- Opowiadanie: Olchen - Proces twórczy

Proces twórczy

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Proces twórczy

 

Nad rozległymi wzgórzami, porośniętymi bujną trawą, rozległ się szczęk metalu. Pasące się w pobliżu owce wpadły w panikę i stratowały pilnującego je psa pasterskiego. Ten nie spodziewając się niczego nadzwyczajnego w tym dniu, po prostu uciął sobie drzemkę. Szef owiec, o imieniu Beee, nie cieszył się w stadzie opinią kogoś szczególnie odważnego, ale był synem świętej pamięci Beee, więc z racji urodzenia, objął przywództwo. Beee gnał jak szalony, myśląc tylko o tym, żeby znaleźć się jak najdalej od tego przerażającego odgłosu. Niestety nie zauważył, że pole po którym galopuje niczym koń bojowy, kończy się urwiskiem. Owce jedna po drugiej – pchane instynktem stadnym – ginęły w mrocznych odmętach oceanu, leniwie oblewającego skały wybrzeża.

 

– Teraz ja powinienem uderzyć – powiedział Ork, ocierając pot z czoła.

 

– A właśnie, że nie! – odrzekł poirytowany Elf, który z kolei nie zdradzał żadnych oznak zmęczenia.

 

– Zamknijcie się obaj – skwitował wymianę zdań Pisarz.

 

– Przez wasze pierdzielenie nigdy nie skończę tego opowiadania.

 

Pisarz siedział skulony przed komputerem. Za oknem, nie wiedzieć kiedy, zapadł już zmierzch. Nie wiedzieć również kiedy, Pisarz włączył nocną lampkę. Palce bolały go od wielogodzinnego stukania w klawiaturę. Herbata, którą przyniósł sobie z kuchni, wystygła całkowicie.

 

Pojedynek trwał już jakiś czas i nic nie wskazywało na to, że w najbliższym czasie umiejętności szermiercze któregoś z adwersarzy wezmą górę.

 

– Cała ta postać Orka mi tu nie pasuje – pomyślał.

 

– NIE! – krzyknął Ork. Nie waż się mnie usuwać! Jestem kluczowym elementem opowiadania!

 

– Czaszka Orka pękła, jak jabłko rzucone o ścianę. Resztki mózgu wraz z krwią obryzgały zszokowanego Elfa. Ten z trudem powstrzymał odruch wymiotny.

 

– Czy ta niepohamowana brutalność naprawdę była potrzebna? – zapytał Elf, wycierając twarz piękną, haftowaną chusteczką, którą otrzymał od swojej elfiej mamy.

 

– Może wystarczyłoby …

 

Nie dokończył zdania. Jego głowa upadła na ziemię. Ciało stało jeszcze przez chwilę, po czym osunęło się na kolana, aby następnie przewrócić się na plecy i zalec w nienaturalnej pozie.

 

Grupa wikingów, siedząca nieopodal na kamiennym murku, roześmiała się głośno i jakby serdecznie.

 

– A to ci dopiero! – wykrzyczał najwyższy i najbardziej zarośnięty z nich.

 

– Zupełnie bez naszej pomocy, wszystkie te fantastyczne dziwadła trafiły przed sąd Odyna!

 

Głos ugrzązł mu w gardle. Zza wzgórza po jego lewej zaczęła wyłaniać się spora gromada wojowników. Kiedy dostrzegli grupę zajmującą murek, podnieśli jak jeden mąż swoje miecze, włócznie, tasaki, topory i inne jeszcze żelastwa, a następnie rzucili się w stronę wikingów. Ci natomiast, nie zastanawiając się długo, podjęli niezorganizowaną ucieczkę, gubiąc tarcze, hełmy, a nawet – w niektórych przypadkach – buty.

 

– Stop – pomyślał Pisarz.

 

– To nie ma sensu.

 

Wikingowie wrócili na murek. Wojownicy pośpiesznie i bez krzyków wycofali się za wzgórze.

 

– Ufff, mało brakowało – powiedział jeden z wojowników północy, zakładając zgubiony but.

 

– Przepraszam panie Pisarzu – zagadnął nieśmiało największy wiking.

 

– Czy mógłbym uprzejmie poprosić, o ile nie będzie to oczywiście zbyt duży wysiłek, o dopisanie nam jeszcze trochę wojowników?

 

– W tym składzie nie jesteśmy w stanie podjąć większej ilości wrogów, a wiem z zaufanego źródła, że planuje pan Pisarz dużą bitwę – dokończył.

 

Nie zdołał jednak powiedzieć nic więcej, ponieważ przelatujący przez okolicę smok obniżył nagle lot i połknął go w całości. Odlatując wydał z siebie wyraźny odgłos zadowolenia.

 

A może po prostu mu się odbiło.

 

– Co za brednie – pomyślał Pisarz.

 

– Muszę ich jakoś wykończyć. Ten wątek zmierza do nikąd.

 

– Stanowczo protestujemy – powiedział rudowłosy wojownik, występując przed szereg.

 

– Takie zachowanie nie przystoi pisarzowi, który próbuje poprawnie skonstruować fabułę. Nie można tak po prostu wszystkich pozabijać!

 

– Tak… widocznie nie czytałeś nigdy Pieśni Lodu i Ognia – odparł Pisarz.

 

– Czego? – zapytał młody wojownik – po czym wyciągnął miecz i ciął po gardle najbliżej stojącego towarzysza.

 

Reszta wojowników również rzuciła się ku sobie, dźgając, tnąc i siecząc. Po krótkiej chwili już tylko jeden z nich stał pośród krwawego pobojowiska. Był nim ów rudy młodzieniec, który wcześniej podjął rozmowę z Pisarzem.

 

Pisarz przyjrzał mu się sponad chmur. Mierzyli się wzrokiem dłuższą chwilę, po czym wiking…

 

… eksplodował.

 

Jego członki rozleciały się po okolicy, a wnętrzności poobwijały wokół pobliskich zarośli i niewysokich drzewek owocowych. Głowa poszybowała wysoko w górę. W locie, długimi szponami, złapał ją biały orzeł, który następnie odleciał w stronę zachodzącego słońca, podśpiewując pod nosem „Boże coś Polskę”.

 

– Ale zrobił się z tego bałagan – pomyślał Pisarz.

 

– Trzeba to jakoś posprzątać.

 

Fragment ziemi pod pobojowiskiem zaczął drgać zauważalnie. Powoli ziemia zaczęła się osuwać z czegoś, co przypominało właz zakamuflowanego bunkra. Przez otwór, który ukazał się…

 

…właściwie to nikomu, bo wszyscy byli martwi, włączając w to smoka, który zahaczył o szczyt pobliskiej góry i skręcił sobie kark – przeciskała się zgrabna, młoda kobieta. Właścicielka zabójczych nóg, jędrnych piersi oraz bujnych blond włosów wdrapała się po drabinie i stanęła na pobojowisku. Ubrana tylko w wyjątkowo skąpy strój pokojówki, ledwie zasłaniający pośladki i część piersi, stojąc chwiejnie na wysokich szpilkach, pochyliła się nad włazem i krzyknęła w głąb czarnej dziury.

 

– Chodźcie dziewczyny! Będzie tutaj sporo pracy!

 

Wyprostowała się i poprawiła koszulkę, z której piersi całkowicie jej wyskoczyły.

 

– Nie było czegoś w większym rozmiarze? – zapytała.

 

W tym momencie guziki skąpej bluzki całkowicie poodpadały, bluzka opadła na ziemię, a wokół ramion dziewczyny owinęły się szelki.

 

– No pięknie – powiedziała poirytowana – teraz będę musiała pracować z cyckami na wierzchu.

 

Międzyczasie wokół zaroiło się od skąpo ubranych, pięknych kobiet. Ostatnie trzy, które wspięły się na powierzchnię, wciągnęły na linie wiadra i mopy. Rozpoczęło się sprzątanie. Momentalnie szczątki pomordowanych wylądowały w dziurze, z której wyszły dziewczyny. Mopy zgrabnie poradziły sobie z krwią, która obryzgała absolutnie wszystko. Na koniec panie polały murek wodą z wiader i wypolerowały specjalnymi szmatkami. W trakcie całego procesu wiele z nich zamoczyło swoje skąpe ubrania, w wyniku czego materiał zaczął całkowicie prześwitywać, ukazując piękne, kobiece atrybuty.

 

– Dobra robota dziewczyny, super poradziłyście sobie z tym bałaganem – powiedziała ta, która pierwsza ukazała się we włazie.

 

– Zasłużyłyśmy na odrobinę przyjemności.

 

To powiedziawszy, przysunęła się do najbliżej stojącej koleżanki i zaczęła gładzić ją po włosach. Drugą ręką objęła przyjaciółkę w pasie i powoli zaczęła zbliżać usta do jej ust. Pozostałe dziewczyny poszły za ich przykładem.

 

– Co robisz? – dobiegł Pisarza głos zbliżającej się za jego plecami osoby.

 

– A nic, nic – odparł, klikając gorączkowo na klawiaturze przycisk „DELETE”.

 

– Staram się coś napisać, ale jakoś nie mam weny twórczej – dodał.

 

– A nie mógłbyś się zająć prawdziwą pracą, która faktycznie pozwala nam wypełnić lodówkę – zapytała Żona Pisarza.

 

– Czy człowiek nie może mieć już żadnego hobby? – odpowiedział poirytowany Pisarz, po czym sprowadził na dopiero co stworzony świat biblijną zagładę. Kontynenty spłonęły, oceany wyschły, góry zostały zrównane z ziemią, a wszelkie życie przestało istnieć.

 

Pozostała pustka.

 

– Chodź oglądać „Trudne sprawy” – powiedziała Żona Pisarza.

 

– Ale – próbował zaprotestować.

 

– Chodź tu! – warknęła.

 

Pisarz zapłakał w duchu, po czym posłusznie wstał i pomaszerował do dużego pokoju.

Koniec

Komentarze

Gdy czytam niektóre ze wstawianych tu opowiadań, dość podobnie wyobrażam sobie proces ich powstawania.    Zanim przyjdzie tu ktoś w nastroju do robienia łapanki, dostaw po kilka przecinków i liter.

– Zamknijcie się oboje – jeśli byli płci męskiej, to "obaj". Pisarz przyglądnął mu się – "przjrzał mu się" ? powiedziała poirytowana, teraz będę musiała pracować z – " powiedziała poirytowana – teraz będę musiała pracować z"   To tak co rzuca się w oczy. Rzuca się również duża doza bardzo zdrowej autoironii, odświeżająca i smaczna ;)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

No dobra, pomijam błędy, których w tekście jest cała masa, aż kolorowo. Ja zapytam, jaki był cel napisania tego tekstu, i o czym w ogóle jest.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Poryw szczerości, mkmorgocie, albo autoterapia.  :-)

Na pytanie o cel odpowiadam – komentarze. Po wrzuceniu „Lasostrachów” spodziewałem się komentarzy typu: „fabuła drętwa”, „postacie nudne”, „opisy bez sensu” , a „ten tytuł to w ogóle masakra”. Ku mojemu zaskoczeniu oberwało mi się głównie za konstrukcję dialogów, że nie wspomnę o tym, że ktoś zapytał, czy będzie ciąg dalszy (chyba, że chodziło – „Czy będzie ciąg dalszy, Boże oby nie”). Po wrzuceniu tego tekstu spodziewałem się raczej: „śmieszne” albo „nie śmieszne”. Teraz widzę, że większość osób, które jednak sumiennie podchodzi do czytania zamieszczanych tu tekstów, skupia się na błędach pisarskich, literówkach, gramatyce itp. – i to oczywiście też jest dobre (i bardzo pomaga). Tekst miał być żartem i opisywać po prostu brak pomysłu na fabułę (na pewno nie jest porywem szczerości ani autoterapią, ponieważ najzwyczajniej w świecie, nie jest o mnie).

Olchenie, czy zauważyłeś takie coś:  :-)  , zamykające mój wpis? To znaczy, że pisałem z przymrużeniem oka. Znaczącym przymrużeniem.   Teraz widzę, że większość osób, które jednak sumiennie podchodzi do czytania zamieszczanych tu tekstów, skupia się na błędach pisarskich, literówkach, gramatyce itp. – i to oczywiście też jest dobre (i bardzo pomaga).   Które […] podchodzą do czytania. Jak liczba mnoga, to mnoga… Widzisz, Autorze, to jest tak: czytelnicy dzielą sie na takich, którym obojętne jest, jak został napisany dany tekst, byle dało się uchwycić, o czym został napisany, oraz na takich, którym obojętne to nie jest. Podział ten wynika z takich śmiesznych powodów, jak własna umiejętność posługiwania się polszczyzną, znajomość zasad, rządzących naszym językiem, a także, co już wedle niektórych jest głupotą całkowitą, z poczucia estetyki.   Napisałem to bynajmniej nie w celu dokuczenia Tobie czy komukolwiek z piszących. Chciałem wyjaśnić, nic więcej. Zdarzały się tutaj takie "dyskusje" na ten temat, że Twoja wypowiedź może stanowić wzór dżentelmeńsko wyrażonej niechęci do takiej postawy czytelników.

Chciałbym podkreślić, że nie mam żalu do negatywnych komentarzy. Wręcz przeciwnie. Osobiście trochę zszokowała mnie ilość błędów. Na co dzień nie zwraca się uwagi na wiele rzeczy, a tu wystarczyły dwa teksty na NF i zimny prysznic. Dotarło do mnie, że droga do napisania czegoś porządnego będzie o wiele dłuższa, niż mi się wydawało. W każdym razie dzięki (za pochylenie się nad tekstem).

Zabójczo wielopiętrowe: tekst autotematyczny, który powstał w celu uzyskania komentarzy. Tylko właściwie każdy tekst umieszczany tutaj mógłby mieć ten cel wyznaczony jako nadrzędny, a przecież w pisaniu nie o to chodzi. Chyba.

Niezły pomysł, ale dałoby się więcej z niego wycisnąć.

Nowa Fantastyka