- Opowiadanie: Seril - Nareszcie wolna

Nareszcie wolna

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Nareszcie wolna

 

Od samego rana słońce świeciło ze zdwojoną siłą, uporczywie grzejąc i tak już spieczone karki pracujących w polu chłopów, jednak późnym popołudniem pogoda gwałtownie zmieniła się. Kłębiaste chmury zasnuły nieboskłon, przepuszczając tylko pojedyncze, przyćmione promyki światła i zwiastując rychłą burzę. Gorące, czerwcowe popołudnie w ciągu kilku chwil zmieniło się w szary, październikowy wieczór. Wiatr począł dąć ze zdwojoną siłą, zrywając wiele liści z pobliskich drzew.

 

Dirge, siedząc ze skrzyżowanymi nogami, opuścił głowę na wsparte na kolanach ręce, czując jak ta ciąży mu bezlitośnie, przygniatając go coraz mocniej do ziemi.

 

Próbował coś powiedzieć, ale jedyne co wydobywało się z jego ust, to ciche jęki, jakby słowa, które leżały mu na sercu, nie chciały przejść przez zeschłe gardło. Wreszcie, zebrawszy się w sobie, odetchnął głęboko i spróbował przynajmniej odrobinę usprawiedliwić swoje postępowanie.

 

-Ty wiesz… Ty wiesz, jak bardzo Cię kocham.

 

Z początku jego głos brzmiał niepewnie, ale w miarę mówienia zaczął wczuwać się w płynące z serca słowa, niekiedy przesadnie gestykulując rękoma, jakby żal ustępował miejsca przejęciu.

 

– Wiem, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. To moja wina, tylko moja, co więcej mogę Ci powiedzieć? Że żałuję? Przecież wiesz, że tak jest. Że jakoś Ci to wynagrodzę? Oboje wiemy, że już na to zbyt późno. Miałem jedną jedyną szansę. Jedną jedyną szansę, by być częścią czegoś wielkiego, jakbym urodził się tylko po to, by w pewnym momencie życia doświadczyć czegoś tak wspaniałego. I… spieprzyłem to. Nawet nie potrafię wyrazić tego jak bardzo jest mi przykro, jak bardzo mi wstyd za to co zrobiłem, że zachowałem się jak gówniarz, jak zwykły śmieć. Wiem, to nic nie da, jest już za późno, ale nie chcę tego, nie chcę nawet myśleć, że to koniec. Czuję teraz niewyobrażalny ból, a przecież wiem, że to nic w porównaniu do tego co musiałaś czuć ty.

 

Zdania stawały się coraz bardziej chaotyczne, jakby łzy, spływające wąskimi strugami po jego twarzy i uderzające w ziemie z siłą młotu opadającego na kowadło, zaburzały rytm wypowiedzi.

 

– Nie wiem, naprawdę nie wiem czego się spodziewałem przychodząc tutaj. Wybaczenia? Tego, że puścisz w niepamięć wszystko to, czym zawiniłem względem ciebie? Ja po prostu… Musiałem. Musiałem sobie ulżyć. Cholera, znowu gadam o sobie. Ale ty rozumiesz jak mi ciężko. To wszystko moja wina, a teraz latami będę spłacał dług zaufania, które zawiodłem. Co ja gadam, nigdy go nie spłacę, bo niby jak to możliwe?

 

Próbował coś jeszcze mówić, ale potok łez całkowicie odebrał mu mowę, więc siedział tylko aż wstrząsane konwulsjami ciało nie uspokoiło się choćby na tyle, by mógł zapanować nad oddechem. Po chwili westchnął głęboko i wstał chwiejnie, powoli rozprostowując zesztywniałe nogi. Zmówił krótką modlitwę, po czym odwrócił się na pięcie i nie oglądając się opuścił cmentarz.

 

***

 

Płyta nagrobna pękła na wskroś z głośnym łoskotem, nie mogąc wytrzymać nacisku nadzwyczaj gęstego, burzowego powietrza. Ze szczeliny biegnącej zygzakowatą linią przez całą długość płyty, zaczęła wydobywać się delikatna jaskrawa poświata, powoli rozlewając swój blask na całą okolicę. Gdy światło było tak rażące, że nikt nie byłby w stanie nawet z oddali spojrzeć w tę stronę, blask zgasł nagle, odsłaniając nieskalaną choćby najmniejszą rysą płytę.

 

Delikatny kobiecy głos, smutny i cichy jak westchnienie, odezwał się zewsząd, odbijając się w całej okolicy tysiąckrotnie pomnożonym echem zaledwie słyszalnego szmeru.

 

– Jestem… wolna.

 

Chwila ciszy przysłoniła cmentarz, a wszystkie żywe stworzenia wkoło zamarły, oddając honory wspaniałej pani.

 

***

 

Wiatr stopniowo słabnął, jakby czegoś się wystraszył i uciekał rozrabiać gdzie indziej. Wysoko nad ziemią zasłona z chmur z wolna przedarła się, nieśmiało rozlewając promienie wędrującego już nieubłaganie ku zachodowi słońca i przywodząc na myśl ponowny świt nad przygotowującym się do snu światem.

Koniec

Komentarze

Taki sobie tekścik, moim zdaniem. Właściwie o niczym. Brakuje sporo przecinków, co utrudniało trochę lekturę, a poza tym  – szczególnie na początku opowiadania – jest przesadnie dużo przymiotników. Pozdrawiam

Mastiff

Poprawione, dzięki. Zabawne, ale ja sam nausuwałem pełno przecinków przed dodaniem tekstu, bo miałem wrażenie, że co drugie zdanie ma ich z 10. No nic, mój błąd.

>>  Mam kilka wątpliwości co do niektórych zwrotów/wyrazów, które mam cichą nadzieję rozwiejecie, a tak btw. czy jest tu jakiś temat gdzie można spytać o poradę jakichś grammar nazi?  <<   Gdybyś wziął słowa „grammar nazi” w cudzysłów albo postawił po nich znak uśmieszku, odebrałbyś tym słowom pejoratywny wydźwięk. A tak btw, w Hyde Parku znajduje się zawsze widoczny, przyklejony temat, o jaki pytasz. Niepotrzebnie piszesz o kilku wątpliwościach, ponieważ rzeczone wątpliwości dotyczą, wedle Twoich własnych słów, niektórych zwrotów / wyrazów, co oznacza, że więcej niż jednego zwrotu / wyrazu. Nieźle, jak na jednozdaniowy wstęp…   >>  Mimo iż od samego rana słońce świeciło ze zdwojoną siłą, uporczywie grzejąc i tak spieczone już karki pracujących w polu chłopów, późnym popołudniem pogoda gwałtownie zmieniła się.  << Spójnik zestawiony „mimo iż” zapowiada pojawienie się w drugiej części zdania czegoś, co bardzo kontrastuje z treścią części pierwszej, z wprowadzeniem, na przykład coś niezwykle rzadko się zdarzającego. Czy popołudniowa lub przedwieczorna, letnia burza po upalnym dniu, tak zwana burza termiczna, stanowi aż tak niebywałą rzadkość? >>  grzejąc i tak spieczone już karki  << Szyk. „Już” jest wyrazem, w tym użyciu, zaznaczającym, że coś jest wynikiem zdarzeń z przeszłości, więc powinien poprzedzać rzeczony wynik. Czyli: grzejąc i tak już spieczone karki. >>  Ciemne kłębiaste chmury zasnuły nieboskłon, […] i zwiastując rychłą burzę.  << Ciemne cumulusy, czyli chmury kłębiaste, darujmy sobie. Wiadomości, podstawowe, z meteorologii są dość łatwo dostępne  ;-). >>  przepuszczając tylko pojedyncze, najdrobniejsze promyki światła  << Natomiast te silniejsze promyki były wygaszane, odrzucane? Przykład napisania czegoś, co zmusza do odgadywania, co autor chciał przez to powiedzieć. Niby wiadomo, ale liczy się pierwsze wrażenie. >>  Gorące czerwcowe popołudnie w ciągu kilku chwil zmieniło się w szary i ponury październikowy wieczór.  << W ciągu kilku chwil? Bez przesady, aż tak szybko to się nie dzieje. Porównanie nieco ryzykowne, ktoś bardziej „gorliwy” ode mnie mógłby je skrytykować, ale mi się akurat podoba. >>  Wiatr, który niby to z pomocą przygnanych przez siebie chmur wchłoną całą energię przekazywaną przez słońce, począł dąć ze zdwojoną siłą, zrywając tuziny liści z pobliskich drzew – widać również chcąc, jak popołudnie, upodobnić się do swojego październikowego kuzyna, niestrudzenie ganiającego zeschłe liście.  << Całe to zdanie jest przykładem przepoetyzowania i upychania w jednym miejscu nadmiaru treści. Czemu służy personifikacja wiatru? Czemu służy liczenie liści na tuziny? >>  niby to z pomocą  << Ani niby, ani z pomocą. Fizyka o tym decyduje. >>  wchłoną  << Przykład „niewinnej” literówki, która z nagła zmienia sens słowa, a słowo burzy sens zdania, ponieważ ni z tego, ni z owego pojawia się liczba mnoga i czas przyszły.   I to byłoby tych kilka pierwszych niektórych zwrotów i wyrazów. Nie myśl, że kierowałem się złośliwością dowolnego rodzaju. Nie. Masz wątpliwości – to dobrze o Tobie świadczy, przyznanie się do nich. Pokazanie na kilku przykładach, że są to wątpliwości zasadne, było moim jedynym celem.

Scenka, a nie opowiadanie. Czy coś działo się dalej? Co zrobiła wolna dziewczyna? Co ją uwolniło? Tekst może być początkiem całości, ale całością raczej nie jest. PS. Czy zawsze, jeśli oczekujesz od kogoś pomocy, zwracasz się do niego per "nazisto"?

Babska logika rządzi!

>>Ciemne cumulusy, czyli chmury kłębiaste, darujmy sobie. Wiadomości, podstawowe, z meteorologii są dość łatwo dostępne  ;-). <<

Przyznam, że nie wiem na co mam poprawić, skoro nawet Wikipedia podaje, że Cumulonimbus to chmura >kłębiasta< deszczowa.

Generalnie, auć, ale dzięki…

Wikipedia. Czy masz pewność, że autor odnośnego hasła jest fachowcem?   Ja też nie wiem, na co zamienić cumulusy, by stały się chmurami frontu burzowego. Może na stronie IMGW podane są podstawowe informacje? Nie wiem, bo jeszcze o chmurach nie pisałem…  :-)   Małe uzupełnienie poprzedniego komentarza. Nie opuszczaj rąk. Początki rzadko kiedy są słodziutkie. Słowniki, zwłaszcza poprawnościowe (ich wersje komputerowe też istnieją i mają te zaletę, że zawsze są "pod ręką"), czerpanie wzorów z dobrze napisanych książek…

Burze biorą się z Cumulonimbusów. To "potężna i gęsta chmura o pionowej budewie, w kształcie wysokich gór lub potężnych wież. Górny fragment przynajmniej częściowo jest włóknisty bądź o strukturze pasów i niemal zawsze spłaszczony. Ta część rozciąga się częstokroć na kształt kowadła lub dużego pióropusza. Czasami pod bardzo ciemną dolną granicą chmur znajdują się  często niskie, poszarpane chmury, które mogą być złączone z główną chmurą". Hans Hackel, Atlas chmur, Wydawnictwo RM, 2008, s. 35. Nie jest to literatura naukowa, ale może wystarczy. Rodzaje Cumulonimbusów też podać? A Cumulusy to takie sympatyczne, białe obłoczki, płaskie na dole, jak kłęby waty od góry. Oj tam, pół opowiadania o chmurze człowiek popełni i od razu… ;-)

Babska logika rządzi!

Skoro żadne z nas nie ma pewności, pozostanę jednak przy swoim (chyba, że przyjdzie jakiś fachowiec ;). Cumulonimbus (Cb) jak wyżej potężne, gęste, kłębiaste chmury, podobne do Cu lecz bardziej zwarte, czynią przygnębiające wrażenie opady przelotne, ulewne, burze Zbigniew Szwejkowski – Podstawy agrometeorologii – cytat z książki, z której uczyłem się z meteorologii na studiach. AdamKB – luz, nie popłaczę się przecież, ale to była cenna lekcja – jeszcze dużo pracy przede mną, ale muszę też pamiętać żeby mieć stoje zdanie. ;)

No i proszę, ja też się czegoś dowiedziałem o chmurkach…   :-)  Jeszcze by tego brakowało, żebyś się popłakał. Nie tędy droga.   :-)

Ładne

Przynoszę radość :)

"Od samego rana słońce świeciło ze zdwojoną siłą, uporczywie grzejąc i tak już spieczone karki pracujących w polu chłopów, jednak późnym popołudniem pogoda gwałtownie zmieniła się. Kłębiaste chmury zasnuły nieboskłon, przepuszczając tylko pojedyncze, przyćmione promyki światła i zwiastując rychłą burzę. Gorące, czerwcowe popołudnie w ciągu kilku chwil zmieniło się w szary, październikowy wieczór. Wiatr począł dąć ze zdwojoną siłą, zrywając wiele liści z pobliskich drzew." – Co to znaczy, że czerwcowe popołudnie zmieniło się w październikowy wieczór? I skąd drzewa w polu? Trzeba było popracować nad wariacją: wiatr, który buszuje w zbożu. 

"Zdania stawały się coraz bardziej chaotyczne, jakby łzy, spływające wąskimi strugami po jego twarzy i uderzające w ziemie z siłą młotu opadającego na kowadło, zaburzały rytm wypowiedzi. – Krople uderzające z siłą młotu"…. To już jest przesada. Subiektywnie rzeknę, że popłynąłeś. 

"Płyta nagrobna pękła na wskroś z głośnym łoskotem, nie mogąc wytrzymać nacisku nadzwyczaj gęstego, burzowego powietrza." – No jakby płyta nie wytrzymała burzowego człowieka, to ludzie wybuchaliby jak arbuzy ;)

Nowa Fantastyka