- Opowiadanie: marinho - Zabić Boga: Strefa rzeczywistości

Zabić Boga: Strefa rzeczywistości

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Zabić Boga: Strefa rzeczywistości

 

I

 

Pozwól zabrać się do świata Strefy, miejsca gdzie wszystko jest możliwe. Gwarantowane niezapomniane wrażenia, emocje, zwroty akcji, barwne postaci i szczypta szowinizmu. Daj ponieść się Strefie! Czytaj!

 

Ciemność przesuwa się wraz z czubkiem mych butów, gdy zmierzam na zachód

 

Pod drewnianą karczmą stało kilka zardzewiałych rowerów. Wątłe, przesiąknięte brudną żółcią światło niezbyt skwapliwie zapraszało zabłąkanych klientów. Przed budynek przetoczył się zabłocony wóz ciągnięty przez zdeformowaną krowę. Z pojazdu zsiadła zakapturzona postać i skierowała się ku przegniłym drzwiom. Na podłodze karczmy, wśród świeżych rzygowin, leżało dwóch obficie zarośniętych mężczyzn. Barman spojrzał tylko przelotnie na wchodzącego interesanta i powrócił do wydłubywania brudu spod paznokci za pomocą wielkiego kuchennego noża. Agent zsunął kaptur i zważył sakiewkę w dłoni.

– Daj mi pięć sztuk LSD-25 – powiedział szorstkim głosem.

Barman z niechęcią przerwał swoje zajęcie, sięgnął pod ladę i wyciągnął kartoniki przedstawiające oko w trójkącie.

Agent postanowił spróbować towar na miejscu, aby upewnić się, że nie został oszukany. Gdy kwas zaczął wchodzić, nałożył kaptur i ruszył przed siebie w otchłań nocy – tam czekał już na niego Informator. Po jego minie można było stwierdzić, że nie miał najlepszych wieści.

– Bóg nie żyje – wyszeptał zapalając papierosa. – Został zabity kilka dni temu.

 

Błoto było wszędzie. Koła wozu leniwie zagłębiały się w lepkiej masie. Agent spał na siedzeniu obok woźnicy. Nagle otworzył oczy i z przerażeniem stwierdził, że jest sparaliżowany. W jego uszach pojawiło się głuche dudnienie. Po chwili wzniósł się tak wysoko, iż był w stanie ujrzeć kres swej drogi. Strefa iskrzyła się cudownym błękitem. Kopuła przykrywająca miasto tętniła niczym ogromne serce. Wtedy zdał sobie sprawę, że doznał porażenia przysennego. Wrócił do swojego ciała i usnął ponownie, tym razem spokojnie.

 

Spójrz! Niebo nad Strefą płacze gradem niebieskich piorunów

 

Stukov spoglądając przez okno gładził brodę lepiącą się od resztek jedzenia. Śmierdział moczem.

– Pierdolona kopuła znowu się skrzy – zacharczał, splunął na dywan i usiadł bezradnie. Czuł się samotny. Wydawało mu się, że Strefa zapomniała o starym zbrodniarzu wojennym, dumnym nieugiętym dowódcy. Ciągle wspominał swoją skrupulatnie wykonaną misję: tysiące ciał pneumatyków wiszące na hakach, krew z poderżniętych gardeł strumieniami lejąca się rynsztokiem. Generałowi odbiło się wódką i zwymiotował na spodnie. Tymczasem do pokoju wszedł wysoki blondyn i beznamiętnie skierował się ku oknu.

– Neumann! Paweł Neumann! – Stukov z radością rozpoznał znajomą twarz kapitana.

– Generale, wracasz do życia – rzekł Neumann i spojrzał przez małą lunetę. Obserwował pęknięcia na kopule Strefy, które niemal błyskawicznie zrastały się. – Bóg nie żyje. Zajmiesz jego miejsce.

– Dobrze pamiętam swoją młodość – odpowiedział bełkotliwie Stukov. – Za wszelką cenę chciałem wpłynąć na rzeczywistość. Zmienić coś. Miałem wielkie idee i ogromną chęć działania, lecz tak naprawdę jedynie użalałem się nad sobą. Pewnego dnia zobaczyłem znajomego, który kopał rów mający na celu odprowadzenie gnojówki zalegającej na podwórku. Pracował z pasją, czerpiąc z tego wielką przyjemność. Zrozumiałem wtedy, że to on jest prawdziwym kreatorem rzeczywistości, a ja jestem nikim. To on zardzewiałym szpadlem reorganizuje materię do swoich celów, nakłania atomy do własnej woli. Podczas gdy ja jedynie poddawałem się woli makrokosmosu. W czasie krucjaty wziąłem sprawy w swoje ręce. Zabiłem ich. Teraz czeka mnie nagroda.

 

Praca mojego życia dobiega końca. Radujmy się wszyscy, bowiem niebawem znajdziemy się razem w niebie

 

Nocą w Strefie wszystkim odbija. Nie zliczę ile to już obitych, zapijaczonych mord, z oczami świecącymi się od amfetaminy, zdążyło przemknąć główną ulicą oświetloną przez różowe lampiony. Z ukrywaną przyjemnością obserwowałem jak potężne tuby wentylacyjne przewracają drobnych pijaczków. Byłem pracownikiem krematorium i każdego wieczoru maszerowałem do swojego zakładu. Tym razem postanowiłem zatrzymać się przed jedną z witryn sklepu z żywym towarem. Blondynka była przepiękna – najlepszej jakości. Gdy tylko mnie dostrzegła, w jej oczach pojawił się błysk nadziei. Pomachałem do niej tylko i odszedłem patrząc jak smutnieje. W poprzednim tygodniu wypaliłem takich kilkanaście. Wszystko, co się nie sprzeda, ląduje na mojej taśmie.

 

Czarny dym unosił się pod kopułą. Z obrzydzeniem nabrałem powietrza. Obserwowałem ludzi. Ich twarze były jakieś inne. Miałem wrażenie, że wcześniej wyglądały zupełnie inaczej, a teraz są zdeformowane. Kim oni są? Dlaczego mijałem te osoby codziennie i nie opluwałem ich?

 

Gdy dotarłem do swojego zakładu, czekała tam już na mnie ciężarówka pełna ciał. Tym razem byli to klienci publicznych ośrodków eutanazyjnych. Tych zawsze było najwięcej. Niemal każdego dnia przychodziło po kilkadziesiąt sztuk. Podjechałem wózkiem widłowym i sprawnie załadowałem zwłoki na taśmę. Jak zwykle zajęło mi to niewiele czasu. Zeskoczyłem z wózka, otworzyłem piec i wcisnąłem czerwony przycisk, a taśma ruszyła z turkotem. Poprawiłem ciała, aby leżały w miarę równo i zadowolony zapaliłem skręta. Miałem teraz całą noc dla siebie. Musiałem tylko dopilnować, aby denaci spalili się doszczętnie. Jednak to zajęcie nie sprawiało mi satysfakcji. Czekało na mnie inne tajemne zadanie, o którym nikomu nigdy nie pisnąłem ani słówka, a którym zajmowałem w ostatnim czasie.

 

W magazynie koło krematorium ukryłem zdalnie sterowany pojazd, relikt przeszłości – montowałem w nim skradzione baniaki z gazem. Teraz moja praca dobiegała końca. Tej nocy przymocowałem ostatnią butlę, sprawdziłem system automatycznej jazdy, a potem wyczyściłem i przeładowałem strzelbę. Byłem gotowy.

 

*

 

Nad kopułą Strefy lewitował gigantyczny statek przybyszów, skryty dla oczu mieszkańców za mgłą tajemnicy i niedomówień. Obcy w milczeniu przyglądali się wydarzeniom na dole. Czekali na odpowiedni moment. Iskrzące się niebo zapowiadało radosny dzień.

 

Miasto płacze, lecz ty oprzyj się i odetchnij wreszcie. Niebawem otworzą się bramy otchłani

 

Stukov bardzo szybko doprowadził się do porządku i sprawnie zakwaterował w świątyni. Nie omieszkał pobrać pieniędzy ze skarbca i zakupić trochę żywego towaru, który właśnie wypróbowywał. Dziewczyna miała jędrne piersi, ciemną karnację i pojękiwała cichutko. Po chwili odezwała się zupełnie niespodziewanie:

– Zjeb się we mnie.

– Nie lubię wulgarnych kurew – powiedział Stukov i uderzył kobietę z całej siły w twarz, łamiąc jej szczękę. Kopniakiem zrzucił ją z ołtarza, zapiął rozporek i zasiadł na tronie. Do świątyni wszedł kapitan Neumann i stanął przed Stukovem na baczność.

– Szykuj się generale. Niebawem twoje oficjalne wniebowstąpienie. Wszyscy już wiedzą.

Stukov splunął z odrazą.

– Hipostaza adwersarza na pewno planuje zamach. Jakiś skurwysyn chce mnie zabić i zabrać wszystkie iskry, które własnoręcznie wydłubałem z mózgów pneumatyków i pożarłem. Potrzebuję kogoś, kto potrafi przewidzieć kim będzie zamachowiec. Potrzebuję prekognity. Słyszałeś o kimś takim?

– Nie, ale znam kogoś specjalnego, kto mógłby ci pomóc.

– Kto to taki?

– To Agent działający poza Strefą. Powinien niedługo tutaj dotrzeć. Będziesz zadowolony.

– Zadowolony? A cóż to znaczy? – zapytał cicho generał.

 

Kiedyś, gdzie indziej, wszystko było inne. Stukov żył dostatnie z żoną i córkami. Powietrze orzeźwiało swą niezwykłą świeżością, każdy wdech był niczym ponowne narodziny. Stukov często płakał ze szczęścia, nie mógł uwierzyć, że ma kochającą żonę i zdrowe dzieci. Gdy wszyscy w domu zasypiali, wymykał się na taras. Wypijał piwo, zapalał skręta i rozmyślał o Bogu. Ciepły wiatr delikatnie muskał jego twarz. Wokół unosił się intensywny zapach kwiatów. Czasem zasypiał tak i śniło mu się, że potrafi latać. Szybował ciemną nocą nad rozległymi równinami. Prawie zawsze zdawał sobie sprawę, że wszystko to jest snem i nigdy nie chciał się obudzić.

 

*

 

Strażnik stwierdził, że DNA przeszło kontrolę i Agent może wejść pod kopułę. Nie dziwił się restrykcjom. Dzicz, która panowała poza Strefą, mogłaby przerazić nawet samego Stukova. Agent poprawił kaptur i rozejrzał się dyskretnie po wejściowej promenadzie. Zawsze czuł się tutaj obco. Minęło wiele czasu odkąd był tu ostatnim razem. Nic się nie zmieniło oprócz kopuły, skrzącej się niebieskimi piorunami jak nigdy dotąd. Spojrzał w kierunku świątyni, będącej jednocześnie ogromnym filarem podpierającym kopułę, wtedy po raz pierwszy zapłakał po Bogu i załkał:

– To wszystko przez to, że Stukov zeżarł iskry.

Agent poczuł czyjąś dłoń na ramieniu, odwrócił się i zobaczył swojego starego przyjaciela, kapitana Neumanna.

– Tylko Stukov może nas zbawić. Mam dla ciebie ważne zadanie. Musisz odnaleźć adwersarza.

 

*

 

Strefa pochłonęła mnie, przejęła kontrolę, zgwałciła brudem i odorem, odebrała tożsamość. Teraz odpłacę się. Zaatakuję, kiedy wszyscy zbiorą się na placu podczas wniebowstąpienia. Chcę jak najwięcej ofiar, których krew użyźni beton! Pragnę poderżnąć Stukovowi gardło i upuścić z niego krew jak ze świniaka! Ludzie potrzebują uderzenia młotem, aby się przebudzić, żeby kurwa przejrzeć na oczy. Gadanie nic nie pomoże. Słuszna sprawa potrzebuje ofiary, która wstrząśnie szpikiem kostnym. Informacja przebija mózg. Pneumatycy nie żyją, wszyscy nie żyją. Pozostały żywe trupy, bezduszne maszyny, myślące tylko o swoich potrzebach. Hipokryci, którzy udają, że nikt nie pluje im w twarz. Rozmnażają się jak wirusy i taplają w tej przepełnionej gównem Strefie. Nie ma w nich nic, co zasługiwałoby na empatię. Każdy, kto chce brać udział w tym przedstawieniu, zasługuje na pogardę, zasługuje na śmierć nie mniej niż ja.

 

II

 

W świecie, w którym umarł Bóg, losy rzeczywistości ważą się w Strefie – mitycznym mieście przykrytym ogromną kopułą. Nieustraszony Agent, który walczył dotąd o porządek poza Strefą, musi odnaleźć zamachowca planującego zabicie następcy Boga – generała Stukova. Przemoc, krew, seks, męska przyjaźń, narkotyki, wybuchy, kosmici i piękne kobiety. Opowieści ze Strefy! Czytaj!

 

Wszystko w końcu zniknie jak cienie i złudzenia nocy

 

Agent wiedział, że jeżeli ma wykonać zadanie zlecone przez Neumanna, musi udać się do wieży Magika, tylko on w całej Strefie posiadał DMT. Niestety będzie go to kosztowało większość tego, co wygrał w pokera na obrzeżach. Nigdy wcześniej nie zażywał DMT, więc dla rozluźnienia zapalił skręta. Niezwykle długo wchodził po schodach wieży, miał wrażenie, że ciągną się w nieskończoność. Pochodnie oświetlające wnętrze bezlitośnie raziły go swym blaskiem. Gdy w końcu dotarł na górę był wyczerpany.

 

Brodaty mędrzec przyglądał się Agentowi z zainteresowaniem. W dłoni trzymał drewnianą fajkę z haszyszem, z której unosił się gęsty dym. Nad głową starca znajdowała się niechlujnie umocowana półka, uginająca się pod ciężarem tajemniczych ksiąg.

– Wiem kogo szukasz – powiedział łamliwym głosem Magik, następnie podniósł fiolkę, którą właśnie podgrzewał na małym palniku i przelał jej zawartość do drewnianej miseczki. – Przysłał cię Stukov.

– Muszę dowiedzieć się kto planuje zamach.

Mędrzec pokręcił tylko głową i wręczył Agentowi naczynie z wywarem.

– Kiedy już tam będziesz, wypatruj Abraxasa, to jego poszukujesz

 

Agent wypił duszkiem zawartość miski i siedział w oczekiwaniu na efekty. Wtem straszna siła bez żadnego ostrzeżenia przeniosła go do miejsca wypełnionego barwnymi wzorami. Zapomniał kim jest. Był wszystkim. Z tej ekstazy doznań wytrąciło go dziwne słowo, które wydało mu się znajome:

– Abraxas – usłyszał szept. Nagle zerwał się starożytny wiatr. Agent uniósł głowę i wtedy Go zobaczył. Na tle słońca ukazał się Przedwieczny, który był pierwszym człowiekiem. Dzierżył tarczę oraz bicz i chłostał niemiłosiernie. Widział wyraźnie: był pół bogiem, pół szatanem. Żył wśród nas, w naszej rzeczywistości. Abraxas nosił ciemne okulary i czapkę z daszkiem, w rękach trzymał strzelbę i metodycznie zabijał niewinne osoby. Agent przyjrzał mu się dokładnie. Teraz będzie potrafił go rozpoznać.

– Wszystko istnieje wewnątrz Stukova. On pożarł to, co prawdziwe. Posiadł to – rzekł starzec kiedy ceremonia dobiegła końca.

– Co to oznacza? – pytał oszołomiony jeszcze Agent.

– To wszystko co wiem, teraz mi zapłać – mędrzec wyciągnął trzęsącą się dłoń.

 

Bogowie także mają sekrety

 

Podstawowy problem Stukova polegał na tym, że popełniał on błąd atrybucji. Podczas gdy sam uważał siebie za ofiarę losu i powiernika przeznaczenia, w innych widział tylko ich własną winę, uważał, że są w pełni odpowiedzialni za swoje czyny, a on jest tylko ręką opatrzności. Agent zaczynał jednak postrzegać w Stukovie Boga objawionego. Słowa Magika wskazywały na to, że generał pożerając iskry w jakiś sposób posiadł boskość. Agent był bliski nawet oddawania mu czci, kiedy zażył kolejny ze swoich kartoników nasączonych kwasem.

 

Tłum powoli zbierał się na placu wokół świątyni – wielkiego filaru podpierającego całą konstrukcję kopuły. Agent usadowił się wysoko i ze snajperką przyłożoną do twarzy obserwował wyznawców. Mężczyzna w okularach i czapce z daszkiem jeszcze się nie pojawił.

 

Fetor strachu był wszechobecny. Drażnił nozdrza nie pozwalając zapomnieć o sobie nawet na chwilę. Niektórzy obcinali swe ręce, a inni wydłubywali oczy na znak uwielbienia dla generała. Podświadomie przeczuwali, że w Stukovie tkwi boskość. Dowódca stanowił odzwierciedlenie męża stanu. Nigdy się nie wahał, mówił zawsze wprost i stanowczo. Dla hylików była to prawdziwa orgia emocji, potrzebowali tego by żyć, byli tym pochłonięci. Stukov nie musiał ich pożerać, to oni zjedli Stukova kawałek po kawałeczku. Przyjmowali wirus jego kultu jak eucharystię. Kolejne osoby zaczynały się biczować. Krew znów popłynęła rynsztokiem.

 

To już nie jest odwieczna wojna ciemności ze światłością, w której Bóg walczy z Szatanem. Jesteśmy świadkami przerażających czasów, kiedy diabeł walczy przeciwko diabłu, a zło siłuje się ze złem. Wyrwijmy swe włosy! Krzyczmy! Zabijmy się nawzajem! Gdy dobro umarło, tylko nicość może pokonać mrok. Niech ogromna fala pogrąży wszystko w otchłani. Zbierzmy się razem w jedno miejsce i złapmy za ręce, zamknijmy oczy i polećmy tam gdzie nie ma rzeczywistości.

 

Stukov wyszedł na ambonę świątyni w towarzystwie tłustych ochroniarzy. Motłoch zebrany na placu oszalał. Generał spojrzał ze srogością i podniósł obie ręce do góry. Nastało milczenie pełne napięcia. Słychać było tylko stukot obgryzanych paznokci. Panowała straszna duchota, ludzie ściskali się niemiłosiernie.

– Ja jestem bogiem i nie ma nikogo poza mną! – wykrzyknął Stukov, a tłum ogarnął dziki szał radości. Ludzie wyrywali sobie włosy i odgryzali uszy, wyli z ekstazy i wynosili pięści do nieba.

Krzyk Stukova doszedł aż do Niezniszczalności. Wtedy rozpędzony pojazd przejechał przez tłum i uderzył w podstawę świątyni. Cała Strefa zatrzęsła się. Nastąpił wybuch, który skruszył fundamenty filaru. Kopuła pękała z przeraźliwym zgrzytem.

 

Za chwilę całe niebo runie na ziemię. Módlmy się.

 

Siła eksplozji wyrwała Agentowi snajperkę z rąk, ale udało mu się dość zgrabnie wylądować na placu. Po chwili usłyszał strzały. Mężczyzna w ciemnych okularach i czapce z daszkiem szedł przed siebie i z chłodnym spokojem zabijał kolejne osoby. Krzyczał w kierunku Stukova nie przerywając strzelania:

– Ty błądzisz Samaelu! Boże ślepych. Zgrzeszyłeś wobec Strefy.

Wtedy kawałeczki kopuły rozbryzgnęły się na wszystkie strony. Jeden z nich przebił Stukova. Nastąpiła przerażająca cisza.

 

III

 

Strefa się rozpada. Umierają ludzie. Mrok i cierpienie. Tylko w opowieściach ze Stefy! Czytaj!

 

Wniebowstąpienie generała Stukova

 

Gdzie jest tamten świat, w którym Stukov wie czym jest szczęście? Ma urocze córeczki i piękną żonę, która go kocha. Mieszka tam, gdzie trwa wieczna wiosna, warzywa i owoce są zawsze świeże, a nocą panuje cisza, którą tylko czasem przerywa ujadanie psów. Jest bezpieczny. Siedzi w fotelu koło kominka i czyta ulubioną powieść. Popala tytoń najwyższej jakości, a jego żołądek rozgrzewa whiskey. Jestem jego przyjacielem. Mieszkam niedaleko i często się widujemy.

 

Pewnego wieczoru popijamy gorzką żołądkową. Ręka Stukova pracuje jak mechaniczne ramię robota na taśmie produkcyjnej. W pewnym momencie wypowiada słowa, których nigdy nie zapomnę:

– A co jeśli nasz świat nie jest prawdziwy? Wszystko jest iluzją zła. Bóg w którego wierzymy jest fałszywy, podszywa się tylko pod Prawdziwego Boga. Zniewolił boskie iskry i umieścił je w niedoskonałym kosmosie, który sam stworzył. Te iskry są w nas i pozwalają nam się przebudzić. W każdym człowieku toczy się walka pomiędzy Bogiem i Szatanem. Wynik może być decydujący dla całej rzeczywistości.

– Myślę, że za dużo wypiłeś. Ciesz się życiem. Nie możesz nic zrobić. Nie możesz wygrać, i tak zostaniesz zbrukany gdy podejmiesz działanie. Nawet tutaj nie potrafisz być szczęśliwy.

 

*

 

Stukov spojrzał na odłamek kopuły, który przebił jego klatkę piersiową. Zakasłał, opluwając brodę krwią.

– Pierdolona Strefa! Wiedziałem, że w końcu mnie wykończy – rzekł plugawo i zamknął oczy. Wtedy z góry spłynął promień światła i uniósł Stukova. Oto on, umierający generał Stukov wstępował do nieba. Wszyscy, którzy przeżyli uklękli. Gdy Stukov był już wysoko, oczom zebranych ukazał się statek, z którego wyleciał Obcy. Objął on ramieniem ciało generała i zapłakał tak smutno, że tłum popadł w lament. Obcy rozpruł brzuch Stukova i wyciągnął z niego martwy świetlisty płód. Składał się z iskier zeżartych przez generała. To Bóg się rodził.

Koniec

Komentarze

Generale wracasz do życia – lepiej byłoby chyba: Wracasz do życia, Generale. A na pewno z przecinkiem po "Generale".

Z ukrywaną przyjemnością obserwowałem jak potężne tuby wentylacyjne przewracają drobnych pijaczków.

odszedłem patrząc jak smutnieje – Tutaj w obu przypadkach brak przecinka przed "jak".

Monolog Syukova po pijanemu wyszedł sztywno, formalnie. Na pewno ludzie nie mówią tak po pijaku. Chyba że to taka celowa stylizacja. ;)

Wszystko co się nie sprzeda – Powinien być przecinek przed "co".

skryty dla oczu mieszkańców – Chyba przed oczami?

Zjeb się we mnie – Zgubiła się kropka.

Dzicz która panowała poza Strefą – Znów brak przecinka, przed "który". Po raz kolejny ten sam błąd, pamiętaj o oddzielaniu każdego zdania składowego przecinkiem.

Nic się nie zmieniło oprócz kopuły – Przecinek przed oprócz chyba nie jest obowiązkowy, ale ułatwiłby odbiór.

zapłakał po Bogu i załkał – Niby nie powtórzenie, ale źle brzmi.

żeby kurwa przejrzeć na oczy – "Kurwę" jako wtrącenie powinno się oddzielić przecinkami.

Każdy kto chce – I znów: "kto" rozpoczyna zdanie skłądowe, należy więc postawić przecinek.

nie mniej niż ja – Postawiłąbym przecinek przed "niż"

Nie mam siły do dalszego tropienia przecinków. Taka ułatwiona reguła: co do zasady gdy masz dwa czasowniki, prawie zawsze powinna pomiędzy nimi być kropka lub przecinek, ewentualnie spójnik "i" lub "oraz".

 

Trochę błędów interpunkcyjnych. Ogólnie nie jestem pewna, czy to opowiadanie ma taki sztywny, formalno-wymuszony styl, czy ja się aż tak nie znam na literaturze. :D

And the world began when I was born/ And the world is mine to win.

Tego nie da się czytać.

Pozwoliłem się zabrać do Strefy – i co? – i nic.   Strefa się rozpada. Umierają ludzie. Mrok i cierpienie. Tylko w opowieściach ze Stefy! Czytaj!  ---> przeczytałem. Ale nie dlatego, że Autor wzywa, nawet nakazuje. {Nie cierpię takich wstawek. "SuperEkspres" czy literatura?} Przeczytałem, bo chciałem.  { :-) }

Tekst jest suchy. Czytając, czułem się jak podczas lektury gazety. Trzeba tchnąć w opowiadanie trochę życia, bo w takim stanie, jakim jest obecnie, można się zanudzić na śmierć. Pozdrawiam

Mastiff

Ciekawe, sam pomysł nie jest nowy, ale ma potencjał, który grzechem byłoby zmarnować. Poprawiłbym co nieco, wydłużył, dorzucając kilka okołoproblemowych postaci i dał to komus do poprawek. Dobry czytacz może nieźle namieszać i pomóc.

Przyłączam się do powyższych, tekst jest SZTYWNY. Dużo gadania i tłumaczenia, a mało działania. Miasto takie wstrętne, brudne, oblepione gównem, za mocno chcesz zaakcentować wszędobylską wstrętność, fabuła – znacznie ciekawsza, spada przez to na drugi plan i dlatego tekst jest kiepski. 

Nowa Fantastyka