- Opowiadanie: Unfall - Nomadowie przyszłości

Nomadowie przyszłości

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Nomadowie przyszłości

Bratobójcza walka rozpoczęła się na długo przed spotkaniem, wraz z wystrzeleniem pierwszych rakiet. Krótko potem, niemal każdym otworem, z ogromnych sylwetek zaczęły wydobywać się chmary bojowych dronów, jak dym szukający ujścia z ich rozpalonego wnętrza. Jednak oba potężne boty były zbyt dobrze przygotowane na ataki z powietrza. Autonomiczne zestawy artyleryjskie szybko rozprawiały się z każdym nadlatującym obiektem. Pozostawała jedynie walka wręcz.

Humanoidalny S nadchodzi z zachodu. Wypatrując oponenta, odpędza potężnymi ramionami niewielkie chmury. Zgodnie ze wskazaniami radarów, przeciwnik powinien pojawić się lada chwila w zasięgu wzroku. Tak, to on! Obły kształt korpusu D sunie od południa na sześciu odnóżach, przypominając wielkiego insekta. Obaj przystają na chwilę, po czym niespiesznie ruszają ku sobie. Wraz z nieopisanym hukiem powietrze przeszywają setki wystrzelonych pocisków, ale mechaniczni tytani prą naprzód, nie bacząc na eksplozje targające ich wnętrznościami, na pożary i krzyki z rozdzieranych bólem gardeł.

Stanęli naprzeciw siebie. Pierwszy cios wyprowadza S, uderzając z góry masywnym ramieniem w cielsko przysadzistego rywala. Zaciśnięta pięść opada w kierunku tysięcy ukrytych za ażurowym zbrojeniem, przerażonych twarzy. Kolejny cios. Jeszcze jeden. Przygniatają D do ziemi. Nagle potężny impuls elektromagnetyczny dosięga uniesionego do następnego ataku ramienia, a to zwisa bezwładnie.

S prostuje się i próbuje kopnięcia, ale pająkowatemu stworowi udaje się je zablokować przednimi kończynami. Ten rusza naprzód, podcinając tracącą równowagę, człekokształtną machinę. Bot upada. Chrzęst gruchotanych kości zostaje zagłuszony brzękiem tłuczonego szkła i hukiem pękających, betonowych ścian. Na przewróconego wpełza robotyczny insekt i wbija jedno z ramion w bok rywala. Kłęby bojowego gazu wypełniają przestrzeń pod pancerzem, wywołując strach, panikę, śmierć.

D, tryumfując, dźwiga się na wszystkich sześciu kończynach i… zastyga w bezruchu, a S jedynym sprawnym ramieniem zrzuca z siebie obezwładnionego hakerskim atakiem rywala. Obaj nadal walczą, choć ich monstrualne korpusy pozostają nieruchome. Jeden stara się uchronić swe elektroniczne obwody przed komputerowym wirusem, drugi ratuje żywą tkankę przed trującymi wyziewami.

Wreszcie S podnosi się powoli i staje nad oponentem, aby zadać mu ostateczny cios. Cios, który nigdy nie sięgnie celu, ponieważ jedno z ostro zakończonych odnóży mechanicznego owada strzela w kierunku konkurenta i przebija go. Perfekcyjnie wymierzony atak niszczy fuzyjną elektrownię. Humanoid z zachodniego wybrzeża opada na kolana i zastyga w bezruchu. Jego wnętrze opanowują ciemność, rozpacz, marazm.

Machina z południa odchodzi, pozostawiając za sobą miejsce starcia i pokonanego rywala. Za chwilę zniknie z pola widzenia i odbierze nagrodę, czekającą na zwycięzcę. Robot-insekt ułoży się wygodnie nad brzegiem Yellowstone Lake, w jednym z niewielu już nieskażonych miejsc na Ziemi. Rozszczepiony na pół i opadający pancerz odsłoni zniszczone walką, ale wracające do życia Denver. Zapewne przez wiele dni jego główne arterie rozbrzmiewać będą syrenami pojazdów służb ratunkowych. Lament mieszkańców, którzy utracili bliskich, zagłuszy warkot buldożerów, odgruzowywujących jeden kwartał miasta za drugim. Czy zagłuszy również sumienie?

Tuż za linią horyzontu, na skraju radioaktywnej pustyni pozostanie klęczący tytan, modląc się za dusze pogrzebanych w jego wnętrzu mieszkańców Seattle.

Koniec

Komentarze

Piękne zakończenie :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

impuls elektromagnetyczny dosięga uniesione do następnego ataku ramię, a te zawisa bezwładnie.  ---> dosiegamy czego lub do czego; zawisa czy zwisa? 'bezwładnie' sugeruje zwiśnięcie, nie zawiśnięcie, jeśli zawisa (nieruchomieje podniesione), to na przykład sztywno, zesztywniałe itp.

Dzięki Adamie – poprawiłem. Eksperymentalnie użyłem czasu teraźniejszego i to zwisanie mi nie pasowało, bo zwisać może od dawna (jakkolwiek głupio to zabrzmiało). Chciałem podkreślić moment zwiśnięcia i stąd to "zawisa", ale masz racje, że także nie pasuje. Psychofish – Dzięki 

Całkiem spektakularni Ci to wyszło, zakończenie też na plus. Wypatrując oponenta, odpędza potężnymi ramionami niewielkie chmury. – przecinek

Ładna próba opisania walk na rożnych płaszczyznach – ale to ze sobą niesie niestety prawdopodobieństwo "zamotania się" czytelnika. Ja się zamotałem, musiałem dwa czy trzy razy wrócić do przeczytanego wcześniej fragmentu – a to wybija z rytmu, przez co dynamika sceny traci. "ataku ramię, a te zawisa" – a nie przypadkiem "TO ramię"? "Chrzęst gruchotanych kości zagłusza brzęk tłuczonego szkła i huk" – domyślam się poprawnego znaczenia, ale zdanie wyszło dość dwuznacznie, tak, jakby chrzęst kości zagluszał brzęk tłuczonego szkła, a nie był przezeń zagłuszany. (Może się czepiam :D) "Cios, który nigdy nie dotrze do celu," – może lepiej użyć "nie sięgnie celu"? Za to pomysł samego opowiadania – świetny. pozdrawiam

Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.

Zygfrydzie, Tyraelu – dziękuję. Zazwyczaj pozwalam tekstom odleżeć, ale w tym przypadku termin nagli, a ja jutro nie będę miał czasu. Tekst przebudowywałem na gorąco kilka razy, ale takie poprawki to nie do końca dobre rozwiązanie. Dzięki za wskazanie mankamentów. Oczywiście korzystam i poprawiam.

Zdecydowanie wolę pojedynki, bo znacznie łatwiej śledzić poczynania walczących. Wymyśliłeś oryginalną konfrontację i nieźle ją opisałeś. ;-)  

 

D dźwiga się na wszystkich sześciu kończynach w tryumfalnym geście i…– Wolałabym: D dźwiga się na wszystkich sześciu kończynach w tryumfalnym odruchu i

Za SJP: gest «ruch ręki towarzyszący mowie, podkreślający treść tego, o czym się mówi, lub zastępujący mowę»

 

Jego wnętrze opanowuje ciemność, rozpacz, marazm.Jego wnętrze opanowują ciemność, rozpacz, marazm.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy – dzięki. Gest rzeczywiście nie pasuje, więc zmieniłem. Troszkę się tych poprawek uzbierało.

Cieszę się, że pomogłam.  ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie przemawiają do mnie teksty pisane w czasie teraźniejszym, zawsze czuję się jakbym czytał relację z jakiegoś meczu… Ale, powtarzając za klasykiem: "piękne zakończenie :)". Zatem, mimo antypatii do tego stylu, konfrontacja udana. ;)

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

…Dwa miasta we wnętrzach przeogromnych robotów. Przyznam, że nie spotkałem nigdzie takiego pomysłu. No może częściowo w powieści Lema pt. "Fiasko", na początku i częściowo w powieści Żwikiewicza pt. "Delirium tharsis".Ale tam we wnętrzach znajdowali się pojedynczy ludzie. Od razu podejrzewałem, że robot humanoidalny przegra ponieważ był mniej stabilny, mając mniej punktów podparcia. Bardzo oryginalny pomysł na skraju S.F.Pozdrawiam.

Nie podoba mi się. Sucha, sztywna relacja, w której położony jest nacisk na poprawność językową, kosztem dynamiki i emocji. Samo określenie "oponent" do mnie nie przemawia i bardziej pasuje mi do dyskutanta z przeciwnego obozu politycznego. Rywal, konkurent, synonimy: człekokształtna machina, humanoid z wybrzeża – tego typu wyrażenia nadają opisowi jakiejś sztucznej oficjalności, jakby jakiś mało utalentowany urzędnik zdawał relację na piśmie swojemu szefowi. Takie odnoszę wrażenie.

…Aha Przypomniałem sobie "Robota" A. Wiśniewskiego, gdzie z Ziemi w ogromnym statku kosmicznym, porwano całe miasto.

Elanarze, Ryszardzie, Szkapo – bardzo wam dziękuję za komentarze.

 

Nie ukrywam, że ten tekst to kolejny, drobny eksperyment. Chciałem sprawdzić, czy poradzę sobie z pisaniem w czasie rzeczywistym i czy będzie to znośne, zarówno dla piszącego, jak i czytelnika. Scena walki wydała mi się dobrą ku temu okazją. Dla mnie to nowe doświadczenie, choć nie mam zamiaru przerzucać się na tego typu styl narracji. Udział w konkursie gwarantował mi natomiast odzew w komentarzach, tak więc samolubnie wykorzystałem szansę, aby odrobinkę rozbudować warsztat.

 

Elanarze – skojarzenia z relacją z jakiegoś meczu jak najbardziej uprawnione. Chciałem nieco zadrwić z Ameryki, z ich zamiłowania do broni, doskonalenia technik zabijania, z transformersów i wreszcie miłości do wrestlingu. Oczywiście daleko mi do profesjonalnego komentatora, prędzej do mało utalentowanego urzędnika. ;)

 

Szkapo – masz rację, wyszło nieco sztywno i sztucznie. Mnogość różnego rodzaju synonimów użytych na określenie walczących postaci wynikała z chęci uniknięcia powtórzeń, czym prawdziwy komentator z krwi i kości przejmować się nie musi. A o powtórzenia przy opisie walki jedynie dwóch postaci nie trudno. Udało się ich uniknąć, ale zapewne ucierpiała dynamika. Emocje natomiast przedstawić trudno, gdy walczą ze sobą dwie bezduszne maszyny. Chciałem je wzbudzić (te emocje) wtrętami dotyczącymi losu uwięzionych wewnątrz ludzi, ale nie chciałem z tym przesadzać, aby dynamika nie ucierpiała jeszcze bardziej.

 

Ryszardzie – mnie kojarzy się cykl książek o wędrującym Nowym Yorku Roberta Sheckley (nie pamiętam tytułów), ale tam miasta zmienione w statki kosmiczne wędrowały po całej galaktyce. U mnie jedynie człapią po powierzchni zrujnowanej planety.

 

Pozdrawiam.

Hmmm, Szkapo, tymi wielkimi zębiskami startymi na owsie wyjąłeś mi z ust komentarz. Dynamika – walca drogowego. Emocje – jego kierowcy.

Hmmm, walec drogowy… Fakt, że było pod górkę, bo temat niełatwy, a ja jeszcze sobie utrudniłem mało popularną i mniej przystępną formą. Może mnie to przerosło. Tak czy owak, kolejne, nowe doświadczenie. Czekam teraz z utęsknieniem na Wasze dynamiczne, kipiące emocjami teksty konkursowe, aby brać z nich przykład. ;) 

Trochę to wszystko dla mnie enigmatyczne i chaotyczne. S to, D tamto… Idea bardzo interesująca, zauważę przy tym, ale czemu właściwie oni walczyli? Żeby jeszcze jeden drugiemu coś ukradł…

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

…ale czemu właściwie oni walczyli?

Amerykanie, więc pewnie o ropę. ;)

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Walczyli, bo… taki był temat konkursu. Gdyby temat był inny, to pewnie szukaliby dziewczyny dla kozajuniora albo udawaliby latające nisko kawki… ;)

Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.

Walczyli o jedno "z niewielu już nieskażonych miejsc na Ziemi", a więc o zasoby pitnej wody, czy skrawek urodzajnej gleby, zbyt skąpe, aby zaspokoić potrzeby obu miast. O ropę Amerykanie walczą chętnie, ale gdyby ta była pod Yellowstone, to ten zapewne nie byłby już parkiem narodowym. ;)

 

Joseheim – Twój komentarz (jego obecność) jest dla mnie już sam w sobie komplementem, zważywszy na fakt, że nasze upodobania co do gatunków fantastycznej literatury się rozmijają, a i dyżur ani dziś, ani wczoraj Ci nie przypadał. Mimo iż wiesz, jakiej tematyki można się po mnie spodziewać, Twoje komentarze widuję pod wieloma moimi tekstami, za co Ci bardzo dziękuję. :)

 

Wiem, że nie powinno, ale określenie "chaotyczne" sprawiło mi satysfakcję. Dlaczego? Ponieważ pasuje do drogowego walca jak pięść do oka. Dzięki temu mogę przyjąć, że Prim pisząc swój komentarz kierował się nie tylko swoimi odczuciami po przeczytaniu tego szorta, ale też odrobinę chęcią błyśnięcia efektownym porównaniem, do czego ma zresztą prawo. Oczywiście przyjmuję uwagę, że miałem w tym tekście problemy z dynamiką, skoro tę kwestię poruszyły trzy osoby, ale chyba nie aż tak. :P

 

Chaotyczna jazda drogowym walcem – to brzmi jak pomysł na tekst na konkurs "DO FURY".

:))) "Następnie gwałtownie ruszył pojazdem (znaczy tym walcem), jakby chciał przejechać jednego z funkcjonariuszy, i odjechał." – jak to dobrze, że funkcjonariusz obdarzony był niezwykłym refleksem i zdążył uskoczyć przed, ruszającym z piskiem… walca, walcem. :)

Niezgorszy króciak, Unfallu. Czytałem z zainteresowaniem, końcówką mnie zaskoczyłeś. Pozytywnie, rzecz jasna. PS. Nowy Jork rozbijał się po kosmosie u Blisha, a nie u Sheckleya. Całkiem niezłe to było, zwłaszcza tomy "Życie wśród gwiazd" i "Gdzie twój dom, Ziemianinie". Przynajmniej tak zapamiętałem, bo czytałem to jako nastolatek, pewnie równie dawno, jak Ty.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Dzięki Jerohu. Jasne, że u Blisha! Pokręciłem. Oj, dawno to było.

Podobało się. Ciekawa koncepcja walki, zaskakujące zakończenie. Myślę, że do opisu walki styl "komentatorski" i narracja w czasie teraźniejszym jak najbardziej pasują. Ziemia jest okrągła, a nieskażone miejsce zostaje jedno. ;-) Prędkość walca? To i tak nieźle. Roboty pewnie mają ograniczenia, żeby przyspieszenie nie powybijało mieszkańców. Zresztą, weź i rozpędź taką masę… Z czepiania: w biologi insekt i pająk to nie synonimy, ale może przesadzam i w literaturze porównanie jest uprawnione.

Babska logika rządzi!

Dziękuję Finklo.

 

"Ziemia jest okrągła, a nieskażone miejsce zostaje jedno." – Tak, wiem, przy radioaktywnym skażeniu większej części globu takie miejsca długo by się nie utrzymały, choć w amerykańskich filmach katastroficznych, bez względu na rozmiar katastrofy, takie miejsca zazwyczaj się znajdują. ;) Dlatego Ryszard słusznie zauważył, że to "pomysł na skraju S.F".

Określenia "pająkowaty" użyłem dla zobrazowania nieco wyglądu. Oczywiście botowi do bycia pająkiem brakowało przynajmniej jeszcze dwóch nóg. :)

 

Pozdrawiam serdecznie.

Dobry finał. Sama walka – może rzeczywiście – nieco zbyt statyczna, ale za to wyobraźnię masz w niezłej formie.

I po co to było?

Orginalny pomysł.

Syf.ie, Domku – dzięki

Solidny tekst, Unfallu. To była przyjemna lektura. Pomysł olbrzymich, przeogromnych maszyn niby nie nowy, ale z Twoim finałem, całkiem inny. Trzeba przyznać, że finał to najmocniejsza strona tego utworu. Sama fabuła zgrzytała mi gdzieniegdzie, jakbyś nie miał do końca wprawy w pisaniu takich tekstów. " Wypatrując oponenta (…) ale pająkowatemu stworowi (…) człekokształtną machinę" brzmią na granicy patosu i pastiszu.

Niemniej jednak, w moim osobistym zestawieniu, to tekst numer dwa tego konkursu.

 

Dzięki Draconie.

I masz rację – ​nie mam wprawy w scenach walki, więc ten konkurs był dla mnie wyzwaniem. W dodatku zdecydowałem się na czas teraźniejszy. Eksperyment ;)

Cieszę się, że zakończenie Ci się spodobało, bo przywiązuję do tego dużą wagę. Praktycznie nie zaczynam pisać, jeśli nie mam wymyślonego konkretnego zakończenia, do którego wszystko ma zmierzać. Wszystko po drodze mogę sobie wymyślić w trakcie pisania, ale muszę mieć obmyślony finał. Tak już mam i cieszę się, gdy to się sprawdza.

Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka