- Opowiadanie: Eregion - Władczyni piasków

Władczyni piasków

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Władczyni piasków

 

1

 

Konny wędrowiec przemierzał pustynną drogę, nie zważając na palące promiennie słońca. Był dobrze chroniony zarówno przed pyłem i kurzem, jak i przed światłem. Wyglądał na typowego mieszkańca pustkowi. Jego strój – obszerna jasna szata sprawiały, że jeździec mógłby zostać uznany za tubylca. Jednak swoją pomyłkę poznałby każdy, kto by spojrzał w twarz mężczyzny, chociaż ogorzała i opalona nie należała do semity. Był to mieszkaniec ziemi położonej daleko stąd – na dalekim półwyspie, zwanym Apenińskim. Był Latytem, przedstawicielem ludu władców ziemi.

 

Znużony monotonnym kołysaniem jazdy, pochylony kiwał się w siodle. Z zamyślenia wyrwał go dopiero koń przystając nagle w miejscu. Rzymianin wyprostował się i zrzuciwszy kaptur rozejrzał się po okolicy. Jasne, upalne słońce zalewało pustynną ziemię, sprawiając, że, piach pył i kurz lśniły nienaturalnym złotym blaskiem. Całość widoku dopełniały niewielkie, lecz gęsto rozsiane skupiska drzew, krzewów, roślin i traw. Gdzieś na lewo od drogi mignął szary cień jakiegoś małego zwinnego zwierzątka. Na błękitnym, gdzie nie gdzie zamazanym białymi smugami chmur, niebie unosiły się nieliczne ptaki, oraz kołowały w poszukiwaniu ofiary jastrzębie. Całość sprawiała wrażenie idealnej harmonii i spokoju, od której nie można było oderwać wzroku. Wrażenie prysło jednak z krzykiem drapieżnego ptaka pikującego w kierunku kępy krzewów. Pisk przerażonego gryzonia ostatecznie przywrócił Rzymianina do rzeczywistości. Sięgnął do juków i wyciągnąwszy skórzany bukłak, pociągnął łyk wina zmieszanego z wodą. Płyn, chociaż nagrzany, od razu ugasił pragnienie. W końcu jeździec zdecydował, że dostatecznie stracił już czasu i ruszył naprzód…

 

 

 

 

 

– Jestem Kwintus Porcjusz Scypion i będę teraz naczelnym oficerem tego garnizonu. – Zabrzmiało to nieco śmiesznie i na wyrost biorąc pod uwagę, że posterunek składał się z sześciu glinianych chat, jednej drewnianej wieży, jeśli można w ogóle nazwać wieżą drewnianą platformę na trzymetrowych palach i trzech płóciennych namiotów. Ponadto znajdowało się tam kilka szałasów i zagród dla małego stadka wychudzonych kóz. – Czy to wszyscy?

 

– Tak. Z dwudziestoosobowej załogi, trzech padło ofiarą jakiejś zarazy, jeden zginął podczas potyczki z tubylcami, oraz dwóch dalszych zmarło z odniesionych ran. Oczywiście mamy jeszcze jednego chorego – odpowiedział stojący obok centurion.

 

– Przeżyje?

 

– Myślę, że tak.

 

– Świetnie… Z dwudziestu żołnierzy, czternastu żyje, z czego jeden ranny…

 

– Tu na pograniczu warunki są ciężkie, a mieszkańcy słonecznych miast i zielonych łąk Italii oraz Grecji, szybko orientują się, że trafili do Hadesu. Także życzę powodzenia Kwintusie.

 

– Tak… Przyda się.

 

– Mam nadzieje, że wasze umiejętności w walce wyglądają lepiej niż wasze uzbrojenie. – Rzucił po zapoznaniu się ze wszystkimi. Jutro zobaczę ile jesteście warci!

 

– To nie gimnazjon ani koszary. Kilka miesięcy na granicy zrobi z mężczyzny lepszego żołnierza niż kilka lat treningu armii, Kwintusie.

 

– Racja Markusie, szczególnie się z tobą zgodzę, że dzisiejsze szkolenie, to zabawa dzieci w wojnę w porównaniu z tym, co było dawniej. Jednak wolę sprawdzić ile mogę polegać na swoich ludziach. – Mówiąc to ruszyli we dwóch w kierunku chaty przeznaczonej dla dowódcy posterunku.

 

– Na ile można na kimś polegać to dowiadujemy się dopiero wśród szczęku oręża i wrzasku konających.

 

– Ale same chęci rzadko wystarczają. A tak po za tym, to masz tu może jakieś dobre wino?

 

– Ha ha… Myślałem, że to ty coś przywieziesz, ale coś się znajdzie.

 

 

 

 

 

– Dobre to nie jest, ale da się wypić. – Usprawiedliwił się Markus podając dzban swemu gościowi.

 

– Pijało się gorsze. –Lecz w duchu przyznał mu zupełną racje.

 

– Zanim odjadę pewnie chciałbyś wiedzieć jak tu się żyje i jak wygląda tu sytuacja z Numidyjczykami i innymi…

 

– Innymi?

 

– A, to chodzi o różnych banitów, zbójców i bandytów. W sumie to z nimi są największe problemy. Łączą się w dosyć duże watahy i napadają wioski, a czasami jak się tu jakiś zbłąkany kupiec zapuści to często pozostaje w tych stronach. W piachu. Składa swoją ostatnią inwestycję – użyźnia glebę.

 

– Często macie jakieś utarczki?

 

– To zależy. Raz nic się nie dzieje tygodniami, a innym razem Ares jest szczęśliwy z kilku potyczek w ciągu paru dni.

 

Przez chwilę panowało milczenie.

 

– A dezercja? Często ktoś tu dezerteruje? W tych warunkach nie trudno chyba o to. Pustka, choroby, ciągłe walki, brak urozmaiconego jedzenia, kobiet. Nawet wino paskudne – wymsknęło się Kwintusowi.

 

– Spokojnie. Stąd nie ma gdzie uciec. Po pierwsze do najbliższego miasteczka są dwa dni drogi, a wszędzie kręcą się tu rzymscy żołnierze, a po za tym, jeżeli my nie schwytamy uciekiniera to zrobią to wspomniane już bandy degeneratów.

 

– Ech… Już nie mogłem się doczekać powrotu do cywilizacji. – Dodał po chwili półgłosem.

 

– Cywilizacji? – W głosie Kwintusa słychać było wyraźnie ironię, z odcieniem goryczy.

 

– Już po kilku miesiącach zatęsknisz do Italii, czy skąd tam pochodzisz.

 

– Urodziłem się w Gali zaalpejskiej, lecz w Rzymie spędziłem dużo czasu. Za dużo… – Ostatnie słowa wypowiedział szeptem do siebie.

 

Gdy już osuszyli kilka kielichów, a trudy podróży, zmęczenie i upał sprawił, że organizm dopomniał się o swoje prawa, ich głowy pochyliły się nad stołem i zapadli w popołudniowy sen.

 

 

 

 

 

Ranne wschodzące słońce czerwieniło horyzont i rzucało pierwsze promienie na zgubioną w pustkowiach stanicę rzymskich Limes. W śród chat zabrzmiał okrzyk oznaczający zmianę wart i kolejny mogący przynieść śmierć dzień. Wokół panował niezachwiany spokój. Z szałasu mającego pełnić funkcje stajni wyszedł Markus prowadząc swojego wierzchowca. Podszedł jeszcze do stojącego obok Kwintusa.

 

– No cóż… Trzymaj się.

 

– I ty również. Nie chcesz ze dwóch ludzi do ochrony?

 

– Nie, dzięki. Dam sobie radę. To nie jest mój pierwszy dzień na granicy – zaśmiał się Markus. – To raczej ty powinieneś przyjechać w towarzystwie kilku zbrojnych niż ja stąd odjeżdżać. Żegnaj. Muszę się śpieszyć przed południowym upałem.

 

– Żegnaj.

 

Kwintus popatrzył chwilę za swoim odjeżdżającym poprzednikiem. Lecz gdy mijał go przechodzący żołnierz zagadnął:

 

– Oprowadzisz mnie po obozie. Gdzie jest lazaret? Chciałbym najpierw zobaczyć się z ostatnim z jednostki, którego jeszcze nie widziałem. A potem magazyn.

 

Lazaret – była to jedna z glinianych chat pokrytych słomą. Z zewnątrz całość prezentowała się fatalnie, lecz wewnątrz nie dało się wytrzymać. Zaduch słabo wentylowanego pomieszczenia zlewał się ze smrodem potu chorego. Wszędzie panoszyły się robaki i insekty. Jedynym wyposażeniem chaty było posłanie z traw i koców, na którym znajdował się chory, dzban z wodą oraz palenisko. Sam chory był przytomny, lecz sprawiał dość kiepskie wrażenie, jednak rokujące szanse przeżycia. Poruszył się i skinął głową w stronę Kwintusa:

 

– Eliusz Tubern. – Przedstawił się słabym głosem.

 

– Wiem. Nie musisz nic mówić, jeżeli nie masz siły. Jestem Kwintus Porcjusz Scypion, nowy centurion.

 

Chory uśmiechnął się słabo.

 

– Jak długo choruje? I na co? – Kwintus spytał stojącego obok niego legionisty.

 

– Na co to nie wiemy. Nawet poprzedni kapitan Markus nie wiedział, ani nawet, jak był tu taki jeden kupiec. Znał się na ziołach i lekach, trochę tego nawet zostawił. O tu są. – Mówiąc to wskazał na zawiniętą chustę. – I on właśnie też nie wiedział, co to jest.

 

– Dobrze. – Kwintus zaśmiał się w myślach z gadulstwa żołnierza. – Ale ile on już tak choruje?

 

– A, tak. To będzie jakieś dwa tygodnie. Ale on cały czas zdrowieje, więc…

 

– Dobrze, dobrze. Przynieś mu jeszcze pół dzbana wina. – Przerwał mu Kwintus zmierzając do wyjścia. – A! I wynieście go z tego zaduchu.

 

Gdy Kwintus skończył obchód obozu kazał zwołać cały odział. Żołnierze trzeba było przyznać byli karni i dobrze wyszkoleni przez Marcusa. Trzynastu mężczyzn szybko i w należytym porządku ustawiło się w szeregu.

 

– Zanim sprawdzę ile jesteście warci, zrobicie tu porządek. Przede wszystkim trzeba wyczyścić chaty, namioty i szałasy z robactwa. Potem weźmiecie i coś zrobicie ze swoimi zbrojami, których stan jest w opłakanym stanie. – Wydał polecenia do stojących na baczność legionistów.

 

– Tak jest! – Odpowiedzieli.

 

– Najpierw wyniesiecie wszystkie przedmioty z chat…

 

Kiedy plac przed lepiankami zapełnił się różnymi skrzyniami, pakami, pieńkami, dzbanami i innymi tego typu rzeczami, rzymianie z pomocą miejscowych trzech rodzin chłopskich zaczęli demontować strzechy, zostawiając jedynie szkielety, na których opierał się "dach". Zdjętą słomę rozłożono na kamieniach pustyni, by słońce przepędziło robactwo gnieżdżące się między trawami. Następnie, gdy nazbierali wystarczającą ilość chrustu zaczęli wypalać od środka chaty. Kuracja żarem i dymem dała pożądane rezultaty – insekty ginęły dziesiątkami. Niewielkie dymiące kupki żaru podsycane były we wszystkich lepiankach do samego wieczora. W tym samym czasie, gdy chaty przechodziły chrzest ognia szałasy zostały rozebrane, a budujące je gałęzie spotkał ten sam los, co strzechy. Płótna namiotów również w miarę możliwości próbowali oczyścić, lecz efekty były mizerne. W części przypadków musiano je zastąpić nowymi, a stare spalić.

 

Tę noc wszyscy spędzili na gołej ziemi, okryci tylko kocami, musieli przeczekać zimno pustynnej nocy. Rzymianie i dorośli chłopi bez problemu znieśli chwilowe niedogodności, lecz płacz dzieci trwał do rana. Jedynie chory legionista posiadał na wprędce sklecony namiot, który jednak doskonale spełnił swoje przeznaczenie, chroniąc go przed chłodem. Przez cały następny dzień podtrzymywali żar w chatach, oraz naprawiali kolczugi i inne elementy pancerza możliwe do zreperowania w tych warunkach. Dopiero po kolejnej nocy placówka powróciła do pierwotnego wyglądu. Osmolone i odymione ściany przykryto z powrotem słomianym dachem, odbudowano szałasy i przebudowano oraz wzmocniono wieżę. Tak minęły pierwsze cztery dni Kwintusa w garnizonie strzegącym numidyjskiej granicy na południe od portowego miasta Jol i rzeki Szelif.

Koniec

Komentarze

Ze samego końca, jako próbki: których stan jest w opłakanym stanie.  ---> …   Wydał polecenia do […] legionistów  ---> naprawdę polecenia wydaje się do?   chaty przechodziły chrzest ognia ---> i pozostały z nich kupki popiołów…   posiadał na wprędce sklecony ---> pal licho, że posiadał, ale na wprędce… Coś się Autorowi skontaminowało? Znaczy, pomerdało… Przepraszam za użycie trudnego słowa.  naprawiali kolczugi i inne elementy pancerza  ---> różnica między kolczugą a pancerzem istnieje, naprawdę istnieje, i jest na tyle dużą, że wyklucza tę pierwszą jako element tego drugiego.   Nie pamiętam, kto pierwszy powiedział, że polska język trudna język. Ale miał rację; nieprawdaż?

…Podstawowe błędy merytoryczne. 1. Rzymianie nie używali, jak mi się zdaje kolczug, chociaż głowy nie dam. 2. Centurion i kapitan, ryzykowne, chociaż autor "Wojen żydowskich" też tak nazywał setników – czyli licencja poetica. 3. Placówka rzymska odosobniona, a piszesz, że w pobliżu kręciło się sporo rzymskich żołnierzy. 4. Ciężko i obłożnie chory na pierwszy rzut oka dobrze rokował – to zadziwiające. 5. Strzechy od zawsze wystawione na słońce, dezynfekowano – słońcem.Może je po prostu otrzepano z robactwa? 6. Poziom wyszkolenia żołnierzy oceniono po fakcie, że trzynastu rzymian umiało ustawić się w szeregu, natomiast broń i zbroje mieli zaniedbane. O błędach literackich niech piszą inni. Pozdrawiam i namawiam do studiowania źródeł historycznych, a tych nie brakuje.

Co do błędów literackich to nie będę się kłócić i przyjmuję krytykę. Jednak co do zarzutów natury merytorycznej to jednak muszę na ich część odpowiedzieć: !. Opowiadanie mam zamiar umieścić w okresie ok. III/IV w n. e. (to ma być początek do którego mam zamiar dopisać kontynuację). Więc w tym okresie rzymianie przejęli od Sassanidów kolczugi, którzy z kolei przejęli je z Indii. 2. Kwestia uznania. 3. W którym miejscu? Czy chodzi o zwrot "Stąd nie ma gdzie uciec. Po pierwsze do najbliższego miasteczka są dwa dni drogi, a wszędzie kręcą się tu rzymscy żołnierze, a po za tym, jeżeli my nie schwytamy uciekiniera to zrobią to wspomniane już bandy degeneratów."? 4. ciężko chory ale rokował szanse przeżycia – co w tym jest nielogicznego? 5. Strzecha ma grubość ok 30-40 cm. Uznałem (być może mylnie) że głębiej może znajdować się robactwo. 6. Poziomu wyszkolenia bohater nie ocenial tylko wyraził przypuszczenie. Więc reasumując z zarzutem 1,3,4,6 się nie zgadzam, co do 3 to rzeczywiście mogłem się zagalopować. oczywiście dziękuję za twórczą krytykę, zwłaszcza że jest to moje jedno z pierwszych opowiadań.

I co do chrztu ognia. To było trochę poetyckie określenie i nie chodziło o żadną burzę płomieni, lecz o podtrzymywanie żaru, który na pewno nie mógł zaszkodzić glinianym chatom. co do błędów językowych to rzeczywiście mogło być ich sporo (napisane w ciągu dwóch dni).

skontaminowało – pewnie musiałbym sprawdzić co to znaczy gdyby nie tłumaczenie na prostą polszczyznę. Jednak co do pancerza to chciałbym zwrócić uwagę, że pancerz to inaczej zbroja i nie oznacza tylko i wyłącznie tzw. "płytówy"

…Bądź autorze tak dobry i podaj mi źródło Twej wiedzy o kolczugach, bo ja mam inne informacje. Może dowiem się czegoś nowego. Produkcja czy wytwarzanie żelaznego drutu, to nie przelewki – ciągnięcie żelaza przez odpowiednie żelazne sita na tzw. "siodełku było trudne. Ale nie upieram się, może mieli kolczugi. W przypadku chorego, na jakiej podstawie można wzrokowo ocenić, czy chory "dobrze rokuje" Ponoć leżał dwa tygodnie we własnym pocie wśród robactwa. Chory, który dwa tygodnie nie wstaje z posłania, zazwyczaj źle rokuje. Pozdrawiam.

…Pardon, autorze, istotnie używano kolczug w starożytności – na wschodzie. Zwracam honor i pozdrawiam.

Masz rację, ale nie bierzesz pod uwagę automatycznie pojawiających się u czytelników skojarzeń. Pomimo tego, że pancerz ma szerszy zakres znaczeniowy ("mieści się" w nim kolczuga w formie koszuli), nie posiadający fachowej wiedzy czytelnik nie zaliczy kolczugi do pancerzy, ponieważ tenże kojarzy się w pierwszym rzędzie z ochroną ciała sporzadzoną z litego materiału, jak na przykład blachy. Zbroja byłaby lepszym zamiennikiem. pancerz m II, D. -a; lm M. -e, D. -y

1. część dawnej zbroi rycerskiej osłaniająca piersi i plecy, składająca się z dwóch blach umocowanych rzemykami; także: koszulka druciana lub kaftan skórzany naszywany kółkami lub blaszkami.   kolczuga ż III, CMs. ~udze; lm D. ~ug

hist. rodzaj średniowiecznego pancerza rycerskiego okrywającego tułów lub całe ciało, zrobionego z drucianej siatki lub metalowych kółek.   zbroja ż I, DCMs. zbroi; lm D. zbroi (zbrój)

okrycie ochronne dawnych wojowników, rycerzy (niekiedy i koni) najczęściej metalowe, używane od starożytności do w. XVI; pancerz osłaniający tułów.

A ja bym chętnie przeczytała dalszy ciąg :)

Przynoszę radość :)

Mam nadzieję że 2 częśc (dokończenie) będzie z mojej strony bardziej dopracowane.

A tak właściwie, to, o co chodzi? Rozumiem, że przybył nowy dowódca i co? Przyjechał, popatrzył, napił się, przeszedł dookoła, zarządził sprzątanie… i koniec. Jak dla mnie to za mało żeby zachęcić do czytania drugiej części.

…Może dalszy ciąg nas zaskoczy.

Początek mnie nie zaciekawił, albowiem, pominąwszy wielkie porządki, nic się na razie nie dzieje. Nie wydarzyło się także nic, co by zapowiadało jakieś atrakcje w najbliższej przyszłości. Tekst jest napisany, delikatnie mówiąc, nie najlepiej, niestety.  

 

„…nie zważając na palące promiennie słońca”. –– Literówka.

 

„Z zamyślenia wyrwał go dopiero koń przystając nagle w miejscu”. –– Czy można przystanąć nagle, nie w miejscu?

