- Opowiadanie: Jiyuunotsubasa - Czyściec

Czyściec

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Czyściec

 

Wpadłam do króliczej nory. Tak najprościej opisać to, co mi się przytrafiło. Kiedy ocknęłam się oparta o drzewo, w którego korzeniach znajdowała się dziupla, okazało się, że jestem w zupełnie innym miejscu niż byłam wcześniej. Najwyraźniej podążałam tunelem wykopanym przez królika i wyszłam w zupełnie innym miejscu… Ale czy szesnastoletnia dziewczyna może się zmieścić w tunelu wykopanym przez królika? No, kurde, nie. Jednak mimowolnie zajrzałam do środka jamy, obok której siedziałam, jakbym liczyła na to, że jakimś cudem się do niej zmieszczę… Ale nie było na to szans. Nawet przeciętnej wielkości królik by się do niej nie zmieścił. Może to była nora fretki?

 

Gdzie ja jestem?– to pytanie nabierało kluczowego znaczenia. Nigdy nie byłam w takim miejscu… Z marszu mogłam nazwać to miejsce Krainą Czarów, ponieważ wokół mnie rozciągał się dość nietypowy krajobraz. Jasnofioletowe niebo, chmury w kształcie zwierząt i śmiesznych stworów, niebieska trawa, cukierki i czekolada zamiast kwiatów… Pień drzewa, pod którym się obudziłam, był w cętki, zaś jego liście w zielone prążki i rosły na nim ubrania. Nieopodal znajdowały się też inne drzewa o niemniej dziwnym ubarwieniu, na których rosły telewizory i laptopy, zabawki, kosmetyki i perfumy oraz inne rzeczy. Ale najdziwniejsze było to, że ja wcale nie czułam się zaskoczona tym widokiem. W domu na drzewach rosły… Co? Dom? Jak on wyglądał? Czy ja miałam dom? Starałam sobie coś przypomnieć, ale bezskutecznie. Nawet własnego imienia nie pamiętałam. Co to wszystko miało znaczyć?

 

Wtem ujrzałam wielką, różową bańkę unoszącą się ponad wzgórzem nieopodal. A potem kolejne, zielone, czerwone, niebieskie, żółte, białe, fioletowe… Ruszyłam biegiem w tamtym kierunku. Może ktoś, kto wypuszczał te bańki, wiedział coś pożytecznego?

 

Zdyszana stanęłam na szczycie wzgórza. W dolinie znajdowało się pole grzybów, których barwy były równie niedorzeczne, jak kolorystyka świata wokół mnie. Ale dlaczego „niedorzeczne”? Może świat naprawdę miał takie kolory, tylko o tym zapomniałam? Na grzybach i pod nimi siedzieli ludzie. Kiedy podeszłam bliżej dostrzegłam, że wszyscy mieli na sobie jakieś fantazyjne ubrania wykonane z nienaturalnej wielkości płatków kwiatów, łusek, splecionej trawy, zszytych futerek… Fryzury, jak również ich kolory, też były nietypowe. Patrząc na nich, dotarło do mnie, że miałam proste, brązowe włosy, a moje ubranie składało się na koszulkę, dżinsy i zwykłe trampki. To ze mną było coś nie tak?

 

Dziewczyna o niebieskich włosach splecionych w drobne warkoczyki urwała kawałek grzyba i włożyła go do ust. Pożuła go chwilę, po czym nadęła się i zaczęła wydmuchiwać zielony balon. Z zaskoczeniem uniosłam brwi. Sięgnęłam po kawałek kapelusza. Grzyb był lepki w dotyku i słodki w zapachu. Włożyłam kawałek do ust, przeżułam i wydmuchnęłam. Był jakieś pięć razy mniejszy od balonu wydmuchniętego przez dziewczynę.

 

– Kim jesteście?– spytałam, podchodząc do niebieskowłosej dziewczyny.– Co to za miejsce?

 

Ona spojrzała na mnie, ale nie udzieliła mi żadnej odpowiedzi. Wepchnęła do ust kolejny kawałek gumowego grzyba i po chwili wydmuchnęła kolejny balon.

 

Podeszłam do chłopaka o włosach przypominających ogień i zadałam mu te same pytania. On również mnie zignorował. Kolorowi ludzie byli zajęci wydmuchiwaniem kolorowych balonów, paleniem fajek wodnych lub wpatrywaniem się cielęcym wzrokiem w przestrzeń. Kompletnie mnie ignorowali. Kiedy przechodziłam obok dziewczyny palącej fajkę wodną, ta chwyciła mnie za nogawkę i podała fajkę, zachęcając abym się zaciągnęła. Pokręciłam głową, a dziewczyna obrzuciła mnie pogardliwym spojrzeniem i wróciła do palenia. Co w tym było fajnego? Po chwili ujrzałam chłopaka ubranego tak jak ja. Podeszłam do niego i spytałam:

 

– Jak się tu znalazłeś?

 

Spojrzał na mnie i nic nie powiedział. W ręce trzymał fajkę wodną. Patrzył na mnie mętnym, zamyślonym spojrzeniem. Ta fajka wodna coś robiła z tymi ludźmi…

 

Z westchnieniem usiadłam pod jednym z grzybów. Co powinnam zrobić? Nie było szans, żebym dowiedziała się czegokolwiek od kolorowych baloniaków… Z desperacji zaczęłam jeść rosnące przy grzybie czekoladki.

 

Nieoczekiwanie ujrzałam jadącego drogą królika na hulajnodze. Właściwie to nie był chyba „królik” w stricte znaczeniu tego słowa… To był wysoki człowiek ubrany w kostium królika o nienaturalnie wielkiej głowie i długich uszach, z chlebakiem przewieszonym przez ramię.

 

Kiedy królik pojawił się na horyzoncie, wśród kolorowych ludzi zapanowało poruszenie. Kilkunastu z nich rzuciło się w kierunku przebierańca. Zrzucili go z hulajnogi i zabrali torbę, po czym zaczęli rozrzucać listy. Królik pokornie się podniósł i powoli zaczął zbierać pocztę, którą tamci sukcesywnie wyrywali mu z rąk i na nowo rozrzucali. Podbiegłam do nich i spytałam:

 

– Dlaczego to robicie?

 

Niebieskowłosa dziewczyna podała mi listy, chcąc abym je rozrzuciła. Uśmiechała się przy tym głupkowato i patrzyła na mnie mętnym wzrokiem. Co ona, oni wszyscy, sobie wyobrażali? Pokręciłam głową. Uśmiech zniknął z jej twarzy, a oczy pociemniały. Upuściła listy, a w ślad za nią zrobili to pozostali. Gdy odchodzili, ja zaczęłam zbierać rozrzuconą pocztę.

 

– Chcesz iść dalej?

 

Podniosłam wzrok na stojącego nade mną królika. Podałam mu listy, które zmieniły się w motyle o skrzydłach z liści marihuany. Spojrzałam w stronę grzybów. Siedzący pod nimi ludzie już wcale nie byli tacy kolorowi. Wyglądali jak zasuszone zjawy, ludzkie cienie o mętnym spojrzeniu.

 

– A dokąd miałabym iść?– spytałam, wstając.– Nie wiem nawet jak się tu znalazłam, nic nie pamiętam i niczego nie rozumiem…

 

– Chcesz iść dalej?– ponownie spytał, wpatrując się we mnie swoimi oczami z guzików.

 

Co innego miałabym mu odpowiedzieć poza „tak” lub „nie”? Jeśli działał na zasadzie automatu, nie przyjmie innej odpowiedzi.

 

– Tak.

 

– Idź do lasu, jeśli chcesz przejść dalej– oznajmił, wskazując mroczną gęstwinę, która pojawiła się dosłownie znikąd.

 

– A co dalej?

 

Nie odpowiedział, zabrał torbę i odjechał.

 

Jeszcze raz spojrzałam w stronę grzybów. Zdecydowanie wolałam tam nie wracać, ale z drugiej strony… Jeśli miałam się czegoś dowiedzieć, z pewnością to była jedyna droga.

 

 

 

W odróżnieniu od przyjemnie bajecznego krajobrazu Krainy Czarów, to miejsce przypominało Krainę Koszmarów. Idąc kamienistą ścieżką wśród powykręcanych na wszystkie strony ciemnych drzew, nie mogłam się pozbyć uczucia, ze wpatrują się we mnie czyjeś oczy. Ale coś w głębi podpowiadało mi, żebym się nie odwracała, bo to coś tylko na to czekało. Prawie krzyknęłam, gdy potknęłam się o korzeń.

 

– A więc chcesz przejść przez Czyściec.

 

Spojrzałam w stronę, z której dobiegał głos. Na gałęzi drzewa nade mną siedział kruk.

 

– Mało kto nie ma ochoty Zapomnieć– oznajmił ptak, zlatując na niższą gałąź.– Musisz chcieć pamiętać o czymś ważnym, skoro nie chcesz Zapomnieć…

 

– Masz na myśli tych kolorowych ludzi?– spytałam ostrożnie.– Co to jest „Czyściec”? I czego mam nie „Zapomnieć”…?

 

– Jak sama już wiesz oni są kolorowi tylko na zewnątrz, wewnątrz są ciemni i zniszczeni…

 

– Przez co?

 

– Przez to, co ciebie tu przyprowadziło. Tu nie trafia nikt, kto nie popełnił Błędu…

 

– Jakiego?

 

Kruk zaśmiał się skrzekliwie, po czym oznajmił:

 

– To ty musisz się tego dowiedzieć. Na razie idź prosto tą ścieżką aż trafisz do Pokręconego Domu.

 

– I co dalej?

 

– A dalej zobaczymy– to mówiąc rozłożył skrzydła i odleciał. Patrząc za nim, dostrzegłam, że niebo zakryły chmury.

 

Oby nie padało, pomyślałam, ruszając dalej.

 

 

 

Pokręcony Dom dostrzegłam z daleka. Wielki gmach o poskręcanych we wszystkie strony wieżach i kominach. Nawet dachówki zdawały się być pokręcone. Przed domem stał wielki stół nakryty dla dwudziestu osób. Stół uginał się od parujących półmisków i pater pełnych owoców, ciastek i dzbanków z napojami. Na honorowym miejscu siedział mężczyzna w cylindrze, cały ubrany na czarno.

 

– O.– powiedział na mój widok.– Dawno nikogo tu nie było. Możesz do mnie dołączyć, ale nie powinnaś niczego jeść ani pić, bo to wszystko jest bez sensu…

 

Usiadłam najbliżej mężczyzny i spytałam:

 

– Dlaczego jedzenie i picie jest bez sensu?

 

– Bo po co mamy jeść i pić, skoro jutro znowu będziemy musieli to robić? To monotonne i nudne. Dzisiaj umyjemy naczynia i jutro znowu będziemy musieli z nich korzystać, a potem znowu je umyć i znowu z nich korzystać…

 

– Kruk powiedział, że kiedy tu dotrę to zobaczymy, co dalej ze mną będzie… I co teraz?

 

– A skąd ja mam wiedzieć?

 

Otworzyłam usta, aby mu odpowiedzieć, ale zaraz je zamknęłam. Racja, skąd on miał wiedzieć? Miał wszystko gdzieś. Wstałam i ruszyłam w stronę domu. Może tam znajdę jakąś wskazówkę, co powinnam zrobić dalej? Przed wejściem ujrzałam rozglądającą się na wszystkie strony kobietę o mysich wąsach i oczach.

 

– Nie widziałaś gdzieś mojej głowy?– spytała.– Jestem pewna, że gdzieś tu ja zostawiłam…

 

– Przecież masz ją na miejscu…

 

– O, faktycznie. A widziałaś może mój ogon?

 

– Jest przyczepiony do dołu twoich pleców…

 

– A widziałaś może moje oczy?

