- Opowiadanie: Tulipanowka - Zakwitła

Zakwitła

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Zakwitła

Wszystkiemu winna wojna. Spirala nienawiści i terroru. A każdy ma tylko jedno życie… mniej więcej.

 

Aziza jako dziecko widziała przemoc i ją doświadczyła. Jedna bomba wybuchła w supermarkecie. Krew i fragmenty ludzkich ciał bluzgnęły fontanną od centrum eksplozji. Natomiast na resztę osób runął dach. Regały z towarami przygniatały ludzi, którzy w panice próbowali wydostać się ze sklepu. Azizę ktoś wepchnął pod metalowy stół rzeźniczy. Dziewczynka siedziała tam cały czas, aż przyszli ratownicy i ją wyciągnęli. Nic jej się nie stało.

Drugi raz też miała szczęście w nieszczęściu. Bomba wybuchła w pociągu, w wagonie którym miała wykupione miejsce. Nikt z tego wagonu nie przeżył. Kiedy to się stało Aziza akurat przechodziła korytarzem innego wagonu, ponieważ szukała konduktora. Pociąg się wykoleił. Aziza przewróciła się, ale na siniakach i rozbitych kolanach się skończyło.

Jednak, chociaż niewidoczne, rany powstały: w psychice. Aziza ciągle czuła lęk. Najchętniej nigdzie by nie wychodziła. Bała się ludzi i miejsc, gdzie bywają ludzie. W domu chowała się w szafie. Potrafiła tam siedzieć godzinami. W ciemności, zasłonięta ubraniami czuła się bezpiecznie.

Wychodząc z domu zakładała zasłony na twarz, głowę i całe ciało, nikab, burkę, czy dżilbab. Nie robiła tego z żadnych powodów religijnych, czy przekonań ideologicznych. W kwestiach religijnych była agnostykiem. Nie chodziło jej też o żaden szacunek. Ubierała się natomiast w ten sposób, by się schować przed ludźmi. Czuła się wtedy anonimowa, przeźroczysta. Bez twarzy, bez imienia – ludzie mijali ją na ulicy jak mija się przydrożny krzak, czy kubeł na śmieci. I o takie bezosobowe podejście Azizie chodziło.

Poza tym mogła pozwolić sobie na całodobowy wygodny strój. Zazwyczaj przez całe dnie chodziła ubrana w piżamę, albo bawełnianą koszulkę i spodnie dresowe.

Pracowała w domu. Wyszywała ręcznie wzory na ubraniach na przykład na odzieży dla kapłanów różnych wyznań, albo na drogocennych sukniach dla celebrytek. Raz w miesiącu przyjeżdżał do niej kurier i przywoził materiały, zlecenia, zabierał przygotowane przez Azizę paczki z gotowymi produktami, zostawiał kopertę z pieniędzmi.

Aziza ułożyła sobie życie w taki sposób, by odciąć się od wojny domowej, terroru. Nie chciała poznawać i zaprzyjaźniać się z nikim. Nie chciała cierpieć, gdyby zostali zabici.

 

Pewnego miesiąca Aziza spodziewała się kuriera z przesyłką. Czekała jeden dzień, drugi, trzeci, czwarty. Piątego dnia wieczorem usłyszała pukanie do drzwi. Choć nie była to typowa jak na kuriera pora, otworzyła drzwi. Stał tam przystojny mężczyzna. Opierał się ręką o ścianę i sapał ze zmęczenia.

– Jesteś nowym kurierem? – spytała Aziza.

– Tak – odpowiedział mężczyzna. – Muszę wejść do środka. – Lekko odsunął stojącą w progu kobietę, wszedł do domu i szybkim ruchem zamknął za sobą drzwi. – Schowaj mnie gdzieś.

– Ktoś cię goni?

– Możliwe, że tak. Nie jestem pewien. Gdzie mogę się schować?

– Może w szafie?

– Niech będzie.

– Jak będą szukać, to cię tam znajdą – zauważyła.

– Masz rację, ale chcę się uspokoić.

– Rozumiem.

Mężczyzna wszedł do szafy, a Aziza dodatkowo przykryła go ubraniami.

Przez około godzinę nic się nie działo. Ani nie słychać było, żeby ktoś chodził po klatce schodowej, a tym bardziej nikt nie łomotał w drzwi. Kobieta dyskretnie spoglądała również przez okno. Ale żadnych sygnałów do niepokoju nie zauważyła.

Wzięła taboret i usiadła przy szafie. Zapukała trzy razy w boczną ściankę szafy i szepnęła.

– Hej, hej, kurierze, słyszysz mnie?

Mężczyzna nie odpowiedział.

– Nic się nie dzieje – szeptała dalej Aziza. – Rozumiem, że wszyscy się boją tego co dzieje się na ulicach. Ale co oni by chcieli od kuriera co szmaty wozi? Słyszysz mnie? Hej, hej. Coś ci jest?

Mężczyzna nadal nie odpowiadał. Aziza pomyślała, że może jest w szoku i musi mu dać więcej czasu na ochłonięcie. Pokręciła się po mieszkaniu jeszcze ze czterdzieści minut. Spoglądała przez okno, nasłuchiwała przez drzwi. W końcu podeszła do szafy i ją otworzyła.

– Hej, możesz się do mnie odezwać? – szepnęła. Wsunęła rękę i złapała za ramię mężczyzny. On nadal nie reagował. – Umarłeś, czy co? – kobieta zaczęła trząść jego ramieniem.

Nagle w okamgnieniu została powalona na podłogę. Do której to podłogi dociskał ją ciężar mężczyzny. W ręce trzymał nóż.

– Przepraszam zasnąłem – rzekł spokojnie mężczyzna i odłożył nóż. – Proszę nie krzycz. Nazywam się Dżamil. To był odruch. Nic nie chcę ci zrobić.

Wstał i pomógł podnieść się kobiecie. Ona cała trzęsła się ze strachu.

– Nie bój się – powiedział.

Wtedy ona rzuciła się w kierunku wyjścia. Dżamil okazał się szybszy. Objął ją mocno, tak by nie mogła wykonać żadnego ruchu, a dłonią zatkał usta.

– Nie krzycz. Nie uciekaj. Musisz mi zaufać. Nie zrobię ci krzywdy. Jestem po twojej stronie. Rozumiesz? Wiem, że nosisz nikab i burkę. Jesteś porządną kobietą, muzułmanką. Ja takie kobiety szanuję. Nic ci nie zrobię. Przyszedłem, bo potrzebowałem schronienia. Jeśli się już uspokoiłaś to kiwnij głową.

Aziza kiwnęła głową i wtedy Dżamil ją puścił.

– Nie jesteś jednak kurierem?

– Nie. Jestem partyzantem. Walczę o naszą wspólną sprawę.

– Podłożyłeś bombę i musiałeś uciekać?

– Tak.

– Jesteś z tego dumny? – Aziza usiadła przy stole i zakryła twarz dłońmi. – Dużo zabitych?

– Pewnie tak. Jutro będziemy wiedzieć ilu. Wybuch się udał. Poszło zgodnie z planem – powiedział z zadowoleniem. – Nic nie powiesz? Nie pogratulujesz? Tylko skrywasz oblicze. Wstydzisz się, że patrzy na ciebie obcy mężczyzna? Nie, nie, nie. Ty się modlisz? Dziękujesz Allahowi, prawda?

Aziza czuła zażenowanie. „W co ja się wpakowałam? Udzieliłam schronienia terroryście, który cieszy się mordowaniem niewinnych ludzi. I jeszcze on uważa, że ja go podziwiam” – pomyślała, ale z ostrożności wolała zachować te myśli dla siebie.

– Milczysz. Modlisz się – Dżamil uklęknął przy kobiecie. – Teraz odejdę, ale pozwól bym na czas tej wojny mógł nazywać cię moim skarbem. Wiem, że nie powinienem, ale widziałem twoją urodę. Jesteś piękna. Będę cię chronił. Będę twoim wiernym rycerzem. – Potem wstał i wyszedł z mieszkania.

Aziza, choć bardzo chciała, nie mogła otrząsnąć się z wrażenia. „Przystojny mężczyzna powiedział, że jestem piękna” – ta myśl natarczywie błąkała się po jej głowie.

 

Następnego dnia zjawił się kurier z towarem. Mając na uwadze zdarzenia z dnia poprzedniego kobieta nie chciała go wpuścić do mieszkania. Wyszła na klatkę schodową.

– Nie znam cię – powiedziała.

– Jestem nowym kurierem. Wołają mnie Nafi. Przywożę materiały od szefa.

– Dlaczego tak ich mało? – stwierdziła spoglądając na wielkość paczki.

– Poprzedni kurier wraz z autem pełnym towaru, spalił się żywcem, niestety. Wojna. Terroryści. Bomba, po prostu – wyjaśnił Nafi. – Szkoda go. Miał żonę, małe dzieci: pięcioletniego chłopca i dziewczynkę, takie niemowlątko.

– Przykro mi. A kiedy to się stało?

– Wczoraj po południu. Zuchwały atak. Wielu nie żyje. Wysadzili most. Był korek, więc na moście stało mnóstwo aut, autobusy z dziećmi.

– A wiadomo kto to zrobił?

– Terroryści. Muzułmańscy bojówkarze, psia mać.

– To straszne.

– Okropne! Czy oni Boga w sercu nie mają?

 

Aziza odebrała od kuriera przesyłkę. Zamknęła drzwi mieszkania. Zaczęła rozpakowywać paczkę i czytać zlecenia. Myśli jej jednak krążyły wokół kogoś innego.

„Dżamil. Taki przystojny mężczyzna. Dżamil, dlaczego musisz być tak głupi i zły. Stuknięty kompletnie. Dlaczego zabijasz niewinnych ludzi? Jesteś wariatem”. A następnie doszła do konkluzji: „Pewnie gdybyś nie był wariatem, to byś nie powiedział mi tych słów, że ci się podobam, że chcesz być moim rycerzem”. Mimo wszystko Aziza postanowiła, że nigdy więcej nie wpuści do mieszkania Dżamila. „Wariat to wariat. Raz kocha, a za chwilę zabije z irracjonalnych powodów.” – pomyślała.

 

Czasem człowiek wszelkimi siłami pragnie uciec przed przeznaczeniem, ale się niestety nie udaje.

Na drzwiach klatki schodowej pojawiło się ogłoszenie, że będą sprawdzane odczyty wodomierzy, dane z kartek nie będą brane pod uwagę, ani dane podawane przez telefon.

– I tak to jest. Jedni kłamią, to potem wszyscy mają gorzej – podsumowała stara sąsiadka. – Ludzie zmyślają dane, żeby płacić mniej. Ciężkie czasy, ale…

– Tak, tak – odpowiedziała na odczepnego Aziza i udając, że bardzo się śpieszy szybko oddaliła się od sąsiadki. Jak zawsze starała się unikać kontaktów z ludźmi.

 

– Ja od wodomierzy, proszę otworzyć – powiedział mężczyzna po zapukaniu do drzwi Azizy.

– Proszę – kobieta otworzyła i zaprosiła mężczyznę do środka.

– Dzisiaj w stroju przepisowym. Twarz i włosy zasłonięte, ale ja wiem, że tam pod spodem skrywa się mój największy skarb.

– No nie – Aziza usiadła z wrażenia.

– Bez brody i wąsów wyglądam inaczej. To kamuflaż. Che, che, nie poznałaś mnie – zauważył radośnie Dżamil. – Może napijemy się herbaty?

– Dobrze – odpowiedziała kobieta. Zawsze bała się terrorystów, więc wolała Dżamila nie drażnić. Była wściekła na siebie, że dała się podejść podstępem i wpuściła faceta do domu.

Przy herbacie Dżamil opowiadał różne ciekawostki o swoich podróżach po świecie, o swojej rodzinie. Nic nie wspominał o działalności terrorystycznej, świętej wojnie, czy Allahu. Prowadził taką miłą gawędę. Aziza poza potakiwaniem nie odzywała się, nie komentowała, ale słuchała jak zaczarowana. Zakochiwała się.

Przed wyjściem Dżamil głęboko ukłonił się przed Azizą i powiedział:

– Pamiętaj, że jestem twoim rycerzem. Do zobaczenia.

 

Kobieta stała się ostrożniejsza. Niepotrzebnie nie wpuściła do domu inkasentów od prądu i gazu. Mimo tego kolejnym razem znowu dała się oszukać. Myślała, że wpuszcza kominiarza, a to znowu był Dżamil. Mężczyzna poprosił o herbatę, a potem opowiadał zabawne historyjki. Aziza nie chciała, ale nie potrafiła się powstrzymać wesołości. Śmiała się i chichrała.

– Kiedy jest mi ciężko, wspominam, że jesteś. Wtedy wszystko wydaje mi się łatwiejsze – powiedział na pożegnanie.

 

Aziza zakochała się i cieszyła się z wizyt Dżamila. Poznawała go nawet w dziwacznych przebraniach, ale z pełną świadomością wpuszczała do środka. Przestała się go bać i coraz śmielej opowiadała o sobie.