 

„Jasne, upalne słońce zalewało pustynną ziemię…” –– Słońce nie jest upalne. Upalny może być np. letni dzień, gdy słońce mocno przygrzewa.

 

Całość widoku dopełniały niewielkie…” –– Całości widoku dopełniały niewielkie

 

„…niewielkie, lecz gęsto rozsiane skupiska drzew, krzewów, roślin i traw”. –– Ciekawa jestem, co rozumiesz pod pojęciem roślin, wyodrębnionych w zdaniu, skoro drzewa, krzewy i trawy są przecież roślinami. ;-)  

 

„Na błękitnym, gdzie nie gdzie zamazanym białymi smugami chmur…” –– Na błękitnym, gdzieniegdzie zamazanym białymi smugami chmur

 

„…unosiły się nieliczne ptaki, oraz kołowały w poszukiwaniu ofiary jastrzębie”. –– Jastrzębie to także ptaki. ;-)  

 

„Wrażenie prysło jednak z krzykiem drapieżnego ptaka pikującego w kierunku kępy krzewów”. –– Nie wydaje mi się, by drapieżny ptak pikował w kierunku upatrzonej ofiary i wydawał przy tym jakikolwiek krzyk. Chyba że okrzyki ostrzegawcze: Uważaj ty gryzoniu, bo zaraz cię dopadnę! ;-)  

 

„W końcu jeździec zdecydował, że dostatecznie stracił już czasu i ruszył naprzód…” –– Wolałabym:  W końcu jeździec zdecydował, że stracił już dostatecznie dużo czasu i ruszył naprzód

 

„…jednej drewnianej wieży, jeśli można w ogóle nazwać wieżą drewnianą platformę na trzymetrowych palach i trzech płóciennych namiotów”. –– Czy trzech płóciennych namiotów to element konstrukcyjny wieży, co do której nie ma pewności, że jest wieżą? ;-)  

 

„Ponadto znajdowało się tam kilka szałasów i zagród dla małego stadka wychudzonych kóz”. –– Małe stadko kóz, a przeznaczono dla nich kilka szałasów i zagród? Czy każda koza miała osobisty szałas w osobistej zagrodzie? ;-)  

 

Oczywiście mamy jeszcze jednego chorego – odpowiedział stojący obok centurion”. –– Czy oczywistość posiadania chorego była wymogiem, warunkującym właściwe funkcjonowanie posterunku? ;-)

 

„Tu na pograniczu warunki są ciężkie…” –– Tu na pograniczu warunki są trudne… Ciężkie jest coś, co dużo waży.

 

„Jednak wolę sprawdzić ile mogę polegać na swoich ludziach”. –– Wolałabym: Jednak wolę sprawdzić, na ile mogę polegać na swoich ludziach. Lub: Jednak wolę sprawdzić, jak bardzo mogę polegać na swoich ludziach. Albo: Jednak wolę sprawdzić, czy mogę polegać na swoich ludziach.

 

„Składa swoją ostatnią inwestycję – użyźnia glebę”. –– Wolałabym: Składa swoją ostatnią daninę/ ofiarę – użyźnia glebę. Osobnik stający się użyźniaczem, nawet jeśli inwestował za życia, po śmierci już nie inwestuje. ;-)  

 

„Często macie jakieś utarczki?” –– Wolałabym: Często zdarzają się jakieś utarczki? Lub: Często dochodzi do jakichś utarczek?  

 

„W tych warunkach nie trudno chyba o to”. –– W tych warunkach nietrudno chyba o to.

 

„Stąd nie ma gdzie uciec”. –– Wolałabym: Stąd nie ma dokąd uciec.

 

„…a trudy podróży, zmęczenie i upał sprawił…” –– …a trudy podróży, zmęczenie i upał sprawiły

 

W śród chat zabrzmiał okrzyk…” –– Wśród chat zabrzmiał okrzyk

 

„Wszędzie panoszyły się robaki i insekty”. –– Robaki i insekty znaczą to samo.

 

„Przede wszystkim trzeba wyczyścić chaty, namioty i szałasy z robactwa”. –– Do tej pory słyszałam o szałasach z gałęzi, skór, płacht różnych, ale o szałasach z robactwa czytam pierwszy raz. ;-)  

 

„…i innymi tego typu rzeczami, rzymianie z pomocą miejscowych…” –– …i innymi tego typu rzeczami, Rzymianie z pomocą miejscowych

 

„…szałasy zostały rozebrane, a budujące je gałęzie…” –– Gałęzie budowały szałasy? Wierzyć się nie chce. ;-)

Może: …szałasy zostały rozebrane, a tworzące je gałęzie

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ehhh i jak tu dogodzić kobiecie?

Eregionie, wystarczy dobre, porządnie napisane opowiadanie. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zastanawiałem się czy o tym napisać i w końcu się przełamałem. A więc: Nie mam nic przeciwko krytyce i naprawdę rozumiem że mogę sadzić dużo błędów, zwłaszcza że dopiero rozpoczynam przygodę z pisarstwem, to jednak nie mogę zrozumieć tej jakiejś mody na wyszukiwanie nieraz na siłę sztucznych "błędów". Po przeglądnięciu forum doszedłem do wniosku że niektóre osoby naprawdę przesadzają. dla przykładu: – Jasne, upalne słońce zalewało pustynną ziemię…” –– Słońce nie jest upalne. Upalny może być np. letni dzień, gdy słońce mocno przygrzewa. – W takim razie słońce nie posiada temperatury? Słonce jest gorące, a słowo upalny jest synonimem wyrazu goręcy. „…unosiły się nieliczne ptaki, oraz kołowały w poszukiwaniu ofiary jastrzębie”. –– Jastrzębie to także ptaki. ;-)

Tak to także ptaki, jednak jako jedyne krążyły po niebie w przeciwieństkie do innych, które się tylko unosiły tj. swobodnie i chaotycznie latały.  

„Wrażenie prysło jednak z krzykiem drapieżnego ptaka pikującego w kierunku kępy krzewów”. –– Nie wydaje mi się, by drapieżny ptak pikował w kierunku upatrzonej ofiary i wydawał przy tym jakikolwiek krzyk. Chyba że okrzyki ostrzegawcze: Uważaj ty gryzoniu, bo zaraz cię dopadnę! ;-)Cóż, ptaki rzeczywiście mają taki zwyczaj i wie otym chyba każdy kto spędził chociaż jeden dzień poda domem/miastem.  

Moża jeszcze mnożyć te przyklady naprawdę śmiesznej i dziwnej "krytyki". Jest ona niestety obecna pod chyba każdym tekstem na tej stronie i naprawdę bardzo mnie to dziwi. Myślę że funkcjonuje to na zasadzie: "Ha, pokażę wszystkim jaki/a jestem mądra i inteligętny/a. Niestety jest to conajmniej dziwne. Na koniec przepraszam za poszatkowanie posta. (Coś mi internet nawala)

"Słonce jest gorące, a słowo upalny jest synonimem wyrazu goręcy." Parsknęłam śmiechem i poszłam zrobić sobie upalnej herbaty.

nie każde słowo można użyć w każdej sytuacji. Jednak "Upalne słońce" jest jak mi się wydaje formą jak najbardziej poprawną.

A jeżeli upalny-gorący to nie synonimy to co? Parsknęłam śmiechem i poszłam zrobić sobie upalnej herbaty. – to zdanie jest idiotyczne. Słonce jest gorące, a słowo upalny jest synonimem wyrazu goręcy. – a gdzie tkwi idiotyzm w tym? Właśnie o tym mówię co jest zaprezentowane z twoim poście. Totalna ignorancja i chęć udowodnienia że "wie się lepiej". Naprawdę myślę że o wiele lepiej dla prestiżu strony było by prowadzić merytorycznie poprawną krytykę, a nie bawić się w naprawdę dziwne podejście do tematu. Pozdrawiam.

Naprawdę myślę że o wiele lepiej dla prestiżu strony było by prowadzić merytorycznie poprawną krytykę, a nie bawić się w naprawdę dziwne podejście do tematu. Albo można napisać poprawne merytorycznie opowiadanie i nie przejmować sie krytyką. Bo po co?

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Tak, masz rację: WYDAJE ci się. http://sjp.pwn.pl/slownik/2532983/upalny upalny Ťo porach dnia, roku itp.: odznaczajšcy się wysokš temperaturš powietrzať [podpowiedŸ: słowo kluczowe: powietrza].

W dalszym ciągu podtrzymuję twierdzenie, że słońce nie jest upalne. Nie zgadzam się z Twoim pomysłem, że „…słowo upalny jest synonimem wyrazu goręcy”. I twierdzę stanowczo, że słowo upalny nie jest także synonimem wyrazu gorący.  

„Tak to także ptaki, jednak jako jedyne krążyły po niebie w przeciwieństkie do innych, które się tylko unosiły tj. swobodnie i chaotycznie latały”. –– Tak, ale jastrzębie, krążąc, również unoszą się swobodnie, także latają, choć może nie tak chaotycznie.  

W kolejnej, zakwestionowanej przez Ciebie uwadze, zanegowałam prawdopodobieństwo, jakoby jastrząb, z krzykiem, pikował w kierunku ofiary. Jeśli uważasz, że to jest możliwe, wskaż mi drapieżnika –– ptaka lub ssaka –– który, polując i podchodząc ofiarę, nie będzie się starał zachować jak najciszej. Nie przyjmuję do wiadomości Twojego stwierdzeniaCóż, ptaki rzeczywiście mają taki zwyczaj i wie otym chyba każdy kto spędził chociaż jeden dzień poda domem/miastem”. Różne ptaki rzeczywiście wydają różne odgłosy –– mogą śpiewać, kląskać, świergotać, kukać, gruchać, pohukiwać, ćwierkać, że na tym poprzestanę, jednak nie podczas łowów. A już konkretnie jastrzębie są ptakami zasadniczo milczącymi, z wyjątkiem okresu godowego, kiedy wydają dość głośne kwilenie.  

Cieszę się, że moje komentarze uznajesz za śmieszne, nic nie poradzę na to, że jednocześnie wydają Ci się dziwne. Masz prawo do osobistych odczuć i możesz się tymi odczuciami dzielić z innymi. Tak jak ja, pozwalając sobie wyrazić przypuszczenie, że mamy prawdopodobnie różne poczucie humoru. Owszem, czytam na tej stronie wiele opowiadań i pod każdym staram się zostawić komentarz, nierzadko także listę błędów, jeśli takie zauważę, oraz propozycję poprawek. Tak rozumiem rolę i powinność członka Loży, w której mam zaszczyt zasiadać. Mogę Cię zapewnić, że na tej stronie nie panują żadne mody, a już na pewno nie na „…wyszukiwanie nieraz na siłę sztucznych "błędów". W Twoim opowiadaniu nie ma sztucznych błędów. One są prawdziwe, i to Ty je zrobiłeś, pewnie nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Chciałam pomóc, ale cóż, nie udało się, bowiem Autor ma własne wyobrażenie jak powinien wyglądać komentarz i jak należy krytykować, by nie urazić piszącego.

Nie musisz przepraszać za poszatkowanie postu, zupełnie mi to nie przeszkadza, ale przykro mi, że nawala Ci Internet.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Synonim słowa upalny upalny: pogodny dzień jasny, pogodny, ciepły, słoneczny, bezchmurny, bezdeszczowy upalny: ciepły dzień gorący, ciepły, rozgrzany, letni, skwarny upalny: gorący, pogodny, słoneczny, letni, skwarny upalny: klimat suchy, pogodny, bezdeszczowy, tropikalny   to z pierwszego lepszego słownika internetowego. jak się zastanowiłem to może rzeczywiście zbyt się uniosłem, ale bylo to spowonowane nawarstwieniem wytykanych błędów, które można z takim samym poczuciem sprawiedliwości przyjąć lub odrzucić.

Nowa Fantastyka