- Opowiadanie: telenophe - AMELIA

AMELIA

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

AMELIA

Dawno, dawno temu, w odległej krainie za siedmioma wzgórzami i siedmioma lasami, żyły sobie dwie małe dziewczynki…. Prawie nikt nie zaczyna już swoich opowieści w ten sposób. Marzę, bym mogła to zrobić tym razem, lecz musiałabym wtedy okłamać czytelników. Gdyby moja historia działa się wiele lat temu, nikt nie dopuściłby do tego, co zdarzyło się na przedmieściach Radomska w ubiegłym wieku.

Żyło tam szczęśliwe, ale bezdzietne małżeństwo. Zygmunt kochał Helenę, a Helena kochała Zygmunta. Do pełnego spełnienia brakowało im tylko gaworzącego maleństwa w kołysce. Korzystając z dobrodziejstw współczesnego świata postanowili złożyć wniosek o adopcję. Jakież było ich zdziwienie, gdy został on rozpatrzony pozytywnie, a do ich kolorowego domku już wkrótce miały przyjechać bliźniaczki.

Nie zainteresowali się skąd pochodzą, ani co się stało z ich rodzicami. Nie zapytali kuratorki dlaczego dziewczynki wróciły już z trzeciej rodziny zastępczej, ani dlaczego tak prędko chciano im znaleźć nowy dom.

-Są samotne, to logiczne, że mogą być z nimi problemy. -Często mawiał Zygmunt do swojej żony, gdy wspólnie przesiadywali wieczorem przy kominku.

-Damy sobie radę. -Zapewniała męża Helena.

Nadszedł upragniony dzień przyjazdu dzieci do Radomska. Helena założyła swoją ulubioną sukienkę i elegancko udekorowała stół. Zygmunt w nowej koszuli co chwilę zaglądał do piekarnika sprawdzając, czy pieczona kaczka jest już gotowa. Przygotowania przerwał im dzwonek do drzwi. Uśmiechnięte małżeństwo trzymając się za ręce podeszło do drzwi, by je otworzyć. Stała tam posępna pani kurator ubrana w czarną garsonkę, a obok niej stały dwie dziewczynki.

Miały około pięciu lat i były do siebie bardzo podobne, co nie było dla nikogo żadnym zaskoczeniem. W końcu były to bliźniaczki. Miały na sobie skromne, niebieskie sukienki i każda po dwa warkoczyki związane kolorowymi gumkami. Swoimi ogromnymi, ciemnymi oczami spoglądały z przerażeniem na nowy dom.

Po chwili, wszyscy siedzieli już przy stole i pałaszowali pyszny obiad. Po godzinie, czy dwóch, rodzina została sama, a Helena pokazywała dziewczynkom ich nowy pokój. Kobieta była tak zdenerwowana sytuacją, że nie przejęła się wcale, że na twarzy żadnej z dziewczynek nie widniał uśmiech.

Pierwsza z nich była pełna życia. Rankiem zbiegła po schodach do kuchni i objęła Helenę mocno w pasie.

-Czy mogę dostać śniadanie? -Zapytała słodziutkim głosem, niczym mały aniołek.

Jak można było odmówić czegokolwiek tak idealnemu dziecku, które grzecznie siedziało przy stole i z apetytem zjadało grzankę posmarowaną dżemem.

Jej siostra też zeszła na posiłek, lecz nie odzywała się ani słowem. Usiadła bliziutko bliźniaczki i trzymając ją za jedną rączkę apatycznie skubała kromkę.

Zygmunt i Helena bardzo cieszyli się z tak licznej rodziny. Ignorowali wszelkie dziwne rzeczy, które zaczęły się przydarzać w ich okolicy.

Pewnego dnia gdy byli z dziewczynkami na spacerze, pies sąsiadki ich zaatakował. Dzieci zaczęły piszczeć głośno, chcąc uciec przed wściekłym zwierzęciem. Na szczęście nikomu nic się nie stało. No może nie licząc psa, który dzień później został potrącony przez ciężarówkę.

Innego, znaleźli w kominku ptasie gniazda z rozbitymi jajkami. Zygmunt powiedział, że pewnie spadło ono z dachu, gdzie nieopatrznie zostało zbudowane przez jaskółki. Helena nie zaprzeczała, chodź dobrze wiedziała, że wylot kominka na noc zawsze jest zamykany.

Jeszcze innego dnia, dostali zawiadomienie z przedszkola, że z jedną z bliźniaczek dzieje się coś złego. Pani przedszkolanka tłumaczyła, że dzieci się boją i nie chcą się z nią bawić. Zaproponowała, by udali się z dziewczynkami na terapię. Przecież dużo przeszły w życiu i mogą potrzebować pomocy specjalisty.

-Nie będą mi z domu wariatkowa robić. -Prychnął Zygmunt, a żona zgodziła się z nim.

Wesoła bliźniaczka była bardzo energiczna. Podczas swoich zabaw często bałaganiła, a nie był to nieporządek zwyczajny. Dom wyglądał wtedy, jakby przeszło przez niego tornado. Nie krzyczeli jednak na nią, tylko spokojnie kazali jej sprzątnąć „plac zabaw”. Siostra była jej cieniem. Zwykle obok, przestraszona, wycofana, uczepiona siostrzanej ręki towarzyszyła jej zawsze i wszędzie. Nie rozmawiała z rodzicami, nie uśmiechała się. Gdy dziewczynki przebywały osobno, mogło się odnieść wrażenie, że druga siostra jest jeszcze bardziej wesoła i szczęśliwa.

-Ta druga (bo często właśnie tak nazywali introwertyczną dziewczynkę ) jest dla Ameli jak kula u nogi. Ogranicza ją! To nie jest normalne, by dziecko w tym wieku nie chciało się bawić. Amelia jest taka radosna, kiedy nie ma przy niej siostry. -Tłumaczył Zygmunt pani kurator, gdy ta przyszła na kontrole.

-Do czego pan zmierza? -Kobieta obrzuciła go zaciekawionym spojrzeniem.

-Chcemy by w naszym domu mieszkała tylko Amelia. -Powiedział pan Zygmunt, a Helena mu się nie sprzeciwiła.

I tym oto sposobem małżeństwo pozbyło się niechcianego dziecka, licząc że od tej pory ich życie będzie jeszcze bardziej szczęśliwe i radosne.

Od czasu wyjazdu siostry faktycznie Amelia rosła w siłę. Uczyła się pilnie, chętnie uczestniczyła w rodzinnych wycieczkach i zabawach. Helenie jednak cały czas coś chodziło po głowie i nie dawało spać.

Być może był to potłuczony wazon, albo skrzypienie podłogi w nocy. Przyczynić się też do tego mogły ciągłe przeciągi, okna, które otwierały się bez zezwolenia właścicieli, czy też klucze, które codziennie leżały w innym miejscu.

W nocy wydawało się jej, że po domu ktoś chodzi. Bała się iść to sprawdzić, a mąż ignorował jej „urojenia”. Coraz mniej podobała się jej słodka dziewczynka mieszkająca z nimi. Gdy się do niej przytulała czuła na karku nieprzyjemne zimno. Starała się nie przebywać z nią sam na sam. Co chwilę wybuchała kłótnia, gdyż Helena z nerwicą natręctw pilnowała, by każda rzecz miała własne miejsce. Cóż, nie możemy się jej dziwić, skoro codziennie rano znajdowała na podłodze łyżki, talerze i ramki ze zdjęciami. Podobno kobieca intuicja nigdy nie zawodzi. Prawda była taka, że Helena bała się przebywać w swoim domu. Coś się tam działo, lecz nikt nie chciał jej w to uwierzyć. Czary goryczy dopełniły słowa przedszkolanki.

-A gdzie ta druga dziewczynka? -Zapytała się pewnego dnia. -Myślałam, że nie mają państwo z nią żadnych problemów.

-Nie rozumiem. -Zdziwiła się Helena. -Przecież sama pani mówiła, że dzieci się jej boją. Uznaliśmy, że potrzebuje domu, gdzie ktoś się nią lepiej zaopiekuje.

-Zaszło nieporozumienie. -Przedszkolanka wyglądała na zmartwioną. -Nic się nie zmieniło, ponieważ dzieci boją się Ameli, nie jej siostry.

Helena wróciła z córeczką do domu, lecz nie wspomniała o tym swojemu mężowi. Nie powiedziała mu też, gdy tulił dziewczynkę do snu, ani gdy razem leżeli w łóżku.

Rano, ponieważ powinien być ranek a wszechobecna ciemność tego nie potwierdzała Helena długo nie wiedziała, czy ma wstawać. Wszystkie rolety w domu były zasłonięte. Szturchnęła męża, lecz on chrapnął coś tylko i odwrócił się na drugi bok. Zeszła więc na dół, by przygotować śniadanie. Pewnie by to zrobiła, gdyby lodówka nie była rozmrożona. Przygotowała by je też zapewne, gdyby na kuchennym stole nie siedziała wesoło Amelia rzucając w powietrze nożami i łapiąc je, zanim dosięgnęły stołu. Z gardła kobiety wydobył się stłumiony krzyk.

-Mamusiu, zobacz! Nauczyłam się nowej sztuczki! Pokażę koleżankom w przedszkolu. -zawołała uradowana dziewczynka i z uśmiechem na twarzy dodała. -Dostanę śniadanie?

-Oczywiście kochanie. -Helena podeszła do niej i spokojnie wyjęła jej sztućce z rączek. Mała zachmurzyła się lekko na to, lecz posłusznie oddała zabawki. -Co chcesz zjeść słoneczko?

-Mam ochotę na….naleśniki! -zachichotała.

-Już się robi perełko. -Matka złożyła na czole córki krótki pocałunek. Jak zwykle poczuła nieprzyjemne mrowienie. -Niestety, jak widzisz lodówka się chyba zepsuła, będę musiała iść do sklepu kupić nowe mleko. Poczekasz troszeczkę?

Dziewczynka energicznie pokiwała głową i zeszła na krzesełko. Helena z uśmiechem na twarzy wyszła z domu kierując się do sklepu spożywczego. Z nadmiaru wrażeń zapomniała portfela. Chciała się więc wrócić do domu, lecz na jej drodze stanęła dziwna kobieta.

-Dzień dobry, Wygląda pani na zaniepokojoną. Prowadzę doradztwo duchowe, może mogę Ci pomóc? -zapytała Helenę ubrana w obwisłe szale cyganka.

-Tak, proszę. -Uprzejmie przyjęła jej propozycję Helena.

Gdy weszły do domu z kuchni dało się słyszeć jak Amelia pyta się, czy mama kupiła jej mleko na naleśniki. Helena odpowiedziała, że za chwilę po nie pójdzie.

-Gdzie jest druga dziewczynka? -zapytała się Cyganka.

-Jest tylko Amelia.

-Och. To niemożliwe. -Nieznajoma uśmiechnęła się serdecznie. -Muszą być dwie dziewczynki. Źródło i Ujście. Nie chce pani chyba zatopić tego pięknego domu. -Zaśmiała się. -Gdzie jest druga? -Jej słowa nie były już miłe, lecz przepełnione złością i gniewem.

-Jest tylko ona…-Głos uwiązł w gardle Heleny. -Oddaliśmy drugą do domu dziecka.

-Nie macie Ujścia? -Cyganka wydawała się zdziwiona, a może nawet lekko przerażona. -Nie rozumiem. Ich nie można rozdzielać! -Krzyknęła.

-Ciiiicho. Mała może nas usłyszeć.

-Jeżeli nie przyprowadzicie Ujścia, nie pozbędziecie się tego. -drżącą dłonią wskazała przelatujący przez hol talerz z owocami.

-Czego? -zapytała się jej uprzejmie Helena, lecz Cyganka nie odpowiedziała, tylko szybko uciekła z domu.

Jeszcze tego samego dnia żona oznajmiła mężowi, że chce drugiej bliźniaczki. Zygmunt się jej nie sprzeciwił, przecież bardzo kochał swoją wybrankę.

Pojechali więc do domu dziecka, chcąc odkręcić niezręczną sytuację. Amelię zostawili samą w domu, gdyż żaden z sąsiadów nie zechciał się nią zająć. Gdy radośni w trójkę wracali do swojego pięknego domu, nie mogli spodziewać się tego, co zastaną.

Wokół posesji stały trzy wozy strażackie, próbujące załagodzić pożar trawiący budynek. Przerażeni podbiegli do zbiegowiska, a mała dziewczynka biegła razem z nimi. Obok strażaków stała Amelia i przechylała raz głowę w lewo, a raz w prawo.

-Mamo. -Druga bliźniaczka pociągnęła Helenę za spódnicę. -Ja się tym zajmę. -uśmiechnęła się do niej swoim zwykłym, smutnym uśmiechem.

-Wiem kochanie. Dlatego cię kochamy z tatą. -Powiedziała do niej, a Zygmunt nie zaprzeczył.

Dziewczynka podbiegła cichutko do Amelii i złapała ją za rączkę. W tym momencie Helena wiedziała, że postąpili słusznie, lecz bała się o tym powiedzieć mężowi. Przecież nie chciał mieć w domu wariatkowa.

Dom spłonął doszczętnie, a z jego wnętrza nie udało się nic uratować. Rodzina jednak rozpoczęła nowe życie. W czwórkę, w nowym, przytulnym domku otoczonym kwiatami i drzewami, wśród samych wesołych i miłych ludzi. Nikt się już nie przejmował, że od czasu do czasu jakiś talerz zmieniał swoje położenie.

-Pewnie Amelia go przestawiła, gdy się bawiła. -Zapewniał żonę Zygmunt.

-Nie ma się czym martwić. Jej siostra to posprząta. -Uspokajała męża Helena.

Koniec

Komentarze

Przeczytałem. Pomysł nawet ciekawy, choć można by jeszcze umrocznić Amelię. No i przydałoby się imię dla jej siostry. Poza tym, po dywizach stawiamy spację.   dwie bliźniaczki – dziwnie by było, jakby przyjechały trzy ; ) Nie zainteresowali się skąd one pochodzą, – bez "one"

ani dlaczego nie mają własnych rodziców. – bez "własnych", a lepiej "co się stało z ich rodzicami"

Nie zapytali się kuratorki – albo nie zapytali się albo nie zapytali kuratorki

Miały około siedmiu lat – rodzice adopcyjni powinni chyba wiedzieć, w jakim wieku są ich "nowe" dzieci

były do siebie bardzo podobne, co nie było dla nikogo żadnym zaskoczeniem. W końcu były to bliźniaczki. – ale o tym już wiemy… : )

na twarzy żadnej z dziewczynek nie widniał uśmiech – jakieś to dziwne

dostali zawiadomienie z przedszkola – to miały około siedmiu lat i chodziły do przedszkola?

Nie krzyczeli jednak na nią, tylko spokojnie kazali jej… - tu podmiot by się przydał

Ta druga (bo często właśnie tak nazywali introwertyczną dziewczynkę ) – nie ma co, kochający rodzice ; )

Amelia rosła w siłę – ?

mąż ignorował jej „urojenia” – nie ma co, kochający mąż ; )

Helena z nerwicą natręctw – nerwica natręctw to takie zaburzenie psychiczne

Cóż, nie możemy się jej dziwić – kto nie może? 

Rano, ponieważ powinien być ranek a wszechobecna ciemność tego nie potwierdzała – chyba ciut przekombinowane

Wszystkie rolety w domu były zasłonięte. – a czym były zasłonięte ; )

Pokaże koleżanką – Pokażę koleżankom

-Wiem kochanie. Dlatego Cię kochamy z tatą. – teraz, to cię (nie "Cię") kochamy, a przedtem won do domu dziecka ; )

Jej siostra to posprząta. - ona naprawdę musi mieć jakieś imię. 

Pomysł ciekawy, ale potraktowany po łebkach. Początek o tych siedmiu lasach i górach zupełnie niepotrzebny, poza tym jest sporo błędów i potknięć językowych. Przeczytać można.   Pozdrawiam

Mastiff

Zgadzam się z przedpiścami, że pomysł dobry, ale warto nad nim więcej popracować. Zazgrzytała mi kobieta "prowadząca doradztwo duchowe" w stroju cyganki. Ubranie nie pasuje mi do jej pierwszych słów. Ale mogę się mylić.

Babska logika rządzi!

Niezły pomysł, położony na lewą łopatkę z powodu – tu można wybierać między pospiechem w pisaniu i publikowaniu oraz brakiem zastanowienia nad niektórymi szczegółami. A szkoda…

  …Podobało mi się średnio. Bez emocji. Pozdrawiam.

Sporo błędów, dużo powtórzeń, źle ulokowane przecinki i zbędne zdania. Początek całkiem intrygujący, ale w miarę jak historia rozwijaja się, zamiast wzbudzać dreszczyk jakoś tak nużyła. Chyba zabrakło scen podwyższonego tętna, opowiadasz jakie to one niezwykłe, a w zasadzie nie wiadomo za bardzo na czym ta ich mroczna niezwykłość polega. Dobra, coś tam stało się z psem sąsiada. Dość oklepane schematy jak na tekst z dreszczykiem, liczyłam, że zakończenie wprowadzi jakąś innowację, zaskoczy, ale nie, nie do końca wyszło. Z pewnością wszystko dzieje się za szybko, pędzisz i pędzisz, byle do końca, horror wymaga spokoju i budowania atmosfery, lepiej jakby pojawiła się jedna dosadna scena z psem sąsiada chociażby, niż przerzucanie się pomysłami, co jeszcze zrobiły dziewczynki. Mniej szczegółów, ale lepiej zaznaczonych, tak żeby zapadły czytelnikowi w pamięć.  Nie odbieraj źle tego komentarza, opowiadanie nie jest tragiczne, drzemie w nim potencjał, co potwierdza się we wcześniejszych komentarzach, po prostu brak Ci wprawy w pisaniu takich tekstów, bo też do najłatwiejszych ten temat nie należy. Mimo to próbuj, dużo czytaj, wzoruj się, a kto wie, może zostaniesz mistrzem współczesnej grozy ;) Powodzenia życzę.

Pomysł nie jest zły, chociaż trochę oklepany. Ale byłoby całkiem spoko, gdyby nie zabrakło atmosfery. Opowiadanie  zupełnie nie wzbudziło we mnie emocji, a miało chyba chyba wywołać jakiś mroczny, niepokojący nastrój, prawda? Zgadzam się, że ten wstęp niepotrzebny. Na początku wręcz mnie zniechęcił, jak już chce się wykorzystać oklepane do bólu "dawno, dawno temu…" to trzeba się postarać, żeby wyszło jakoś jednak orginalnie, przewrotnie no i żeby to miało jakiś sens. Nerwica natręctw to choroba psychiczna i jej objawy potrafią być bardzo poważne, Helana nie reagowała by raczej z taką lekkością widząc koszmarny bałagan ("Dom wyglądał wtedy, jakby przeszło przez niego tornado. Nie krzyczeli jednak na nią, tylko spokojnie kazali jej sprzątnąć „plac zabaw”). Można po prostu nazwać Helenę pedantką, to mniej drastyczne :) Zapis dialogów jest niepoprawny – jeśli odnosimy się do samej wypowiedzi, zaczynami z małej litery i nie dajemy kropki, np. – Jestem w domu – powiedział. Ale: – Jestem w domu. – Trzasnął drzwiami. Może kulawy przykład, ale chyba wiadomo, o co chodzi :) No i ogólnie tyle, popracowałabym głównie nad opisami i budowaniem atmosfery.

Teraz się przyjrzałam tym dialogom i widzę, że w sumie to nie ma żadnej reguły, bo raz jest dobrze, a raz nie :) może więc po prostu zabrakło korekty, tak czy inaczej, lepiej o tym pamiętać. Po co psuć prace niepotrzebnymi błędami.

Nowa Fantastyka