- Opowiadanie: Niradhara - Świat cienia (część pierwsza)

Świat cienia (część pierwsza)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Świat cienia (część pierwsza)

 

Na zewnątrz był jedynie powoli przesypujący się piach. Popękana jak sucha glina, surowa ziemia załamywała się gdzieniegdzie tworząc przepastne rozpadliny nieprzejrzystej czerni, ziejące cuchnącymi oparami siarki. Z drobnych, niemal niezauważalnych zagłębień wydostawały się cienkie smugi gęstego, ciężkiego dymu. Podmuchy wiatruświszczały nieprzerwanie, niestrudzenie niczym rwąca rzeka, lecz zasnuwające niebo dziwaczne, fluorescencyjne chmury opalizujące brudną czerwienią, utrzymywały się ciągle nad horyzontem na podobieństwo ruchomej tarczy. Na tą ziemię nie padał nawet najmniejszy promień słońca.

 

Oto właśnie Svartalfheim. Świat mrocznych elfów, miejsce osnute tysiącem legend; miejsce, do którego nie miał zamiaru zaglądać nawet największy śmiałek…

 

…Z wyjątkiem, rzecz jasna, władcy światów– Odyna– oraz jego niezłomnej, wiernej gwardii.

 

Gwardii przeklętych morderców.

 

Tym razem szara ziemia zasłana była trupami elfów, a wokół unosił się odrzucający odór śmierci. We wschodniej części świata chmury rozdarły się w bolesny, wyszarpany krąg, a przez powstałą dziurę padał ostry, oślepiający blask słońca oświetlając wypalony na ziemi, zawiły wikiński symbol, pozostałość po magicznym teleporcie. Czerwone plamy krwi jaśniały na suchym gruncie jak rozwalcowane rubiny, błyski stali rzucały dziwne refleksy na bezładne, spalone lub posiekane ciała, a białe włosy martwych wojowników rozsypane po skalistym podłożu przywodziły na myśl porzucone pajęczyny.

 

Wiatr ustał w żałobie, ujawniając głuchą, lodowatą ciszę. Jedyny ruch, jaki mącił spokojny majestat śmierci, pochodził od samotnej, skulonej sylwetki, klęczącej wśród niedawno powstałej makabry.

 

Skjarr'ael wył niczym zranione zwierzę, wyrzucając cały swój ból i nienawiść w pustkę, dobrze wiedząc, że i tak nikt go nie usłyszy. Dygotał niczym w febrze, zaciskając dłoń na rękojeści swojego czarnego miecza, jakby był on dla niego ostatnią deską ratunku.

 

Jego ojcu poderżnięto gardło. Jego matka została spalona magiczną bronią jednego z przybocznych Odyna. Jego bracia i siostry leżeli porozrzucani na ziemi niczym szmaciane lalki, z oderwanymi kończynami, rozdartymi zbrojami i pustymi oczami skierowanymi ku zakrwawionemu niebu. Przyjaciele przypominali zwęglone szkielety z powyginaną blachą. Nie miał nikogo.

 

Jedynie swój ból.

 

Zakrył twarz dłońmi, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że nadal miał maskę, która umożliwiała normalny oddech wśród siarkowych wyziewów powierzchni. Zacisnął palce na jej zarysie przy szczęce, zamierzając zerwać ją i odrzucić byle dalej od siebie, by w spokoju skonać przy innych, lecz wtedy przed oczami stanął mu obraz niechronionych podziemi, w których być może kalecy i dzieci nadal czekali na wieści z walki… O ile przetrwali. Nie po to dano mu szansę na życie, aby teraz zginął przez własny żal. Spojrzał półprzytomnym wzrokiem na zmasakrowaną siostrę przed którą klęczał, a potem powolnym ruchem schował broń do pochwy. Jego białe włosy posplatane w warkoczyki pozlepiane były zakrzepłą krwią i z trudem odkleił je od porysowanej zbroi, by ocenić swój stan.

 

Wgniecenie po lewej stronie wskazywało na połamane żebra. Cięta rana na udzie nadal broczyła krwią. Prawa dłoń bolała jak diabli, przypalona promieniem mocy światła. Generalnie nie było najlepiej.

 

Właściwie to… było źle. Zakręciło mu się w głowie i zwymiotował krwią, zginając się w nagłym spazmie w pół, i ledwo podparł się rękoma, by nie paść na brudną ziemię. Mroczki przed oczami zaczynały źle wróżyć.

 

Więc to tak…-pomyślał elf, uśmiechając się gorzko– Svartalfheim zginął. Nie mam już czego bronić. Nie zdołamy się odbudować nawet za setki lat, choćby użyć całej mocy z podziemi.– Włosy opadły mu na twarz, a podarty teraz płaszcz, którym był okryty, zdawał się krępować mu ruchy na podobieństwo stalowych więzów i ledwo zdał sobie sprawę z tego, że ze zmęczenia drżą mu mięśnie– Odebrali mi ród, zniszczyli chyba całą rasę. Odchodzę jak tchórz ginąc od ran, zamiast zostać pokonanym w boju, jak na prawdziwego męża przystało… Odebrali mi nawet to. Nienawidzę ich. Nienawidzę… po stokroć. – Oparł czoło o ziemię, nie mogąc utrzymać się w pionie– Oddałbym wszystko za możliwość zemsty. Wszystko, łącznie z duszą, byleby tylko Midgard zapłacił za to krwią.

  • Doprawdy?– usłyszał nad sobą nagle sarkastyczny, rozbawiony głos– To aż taka desperacja? Wiesz, ogólnie to możemy tą kwestię przedyskutować, jeśli chcesz.– na skulonego elfa padł ogromny cień, zakrywając zarówno jego, jak i kilka ciał wokół– Ale od razu muszę uprzedzić, że ta wymiana będzie na dłuższą metę dość skomplikowana.

Skjarr'ael uniósł powoli głowę, nie dowierzając własnym, spiczastym uszom. Zarys jakiegoś olbrzymiego kształtu zamajaczył mu przed oczami, wyraźnie odbijając się od jasnej strugi światła padającego dokładnie za nim na wypalony symbol najeźdźców. A potem cień złożył wszystkie sześć szarawych skrzydeł i stał się mężczyzną o długich, falowanych, czarnych włosach i nienagannym stroju piekielnego arystokraty. Asmodeusz, upadły serafin, uśmiechnął się do niego szeroko i rozłożył ręce, parodiując przed nim głęboki ukłon.

  • Tak więc szanowny syn Gardhara Walecznego życzy sobie zemsty? Może być i zemsta, mi tam wszystko jedno. Wystarczy, że przekażesz swoją duszę piekłu, a umowa zostanie zawarta.– Asmodeusz kucnął przy nim niczym dobrotliwy wujek i wyciągnął zza pazuchy zwój zapisanego pergaminu– Jeśli zostawisz swój podpis w tym miejscu– wskazał puste pole palcem– i zrobisz to własną krwią, dostaniesz możliwość zemszczenia się na Midgardczykach. Masz moje słowo.

  • Kim jesteś?– wymamrotał dość trzeźwo mroczny elf, sądząc, że ma majaki.– …Skąd przybywasz? I co to jest to ,,piekło”?

  • Och, nieważne. I tak umierasz, nie masz nic do stracenia.– Asmodeusz wywrócił oczami– Możesz zaś zyskać zemstę, przywrócić Svartalfheimowi dobre imię i okryć się chwałą w sprawiedliwym odwecie. Zrób chociaż krzyżyk, to załatwi sprawę. I pośpiesz się, na Ciemność! Jeszcze trochę tego myślenia i stracisz życie.– podstawił mu pergamin prawie pod nos– No już!- ponaglił– Nie mam dla ciebie całego dnia.

  • Jak się nazywasz?– powtórzył uparcie Skjarr'ael, próbując usiąść i zrozumieć zaistniałą sytuację, czując jak robi mu się zimno. Nie zdołał, więc zamiast tego powoli legł na ziemi, zagryzając z bólu zęby.– Niczego nie podpiszę, jeśli mi zaraz nie odpowiesz. Nie ufam ci, przybyszu.

Wysłannik piekła westchnął ostentacyjnie i wręczył mu pióro o czerwonej lotce, by za chwilę umościć wygodniej za sobą skrzydła, i położyć mu rękę na ramieniu.

  • Jestem Asmodeusz, książę trzech legionów Upadłych, wysłannik Azazela. Możesz w końcu podpisać ten cholerny dokument? Prawdę mówiąc mam szczerą ochotę dopomóc ci w tym akcie zemsty, jako że Odyn i spółka zaleźli ostatnio za skórę mojemu szefowi. Potrzebuję do tego jednego mrocznego elfa. To konieczne. No nie rób scen i daj się namówić. Jesteś ostatni, nie?

Wojownik zamrugał kilkakrotnie i z pewnym trudem wziął od niego pióro. Bez słowa zanurzył we własnej krwi i trochę koślawo podpisał się we wskazanym miejscu. Na pociągłej twarzy byłego serafina błysnął w szerokim uśmiechu szereg białych zębów. Wziął od niego dokument, podmuchał na podpis i schował pergamin do wewnętrznej kieszeni kamizeli.

  • No pięknie.– mruknął Upadły, zacierając ręce– To teraz już mogę zacząć cię reanimować.

Skjarr'ael uniósł brwi, ale nie zdążył się odezwać. Pierwsze uderzenie mocy, pomimo iż było zaledwie lekkim dotknięciem sprawiło, że po raz pierwszy zobaczył gwiazdy, chyba wszystkie możliwe konstelacje– powieki zaczęły mu ciążyć, jakby były z ołowiu– kolejne zaś, otuliło go gęstą czernią nieświadomości. Bezbronny, odpłynął w ciepły, gęsty mrok snu zastanawiając się, czy jego sytuacja może się jeszcze jakoś pogorszyć.

 

Bo na to właśnie wyglądało.

 

***

Koniec

Komentarze

O matulu. Mroczne elfy i nazwy własne z apostrofami. To tak stereotypowe podejście do fantastyki, że obecnie służy chyba tylko celom satyrycznym/komicznym. Nikt już na serio nie pisze o takich rzeczach. To tak: Zasada pierwsza – nie publikuj części pierwszych. Rzadko kto je czyta, bo najczęściej nie doczekują się zakończenia i są kiepskie. Innymi słowy, skończ tekst, zanim podzielisz się nim z szerszym gronem czytelników. Naprawdę, oszczędzisz trudu sobie i innym.  Zasada druga – dialogi w języku polskim zapisujemy za pomocą myślników, nie kropek, punktorów, ani gwiazdek, tylko poziomych kresek, które bardzo przypominają znak odejmowania. Popraw to proszę, póki masz jeszcze czas na edycję.

Ja przecztałem! Bez zwracania uwagi na interpunkcję! Doceniam ewidentną radość czerpaną z pisania, która srawia, że udziela wesołość udziela się czytelnikowi. Postaraj się następnym razem, by "odrzucający odór" tworzenia jednak nie wywołał złośliwego chichotu. Pozdrawiam.

 

fanfik do Thora?? Jeżeli tak, to nieudolny.   A poza tym uważam, że nadal można fajne rzeczy robić z elfami. Mroczne elfy są teraz znacznie lepsze niż wampiry. O! :P

Fajne rzeczy można robić, mówisz? Te fikuśne uszka mają wiele zastosowań :)))))

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Mam na myśli to, że można poprowadzić wiele ciekawych intryg z mrocznymi elfami :P

To już kilka miesięcy po fakcie ;)

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

No, ale temat z tego konkursu można zrealizować, choćby dla własnej przyjemności :) Mnie ostatnio nudzą takie dobre elfy, wolę te wredne i okrutne :D

Spróbuj pan to zrealizować w tych założeniach, zapraszam.

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Russ, ja jestem dziewczyną ;)

Ekhm, a awatar taki… Tak serio kajam się i przepraszam. Na tym portalu jak na polu minowym, nigdy nie wiesz co sie kryje pod nickiem. Aż wybuchnie…

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Dziękuję wszystkim za konstruktywną krytykę. :] Pozdrawiam.

Zupełnie nie moja bajka. Fragment napisany tak, jak nie chciałbym, by cokolwiek było napisane. W dodatku jest to kolejna część pierwsza i mam cichą nadzieję, że podzieli los wszystkich jej podobnych, które nie doczekały się dalszego ciągu. No, chyba że Autorka postanowi nas zaskoczyć…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

"zwęglone szkielety z powyginaną blachą" – to były szczątki Terminatorów. Tylko że starszej generacji, takich blaszanych w środku;) Szanowna Autorko, weź sobie do serca uwagi moich Przedmówców:))) Pozdrawiam!

Nowa Fantastyka