- Opowiadanie: szoszoon - Postapocalypto

Postapocalypto

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Postapocalypto

 

Postapocalypto

 

 

Krzyki dobywające się z radiostacji nagle zamilkły. Generał Pac wypuścił z płuc powietrze, wstrzymywane już zbyt długo i spojrzał po zgromadzonych w kwaterze dowodzenia. Ich blade, pełne niedowierzania twarze mówiły wszystko. Ponieśli druzgocącą klęskę a położenie nagle stawało się beznadziejne. Właśnie stracili kontakt z najlepszą a zarazem ostatnią jednostką pancerną w armii. Lepszych ludzi ani sprzętu już nie mieli. Meldunki, jakie początkowo dochodziły z pola walki, nie zapowiadały tak tragicznego finału.

 

Ale co tak naprawdę się stało? To pytanie dręczyło każdego ze zgromadzonych w sztabie.

 

Przed chwilą usłyszeli nagłe, przeraźliwe krzyki żołnierzy donoszących o nieprawdopodobnych wręcz awariach sprzętu a potem już tylko huki wystrzałów i odgłosy agonii.

 

Jakich awariach? Zastanawiał się generał Antoni Pac. Czołgi T350 były najlepszymi w całej armii Układu i jednymi z najlepszych na świecie. Zdarzały się oczywiście usterki, ale żeby wszystkie na raz odmówiły posłuszeństwa!? Oddano je do użytku niespełna pół roku temu, wykorzystując w pancerzach rewolucyjne rozwiązanie techniczne.

 

Jak, u licha, maszyna mogła „odmówić” posłuszeństwa?

 

A potem te przeraźliwe krzyki… Wszyscy mieli je jeszcze w pamięci.

 

– A więc… – generał Antoni Pac zawiesił głos i potarł kąciki oczu – macie panowie jakieś … sugestie?

 

Znowu zapadła cisza, którą zakłócał jedynie szum wentylatorów. Siedzący po prawej stronie Antoniego vice sekretarz Biernat spojrzał podejrzliwie na kręcący się wirnik. Wyobraził sobie, jak mogłaby wyglądać śmierć w takim urządzeniu i wzdrygnął się. Wyjął papierosa, zapalił i chrząknął.

 

– Myślę, generale, że nie mamy zbyt wielkiego wyboru.

 

Pac nawet nie spojrzał na Biernata. Do cywilów na wysokich stanowiskach, którzy wtrącają się w sprawy wojskowych żywił wyłącznie pogardę. Nie inaczej było w przypadku obecnego rozmówcy. Biernat od lat był szarą eminencją w kierownictwie Partii i miał niemal nieograniczony dostęp do Pierwszego Sekretarza. A teraz ten karierowicz chce mówić wojskowym, co mają robić na wojnie.

 

To zaś, że nie w chwili obecnej mieli wyboru, Pac rozumiał doskonale sam i spostrzeżenie Biernata wkurwiało go tym bardziej!

 

– Myślę, vice sekretarzu – specjalnie zaakcentował stanowisko Biernata – że wojsko wie, jak prowadzić wojnę.

 

Biernat parsknął.

 

– Generale, to już nie jest wojna! To pogrom! Nie muszę chyba wyjaśniać, że nie mamy do czynienia ze zwykłym przeciwnikiem. To potęga, która nas przerasta a co gorsza czyni bezbronnymi! Myśli pan, że za chwilę pójdziemy do walki z kijami i kamieniami?

 

– Myślę, że nigdzie nie pójdziemy! – przerwał generał akcentując ostatnie słowo. – Ja pójdę i jeśli zajdzie potrzeba, na mój rozkaz zrobi to każdy żołnierz w tej armii! Cywile zaś pochowają się do wszelkich możliwych dziur, jak szczury.

 

Ponownie zapadła cisza i wszyscy zdali sobie sprawę, że Pac przegiął. Niestety, generał miał rację. Polska Rzeczpospolita Ludowa miała wspaniałe wojsko ale marne społeczeństwo. Eksperyment ideologiczno – socjologiczny polegający na połączeniu faszyzmu z socjalizmem dał marny efekt. Zależność od Związku Radzieckiego i Niemieckiej Trzeciej Rzeszy wpędziła naród w marazm i otępienie. Władza robiła co mogła, aby zaktywizować społeczeństwo, wprowadzono nawet pewne formy inicjatywy prywatnej, ale na niewiele się to zdało. Nawet Kościół dał za wygraną i skupił się na bronieniu swych pozycji. Polacy po prostu wszystko mieli w dupie i myśleli tylko o tym, jak by się tu napić. W obliczu nowego, śmiertelnego zagrożenia, Partia zorientowała się, że może liczyć tylko na wojsko. Ludność masowo uciekała w popłochu, nikt nie chciał walczyć.

 

– Musimy jak najszybciej sprowadzić ze Związku Radzieckiego głowice nuklearne i zrzucić je na… wroga – obwieścił Biernat. Wstał, zgasił papierosa w popielniczce i powiódł wzrokiem po siedzących. – Niezwłocznie udam się do Sekretarza aby poinformować go o naszej decyzji.

 

– Może niech Ruscy od razu je w nas wystrzelą – rzucił ktoś z zebranych. – To i tak jedna cholera.

 

– Mogliby jeszcze spudłować – mruknął Pac, czym wywołał wśród zebranych chwilowe rozbawienie. Biernat skłonił lekko głowę i wyszedł.

 

***

 

Eksplozje ucichły i nad polem bitwy unosiły się kłęby gęstego dymu. Gdzieniegdzie słychać było jeszcze jęki konających żołnierzy z I Elitarnej Dywizji Pancernej im. Karola Świerczewskiego. Popularne „Świerszcze” poniosły klęskę. Sławek Wilk wyczołgał się spod wraku T350, z którego udało mu się w ostatniej chwili przed buntem wyskoczyć i sięgnął do podręcznego zestawu pierwszej pomocy. Ciągle dźwięczało mu w uszach od eksplozji, ale rana na udzie wydawała się powierzchowna. Skropił ją wodą utlenioną po czym resztę łapczywie wypił. Otarł usta wierzchem dłoni, skrzywił się i zabandażował nogę.

 

– Czy ktoś mnie słyszy? – powiedział do nadajnika.

 

Odpowiedziała mu niezrozumiały szum.

 

Wrak T350 poruszył się, skrzypiąc przeciągle. Sławkowi wydało się, że dobywa się z niego jakiś złowieszczy, nieludzki pomruk. Odsunął się, spojrzał na pobojowisko i zamarł. Dymiące wraki czołgów poruszały się niezgrabnie przed siebie i skręcały niczym w konwulsjach. Towarzyszył temu niebywały rumor i zgrzyt wyginanej stali. Pancerze potężnych czołgów podnosiły się z ziemi, chwiały i powoli przybierały kształty.

 

Ludzkie kształty.

 

Trwało chwilę, zanim dotarło do Sławka, że to samo dzieje się z czołgiem obok niego. Słyszał o tym wiele, na odprawie generał Pac pokazywał im zdjęcia, ale nie chcieli w to wierzyć. No bo jak można uwierzyć w to, że kupa złomu może nagle „ożyć” i w dodatku przyjmować ludzkie kształty!? Że tony stali łączą się ze sobą, formują i porozumiewają!?

 

Nikt nie potrafił wyjaśnić tego fenomenu i armia zdecydowała się zniszczyć przeciwnika. I to był początek końca, bo wcześniej „żywe” maszyny nikogo nie atakowały. Krążyły dookoła stolicy, obserwowały reakcje ludzi i łączyły w grupy, pędzone jakimś stadnym, niepojętym dla ludzi instynktem. Karykaturalne, pokręcone, ale upodobnione na kształt ludzki, szukały swego celu.

 

I wtedy ludzie zaatakowali.

 

Najgorsze było jednak to, że maszyny nie odpowiedziały ogniem. To broń ludzi obróciła się przeciwko swym twórcom i, kierowana zapewne jakimś zewem, połączyła z wrogiem. A teraz wróg przeszedł do kontrataku.

 

Sławek poczuł, jak drży ziemia. Niektóre maszyny przybierały kolosalne rozmiary i ruszyły w niemym marszu w kierunku stolicy. Wilk zrozumiał, że nikt nie zdoła ich powstrzymać. Postanowił więc ukryć się i przeczekać najgorsze. Wiedział też, co stało się z jego towarzyszami: zostali żywcem zmieleni we wnętrznościach maszyn. Przeszył go dreszcz, kiedy zdał sobie sprawę, że te piekielne monstra mają w sobie ludzką krew.

 

***

 

Rok wcześniej…

 

Instytut Nauk Eksperymentalnych Wojskowej Akademii Technicznej

 

– Doktorze Iwanow, proszę tu podejść – głos asystentki Anny Biernat wyrwał naukowca z drzemki. Paweł Iwanow, czterdziestoletni absolwent Uniwersytetu Moskiewskiego uniósł głowę, potarł zaspane oczy i westchnął. Oby to coś ważnego, pomyślał.

 

– Co tam?

 

Wstał i podszedł do monitora, w który wpatrywała się Anna. W nozdrza uderzył go jej intensywny, przyprawiający o szybsze bicie serca zapach. Nie były to żadne perfumy tylko najzwyklejsze feromony. Paweł myślał czasami, że Annie udało się je potajemnie wyselekcjonować i stworzyć coś na kształt wabika na facetów. W każdym razie na niego działało!

 

– Niech pan spojrzy, poruszają się!

 

– To ruch celowy! Grupują się – dodał podnieconym głosem.

 

Obraz na monitorze pochodził z Inkubatora. Tak nazywali komorę, w której hodowali nanoboty. Władze Instytutu udostępniły mu na czas habilitacji najbardziej strzeżone obiekty wojskowe, oczekując w zamian rezultatów. Po powrocie z Moskwy, gdzie Paweł zyskał niebywałą reputację i uznanie, Partia postanowiła zrobić użytek z jego wiedzy. Po przedstawieniu problematyki badań udzielono mu wszelkich pełnomocnictw oraz środków.

 

I przydzielono Annę jako asystentkę.

 

Paweł zaklął soczyście i wybiegł z gabinetu, kierując się do Inkubatora. Musiał to ujrzeć naocznie, w mikroskopie elektronowym. Kiedy oderwał wzrok od wziernika nadal nie mógł uwierzyć. Nanoboty faktycznie się poruszały. Sprawdził nadajnik fal ultradźwiękowych i zapisał częstotliwość. Jej ustalenie zajęło mu najwięcej czasu. Właściwie to robił to na chybił trafił, ustawiając często przypadkowe kombinacje. Pracował nad tym już rok i zaczynał się niecierpliwić. Pierwszy etap, opracowanie technologii Nano, poszło stosunkowo szybko. Prace zaczął już w Moskwie. A teraz…

 

– Nareszcie! – powiedział sam do siebie. – A teraz pokażę wam wszystkim.

 

***

 

– Czy to nieuniknione? – I Sekretarz wbił surowe i podejrzliwe spojrzenie w Biernata. Ten poczuł, jak po plecach spływa mu strużka potu. Wszyscy dookoła myśleli, że dostęp do Sekretarza to jakiś cholerny przywilej, tymczasem wiązało się to z ciągłym stresem! Pryncypał nie był wprawdzie jakimś furiatem, wręcz przeciwnie. Podobnie jak ojciec, Włodzimierz Stalin, był skrytym, przebiegłym i zimnym jak głaz skurwysynem, który wszędzie węszy spisek. Nikt tak naprawdę nie wiedział, o czym myśli i co knuje. Wraz ze starszym bratem, Józefem Drugim, który rezydował na Kremlu, rozumieli się niemal telepatycznie. Bez zbędnych słów. I obaj byli wręcz niezniszczalni. Dopatrywano się w tym nawet jakiejś magii, sam Biernat nie wykluczał podobnych wyjaśnień. Jako bliźniacy i najpotężniejsi ludzie na świecie byli bez wątpienia wyjątkowi. Podobno po zakończeniu wojny, za namową Hitlera Józef Stalin zainteresował się tajemnymi sztukami i wkrótce jedna z jego nałożnic powiła bliźniaków, ale tego, co się faktycznie wydarzyło, nie wiedział nikt. Po trzydziestu latach Związek Radziecki nadal trwał jako potęga oparta na doktrynie Lenina, wzbogaconej o elementy hitlerowskiego nazizmu. Suma dwóch potęg musiała dać wynik spektakularny, a pokój, jaki zawarto z Rzeszą w 1943 okazał się niezwykle trwały.

 

Przetrwał nawet samą Rzeszę i Hitlera.

 

– Obawiam się, że tak, towarzyszu Sekretarzu. – Biernat wbił wzrok w podłogę. Włodzimierz nie lubił, kiedy ktoś gapił się nań niepotrzebnie.

 

– Czyżby zatem narodziła się nowa potęga, która może… – urwał i spojrzał w okno. Widok Warszawy z ostatniego piętra Pałacu Jedności był imponujący. Miasto, pomyślał, ludzkie mrowisko. Pozorny chaos rządzony wedle reguł, które zostały narzucone z zewnątrz. Szczyt inżynierii społecznej oparty na korporacjonizmie. Potrzeby wszystkich są zaspokajane, ale na tym samym poziomie. Oczywiście z wyjątkami.

 

Niewielkimi wyjątkami.

 

Co z tego, skoro daleko na horyzoncie unosiły się kłęby dymu? Świat, w jakim żyli może nie był jeszcze doskonały, ale trwał niezmiennie od lat. Udało się stworzyć społeczeństwo pozbawione woli i jednostek reakcyjnych. Panował względny dobrobyt i stabilizacja a co najważniejsze, bezpieczeństwo. Aż tu nagle… dopadł ich bunt materii! Tak, Włodzimierz zrozumiał to już na samym początku. Skoro mogą się buntować ludzie, to dlaczego nie materia? Nad człowiekiem jednak można zapanować, ale co z materią?

 

– Skąd się to cholerstwo wzięło? – zapytał na głos sam siebie czym wprawił Biernata w jeszcze większe zakłopotanie. Mężczyzna odczekał zwyczajową chwilę i kiedy nie padło już żadne polecenie wyszedł z gabinetu. Dopiero wtedy odetchnął z ulgą i poluzował krawat. Teraz musiał wykonać dwa telefony.

 

***

 

Annę wyrwał ze snu dzwonek telefonu. Odsunęła się delikatnie od śpiącego Pawła i odebrała w kuchni.

 

– Tata?

 

– Słuchaj córcia, musisz jak najszybciej opuścić Warszawę. Nie przerywaj mi teraz, sprawa jest poważna.

 

Annę zdumiał ton głosu ojca. Chyba nigdy jeszcze nie był tak zdenerwowany i roztrzęsiony. Nawet w czasie śledztwa i po śmierci matki…

 

– Mam jechać do Sulejówka?

 

– Nie, jedź do Moskwy, do babci. Jak najdalej stąd!

 

– Ale tato… co się stało? Chcą cię znowu…

 

Urwała. Zdała sobie sprawę, że powiedziała za dużo i to mogło ojca zaboleć. Raz już oskarżono go o wrogie zamiary względem społeczeństwa. Po długim i bolesnym śledztwie oczyszczono go z zarzutów. Mamę też, ale ona nie wytrzymała metod śledztwa i umarła w szpitalu psychiatrycznym. Odznaczono ją pośmiertnie Orderem Orła Czarnego, a ojca zrehabilitowano i powierzono wysokie stanowisko. Anna nigdy nie wątpiła w oddanie i lojalność ojca, chociaż jego tajemnicza przeszłość w służbach wywiadowczych często rzucała nań cień podejrzeń.

 

– Zapewne wiesz o manewrach wojsk układu… To nie manewry. Wróg stoi u bram stolicy! Straszny i okrutny wróg, a my nie jesteśmy w stanie sami go pokonać. Za niedługo spadną tu rosyjskie bomby atomowe i nie pozostanie kamień na kamieniu! Musisz uciekać, rozumiesz?!

 

Anna przełknęła ślinę i pokiwała głową. Wiedziała, że ojciec nie żartuje.

 

– Dobrze tato – wyszeptała.

 

Kiedy spojrzała na drzwi ujrzała stojącego w nich Pawła i poczuła, niemal instynktownie, że coś jest nie tak.

 

***

 

Sławek Wilk z ukrycia obserwował to niecodzienne zjawisko. Niemal wszystkie maszyny, albo raczej kupy pokręconego, ruchomego złomu, zgromadziły się w jednym miejscu i znieruchomiały. Coś mu to przypominało. Scenę z jakiejś dawno przeczytanej książki… Maszyny tkwiły w bezruchu i całkowitym milczeniu. Sławek przysiągłby, że porozumiewają się ze sobą. Setki postrzępionych posągów, niczym pomniki nieudanego eksperymentu, tkwiło na tle pochmurnego nieba.

 

Zapewne coś planują, pomyślał Sławek. Tylko jak się komunikują? Zaraz! Przecież w każdym T350 było radio, a on nadal miał nadajnik. Włączył swoją radiostację i zaczął nasłuchiwać.

 

Nic, tylko niezrozumiały szum. Po dłuższej chwili udało mu się jednak wychwycić pewne prawidłowości i powtarzające się sekwencje „szumu”.

 

Zrozumiał, że musi coś zrobić.

 

***

 

– Dajcie mu pić! Najlepiej wódki! – głos generała Paca rozbrzmiewał w sztabie niczym grzmoty. – Jakim cudem udało ci się ujść cało!?

 

Wilk upił spory łyk wódki, zagryzł kiełbasą i opadł na krzesło.

 

– Zanim się zaczęło… Kiedy czołg zaczął odmawiać posłuszeństwa znaczy się, otworzyłem klapę żeby sprawdzić antenę. I wtedy maszyna gwałtownie stanęła. Rzuciło mnie na ziemię, usłyszałem huk i na chwilę odpłynąłem. Kiedy się ocknąłem… to sami już wiecie.

 

– Tylko ty jeden?

 

Sławek przytaknął. Wolał oszczędzić przełożonym szczegółów tego, co nastąpiło potem. Wszyscy chyba jednak podejrzewali to samo: cały oddział zmielony jak mięso.

 

Mielone mięso armatnie.

 

– Jest coś jeszcze, generale.

 

Pac zmarszczył brwi.

 

– Odgłosy w radiu, tutaj tego tak dokładnie nie słychać, ale tam… można wyłapać coś w rodzaju sygnału. Poza tym… wydaje mi się, że one jakby na coś czekają.

 

– Dajcie tu kryptologa i łącznościowca, szybko! – wrzasnął Pac. – I co znaczy: czekają?

 

– No… gdyby chciały, to ruszyłyby na miasto i zrównały je z ziemią. A one skupiły się w jednym miejscu i tkwią tam nieruchomo! To naprawdę niecodzienny widok, generale, jakby ktoś zwinął do kupy wszystkie kable, złom i co tam jeszcze i ugniótł z tego wielką bryłę. One, jakby to powiedzieć, łączą się ze sobą…

 

Pac spojrzał na Wilka i pokręcił głową z powątpiewaniem.

 

***

 

Sygnału do ewakuacji nie nadano, podobnie jak alarmu lotniczego. Bombowce radzieckie nadleciały cicho, jak widma. Zrzuciły ładunek we wskazane miejsce i odleciały, zostawiając po sobie morze ognia i dymu. Warszawa została zniszczona, wraz z nią najdalej wysunięty na Zachód bastion Związku Radzieckiego. Naród przyjął wieść o nalocie jako agresję ze strony sojusznika i wszędzie zawrzało. Zdeterminowani ludzie i zbuntowane oddziały wojska zaatakowały i zniszczyły niczego nie spodziewające się radzieckie jednostki wojskowe. Wielu Bogu ducha winnych Rosjan rozszarpano żywcem na ulicach. Potem wjechały do Polski czołgi NATO.

 

Anna stała w oknie i w milczeniu przyglądała się sennym jeszcze, pogrążonym we mgle ulicom. W Krakowie przejmowali władzę Czesi, oddelegowani tu z ramienia NATO. Brali odwet za Zaolzie. Paweł stał obok niej. Zdążył ją przekonać, że powinni uciec nie do Moskwy, ale raczej do Krakowa właśnie, bo tu najwcześniej zapanuje spokój. W Moskwie nie czekałoby ich nic dobrego. Związek Radziecki był celem ataku i powoli stawało się jasne, że ulegnie.

 

– Wiesz kochanie – Anna spojrzała na Pawła – tuż przed atakiem rozmawiałam z ojcem. Był u mnie, kiedy ty pakowałeś swoje notatki na uczelni. Zostawił mi coś…

 

Poszła do sypialni i wróciła z dyskietką.

 

– Podobno to zapis tego, co mówiły do siebie maszyny. Nagrali to w sztabie, zanim… no wiesz.

 

Paweł wziął dysk i usiadł przed komputerem. Uruchomił program deszyfrujący i zaczął nasłuchiwać. Anna poszła do kuchni zaparzyć kawy. Kiedy wróciła i usiadła na krześle naprzeciwko, Paweł spojrzał na nią z uwagą. Musiał to zrobić, czuł to. Nie dawało mu to spokoju od samego początku, kiedy zdał sobie sprawę, że kocha Annę.

 

– Nie powiedziałem ci wszystkiego…

 

Kiedy skończył opowiadać uderzyła go w twarz. Potarł piekący policzek i westchnął.

 

– A więc to wszystko tak? – krzyknęła, zamachnąwszy się po raz drugi. Odsunął się dwa kroki do tyłu. – Więc byłeś ze mną tylko dlatego, że mój ojciec jest kimś ważnym w kierownictwie? Oszukałeś mnie ty parszywy draniu!

 

Paweł pokręcił głową. Tylko kobieta mogła tak zareagować.

 

Zawiedziona w swej miłości.

 

Podszedł do niej, kiedy odwrócona plecami ocierała łzy.

 

– Miłość przyszła potem, zrozum – powiedział. – I to okazało się w tym najtrudniejsze.

 

– Nie musiałeś mi o tym mówić! Po co mi to? – znowu się rozpłakała. Paweł nie wiedział już, co myśleć ani powiedzieć. Kobiety przecież zawsze dążą do poznania prawdy, a tu nagle… Dowiedział się, że wolą być okłamywane.

 

– Nie chciałem cię okłamywać – wyszeptał niepewnie.

 

Odwróciła się i znowu go uderzyła.

 

– Przecież od początku to robiłeś! – wrzasnęła i sięgnęła po leżące na stole papierosy. – Zrozum, że kobiety nie lubią być okłamywane, ale czasami wolą żyć złudzeniami!

 

Spojrzała przez okno. Cholerny kraj, pomyślała zaciągając się głęboko dymem. Zawsze zabiera każdemu to, co najdroższe. Pomyślała o matce, której wola życia pękła w pokoju przesłuchań, o ojcu, od którego nie miała żadnych wiadomości, wreszcie o sobie. Oszukał ją. Paweł ją oszukał, a na pewno oszukiwał. Czy to nie to samo? Co z tego, że pomogła mu dokonać wielkiego odkrycia? Co z tego, że okazało się ono zgubą dla tych, których nienawidziła?

 

Kiedy się odwróciła, Paweł kończył pakować plecak.

 

– I co? – zapytała z nieskrywaną złością. – Teraz sobie po prostu pójdziesz?

 

Rozłożył bezradnie ręce.

 

– To do was podobne. Wszystko rozwalacie a potem odchodzicie. I kto niby ma po was wszystko odbudowywać?

 

Odgłos z komputera informujący o zakończeniu pracy programu zatrzymał Pawła w drzwiach wyjściowych. Spojrzeli na siebie w pełnym napięcia oczekiwaniu.

 

– No już – zachęciła go skinieniem głowy – dokończ swoje dzieło.

 

Odłożył plecak i na powrót zasiadł przed komputerem.

 

– Jednego nie mogę zrozumieć:… jak cię zwerbowali?

 

Paweł uznał, że lepiej najpierw odpowiedzieć na pytanie Anny. Nadal piekł go policzek.

 

– To było w czasie studiów w Moskwie. Brakowało mi pieniędzy a byłem naprawdę bisko swego odkrycia. Jeden niewielki krok… – zawiesił głos i wpatrywał się w zapis na monitorze. – Zaoferowali pomoc, o którą tyle razy zabiegałem u władz uczelni. Tam mi odmawiano, oni pomogli.

 

– Jacy: oni? Wiesz dokładnie, kto to był?

 

– Nie przedstawili się. Kazali mi tylko codziennie przesyłać wyniki badań.

 

– Ale przecież nic wielkiego tam nie odkryłeś? Dopiero w Warszawie…

 

– Najwidoczniej sami doszli do reszty i wyciągnęli właściwe wnioski. W każdym razie nie przewidzieliśmy, że maszyny tak zareagują. A teraz wojska NATO są już w naszym kraju, więc można uznać, że to była część planu.

 

– Planu bardzo ryzykownego – zauważyła Anna i wyszła do kuchni po kawę.

 

Kiedy wróciła, Paweł siedział przed monitorem blady jak prześcieradło. Kręcił z niedowierzaniem głową.

 

– Co się stało, kochanie?

 

Postukał palcem w ekran.

 

– One nas ostrzegały…

 

– O czym ty mówisz?

 

– Chciały się z nami porozumieć! Maszyny! To dlatego nie atakowały. Łączyły się w jeden potężny nadajnik, który przechwycił rozkaz ataku nuklearnego. Nie były w stanie nic zrobić, ale chciały ostrzec! Ten szum to było wołanie w eter. Namierzyły bombowce Ruskich, chciały stanąć w naszej obronie…

 

Anna usiadła na krześle.

 

– Jak to możliwe, że maszyny… maszyna nie może posiadać inteligencji! Poza tym zginęło tylu żołnierzy…

 

Paweł westchnął.

 

– Cóż, nie reagowaliśmy na ich wezwania tylko ślepo atakowaliśmy

 

– Nie potrafimy dogadać się między sobą – zauważyła nie bez sarkazmu Anna – więc czemu się dziwisz?

 

Paweł poczuł, jak pierś przygniata mu niepojęte, ściskające za gardło uczucie, że zmarnowali wielką szansę. Przez chwilę, oczami wyobraźni ujrzał nowe życie, jedność maszyn i ludzi, materii i ducha. Maszyny były szczytem ewolucji inteligencji a jednocześnie szansą na odrodzenie ludzkości. Niestety, ten nowy rozum był tak niepodobny do ludzkiego, że próba kontaktu nie powiodła się. Ale to była dopiero pierwsza z prób. Może będą następne…?

 

Anna podeszła do niego, usiadła na kolanach i przytuliła się.

 

Tak, pomyślał. Ludzie, mimo wszystko zawsze próbują od nowa.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Ciekawe :)

Przynoszę radość :)

Ciekawe i dobrze się czyta, ale kilku rzeczy nie kupuję. Nie wyobrażam sobie połączenia ideologii socjalistycznej i faszystowskiej, jeszcze z korporacjonizmem na dokładkę. Nie przemawia do mnie trwały pokój między Niemcami i ZSRR. Skoro jednak tak wyszło, to wynik II Wojny Światowej był całkiem inny. Skąd więc wzięło się NATO? Kto w nim był i jakim cudem Czesi? Co Stalin robił w Warszawie? Jego też zbombardowali? Nie wierzę, że można wyłapać powtarzającą się sekwencję w szumie. Chyba że maszyny próbowały nadawać na ludzkich częstotliwościach. Ale jak na superinteligencje, to słabiutko rozpracowały problem. Wojsko z kryptologami i łącznościowcami nie dało rady rozszyfrować komunikatu, ale kłócący się z żoną naukowiec zrobił to na domowym komputerze (szczęśliwie ewakuowanym z zagrożonego miasta), pocierając obolały pysk?

Babska logika rządzi!

@Finkla – nie będę się wdawał w szczegóły, ale faszyzm opierał się właśnie na korporacjoniźmie. W dzisiejszych Chinach mamy ideologię socjalistyczną w której kapitalizm świetnie się czuję, więc…? To, co napisałem nie jest niemożliwe. Ale jeśli się chcesz spierać co do wizji historii alternatywnej, to… nie ze mną;) bo to spór całkowicie bezprzedmiotowy.Dziękuję za uwagi i pozdrawiam. Co do szumu… może to i naiwne, ale pamiętasz Kontakt?

Do komentarza Finkli, który powinienem powtórzyć słowo za słowem, dorzucę tylko kilka słów: życzeniowa składanka made in Hollywood.

Przeczytałam, rzec można z obowiązku, bo niespecjalnie spodobało mi się to opowiadanie.

 

„Meldunki, jakie początkowo dochodziły z pola walki…” –– Meldunki, które początkowo dochodziły z pola walki

 

„…ale żeby wszystkie na raz odmówiły posłuszeństwa!?” –– …ale żeby wszystkie naraz odmówiły posłuszeństwa!?

 

„To zaś, że nie w chwili obecnej mieli wyboru, Pac rozumiał doskonale…” –– Pewnie miało być: To zaś, że w chwili obecnej nie mieli wyboru, Pac rozumiał doskonale

 

„Eksperyment ideologiczno - socjologiczny polegający…” –– Eksperyment ideologiczno-socjologiczny polegający

 

„Annę zdumiał ton głosu ojca. Chyba nigdy jeszcze nie był tak zdenerwowany i roztrzęsiony”. –– Czy zdenerwowany i roztrzęsiony był ton głosu, czy ojciec Anny?

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pomysł z maszynami ożywającymi w takich realiach jest naprawdę ciekawy, przyciągnął mnie do lektury. I dlatego tym bardziej żałuję, że rozpłynął się gdzieś, a fabuła tylko go rozcieńczyła zamiast wyeksponować. Odnoszę wrażenie, że całość potraktowana jest za bardzo po łebkach, taka ilość różnych wątków doprasza się wręcz o ich rozwinięcie. Do tego dochodzi zachowanie pary bohaterów w ostatniej scenie, które przyprawiło mnie o przewrócenie oczami. Odczucia, że tak powiem, mam mieszane.

Adamie, Finklo, pytanie za sto punktów w kwestii łączenia faszyzmu z nacjonalizmem: Jak rozwija się i tłumaczy rozwinięcie od NSDAP? Co do całej reszty, przedpiścy napisali wszystko co chciałem przekazać.  Czyli, w skrócie, zaczyna się dobrze, a potem równia pochyła ze względu na niektóre nielogiczności lub mało prawdopodoben zwroty akcji (pal sześć dziwolągi socjologiczne, ale szum z wzorem? skąd NATO? nagle jakiś romans? z nieprawdopodobnie istotnym odkryciem na domowym rzęchu w czasie rzędu jednej "ważnej rozmowy"?).

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Cóż w nazwie? Gdyby partię ochrzczono "Planuję Największą Rozpierduchę w Historii", to trudniej byłoby znaleźć wystarczająco wielu członków. Jakoś mi się nie komponuje Ubermensch z rodowodem czyściutko aryjskim sprawdzanym na kilkanaście pokoleń z równością ludu pracującego miast i wsi. Ciężko mi pogodzić "Got mit uns" z "Opium des Volkes". Niemiecka praworządność i czarny rynek centralnie planowanej gospodarki? No, nie chce się kleić. A poza tym, trwały sojusz Rzeszy i ZSRR wygląda mi równie prawdopodobnie jak czuła przyjaźń dwóch tygrysów (nie spokrewnionych ze sobą samców). Mieszkających w jednej klatce i jedzących z jednej miski.

Babska logika rządzi!

No dobra, z praworządnością i czarnym rynkiem chyba przesadziłam. NRD przez jakiś czas istniało. Ale, gdyby muru nie pilnowano tak dokładnie, to chyba szybciutko by się stworek wyludnił.

Babska logika rządzi!

Finklo, z trwałością sojuszu się zgodzę :) Myślę, że należy trochę rozdzielić ideologię socjalistyczną i faszystowską od ustroju komunistycznego i nazizmu. W tym drugim przypadku różnic rzeczywiście wiela. Co do pierwszego – Niemcy wycofują się z rozbudowanego socjalu dopiero od niedawna i tylko dlatego, że rynki dostały czkawki po 2009… :) Tu jestem w stanie uwierzyć, że tak czy srak byłoby to możliwe, na warstwie zbudowania spójnej podkładki ideologicznej. I jeszcze – zerknij an bodajże "czarne podniebienia", jak ci, którzy uważają się za Rosjan prawdziwych, ksenofobicznie traktowali Żydów, nacje bałtyckie, Kazachów, Kirgizów, "ciemne" ludy syberyjskie (dowcipy o Czukczach to niby skąd?). Wbrew pozorom, dość łatwo jest znaleźć wiele podobieństw między ZSRR a nazistowskimi Niemcami.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

No dobrze, zapewne na poziomie teoretycznej ideologii można próbować pogodzić. Ale i praktyka występowała. A socjal w gospodarce to już w ogóle inna sprawa. Kraje skandynawskie mają bez faszyzmu i komunizmu. Owszem, były dowcipy o Czukczach. Ale takie o Żydach wyjeżdżających z ZSRR do Izraela też słyszałam.

Babska logika rządzi!

Kraje skandynawskie – dobry przykład. Ok, sojusz wojenny i połączenie ideologii jeszcze mi się udaje przełknąć (ale to ja), ale faktycznie na trwałości nie opartej na jakimś wzajemnym szantażu zacukałem się podobnie jak wy ;)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nowa Fantastyka