- Opowiadanie: nikkitaa - Pierwsze zadanie. Morderco, mój sługo

Pierwsze zadanie. Morderco, mój sługo

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Pierwsze zadanie. Morderco, mój sługo

 

Upadły szukał zdrajcy Piekła, gdy pojawiła się Anielica. Oddał za nią życie, a ona w zemście dopuściła się zabójstwa.

 

 

 

Solis nie była zbytnio zadowolona z zaistniałej sytuacji. Oczywiście musiało się to przytrafić jej, a dlaczego by nie. Ile Boskich zakazów złamała w ciągu ostatnich kilku godzin? Policzmy: pragnęła Upadłego Anioła, a nawet go całowała, zabiła drugiego upadłego anioła ogarnięta wściekłością tak wielką, jaka nie przystoi żadnemu aniołowi. Nic więc dziwnego, że sam Lucyfer pofatygował się, by zaprowadzić ją do piekła. Nie mówiąc już o tym, że jednym z upadłych był jego – teoretycznie – najlepszy łowca, a drugim zdrajca, którego pragnął osobiście uśmiercić.

 

Przemierzając korytarze piekieł u boku Księcia Ciemności w głowie powtarzała tylko jedno słowo. „Cholera, cholera, cholera, cholera!”. Jednak po chwili zdecydowała się dodać coś więcej. „Ale gówno”. Być może takie słownictwo nie było zbyt anielskie z jej strony, ale na pewno adekwatne do sytuacji.

Wzięła głęboki wdech, który miał ukoić nieco jej nerwy, i rozejrzała się dookoła. Cóż, nie tak wyobrażała sobie piekło. Myślała bardziej o dużej przestrzeni z nierówną powierzchnią, gdzieniegdzie kratery, dużo ognia i lawy… Jedynie to ostatnie się zgadzało. Ze ścian spływała magma rozjaśniając nieco ciemności, a w kamiennych ścianach były wyryte otwory, gdzie kłębił się ogień działający jak pochodnia. Kreatywne, pomyślała.

Mniej więcej w odległości półtora metra od siebie, po obu stronach ścian, znajdowały się drzwi, zza których wydobywały się odgłosy naprawdę dobrej imprezy.

– Co tam się znajduje? – zapytała Lucyfera wskazując na najbliższe drzwi.

– Och, to są pomieszczenia zamieszkiwane przez, między innymi, upadłych aniołów. Coś jak dormitoria w akademiku – odpowiedział, mrugając do niej okiem.

– Mhm – mruknęła pod nosem, nie za bardzo wiedząc, co innego mogłaby powiedzieć. Korytarz zdawał się nie mieć końca, a każdy jego metr wyglądał tak samo – drzwi, dziura, ogień, magma. Z niektórych komnat dochodziły jęki, zza innych śmiech; wszędzie coś się działo.

 

W końcu stanęli naprzeciwko ostatnich drzwi –wysokie na trzy metry, wąskie, z materiału niewiadomego pochodzenia w odcieniu brudnej czerwieni. Pomieszczenie, które za sobą skrywały, nie było jakieś wybitne – ot zwykły fotel obrotowy, biurko, a przed nim krzesło. Gołe ściany i mała biblioteczka w rogu.

– Proszę, usiądź – powiedział wskazując na krzesło, a sam zasiadł w wygodnym fotelu.

Solis zdecydowała się jednak zostać w pozycji stojącej, głupio wierząc, że w ten sposób uzyska jakąś przewagę.

– Więc, co mam tu robić? Sprzątać dla ciebie? – zapytała kpiąco, rozkładając ręce na boki. Lucyfer zaśmiał się lekko.

– Ze sprzątaniem sobie radzę, ale dziękuję za propozycje. Pozwól, że ja również ci coś zaproponuję – zamilkł na chwilę bawiąc się brodą. – Jestem gotów zwrócić ci wolność byś mogła wrócić tam, skąd przyszłaś, w zamian za załatwienie dla mnie kilku spraw.

 

Solis milczała czekając na dalszy ciąg jego wypowiedzi, ten jednak wpatrywał się w nią czekając na jakąkolwiek reakcję.

– Możesz kontynuować – zachęciła go, gestykulując przy tym dłonią.

– Jako, że zabiłaś dwóch moich aniołów…

– Słucham?! Jeden sam się zabił! – oburzyła się robiąc krok do przodu. Lucyfer uśmiechnął się na jej reakcję.

– Widzisz, według mnie zabiłaś obu. Jednego osobiście, a dla drugiego byłaś przyczyną śmierci. Gdyby nie ty, nie rzuciłby się prosto pod ogień, bądź w tym wypadku, szkło.

– Tak, jasne – prychnęła lekceważąco. Zdawała sobie sprawę z celu, jaki chciał osiągnąć mówiąc jej coś takiego. Niechętnie przyznała, że mu się to udało. W jej głowie rozszalały się wyrzuty sumienia, przez które będzie łatwiejszym celem.

– Kontynuując. Potrzebuje łowcy. Kogoś, kto w pierwszej kolejności przekona pewnego śmiertelnika, aby oddał mi swoją duszę – powiedział to takim lekkim tonem, jak gdyby chodziło o oddanie cukierka.

-Innymi słowy potrzebujesz kozła ofiarnego, który będzie za ciebie wykonywał najcięższą robotę – sprecyzowała własnymi słowami.

– Można tak to ująć.

– Nie zgadzam się. Nie będę ci służyć – powiedziawszy to, odwróciła się do niego tyłem i ruszyła w kierunku drzwi zastanawiając się, co do cholery ma teraz zrobić. I dokąd pójść.

– Mogę ożywić Hunka.

Ręka sięgająca już w stronę klamki znieruchomiała. Oho, to po to były te wyrzuty sumienia.

– Niby jakim sposobem miałbyś to zrobić? – warknęła, odwracając się gwałtownie. Nie daj mu się, pomyślała. – A zresztą niby, czemu miałby on mnie obchodzić? To tylko upadły.

Wzruszyła ramionami patrząc mu prosto w oczy, mając nadzieje, że nie zauważy jej gry.

– Dziecko, ja mam oczy. Obserwowałem całą sytuację – jakbym oglądał odcinek serialu. On ratuje ciebie, ty jego, wielka miłość od pierwszego wejrzenia, pocałunek, a na koniec giną wszyscy prócz ciebie – zamilkł na chwilę, po czym zawołał z radością:

– Teraz musisz za nich odpokutować!

– A skąd w ogóle pewność, że jak już stąd wyjdę, to Bóg mnie przyjmie z powrotem? – zapytała niepewnie.

– Cóż, jeżeli nie spróbujesz, to się nie dowiesz. Ale jak ci się tu tak podoba, to możesz zostać – znajdę ci przytulną komnatę i dołączysz do haremu jednego z upadłych. Chętna?

– Wiesz, jakoś nie bardzo – odpowiedziała, krzywiąc się na samą myśl służenia w ten, czy inny sposób dzieciom piekła.

– Upadły anioł nie jest dzieckiem piekła, moja droga. Jest dzieckiem Bożym, tyle, że wybrał inną drogę. Wolna wola i te sprawy.

– Czytasz w myślach?! – uniosła się.

­– Jeżeli tylko mam ochotę. – Wzruszył ramionami.

Więc lepiej się pilnuj, usłyszała w swojej głowie głos Lucyfera.

 

***

 

Siedząc w pustej komnacie, na pryczy, zastanawiała się, czy dobrze postąpiła. Pomoc Księciu Ciemności na pewno nie będzie dobrze wyglądała w podaniu o ponowne przyjęcie do Nieba. Westchnęła wstając i uderzyła pięściami w ścianę. Jasna cholera! Jak ona się w to wszystko wpakowała?! Jak ona się z tego wytłumaczy? Z drugiej strony, gdyby się nie zgodziła, nie miałaby nawet szansy prosić o przebaczenie Boga.

– Dasz radę, kobieto – szepnęła do siebie. – Jedno małe zadanie i będzie po wszystkim.

Nim zdążyła z powrotem usiąść, obraz zaczął jej się rozmazywać, świat wokół niej zaczął wirować, a ona sama miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Nie zdążyła przytrzymać się ściany, ogarnęła ją ciemność i upadła na zimną posadzkę.

 

Zdezorientowana ocknęła się w środku burzy śnieżnej, leżąc na chodniku, w połowie przykryta śniegiem. Czuła, że kończyny jej zdrętwiały z zimna, ciężko dysząc z widocznym wysiłkiem podniosła się na nogi. Rozglądając się wokoło stwierdziła, że znalazła się w zupełnie obcym mieście, które na pierwszy rzut oka wydawało się opustoszałe. Jedynie światełka w kawiarni po drugiej stronie ulicy zdradzały czyjąkolwiek obecność. W taką pogodę pewnie nikt nie kwapił się do spacerów.

– Mógłby przynajmniej wcześniej poinformować – oburzyła się, otrzepując ze śniegu. – Ale to za trudne powiedzieć „wiesz, za chwilę cię teleportuje do jakiejś dziury, przypominającej bezludną wyspę w połączeniu z biegunem północnym”. Ale nie! To za dużo zachodu. I szukaj sobie teraz mordercy… jak igły w stogu siana…

 

Narzekając pod nosem szła chodnikiem, najpierw pod prąd mocno sypiącego śniegu, aż w końcu zrezygnowana odwróciła się i podążyła tam, gdzie niósł ją wiatr. Co rusz prychając i warcząc w końcu doszła do wniosku, że jak zaraz nie wróci do Piekła, to zamarznie. Nie na to się pisała.

Wtem, za rogiem, usłyszała krzyk kobiety, a w jej głowie pojawił się głos Lucyfera, mówiący: „Latro Nix”. Podbiegła szybciej i zauważyła, jak postawny mężczyzna pakuje drobną, rudowłosą kobietę do furgonetki. Gdy jednak nie dawał sobie rady z jej oporem, a ona zaczęła gryźć go po rękach, uderzył ją mocno w głowę i nieprzytomną zamknął, aż drzwi zachybotały.

– Latro Nix! – krzyknęła Solis idąc w jego stronę.

– Dwie w jeden wieczór? Urodziny mam dopiero za miesiąc – uśmiechnął się złowrogo idąc w stronę Anielicy.

– Nie jestem tu, jako twoja ofiara, lecz posłaniec – zaczęła, starając się nie cofać, wiedząc, że mógłby to uznać za oznakę strachu. I cholera, miałby rację.

– Taak? I czego niby chcesz?

Zdała sobie sprawę, że próbuje ją zagadać. Wciąż zmierzał w jej kierunku, lecz tym razem nieco wolniej.

– Książe Ciemności ma dla ciebie pewną propozycje – powiedziała, a gdy się nie odezwał, a nawet zatrzymał, kontynuowała. – Chce cię mieć w swoich szeregach. Oddaj mu duszę, zabijaj dla niego, a czeka cię chwała w Piekle.

Ciemne oczy mężczyzny zwęziły się, patrząc przenikliwie na kobietę. Starała się nie drżeć –ani z zimna, ani ze strachu. Teraz, kiedy została wygnana, moc, którą otrzymała w darze od Boga, została jej odebrana. Jako, że nie należała w pełni do Piekła, nie dostała również mocy od Lucyfera. Była całkowicie bezbronna, niczym zwykła śmiertelniczka i to w obecności gwałciciela oraz zabójcy, lubującego w rudych, drobnych kobietach. Takich jak ona. Ta myśl wcale nie polepszała jej humoru, zwłaszcza, gdy zdała sobie sprawę, że to wcale nie jest zbieg okoliczności.

– Ja zabijam tylko dla siebie i tylko ja wybieram sobie ofiary – oświadczył po chwili namysłu. – A do Piekła trafię tak, czy inaczej, więc nie wydaje mi się sensownym pozbywać duszy zawczasu.

– Jeżeli nie oddasz mu duszy, trafisz do piekła nie, jako demon, lecz zwykła dusza, zamknięta na wieczność w cierpieniu.

– Grozisz mi?! – krzyknął i doskoczył jej jednym susem. Złapał za szyję i z iskrami szaleńca w oczach zaczął dusić. Nie wiedząc, co właściwie ma zrobić –zbytniego wyboru nie miała, nawoływała w myślach o pomoc, mając nadzieje, że może jednak ktoś ją uratuje.

– Dlaczego dusisz mojego anioła? – Usłyszała za sobą głos Lucyfera. Dlaczego on wiecznie pojawia się za nią? Dlaczego nie może od frontu?! Względem sytuacji jej irytacja tak błahą sprawą była dosyć absurdalna.

– Dziadku, nie wiem, z jakiego jesteście psychiatryka, ale jestem zajęty, więc spadaj stąd i daj mi się zabawić – warknął Latro, spoglądając jedynie kątem oka na swojego rozmówcę.

– Rozumiem, że nie udało jej się przekonać cię do współpracy? – zapytał retorycznie.

– Głuchy jesteś?! Spadaj stąd albo wyciągnę pałkę z samochodu, a wtedy…

Nie zdołał jednak dokończyć zdania, gdyż jego ręce opadły bezwładnie wzdłuż ciała i padł na śnieg z szeroko otwartymi oczami. Och, jak miło, jestem uratowana, pomyślała z przekąsem.

– Cóż, niezbyt dobrze ci poszło – mówiąc to cmoknął kilka razy ustami. – Ale co tam, może następnym razem będzie lepiej – powiedział ze śmiechem, machnąwszy ręką lekceważąco.

 

Jeżeli tak będzie wyglądała moja współpraca, to w życiu stąd nie wyjdę, pomyślała z nieukrywaną irytacją.

 

 

***

 

Lucyfer zajmował swój fotel, siedząc w półmroku i wpatrując w sufit, bawił się swoją kozią bródką. Ciche pukanie do drzwi przerwało jego rozmyślania.

– Panie, wzywałeś mnie? – zapytał męski głos.

– Tak, wejdź proszę – powiedział, nie zmieniając pozycji. – Co u ciebie słychać, Amanti?

– Nadal staramy się wprowadzić szpiega w szeregi Nieba – powiedział półgłosem pełnym pokory.

– Jakieś postępy?

Lucyfer popatrzył na niego unosząc jedną brew i siadając prosto w fotelu.

– Właściwie, to…

– Ach, nie ważne – przerwał mu lekceważącym tonem. – Mam dla ciebie ważniejsze zadanie.

– Czy to ma coś wspólnego z tą Anielicą, którą tu trzymasz? – zapytał już pewniejszym tonem, wyraźnie rozluźniając się na zmianę tematu.

– Bystrzak z ciebie. – Lucyfer mrugnął do niego. Mężczyzna nie wiedział, czy ma to traktować, jako komplement, czy może bardziej jak obelgę. – Tak, chodzi o nią. Potrzebuje jej tutaj. Chcę, żeby zdała nam relację z tego, co dzieje się tam, na górze – powiedziawszy to wskazał palcem w stronę sufitu. – Oczywiście, mnie tego nie powie… Niechętnie muszę przyznać, że mnie nie lubi – mówiąc wykrzywił twarz w udawanym niezadowoleniu, lecz niemal od razu przyjął z powrotem swoją zwyczajną, wesołą minę.

– Ale ciebie nie zna – kontynuował z coraz większą ekscytacją. – Dlatego nie może cię nie lubić. Anioły są na ogół bardzo… naiwne, pełne miłosierdzia. Nie musze ci chyba mówić, o co mi dokładniej chodzi.

– Zrozumiałem. Mam z niej wyciągnąć ile się da, nie ważne, jakimi środkami, byleby były skuteczne. – Amanti skinął głową.

– Zuch chłopak! – Lucyfer zaklaskał z nieukrywaną radością. – Czekam na efekty, codziennie chcę od ciebie raportu.

– Tak jest, Panie – powiedział, podnosząc się z miejsca. Gdy był już przy drzwiach, usłyszał groźny głos Księcia:

– Nie zawiedź mnie …

Koniec

Komentarze

Kompletnie nie przekonała mnie Twoja wizja aniołów, piekła, szatana i tak dalej. Tekst zanudził mnie gdzieś w okolicach czwartego akapitu.

Zanim 24h do wyjaśnienia na dołku minie: Być może takie słownictwo nie było zbyt anielskie z jej strony ale na pewno adekwatne do sytuacji. -- przecinek? "(…) nie było zbyt anielskie z jej strony, ale na pewno (…)" Wzięła głęboki wdech, który miał ukoić nieco jej nerwy i rozglądnęła się dookoła.  -- uch, chyba przecinek przed "i". Nie brzmi ci lepiej "rozjerzała" zamiast "rozglądnęła"?  Cały korytarz był usłany drzwiami prowadzącymi do komnat, z których wydobywały się odgłosy naprawdę dobrej imprezy. – :) zrozumiałem, że z drzwi dochodziła impreza :) Może spróbować uciachać "prowadzącymi do komnat" i z "z" zrobić "zza"? W całym tekście nie stosujesz spacji po dywizie i dziwnie to się czyta: -Co tam się znajduje?  zamiast  – Co tam, się znajduje? (czy zamiast dywiza w tym miejscu nie lepiej użyć półpauzy?) W końcu stanęli naprzeciwko ostatnich drzwi –wysokie na trzy metry, lecz wąskie z materiału niewiadomego pochodzenia w odcieniu brudnej czerwieni. - zabij mnie, Wąski z Killera mi się przypomniał przez ten brak przecinka po "wąskie" :) To, że drzwi są wysokie stoi w opozycji do ich wąskości? Pozwól, że ja również ci coś zaproponuje – literówka, "zaproponuję" Troszkę mnie rażą kolokwializmy w dialogach: "Że co", "A że niby jak" – kwestia gustu? (kwestia postaci) Teraz musisz za nich odpokutować –zawołał radośnie ostatnie zdanie. -- mówi mówi i nagle krzyknął? Zapis myśli bez wyróżnienia – zapewne również kwestia gustu, ale mnie wybija z rytmu czytania – wracam i czytam zdanie za każdym razem jeszcze raz. Siedząc w pustej komnacie na pryczy, zastanawiała (…) – wtrącenie, znów przecinek? Może tak: Siedząc w pustej komnacie, na pryczy, zastanawiała (…) Wtem za rogiem usłyszała krzyk kobiety, – jw., może: Wtem, za rogiem, usłyszała krzyk kobiety, ? -Ah nie ważne -- Ach, nieważne   Kilka zdań wielokrotnie złożonych brzmiało dość niezręcznie. Nie przejmuj się, chyba każdy choruje na przecinkoroidy i tasiezdaniowca ;) Poprawiaj.   To jakiś fragment, tak? Dlaczego nie dać całości?

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Wiele drobnych, gdy patrzeć na każdy z osobna, ale w sumie dokuczliwych z powodu ilości, błędów. Spacje, literówki, interpunkcja.    Z pewną przekorą: bohaterka z biegiem czasu i wydarzeń powinna tak się "wyrobić", że we finale weźmie pod pantofel samego Władcę.

Dziękuję za krytykę :) Powiem szczerze, że miło się czyta opinię osób, które się znają na rzeczy. Błędów postaram się w przyszłości nie powielać, a obecne poprawię. Całości nie dodałam booo… dalszej części jeszcze nie napisałam :) Szczerze mówiąc, chciałam w pierwszej kolejności sprawdzić, jakie błędy popełniam, co powinnam poprawić, a co robię dobrze, żeby kolejny dodany tekst był lepiej napisany. Tak więc, jeśli jeszcze ktoś zechce wyrazić swoją opinię, być może widząc rzeczy, których, ani ja, ani PsychoFish nie zauważyliśmy, będę wdzięczna :)

Be patient.

Swoiste post scriptum.   Cały korytarz był usłany drzwiami prowadzącymi do komnat, […].  ---> to znaczy, że drzwi nie tyle znajdowały się w podłodze, ile leżały na podłodze korytarza. Gęsto, jedne przy drugich, jak nakazuje określenie "usłany".    Niby w piekle wszystko jest możliwe, ale chyba nie takie położenie drzwi miałaś na myśli…  :-)

A to ciekawa wizja Adamie, drzwi w podłodze, wytrąca ze znajomych wzorców architektury :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Hah Adamie, faktycznie, nie to miałam na myśli :) Nie zwróciłam uwagi, że tak to może zabrzmieć -juz poprawiam!

Be patient.

:-) Mnie też wytrąciło poza nawias doświadczeń wizualnych.  :-)  nikkitoo, zdarza się!   :-)  Byle nie za często…

Errare humanum est jak to mówią ;) Tyczy się również wpadek w opowiadaniach, jak sądze :-)

Be patient.

Jakoś mnie ta historyjka nie przekonała. Z zapamiętanych błędów: półtorej metra => półtora metra z resztą => zresztą w około => wokoło I gdzie pójść => I dokąd pójść – Jeżeli tylko mam ochotę – wzruszył ramionami. => Kropka po ochocie i duża litera potem. To już zwyczajny opis, a nie "powiedział" itp. Kozioł ofiarny to niezupełnie ktoś od ciężkiej i niewdzięcznej roboty.

Babska logika rządzi!

Dziękuję, poprawione. Finkla, ja znam definicję kozła ofiarnego ;)

Be patient.

Poczytałam i wcale nie czuję się znudzona, ani zniechęcona. Może i tekst trochę naiwny, ale zobaczymy, co będzie dalej ;) Tylko wiesz, kolejny fragment już bezbłędnie! Poprzeczka rośnie. 

Dziękuje Prokris za miłe słowa :)

Kolejny fragment w przygotowaniu już od dłuższego czasu – nie spieszę się, żeby było bezbłędnie :-)

Be patient.

Nowa Fantastyka