- Opowiadanie: Suzuki M. - Serce gołębicy

Serce gołębicy

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Serce gołębicy

 

Get down, get down little Henry Lee

And stay all night with me

You won't find a girl in this damn world

That will compare with me

 

Nick Cave & The Bad Seed, Henry Lee

 

 

 

 

 

O tej godzinie miasto było już opustoszałe. Choć w pomarańczowym świetle latarni wąskie uliczki wyglądały całkiem przytulnie i bezpiecznie, to jednak jakaś niewypowiedziana groźba wisiała w powietrzu. Bacznie zwracał uwagę na każdy najmniejszy szelest. Coś czekało przyczajone w porzuconych pod ścianą kartonach, ktoś obserwował go z dachów kamienic. Spodziewał się towarzystwa, prędzej, czy później.

Coś przeleciało nad jego głową i wylądowało w cieniu jednego z budynków. Z trudem wyodrębnił z ciemności zarys ptaka, którego sylwetka po chwili zaczęła się prostować i wyciągać ku górze, aż osiągnęła wysokość dorosłego człowieka. Spod czarnej peleryny wychynęła blada dłoń i lekko uniosła do góry maskę w kształcie wielkiego dzioba.

Nie pomylił się w przypuszczeniach. Przecież nie odpuściłaby żadnej okazji, aby go sprowokować. Usta kobiety zdobił przyjazny uśmiech, ale czarne jak węgiel oczy wzbudzały niepokój.

"Nie boję się ciebie. Nic nie możesz mi zrobić" – przekonywał w myślach samego siebie, zanim znowu ruszył we wcześniej obranym kierunku. Minął kobietę, jak najdłużej nie tracąc kontaktu wzrokowego. Najważniejsze, to zachować spokój.

– Idziesz do niej. Idziesz jej powiedzieć, że jej nie chcesz – usłyszał już za plecami. Przystanął i odwrócił się.

Stała na środku uliczki. Czarna peleryna i szara suknia lśniły w świetle latarni. Cień dzioba przesłaniał jej twarz, ale co chwilę przekrzywiała głowę na boki, więc widział, że ani na chwilę nie przestała się uśmiechać.

– Ona ci wydziobie oczy, wydziobie serce.

Brak reakcji z jego strony ściągnął z dachu kolejnego ptaka i już po chwili druga kobieta świdrowała go zdradzającymi liczne obsesje oczami. Podobieństwo do pierwszej było tak uderzające, że nie mogłyby się wyprzeć rodzinnych koligacji. Tylko biel sukni, jaśniejąca w rozcięciu peleryny, pozwalała na szybką orientację.

– Masz piękny łańcuszek. Błyszczy – powiedziała, ostrożnie robiąc krok w stronę mężczyzny. Jej głowa kompulsywnie poruszała się na boki, by oczy mogły oceniać ze wszystkich możliwych perspektyw. – Daj mi go! – zaskrzeczała, błyskawicznie podskakując na odległość wyciągniętej ręki.

– Po moim trupie! – Odskoczył niezgrabnie w tył.

Nagły ruch spłoszył kobietę. Cofnęła się, przylgnęła do ramienia siostry i podekscytowana szeptała:

– Słyszałaś? Słyszałaś? Powtórzysz jej? Powiesz jej, że pozwolił mi zabrać łańcuszek? Powiesz? Powtórzysz? Ona mi nie uwierzy, będziesz jej musiała powtórzyć!

Jednak starsza z sióstr nie zwracała na nią uwagi, zaaferowana szczegółem, który nie miał szans umknąć jej wzrokowi. Biały, subtelny drobiazg, który wyzwolony szarpnięciem, wysunął się z włosów mężczyzny i bezszelestnie spłynął na asfalt. Zaczęła głębiej oddychać, szerzej otworzyła oczy.

– Pióro… Pióro gołębicy… Idziesz od niej. Ona jest tu, blisko…

Odsunęła siostrę i podeszła bliżej mężczyzny. Na tyle, by nie dosięgły jej muskularne ramiona. Pochyliła się lekko do przodu i szeptała, patrząc spod dzioba prosto w jego oczy:

– Jedna dostanie oczy i serce, druga łańcuszek, a ja… dostanę gołębicę!

Zacisnął mocniej pięści i szczęki, ale to wściekły wyraz jego oczu był tym, co najbardziej ją ucieszyło. Chichocząc skrzekliwie, zataczała po ulicy kręgi tanecznym krokiem, aż w końcu zaczęła radośnie śpiewać. Porwała siostrę za ręce i po chwili obydwie szybowały nad śpiącymi kamienicami, a w uliczkach jeszcze długo echem odbijał się wroni śpiew:

 

 

And the wind did howl and the wind did blow…

 

***

 

Lecąc, dotarły do gniazda dużo szybciej, niż spodziewany gość. Jemu zresztą nie zależało na czasie. Wprawdzie drżał z podniecenia na myśl o tej, którą chwilowo opuścił, ale wiedział, jak zgubny może się okazać pośpiech i roztargnienie.

Siostry, lądując na płaskim dachu pustostanu nie były w stanie ukryć emocji. Trzecia, najstarsza, leżała z zamkniętymi oczami na gigantycznej, misternie splecionej stercie rupieci, niczym na najwygodniejszym łożu. Wrona w kilku zręcznych susach znalazła się na wyciągnięcie jej ręki, szepcząc i chichocząc na zmianę.

– Pogardził… Słabnie twój czar… Mija twój czas…

Pozornie uśpiona postać niedbałym ruchem ręki poruszyła jedną ze splatających gniazdo metalowych rur, przez co szepcząca musiała się ratować przed upadkiem powrotnym skokiem na stabilny grunt.

– Przychodzi mi do głowy tylko jedna rzecz, która mogła wprawić cię w stan takiej ekscytacji – odpowiedziała najstarsza, cała obleczona w czerń, otwierając wielkie, równie czarne oczy.

– O tak. Ona jest w mieście. Ona jest w mieście i ja ją znajdę. A on idzie tutaj i mi nie przeszkodzi. Ty się nim zajmiesz.

– Zajmę się – potwierdziła ze stoickim spokojem. – Ale ma was tu nie być.

– Nas nie będzie, my będziemy szukać… Wiemy, że jest blisko, znajdziemy ją. Ona świeci, błyszczy…

Ostatnie zdanie wypowiedziała głośniej i dobitniej. Najmłodsza z sióstr, która do tej pory siedziała w pozornie bezładnej kupie żelastwa, srebra, złota i szkła, skrupulatnie rachując wszystkie skarby, wyprostowała się niczym w transie, a jej oczy przybrały nieobecny wyraz.

– Błyszczy, świeci… – powtarzała bezwiednie – Jak gwiazda… – Wstała i przez moment krążyła z zamkniętymi oczami po dachu, przekrzywiając głowę raz w prawo, raz w lewo. Nasłuchując. Kiedy znów podniosła powieki, wyjrzało spod nich z powrotem szaleństwo i gorączka. – Woła mnie!

Nie czekając na pozwolenie, wskoczyła na parapet i po chwili leciała w stronę rzeki. W tym samym momencie w drzwiach wyjścia na dach stanął wyczekiwany gość. Wrona obdarzyła go tym samym uśmiechem, co wcześniej.

– Obiecał jej łańcuszek, sama słyszałam.

Jeszcze chwilę smakowała jego nienawistne spojrzenie, po czym znów zasłoniła twarz maską, lekko odbiła się od podłoża i ruszyła za siostrą.

Zagryzł zęby. Najchętniej połamałby im skrzydła, poukręcał łebki. Gdyby to tylko coś faktycznie dało.

Tymczasem czarna dama stąpała już lekko w jego kierunku. Krucha konstrukcja gniazda nawet nie drgnęła pod naciskiem pełnych powabu kroków.

I znowu była obok. Pachniała ziemią, grobem i śmiercią. Księżyc odbijał się w jej oczach jak w czarnych jeziorach. Nieznacznie ustępowała mu wzrostem i siłą, ale daleko przewyższała sprytem. Młodsze siostry razem wzięte nie miały w sobie tyle uroku i dostojeństwa.

– Moje towarzystwo przestało być ci miłe? – powiedziała, kładąc mu rękę na policzku. W oczach miała nieskrywany żal.

– Wiesz, że to nie o to chodzi – odpowiedział delikatnie ujmując jej dłoń i całując opuszki palców. Długi szpon przypadkowo zadrasnął jego policzek. Ranka natychmiast podbiegła krwią. – Męczy mnie już miasto, to nie mój świat. Muszę iść dalej,

– Pójdę z tobą…

– Oboje wiemy, że tutaj jest twoje miejsce. To twoje królestwo.

Po policzku kobiety powoli potoczyła się łza.

– Nie rób tego, najpiękniejsza – westchnął. – Nie każ zapamiętać cię w takim stanie.

I już po chwili znowu ją obejmował. Znowu leżeli w gnieździe. Smakował jej skórę, usta i język. Chłonął ciepło. Jego ręce sunęły w stronę jej piersi. Jej szpony sunęły w kierunku jego oczu.

 

***

 

Sroka wylądowała na dachu starej, opuszczonej hali z czerwonej cegły. Słyszała zew i nie panowała nad sobą. Lekko spóźniona Wrona z niemałym trudem usadziła ją na krawędzi i usiłowała skupić na sobie uwagę rozbieganych oczu.

– Ona tu jest! Widzisz to, widzisz ten blask? Tak bardzo błyszczy, tak pięknie…

– Zaczekaj tu, daj mi chwilę… – średnia siostra ostatkiem sił panowała nad nerwami.

– Po co? Na co ci ona? Tobie nie jest do niczego potrzebna!

– Chcę tylko jej serca…

– Po co ci serce? Serce nie błyszczy. Jest miękkie, lepkie, czerwone…

– Jest smaczne. – Bezwarunkowym odruchem oblizała i zagryzła usta. Jej ręce zaczęły drżeć na samą myśl, krew w żyłach buzowała. – Nie ma na tym świecie nic słodszego, niż serce gołębicy. Wezmę tylko serce. Reszta twoja. Weźmiesz każde pióro, tylko zaczekaj.

Niczym magik wyciągnęła z rękawa pióro, którym wcześniej nieopatrznie zdradził się kochanek siostry. Błyszczało hipnotycznie. Sroka patrzyła na nie z otwartymi szeroko ustami. Kiedy delikatnie wzięła je do ręki, jej towarzyszka błyskawicznie ruszyła w dół, by jak najlepiej spożytkować kilka kupionych właśnie chwil samotności.

Wrona drżała z emocji. Na parapecie wybitego okna wylądowała wyjątkowo niezgrabnie. Ostrożnie przecisnęła się pomiędzy brudnymi resztkami szkła i zeskoczyła na zakurzoną podłogę. Pomarańczowe światło pobliskiej latarni wystarczyło, by wypatrzeć wydeptane w nagromadzonym brudzie ślady, wiodące tam, skąd skarb wabił srebrzystą łuną.

Ważąc każdy krok i przystając przy każdym szeleście, powoli zbliżała się do kąta sali, złudnie zasypanego zardzewiałym żelastwem i drewnianymi szczątkami. Za górą rupieci dostrzegła prowizoryczny pokój. Gołębica leżała na zaimprowizowanym posłaniu. Była piękna i delikatna jak płatek śniegu. Z białymi włosami rozrzuconymi na poduszce i w białej sukni w zupełnym nieładzie, lśniła niczym gwiazda. Wpatrywała się w gościa z przerażeniem. Nie miała żadnej szansy na ucieczkę, żadnej nadziei na obronę.

Wrona patrzyła oniemiała. Z każdą sekundą mniej panowała nad podnieceniem, które falami opanowywało jej ciało. Taka piękna. Taka niewinna. Taka bezbronna.

Wzięła głęboki wdech i skoczyła.

Mocny uścisk zatrzymał ją w miejscu jeszcze zanim dobrze odbiła się od ziemi. Wrzasnęła wściekle, ale już po chwili dłoń ściskająca jej gardło zamieniła krzyk w bezsilne charczenie. Szarpała, kopała, biła skrzydłami. Bezskutecznie. Kiedy była już u kresu przytomności, tuż przy uchu usłyszała znajomy, wściekły szept:

– Będziesz następna…

Ciało Wrony głucho uderzyło o podłogę. Mężczyzna, ciężko dysząc, spojrzał na Gołębicę. Jej twarz była mokra od łez. Zdawał sobie sprawę, jak koszmarnie musiał w tym momencie wyglądać. Po lewej stronie klatki piersiowej kurtka i koszula były podarte w strzępy, spod których wyzierało żywe mięso jeszcze nie zasklepionej rany. Prawą stronę twarzy przykrywała krwawa maska. Na miejscu jednego z bursztynowych oczu mrugało teraz czarne jak węgiel. Mimo to, był na swój sposób szczęśliwy.

Gołębica szarpnęła się w więzach, wzbudzając jego uśmiech. Przygładził brudnymi od zeschniętej posoki dłońmi siwiejące już włosy. Na miękkich nogach ruszył w jej kierunku, po drodze zgarniając ze stołu nóż.

 

***

 

Taka piękna. Taka niewinna. Taka słodka.

Przełknął ostatni kęs, oblizał nóż, wargi, potem każdy palec z osobna. Czuł się tak wspaniale. Jego wzrok jeszcze karmił się widokiem Gołębicy. Biała suknia nadal nasiąkała krwią, rozchylone usta nadawały delikatnej twarzy rys zmysłowości, martwe oczy upodobniały ją do porcelanowej lalki. Przymknął powieki, chcąc utrwalić sobie ten widok.

Wrona odzyskiwała przytomność bardzo powoli. Nie od razu przypomniała sobie gdzie i dlaczego jest. Próbując wstać, zaplątała się w suknię i upadła ponownie, wzniecając chmurę kurzu.

Kania otworzył oczy. Mocniej ścisnął nóż i ruszył w jej kierunku.

Koniec

Komentarze

Nie potrafię określić co podobało mi się w tym tekście, powiem więc tylko, że czytało się dobrze. Coś przeleciało nad jego głową i z lekkim tąpnięciem wylądowało w cieniu jednego z budynków – obawiam się, że tąpnięcie może odnosić się jedynie do pękających/obrywających się skał.

Sorry, taki mamy klimat.

Witaj, Suzuki :-) Fakt, czytało się dobrze; udało Ci się nawet zbudować pewien klimat w tak krótkim tekście. Chociaż przeczytałbym coś dłuższego w Twoim wykonaniu ;) Pozdrawiam.

Racja z tym tąpnięciem. Pewnie chodziło mi o jakieś inne słowo, ale nie mogę sobie przypomnieć jakie.    Cześć Domku :) To jest pierwszy tekst, który napisałam od "Przeze mnie droga", więc miałam ponad półtora roku przerwy w pisaniu. Mam tremę jak debiutant, ale myślę, że nie jest źle :) Teraz chyba czas, żeby pokończyć te teksty, które rozbebeszone wegetują na kompie, więc może i coś dłuższego niedługo będzie. Pozdrawiam :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

Właśnie oczekiwałbym czegoś w rodzaju "Przeze mnie droga", za które bodajże dostałaś piórko :) Powodzenia zatem ;)

A może "i z lekkim {stukotem|trzaskiem}"? Niech to, chciałbym wiedzieć ;)   Jest niepotrzebna przerwa w tekście: "Brak reakcji z jego strony ściągnął z dachu kolejnego

 

ptaka " 3mka

Witaj Suzuki :)   Dobry powrót, z dobrym tekstem. Ciekawy i przemyślany pomysł. Bardzo mi się podoba. Przeczytałem z ogromnym zainteresowaniem. Choć to krótki tekst, to jednak w Twoim stylu. Czekam na kolejne opowiadania. 

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

GaPa, no nie wiem dalej, jakie tam powinno być słowo. Chyba trzeba jakieś wymyślić :) A przerwa to nie ja, to kot… ;) Hej mkmorgoth :) Miło mi, że się podoba :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

hm, może lekkim|cichym "świstem|furkotem|szumem|odgłosem spadającej kropli paku"… ;) W opowiadaniu widzę lekkie echa ptasiego radia. Czy słusznie?   A co do kota, nie dziw się, żę się rzucił na ptaka… w nim natura taka. pzdr

Witamy po przerwie literackiej. Przeczytałem, ale muszę przyznać, że do mnie zupełnie nie trafiło. Poprzednie opowiadanie znacznie lepiej wspominam. 

I po co to było?

Początek wciągającyi klimatyczny. A potem – sam nie wiem – albo nie zrozumiałem ukrytego znaczenia tekstu, albo spodziewałem się czegoś innego… Tekst dobry, ale chyba nie jestem jego "targetem". Pozdrawiam i życzę udanego powrotu ;)

Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.

Bo to jest chyba raczej babski tekst :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

Ciekawy pomysł z pomieszaniem gatunków. Ładnie oddane ptasie cechy – kolory, to ruszanie głową…

Babska logika rządzi!

Porządnie napisane, więc czytało się dobrze, tyle że ornitologiczne podejście do sprawy jakoś do mnie nie zakrakało, nie zaplegotało, ani nawet nie zagruchało.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie znałam słowa “plegotać”, ale bardzo mi się podoba :D

 

Postanowiłam podjąc w tym opowiadaniu pewne ryzyko i nie tłumaczyć czytelnikowi, czym są postaci. Chyba nawet nie potrafiłabym tego zdefiniować. Co gorsza, są w tekście momenty, kiedy postaci mają jednocześnie formę ludzką i ptasią, choć nie wiem, czy jest to widoczne. Jestem święcie przekonana, że opowiadanie nie spodoba się nikomu, kto będzie się zastanawiał nad światem przedstawionym i jego logiką. Postawiłam tu raczej na relacje między bohaterami i konkretny klimat. I wyszedł mi chyba taki niszowy tekst :) Ale bardzo się cieszę, że się dobrze czyta. :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

O tym że kawki plegoczą, dowiedziałam w czasie trwania konkursu “Czarna Kawka”. ;D

Owszem, dostrzegłam przenikanie się form ludzkich i ptasich, logiki się nie doszukiwałam. Określenie niszowy chyba dobrze oddaje charakter tekstu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dobrze się czytało :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka