- Opowiadanie: Łanofas - Nie zapomnijmy wychodzić na spacer (krótkie)

Nie zapomnijmy wychodzić na spacer (krótkie)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Nie zapomnijmy wychodzić na spacer (krótkie)

 

– I co, i co?! Przyszedł wreszcie? – Od paru dni zarzucała go lawiną pytań zaraz po powrocie z pracy.

– Jeszcze nie, ale dzwoniłem i powiedzieli, że będzie u nas jutro. – Tym razem jej odpowiedział.

– Jasne… – mruknęła wyraźnie zawiedziona. – Wydymali cię na trzy tysiaki, a teraz zwodzą. Mówiłam, że takie rzeczy kupuje się w sklepie.

Mężczyzna pokręcił głową, nie podejmując kłopotliwego tematu. Jego żona miała tradycyjne podejście do handlu, uważając Internet za zło najgorsze, a sprzedawców On-Łajn – jak ich obrazowo nazywała – za oszustów.

– Jak można zamówić coś, czego nie możesz obejrzeć? I ile już na niego czekamy?

– Dwa tygodnie.

– A co z ich dostawą w ciągu czterech do pięciu dni??

– Gówno… – warknął. – I nic na to nie poradzę.

– Romanie! – Kobieta podparła się pod coraz pełniejsze boki. – Nie życzę sobie wulgaryzmów w moim domu.

W naszym, pomyślał, ale już dawno przestał ją poprawiać.

 

 

***

W ciągu paru kolejnych poranków Romek w zasadzie nie odchodził od okna, z nadzieją spoglądając na każdą zbliżającą się ciężarówkę. Powoli tracił cierpliwość i równowagę psychiczną, choć przecież przez dwadzieścia lat – odkąd powiedział sakramentalne tak – czuł się jak słoń spacerujący po rozwieszonej nad przepaścią linie.

– Zadzwoń do nich i zażądaj zwrotu pieniędzy! – pouczyła go z kuchni. – Zagroź, że do sądu pozwiesz!

W tej samej chwili żółto-czerwony van zatrzymał się pod ich blokiem. Serce Romka zaczęło bić o wiele za szybko. Wybiegł na korytarz, ryzykując zdrowiem i przyspieszonym remontem, bo walnął drzwiami o ścianę tak mocno, że aż tynk się posypał.

– Przywieźli, Marysiu! – krzyknął do żony i otworzył drzwi.

Zziajany kurier mocował się z nieporęcznym pudłem. Z największą ostrożnością pokonał ostatnie parę metrów. Przesyłka znalazła się w domu klienta. Wystarczyło już tylko pokwitować odbiór.

– Co robisz, jełopie?! – wydarła się gospodyni, wycierając dłonie w poplamiony fartuch.

Romek, będący już w połowie imienia, przerwał podpisywanie i spojrzał na nią wyjątkowo pytająco.

– Może sprawdzimy wpierw, czy jest cały? – prychnęła, machając grubą ręką w stronę długo oczekiwanego cacka.

Kurier westchnął, ale na tyle cicho, by kobieta nie usłyszała.

– Daj spokój, kochanie! – zaśmiał się Romek. – Przecież nie będziemy zabierać temu miłemu panu cennego czasu.

– A to, że od miesiąca na telewizor czekamy, to miło z miłego pana miłej strony?! – zapytała, wchodząc na wyższe, zdecydowanie nieprzyjemne rejestry.

– Przepraszam – odezwał się kurier. – To bez wątpienia wina sprzedawcy. My nasze przesyłki dostarczamy w ciągu czterech, góra pięciu roboczych dni.

– Widzisz, skarbie! – Romek wrócił do popisywania. – To nie pana wina.

Z wysuniętym językiem postawił kropkę nad „i” w swoim nazwisku i pożegnał się kulturalnie z dostawcą.

Po zamknięciu wziął się za wypakowywanie zbyt długo oczekiwanego gadżetu.

 

 

***

Montaż zajął mniej czasu niż się Romek spodziewał. Wystarczyło, przy użyciu trzech śrub, połączyć stojak z czterdziestosześciocalowym monitorem. Gorzej poszło z obsługą pilota, który miał więcej przycisków niż klawiatura komputera.

– Widziałaś, babo, jakie cudeńko?! – Mężczyzna zachwycał się nową zabawką. – Starej Wilczewskiej gały wylezą z zazdrości!

– Wąski jakiś taki… – zamarudziła Maria. – Kwiatków na nim nie postawię…

– Od kwiatków to są parapety!

Romek podszedł do niej i klepnął w obwisły pośladek, do którego nie pasowało żadne zdrobnienie.

– Podoba ci się, gołąbeczko? – zapytał niskim głosem.

Uśmiech powoli rozlewał się na okrągłej twarzy Marii, pierwszy raz od kilkunastu lat.

– No – odpowiedziała, opierając głowę na męskim ramieniu. – Włącz to cudo, bo „Klan” zaraz leci.

Usiedli na starej kanapie, która nie pasowała do telewizora, zresztą jak cała reszta mieszkania razem z nimi wzięta. Romek powoli, niczym emerytowany rewolwerowiec, wycelował pilotem w stronę monitora, jakby bał się, że może go tą podczerwienią uszkodzić. Wcisnął największy z przycisków, a już po chwili na ekranie pojawił się biały napis „Philips” zanurzony w niebieskim tle.

– Nie trzeba czekać? – zdziwiła się kobieta. – Nie musi się rozgrzać?

– To nie żelazko! – zaśmiał się Romek i objął żonę ramieniem, co wcale nie było takie łatwe.

 

Błękit zniknął, za to w jego miejsce pojawił się jakiś bandzior, machający w ich stronę zakrwawioną maczetą.

– To chyba nie jest „Klan”… – mruknęła Maria. – Pewnie jeszcze reklamy lecą.

– Zabiję was! – ryknęło z głośników, aż Romek zabrał się za ściszanie. – Przyjdę do was i was zaciukam!

– Jakieś to średnio śmieszne – oburzyła się gospodyni.

– Zamknij ryj, stara krowo! – wrzasnął bandzior, machając bronią. – Tobie pierwszej łeb upierdolę!

Romkowi z wrażenia pilot wyskoczył z ręki, szczęśliwie lądując na miękkim dywanie.

– Czy on…? – dukała Maria. – To do mnie było?

– Ruszcie tłuste dupska na spacer, a nie durne seriale będziecie w kółko oglądać! – Pogroził im typ z ekranu. – Macie minutę, albo do was przyjdę i będziecie mieli hollywoodzką akcję na żywo, tylko z obsadą inną!

– Ja się go boję – zapłakała roztrzęsiona kobieta. – Romek, rozwal to cholerstwo!

– Zgłupiałaś?! – Mężczyzna zapomniał na chwilę o telewizyjnym intruzie. – Tyle pieniędzy rozpieprzyć?

– Won na podwórko, pierdziele! – Natręt przypomniał o sobie. – Dotlenić spróchniałe kości!

– Może się jednak przejdziemy… – szepnął Romek do żony, która już wkładała buty. – Pewnie na „M jak miłość” zdąży się samo naprawić…

– „Philips. I nie zapomnij wychodzić na spacer” – wycharczał bandzior ze zniewalającym uśmiechem, gdy tylko trzasnęły drzwi.

 

 

***

Wilczewska, jak co dnia, siedziała na ostatniej z rzędu podwórkowych ławek, rozsiewając po okolicy ploteczki i cięższe od nich plotki.

– Dzień dobry, państwo Szrenieccy! – zawołała w ich stronę. – Widziałam, że telewizorek wreszcie przywieźli. Jak sprawuje się to cudo?

– Świetnie – zbył ją Romek, nie dając się wciągnąć w pogaduchy. – Do widzenia pani.

– Tylko nie zapominajcie wychodzić na spacer! – krzyknęła za nimi, puszczając w stronę najbliższych krzaków zaropiałe oko.

Westchnęła i spojrzała w stronę wiaty śmietnikowej, gdzie troję z ośmiorga jej dzieci bawiło się w kontenerach. Pozostała piątka żebrała pod kościołami.

– Szukać, a nie dokazywać! – ryknęła na pociechy. – Bo do sierocińca traficie!

Biedactwa o niczym innym nie marzyły, ale ze strachu przed ciężką matczyną ręką wzięły się ostro do pracy.

 

 

***

Marysia zdecydowała się odezwać dopiero przy osiedlowym spożywczaku.

– To przerażające – zachlipała, a mąż zaczął ją pocieszać.

– To pewnie jakiś głupi żart, kochanie – szepnął. – Ludzie z zazdrości to różne rzeczy robią.

Przeszli wzdłuż głównej ulicy, dochodząc aż do zamkniętego przed laty Zakładu Tkanin Dekoracyjnych i Dywanów. Nastały czasy paneli podłogowych, bolesnych przebranżowień, spychające tkaczy w otchłań alkoholizmu.

– Wracamy? – spytała Maria z drżeniem w głosie. – Myślisz, że da nam już spokój?

– Pewnie złapaliśmy jakąś pokręconą stację – uspokajał Romek. – Nowy telewizor, to i kanały nowe! Internetowe takie! Nie dajmy się, skarbie, zwariować.

Zawrócili, żartami dodając sobie odwagi.

– Aleśmy głupi – chichotała Marysia. – Żeby się filmu polskiego przestraszyć!

– Starzy, a naiwni! – wtórował jej mąż. – Na tylu calach nawet Reksio może wydać się groźny.

Szli, trzymając się za ręce, czego nie robili od czasów liceum. Romek zerwał stokrotkę z trawnika i podarował ją żonie, za co dostał gorącego buziaka.

Pewnym krokiem wstąpili na podwórko, uśmiechając się do Wilczewskiej.

– Dotlenione te wasze kości? – spytała, zasiewając w ich sercach zwątpienie.

Dzieci pokazywały mamie wydobyte skarby, wśród których królowało jedzenie i aluminium.

– Skąd ona…? – szepnęła Maria do męża.

– Nie przejmuj się – prosił Romek. – To przypadkiem. Przecież to wariatka.

 

 

Klatka schodowa przywitała ich chłodem i smrodem. Ktoś pozostawił uchylone drzwi do piwnicy.

– Pewnie dzieciaki – mruknął mężczyzna, chwytając za klamkę.

W tej samej chwili wyskoczył zza nich ten sam telewizyjny bandzior i zaczął wymachiwać maczetą.

– Spacer, a nie spacerek mówiłem! Spacer, pierdziele tłuste!

Wybiegli na zewnątrz jak oparzeni. Romek próbował nadążyć za żoną, ale hamowały go zmoczone spodnie.

Oprych podążył za nimi, drapiąc ostrzem chodnikowe płytki. Niemal w tym samym momencie ściany śmietnikowej wiaty otworzyły się jak tekturowe pudełko, z hukiem uderzając o ziemię i uwalniając roześmianych ludzi. Ze wszystkich klatek schodowych wysypywali się krzyczący mieszkańcy. Na niebie pojawiły się helikoptery, a zza pobliskiego krzaka wyszedł jakiś facet z kamerą.

Romek chwycił się za lewe ramię, wpatrując się z grymasem na twarzy w rozwijane na okolicznych blokach transparenty. Przeczytał: „Philips. I nie zapomnij wychodzić na spacer.”.

Marysia zemdlała, osuwając się na przerzedzony trawnik, a kamerzysta robił właśnie zbliżenie wykrzywionej twarzy Romka.

– Tak trzymać! – słyszał w słuchawkach. – Wygląda na mile zaskoczonego! Udało się!

Koniec

Komentarze

Dobre, pośmiałem się. A zdanie o tkaczach wpędzanych w otchłani alkoholizmu zapamiętam na długo:)   Pozdrawiam

Mastiff

"w otchłań" miało być:)

Mastiff

Dzięki, bo o to pośmianie się mi chodziło. :)

Mnie dziwnym trafem nie rozbawiło. Takie tam w stylu "uśmiechnij się, jesteś w ukrytej kamerze".   Być może przyczyną braku rozbawienia była absolutnie nielogiczna scena wyganiania na spacer. Trudno uwierzyć, by w interesie nadawców TV i producentów odbiorników leżało odpędzanie ludzi od telewizorów.

Bardzo, bardzo mi się podobało. Ładnie pokazałeś relacje panujące między Romkiem i Marysią. Dobrze, że nie oglądam telewizji ;)

A ja się teraz cieszę, że muszę tyle czasu spędzać w ogródku. A telewizję traktuję jako usypiacza.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

No, bohaterowie śmieszn,i szczególne opisy Marysi mnie ubawiy (dobrze być pięknym i modym, łatwo się wtedy śmiać…). Ale czemu Philips wygania na spacer? Dąży do zawieszenia działalności?

https://www.martakrajewska.eu

     Niby zabawne, ale tak średnio na jeża.  

Wygania, ale tylko w reklamie. Jakoś mnie carlsberg natchnął i boję się cokolwiek kupować. :) Roger – czyli mogło być gorzej. Lepiej, oczywiście, też. :) Dziękuję.

…Mam nadzieję, autorze, że jesteś kawalerem, bo jak żona by przeczytała taki tekst, to masz przechlapane. Uśmiałem się z doskonale opisanej scenografii w tym opowiadaniu, a opis dzieci w śmietniku – genialny – jak z kabaretu. Ja też boję się kupować przez internet, ale dlatego że przez dziesiątki lat przyzwyczajony byłem do kolejek w komunie i jak czegoś nie wystałem, to tego nie ceniłem. Jak brakuje na portalu humoru i satyry – wielkie dzięki.

Ja mam odczucia podobne do  AdamKB. Plus jakoś mnie ta ukryta kamera nie przekonała – sama nie wiem czy wsyzscy wkręcalli to mnałżeństwo czy ten slogan reklamą był ale Ci odcięci od tv przez mieisąc jej nie znali?? Ogólnie nie moja bajka, ale opis fajny – choć czemu to baba zrzędzi?? – stereotyp:D. No i jeszcze poamrudze – w pełni subiektywnie: Romek – taka forma kojarzy mi isę z dzieckim. Dorosłemu dałabym Roman.

E tam, do faceta można mówić Roman, Romek, a nawet Romuś czy Romeczek – wszytko zależy od stopnia zażyłości.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Wiem. Można i koteczku. To moje subiektywne odczucie. Dla mnie Romek kojarzy się z młodym chłopcem.

@Laodika – stereotyp stereotypem, ale to biednemu facetowi (Romkowi, którego będę się trzymał ;)) się najbardziej dostało. Wkręcenie z rozmachem. @Adam – w interesie nadawców (tv-twórców) nie jest wyganianie na spacer, ale reklama dźwignią handlu, a że zazwyczaj hasła są głupie, a pomysły jeszcze bardziej… Ziemniaki są bez tłuszczu, a cola z naturalnych składników. :) Piwo jednoczy wszystkich i cementuje przyjaźnie (prawda?). @ Prokris – przez prawię dekadę też nie oglądałem. Ostatnio się "przekonałem" i chyba się odprzekonam. :) @Ryszard – mam szczęście do żony (ale i tak jej tego opowiadania nie pokażę…), ale nie to kupowania  Internecie. :) Dzięki.;)

@Bemik – do faceta można mówić przeróżnie… :) "Romek" przy tym, to pikuś, pan Pikuś… Dzięki.

  …Jeden z mych sąsiadów mówi do żony per "cipciu".

Nowa Fantastyka