– Niewygodnie jest pić herbatę pod zasłoniętą twarzą – zagadnął.

– Łatwo nie jest – zaśmiała się Aziza, która nie raz upaprała się jedzeniem, czy piciem.

– Nie musisz zakrywać twarzy. Ja będę cię nadal traktował z szacunkiem – powiedział Dżamil.

Aziza odsłoniła twarz i przy okazji ściągnęła welon z włosów. Pragnęła, żeby ją pocałował, żeby ją dotykał, tylko niezręcznie jej było o to poprosić.

– A nie idziesz może na akcję, na której możesz zginąć? – Aziza spróbowała mężczyznę delikatnie sprowokować.

– Ja każdego dnia ryzykuję życiem. Mogę zginąć i jutro. Ale kiedy jestem z tobą, to nie chcę o tym rozmawiać. Ty jesteś moim ziemskim rajem. Z tobą jestem szczęśliwy. To taki mój azyl, inny świat.

Aziza uśmiechnęła się słodko i zaczęła dłonią bawić się włosami.

– Gdybym cię dotknął, to jakbym dotknął anioła. Nie wolno mi. Nie jestem godzien skalać anioła moim dotykiem. Ty Azizo jesteś ze światła, a ja ulepiony jestem ze zwykłej gliny.

Kobiecie zrobiło się głupio i tylko głęboko westchnęła.

 

Czas upływał. Wojna trwała. Ludzie ginęli od bomb. Jednak dla Azizy Dżamil stał się jakby jej częścią, a właściwie całym wszechświatem. Nie myślała o nim jako o okrutnym mordercy. Był dla niej najszlachetniejszym, najlepszym z ludzi. Potrafił ją rozbawić i opowiadać godzinami. Cieszyła się kiedy spędzali czas razem, albo tęskniła, kiedy go nie było przy niej.

 

Nagle Dżamil przestał odwiedzać kobietę. Mijał trzeci miesiąc, a on nie przychodził.

Aziza właśnie wchodziła do domu z zakupami, gdy jak spod ziemi zjawił się obok obcy mężczyzna.

– Tsyt, mam wieści od Dżamila – szepnął. – Wpuść mnie do środka.

– Co mu jest? Żyje? – zapytała, po zatrzaśnięciu drzwi wejściowych.

– Żyje.

– Dzięki Allahowi – wymsknęło się jej mimo chodem. Nie wierzyła w Allaha, ale „tak się mówi”.

– Jest w więzieniu. Czeka na egzekucje. Został skazany na śmierć.

– Ratujcie go.

– Nie da się. Za duże ryzyko.

– Ale dlaczego? Dlaczego on? – Aziza rozpłakała się.

– Jestem druhem Dżamila. Prosił mnie, bym się tobą zaopiekował, kiedy go zabraknie. Nazywam się Habib.

– Nie potrzebuję twojej opieki, Habibie. Wyjdź z mego domu, proszę. Chcę zostać sama.

– Ale ja chce cię pocieszać.

– Wyjdź! Won!

– Nie będziesz mi rozkazywać, kobieto.

– Więc proszę cię wyjdź – powiedziała zaciskając zęby.

– Jakich to uciech Dżamil zaznawał u ciebie, że tak często tu bywał?

– Piliśmy herbatę i rozmawialiśmy.

– Takie bajki to nie dla mnie. Pokaż co tam skrywasz pod szmatami.

Aziza próbowała się bronić, ale niewiele mogła zrobić. Habib okazał się zdecydowanie silniejszy. Wykręcił jej rękę zmuszając do uklęknięcia. Potem brutalnie ją zgwałcił.

– Jutro wieczorkiem też wpadnę – powiedział wychodząc.

 

Aziza płakała całą noc. Rano postanowiła, że skoro nic nie ma do stracenia, to pójdzie na policję. Na posterunku zgłosiła, że Habib ją zgwałcił. Funkcjonariusza przyjmującego zgłoszenie niespecjalnie to zdarzenie zainteresowało. Zaczął tłumaczyć, że powinna takie sprawy wyjaśniać we własnym zakresie, że nie powinna była prowokować napastnika, że to pewnie sama jest sobie winna i tym podobne.

– A czy ważne jest, że Habib jest terrorystą, że podkłada w mieście bomby?

– Jesteś pewna? – zapytał policjant.

– Tak. Twierdzi, że jest towarzyszem więźnia, który czeka na wykonanie kary śmierci.

– Dżamila?

– Tak.

Od tego wyznania, nie tylko funkcjonariusz przyjmujący zgłoszenie, zainteresował się Azizą. Przyszli także policjanci o wyższych stopniach. Zaczęli zadawać szczegółowe pytania.

– Naczelnik postanowił, że zrobimy obławę na Habiba – wyjaśnił jeden z policjantów. – Habbib powiedział, że przyjdzie do ciebie dzisiaj wieczorem?

– Tak powiedział. – Aziza kiwnęła głową.

– To będziemy na niego czekać. Jak nie dziś, to jutro. Złapiemy drania.

I tak się stało. Kiedy tylko Habib znalazł się pod drzwiami Azizy został aresztowany.

 

W celach propagandowych egzekucja terrorystów została wykonana publicznie. Najpierw prezydent miasta przypomniał o zamachach, wymienił liczbę zabitych, szacowaną kwotę strat, a także opowiedział jak to władze pracują, by mieszkańcy czuli się bezpiecznie. Potem Dżamil, Habib i kilku innych zostali powieszeni.

Aziza też stała w tłumie gapiów. Ludzie się cieszyli, wiwatowali, a jej po policzkach płynęły łzy. Bardzo kochała Dżamila i nie potrafiła pogodzić się z jego śmiercią. Ogarnęła ją niekontrolowana rozpacz.

– Czemu płaczesz? – zapytał Azizę ktoś z tłumu. – To źli ludzie! Terroryści.

– Może ona też trzyma z nimi?

– Może ma bombę?

– To terrorystka?

– Uwaga! Ona ma bombę! – jeden krzyknął, a reszta tę wieść przekazywała dalej.

Nagle ludzie zaczęli nerwowo oddalać się od Azizy. Niektórzy zaczęli biec w panice. Ona natomiast stała nieruchomo w miejscu i płakała. Tłum rozstąpił się, a kobieta została sama na środku. Potem podeszli do niej funkcjonariusze.

 

Aziza została aresztowana. Pogrążona w żałobie nie miała siły, by się bronić.

– Zostałaś oskarżona o kolaborację z terrorystami – wyjaśnił funkcjonariusz.

– Przecież dzięki mnie schwytaliście Habiba.

– To prawda. Ale ty przyszłaś z zemsty. Jakieś rozgrywki personalne. Twierdziłaś, że Habib cię zgwałcił. A czując, że takie oskarżenia to zbyt mało… Wtedy dopiero powiedziałaś więcej. Ale jednak nie wszystko, prawda? Przesłuchaliśmy sąsiadów. Ustaliliśmy, że Dżamil był częstym twoim gościem. Nie zgłosiłaś tego. Ukrywałaś terrorystę.

– To nie tak.

– Zostałaś skazana na zasiew. W ten sposób odwdzięczysz się społeczeństwu, które przez ciebie cierpiało.

– To niesprawiedliwe.

– Tak prywatnie ci powiem, że zgadzam się z tobą. To niesprawiedliwe! To jest niesprawiedliwe, bo powinni cię powiesić. Ale sprawiedliwość sprawiedliwością, a sąd jest niezawisły.

– Sędziowie oparli swój wyrok na dowodach – wyjaśnił człowiek stojący obok funkcjonariusza. – Służby nie przedstawiły twardych dowodów, że brałaś udział w aktach terroru, więc tylko zasiew.

 

W czasie stosunkowo krótkiego zabiegu w kości ramieniowe Azizy zostały wstrzyknięte nasiona pasożytniczej rośliny popularnie nazywanej zawilcem.

– Wiosną twoje ręce pokryją się kwiatowym dywanem – tłumaczył lekarz po zabiegu. – Możesz wtedy zgłosić się do przychodni na zapylanie. Albo możesz zrobić to sama. Musisz tym żółtym środkiem kwiatka potrzeć żółty środek drugiego kwiatka. Tam są słupki i pręciki. Chodzi o to, by powstały nasiona.

– Nasiona? – Aziza spojrzała na małe ranki na swoich ramionach.

– Tak. Nasiona są najcenniejsze. Musisz je zbierać do fiolek. Te nasiona ratują ludzkie życie. Są antidotum na trucizny, broń chemiczną, zabójcze wirusy, schorzenia wszelakie. Nawet niektórych ledwo co zmarłych, potrafią ożywić.

– Będzie boleć jak zaczną rosnąć?

– Nie, nie będzie.

– Na pewno?

– Co ty kobieto ode mnie chcesz? – zirytował się lekarz. – Oczywiście, że będzie boleć. – Będziesz żywicielem pasożytów. Wykiełkują w szpiku twoich kości. Będą odżywiać się tobą. Ssać związki odżywcze.

– To straszne.

– Ale pewnie i straszne było to co robiłaś? Za nic nie skazuje się na zasiew, nieprawdaż? – lekarz starał się zachowywać profesjonalnie, ale z trudem hamował emocje. – W każdym razie da się z tym żyć. Aha ważna sprawa. Masz posiane dla ułatwienia zawilce o płatkach białych, jasno różowych, ciemno różowych taka fuksja i fioletowych. Chodzi o to żeby pocierać kwiaty o różnych kolorach. Biały z fioletowym; ciemno różowy z jasno różowym. Jasne?

 

Okazało się, że ból związany z rośnięciem pasożytniczego zawilca jeszcze był do zniesienia. Zdecydowanie gorzej Aziza przeżywała reakcje ludzi. Kiedy ktoś zobaczył choćby pęd wystający spod rękawa odwracał się z odrazą jak od trędowatego, spluwał za nią, wyzywał od najgorszych. Dodać można, że zarówno za kolaborację z bojówkarzami, jak i za prostytucję karano zasiewem.

Jedyną korzyścią z posiadania zawilców były nasiona. Należało dostarczyć je do przychodni, a w zamian otrzymywało się za gratyfikację finansową. Nie były to kokosy, ale na przetrwanie wystarczało.

 

Aziza cierpiała psychicznie. Płakała. W końcu stwierdziła, że bez Dżamila i z kwiatami na rękach, jej życie pozbawione jest sensu. Postanowiła się zabić. Zgromadziła zapas tabletek i pewnego dnia zażyła je wszystkie.

Kiedy otworzyła oczy ujrzała jak przez mgłę mężczyznę w białej szacie. Wkoło otaczała ją biel i żółte iskierki – gwiazdki.

– Dżamil? – szepnęła. – Jesteśmy w niebie?

– Ocknęłaś się w końcu. Będzie dobrze – mężczyzna pogłaskał ją czule po głowie. – Zabiorę cię tam, gdzie będzie ci dobrze.

Dobrze, Dżamilu. Dobrze, kochany – po tych słowach zasnęła.

 

Aziza obudziła się w pięknym, kwiatowym ogrodzie. Rosły w nim wielobarwne tulipany, fantastyczne odmiany kwitnących róż, narcyze, hiacynty, anemony, niezwykłe lilie, azalie o intensywnej barwie, irysy, piwonie, kolorowe jaskry i wiele, wiele innych, których nazw nie znała. Wśród kwiatów latały duże egzotyczne motyle. Aziza leżała na miękkiej huśtawce z baldachimem. Tuż nieopodal znajdował się mały basen.

– Jestem w raju – szepnęła do siebie. Potem spróbowała się podnieść. W tym momencie spadła z huśtawki na ziemię. Uderzenie zamortyzowała gęstwina różowokwitnącego tymianku. Mimo tego upadek nieco otrzeźwił kobietę. – Nie jestem w raju? – Podniosła się na równe nogi i przeszła po ogrodzie.

– Wytrzeźwiałaś? – odezwał się mężczyzna w białej szacie.

– Myślałam, że jestem w raju.

– Kto wie, może tam i byłaś – uśmiechnął się tajemniczo mężczyzna. – Nazywam się Zahi.

Aziza dopiero w tym momencie zwróciła uwagę, że ubrana jest tylko w zwiewną sukienkę na ramiączkach. Natomiast jej ramiona pokrywały kwitnące zawilce.

– Nie odwracasz z odrazą spojrzenia? – spytała dotykając płatków.

– Te kwiaty uratowały ci życie. Lekarze stwierdzili zgon. Trafiłaś do kostnicy. Tam ocknęłaś się na moment. Stamtąd cię zabrałem. Większość uważa, że te kwiaty to kriopijce, że wykorzystują swojego nosiciela. Poniekąd to prawda. Jednak żeby one mogły rosnąć, potrzebują żywego i zdrowego nosiciela. Kiedy nosiciel umrze i one umrą. Zawilce wyssały z ciebie całą truciznę. Uratowały cię dla siebie, ale ważne, że uratowały.

– Zahi… Nie wiem kim jesteś. I czego ode mnie chcesz. Czy i kiedy mnie skrzywdzisz.

– Jestem twoim przyjacielem.

– Nie wiem, ale załóżmy że masz dobre intencje. Powiem ci, że ja świadomie chciałam umrzeć. Choć w tym ogrodzie jest przecudnie, to nie cieszę się, że żyję. W upodleniu, w pogardzie u ludzi, nie jest mi łatwo. Nikt mnie nie kocha i nie będzie kochał, bo jestem naznaczona kwiatami. Przepraszam, po co ja to wszystko mówię. Ciebie to pewnie nie obchodzi.

– Możesz w tym przecudnym ogrodzie zostać na zawsze. Nikt nie będzie ci tutaj dokuczał. Możesz żyć jak w hotelu na wakacjach. Dostaniesz pokój z łazienką, smaczne posiłki. Dostęp do telewizji i internetu. I ten wspaniały ogród będzie do twojej wyłącznej dyspozycji.

– A gdzie haczyk? – dopytywała się Aziza.

– Będziesz mogła w spokoju kwitnąć – odpowiedział Zahi.

– Czyli?

– Świat jest brutalny, ale można się w nim urządzić tak, by stał się nie tylko znośny, ale i przyjemny.

– Do czego zmierzasz?

– Kiedy nosiłaś długie szaty, zawilcom źle się rosło. W ciemności i przygniecione odzieżą. Tutaj bez obawy możesz chodzić ubrana tak jak dziś. Kwiaty będą kwitnąć intensywniej. Czyli wydadzą więcej nasion. Nasiona na czarnym rynku osiągają zawrotne ceny.

– Będę jak krowa. Lepsza pasza, lepsze mleko. Chcesz mnie hodować jak zwierzę?

– Chciałaś znać prawdę.

– Powiedziałeś, że jesteś przyjacielem.

– Bo jestem. Powiedziałem, że w brutalnym świecie można uszczknąć przyjemne chwile. Wiesz co miałem na myśli? Nie ten ogród, ale twój związek z Dżamilem. Otóż znałem Dżamila.

– Tylko mi nie mów, że prosił cię, byś się mną zaopiekował. To już przerabiałam z Habibem.

– Dżamil modlił się za ciebie. Nawet przed śmiercią modlił się za ciebie, a nie za siebie. O opiekę nad tobą poprosił wiele osób.

– Jakoś nie zauważyłam – stwierdziła kpiąco Aziza.

– To że nie zauważyłaś, nie świadczy że opieki nie było – stwierdził poważnie Zahi. – Byli tacy, co chcieli cię ukamienować. Ktoś im ten kamień z ręki wyciągał. A Habib źle zrobił. Fakt. Zostałby ukarany. Niepotrzebnie poszłaś z tym na policję. Ale trudno, stało się.

– Też żałuję. Gdybym nie poszła na policję, to i mnie by nie skazano na zasiew.

– Władzy nie można ufać.

– Zahi, a tak szczerze, czy możesz mi powiedzieć, po czyjej ty stoisz stronie?

– Ja? Po niczyjej. Powiedzmy, że jestem biznesmenem. Można też powiedzieć, że chcę pomagać ludziom. I tym, i tamtym nasiona mogą uratować zdrowie i życie.

– Ale Dżamila znałeś.

– To był mój kuzyn. Stąd się znaliśmy. Twojego sędziego też znałem. Po prostu znam ludzi. Różnych. I z tej, i z tamtej strony barykady.

– Zahi, a czy ja mam wybór? Czy mogę nie zgodzić się na twoją propozycję?

– Pamiętaj, że oficjalnie cię nie ma. Nie żyjesz. Wolałbym, żebyś została w tym ogrodzie.

– Dla zysku?

– Nie mów tak, bo odpowiem ci, że wiele zasianych chciałoby dostać taką propozycję. Nie twierdzę też, że jesteś jedyna w tym hotelu. Ale to uczciwe warunki. Nie łaska i litość, ale współpraca. Nie musisz decydować już dziś. Zastanów się na spokojnie. Odpocznij.

 

Mijały dni. Aziza zastanawiała się. Duma podpowiadała jej, że powinna odejść, ale rozum i serce wskazywało na życie w ogrodzie.

– Wyglądasz kwitnąco – powiedział na powitanie Zahi.

– Mam kwiaty nie tylko na ramionach, ale pokrywają całe ręce i kark. Pąki mam też na łydkach.

– Zawilce się rozsiewają.

– Czy to twoja sprawka?

– Nie. Kwitną, bo mają dobre warunki. Światło, powietrze. Lubią kiedy pływasz w basenie.

– Zdecydowałam, że chcę tu zostać.

– Bardzo się cieszę. Naprawdę cieszę się. Bałem się, że będziesz chciała odejść. A na zewnątrz być nie wytrzymała. Ciężko mi by było żyć ze świadomością, że pozwoliłem ci uschnąć.

– Zobacz, motyle na mnie siadają.

– Spójrz. Zapylają kwiaty. Nie musisz już bawić się w tarcie żółtych środków, które zalecił lekarz.

– Niedługo cała będę w kwiatach.

– Pięknie ci w nich.

– Takie ubranie kwiatowe powstanie – roześmiała się wesoło Aziza. Zahi również się zaśmiał.

 

 

Koniec

Komentarze

Pomysł bardzo ciekawy, ale jakoś mnie opowiadanie nie przekonało. Bohaterka wydaje się strasznie naiwna.

Babska logika rządzi!

Fajny pomysł, aczkolwiek fabuła niezbyt zaskakująca. Coś jak "zabili ją i uciekła".

Mam wątpliwości co do realiów świata przedstawionego. Szriat najwyraźniej, kara śmierci, burki, etc, a tu nagle kobieta mieszka sama, jest samodzielna, zarabia, w dodatku wpuszcza mężczyzn do mieszkania i przebywa sam na sam za zamknętymi drzwiami z mężczyzną? Np w Arabii Saudyjskiej takie rzeczy by nie przeszły. Nie mówiąc o zdjęciu zasłony z włosów (!) w obecności nowo poznanego mężczyzny. Jeżeli nie miał być to element fantastyczny, rób solidniejszy research przed napisaniem opowiadania o obcej kulturze. Parafrazując radę z "Tajemniczego opiekuna" J. Webster: pisz o tym, na czym się znasz.

Oplułam monitor, wyobrażając sobie bluźniące fragmenty ciał. Domyślam się, że były to oderwane od reszty ciała aparaty mowy? Chyba powinnaś sprawdzić w słowniku różnicę między bluzgnęły a bluznęły. ;) Sporo innych błędów językowych.

Dość naiwnie przedstawiona psychika bohaterki, dialogi.

Czytaj sobie opowiadanie na głos, albo proś kogoś, żeby to zrobił i myśl, czy ludzie tak mówią i tak sie zachowują. Twoi bohaterowie sprawiają wrażenie niesamowicie "sztywnych" z powodu prostych, krótkich zdań.

And the world began when I was born/ And the world is mine to win.

Mnie opowiadanie również nie przekonało – zgadzam się z Finklą i z zarzutami Carewny. Ale podobał mi sie klimat, jaki stworzyłaś, nie tylko w ogrodzie. 

 Gdyby umieścić bohaterkę daleko od Arabów, w jakimś wymyślonym świecie, jej postępowanie byłoby bardziej prawdopodobne. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Niestety nie przekonał mnie tekst, a historia mnie nie ujęła. Poza tym, historia jest tak naiwna, że trudno w nią uwierzyć. Za mało w tym tekście fantastyki i czegoś, co mogło by dłużej zatrzymać czytelnika przed ekranem. No i za powyższymi radami – czzytaj swoje teksty na głos, zwracając uwagę na dialogi, czy mogłyby być takie w rzeczywistości.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

bluzgnęły a bluznęły" – chyba mi komputer słowa pozmieniał ;-)   zarzuty: "moje dialogi są nierealne", "historie nie do uwierzenia", "realia świata przedstawionego – nieprawdopodobne" ha! ;-)

Opowiadanie, niestety, nie spodobało mi się. Pomysł był, jednakowoż umieszczenie historii w realiach wyimaginowanego kraju islamskiego i przedstawienie bohaterki w opisanych sytuacjach, jest absolutnie niewiarygodne i, jak dla mnie, mało ciekawe. Nie przekonała mnie też uprawa roślin na ludziach, choć rozumiem, że to element fantastyczny.

Do nie najlepszego odbioru opowiadania z pewnością przyczyniło się też wykonanie, pozostawiające wiele do życzenia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tak średnio napisane, kanciaste, powiedziałabym.

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka