

dziękuję majatmjaja – tak, grafika moja :)

Fajne;-) Widzę, że też lubisz prace plastyczne. ASP, Liceum Plastyczne czy może hobby? Piątka – lubię takich ludzi jak Ty.

:) NIc z tych rzeczy, jestem samoukiem – takie małe hobby dla odprężenia, dziękuję jeszcze raz :)

padme, nie chcę się za bardzo czepiać, w końcu to Twoje opko, ale: zdurniał, palant – subiektywne moje wrażenie takie było jak napisałem. przekleństwa – język polski ma jakieś 250 tys słów. Angielski około miliona, a jeśli dodać słówka z dawnych kolonii ta wartość się podwoi. Połowa słów angielskich to wulgaryzmy. Żartobliwie przesadzam, ale angielski jest naprawdę znacznie bogatszy w "zakazane słowa" niż polski. Język polski ma sto razy bardziej złożoną gramatykę, ale jeśli o bogactwo słownictwa, żaden żywy język współczesny nie przebija angielskiego. system wartości – dyktuje nam on, co można zrobić, a czego nie wypada. Jeśli po uwierzeniu w Boga zmieniam go "radykalnie", znaczy to, że przed spotkaniem anioła był radykalnie inny, prawda? Stąd mój przykład ze staruszkiem. No więc właśnie, jaki był system wartości (norm społecznnych, religijnych, moralnych, obyczajowych) bohaterki, że "radykalnie" się zmieniły na zgodne z chrześcijańskimi.. jak go Pan Bóg stworzył – o ile mi wiadomo, to jest ustalony zwrot, musi w nim być osoba, nawet jeśli miałoby się pojawić powtórzenie. badania doświadczalne – OK. mówiąc to, a on sam – nadal mi się nie zgadza, nawet w poprawionej wersji, ale uczciwie muszę powiedzieć, że spytałem znajomą polonistkę o zdanie, a ona zerknęła na opko i nie zauważyła nic dziwnego w tym fragmencie. Widocznie to tylko ja go źle odczytuję. a – hmm, chyba jednak "a" oznacza kontrast między dwiema czynnościami jednej osoby (Nie lubił niedziel, a poniedziałki tak), albo przynajmniej wprowadza dwie osoby (Zosia nie lubiła niedziel, a Jacek się z nią zgadzał). Ale znów może źle pacze.   Pozdrawiam:)

tintin – nie mogę edytować (chyba, że mogę ale nie wiem jak :)) dlatego nie poprawiłam, z wieloma uwagami zgadzam się. Co do zasobu słów – słyszałam, że kiedyś warszawskie przekupki potrafiły nieprzerwanie mówić przez piętnaście minut i żadnego przekleństwa nie powtórzyć ;) Pozostaje mi wierzyć. Co do systemu wartości i radykalnej zmiany – prócz praw religijnych są prawa moralne, etyka. Radykalna zmiana może nastąpić w sferze wierzeń. Dla ateisty widok anioła, może być radykalną zmianą poglądów filozoficznych i religijnych – bo skoro anioł to i Bóg a skoro Bóg to nie tylko materia i prawa fizyki, to całkowita zmiana sposobu postrzegania rzeczywistości. Ateizm nie ma nic wspólnego z brakiem zachowywania norm społecznych, przestrzegania prawa i z brakiem etyki. Radykalna zmiana światopoglądu a nie postępowania :) Pozdrawiam ciepło :)

I wzajemnie. Podpisano: ateista:)

:)

Nowa Fantastyka