- Opowiadanie: chadi - Śmierć cz.1

Śmierć cz.1

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Śmierć cz.1

 

Kawałki rozbitego wazonu posypały się po podłodze. Wrzask rozszedł się po ścianach pokoju, ale nikt go nie słyszał. Miał pozostać w tych ścianach już na zawsze, wraz ze swoją słodką tajemnicą morderstwa. Następny pisk, tym razem przepełniony bólem, cierpieniem i błaganiem. Czerwona ciecz powoli wyciekła z ran i udała się w ostatnią podróż po podłodze. Wśród wrzasków dało się słyszeć cichy chichot oprawcy, któremu ten widok najwyraźniej sprawiał rozkosz.

 

– Obrzydliwe – Wtrąciła tajemnicza postać stojąca w kącie pokoju.

 

Nikt nie zwrócił na to uwagi. Nóż ciągle wędrował, góra dół zadając jeszcze więcej bólu ofierze, ale za to mnóstwo zabawy oprawcy.

 

Postać ostrożnie wyciągnęła różowy zegarek i spojrzała na jego tarczę. Czas spadał i płynął ku końcowi. Jeszcze tylko troszkę, a skończy się ta gehenna. Nie mogła zareagować. Mogła tylko stać i patrzeć na szaleństwo ludzkiego umysłu. Czasami chciała, przywalić tym dupkom, ale taką miała praceę Musiała stać, patrzeć i czekać. Nie mogła ingerować w te sprawy, miała tylko wykonywać rozkazy. Nie może przedłużyć, ani skrócić życia. Na szczęście prędzej czy później przyjdzie także po nich, po oprawców. Nikt nie mógł przed nią uciec.

 

– Trzy, dwa, jeden – Odparła widząc jak zegarek się zeruje – Twój czas się skończył.

 

Ciało przestało się ruszać i wydawać jakiekolwiek odgłosy. Leżało teraz powykrzywiane w bólu w najróżniejsze strony. Oprawca wyglądał na lekko zawiedzionego, miał ochotę jeszcze trochę pobawić się ze swą ofiarą.

 

– On mnie zabił! – Wykrzyknęła dusza unosząc się nad martwym ciałem.

 

– Nie próbuj, to nic nie da – Odparła postać wynurzając się z ciemności, widząc jak ręce duszy przenikają przez szyję mordercy.

 

– Jesteś śmiercią?

 

Czarna zakapturzona postać uścisnęła w swoich kościstych rękach pistolet i przeładowała.

 

– Tak, i nie, nie powinnam mieć kosy. Staramy się iść z duchem czasu, rozumiesz prawda? Kosy wyszły z użycia już dwieście lat temu, co prawda zastanawialiśmy się czy pługi nie byłby odpowiedniejszym zastąpieniem kosy, jednak okazały się zdecydowanie zbyt duże i trochę trudno się na nich lata.

 

– Skąd wiedziałaś, o co chcę cię spytać?! – Wykrzyknęła zdziwiona dusza.

 

– Lata praktyki, wszyscy o to pytają.

 

Dusza śmiertelniczki z wyrzutem wskazała na oprawcę usuwającego właśnie ślady w mieszkaniu po swojej zbrodni, prawie doskonałej.

 

– A on?! Co będzie z nim?!

 

Śmierć spojrzała swymi pustymi oczodołami na oprawcę, po czym wyciągnęła mały czarny zegarek i spojrzała na tarczę.

 

– Zostało mu sześć lat, dwieście trzynaście dni, dwanaście godzin, czterdzieści siedem minut i osiemnaście… już siedemnaście sekund życia – Odparła wznosząc pistolet w górę.

 

– Przecież to niesprawiedliwe!

 

-A kto powiedział, że śmierć jest sprawiedliwa? Przepraszam, taka praca rozumiesz, prawda?

 

Nie zdążyła zaprotestować, gdyż kula wystrzeliła z lufy, wprost w jej niematerialną już pierś. Rozpłynęła się powoli w powietrzu, by odejść do innego świata.

 

Śmierć ostrożnie schowała broń. Klasnęła w kościste dłonie i zniknęła, by uformować się ponownie przed małym wozem, za pewne należącym kiedyś do Cyganów. Ostrożnie zapukała do drzwi, choć brzmiało to bardziej jak strzelanie kości niż stukanie.

 

– Jeśli przyszłaś tu kostucho, by mnie zabrać to precz demonie nieczysty!- Usłyszała kobiecy i lekko kamienny głos za drzwi.

 

– Spokojnie, zostało ci jeszcze…

 

– Nic nie mów! Wchodź, wchodź i tą informację zachowaj proszę dla siebie!

 

Śmierć ostrożnie weszła do środka chowając kamienny zegarek do kieszeni płaszcza, która potrafiła zmieścić cały wszechświat i jeszcze parę bogów. Ostrożnie zbliżyła się do kamiennej głowy, usadowionej na blacie biurka. Dla gości wyglądała dość imponująco i zachęcająco. Szkoda tylko, że nie znali prawdy.

 

– Zastałam, Toma? – Spytała Śmierć nachylając się nad głową.

 

Głowa otworzyła oczy i zmierzyła ją kamiennym wzrokiem.

 

– Tak, kąpie się zaraz przyjdzie… Chyba nie przyszłaś po mojego męża?!

 

Śmierć westchnęła obserwując gargulca, a raczej to co z niego zostało. Zawsze zastanawiało ją czemu człowiek, poślubił coś takiego. Jednak ludzkie uczucia pozostawały dla niej wielką tajemnicą i niezrozumiałością. Uznała, że nadszedł czas by wreszcie to zmienić.

 

– Nie, zostało mu jeszcze…

 

– Nie chcę tego słuchać! – Wykrzyknął mężczyzna, wycierając mokre włosy – Uwierz, lub nie ale my śmiertelni nie chcemy znać czasu swej śmierci!

 

– Dlaczego? Ja znam swoją datę…

 

– Bo nie znasz znaczenia słowa strach… Naprawdę?! – Wykrzyknął siadając za biurkiem.

 

– Po mnie też kiedyś przyjdzie Śmierć Śmierci, ale przybyłam tu by wreszcie poznać znaczenie ludzkich uczuć.

 

Śmierć usadowiła swoje już stare i obolałe kości na krześle i zaczęła tłumaczyć. Najprościej jak potrafiła. Chciała spełnić swe marzenia, bo chyba tak ludzie nazywali swe pragnienia. Miała ochotę by poznać przyziemne życie i jego szczęścia. Czuła, że stary przyjaciel, nieliczny spośród śmiertelnych, który widział ją za życia mógł jej w tym pomóc.

 

– Chcesz więc być człowiekiem?! Poznać nasze uczucia i zachowania?! Myślę, że mogę ci pomóc, ale to nie znaczy, że przestaniesz być Śmiercią.

 

– Wiem o tym, moja praca jest dożywotnia. Chcę się po prostu trochę zabawić w czasie wolnym, wasi pracodawcy dają wam urlopy. Niestety, mój pracodawca – Wskazała kościstym palcem sufit – nie jest, aż tak uczynny.

 

Mężczyzna wstał i rozpoczął poszukiwanie mikstur, zaklęć i innych potrzebnych rzeczy. Zaczął je ze sobą mieszać i wypowiadać niezrozumiałe słowa. Właściwie to nie były potrzebne, ale klienci lubili je słyszeć, mikstury stawały się, no bardziej wiarygodne. Nie musiał tego robić, w końcu Śmierć mu za to nie zapłaci, nie znała pojęcia pieniędzy i nigdy do niczego nie były jej potrzebne. Nie miała co sobie kupić, w końcu nie piła, nie jadła i nie wydawała. Mimo to wiedział, że musi to zrobić, bo inaczej ona zdradzi mu ją. Datę jego śmierci, a naprawdę nie miał ochoty wiedzieć, że umrze na przykład już jutro. Wolał żyć w słodkiej niewiedzy. Śmierć tego nie rozumiała, bo nie znała strachu. Nie czuła zupełnie niczego, ale po latach obserwacji ludzi, nagle zachciało jej się być jednym z nich… nas. Jednak w głębi duszy, na zawsze pozostanie kościstą i bezlitosną śmiercią, przewodnikiem dusz na drugą stronę. Nic, ani nikt nie jest wstanie zmienić tej bezlitosnej natury.

 

– Gotowe – Odparł kończąc godzinne warzenie wywaru, Śmierć w tym czasie zdążyła zniknąć i pojawić się trzy razy.

 

Kostucha klasnęła w ręce, zupełnie jakby starała się okazać radość, chodź zupełnie jej nie rozumiała, ale już wkrótce miała ją wreszcie poznać. Ostrożnie złapała kielich z napojem w swe kościste dłonie.

 

– Nic się nie dzieje – Stwierdziła swym nijakim głosem, w którym powinna brzmieć nutka urazy.

 

– Musisz to wypić – Odparł pokazując jej jak ma to uczynić.

 

Śmierć idąc za przykładem, przysunęła kielich do swej szczęki i powoli wlała płyn do otworu gębowego. Wywar powoli spłynął w dół przez żebra, aż uderzył o miednicę, gdzie niczym fontanna spłynął w dół na podłogę.

 

– Ha, Ha, Ha! – Usłyszeli kamienny śmiech gargulczej głowy – Ktoś zapomniał że nie posiada żołądka.

 

Śmierć uniosła swe oczodoły z podłogi na Toma, gdyby mogły cokolwiek wyrażać pewnie byłby to smutek i zawiedzenie.

 

– Spokojnie…

 

– Och, wzywają mnie – Odparła Śmierć, wyciągając dwa zegarki.

 

– Zaczekaj….

 

Zniknęła i stanęła po środku banku. Dookoła leżeli przerażeni ludzie, tylko dwójka zamaskowanych mężczyzn z bronią w ręku stała i poganiała młodą kobietę do załadowywania pieniędzy do wora. Kobieta w przerażeniu rozsypywała pieniądze po podłodze . Z zewnątrz dobiegały odgłosy radiowozów i negocjatorów.

 

– Ty tam, dlaczego wstałaś?! – Jeden z napastników wymierzył broń w głowę Śmierci.

 

Obróciła się ostrożnie w tył. Nikt za nią nie stał, wszyscy potulnie i w przerażeniu leżeli na ziemi, modląc się do różnych bogów o pomoc. Jak zwykle jak trwoga to do Boga– pomyślała – ale ja i tak kiedyś przyjdę jak nie dziś to jutro. Spojrzała znów na oprawcę.

 

– Kładź się, ale już! – Wykrzyknął, a jego ręce ściskające broń się zatrzęsły.

 

Śmierć wzruszyła ramionami i spojrzała na zegar i to co było na nim wygrawerowane.

 

– Justin Josnson? Twa godzina właśnie wybiła…

 

Zegar wyzerował się, a po chwili padł strzał. Mężczyzna powoli osunął się na ziemie z wielką dziurą w głowie. Widać jakiemuś snajperowi poniosły nerwy i strzelił, na jego szczęście dość celnie.

 

Śmierć uniosła swą broń i wymierzyła staranie w sam środek głowy duszy, postanowiła nie być gorsza od snajpera. Strzeliła idealnie, dokładnie co do milimetra w sam smrodek głowy, w końcu miała już za sobą lata praktyki.

 

Padł kolejny strzał, prosto w głowę kasjerki. Widać drugiego napastnika także poniosły nerwy. Przeładowała i po raz kolejny strzeliła.

 

– Moje pieniądze! – Krzyknął widząc jak zabarwiły się na kolor czerwony, chyba jednak nie powinien strzelać do niej.

 

Widział mnie? – zapytała siebie w swej czaszce. Owszem wiedziała, ze niektórzy posiadają takie zdolności i mogą ją ujrzeć, jak na przykład jej znajomy Tom, którym był medium. Może on również posiadał nadnaturalne zdolności?

 

Poczuła coś dziwnego na swym ramieniu, odwróciła się by spojrzeć wprost w ogromne zielone oczy przystojnego czarnowłosego mężczyzny. Zorientowała się, że coś dziwnego dzieje się na jej twarzy. Zupełnie tak jakby coś się na niej pojawiło.

 

– Spokojnie, już dobrze. Jest pani bezpieczna, jestem policjantem. Nic się pani nie stało?

 

Śmierć stała jak wryta nie mogąc oderwać oczu, od policjanta. Coś wewnątrz jej klatki piersiowej dziwnie łomotało. Nie znała tego wcześniej.

 

– Nie? – Zaryzykowała, gdy zorientowała się, że w istocie to pytanie zostało skierowane do niej.

 

Policjant objął ją, a w miejscu gdzie znalazły się jego dłonie poczuła coś dziwnego i przyjemnego. Ostrożnie wyprowadził, ją na zewnątrz. Szła z nim potulnie jak baranek obserwując bacznie jego twarz.

 

– Muszę iść – Wybełkotała w końcu.

 

– Wolałbym, żeby obejrzeli cię lekarze, a po za tym dasz się zaprosić na randkę? – zaryzykował policjant niezbyt pewnym głosem – Może to nie najlepszy moment, ale boję się, że później już pani nie spotkam. Czy wspominałem już, że ma pani przepiękne oczy?

 

Na jego twarzy pojawiło się lekkie zakłopotanie.

 

– Dziękuję, co wieczór je poleruję. Co to znaczy na randkę? – Powtórzyła jego słowa.

 

– To co powiesz o siedemnastej w kawiarni „ U Luizy?” – Zapytał drapiąc się ręką po głowie.

 

– A! – krzyknęła a jej głos niespodziewanie odbił się echem od budynków – W zeszłym tygodniu byłam tam po dziecko, które przypadkiem wypiło czekoladę. Osa w środku była, no gratis.

 

Policjant rozejrzał się, ze zdenerwowaniem, nie rozumiejąc czy ma uznać tą odpowiedź za odmowę. Gdy wrócił oczami do swej wybranki, nie ujrzał już nikogo.

 

Śmierć pojawiła się znów w wnętrzu starej przyczepy.

 

Tom ostrożnie uniósł głowę, znad ścierki do podłogi, którą wycierał rozlany napój.

 

– Wróci… Ty…. Ty… – Zaczął.

 

– Co ja?

 

– Jesteś kobietą!

 

– I to nie byle jaką – Wtrąciła głowa gargulca – Kiedyś też miałam takie śliczne nóżki.

 

– Zawsze wiedziałem, że kobiety są zdradzieckie i wpędzają mężczyzn do grobu, a teraz na dodatek zabierają nas na drugą stronę. Nie dość, że nam żebro ukradły to jeszcze zabijają! – wykrzyknął z urazą w głosie unosząc się z podłogi.

 

– Ja to słyszę! – Wtrąciła pani gargulec. – Uszy jeszcze mi nie odpadły!

 

Śmierć stała jak wryta. Tom wskazał jej lustro. Odwróciła się do niego ostrożnie by ujrzeć, to co pokryło jej lśniące kości. Teraz patrzyła w odbicie młodej kobiety, z wielkimi rumieńcami na policzkach. Wyciągnęła rękę i ostrożnie zsunęła czarną szatę z ramion, by móc lepiej podziwiać swe nowo nabyte ciało.

 

Tom upuścił kolejny flakonik niezidentyfikowanej substancji na podłogę. Rozdziawił szeroko usta, podziwiając niezwykle atrakcyjne ciało. Doskonale wiedział, że im kobieta piękniejsza tym bardziej zdradziecka i zła. To ciało z całą pewnością idealnie pasowało mu do kobiecego wcielenia Śmierci.

 

– Gdzie się patrzysz?! – Wykrzyknęła urażona głowa.

 

– Udało się! – Wykrzyknęła uradowana Śmierć, swym przesłodkim nowym kobiecym głosem. On również pasował do niej idealnie.

 

Odwróciła się i skoczyła na szyję, chwilowo zauroczonemu mężczyźnie. Uścisnęła go mocno prawie łamiąc mu wszystkie kości, ale było warto. Za uścisk takiej istoty dałby sobie połamać je wszystkie. Dopiero po chwili, wrzasków wściekłej żony pozwolił swoim zmysłom, wrócić do normy i elegancko obrócił wzrok w drugą stronę.

 

– Powinniśmy zacząć od ubrania ciebie. Ach i jeszcze coś, teraz wszyscy mogą cię zobaczyć, musisz bardziej uważać. – Odparł, po dłuższej chwili wpatrywania się w sufit.

 

Śmierć powoli naciągnęła na siebie czarną szatę.

 

– To już zauważyłam… Umówiłam się na randkę! – Wykrzyknęła uradowana podziwiając swe dłonie pokryte jasną skórą.

 

Ta jasna skóra jako jedyna niezbyt pasowała do całokształtu. Ciemna o wiele bardziej by do niej pasowała.

 

– Na randkę?! Nie było cię ledwie pięć minut, i już zdążyłaś się umówić na randkę?!

 

– No właśnie, a co to właściwie jest randka?!

 

Tom westchnął ciężko. Czekało go bardzo długie nauczanie, ale wpierw – Zakupy!

 

Dzisiejsze popołudnie spędzili w centrum handlowym, przebierając najróżniejsze ciuchy i ciuszki. Nic jednak nie przebiło wejścia do sklepu z damską bielizną, tam spędzili prawie dwie godziny, gdyż kogoś uwierało coś w tyłek i nie wiedział co ma z tym zrobić. Siedząc przed przymierzalnią wysłuchał długiego kazania, żony, z którą nigdy się nie rozstawał i nosił w małej torbie. Miał wielką nadzieję, że i wkrótce usta jej odpadną. Przez chwilę rozważał zostawienie jej w najbliższym śmietniku i ucieczkę z piękną Śmiercią, jednak od razu odrzucił tą myśl. W środku, pod tym pięknym ciałem kryła się prawdziwa zdradziecka i bezuczuciowa forma.

 

– Randka, to spotykanie się dwóch ludzi w calu zapoznawczym? – Powtórzyła na głos Śmierć, ubrana w nową czerwoną sukienkę. Uznała, że kolory będą dość miłą odmianą.

 

– Tak, ach zapomniałem jeszcze wspomnieć… – odpowiedział i zorientował się, że wokół nie ma już nikogo – Śmierć?

 

Zmaterializowała się tuż przed kawiarnią „ U Luizy”. Był to dobry lokal, przynajmniej w porównaniu z innymi. Zdarzało się tu stosunkowo mało zgonów, ale jak już to spowodowane nieszczęśliwymi wypadkami. Ostrożnie wsunęła się do środka i rozejrzała się. Rumieńce znów pojawiły się na jej policzkach, już nie kościstych, gdy tylko ujrzała go w kącie. Ochoczo podeszła i usiadła obok.

 

– Och, już się bałem, że się nie pojawisz. Zdradzisz mi swe imię? – Zapytał uśmiechając się do towarzyszki.

 

– Śmi…. – Zamilkła, przecież nie mogła mu powiedzieć, że ma na imię Śmierć – Przepraszam na chwilkę.

 

Wstała wyciągając zegarek i szybko zniknęła za zakrętem. Dlaczego ci ludzie nie mogą wziąć sobie wolnego od umierania, czy chwila spokoju to za dużo? – Pomyślała, materializując się nad wielkim budynkiem, który zapewne wkrótce nim będzie nim tylko skończą budowę. Przywołała kosę , usiadła na niej i poleciała w dół goniąc swą ofiarę, spadającą z piętnastego piętra. Dogoniła ją w połowie.

 

– Nie, nie mogę ci pomóc. Tak, jestem śmiercią. Nie, nie zabiję cię moją kosą, tylko tym – Odparła wyciągając pistolet z dużego dekoltu – Staramy się być nowoczesne, trzy, dwa , jeden. Przepraszam taka praca. – Strzeliła do duszy, wyłaniającej się z powykręcanego ciała – rozumiesz to, prawda?

 

Klasnęła w dłonie i znów pojawiła się w kawiarni. Wróciła na swoje miejsce kusząc oczy mężczyzn, z pobliskich stolików.

 

– Arietta – Odparła chowając wyzerowany zegarek, do kieszeni.

 

– Piękne imię, pięknej kobiety – Odparł całując ją w dłoń, przez co wywołał jeszcze większe zakłopotanie towarzyszki – Możesz mówić mi Sam.

 

Śmierć kiwnęła głową, czując jak coś pod jej żebrami ma ochotę eksplodować. Niezbyt znała się na ludzkiej anatomii, więc uznała to za całkiem normalne zjawisko, na które cierpieli ludzie. To uczucie było fascynujące i niezmiernie miłe. Może był to ból, radość, złość, szczęście, gorycz, zakłopotanie? Skąd miała to wiedzieć? Do tej pory były to dla niej puste słowa, dopiero teraz miały zacząć nabierać znaczenia.

 

– Czym się właściwie zajmujesz?

 

Śmierć otworzyła i zamknęła usta. Tego pytania obawiała się najbardziej. Co miałaby mu odpowiedzieć?! Że jest kostuchą, przychodzącą po ludzkie duszę? To chyba nie zabrzmiało by najlepiej na pierwszej randce.

 

– Ja, pomagam przejść duszom na drugą stronę? – Zaryzykowała.

 

Brzmiało to dużo lepiej niż wyznanie, że jest się Śmiercią, która nie opanowała jeszcze sztuki kłamstwa. Sam zakrztusił się, swoją herbatą.

 

– Jesteś grabarzem?!

 

– Wolałabym określenie żniwiarzem…

***

 

– Powiedziałaś mu, że jesteś śmiercią?! – Wykrzykną Tom, starając się unikać widoku dekoltu Śmierci, tym bardziej że tuż obok siedziała ciągle zła głowa jego żony.

 

– Nie. Powiedziałam że pomagam duszom przejść na drugą stronę… Trochę się zdziwił i uznał, że mam ciekawe poczucie humoru i zaprosił mnie do swego domu! –Odparła uradowana Śmierć.

 

– Nie mów mi, że poszłaś?!

 

– Chciałam, ale jakiejś idiotce zachciało się zostać właśnie wtedy zamordowaną przez seryjnego mordercę! – powiedziała z wielkim oburzeniem w głosie – bezczelność nawet godziny wolnego mi nie dadzą!

 

– Zwariowałaś?! Nie chodzi się do mieszkania mężczyzny na pierwszej randce!

 

– A to dlaczego?

 

Toma zatkało. Czuł się jakby właśnie przybiegło do niego pięcioletnie dziecko z pytaniem „ Tato, Tato, a skąd się biorą dzieci?”. Miał ochotę uniknąć tego typu pytań, dlatego również nie posiadał dzieci… ( Nie żeby brak innych części ciała żony miał coś z tym wspólnego). A teraz musiał to wyjaśnić Śmierci, która nie miała pojęcia w co się właśnie wpakowała.

 

– Czemu patrzysz mi się na klatkę piersiową? – Zapytał próbując zmienić uciążliwy temat.

 

– A nie powinnam? Sam, też cały czas wpatrywał mi się na klatkę, uznałam że tak powinno się robić.

 

Tom odkrył, że wpakował się w jeszcze większą katastrofę.

 

– Wiesz chyba powinnaś znaleźć nowego kochasia… W każdym razie trzeba wymyślić ci przeszłość, coś kim jesteś i co robiłaś. I Nie, bycie przewoźnikiem dusz się nie nadaje.

 

– Mam pomysł! – Wykrzyknęła łapiąc go za dłoń.

 

Cały wszechświat zawirował, by znów uformować dwie postacie na środku ogromnej sali. Tom rozejrzał się by odkryć, cała stertę regałów płyt DVD, zalegających większą część pomieszczenia. Niektóre z nich, leżały już zamknięte w opakowaniu z podpisanym imieniem i nazwiskiem. Inne leżały w odtwarzaczach, które coś na nich nagrywały.

 

– Co to za miejsce? – Zapytał patrząc na wirującą płytę, na której ku zdziwieniu odkrył swe imię i nazwisko.

 

– Kiedyś, nazywaliśmy to biblioteką. Dziś wytwórnią płyt – Odparła podchodząc do przyjaciela i wciskając pewien przycisk.

 

Na niewielkim ekranie tuż obok pojawił się obraz tego co właśnie widział Tom swymi oczami, a widział właśnie to co widział w tym ekranie, wiec obraz powtarzał się w nieskończoność.

 

– Te płyty zapisują ludzkie życia i ich przeżycia? – Zapytał na co Śmierć kiwnęła głową – Myślałem, że macie od tego takie wielkie księgi, które same się piszą!

 

– Wyszły z użycia już kilkanaście lat temu. Zajmowały zdecydowanie za dużo miejsca, kasety, a teraz płyty okazały się o wiele, wiele lepsze. Staramy się iść z duchem czasu, rozumiesz prawda?– Śmierć machnęła ręką – Chodź musimy znaleźć płytę z imieniem Arietta Klaus.

 

– Kto to taki?

 

– Dziś popołudniu spadła z piętnastego piętra, niezbyt miły wypadek.

 

– Śmierć, to dlatego używasz zegarków zamiast klepsydr?

 

– Tak, są wygodniejsze. Ich czas płynie w tył dzięki czemu mogę co do sekundy podać dokładny czas zgonu, po za tym mam na imię Arietta!

 

– Ukradłaś imię zmarłej kobiecie?!

 

Śmierć obróciła się na pięcie i uśmiechnęła się po raz pierwszy szyderczo. W swym pięknych dłoniach ściskała płytę z wyrytym napisem „ Arietta Klaus”

 

– Uwierz mi, zamierzam ukraść o wiele więcej!

 

Właśnie tak Śmierć, stała się Ariettą, młodą wdową pracującą w salonie kosmetycznym, dorabiającą po godzinach na budowie by utrzymać swoją starą i schorowaną matkę. Okazało się, że posiada również szóstkę dzieci, jednak i śmierć i niezbyt zadowolony Tom zdecydowali się pominąć ten fakt. Również wiek pięćdziesięciu trzech lat, postanowili zmniejszyć do dwudziestu pięciu.

 

– Znowu… Tym razem komuś zachciało się wypaść z mostu wprost na ruchliwą drogę… Ludzie!

 

– Zaczekaj, a co ze mną?! – Wykrzyknął Tom, ale Śmierć zdążyła już rozpłynąć się w powietrzu – Chyba muszę pomyśleć nad bardziej żywym… i całym towarzystwem.

 

Śmierć odskoczyła w ostatniej chwili, przed rozpędzonym wozem. Wcześniej coś takiego nie powinno mieć miejsca, ale teraz z tym ciałem wszystko było inne i takie cudowne! Podobało jej się to co teraz czuła i nie chciała czuć czegokolwiek innego, tak mogło zostać już na zawsze.

 

Ostrożnie podeszła do kobiety leżącej, na masce samochodu, po którym teraz spływała jej krew i inne niezidentyfikowane obiekty. Za kierownicą pojazdu siedziała młoda dziewczyna bez ruchu i powietrza w płucach wpatrywała się w ciało zabitej.

 

– No proszę czy to nie, pani Carla? Słynna seryjna zabójczyni? – Śmierć uśmiechnęła się szyderczo do duszy wyciągając broń – Prędzej czy później przyjdę po każdego, a tak parę zamordowanych osób wprost nie mogą się doczekać by cię zobaczyć. I nie, nie powinnam mieć kosy. Taka praca rozumiesz, prawda?

 

Śmierć strzeliła, w powietrze. Przynajmniej tak zdawało się Samowi, który właśnie chwycił ją za dłoń zmieniając tor lotu ostatecznej kuli śmierci.

 

– Co ty wyprawiasz?!

 

– Przez ciebie nie trafiłam! – Wykrzyknęła z wyrzutem patrząc mu w oczy.

 

Dusza widząc zdezorientowanie przewoźniczki dusz, postanowiła to wykorzystać by dać nogę. W końcu miała wielką ochotę pobiegać… albo polatać po tym świecie i ciągle nękać kolejne ofiary . Kto wie może któraś dostanie zawału?

 

– Masz chociaż pozwolenie na broń?! – Wykrzyknął, nie zwracając uwagi na ciało, ta kobieta potrafiła przyćmić swą urodą wszystko inne w koło.

 

– Pozwolenie, ach oczywiście. Każdy musi je mieć – Kostucha schowała jedną z rąk za plecy i pstryknęła placami – Proszę, moje pozwolenie.

 

Mężczyzna ostrożnie wziął papier, a raczej pergamin do swych rąk i powoli rozwinął. Gdyby bogowie mieli swe pismo, wyglądałoby właśnie tak jak na tym papierze.

 

– Pergamin, poważnie?!

 

– Kiedyś były gliniane tabliczki…

 

Spojrzał znów na kartę.

 

– Upoważnienie do… bla… bla… bla… Podpisano Najwyższy Bóg… To żart?

 

– Och, nie skąd! – Na twarzy śmierci wymalowało się zdziwienie– Bogowie, nigdy nie żartują, ale mogli by stać się bardziej nowocześni. Wiesz, że nie słyszeli co to są E-maile?!

 

Twarz Śmierci wyglądała całkowicie poważnie, przez co Sam postanowił zignorować jej słowa nie wiedząc czy ma je brać na serio. Ostrożnie obrócił głowę w bok i zauważył prawdopodobną samobójczynię. Ominął kobietę i poszedł obejrzeć miejsce zdarzenia.

 

– Co tu się stało?!

 

– Jak to co? Spadła z tamtej góry, zapomniała tylko, że nie potrafi latać… Zaraz gdzie ona polazła?!

 

– Masz naprawdę ciekawe poczucie humoru… – Sam się obrócił by nie ujrzeć jej cudownego oblicza – Arietta?!

 

Tymczasem Kostucha stanęła tuż przed pomykającą duszą. Dostojnie tupiąc nogą, zatrzymała duszę, która w nią uderzyła i przewróciła się na ziemię, zamiast spokojnie przez nią przeniknąć. Była morderczyni podniosła swe oczy. Po raz pierwszy to ona bała się kogoś, a nie ktoś jej.

 

– Chyba wspomniałam, że przede mną nie ma ucieczki? – Zapytała zmieniając pusty magazynek.

 

Zbrodniarz padł do jej czerwonych butów na obcasach i zaczął błagać o łaskę, wijąc się u jej wspaniałych stóp.

 

– Ty? Ty błagasz mnie o litość?! Taki śmieć jak ty?! O nie! Zachowaj te słowa dla swoich ofiar, może one znają znaczenie tego słowa. Naprawdę żałuję, że nie mogę zabijać cię tyle razy ile razy ty zabijałaś.

 

Strzeliła jej między oczy z szyderczym uśmiechem, jaki idealnie do niej pasował. Dusza powoli się rozpłynęła i udała się w swoją ostatnią podróż przed oblicze Sprawiedliwości.

 

– Co tu tak głośno? – Spytała Arietta klepiąc Sama w plecy.

 

– Och, znalazła się moja zguba! Nasz świadek! – Krzyknął uradowany stojąc otoczony przez policjantów, ostrożnie nachylił się nad jej ucho – I wisisz mi randkę w moim domu, za to, że nie wspomniałem nic o broni.

 

Śmierć stanowczym ruchem ręki odsunęła go od siebie na bezpieczną odległość, tak by nie musiała czuć zapachu niedawno spożytego obiadu.

 

– Nigdzie ci nie wiszę! I Tom powiedział, że nie wypada chodzić do domu nowo poznanego mężczyzny! Co ta za dziwne uczucie?! – Śmierć złapała się za nos.

 

Sam ostrożnie się odsunął zakrywając dłonią usta. Na jego twarzy pojawiło się zakłopotanie i upokorzenie. Naprawdę, na przyszłość musi pamiętać by nie jeść niczego z czosnkiem, bo nigdy nie wiadomo, gdzie pojawi się piękna Arietta.

 

– Wybacz, jadłem pizze z czosnkiem… Ej, w porządku?! – Wykrzyknął patrząc jak twarz kobiety robi się purpurowa. – Oddychaj!

 

Mocno klepnął ją w plecy, tak że Śmierć wzięła głęboki wdech i zakaszlała nabierając powietrza do płuc, których wcześniej nigdy nie posiadała i nie musiała wypełniać tlenem, bo i tak dostawał się do jej wnętrza z każdej możliwej strony.

 

– Wybacz, ciągle nie mogę się przyzwyczaić. Wdech i wydech, to naprawdę męczące, stale muszę o tym pamiętać bo zapominam! Wdech i Wydech – Wymamrotała nabierając powietrza – Wspominałeś coś o czosnku?

 

Sam otworzył i zamkną usta, by szybko zakryć je dłonią.

 

– Cholerny czosnek!

 

– O nie wcale nie! – Zaprotestowała Śmierć – Ja go bardzo lubię, bo daje popalić tym cholernym krwiopijcom! Jakże ja ich nie cierpię, mimo że są martwe to uciekają przede mną bezczelne! Ale spokojnie ostry kołek załatwi sprawę i już nie będą miały gdzie uciec!

 

Sam wybuchnął śmiechem stale zakrywając dłonią usta. Nie odrywał wzrok od zdziwionej kobiety, która najwyraźniej nie miała pojęcia co on właśnie wyprawia. Wyciągnęła dłoń, czując się tak jakby o niego się obawiała.

 

– Dobrze się czujesz? – Zapytała lekko nim potrząsając

 

– Au! Ale ty masz uścisk, a teraz zapraszam do radiowozu.

 

 

 

CDN

Koniec

Komentarze

Jeżu kolczasty…

„Kawałki rozbitego wazonu posypały się po podłodze”. –– Wolałabym: Kawałki rozbitego wazonu posypały się na podłogę. Lub: Kawałki rozbitego wazonu rozsypały się po podłodze.

 

„Wrzask rozszedł się po ścianach pokoju, ale nikt go nie słyszał.” –– Może wrzask szedł po cichutku? ;-) Wrzask, raczej nie ma zwyczaju rozchodzić się po ścianach.

 

Następny pisk, tym razem przepełniony bólem, cierpieniem i błaganiem”. –– A gdzie są poprzednie piski? ;-)  

 

„Czerwona ciecz powoli wyciekła z ran i udała się w ostatnią podróż po podłodze”. –– Dokąd wcześniej odbywała podróże czerwona ciecz, skoro teraz udała się w ostatnią? ;-)  

 

„Wśród wrzasków dało się słyszeć cichy chichot oprawcy, któremu ten widok najwyraźniej sprawiał rozkosz”. –– Czy widok chichotu wśród wrzasków, sprawił oprawcy tyle przyjemności? ;-)  

 

„Obrzydliwe – Wtrąciła tajemnicza postać stojąca w kącie pokoju”. –– W co wtrąciła postać? ;-)  

 

„Nóż ciągle wędrował, góra dół zadając jeszcze więcej bólu ofierze, ale za to mnóstwo zabawy oprawcy”. –– Dokąd wędrował nóż? ;-) Dlaczego góra dół zadając ból ofierze, zabawia oprawcę? ;-)

 

„Czas spadał i płynął ku końcowi”. –– Skąd spadał czas i czym był koniec, ku któremu płynął? ;-)

 

„Czasami chciała, przywalić tym dupkom, ale taką miała praceę Musiała stać, patrzeć i czekać”. –– Literówka, brak kropki, źle postawiony przecinek.

 

To są uwagi tylko do dwóch pierwszych akapitów. Nie będę się pastwić nad dalszym tekstem, który –– moim zdaniem –– w obecnym kształcie, zupełnie nie nadaje się do czytania.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pomysł nawet interesujący, ale warstwa językowa niemiłosiernie utrudnia mu życie. Powinnaś odłożyć tekst chociaż na parę dni, i dopiero wtedy przeczytać uważnie. No ale już wstawiony, więc przepadło. Interpunkcja zdecydowanie do poprawki. Dużo literówek. Dziwi mnie, że śmierć tak mało wie o życiu. Nigdy nie była przy gwałcie, albo chociaż w kinie? Pozdrawiam. :-)

Babska logika rządzi!

To, co najbardziej rzuca się w oczy w warstwie językowej, to nadmiar zaimków, momentami tekst wyglada jak słabo przetłumaczony z angielskiego. Po polsku nie mówimy, że ktoś powiedział "swoim głosem", bo niby czyim miałby powiedzieć? Głosem sąsiadki? Podobnie jest ze swoimi rękami, swoimi oczami i tak dalej.

Podłączę się do komentarza exturia.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Że też Muzy nie sprawdzają przed odwiedzinami stopnia opanowania języka…

Rzeczywiście czyta się niezbyt łatwo, ale sam pomysł jest ciekawy

Przynoszę radość :)

Przesadziłaś. Rozumiem ideę nadawania opisom plastyczności, ale wszystko powinno mieć swoje granice. Dobry opis nie tylko musi być "cool", to nie konkurs na najbardziej wybitną metaforę. Dobry opis ma być przede wszystkim przejrzysty i zrozumiały, w przeciwnym razie czytelnik nie pojmie tego, co chciałaś mu przekazać.  Nie sztuką jest uplastycznić i wykręcić każde zdanie do granic możliwości. Sztuką jest zachowanie umiaru i proporcji.

Pomysł bardzo mi się podobał, ale wykonanie to już nie.

Kosa to nie miotła – służy do przecięcia linii życia, nie do latania Pług służy do zupełnie czegoś innego niż kosa, więc zastąpienie drugiego przez pierwsze jest bez sensu. Tak jak już ktoś napisał, pomysł dobry – wykonanie słabe.  

Nowa Fantastyka