- Opowiadanie: akwadrat - Legenda o Bazyliszku

Legenda o Bazyliszku

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Legenda o Bazyliszku

 

Warszawa to spokojne i bezpieczne miasto, a jej mieszkańcy należą do najszczęśliwszych ludzi w Polsce, lecz nie zawsze tak było.

 

Przed wiekami na starym mieście grasował potworny bazyliszek. Za siedlisko obrawszy sobie piwnicę jednej z kamienic przy ulicy Krzywe Koło, siał terror i spustoszenie. Nocami wychodził na łowy, za dnia zaś spał w czeluściach swojego skarbca. Ludzie bali się wychodzić na ulice i szeptem powtarzali plotki o rzekomym wyglądzie poczwary. Podobno tułów miała ona pokryty łuskami jak u gada, długa była na cztery metry, a zakończona krokodylim ogonem. Dziób posiadała jednak ptasi, podobnież kogucie szpony, a na głowie fantazyjny grzebień. Nietoperze skrzydła pozwalały potworowi latać. Niektórzy twierdzili, że potrafi on również ziać ogniem, a samo spojrzenie na gada zamienia ofiarę w kamień. Nie wiadomo ile w tym wszystkim prawdy, bowiem wszyscy, którzy mieli do czynienia z poczwarą, zostali przez nią pożarci, bądź też zdobią rynek jako kamienne statuy.

 

Cech kamieniarzy wpadł na pomysł, by bydlę zniewolić, udomowić i hodować, używając przy produkcji marmuru, lecz u pozostałych mieszkańców rozsądek wziął górę nad chęcią zysku i postanowiono gadzinę ubić. Nie było to zadanie proste, tym bardziej, że nikt nie zadeklarował się eksterminować zagrożenia osobiście. Uzbierano więc ogromną nagrodę, dla śmiałka, który bestię zgładzi, bądź też mędrca, który ją przechytrzy. Do miasta zaczęli zjeżdżać rycerze z całego kraju, a wraz z nimi, magowie, kuglarze, handlarze, ulicznice oraz wszelkiej maści element przestępczy. Stolica zaczęła obrastać w dobrobyt, zyski z handlu rosły a i dochody z podatków coraz liczniej zasilały miejską kasę. Zwiększono więc nagrodę, a ta przyciągnęła jeszcze więcej ludzi. Perpetum mobile.

 

Jednakże na bestię nie było mocnych, wszelkie siłowe rozwiązania zawiodły, kilkudziesięciu dzielnych rycerzy oddało swe życie, a miasto wzbogaciło się o kilkanaście nowych pomników. Wszelka broń nie imała się gada, miecze tępiły się na jego łuskach, włócznie łamały, a strzały odbijały się od jego zbroi. Okazało się również, że jego zęby są jadowite. Kilku śmiałków przeżyło spotkanie z potworem i opowiadali o nim za pieniądze. Podobno bestia znudziła się petryfikacja i czerpała przyjemność z walk z rycerzami, a nawet nielicznych oszczędzała. Szczęśliwcy opowiadali o niezliczonych skarbach, kryjących się w jamie bazyliszka. Chodziły pogłoski, iż tchórze nigdy z potworem w szranki nie stanęli, tylko udają i doją złotą krowę, dobrze to jednak świadczy o ich przedsiębiorczości, a i za złe strachu przed monstrum mieć nie można.

 

Próbowano zgładzić gada we śnie, okazało się jednak, że śpi z otwartymi oczyma. Próbowano zasadzić się na niego w nocy, gdy wychodził na żer, zastawiano sidła, z marnym jednak skutkiem. Podirytowana bestia była straszliwa w swym gniewie. Nie miała również litości dla rabusiów, którzy zakradali się, pod jej nieobecność, do skarbca. Bazyliszek dopadał ich zawsze i zadawał bolesną śmierć. Próbowano zawalić kamienicę i zasypać bestię, jednakże potrafiła ona drążyć tunele w ziemi jak kret, przeniosła więc po prostu skarbiec do budynku obok.

 

Któryś z mędrców wymyślił iż dziewice są odporne na paraliż, petryfikację oraz jad bazyliszka. Jeden z rycerzy wysłał swoją dziewiczą narzeczoną, by udusiła bestię, okazało się jednak, że albo mędrzec się mylił, albo nie była ona wcale dziewicą, bowiem skamieniała, gdy tylko bazyliszek skupił na niej swój śmiercionośny wzrok. Rycerz upił się potem i utopił w Wiśle, ale potwór nie dał po sobie poznać wyrzutów sumienia.

 

Podjęto jeszcze jedną próbę z dziewicą, bardziej udaną. Dziewczyna okazała się rzeczywiście odporna na magiczne moce gada! Ten jednak, podstępnie, gwałtem i przemocą, najpierw ją rozdziewiczył, potem używał sobie na niej noc całą. krzyki biednej dziewoi słychać było po całym mieście, potem z sił opadła i echem po ulicach niosły się już tylko jęki nieskromne. Rankiem znaleziono ją, już przemienioną w skałę. Rzeźbę zniszczono, coby nie siać zgorszenia.

 

Pojawił się potem pewien bezimienny szewc. Zarżnął owcę, wypatroszył i wypchał siarką, smołą, cyjankiem oraz wszelkiego rodzaju plugastwem, a następnie podsunął potworowi do zjedzenia. Bestia sprytem się nie popisała, podstępu nie wyczuła i owieczkę pożarła. Tak wielkiej zgagi nawet bazyliszek nie mógł zdzierżyć. Poleciał czym prędzej nad rzekę. Gdyby nie to, że Wisła już wtedy była paskudnie brudna i mętna, potwór ujrzałby w niej swoje odbicie i zarazem swój koniec, a tak po prostu napił się, zregenerował siły i wrócił do jamy. Niestety podczas lotu powrotnego dostał sraczki, a że złośliwy był, zrobił jeszcze dwie rundki nad całym miastem, zaznaczając swoją obecność.

 

Później ktoś wpadł na genialny pomysł z lustrem. Ochotniczce wręczono ogromne zwierciadło, ledwie dała radę je unieść. Gdy tylko przekroczyła próg lochu potwora, zaryczał. Nie mogąc znieść tego okropnego dźwięku upuściła ona zwierciadło, które rozbiło się na milion kawałków zwiastując Warszawie siedem wieków nieszczęść, a bezbronnej dziewczynie straszliwą śmierć.

 

Pojawił się nawet w okolicy wiedźmin. Niby zlecenie przyjął, ale mało robił, dużo za to żarł i pił, gadał też coś o ekologii i współistnieniu gatunków, toteż chłopi nabili go na widły i odesłali skąd przybył.

 

Lata mijały, ludzie umierali, ale bazyliszek jakby przycichł, przygasł wręcz, zrobił się spokojny i mało agresywny. Mówili, że knuje i planuje jakąś szczególnie plugawą zbrodnię. Nic bardziej mylnego. Oznajmił, iż znudziły mu się te zabawy i woli poczekać na godnego przeciwnika, po czym zaszył się pod ziemią i słuch po nim zaginął.

 

Podobno budowa metra rozbudziła go ze snu.

 

Podobno, gdy HGW zostanie wybrana na trzecią kadencję, powróci i zrobi z tym wszystkim porządek.

 

Podobno.

 

Czekamy…

Koniec

Komentarze

Sprawnie napisane opowiadanie, ale niestety, kiedy doczytałem do końca, czar prysł. Czytelnicy nie znający realiów współczesnej polityki Warszawy, aluzji mogą nie zrozumieć. Trochę siadło to opowiadanie na końcu i straciło jakiś sens. Jakąś taką fajność, odskocznię od realności. Z polityką i mieszania nią z legendami, tymi dobrymi i znanymi mogą czasem zaszkodzić. Tak jak w przypadku tego opowiadania. A szkoda ;(

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

…Niezależnie od błędów, uśmiałem się. Po raz pierwszy przeczytałem określenie "rozdziewiczyć". Jurny ten bazyliszek. Dobrze  tak Wiedźminowi, nie lubię go od czasu, gdy gołym dziewczętom nakazał  chodzenie w kolczugach, i używał je jako przyboczną straż. Podejrzewam, że autor ma też inny pseudonim, bo ten styl – dziwnie znajomy. Pozdrawiam rozbawiony.

Zakończenie odebrało radość z lektury. Nie-warszawiak nie skapuje w ogóle, warszawiak zapomni za miesiąc…

Ładny styl.

Takiego zakończenia się nie spodziewałem… mocne. :) Ale piszcie jakieś ciekawsze początki tych opowiadań, tak z jajem, bo gdyby nie tytuł, to nie wiem czy bym się skusił. Dla przykładu taka moja disco-polowa zajawka:   Warszawa – westchnienie – miasto spokojne, bezpieczne… ludzie życzliwi, weseli, najszczęśliwszy w całej Polsce. Jednak ongdyś było inaczej…   …Przed wiekami, na starym mieście, grasowała bestia, co ni dla dziecka, ni dla starca nie miała litości. Pewna kobiet, której syn nocą przepadł, modliła się, a tak żarliwie przy tym ściskała w dłoniach złączonych różaniec, że aż krew poczęła jej po nadgarstkach spływać. Łkała, powtarzając bez końca tylko jedno miano:   – Ba… Ba… Zzy… Liszz… Ek…

Podobało się. Ale, czy jesteś pewien, że przed wiekami mieszkańcy grodu podawali długość gada w metrach? Jeśli dobrze zrozumiałam końcówkę, Autor wierzy, iż HGW jest dziewicą. Może i ma jakieś szanse… ;-)

Babska logika rządzi!

No to jak, to spojrzenie ofiar na bazyliszka zmieniało w kamień, czy to, że bazyliszek spojrzał na ofiary?   Zgadzam się z tymi, którym zakończenie popsuło lekturę. Opowiastka ogólnie miła, trochę zadziorna, ale po co ta polityka? Nieśmieszne.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Wciągające opowiadanie zepsute przez publicystyczne zakończenie. A zapowiadało się tak dobrze. :(

Zakończenie po prostu głupie, ale podoba mi się przebiegłość bazyliszka i to, że potrafił sobie poużywać : )

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka