- Opowiadanie: seeker - Kamienie

Kamienie

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Kamienie

Dziennik kierownika II rosyjskiej ekspedycji ufologicznej, 15.09.2013, Syberia, stacja badań UFO.

Tuż przed zmrokiem dotarliśmy do naszego celu. Niewielka stacja badawcza, oddalona o sto kilometrów od najbliższej osady ludzkiej. Minęło już ponad dwa miesiące od zaginięcia zespołu Avrocar. Pięciu mężczyzn, którzy byli tu przed nami, nie dało przez ten czas znaku życia. Ostatni komunikat dotyczył wyprawy do tubylczej wioski po zapasy. Ciągle mamy nadzieję, że ludzie ci żyją i gdzieś ich znajdziemy.

 

Okolica wygląda spokojnie. Zaparkowaliśmy naszego łazika pod prowizorycznym, skleconym z belek garażem i wzięliśmy się do wypakowywania sprzętu. Za budynkiem znaleźliśmy furgonetkę zapadniętą w błocie. Z pewnością należała do naszych poprzedników. Kluczyki były pozostawione w stacyjce. Poza tym, brak śladów ludzkiej obecności. Drzwi do stacji zamknięte. Fiodor otworzył je własnym kompletem kluczy i z bronią w ręku zrobił kilka kroków do przodu. Pusto.

 

Weszliśmy wszyscy trzej. Ja i moi dwaj towarzysze: Fiodor i Ardalion. Stacja wyglądała, jakby przed chwilą została opuszczona. W trzech pomieszczeniach sypialnych, łóżka były niepościelona, a na stołach leżały porozrzucane notatki. Zebrałem je wszystkie w jedno miejsce, licząc, że pomogą nam wyjaśnić tajemnicę zniknięcia naszych poprzedników. Kuchnia była w fatalnym stanie. Niedojedzone śniadanie stało się siedliskiem robactwa i pleśni. Niedopita kawa, chleb porozrzucany po blacie kuchennym. Wyglądała, jakby ktoś w pośpiechu z niej uciekł. Na stole znaleźliśmy starą gazetę, na której ktoś nabazgrał ołówkiem „Strzeżcie się sunących kamieni”. Nie mamy pojęcia, co to może oznaczać. Fiodor podał sugestię, że może chodzić o często widziane tutaj meteoryty. Szkoda, że autor napisu nie wyraził się bardziej precyzyjnie.

 

Aparatura na poddaszu jest w stanie nienaruszonym. Magazyn w piwnicy również. Co ciekawe, znajdują się w nim, niestety już nieświeże, zapasy jedzenia, co oznacza, że Avrocar zrealizowali swój zamiar podróży do wioski.

Cały wieczór spędziliśmy na sprzątaniu pomieszczeń mieszkalnych i rozpakowywaniu naszych rzeczy. Zjedliśmy sytą jajecznicę na boczku i wypiliśmy grzane piwo, popalając fajkę i dyskutując. Okolica wydaje się być bardzo piękna i spokojna, a niebo przejrzyste, upstrzone gwiazdami. Zgodnie z przewidywaniami, jest to wspaniałe miejsce do obserwacji kosmosu. Żadnych świateł cywilizacji w promieniu kilkudziesięciu kilometrów.

 

Dziennik kierownika II rosyjskiej ekspedycji ufologicznej, 16.09.2013, Syberia, namiot nad jeziorem.

Cały ranek spędziliśmy na czytaniu notatek pozostawionych przez Avrocar. Dowiedzieliśmy się z nich, że prawdopodobnie zaobserwowano jeden niezidentyfikowany obiekt latający, który miał wylądować lub wpaść do jeziora oddalonego o trzydzieści kilometrów od stacji. Zapoznaliśmy się też ze szczegółowymi opisami świateł, jakie miały być widoczne nocą na dnie tego jeziora. Niestety, brak jakichkolwiek informacji, które mogłyby nas naprowadzić na ślad zaginionych badaczy. W związku z tym, poszukiwania rozpoczęliśmy od opisanego zbiornika wodnego. Postanowiliśmy wybrać się tam zaraz po obiedzie.

 

Na obiad zjedliśmy pieczone na ognisku pstrągi, wyłowione przez Ardaliona w pobliskim strumyku. Do tego pieczone ziemniaki i kiszone ogórki. Ciepła herbata ze źródlanej wody. Nie mamy powodów do narzekań.

Później, pojechaliśmy we trójkę do zamierzonego celu. Trasa przebiegła bez przeszkód, mimo że droga jest bardzo błotnista o tej porze roku. Kończące się lato na Syberii wygląda bardzo pięknie. W czasie jazdy Ardalion wysnuł hipotezę, że członkowie Avrocar mogli próbować nurkować w jeziorze, w celu znalezienia rzekomego NOP (Niezidentyfikowany Obiekt Pływający) i mogli się w ten sposób natchnąć na coś niespodziewanego. Faktem jest, że na stacji nie znaleźliśmy żadnego sprzętu do nurkowania. Ale jeśli zatonięcie było przyczyną ich zaginięcia, dosyć mało prawdopodobne, aby dotyczyło wszystkich pięciu.

 

Około godziny piętnastej dotarliśmy nad jezioro. Jest ono niewielkim zbiornikiem – można dość wyraźnie zobaczyć przeciwległe wybrzeże. Zostawiliśmy łazika i obeszliśmy je dokoła. Brzeg był kamienisty, wysadzony szarymi głazami. Nie zauważyliśmy niczego wzbudzającego niepokoju. Postanowiliśmy rozbić namiot i przeczekać tutaj noc.

Na kolację zjedliśmy suszone mięso, przypiekany nad ogniskiem chleb i grzybki marynowane. Popiliśmy zimnym piwem, schłodzonym w jeziorze. Niebo jest piękne. Obserwowaliśmy je przez lunetę do późna w nocy, fotografując wszystko wokół. Woda jest cicha i płaska niczym polerowane lustro. Oprócz wiewiórek i ptaków, brak jakichkolwiek śladów życia. Brak śladów bytności ludzkiej. Brak tajemniczych świateł, o których pisali Avrocar.

 

Dziennik kierownika II rosyjskiej ekspedycji ufologicznej, noc 16/17.09.2013, Syberia, brzeg jeziora.

Obudziły na niezidentyfikowane dźwięki dochodzące zewsząd wokół. Coś jakby szuranie po ziemi. Mimo że dokładnie przeszukaliśmy okolicę, nie zauważyliśmy żadnych oznak ruchu. Dźwięki niepokoiły nas jednak dosyć długo, cichnąc tuż przed wschodem Słońca. Położyliśmy się spać, kiedy już świtało.

 

Dziennik kierownika II rosyjskiej ekspedycji ufologicznej, 17.09.2013, Syberia, namiot nad jeziorem

Na śniadanie zjedliśmy posolony chleb ze smalcem i popiliśmy kubkiem gorącego kakao oraz kieliszkiem czystej wódki. Za Avrocar!

 

Zaobserwowaliśmy dziwne zjawisko. Część przybrzeżnych głazów wyraźnie zmieniła miejsce swojego położenia. Zauważyliśmy ich brak, porównując brzeg jeziora ze wczorajszymi fotografiami. Znaleźliśmy je w odległości kilkudziesięciu metrów od obozowiska. Za nimi było widać wyraźne ślady na ziemi, co dowodziło niezbicie, że ktoś je ciągnął lub pchał. Wydało nam się to niewiarygodne. Głazy były ogromne. Próbowaliśmy je przepchać we trzech, ale nie ruszyliśmy ich ani o centymetr. Oznaczało to, że albo przepychała je większa liczba ludzi, albo też ktoś je ciągnął koniem lub samochodem. Wydało nam się to wyjątkowo irracjonalne. Pomijając fakt, że nie widzieliśmy żadnego sensu w przemieszczaniu tych wielkich kamieni, mieliśmy przekonanie, że byliśmy tu sami zeszłej nocy. Z pewnością zauważylibyśmy, gdyby ktoś się pojawił i wykonywał tak mozolną pracę. Jednak dźwięki, które zarejestrowaliśmy, rzeczywiście mogły pasować do odgłosu przesuwanego po ziemi wielkiego kamienia.

 

Postanowiliśmy spędzić jeszcze jedną noc nad jeziorem. Głazy zostały przez nad dokładnie sfotografowane i oznaczone poprzez nacięcia. Chcieliśmy się przekonać, czy stanie się z nimi coś nieoczekiwanego. Jednak do późnego wieczora, ani na wodzie, ani na lądzie, ani na niebie, nie działo się nic nadzwyczajnego. Zjedliśmy kilka posolonych, pieczonych w popiele ziemniaków i wypiliśmy dwa piwa, dyskutując o tym, co widzieliśmy, po czym zasnęliśmy w namiotach.

 

Dziennik kierownika II rosyjskiej ekspedycji ufologicznej, 18.09.2013, Syberia, łazik na drodze, tajga.

Wyspaliśmy się doskonale. Tym razem nic nas nie niepokoiło. Z samego rana, nie jedząc śniadania, poszliśmy sprawdzić nasze głazy. Wielkie było nasze zdziwienie, kiedy okazało się, że nie ma ani jednego. Zostały tylko wgniecione dziury w ziemi oraz posuwiste ślady, ginące w lesie. Szukaliśmy ich przez kilka godzin, przeczesując tajgę oraz całe wybrzeże. Ani śladu. Zjawisko było na tyle dziwne, że warte dokładnego opisania. Całe szczęście, że mieliśmy szczegółową dokumentację fotograficzną.

 

Przy obiedzie (upolowany i upieczony nad ogniskiem zając) Fiodor przypomniał nam dziwaczny napis na gazecie, która w zasadzie zignorowaliśmy. „Strzeżcie się sunących głazów” (czy jakoś tak). Czy miało to odniesienie do naszych kamieni? Jeśli tak, to jakie zagrożenie mogły nieść ze sobą? Myślę, że najistotniejsze jest ustalić, jaka siła jest odpowiedzialna, za przenoszenie ich z miejsca na miejsce.

 

Kiedy robiło się ciemno, zdecydowaliśmy się opuścić jezioro. Zapakowaliśmy wszystko do łazika i pykając fajkę, wyruszyliśmy ku naszej stacji. Droga była już mocno podmokła, jednak liczyliśmy, że dostaniemy się z powrotem w mniej niż godzinę, aby jeszcze napić się piwka na ganku (niestety, cały zabrany zapas się skończył) i pooglądać gwiazdy.

 

Rozmawiałem swobodnie z Fiodorem o możliwości spoczywania latającego spodka na dnie jeziora i jego wpływu na okoliczną naturę, kiedy niespodziewanie przywaliłem głową o deskę rozdzielczą. Ardalion z trudem wyhamował.

– Co do diabła? – krzyknąłem.

– Droga jest nieprzejezdna – odparł poważnie Ardalion. Spojrzałem przez szybę. Droga była zablokowana przez pięć wielkich głazów, ustawionych w równy rządek, jeden obok drugiego.

– Ty, ale to chyba nie są… – wyszeptałem z niedowierzaniem.

– Wygląda na to, że są – mrukną Ardalion i wyskoczył z samochody.

Rzeczywiście. To były „nasze głazy”, które nam się zgubiły dziś rano. Poznaliśmy je po oznaczeniach. Czy przez tak krótki czas „przewędrowały” aż tak długi dystans? Byliśmy już jakieś dziesięć kilometrów od jeziora. Jak to możliwe? Zjawisko nie znajdowało naukowego wytłumaczenia, przynajmniej w tej chwili.

 

Mimo usilnych prób, nie udało nam się ruszyć kamieni. Nie mieliśmy niestety wyciągarki. Nie było też sposoby, aby ominąć głazy, gdyż tajga były w tym miejscu zbyt gęsta, aby próbować przez nią przejechać, a na szukanie innej drogi było już zbyt ciemno.

– Może jak poczekamy, to same sobie pójdą? – stwierdził całkiem poważnie Fiodor.

Popatrzyliśmy się na niego ze zdziwieniem, ale nie zanegowaliśmy tego dziwnego przypuszczenia. Skoro kamienie miały jakąś magiczną umiejętność przemieszczania się i co ranek zmieniały swoje miejsce, to rzeczywiście, jak tylko wzejdzie Słońce, nie powinno ich już być na drodze. Brzmiało to absurdalnie, ale logicznie pasowało do zgromadzonych przez nas danych. Postanowiliśmy więc czekać w spokoju. Nie mieliśmy już nic do jedzenie, jako że nie planowaliśmy tak długiego wypadu, więc z pustymi żołądkami zasnęliśmy w samochodzie, wyczekując świtu.

 

Dziennik kierownika II rosyjskiej ekspedycji ufologicznej, 19.09.2013, Syberia, stacja badań UFO.

Nasze przypuszczenia sprawdziły się. Głazy zniknęły. Odkryliśmy za to nowy głaz, stojący na drodze w innym miejscu, niż którykolwiek z poprzednich. Nie był przez nas wcześniej fotografowany ani oznaczany. Nie przeszkadzał on jednak w przejeździe, więc go zignorowaliśmy, znakując tylko odpowiednio. Niestety, nasze rozważania nad paranormalnymi (już oficjalnie uznaliśmy te kamienie za zjawisko niewyjaśnione) głazami musiało przerwać dokonanie o wiele bardziej przerażającego odkrycia. Nigdzie nie było Fiodora. Kiedy obudziliśmy się, w samochodzie byliśmy tylko we dwoje. Ja i Ardalion. Myśleliśmy, że Fiodor wstał wcześniej i poszedł do lasu za potrzebą lub upolować coś na śniadanie, dlatego spokojnie rozglądaliśmy się za kamieniami, przygotowując się do odjazdu. Nie wracał jednak zbyt długo, co wzbudziło nasz niepokój, a w końcu duży strach. Szukaliśmy go przez cały dzień po okolicznej tajdze. Byliśmy skrajnie wyczerpani i głodni, jednak zdecydowaliśmy zostać w tym miejscu aż do zmroku. Fiodor nie dawał jednak znaku życia. Byliśmy zrozpaczeni.

– Jedźmy – rzekł Ardalion, kiedy zrobiło się ciemno. – To chyba nie jest bezpieczne miejsce, a my nie mamy już zapasów. Co jeśli głazy jakimś cudem wrócą i znów zablokują drogę?

– Masz rację – odpowiedziałem, choć nie chciałem pogodzić się z tą myślą. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się zostawiać zaginionego towarzysza podróży.

 

Dotarliśmy do stacji i niesamowicie głodni oraz zmęczeni wpadliśmy do środka. W milczeniu zjedliśmy dziesięciojajową jajecznicę z kiełbasą, pomidorami i pieczarkami, oraz wypiliśmy po dwie puszki piwa. Mieliśmy cichą nadzieję, że Fiodor, cokolwiek się z nim stało, sam wróci do bazy. Tak się jednak nie wydarzyło. Poszukiwanie go nocą nie miało wielkiego sensu, nie mieliśmy zresztą już sił. Sprawdzając zamki w drzwiach i włączając alarm, położyliśmy się spać.

 

Dziennik kierownika II rosyjskiej ekspedycji ufologicznej, 20.09.2013, Syberia, stacja badań UFO.

Spaliśmy bardzo źle, budząc się kilkakrotnie, sprawdzając, czy nasz kompan nie wrócił. Fiodora jednak ani śladu. Nad ranem dokonaliśmy toalety, zjedliśmy w milczeniu śniadanie i wyszliśmy na dwór, aby się rozejrzeć. Stanęliśmy razem na ganku i… szok, strach, zdziwienie, niedowierzania, fascynacja… nie wiem, jak nazwać uczucie, które nas wtedy ogarnęło. Przed domem stało sześć wielkich głazów. Podbiegliśmy do nich i obejrzeli dokładnie. Po pobieżnym badaniu, oczywiście szybko stwierdziliśmy, że to były „nasze głazy”. Pięć tych, które „przywędrowały” z nad jeziora i jeden, który odkryliśmy na drodze w dzień zniknięcia Fiodora. Znajdowały się w odległości kilku metrów od siebie. Każdy z nich zostawiał za sobą posuwisty ślad wiodący do lasu. Mimo usilnych starań, nie znaleźliśmy niczego, co świadczyłoby o obecności siły (niezależnie, czy stoi za nią ktoś, czy coś), która by je tutaj dopchała. Przeszukaliśmy las w promieniu kilkuset metrów od stacji. W niektórych miejscach można było zobaczyć połamane gałęzie i wgniecioną ściółkę leśną, co świadczyło o przesuwaniu kamieni w tym miejscu. W końcu jednak ślady ginęły w mroku tajgi. Wróciliśmy na kwaterę, nie wiedząc, co mamy o tym myśleć.

 

Dziennik kierownika II rosyjskiej ekspedycji ufologicznej, 20.09.2013, Syberia, stacja badań UFO.

Zapisując te słowa, siedzę teraz samotnie w swoim pokoju. Cały dzień dyskutowaliśmy z Ardalionem o zauważonym zjawisku, nie mogąc dojść do żadnych sensownych wniosków. Obserwowaliśmy głazy prawie przez cały czas, ale nie ruszyły się ani na milimetr. Zaznaczyliśmy nawet w ziemi miejsca, w którym się znajdują, robiąc obrysy wokół każdego, aby odnotować choćby najmniejszy ruch.

 

Uważam, że sytuacja staje się niebezpieczna. Możliwe, że mamy tu fenomemen, którego nie da się wytłumaczyć naukowo. Nie potrafię znaleźć żadnego racjonalnego wyjaśnienia. Wysoce prawdopodobne, że mamy tu do czynienia z działaniem jakiejś inteligencji. Kamienie sprawiają wrażenie, jakby żyły i myślały. Bo czym innym wytłumaczyć ich zgodny ruch i zatrzymywanie się w konkretnych miejscach? Czy to możliwe, aby w wyniku działań sił naturalnych, sześć głazów przeniosło się dokładnie w to samo miejsce, i to w miejscu, w którym my przebywamy? A jeśli nie, to nasuwa się pytanie – czy głazy lub to co nimi porusza, wie o naszej bytności i śledzi nas? Czy ma wobec nas jakiś cel? Czy próbuje się z nami skontaktować? Czy chce nam wyrządzić krzywdę? Czy nas obserwuje? I co się stało z Fiodorem?

 

Dziennik kierownika II rosyjskiej ekspedycji ufologicznej, 20.09.2013, Syberia, stacja badań UFO.

Kamienie w nocy przemieściły się, ale tylko o kilka metrów. Są teraz prawie przy drzwiach naszej stacji. Musiały się ruszać, kiedy spaliśmy. Oznacza to, prawdopodobnie, że obca siła (wspólnie zgodziliśmy się, że mamy tu do czynienia z jakąś tajemniczą nieznaną inteligencją), która nimi porusza, cały czas nam towarzyszy i wie, kiedy ich nie widzimy. Zdecydowaliśmy z Ardalionem, że będziemy obserwować kamienie non-stop, dwadzieścia cztery godziny na dobę. Będziemy się zmieniać na wachcie co sześć godzin. Wszystko po to, aby zauważyć, co nimi porusza. Uznaliśmy też, że będziemy cały czas nosić przy sobie broń. Zaginięcie jednego z członków zespołu jest zbyt niepokojące, aby ignorować względy bezpieczeństwa. Fiodora dalej ani śladu, ale zrezygnowaliśmy już z poszukiwań. Mamy nadzieję, że rozwiązanie tajemnicy kamieni pozwoli nam odkryć też tajemnicę jego zniknięcia.

 

Dziennik kierownika II rosyjskiej ekspedycji ufologicznej, noc 20/21.09.2013, Syberia, stacja badań UFO, na jednym z głazów.

Jest druga w nocy. Siedzę sobie na jednym z głazów, tak aby mieć wszystkie inne w polu widzenia. Jedną ręką przegryzam orzechowego batonika, w drugiej trzymam naładowaną dubeltówkę. Nic się nie dzieje. Kamienie nie wykazują niczego anormalnego. Moja wachta się kończy. Ardalion wychodzi ze stacji niewyspany i klepie mnie po ramieniu. Życzę mu powodzenia. Zamieniam z nim jeszcze kilka słów, notuję tę krótką notkę w dzienniku i idę spać.

 

Dziennik kierownika II rosyjskiej ekspedycji ufologicznej, 21.09.2013, Syberia, stacja badań UFO.

Obudziłem się przed ósmą i wybiegłem na zewnątrz. Aż padłem na ziemię z przerażenia. Wszystkie sześć głazów zniknęło. Ardalion też. Kilkakrotnie obiegłem stację dookoła, wydzierając się za nim. Przeszukałem las. Wreszcie przeszukałem całą stacją, magazyn i poddasze, sprawdziłem w łaziku, a nawet w furgonetce zostawionej przez naszych poprzedników. Wszystko wyglądało, jakby nigdy nic się nie stało. Przez cały dzień nie odkryłem najmniejszego śladu moich towarzyszy. Nic, pustka i spokój. Boją się. Gdzie oni się podziewają? Gdzie są teraz głazy? Czy coś lub ktoś na nas poluje? Nie wiem, co mam robić. Nie wiem, co mam o tym myśleć.

 

Dziennik kierownika II rosyjskiej ekspedycji ufologicznej, noc 21/22.09.2013, Syberia, stacja badań UFO, moje łóżko.

Umieram ze strachu. Nie mogę zmrużyć oka tej nocy. Uznałem, że muszę stąd uciekać. Zdecydowałem jednak, że z czymkolwiek mam do czynienia, jazda w nocy przez las nie będzie bezpieczna. Zarówno Fiodor, jak i Ardalion zniknęli nocą, kiedy byli poza stacją. Zabarykadowałem drzwi, naładowałem broń, zgasiłem światła i w ciszy czekam na świt. Jutro z samego rana wyruszę łazikiem do najbliższej wioski, prosząc o pomoc w poszukiwaniach moich przyjaciół. Być może miejscowi ludzie będą potrafili powiedzieć coś na temat tego fenomenu. Z pewnością będą też lepiej znali okolicę. Byle do rana…

 

 

Dziennik kierownika II rosyjskiej ekspedycji ufologicznej, 22.09.2013, Syberia, stacja badań UFO, łazik.

Kamieni wróciły! Sześć głazów stoi przed moimi drzwiami. Niestety, to nie koniec niespodzianek. Znalazłem jednak siódmy głaz, który wcześniej był nieznany, to znaczy nieoznaczony. Żaden inny nie przestraszył mnie tak bardzo jako on. To miejsce, miejsce w którym go odkryłem, było niesamowite. Głaz znajdował się… w pokoju Ardaliona! Wszedłem tam, aby zabrać ważne rzeczy, przygotowując się do opuszczenia kwatery i wtedy zobaczyłem wielki kamień, stojący na samym środku. Jakież było moje przerażenie. Jak to możliwe, jakim cudem się tam dostał? – pytałem sam siebie. Głaz, wielki głaz włamał się do domu i usadowił w sypialni. Jakież to absurdalne. Nie miałem czasu ani ochoty dłużej się nad tym zastanawiać. Różne szalone myśli zaczęły mi przychodzić do głowy. Pewna teza szczególnie mocno utkwiła mi w głowie, ale wydała mi się strasznie dziwaczna. Choć, czy ma to jeszcze jakieś znaczenie, w obliczu tak dziwnych wydarzeń? Nie, nieważne, nie ma czasu na takie rozmyślania. Trzeba stąd uciekać. Nie wiem, z czym mam do czynienie, ale chcę być jak najdalej od tego. Jak dotrę do wioski, opiszę wszystko jeszcze raz, rzetelnie. Kiedy tylko odzyskał spokój ducha.

 

Zapisują teraz w pośpiechu już chyba ostatnie słowa w tym dzienniku. Ostatnie co zrobiłem, to wybiegłem z pokoju, złapałem jakąś kartkę i nabazgrałem na niej „Uciekajcie, kiedy tylko napotkacie poruszające się kamienie!”. Wyskoczyłem ze stacji, przemknąłem przez podwórze, mijając sześć głazów, które stały jak stały, równo w jednym rzędzie, jakby mnie żegnały. Podbiegłem do łazika i zamknąłem się w środku. Gazu!

 

Dziennik kierownika II rosyjskiej ekspedycji ufologicznej, data nieznana, Syberia, gdzieś w lesie.

Jeśli czytasz te słowa, to znaczy, że prawdopodobnie nie żyję. Nie wiem, co się stało. Pamiętam tylko, że nie mogłem odpalić samochodu. Opuściłem kabinę i zacząłem grzebać pod maską. Nie wiedziałem w czym problem. Spędziłem chyba kilka minut w skupieniu, świecąc latarką między kabelkami. W pewnym momencie poczułem czyjąś obecność. Odwróciłem się i… zamarłem z przerażenia, z wychodzącymi z orbit gałkami ocznymi i otwartymi ustami. Wokół mnie stało siedem głazów. Tak, wszystkie siedem! Były blisko, kilka centymetrów od moich stóp. Stały nieruchomo. Martwe, ale jakby się we mnie wpatrywały. Nie potrafię opisać uczucia, które mi wtedy towarzyszyło. Nie pamiętam, co się dalej działo. Straciłem przytomność.

 

Obudziłem się, leżąc na ziemi w lesie. Nie wiem, jak długo byłem nieprzytomny. Nie wiem, gdzie jestem, ani jakim cudem się tu dostałem. Mam przy sobie tylko ubranie i swój dziennik. Piszę w nim teraz chyba ostatnie słowa, bo nie wiem, co się ze mną za chwilę stanie. One tu są…. Głazy są tutaj, obok mnie. Towarzyszą mi cały czas. Wszystkie siedem, spoczywają martwo, tworząc ciasny krąg. A ja leżę w środku tego kręgu. Nie mam siły, aby się podnieść. Chyba widzę jakieś światło, zbliżające się w moim kierunku. Czy podzielę los Fiodora i Ardaliona, cokolwiek się z nimi stało? Chyba się tego już domyślam, choć ciężko mi ubrać to w słowa. W każdym razie, drogi czytelniku, kimkolwiek jesteś, jeśli znajdziesz ten dziennik, podziel się tą historię z innymi, ku przestrodze wszystkich tych, którzy będą chcieli się wybrać w to miejsce. Ta ziemia jest przeklęta. Chyba widzę jakieś światło…

 

Dziennik kierownika III rosyjskiej ekspedycji ufologicznej, 22.11.2013, Syberia, stacja badań UFO.

Minęły dwa miesiące, odkąd straciliśmy kontakt z II ekspedycją ekipy Avrocar. Dziś dotarliśmy do stacji badawczej. Na zewnątrz stoi zakopany w błocie łazik, który należał do naszych poprzedników. Kluczyki są cały czas w stacyjce. Przeszukaliśmy dokładnie stację badawczą. Wygląda tak, jakby ktoś ją opuścił w pośpiechu. Poza tym brak jakichkolwiek niepokojących śladów. Brak też zostawionych dzienników lub wiadomości. Panfił znalazł jakąś zmiętą kartkę z dziwacznym ostrzeżeniem przed poruszającymi się kamieniami. Nie mamy pojęcia, co to może znaczyć, może chodzi o meteoryty. Żadnych śladów ludzkiej bytności w ostatnich dniach. Okolica jest niezwykle spokojna. Szykujemy sobie teraz wyborny omlet na kolację. I piwo, oczywiście. Mamy nadzieję, że uda nam się odnaleźć zaginionych, całych i zdrowych.

Koniec

Komentarze

Dobre. Klimatem przypomina Strugackich.

 

Wydaje się, zamiast wydaje się być. Dokonać toalety też brzmi niezręcznie. Jeśli to stylizacja na dziennik jajogłowego naukowca, to z jednej strony jest za mało "naukowa", a z drugiej trąci szkolarskim pedantyzmem i drobnomieszczańską pretensją do wykwintu (jak stało kiedyś w jakimś akademickim podręczniku).

 

Infundybuła chronosynklastyczna

Mnie się podobało

Przynoszę radość :)

Pomysł ciekawy. Ale irytuje mnie głupota bohaterów. Aby na pewno to rosyjska ekspedycja ufologiczna? Bo zachowują się jak amerykańskie nastolatki na balandze – pstrykają pamiątkowe fotki, jedzą, piją (nie zapominajmy o piwie!), a jak się zmęczą, to idą spać. Harcerze wystawiliby warty już pierwszej nocy. Poprzednia wycieczka zaginęła? Pewnie poszli w krzaki i zabłądzili, zaraz wrócą, komu dokładkę ziemniaczków? Rosjanie, którzy nie mają kontaktu z Centralą? Nie uwierzyłam. I kto w oficjalnym dzienniku zapisuje, że żłopał alkohol? Rozumiem, że to Rosja, ale wódka do śniadania? Jednak trochę wstyd to dokumentować. Poza tym, po co wysyła się te ekspedycje, skoro nie podejmują praktycznie żadnych działań; nie instalują kamer śledzących kamienie w nocy, nie próbują żadnego rozłupać?

Babska logika rządzi!

To jest urok klasycznego s-f na wschód od Łaby. Zjawiska wykraczające poza standardowy model rzeczywistości są traktowane z dystansem i swoistym fatalizmem. Słowianin nie widzi powodu do gwałtownej zmiany nawyków, bo jakieś UFO się pojawiło.

 

Dość często fabuła ma dwie równorzędne osie przecinające się z rzadka i niezbyt gwałtownie. Ta paranormalna jest ledwie zarysowana, stanowiąc delikatne, ale wyczuwalne tło. Nie dochodzi do spektakularnych konfrontacji "oni" – "my".

 

Nie potrafię ująć tego dokładniej w krótkiej formie komentarza, ale taki model doskonale widać w "Porze deszczów" czy "Ślimaku na zboczu" Strugackich.

 

I uważam, że to opowiadanie ma właśnie taki "Strugacki" styl. I mimo paru niekonsekwencji, trzyma poziom.

Infundybuła chronosynklastyczna

Dziękuję za wszystkie opinie :) Przyznam, że nie czytałem Strugackich. Chętnie sięgnę po wyżej wymienione pozycje. Jedyną inspiracją to tego tekstu były opisy zjawisk niewyjaśnionych w starej serii śp. Lucjana Znicza "Goście z kosmosu", który sporo uwagi poświęcił zdarzeniom właśnie na wschód od Polski i wiele z nich miało charakter typu: właściwie nic się nie stało, ale ktoś coś zauważył/kogoś coś zdziwiło, a naukowcy nie potrafią nic o tym powiedzieć. Uwagi Pani Finli wezwę sobie do serca i może jeszcze spróbuję lekko zmodyfikować opowiadanie.

Cholera, zaledwie pięć komentarzy, a tekst naprawdę fajny. Jasne, nie odkrywczy, nie przełomowy czy diabli wiedzą co tam jeszcze, ale po prostu fajny, dobrze napisany, wciągający. Taki w sam raz na wieczór. Jak to się dzieje, że niektóre opowiadania mają po sto opinii, a inne, jakościowo porównywalne, albo lepsze, ciekawsze – pięć? Było kilka literówek, ale co tam – zazwyczaj są. Ważne, że miło spędziłam te kilkanaście minut:).

natchnąć na coś niespodziewanego – natknąć

oboje, ja i Ardalion – jeżeli ja jest mężczyzną, Ardalion raczej też jest facetem -to obaj Gdzieś w tekście piszesz jeszcze, że schłodzili sobie piwo w jeziorze – jeśli są na północy, to było to raczej niekonieczne A poza tym opowiadanie bardzo fajne, z klimatem i dreszczykiem. Wprawdzie od momentu zniknięcia Fiodora i pojawienia się kolenego głazu domyślłam się, co jest, ale czekałam na wyjaśnienie. A tu buuuuu, zakończenie zostało otwarte. Nie wiem, kto za tym wszystkim stoi.

Super opowiadanko, gratulacje!   

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Mam bardzo duży kłopot z tym opowiadaniem. Temat jest, nastrój pojawia się, tajemnica i ukryta groza narastają… – a na koniec przecieram oczy i zadaję sobie pytanie, czy Autor jest świadom faktu położenia tekstu na obie łopatki przez dziwne niedoróbki.   Pomijam chłodzenie piwa w jeziorze na dalekiej północy. To drobiazg, powiedzmy, że z nawyku wstawił puszkę zimnego piwa do lodowatej wody… Ale te dwa miesiące, mijające od ostatniego komunikatu do przybycia następnej grupy? Autorze, zlituj się, datujesz na rok, który mamy, a zapominasz o samolotach, helikopterach… Powtarzasz to samo na zakończenie. Ufolodzy powinni być tak podnieceni domysłami, dlaczego ekipa badawcza zamilkła, że po dwóch dniach wysyłaliby następną, i to liczną grupę.    Nic nie piszesz o sprzęcie badawczym. Mamy dwudziesty pierwszy wiek, przenośne komputery, kamery do wyboru do koloru; akumulatory można ładować z agregatu, który musi wchodzić w wyposażenie każdej udającej się w odludne miejsca wyprawy…   Pomijam te ciągłe wzmianki o piwie i wódce. Ludzie są ludźmi, niech sobie chlapną, byle w miarę. Pomijam, bo zrobiłeś z ufologów takich cymbałów, że słów szkoda, Dlatego, że Rosjanie? Spokojnie, oni też mają mózgi.   Na deser o klimacie. Zapowiadał się, rozwiał się po skończeniu lektury. Z powodów wyżej podanych – gdyż można, naprawdę można, czego są przykłady, zanurzyć czytelnika w tajemnicy pomimo wyposażenia bohaterów w nowoczesny sprzęt i sprawne mózgi.  

Ja się zgadzam z uwagami Finkli, które przeczytałam już wcześniej, zgadzam się też oczywiście z uwagami AdamaKB. I wydaje mi się, że można by (możnaby? – Adamie, Ty bedziesz wiedział) osadzić ten tekst podczas jakichś wypraw odkrywczych w czasach Scotta i Amundsena. Klimat byłby nawet jeszcze może i lepszy, a tych wątpliwości by nie było.

Weź Autorze przedatuj to opowoadnie na sto lat wstecz. Wtedy w większości upadną SŁUSZNE zarzuty Adama.Ja sama nie zwróciłam uwagi na te szczegóły, bo biegłam do końca, żeby dowiedzieć się, kto to był.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Osobno, bo "można" występuje w funkcji czasownika.    Cofnięcie datowania – dobry sposób uratowania tekstu po niewielkich przeróbkach.

Nie ma, moim zdaniem, potrzeby antydatowania fabuły. Źródło inspiracji autora wyjaśnia powód, dla którego bohaterowie nie korzystają ze zdobyczy najnowszej techniki i logistyki. Wprowadzenie ajpadów, poduszkowców, helikopterów, internetów i innych gieesemów odebrałoby opowiadaniu klimat. Z rasowego s-f zrobiłby się mdły pokaz technikaliów.

 

A piwo powinno być zawsze ciut chłodniejsze niż otoczenie. Może z wyjątkiem siarczystego mrozu. Wtedy czysta…

Infundybuła chronosynklastyczna

Ale brak kamer aż za bardzo rzuca się w oczy. To nawet sto lat temu ekspedycje obowiązkowo zabierały fotografa, który takim obiektom zrobiłby przynajmniej zdjęcia. I robili jakieś tam pomiary, nawet wtedy. Poza tym opowiadaniu brakuje chociaż próby stworzenia napięcia, atmosfery tajemniczości,bo tego typu tekst aż się o to prosi.

Ja chyba inaczej czytam. Nie zwracam w ogóle uwagi na takie szczegóły, musi mnie już coś naprawdę bardzo razić, żebym to zauważyła. Podoba mi się tak, jak jest. 

Przynoszę radość :)

---> stefan.kawalec. Ośmielę się zaprzeczyć. Więcej, podpowiem. Wyobraź sobie, że jedziemy do stacji, której załoga zamilkła. Wyposzażeni jesteśmy we wszystko, co kto zamarzy. Pięć kilometrów przed celem zakłócenia, po nich cisza w eterze, ale, kierowani myślą, że to tylko chwilowy zanik, poganiani niepokojem o los milczącej od (niech już będzie) tygodnia załogi jedziemy dalej… Dopowiedz sobie, co może być dalej, jaki horrorek można strzelić.

Jeszcze raz dziękuję za wszystkie opinie :) Nie do końca rozumiem, o co wam chodzi z brakiem kamer – kilkakrotnie napisałem, że bohaterowie dokładnie fotografowali otoczenie (choćby nad jeziorem). Zarzuty AdamaKB dokładnie przemyślę i postaram się jeszcze przeredagować opowiadanie, aby uniknąć takich uwag. Dziękuję też za pozytywne uwagi :)

Fotografowali, ale sieci stałego nadzoru otoczenia stacji nie mieli. Sieci, która – na skutek zewnętrznej ingerencji – tu do wyboru – przestaje działać, kłamie…

Opowiadanie przynajmniej dobre. Ma niedoróbki, ale posiada również klimat i wciąga. Tajemnica jest całkiem ładnie zarysowana, szkoda, że wszystko staje się jasne w momencie pojawienia się szóstego kamienia.

Dla mnie to tylko podkreślenie nieuchronności tego, co się wydarzy. Na tym polega cały tragizm – wiadomo, skąd idzie zagrożenie, a nie można się przed nim obronić (bo nie wiadomo, jak – poza ucieczką, rzecz jasna).

Przynoszę radość :)

I mnie zaciekawiła opowieść, ale… Uważam że tak opisana historia mogła się wydarzyć w drugiej połowie września 2013 roku, ale nie naukowcom, jeno nieobeznanym z terenem turystom, którzy pobłądziwszy, trafili do jakiejś starej, opuszczonej, nieco już nadgryzionej zębem czasu, stacji badawczej. Dziwi mnie opis biwaku nad jeziorem, uwzględniający dość dokładnie opisane zestawy posiłków i trunków, przy jednoczesnym braku jakichkolwiek planów poszukiwania zaginionych. Mam wrażenie, że położone na odludziu bieszczadzkie leśniczówki są wyposażone lepiej od opisanej przez Ciebie naukowej stacji badawczej.  

 

Minęło już ponad dwa miesiące od zaginięcia zespołu Avrocar”. –– Minęły już ponad dwa miesiące od zaginięcia zespołu Avrocar.

 

„Co ciekawe, znajdują się w nim, niestety już nieświeże, zapasy jedzenia…” –– Wolałabym: Co ciekawe, znajdują się w nim zapasy, niestety, już nieświeżego jedzenia

 

„Brzeg był kamienisty, wysadzony szarymi głazami”. –– Wolałabym: Brzeg był kamienisty, pokryty szarymi głazami. Lub: Kamienisty brzeg pokrywały szare głazy.

 

„Nie zauważyliśmy niczego wzbudzającego niepokoju”. –– Nie zauważyliśmy niczego wzbudzającego niepokój. Lub: Nie zauważyliśmy niczego niepokojącego.

 

„Obserwowaliśmy je przez lunetę do późna w nocy, fotografując wszystko wokół”. –– Fotografowali w nocy?

 

„Obudziły na niezidentyfikowane dźwięki dochodzące zewsząd wokół”. –– Literówka.

 

„Za nimi było widać wyraźne ślady na ziemi, co dowodziło niezbicie, że ktoś je ciągnął lub pchał. Wydało nam się to niewiarygodne. Głazy były ogromne. Próbowaliśmy je przepchać we trzech, ale nie ruszyliśmy ich ani o centymetr. Oznaczało to, że albo przepychała je większa liczba ludzi, albo też ktoś je ciągnął koniem lub samochodem”. –– Nadmiar zaimków. Powtórzenia. Może: Na ziemi było widać wyraźne ślady, co dowodziło niezbicie, że ktoś je wlókł lub pchał. Wydało nam się to niewiarygodne. Głazy były ogromne. Próbowaliśmy jeden przesunąć we trzech, ale nie drgnął ani o centymetr. Oznaczało to, że albo było więcej ludzi, albo ciągnięto je koniem lub samochodem.

 

„Głazy zostały przez nad dokładnie sfotografowane i oznaczone poprzez nacięcia”. –– Wolałabym: Głazy zostały przez nas dokładnie sfotografowane i oznaczone nacięciami.

 

„Zostały tylko wgniecione dziury w ziemi oraz posuwiste ślady, ginące w lesie”. –– Wolałabym: Zostały tylko dziury wygniecione w ziemi oraz ślady przesuwania, ginące w lesie.

 

„…Fiodor przypomniał nam dziwaczny napis na gazecie, która w zasadzie zignorowaliśmy”. –– …Fiodor przypomniał nam dziwaczny napis na gazecie, który w zasadzie zignorowaliśmy.

 

„Myślę, że najistotniejsze jest ustalić, jaka siła jest odpowiedzialna…” –– Może: Za najistotniejsze uważam ustalić, jaka siła jest odpowiedzialna…

 

„Rozmawiałem swobodnie z Fiodorem o możliwości spoczywania latającego spodka na dnie jeziora i jego wpływu na okoliczną naturę…” –– Rozmawiałem swobodnie z Fiodorem o możliwości spoczywania latającego spodka na dnie jeziora i jego wpływie na okoliczną naturę

 

„…mrukną Ardalion i wyskoczył z samochody”. –– Literówka.

 

„Nie było też sposoby, aby ominąć głazy…” –– Literówka.

 

„Popatrzyliśmy się na niego ze zdziwieniem…” –– Popatrzyliśmy na niego ze zdziwieniem

 

„…w samochodzie byliśmy tylko we dwoje”. –– …w samochodzie było tylko nas dwóch. Dwoje, to dwie osoby różnej płci.

 

„Tak się jednak nie wydarzyło”. –– Tak się jednak nie stało.

 

„Sprawdzając zamki w drzwiach i włączając alarm, położyliśmy się spać”. –– Chyba nie mogli jednocześnie sprawdzać zamków, włączać alarmu i kłaść się spać. Proponuję: Sprawdziliśmy zamki w drzwiach i włączyliśmy alarm, potem położyliśmy się spać.

 

„Nad ranem dokonaliśmy toalety, zjedliśmy w milczeniu śniadanie…” –– Wolałabym: Wstaliśmy gdy świtało. Po porannej toalecie, w milczeniu zjedliśmy śniadanie

 

„Podbiegliśmy do nich i obejrzeli dokładnie”. –– Wolałabym: Podbiegliśmy do nich i obejrzeliśmy dokładnie. „Pięć tych, które

 

„przywędrowały” z nad jeziora i jeden, który odkryliśmy na drodze w dzień zniknięcia Fiodora”. –– Powtórzenie. Może: Pięć tych, które „przywędrowały” znad jeziora i jeden, odkryty na drodze w dzień zniknięcia Fiodora.

 

„…czy głazy lub to co nimi porusza, wie o naszej bytności i śledzi nas? Czy ma wobec nas jakiś cel? Czy próbuje się z nami skontaktować? Czy chce nam wyrządzić krzywdę? Czy nas obserwuje?” –– …czy głazy lub to co nimi porusza, wiedzą o naszej bytności i śledzą nas? Czy mają wobec nas jakiś cel? Czy próbują się z nami skontaktować? Czy chcą nam wyrządzić krzywdę? Czy nas obserwują?  

 

„Mamy nadzieję, że rozwiązanie tajemnicy kamieni pozwoli nam odkryć też tajemnicę jego zniknięcia”. –– Powtórzenie. Może: Mamy nadzieję, że odkrycie tajemnicy kamieni pozwoli nam rozwiązać też zagadkę jego zniknięcia.

 

„Jedną ręką przegryzam orzechowego batonika, w drugiej trzymam naładowaną dubeltówkę”. –– Chyba tylko będąc w środowisku tajemniczych kamieni, można przegryźć batonik ręką. ;-)

 

„Nic, pustka i spokój. Boją się”. –– Literówka. Kamieni wróciły!” –– Literówka.

 

„Kiedy tylko odzyskał spokój ducha”. –– Literówka.

 

„Chyba się tego już domyślam, choć ciężko mi ubrać to w słowa”. –– Chyba się tego już domyślam, choć trudno mi ubrać to w słowa. Ciężkie jest coś, co dużo waży.

„…podziel się tą historię z innymi…” –– Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mnie ugryzło w tekście co innego. Otóż pierwsza ekipa liczyła pięciu mężczyzn. Wysłali oni ostatni swój komunikat (w którym nie było niczego niepokojącego), wybrali się do wioski i z niej wrócili z zapasami, po czym cała piątka zniknęła i z tekstu wynika, że równocześnie. Jakie kamienie widział ten, który napisał pierwszą notkę, skoro liczba kamieni była równa liczbie członków ekipy? Zgadzam się z zarzutami, że tekst brzmi bardziej jak pamiętnik biwakowicza niż naukowca. Niemniej, pomysł mi się podobał a kamień w pokoju jednego z badawczy wywołał dreszczyk – za to plus :)  

Dobry tekst, tylko… tytuł jakoś wypaczył mi lekturę.

Nowa Fantastyka