 

Ignorując jej pytania weszłam do domu. W sieni siedział pijany mężczyzna o zajęczej wardze i zajęczych zębach.

 

– Napijesz się?– spytał, podając mi jedną z butelek.– Powinnaś się napić, poczujesz się wtedy lepiej. Alkohol sprawia, że czujesz się lepiej…

 

Pokręciłam głową.

 

Pokręcony Dom był nie tylko pokręcony na zewnątrz, ale także w środku. W każdym z pokoi siedziało kilka osób, które mówiły do siebie. Ich monologi dotyczyły naprawdę idiotycznych problemów.

 

– Dlaczego używamy widelca i noża przy jedzeniu?

 

– Dlaczego mucha bzyczy?

 

– Po co mi oczy?

 

– Dlaczego was słucham?

 

Musiałam jak najszybciej opuścić to miejsce, bo prawie poczułam chęć, aby dzielić się z innymi podobnymi, równie wzniosłymi przemyśleniami.

 

W przedpokoju ujrzałam lustro. Wcześniej go tam nie było. W lustrze nie odbijał się mój obraz, tylko jakaś inna scena. Widziałam siebie, siedziałam przy biurku i coś wciągałam nosem… Obraz się zmienił. To znowu byłam ja, cała we krwi, z nożem w ręce, stałam nad czyimś ciałem… Odwróciłam wzrok. Co to było? Coś, czego nie pamiętałam? Czy o tym miałam „Zapomnieć”? Wyszłam z domu.

 

Na zewnątrz czekał na mnie kot.

 

– Nie masz ochoty pogrążyć się w rozpaczy?– spytał.

 

Pokręciłam głową.

 

– Czemu mam rozpaczać, skoro nie wiem, czy to, co widziałam faktycznie zrobiłam? Nie pamiętam tego…

 

– A więc chcesz iść dalej?

 

– A jest inna droga?

 

– Powiedział ci, że nie powinnaś jeść?– kot spojrzał w stronę stołu.– Jeśli nie chcesz iść dalej, możesz coś zjeść i Zapomnieć. Możesz tu zostać i o nic nie dbać…

 

– I dołączyć do tej bandy czubków? Nie, dzięki.

 

– A więc idź do zamku Czerwonej Królowej.

 

 

 

Kiedy skończyłam rozmawiać z kotem moim oczom ukazał się żywopłot i ścieżka wysypana drobnymi kamyczkami. Nie musiałam iść daleko, bo moim oczom ukazał się wielki, czerwony pałac. Obok niego stał biały pałac. Nikt nie pilnował gmachów. Gdy weszłam do czerwonego pałacu, ku swojemu zaskoczeniu ujrzałam, że wszyscy, włącznie ze strażnikami, są zajęci przeglądaniem się w lusterkach.

 

Wszędzie wisiały lustra, które komplementowały ludzi znajdujących się w pałacu. Ich komplementy były tak wyolbrzymione, że wprost nierealne.

 

– Przepraszam…– zaczęłam, podchodząc do jednego ze strażników.

 

– Przeszkadzasz mojemu pięknu.– oznajmił, patrząc na mnie karcącym wzrokiem.– Idź sobie.

 

Dlaczego byli tak zapatrzeni w siebie? Widząc, że nic tam nie znajdę, poszłam do białego pałacu. Nikogo tam nie zastałam.

 

– Czego tu chcesz?

 

Zaskoczona, obejrzałam się.

 

– To mój dom, to mój pałac, wyjdź stąd!- Mówiła kobieta w bieli, stojąca za mną.– Wyjdź stąd, natychmiast!

 

Bez słowa opuściłam budynek.

 

 

 

Usiadłam pod żywopłotem. Co to wszystko miało znaczyć? Co było nie tak z tym światem? Dlaczego tu trafiłam? Dlaczego ci wszyscy ludzie zachowywali się tak dziwnie i irracjonalnie?

 

Najpierw spotkałam zaćpane dzieciaki, potem tego melancholijnego gościa w cylindrze i jego depresyjną kompanię, a teraz zapatrzony w sobie czerwony dwór i białą egoistkę. No i jeszcze królik, kruk i kot. Co to miało być? Może to wszystko to tylko sen? Może mi się wydaje, że to wszystko dzieje się naprawdę? Nie, ze snu można się obudzić w najmniej spodziewanym momencie, a ja… Dlaczego nie mogę się obudzić?

 

– A chcesz się obudzić?

 

Podniosłam wzrok i ujrzałam chłopaka o kocich uszach i ogonie oraz skrzydłach kruka. W rękach trzymał ciastko i niedużą buteleczkę.

 

– Butelka to „bolesna prawda”, a ciastko „piękne kłamstwo”. Co wybierasz?

 

Co powinnam wybrać? Chciałam się dowiedzieć, dlaczego tu trafiłam. Sięgnęłam po butelkę i opróżniłam ją jednym haustem.

 

Prawda spadła na mnie jak grom z jasnego nieba.

 

Przez to, że tylko jeden raz spróbowałam narkotyków, dźgnęłam jakiegoś człowieka. To, co zobaczyłam w lustrze było prawdą. Opadłam na kolana, a po moich policzkach popłynęły łzy. Chłopak podsunął mi ciastko. Wzięłam je, ale zaraz wyrzuciłam.

 

Wszystko zrozumiałam.

 

– Nie jestem ćpunką– wychrypiałam.– Tamci zatracili się w narkotykach, więc było im wszystko jedno, co się wokół nich dzieje. W Pokręconym Domu znajdują się ludzie, których przygniótł ciężar ich win, których fragment im pokazano. A tutaj…– spojrzałam na zamki.– Tu mieszkają ludzie, których nic nie przekona, że robią źle.

 

– To właśnie Czyściec.– oznajmił chłopak.– Nie każdy jest w stanie dojść do końca. Ludzie, którzy popełniają błędy, są coraz słabsi ilekroć ponownie popełnią jakiś Błąd. Twoim Błędem było podcięcie sobie żył, kiedy dowiedziałaś się, co zrobiłaś. Jesteś gotowa na Pokutę i Rozgrzeszenie?

 

– Tak.

 

Wskazał mi drzwi.

 

– Więc wracaj do swojego życia. I nie wpadnij więcej do króliczej nory.

Koniec

Komentarze

Łopatologiczny finał, przez co naiwne, ale sprawna kalka z "Alicji…". Bez emocji, wybacz :(

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Spoko, na razie to tylko próby zderzeniowe

Doceniam Twoją determinację w pisaniu. Na przeszkodzie stoi zbyt małe oczytanie i brak literackiej wprawy. Ale próbuj dalej. Pozdrawiam.

Na samym początku uderzyły mnie powtórzenia "zupełnie innego miejsca" ;) Próbuj dalej.

Przynoszę radość :)

Bardzo dobrze, że próbujsz. Ryszard ma chyba rację z wprawą ;) Ale jej nie zdobędziesz – nie ćwicząc, więc dawaaaaaj :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

 a moje ubranie składało się na koszulkę, dżinsy i zwykłe trampki.  --->  a czy przypadkiem nie na abarot? Koszulka, dżinsy i trampki składały się na ubranie? Chociaż i tak jest do kitu. Moje ubranie składało się z – i wyliczanka. A najl;epiej tak zwyczajnie: ja byłam ubrana w…    "Alicja…" nie tyle była inspiracją, ile ściągą, moim zdaniem.

Tekst naiwny i natrętnie moralizatorski. Zadźgać kogoś po pierwszym kontakcie z narkotykami? Cholera, co ona brała? Ale trenuj dalej. Jeśli chcesz, możesz spróbować zmniejszyć ilość "być" w tekście, to zwykle dobrze mu robi.

Babska logika rządzi!

Tak jak mowiłam, to tylko testy wstępne– te teksty są po to bym mogła sukcesywnie eliminować dalsze błędy w tym, co zaczynę pisać.

Nowa Fantastyka