- Opowiadanie: extremeenigma90 - Isauri, cz. 3

Isauri, cz. 3

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Isauri, cz. 3

Karczmarz już na wejściu skinął głową na moją izbę, dając znak, że mam gościa. Wszedłem spokojnie, raczej nie oczekując zagrożenia. Pchnąłem drzwi i ujrzałem siedzącego na posłaniu człowieka w szarym płaszczu i kapturze zarzuconym na głowę. Od razu zwróciłem uwagę na sztylet leżący na stole.

– Kaleherr matip Reys, Sagilaar. – cicho rzekł nieznajomy. – Pozdrowiony bądź, Reysie, Ostrze ze Wschodu.

– Nahatis, de vime. Witaj przyjacielu.

Zdjął kaptur i nieznacznie uśmiechnął się. Wpadliśmy sobie z ramiona. – Co Cię do mnie sprowadza, Nahatisie? Ile to już lat? Co u Mistrza?

– Sześć. Musimy porozmawiać. – Isauri machnął ręką w powietrzu i drzwi cicho zamknęły się. – Wracasz z Annis, prawda?

– Tak. Choć nie wiem, skąd wiesz to Ty.

– Nie myśl, druhu, że my, siedząc z Vergenfell, niczego nie widzimy i nic nie wiemy.

– Tego, że szpiedzy są wszędzie, nie trudno się domyśleć, ale co was interesuje moja skromna osoba.

– Zacznijmy od tego, że widzimy postępy każdego z nas. Jest nas ledwie64. Aw tym przypadku bardziej interesuje nas miasto, niż Ty sam. Doszły nas bowiem słuchy o ciekawych wypadkach w Annis…

– Smok. Podobno to był smok. Ale przecież zabito je, wytępiono, po wojnie z Grohosh. Nie było ich od chyba…

– 637 lat. Tak, aż tyle. Podobno nie żyły. Ale jeden zjawił się z Annis. To był Smidag, czarny smok z Igirvaru. – Nahatis przysiadł na posłaniu.

– Nic mi te nazwy nie mówią. – odrzekłem szczerze, karcąc sam siebie za brak elementarnego rozeznania w historii.

– A powinny. Przynajmniej gdybyś był zainteresowany wykładami naszego mistrza nauk Lugema. Widzę, że nie mam wyboru, jak tylko opowiedzieć Ci to pokrótce. Jestem pewien, że ta wiedzą przyda Ci się jeszcze. – nie wiedziałem, co miały znaczyć te słowa, a nie lubiłem, gdy mówiło się do mnie takimi zagadkami.

Nahatis wyciągnął z, uwieszonej u pasa, torby mapę Haary, rozwinął ją na stole, przysunął kaganek i rozpoczął opowieść.

 

– W roku 3365 wedle rachuby Termanda, uczonego i króla północnego Negdaru, czyli od momentu, gdy wypędzono ostatniego Aidra za morze, gdy pękła Stiesma, Brama Za Rzeką, złe istoty przyniosły wojnę do Haary. Grohosh wcześniej podzielone było między trzech władców, Xalvas na zachodzie w twierdzy Fiz-Mad, Dehtor na północnym wschodzie w Shaytam i Mithrod na południu w Igirvar. Byli oni braćmi, silnie uzdolnionymi magicznie, ale żaden nie objął silnej władzy w państwie za rzeką Sadygą, nie był w stanie pokonać reszty. Dopiero gdy najmłodszy z nich, Mithrod, zdobył Zwierciadło Aidrów, pokonał i zabił braci zostając niepodzielnym władcą Grohosh. Północne krainy niewiele wiedziały o tym, co dzieje się za rzeką. Wojna domowa, która tam wybuchła, miała w mniemaniu królów czterech królestw ludzi, spowodować zamęt i wyniszczenie kraju. Niespodziewano się jednak, że Mithrod wygra i zacznie w Igirvar przygotowania do ataku na Cilion. Król Svelof z Fuertu niewiele wiedział o wschodnich rubieżach królestwa, liczył, że obwarowania mostów na Sadydze i Stiesma powstrzymają każdy atak. Na nic zdały się ostrzeżenia szpiegów pozostałych królestw. Svelof pozostał na nie głuchy. W tamtym smutnym roku, Mithrod urósł już dostatecznie w siłę. Moc czerpana ze Zwierciadła, nadała mu wielką potęgę, ale także okaleczyła go. Mówiono, że nie miał on już twarzy, Czarna maska na jego twarzy z miejscach oczodołów ziała przeraźliwą pustką i ciemnością. Uczyniła go także okrutniejszym, a z czasem pełnym bezwzględnej nienawiści do istot ludzkich zamieszkujących Haarę. Brama, choć magicznie wzmocniona, nie była w stanie powstrzymać takiej potęgi. Mithrod przełamał barierę Stiesmy, zaskoczeni ciliończycy nie dali rady zniszczyć mostów na czas i czarne wojska wlały się na równiny państwa Svelofa. Orkowie, ludzie zza morza, gobliny, gairowie, szli ramię w ramię zabijając mieszkańców zajmowanych terenów. Powstrzymały ich dopiero połączone wojska Cilionu, które nadeszły ze wschodu, a także jarlaandczycy i negdarejczycy z północy. Wtedy też wojska sojuszu pokonały czarną armię Mithroda na równinie Hakatomb i w jednej walnej bitwie udało im się zniszczyć potęgę Mithroda. Wydawało się to niemal niemożliwe, lecz pan na Igirvarze zniknął, a oddziały straciły wodza. Nikt nie wiedział, co stało się z Bagardreddem – Niosącym Trwogę. W tej bitwie ostatni raz udział wzięły smoki, które dziesiątkowały połączone armie. Były ich trzy gatunki, każdy wyhodowany przez jednego z braci z Grohosh. Smidag z Igirvaru, Verrdag z Fiz-Mad i Yasdag z Shaytam. Po wojnie odnaleziono ich legowiska i wybito do cna. Wojska Mithroda uciekały na południe i po dziewięciu miesiącach od sforsowania Stiesmy, przekroczyły Sadygę na powrót. Ciliończycy gonili ich zawzięcie, ale orkowie i gobliny schroniły się w jaskiniach we wschodniej części gór Zaxos. Sieć nieznanych korytarzy i jaskiń przestraszyła żołnierzy sojuszu i ci nie zapędzili się aż tam. Wojna dobiegła końca. Gairowie, którym bliżej było z wyglądu do ludzi niż orków, zdecydowali się poddać i pozostać na północ od Sadygi. Zostali umieszczeni w obozach przy murach miast, najczęściej zostawali niewolnikami ludzi. Władcy państw Haary postanowili spotkać się na radzie, mającej zdecydować co postąpić z gairami, wojskami Mithroda ukrywającymi się w górach, a także zaginionym Zwierciadłem Aidrów. Było ich sześcioro w Wielkiej Radzie: Svelof z Cilionu, Tared z Jarlaandu, Ehlissa z Fallavaru i Utyr z Negdaru jako władcy królestw. Elfów z Ellestas oraz górskich ludzi z Labitanu nie zaproszono na obrady. Ponadto pojawili się największy czarodziej tamtych czasów Olvild z Crakatasu i najwyższy kapłan Słońca Aidrów – Osas z Werqatu.

 

I jak to w obecności tak wielu koronowanych głów i innych ważnych osobistości, nie można było dojść do żadnego porozumienia. Rozmawiano tygodniami, nie zwracając uwagi na to, że pośpiech ma znaczenie. Żaden nie chciał ustąpić. Najgoręcej za dalszą walką opowiadał się Osas, wtórowała mu jego królowa, Ehlissa. Łączyło ich wspólne pochodzenie, ale odmienne intencje. Osas chciał przede wszystkim Zwierciadła. Usilnie go pożądał jako relikwii swojego bractwa, Ehlissa natomiast… Reys!

Nagle zniknęły mi sprzed oczu piękne plaże i nagie kobiety, a wróciła twarz Nahatisa.

– Cholera, mógłbyś chociaż dać mi skończyć opowiadać… – jego głos uspokoił się, – Zdążysz się wyspać.

– A tak, to kończ szybko, zdaje się, że masz dla mnie coś ważnego i nie jest to wykład historii.

– Ech, więc w skrócie ciągle się kłócili. Było już blisko zawarcia zgody, gdy pewnej nocy zabito króla Utyra. Najprawdopodobniej uczynił to jeden z ludzi z jego świty, ponieważ król, na skutek swojego okrucieństwa, narobił sobie wrogów w kraju wrogów. Niemniej jednak, obrady zerwano i wrócono do domów.

– No i co z tego wynikło, bo zdaje mi się, że tak niewiele, że spokojnie mogłem pospać dłużej.

– Nic, poza tym, że Olvild wyjechał ze swoimi ludźmi nocą, a wielu zarzekało się, że towarzyszyły mu dziwne kształty w chmurach, zadziwiająco przypominające smoka.

– Sugerujesz, że Olvild był… Co właściwie sugerujesz?

– Nic, – odpowiedział mi z lekkim uśmiechem Nahatis, – Ale to nie koniec historii.

– Teraz słucham z zapałem.

– Olvild nie udał się do Crakatasu tylko na południe, w stronę Grohosh. Nie wiedzielibyśmy o tym, gdyby ktoś nie dostarczył nam zwojów z tamtych czasów. To była relacja z podróży Olvilda. Nie jest ona zbyt obszerna, duża część się zniszczyła. Ale są w niej ciekawe fragmenty. Olvild wyruszył na południe przez Cilion, ale po dotarciu na równinę w odległości kilku dni drogi do Stiesmy, zmienił kierunek i pomaszerował na zachód, wzdłuż Luary do przesmyku w Górach Białych Grani, by przejść do…

– Labitanu. – odrzekłem pośpiesznie. Ta historia zaczynała się robić coraz ciekawsza.

– Tak właśnie. Olvild przekroczył góry kilkanaście dni przez letnim przesileniem. Z tym, że już nigdzie nie odnotowano, co stało się z kształtami smoka w przestworzach. Przepadł. Na domiar złego, tu także kończy się przekaz na zwoju. Z pośpiesznie pozbieranych faktów wiemy, że Olvild niedługi czas potem odnalazł się w Crakatasie, jak gdyby nigdy nic. Wtedy nikt nie znał tych faktów, minęło ponad 600 lat i nagle my znajdujemy zwoje, a do Annis przybywa smok. Traf chciał, że to Ty akurat musiałeś go spotkać.

– Nie myśl, że się o to prosiłem. Do tej pory schodzi mi skóra z pleców przysmażonych smoczym oddechem o kamienną ścianę. Bardziej mnie ciekawi, jakim cudem dotarłeś do Kyrne tak szybko z Mykhet, skoro moje, jak to ująłeś, spotkanie ze smokiem, było nie dalej jak 10 dni temu? – spytałem, choć wiedziałem, że są wśród nas isaurich specjalni ludzie, którzy mogą uczynić więcej niż zwykli. Oni zazwyczaj pełnią najważniejsze role w bractwie. Ale nie miałem konieczności wiedzieć, czy Nahatis jest częścią tej grupy.

– Po pierwsze, nie byłem aż na Mykhet, tylko w Balis. A po drugie, więcej wiedzieć nie musisz. – takiej odpowiedzi w zasadzie się spodziewałem, choć tym, że przybył tu z Balis, Nahatis mnie zaskoczył. W końcu miasto to było sercem Cilionu, hen na wschodzie. Poczułem, że dalej pytać nie warto.

– I co teraz zamierzasz, – spytałem, – Bo tylko poinformowanie mnie, nie było dla Ciebie aż tak ważne, by się tu tłuc.

– Swój cięty język zostaw dla żony kupca i posłuchaj mnie teraz. – Kurwa, pomyślałem, skąd oni wiedzą to wszystko? I po co? Zresztą i tak się teraz nie dowiem, więc zamilkłem choć nie bez trudu.

– Sytuacja jest wyjątkowa, musimy podjąć jakieś kroki. Ty byłeś najbliżej smoka, więc dlatego rozmawiam z Tobą. Wielki Valer wzywa Cię do siebie. Masz przedstawić Radzie wszystko co wiesz o smoku i ataku na Annis.

Gdybym się nie spodziewał, że z innego powodu Nahatis by tu nie przybywał, byłbym wielce zaskoczony tym rozkazem. Nie mogłem mu w zasadzie odmówić, ale…

– Mogę wszystko opowiedzieć Tobie, sam wiem bardzo niewiele, bo jak słyszałeś, większość czasu spędziłem w lochu. Po wyjściu dowiedziałem się tylko, że smok zaatakował pałac księcia Turviga, wykonał parę lotów i odleciał. Tyle mówili mieszczanie. Czy naprawdę tylko z taką wiedzą mam jechać na północ?

– Jakiego koloru był smok?

– Nie wiem, byłem lekko wstrząśnięty własnym stanem, więc nie przyszło mi na myśl pytać byle głupka o kolor smoka. – odpowiedziałem cierpko, a Nahatis tylko się zamyślił.

– Rzeczywiście, – odrzekł po chwili ważąc słowa, – Na nic nie zdasz się Radzie, szkoda. Będziemy musieli działać sami, po omacku. Żegnaj.

Nahatis wstał i wyszedł szybko. Nie zamknął drzwi i gdy wyjrzałem na korytarz, nie było tam żywego ducha. Wróciłem do pokoiku i padłem na siennik. Przeanalizujmy całą wiedzę. Gdzieś pojawił się smok, przypadkowo byłem w tym samym mieście. Choć nie wiem, czy cokolwiek może dziać się przypadkiem, nie warto w to wierzyć. Potem ktoś mnie odratował i przybyłem tutaj. Okazało się, że wojna sprzed wieków nie przebiegała tak, jak ją znałem a nowa wiedza przybyła do mnie w tym samym czasie, co i smok. Doprawdy niewiarygodny zbieg okoliczności. I jeszcze ten liścik ze sznurkiem… Nawet jeśli nie chcę, by ta sprawa mnie dotyczyła, to chyba ona chce wdać się w romans ze mną.

Koniec

Komentarze

A kolejne części?

Przynoszę radość :)

do tej pory były 3, trzeba było sie upewnić, że jest sens wrzucać ;)

Wiem, po kolei czytam ;)

Przynoszę radość :)

dzięki za zainteresowanie :D 

Nowa Fantastyka