- Opowiadanie: Iwo Walter - Wyznanie

Wyznanie

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wyznanie

 

 

Kolejny raz nazwano mnie zbrodniarzem. Nie przestępcą, mordercą ani zabójcą. W słowie zbrodniarz kryje się jakaś głębsza niechęć, obrzydzenie i pragnienie zemsty większe od tego odczuwanego w stosunku do zwykłego bandyty. Na każdej

z planet, w których losy dotąd ingerowałem, istniało podobne określenie. Oczywiście w ustach poszczególnych ras brzmiało zupełnie inaczej, ale znaczenie zawsze pozostawało to samo. Świadomie piszę „poszczególnych ras”, a nie „gatunków”. Śmieszy mnie niewiedza mieszkańców młodych światów, którzy tylko przypuszczają, że gdzieś w kosmosie istnieją inne cywilizacje i że są to zapewne pokraczne, krwiożercze istoty, przypominające ziemskie owady. Bliżej są ci, wierzący w zielone ludki o czarnych oczach i chudych kończynach, choć nadal są to jedynie zabawne karykatury ich samych. Jakże zdziwieni będą za siedemdziesiąt, może osiemdziesiąt lat, gdy zrozumieją, że tylko jeden gatunek rządzi wszechświatem i że tym gatunkiem są właśnie oni, nazywający się ludźmi, hasenami, tridami i Bóg raczy wiedzieć kim jeszcze …

 

 

Moja druga misja na Ziemi dobiegła końca. Zostałem schwytany i oskarżony o ludobójstwo. Zresztą, za każdym razem wyglądało to podobnie. Przybywałem nie wiadomo skąd, nawiązywałem znajomości z osobnikami najbardziej pokrzywdzonymi przez obecne władze i wybierałem jednego z nich. Tego wyjątkowo zaangażowanego. Stawałem się jego przyjacielem, potem cichym doradcą, a ostatecznie wyrocznią bez której nie podejmował żadnych kluczowych decyzji. Pozostawałem w cieniu, gdy zyskiwał popularność, poparcie społeczne i potęgę. Im mniej osób wiedziało o moim istnieniu, tym większe było prawdopodobieństwo powodzenia całej operacji. Kiedy możliwości mego podopiecznego były wystarczające, wywoływałem wojnę. Czuwałem nad sukcesami militarnymi naszej armii. Sprawiałem, by zawierucha sięgnęła jak najdalej, by skala zniszczeń znacznie przewyższała to, co mieszkańcy planety pamiętali z poprzednich konfliktów. Duże znaczenie miała liczba ofiar. Musiała być imponująca. Oczywiście prędzej czy później dochodziło do wyniszczenia stron, ale wtedy zwycięstwo nie miało już żadnego znaczenia. Na tym etapie byłem zwykle odsuwany od władzy przez pragnących ratować sytuację generałów. Nie zdawali sobie sprawy z tego kim byłem i jak znaczącą rolę odgrywałem w losach toczonej przez nich batalii. Czasami przyjmowałem propozycję pracy w roli adiutanta, czasami, skierowany na prowincję, pomagałem w eksterminacji. Następnie kończyła się wojna i ruszało polowanie na zbrodniarzy. Nie uciekałem. Wiedziałem, że wśród sędziów i polityków aktualnie rozdających karty jest ktoś, kto trafił tam tylko po to, by ocalić moją głowę.

 

 

Po co piszę to wszystko? Sam nie wiem. Może pragnę uporządkować myśli, może usprawiedliwić bestialskie czyny,

a może potrzebuję zwykłej, szczerej rozmowy… Cela w której przebywam przypadła mi do gustu. Nie jest to ciemny, wilgotny loch ze szczurami i kajdanami wrzynającymi się w ciało. Przypomina raczej mały pokoik wypełniony dziennym światłem wpadającym przez kwadratowe okienko. W podobnym miejscu oczekiwałem na wyrok osiemdziesiąt lat temu. Zakończyłem wówczas swoją pierwszą ziemską misję i wraz z wieloma innymi SS-manami trafiłem do aresztu

w Norymberdze. Sturmbannführer Fendler. Lothar Fendler … Tak obco brzmi moje dawne nazwisko. Kara ośmiu lat więzienia stanowiła swego rodzaju nagrodę. Miałem spokój i mogłem wreszcie odpocząć. Bez pośpiechu przygotowywałem się do kolejnego zadania, którego wykonanie moi zwierzchnicy zaplanowali w Układzie Gamma-Triad.

 

 

Nie przypuszczałem, że jeszcze kiedyś powrócę na Ziemię. Mieszkańcy tej pięknej planety byli jednak bardziej odporni na zmiany niż przypuszczano. Mimo tak wielu konfliktów zbrojnych i milionów ofiar, nie umieli odrzucić swojego prymitywnego sposobu myślenia. Nadal dawali sobą manipulować i ulegali woli jednostek. A jednostek wybitnie niegodziwych, przepełnionych nienawiścią i chęcią zemsty nie brakowało. Ktoś czytający te wyznania mógłby pomyśleć, że wkradła się tu pewna niekonsekwencja. Z jednej strony krytykuję postępowanie szarego tłumu, z drugiej zaś pomagam tyranom odnieść sukces i biorę udział w masowych mordach. Muszę zatem wyjaśnić pokrótce, na czym tak naprawdę polega moja praca. Jestem swego rodzaju wirusem. Oczywiście nie dosłownie, bo biologicznie niczym nie różnię się od innych ludzi. Mój proces starzenia przebiega, co prawda, dużo wolniej, ale to kwestia celowych zmian genetycznych. Pośród obcych pełnię raczej funkcję szczepionki. Wynika to z faktu, że rozwinięte cywilizacje zamieszkujące znaczną część kosmosu, nie ujawniają swego istnienia społecznościom nieukształtowanym moralnie. A po czym poznać, czy mieszkańcy jakiegoś świata są już gotowi na spotkanie i przyjęcie całej wiedzy posiadanej nasz gatunek? Odpowiedź jest prosta. Po tym, że zwykli obywatele zrozumieli, iż wszelka przemoc jest zabroniona. Nieważne czy będzie to przemoc w stosunku do sąsiada, czy do innego narodu. Ale przede wszystkim, każdy osobnik musi pojąć, że jeżeli zetknie się z człowiekiem nawołującym do odebrania siłą utraconych niegdyś dóbr, należy go zignorować albo skierować na leczenie. Przybywam więc z bardzo precyzyjnym zadaniem.

 

 

Wywołuję wojnę, do której by nie doszło, gdyby ludność potrafiła odrzucić populistyczne zagrywki despotów. Sprawdzam tym sposobem odporność społeczeństwa na manipulację. Wszak wyobraźmy sobie sytuację, gdzie przed ludźmi słabymi i podatnymi na agresję, otworzono laboratoria dojrzałych plemion, żyjących w zgodzie przez miliony lat? Ktoś mógłby teraz zapytać o sens wywoływania nowych wojen. Przecież wystarczy przeczytać pierwszą lepszą gazetę, by przekonać się o walkach toczonych dzień i noc. Tu właśnie znajduje się sedno sprawy. Od dawna wiadomo (przynajmniej tam skąd pochodzę), że jedynym sposobem uodpornienia danej populacji na przemoc, jest doświadczenie przez nią przemocy stukrotnie większej od tej, do której przywykła. Badania wykazały, że zadowalające efekty są widoczne już po dwóch, trzech nowoczesnych wojnach o zasięgu globalnym. Pisząc „nowoczesnych” mam na myśli sytuację, gdy wprowadzono nowe sposoby unicestwiania – szokujące i na zawsze pozostające w pamięci pokoleń jako ostrzeżenie. Czy to działa? Przekonałem się o tym nie raz. Czasami nie byłem w stanie wywołać nawet maleńkiego pogromu mniejszości etnicznych, co sprawiało, że podobnie jak krążące w środowisku zarazki, nie mogłem zaszkodzić zaszczepionemu wcześniej organizmowi.

 

 

Jutro będą zeznawać rodziny ofiar. A właściwie nie rodziny, tylko ich pozostałości. Trzecia Wojna Światowa, jak ją tu nazywają, pochłonęła kilka miliardów istnień. Nie było to moje szczytowe osiągnięcie. Na Helkariosie … A zresztą … Osiągnięcia nie mają tu nic do rzeczy. Wystarczy wspomnieć, że w porównaniu z innymi wykonującymi ten zawód, wypadam przeciętnie. Teraz poczekam na wyrok. Kilka lat odosobnienia pozwoli mi złapać oddech. Pewnie lada moment posłaniec dostarczy materiały informacyjne do nowej misji. Ciekawe, czy tam gdzie się udam, spotkam ludzi równie zawistnych …

Koniec

Komentarze

Bardzo ciekawe przesłanie. Skłania do myślenia.

Babska logika rządzi!

A tak.Skłania, skłania. Do przemyśleń głęboko humanistycznych i, co niezwykłe, odkrywczych. Nigdy więcej wojny, surowe kary zbrodniarzy ;) Myślę i myślę. Od minuty. Jakoś brakuje refleksji, że ludźmi kieruje coś więcej niż czyste ZŁO Łaaaaa.

Hmm, a ja jestem odporna na skłanianie do przemyśleń. DO poczytania, ale głębszej prawy moralnej w tym nie widzę.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nie wiem, jaka myśl kierowała Autorem. Czy chciał nas, ludzi, w pewnym sensie rozgrzeszyć, czy chciał pokazać, że jesteśmy zakutymi pałami, odpornymi na wiedzę i logikę. Poza tym nie widzę najmniejszego sensu w pozostawaniu na Ziemi ukrytego sprawcy i poddawaniu się przezeń karom – to niczego nie zmienia, niczego nie uczy nikogo.

To jakiś moralitet 2013 AD? Mdłe to i… jakieś takie nijakie. Bez sensu. I gdzie jest fantastyka? Nie skłania do myślenia. Przesłania się jakoś nie doszukałem.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Nic ciekawego w tym opowiadaniu nie widzę. Przemyślenia na temat tego, jacy to ludzie są źli ubrane w formę jakiejś tam niby fabuły. Nudne i zbyt polityczne.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka