- Opowiadanie: Marcin Robert - Spełnione marzenia

Spełnione marzenia

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Spełnione marzenia

 

Grzesiek Nowak nie był zadowolony z dotychczasowego życia. Miał pięćdziesiąt dwa lata, był starym kawalerem i właścicielem firmy produkującej kosiarki do trawy. I choć mieszkał całkiem wygodnie w jednej z podkrakowskich miejscowości, sądził, że zasługuje od życia na więcej. Kiedy więc znalazł w porannej poczcie zaproszenie do Bractwa Kreatywnych Przedsiębiorców, podpisane przez jego kumpla ze studiów, Tomka Wielopolskiego, odpowiedział natychmiast.

 

– Domyślam się, co cię gnębi – powiedział Tomek, gdy następnego dnia spotkali się w krakowskiej siedzibie Bractwa. – Państwo zdziera z ciebie coraz większe podatki, leniwi pracownicy ciągle by tylko szli na zwolnienia, a niższe warstwy uważają cię za wyzyskiwacza, nie zdając sobie nawet sprawy, jak ciężko pracujesz i ile dajesz lokalnej społeczności.

– Jakbyś czytał w moich myślach! – wykrzyknął Grzesiek.

– W takim razie przyłącz się do nas, a wspólnie zrealizujemy plan, który uwolni polskich przedsiębiorców z opresji!

– Zgoda! – Grzesiek był naprawdę wzruszony.

 

Tydzień później, już jako pełnoprawny członek stowarzyszenia, stał razem z przyjacielem przed niewielką halą fabryczną.

 

– Najwyższy czas wtajemniczyć cię w nasze prace – oświadczył uroczyście Tomek. – Każdy biznesmen powinien być kreatywny i otwarty na nowe możliwości działania. Czy jesteś kreatywny i otwarty na nowe możliwości?

– Oczywiście! – odpowiedział Grzesiek, choć w głębi duszy nie był tego tak do końca pewien.

– Poznasz w takim razie odkrycie, które pozwoli nam pokonać miazmaty socjalizmu. – Tomek wyjął z kieszeni urządzenie przypominające stary model telefonu komórkowego. – Nasi uczeni przeszukali wyższe wymiary Uniwersum i jeden z nich okazał się nadzwyczaj obiecujący. Dostaniemy się do niego za pomocą tego oto teletransmitera międzywymiarowego.

 

Wcisnął kilka klawiszy i nagle cała okolica zatonęła we mgle. Jedynym wyraźnym budynkiem była duża hala, jaka pojawiła się na miejscu starej fabryki. Kiedy do niej weszli, zobaczyli rzędy maszyn, wokół których krzątały się niewielkie postacie w niebieskich kubraczkach i spiczastych czapeczkach.

 

– Zdumiewające! Cóż to takiego? – Grzesiek z niedowierzaniem przyglądał się maleńkim robotnikom.

– Antropomorficzne personifikacje energii biznesmena, a mówiąc krótko: pracusie.

– Aha. – Grzesiek starał się zachować inteligentny wyraz twarzy.

– W Dniu Zero, kiedy połączymy ten wymiar z naszą rzeczywistością, zwolnię ludzkich pracowników, a starą fabrykę zastąpię tym oto nowoczesnym zakładem.

– Ale w jakim celu?

– W naszym świecie biznesmeni zbytnio zależni są od otoczenia – odpowiedział Tomek. – Za publiczne pieniądze buduje się drogi, po których wozimy towary, nasi pracownicy uczą się w publicznych szkołach, a kiedy zachorują, idą do państwowych szpitali. To wszystko zaś kosztem naszych podatków i naszej godności. Przecież sukces każdego prawdziwego przedsiębiorcy powinien zależeć wyłącznie od niego, a nie od tego, co robi państwo albo inni ludzie.

– To prawda – zgodził się Grzesiek.

– W normalnej gospodarce nie powinno się więc biznesmenom niczego odbierać, żeby to jednak było możliwe, muszą oni otrzymać bezpłatnych pracowników i darmową infrastrukturę. No i proszę, odkryliśmy świat, który to umożliwia!

 

Przez następnych kilka tygodni Grzesiek ćwiczył kontaktowanie się z wyższym wymiarem pod kierunkiem Mistrza – doktora fizyki, a zarazem jogina i znawcy wiedzy tajemnej Majów. Przyznać jednak trzeba, że w pierwszym dniu nauki przeżył krótki moment zwątpienia:

 

– Zastanawiam się, czy takie zmuszanie pracusiów do roboty jest moralne? No i co one właściwie jedzą?

– Korzystają z prany – odpowiedział Mistrz. – Takiej energii przenikającej Wszechświat. A poza tym antropomorficzne personifikacje nie są tak naprawdę odrębnymi bytami. W pewnym sensie one są tobą, emanacją twojej przedsiębiorczości.

– Niezupełnie rozumiem, Mistrzu.

– Nie wyzyskujesz pracusiów, ponieważ nie można wyzyskiwać samego siebie. Jeżeli one coś budują, budujesz to ty. Gdy one wymyślają nowy produkt, korzystają z ukrytych możliwości twojego umysłu. Dzięki pracusiom stajesz się naprawdę niezależny. Naucz się z nich korzystać, a będziesz wreszcie mógł powiedzieć: wszystko, co osiągnąłem, zawdzięczam tylko sobie!

– Przecież zawsze tak mówię.

– Ale tym razem będzie to prawda.

 

Miesiąc później Grzesiek nauczył się wreszcie tworzyć stabilne emanacje oraz wydawać im polecenia. Przekonał się wówczas, że jego mali pomocnicy potrafią wykorzystywać pranę nie tylko jako pokarm, lecz także jako materiał budowlany. Właściwie byli w stanie zrobić z niej cokolwiek. Z wielkich bel pranicznego prefabrykatu potrafili, przy pomocy rozmaitych narzędzi, produkować artykuły spożywcze, biżuterię, a nawet skomplikowane maszyny. I to niemal bezkosztowo. Zużywany był właściwie tylko czas i ziemia, na której stanąć miały nowe zakłady. Rozmiar produkcji ograniczała więc tak naprawdę tylko wielkość popytu. Ten zaś dzielne maluchy potrafiły wykreować w kilka minut, szepcząc ludziom w nocy do uszu bajki o radosnej konsumpcji. Po kolejnych trzech miesiącach wytrwałej pracy, Grzesiek mógł wreszcie podziwiać swoją nową fabrykę sprzętu ogrodniczego, wzniesioną na miejscu starego zakładu. Na razie wprawdzie w innym wymiarze, jednak Dzień Zero – wyznaczony na drugiego maja – zbliżał się szybkimi krokami.

 

Działalność w Bractwie sprawiła także, iż Grzesiek nabrał większej śmiałości, a jego monotonne dotąd życie nabrało barw. Stał się na przykład wielbicielem programu "Gwiazdy na dywaniku", zamieniając pod jego wpływem powyciągane swetry i stare garnitury na modne, drogie ubrania. Kupił też sobie nowy samochód z wyższej półki, którym odtąd często jeździł do Krakowa, aby korzystać z uroków nocnego życia. Pewnego dnia zdecydował się przyjąć na staż Justynę, ćwierć wieku od niego młodszą absolwentkę zarządzania i marketingu. Wkrótce stosunki między nimi stały się bardziej zażyłe. Justyna dostała etat i aby nie musiała dojeżdżać, zamieszkała z szefem pod jednym dachem. Związek mężczyzny w średnim wieku z młodą dziewczyną nie spotkał się z aprobatą otoczenia. Grzesiek nic sobie jednak nie robił ani z plotek, ani nawet z awantury, jaką pewnego razu urządził mu wściekły ojciec Justyny.

 

– No i w czym problem? Jesteśmy tylko przyjaciółmi! – tłumaczył. – Faktycznie, uprawiamy seks, ale przecież przyjaciele dzielą się tym, co najlepsze, prawda?

 

W tym samym czasie, gdy Grzesiek trudził się rozwijaniem swojego małego biznesu, władze Bractwa zajęte były działalnością na niepomiernie większą skalę. Bracia wyższych stopni, dopuszczeni do Tajnej Rady, na własne oczy mogli się przekonać, jak niewyobrażalnie wpływowy, żeby nie powiedzieć – wszechmocny, jest ich Prezes. Trzeba wszak było przekupić dziennikarzy oraz odpowiednich urzędników, aby udawali, że niczego nie widzą. Należało też pamiętać o sejmowym lobby, które podrzuci we właściwym czasie projekty niezbędnych ustaw i przepchnie je w tajemnicy przed opinią publiczną. No i jeszcze o wtyczkach w Brukseli, Pekinie i innych ważniejszych stolicach. Prezes jawił się jako zbawca. Ostatni z owych kapitanów przemysłu, o których dowiedzieć się można z kart historii gospodarczej świata. Wszyscy członkowie stowarzyszenia mieli nadzieję, że pod jego rządami kapitalizm znowu rozkwitnie.

 

Pierwszego maja, tuż przed wybiciem północy, Grzesiek i niedawno wtajemniczona Justyna zasiedli przed telewizorem, aby obejrzeć internetową transmisję z uroczystości w głównej siedzibie Bractwa. Prezes wszedł na mównicę, wygłosił krótką przemowę, a następnie wdusił czerwony przycisk w znajdującym się przed nim teletransmiterze. Na ułamek sekundy powietrze rozświetliła pomarańczowa łuna. Ziemia wkroczyła w nową erę.

 

Świętowanie trwało krótko. Lampka szampana i do łóżka. Od samego rana czekało przecież wszystkich mnóstwo roboty.

 

Grzesiek zbudził się wpół do siódmej w doskonałym humorze. Sypialnię zalewały promienie wiosennego słońca, a z kuchni dochodził zapach świeżo zaparzonej kawy. Taki właśnie powinien być początek idealnego dnia – pomyślał zakładając pantofle.

 

W kuchni powitała go Justyna.

 

– Wiesz, kochanie – powiedziała z poważną miną – zanim wstałeś poszłam rzucić okiem na tę naszą nową fabrykę. Przed bramą zastałam pracusie, które oświadczyły, że stały się teraz ludźmi, założyły związek zawodowy i domagają się zaległej wypłaty.

Koniec

Komentarze

Prezentowane opowiadania napisałem na ostatnią edycję Warsztatów Tematycznych Fahrenheita. Należało wybrać któryś z poniższych tematów:   1. Bracia spod jednej anatemy… (ograniczenie: żadnego menelstwa)

2. A gdyby tak wygrać? (ograniczenie: nie może być o wojnie i wojsku)

3. Co mi za to dasz, że mi niczego nie musisz odbierać? (bez ograniczeń)

4. Czyściciel sumienia (ograniczenia: żadnych nadnaturalnych mocy wybielających sumienie)

5. Fenomenalny komplet (ograniczenie: tekst musi mówić o jakichkolwiek żywych bytach)

6. Świerszcze w trawie (ograniczenie: żadnych insektów w roślinach)

7. Ostatni taki bóg… (bez ograniczeń)

8. Ależ, kochanie! Oni wszyscy istnieją! (ograniczenie: w tekście nie mogą pojawić się jakiekolwiek stworzenia mityczne czy obcy z innych planet)

 

oraz ograniczenie nadrzędne: szeroko pojęta fantastyka   Ponieważ nie mogłem się zdecydować, który wybrać, postanowiłem napisać na wszystkie.

Zgrabny tekst, uśmiechnąłem się przy zakończeniu. "Faktycznie, uprawiamy seks, ale przecież przyjaciele dzielą się tym, co najlepsze, prawda?" - znakomite! ;D

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

…Niestety, za dużo polityki i ogranego narzekania na system gospodarczy. Tekst bardziej dziennikarski niż literacki. Pozdrawiam.

Mnie się podobało, zabawne :)

Przynoszę radość :)

Za dobrze im szło, więc dostali po uszach od samych siebie   :-)  

Czy morał z tego taki, że nie można wykorzystywać nawet samego siebie? ;)

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Na to wygląda  :-)

"– Domyślam się, co cię gnębi – powiedział z domyślną miną Tomek" – jedno "domyślanie" dobrze by było wywalić :) Na początku jakoś nie byłam przekonana, trochę za bardzo jak jakiś tekst motywacyjny, czy tam promujący. Wypowiedzi jak żywcem wyjęte ze spotu reklamowego, nie do końca mnie przekonały. Rozumiem, że taki mógł być zamysł, ale jakoś skojarzenie z kampanią polityczną mi się nasunęło i mi przeszkadzało :) Ale pomysł okazał się bardzo ciekawy i zakończenie świetnie, więc ogólnie i tak na plus :)

więcej. Kiedy więc  – trochę na siebie wpada.  Domyślam się, co cię gnębi – powiedział z domyślną – jak wyżej.  był naprawdę wzruszony.

 

Tydzień później był - jak wyżej. – Aha(.) – Grzesiek starał się zachować inteligentny wyraz twarzy. nabrał większej śmiałości, a jego monotonne dotąd życie nabrało którym odtąd często jeździł do Krakowa, – Często? To czym jeździł, jak nie jeździł samochodem z wyższej półki?   Justyna dostała etat i(,) aby nie musiała dojeżdżać, zamieszkała z szefem pod jednym dachem - musiała zamieniłabym na musieć urządził mu wściekły ojciec Justyny.

– No i w czym problem? Jesteśmy tylko przyjaciółmi! – tu masz przejście, które idzie ogarnąć, ale jednak można to zrobić lepiej. Jest sugestia wyżej, że ojciec robi awanturę, więc automatycznie wypowiedź poniżej przypisuje się jemu. Żeby się nie pogubić, dodaj imię i tyle. Od samego rana czekało przecież wszystkich mnóstwo roboty. – Jakieś takie przekombinowane trochę. pomyślał(,) zakładając pantofle. W ostatnim zdaniu chyba brakuje przecinka, ale nie jestem pewna. Fajne, lekko napisane, dobrze się zapętla. Swoiste przerysowanie postaci również na plus. Właśnie taką sieczkę umysłową serwują w podobnych Bractwach ;p Klimat parodiowy, zgarbnie przedstawiony. Pozdrawiam!

No i jak to własna emanacja potrafi człowiekowi dowalić… Najgorszy wróg. Nie do pokonania. ;-)

Babska logika rządzi!

Wielkie dzięki za wszystkie komentarze. :)   @Myszogon, @Almari Rzeczywiście, za dużo tego myślicielstwa w drugim akapicie. Zastanawiałem się nad wprowadzeniem poprawek (jak choćby tej kropki po "aha"), ale to jest tekst warsztatowy, a nie konkursowy, więc może powinien zostać w pierwotnym kształcie?  

Nie ma to jak kumpel ze studiów, który pojawia się znikąd i czaruje ;) Nielekki temat potraktowany lekkim piórem. Podobało mi się.

Marcin – to już od ciebie zależy, ale skoro jest to tekst warsztatowy, to zakłada również ćwiczenie stylu, formy itd. Przy wprowadzaniu poprawek człowiek sie uczy, a też już bedziesz wiedział następnym razem, że np. po tym 'aha' ma być kropka ;) Choć jest to drobnostka w tym przypadku, ale takie rzeczy, jak szyk zdań, powtórzenia, interpunkcja itd, warto poprawiać, bo wpływają na odbiór tekstu.

Marcin – to już od ciebie zależy, ale skoro jest to tekst warsztatowy, to zakłada również ćwiczenie stylu, formy itd. Przy wprowadzaniu poprawek człowiek sie uczy, a też już bedziesz wiedział następnym razem, że np. po tym 'aha' ma być kropka ;) Choć jest to drobnostka w tym przypadku, ale takie rzeczy, jak szyk zdań, powtórzenia, interpunkcja itd, warto poprawiać, bo wpływają na odbiór tekstu.

Dzięki, Almari. :) Wiesz, może masz rację. Wprowadziłem trzy drobne zmiany w pierwszej połowie tekstu.   PS Czy dj mógłby usunąć zdublowany post powyżej? ;)

Przepraszam za to zdublowanie. Pisałam z telefonu wtedy :) 

Przeczytałam. Trochę za słaba pointa jak na tak długi wstęp, moim zdaniem. Spodziewałam się czegoś wyraźniejszego.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

że zasługuje od życia na więcej – wydaje mi się, że nie można zasługiwać od kogoś/czegoś Niektóre dialogi wydały mi się sztuczne, a całość naciągana – wszystko poszło jakoś zbyt łatwo i szybko. Odczucia po lekturze ambiwalentne: czytało się niby dobrze, zakończenie dowcipne, ale całość nie zrobiła na mnie wrażenia, przykro mi.

Sorry, taki mamy klimat.

Podziękowałem za pierwsze komentarze, powinienem podziękować i za ostatnie. :)

Ciekawe, pouczające i z zabawną puentą. A przede wszystkim lekkie w odbiorze i sprawnie napisane. Czego chcieć więcej od literackiego tworu?

Za długie to to :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka