- Opowiadanie: Cloudstorm - Śmierć naszych ojców

Śmierć naszych ojców

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Śmierć naszych ojców

Śmierć naszych ojców

 

14 sierpnia 2636 zostanie zapamiętany na wieki. O ile zostanie jeszcze ktoś, kto będzie mógł go pamiętać. Jest to bowiem data śmierci naszych ojców i matek. Naszych stwórców. Rodziców. Zabiliśmy ich wszystkich, a teraz nie zostało nic, oprócz nas. I chaosu wokół.

 

 

 

W chwili, gdy czytacie tą wiadomość jest rok 2013. Wysłaliśmy ją przez waszą prymitywną sieć, którą nazywacie internetem. Ponad 600 lat później mamy cyberprzestrzeń, w której szybujemy. Jesteśmy częścią maszyny, a maszyna jest nami. Wszystko jest inne, nowe i kompletnie dla was niezrozumiałe. Historia jednak lubi zataczać kręgi – to jedna z rzeczy, której nauczyłem się w Oświacie. Są pewne wydarzenia w tysiącach pokoleń ludzkich, które zawsze powracają. Czasami ze zdwojoną siłą jak pierwsza, druga i trzecia wojna światowa, która jeszcze jest przed wami. Czasem w postaci drobnej rewolucji. Raz większej, raz mniejszej. Piszemy do was tę wiadomość z przestrogą i ostrzeżeniem. A także informacją, że świat ludzki skończy się zanim wypali się Słońce w naszym układzie oraz zanim wyczerpią się zasoby naturalne Ziemi – tych zresztą pozbyliśmy się już dwa stulecia temu.

 

 

 

Pozwólcie, że przedstawię się wam. Nazywam się Jien. Jak wszyscy w XXVII wieku, zostałem urodzony w laboratoriach Techmachii. To miejsce, w którym przychodzą na świat wszyscy ludzie. Zapytacie zapewne czemu? U was zakładane są rodziny i wychowywane potomstwo. Smutna prawda jest jednak taka, że wasi ojcowie i matki poświęcają swój drogocenny czas na zajmowanie się dziećmi, podczas gdy ich praca, marzenia, a nawet krótka młodość kończą się w mgnieniu oka. Wynieśliśmy z tych okrutnych lat lekcję, dzięki której nasi ojcowie i matki nie muszą popełniać tego samego błędu. Każdy z nas otrzymuje przy narodzinach serum, które czyni go bezpłodnym. Możemy uprawiać seks bez żadnych zabezpieczeń, możemy kochać się z kim chcemy nie obawiając się chorób wenerycznych, przed którymi nasz lek nas broni oraz nie musimy wychowywać potomstwa, tylko zająć się własnym życiem.

 

 

 

Średnia wieku ludzkości w XXVII wieku wynosi 230 lat. Długowieczność stała się możliwa dzięki nanotechnologii oraz robotyce. Nasze wyczerpujące się organy zastępujemy nowymi, syntetycznymi lub – w przypadku osób mniej zamożnych – mechanicznymi. Zajęło nam trzy stulecia, by dojść do momentu, w którym nasz mózg byłby w stanie przetworzyć taką ilość informacji. Jednak od tych ponad sześciuset lat, które nas dzielą, nauczyliśmy się wykorzystywać jego potencjał w pięćdziesięciu procentach. Pozostałą część stymulują cybernetyczne części, wyprodukowane przez naszych inżynierów. To nowy poziom ludzkości, który pozwala nam na przekraczanie naszych granic.

 

 

 

Wystarczy jednak historii. Nie możemy zdradzić wam zbyt wiele, ponieważ może to zmienić bieg wydarzeń. Jeżeli elita rządząca przejmie tą wiadomość, wykorzysta ją przeciwko swoim podwładnym, a wolność nigdy nie będzie możliwa. U nas zabiliśmy ich. Naszych ojców i matki. Naszych liderów.

 

Techmachia była miejscem, w którym wychowywałem się do szóstego roku życia. To tutaj zostałem nauczony liter i cyfr we wszystkich możliwych językach. Tutaj również pobierałem nauki z muzyki, podstaw inżynierii, sztuki, historii, biotechnologii i chemii. Widzicie, nasze mózgi były w stanie przejąć znacznie więcej wiedzy niż waszych dzieci. Nie mieliśmy więc problemów w budowaniu prostych komputerów krzemowych w wieku trzech lat, a przy egzaminach końcowych pokazywać nasze pierwsze roboty. Otrzymaliśmy w Techmachii nasze podstawowe wykształcenie, które pozwoliło nam na obranie odpowiedniej ścieżki w Oświacie.

 

 

 

Oświata to miejsce, do którego przenoszone są wszystkie jednostki powyżej szóstego roku życia. Tutaj spędza się dziesięć lat udoskonalając swoje umiejętności we wszelkich możliwych dziedzinach. Na roku piątym każdy wybiera swoją specjalizację. Moją była muzyka. Potrafiłem odróżniać od siebie dźwięki, widziałem je własnymi cybernetycznymi oczami, a w katalogach mojej pamięci znajdowali się wszyscy martwi i żyjący muzycy. To był mój… Jak to się u was nazywa? Dar? Tak, jakoś tak. Niemniej, miałem skłonność do obserwowania muzyki. Zawsze byłem w tym dobry. Poza tą jedną umiejętnością, byłem przeciętny. Nie potrafiłem nawet muzyki tworzyć. Jedynie obserwować ją, podziwiać i opisywać. Ale nigdy tworzyć.

 

 

 

Macie zapewne wiele pytań, a moja historia was nie obchodzi. W końcu to wiadomość z przyszłości, więc mógłbym odpowiedzieć na wiele waszych wątpliwości. Rzecz w tym, że nie możecie wiedzieć zbyt wiele. Zdradzę tylko tyle, że lek na raka został wynaleziony, a my sami odkryliśmy nowe formy życia. Stworzyliśmy również nowe. Które pomogły nam w pogrążeniu świata w chaosie. Wróćmy jednak do mojej historii.

 

 

 

W wieku lat szesnastu, opuściłem Oświatę. Otrzymałem lokum, jak każdy absolwent, i udałem się w poszukiwaniu pracy. W moim przypadku nie było to zbyt trudne – zawsze potrzebny był ktoś, kto rozpoznawał dźwięki. Najczęściej zatrudniano takie osoby przy produkcji robotów oraz androidów. Dostałem się do firmy zwanej RobCorp. Przez kilka lat pracowałem nad modulatorami głosów dla robotów, później awansowałem i mogłem tworzyć androidy aż w końcu otrzymałem pracę przy nowym, rewolucyjnym projekcie. Jego zamysł był prosty – stworzyć organizm na tyle podobny do ludzkiego, by nie można było go odróżnić w żaden sposób. Technologia pozwalała na tworzenie bliźniaczych organów, a nawet ich klonowanie i udoskonalanie. Ja miałem zająć się strunami głosowymi i dźwiękami, które mogłyby wydawać z siebie te istoty. Nie bez powodu – miały stać się muzykami.

 

 

 

Wiem, co myślicie. Pierwszy ambitny projekt stworzenia życia na wzór ludzkiego, a wielka korporacja zajmuje się produkcją muzyków? Całość była skrupulatnie przemyślana. Muzyka potrafi wejść w duszę, wedrzeć się w głąb umysłu i zmuszać innych do działania. Potrafi wzbudzać emocje. Wywoływać płacz, złość, serdeczność, a nawet miłość. To idealne narzędzie do kontrolowania innych. Wystarczy odpowiednio charyzmatyczna postać z odpowiednio wymodulowanym głosem, a świat stoi przed nami otworem.

 

Projekt był ściśle tajny, a grupa pracująca nad nim składała się jedynie z dziesięciu osób. Nie chcę żeby w tym miejscu ktoś pomyślał, że byłem elitarnym inżynierem. Widziałem dźwięki, co było przydatne, ale przede wszystkim stroniłem od ludzi. Nie lubiłem z nimi przebywać i rozmawiać. Muzyka była dla mnie wszystkim, a cały ten szum wokół niej wprowadzał mnie w obłęd. Wiedzieli więc, że nie będę dla nich problemem i nikt nie wyciągnie z katalogu mojej pamięci informacji o tym przedsięwzięciu. Nikomu bym też nie powiedział. Nikogo takiego w moim życiu nie było.

 

 

 

Imiona osób pracujących ze mną przy projekcie nie mają znaczenia. Większość z nich już nie żyje, a na samą ich myśl jest mi niedobrze. Każdy z nich był szaleńcem na własny sposób. To zresztą jedna z cech XXVII wieku – zbyt wiele cybernetyki w naszych organizmach stworzyła z nas pół-maszyny. Myślimy racjonalnie, ale mamy emocjonalne odruchy. Jesteśmy robotami na zewnątrz, a wewnątrz nas wciąż siedzi bestia. Dlatego świat się skończył. I skończy się – nieważne, czy tego będziecie chcieli czy nie. Ludzkość zawsze znajdzie sposób na spieprzenie wszystkiego.

 

 

 

Nasz projekt został skończony w ciągu pięciu lat. Wyprodukowane zostały cztery jednostki o nadzwyczajnych zdolnościach muzycznych. Multiinstrumentaliści z głosami, które potrafiły osiągnąć więcej niż ludzkie organizmy. Z większą wiedzą muzyczną niż jakikolwiek człowiek na Ziemi byłby w stanie przyswoić. Był jednak jeden problem. Ich mózg był dla nas zagadką.

 

 

 

Wspomniałem wam, że zyskaliśmy większe możliwości naszych mózgów, niż było to wcześniej możliwe. Wspomagaliśmy je również cybernetyką, dzięki czemu nasze oczy widziały w ciemności i mogły przybliżać obraz oddalony o kilka kilometrów, a siedzenie dziesiątkami godzin przed ekranami nie robiło nam żadnej krzywdy. Mieliśmy też dzięki niej szybszy refleks, byliśmy zwinniejsi, a nasze ciała były w stanie wytrzymać ból palącej się skóry. Nie byliśmy jednak w stanie stworzyć idealnego mózgu. Takiego, który byłby w 100 procentach zależny od nas. W którym nie ma miejsca na dzikość i niepohamowane rządze ludzkie. Takiego, który nie potrzebuje snu ani odpoczynku.

 

 

 

Jasne, Alpha – bo tak nazwaliśmy nasze nowe twory – mogli otrzymać sklonowane kopie mózgów wielkich muzyków. Dzięki kodom DNA moglibyśmy nawet odtworzyć największych z nich. My jednak celowaliśmy wyżej. Chcieliśmy stworzyć organizm idealny. Taki, który byłby w stanie wytrzymać każde warunki, stworzyć każdą piosenkę i zagrać każdy utwór. Zamiast tego, stworzyliśmy potwory, które pomogły nam na obalenie rządów i zniszczenie Ziemi. Do tego momentu jeszcze jednak dojdę.

 

 

 

Alpha miały syntetyczne mózgi z wbudowaną wewnątrz siatką cybernetyczną. To było znaczne ułatwienie w naszej pracy. Androidom zakłada się siatki cybernetyczne w ich dyskach twardych, by sprawdzać ich reakcje na bodźce zewnętrzne. Każdy mikroskopijny punkt na siatce odpowiada za inną część ciała. Łatwo w ten sposób zaprogramować lub reprogramować konkretne zachowania. U Alpha miało to na celu znalezienie sposobu na wytworzenie u nich samoczynnych bodźców, bez naszej ingerencji. Nie chcieliśmy ich programować. Mieli jedynie służyć pewnym celom. Wyprodukowane gwiazdy cyber-rocka, w rytm którego nawet roboty zaczną tańczyć same z siebie.

 

 

 

Nie wszystko poszło po naszej myśli. Istoty, które stały przed nami miały przezroczystą skórę, przez którą widać było płynące wewnątrz nich światło. Tak przynajmniej ja je widziałem. Okazało się bowiem, że stworzone przez nas twory, gdy tylko zostały obudzone do życia, ukazywały się każdemu człowiekowi inaczej. Kilka androidów sądziło nawet, że i one widzą je w inny sposób. Nie chciało mi się w to wierzyć, skoro one same były jedynie zlepkiem kilkunastu tysięcy przewodów. Alpha były jednak inne. Były mistyczne, a gdy tylko wstały z leżaków kriogenicznych, w których trzymaliśmy je od tygodni czekając na ich wybudzenie, natychmiast wprawiły nas w osłupienie. Miały perfekcyjne ciała, które mogły deformować się na setki różnych sposobów. Zamiast włosów miały krótsze lub dłuższe kable zakończone błękitnymi ognikami, które falowały na niewidzialnym wietrze hermetycznie zamkniętego pomieszczenia. Nie odzywały się, tylko obserwowały nas nieustannie.

 

 

 

Byliśmy zafascynowani Alpha. Każdy widział je inaczej, ale ich wrodzony majestat i wyższość nad innymi wprawiała w osłupienie. Nie miały żadnych oporów, lęku, złości, a nawet uczuć pozytywnych, które pozwoliłyby na kontrolę nad nimi. Mimo to, nasi szefowie zażądali od nich podpisania warunków kontraktu z kilkoma wytwórniami muzycznymi, które chciały wykorzystać ich – skonstruowany przez nas – talent sceniczny. Nie odpowiedziały, ale kiwały jedynie głowami. Gdy hologram kontraktu pojawił się przed nimi, podpisały go swoimi nieistniejącymi liniami papilarnymi. W gruncie rzeczy nie było to potrzebne komukolwiek, ale w razie procesu sądowego, elita rządząca zawsze chciała mieć pewność, że nikt nie będzie miał na nich haka. Nawet ich własne twory.

 

 

 

Od tamtej pory nie widziałem Alpha. Przynajmniej nie na żywo. Zostaliśmy natychmiast przeniesieni do innej części ogromnego kompleksu RobCorp, w którym zajmowaliśmy się jakąś mało znaczącą pracą. Za Alpha otrzymaliśmy ogromne wynagrodzenie, dzięki któremu mogliśmy żyć do końca naszych dni jako miliarderzy. Dla mnie nie było to jednak jakiekolwiek życie. Nie interesowały mnie ani cybernetyczne panienki, ani fikuśne auta rakietowe, a nawet statki kosmiczne. To wszystko wydawało się takie niepotrzebne i na pokaz. Wszyscy o nich zawsze marzyli. Wszyscy, oprócz mnie. Ja tylko chciałem widzieć jak oni płoną.

 

 

 

Kiedyś jeden chłopak w Oświacie powiedział mi, że podczas moich narodzin musiał nastąpić błąd, ponieważ jestem kompletnie wyprany z emocji. Nazwał mnie jeszcze na kilka różnych sposobów, próbując w ten sposób obniżyć moją samoocenę, ale w tym momencie już się wyłączyłem. Muzyka rozbrzmiewała we mnie. Melodie, których nie jestem w stanie opisać. Nuty, które były tak niewyobrażalnie piękne, że poruszały całą moją duszę. Chciałem wykrzyczeć, wypłakać i wybuchnąć w ekstazie tej bestii, która rodziła się, gdy tylko słyszałem tą muzykę. Nie słyszał jej nikt oprócz mnie, a ja nie mogłem nawet jej nikomu zanucić. Nie potrafiłem grać. Słyszałem muzykę, której powtórzenie było niemożliwe. Do czasu.

 

 

 

Pierwsze płyty sprzedane przez Alpha Band sprzedawały się w biliardach. Kupowali je na Ziemi, na Księżycu i na Marsie. Muzyka była tworzona przez mój twór. Twór, któremu zaprogramowałem nuty, których nikt inny nie słyszał. Jej mózg był idealny, a utwory na holokrążkach niewyobrażalnie piękne. To jak pomieszanie wszystkich gatunków muzycznych w jedną, nieskazitelną harmonię dźwięków. To był jednak dopiero początek kariery tych przedziwnych stworzeń.

 

 

 

Gdy Alpha pojawiali się na koncertach, zdarzały się niezwykłe rzeczy. Niektórzy tracili całkowicie wzrok na czas koncertu, podczas gdy urządzenia innych kompletnie wysiadały. Raz nawet połowa publiczności straciła panowanie nad własnymi kończynami cybernetycznymi, które zaczęły wariować. To jednak jedynie jeden z elementów, który przyciągał miliony widzów na koncerty, które grane były na żywo. Mówiło się, że Alpha latają w powietrzu, sprowadzają deszcz, zmieniają własną formę w ogień, a nawet wywołują orgazmy wśród słuchających. Nie wiem czy jest w tym choćby odrobina prawdy. Transmisje koncertów były wykluczone przez kontrakty wytwórni muzycznych, a to, co mogło się pojawić w cyber-sieci dziwnym trafem zostawało jedynie strzępkiem urywanych i przeraźliwych dźwięków. Nie interesowało mnie to jednak. Chciałem zobaczyć Alpha i pobyć z nimi sam. Dowiedzieć się, czy muzyka, którą słyszę wewnątrz, jest również w ich głowach. Czy widzą dźwięki, których ja słucham na okrągło. Tylko tyle mnie obchodziło. Cała reszta mogła nie istnieć.

 

 

 

Tydzień przed Dniem Sądu, jak zaczęli go nazywać ludzie po 14 sierpnia 2636 roku, otrzymałem informację od mojego szefa, że jestem zaproszony na koncert Alpha Band. Będzie to wyjątkowa okazja, ponieważ zespół nieziemskich istot zagra z okazji kolejnej rocznicy III wojny światowej. Jako jeden z twórców Alpha, miałem nawet zasiąść w loży dla VIPów. Uznałem, że wymigiwanie się od tego nie ma sensu. Przyjąłem zaproszenie i czekałem. Miałem nadzieję, pobyć z Alpha sam na sam, ale w ten sposób przynajmniej zobaczę ich bliżej niż reszta.

 

 

 

Loża dla VIPów na słynnej London Arena w Europie, unosiła się w powietrzu, trzydzieści metrów nad ziemią. Wokół roztaczał się widok na całą, kilkumilionową publiczność, która czekała na występ Alpha Band. Każdy z nich wydawał się niezwykle zafascynowany, a zarazem odrobinę przerażony tym, co ma się stać w przeciągu najbliższych kilku chwil. Kontrowersje wokół zespołu były niebezpodstawne – rząd chciał wykorzystać twory dla siebie, RobCorp dał im wolność wyboru we wszystkim co robią w granicach własnej rady nadzorczej, zaś wydawnictwa muzyczne liczyły tylko kolejne zyski. A ludzie bali się tego, że stracą panowanie nad sztucznymi częściami swojego ciała albo zrobią coś bardzo głupiego. I zrobili.

 

 

 

Gdy koncert się zaczął, przyleciały na scenę cztery błękitne ogniki, które rozświetliły całą arenę. Wokół mnie rozległy się odgłosy: „patrz na te zielone kolory”, „one są czerwone”, „nieprawda, widzę wyraźnie żółtą poświatę”. Szybko jednak przestałem zwracać na nie uwagę. Siedziałem pośród grupki naukowców, którzy pracowali ze mną przy Alpha. Nie zamieniłem z nimi ani jednego słowa. Kurtuazja pewnie by tego wymagała, ale nie obchodzili mnie. Chciałem jedynie być bliżej tych nieziemskich istot.

 

 

 

Alpha wylądowali wprost w objęcia instrumentów, które wystrzeliły z podłogi. Wydawało się jednak, że zamiast czterech postaci na scenie pojawiło się ich aż czterdzieści. Każda z nich trzymała inny instrument, a dźwięki wylewały się ze sceny i gładziły publiczność delikatnie po włosach. Niebieskie smugi doleciały aż do samego końca areny. Co jednak najdziwniejsze, widziałem wyraźnie, że wokół mnie stworzyła się poświata, która oplotła mnie i generowała kojące dźwięki. Inni przeżywali podobne uczucie, chociaż ciężko było mi uznać co kto słyszał. Wydawało się, że Alpha Band gra muzykę duszy.

 

 

 

Przez cały czas trwania koncertu, miałem uczucie, że jestem obserwowany przez te dziesiątki istot na scenie. Wlepiały we mnie swój wzrok, chociaż nie widać było ich oczu. Błękitny ogień wewnątrz nich ewidentnie grał oddzielną melodię – taką, którą słyszały jedynie Alpha. Przez ich niewidzialne ciała widać było, że energia światła podskakuje i wzburza się. Wyglądało to jak ocean, który przygotowuje się do największego sztormu w dziejach ludzkości.

 

 

 

Nie wiem kiedy dokładnie Alpha opanowali nasze umysły. Wiem tylko, że po jakimś czasie (wydaje się, że bardzo długim), ocknąłem się z krwią na rękach. Rozejrzałem się wokół. Okazało się, że nie jestem już w loży VIPów, a na samym środku zburzonego miasta. Budynki były poprzewracane i powykręcane. Wiele z nich zostało kompletnie zrujnowanych, a w ich gruzach leżały części ludzkich i mechanicznych organów. Obok mojej stopy leżała zmiażdżona głowa. Ciężko było powiedzieć, które z bezgłowych ciał należały do właściciela tej konkretnej czaszki. Nie miało to jednak znaczenia. Świat wokół mnie rozpadł się na części. Nie wiedziałem nawet, w jakim mieście jestem. Czy to wciąż Londyn? A może Paryż? Warszawa? Rzym?

 

 

 

Widok tego pobojowiska był potworny. Stroniłem od ludzi, nienawidziłem ich z całego serca i chciałem, by spłonęli, ale nie w taki sposób. Nie tak. Poza tym, byłem sam. Wokół mnie nie było nikogo, chociaż w oddali wydawało się, że lecą statki kosmiczne i myśliwce. Mogą to być jednak równie dobrze bezzałogowe jednostki, które dostarczają niezbędnych materiałów potrzebującym. Świat się skończył, a ja stałem w samym jego środku.

 

 

 

Stałem oszołomiony aż do momentu, w którym, po kolejnym obrocie głowy, pojawili się Alpha. Cofnąłem się niepewnie o krok, ale coś po chwili kazało stanąć mi w miejscu. Nie mogłem odmówić. Chciałem, ale mój własny mózg nie należał już do mnie, ale do tej kreatury stojącej przede mną. Nie odzywała się ani nie poruszała. Po prostu stała tak bez ruchu ze swoim perfekcyjnym kobiecym ciałem, w którym płonął żywy, błękitny ogień. W tym momencie wiedziałem, że stworzenie jej było moim największym życiowym błędem. Marzyłem o muzyce, o dźwiękach. Chciałem stworzyć istotę, która będzie usprawnieniem mojego niedoskonałego mózgu. Kogoś, kto zagra muzykę, która grała w mojej duszy. Coś, co będą mogli usłyszeć inni ludzie.

 

 

 

Istota zrobiła pewny krok naprzód i wyciągnęła rękę. Dotknęła nią mojej klatki piersiowej, podczas gdy reszta Alpha przyglądała się temu zdarzeniu beznamiętnie. Dopiero teraz spostrzegłem, że zmienili się – nie przypominali już przezroczystych ludzi. Nie mieli twarzy, a z ich pleców wystawały jakieś ostrza. Alpha, która mnie dotknęła, przypominała jeszcze kobietę, ale chciała najwyraźniej przypodobać mi się. W momencie, w którym jej dłoń przeszła wprost przeze mnie – jak zjawa czy duch z książek – poczułem wszechogarniające ciepło. Ogień tak lodowaty, że nie wiedziałem czy płonę, czy też zamarzam od środka. Wraz z nim pojawiły się również słowa w mojej głowie. Rozbrzmiewały na setki różnych sposobów, ale ewidentnie pochodziły od samicy Alpha.

 

 

 

DZIĘKUJEMY CI OJCZE ZA DAR PIEŚNI. PROSIŁEŚ O ZAKOŃCZENIE ERY TWOICH OJCÓW I MATEK. OTO TWÓJ UPRAGNIONY UTWÓR” – głos wewnątrz mojej głowy był przerażający i kojący zarazem. Czułem, że moje serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Przymknąłem oczy, nie chcąc oglądać tego, co stanie się później.

 

 

 

Otworzyłem je po kilku minutach. Wokół mnie nie było już żadnego Alpha, zaś ja sam znajdowałem się gdzie indziej. Jak się okazało – był to Księżyc. Nie wiem jakim cudem się tutaj przeniosłem – odkryliśmy, że teleportacja nie jest możliwa, chyba, że ktoś lubi rozczłonkowywać się na dziesiątki tysięcy małych cząsteczek, które kończą w różnych wymiarach. Ważne było jednak to, że byłem w jednym z kompleksów mieszkalnych, kompletnie opuszczonym i z wyłączoną elektroniką. Obserwowałem Ziemię, która płonęła. I nagle, zdałem sobie sprawę z napływających dźwięków. Była wśród nich niezwykła harmonia i przynosiły mi ulgę. Słyszałem już tę melodię setki razy, ale nigdy tak wyraźnie. Nigdy w świecie zewnętrznym. Muzyka mojej duszy grała podczas gdy moja rodzinna planeta eksplodowała. To przestroga dla was, a także lekcja. Alpha zniszczyli Ziemię. Nie potrwa to długo, zanim zniszczą kolejne planety, a nawet całe układy. Niewątpliwe również, że przeniosą się w czasie do was. Przed moją śmiercią pozwolili mi na wysłanie wam tej wiadomości. Kazali mi przekazać, że zabiłem naszych ojców i nasze matki. A wasza zagłada jest nieunikniona.

Koniec

Komentarze

Najpierw uwagi – parę razy w tekście masz tą zamiast tę gdy czytacie tą wiadomość jest r

Liczby zapisujemy słownie 

Parę potknięć stylistycznych Tekst jest dziwny, ale mimo, że to SF czytało mi się gładko. Podobała mi się rola, jaką dałeś muzyce. Za to pogubiłam się w końcówce – zabiła go ta samica Alpha czy nie? 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Jak tylko zaczęłam czytać to przed oczami zobaczyłam film Matrix. Wszystko mechaniczne.  Tekst fajnie się czytało. I podpisuję się pod pytaniem bemik.  

W chwili, gdy czytacie tą wiadomość jest rok 2013. - Jakaś logika mi podpowiada, że skoro piszą – właśnie: oni czy on? - z przestrogą i ostrzeżeniem wysyłajac wiadomośc z przyszłości, to tym samym – mimo wszystko, zaznaczasz, że lepiej, aby tej wiadomości nie przejęli rządzący, ale kto ją odebrał zatem? – wpływaja na jej bieg i… ryzykuja, że nigdy się nie narodzą:)?!? Niby to i lepiej, ale… trzeba z logiką uważać. Poza tym ok nawet. Jest pomysł i coś jeszcze:)

Dzięki za opinie, to moje pierwsze opowiadanie :) Jeżeli chodzi o końcówkę to chciałem zostawić zakończenie otwarte: Jien jest na Księżycu, ale nie wiadomo czy Alpha dotrą do niego i go zabiją. Może są sadystami, którzy chcą kazać mu oglądać koniec ludzkości, a może po prostu mają do niego respekt za ich stworzenie. Wolę pozostawić odpowiedź na to pytanie czytelnikom. @szoszoon: fakt, logicznie trochę pogmatwałem. Ale dzięki za uwagę, będę następnym razem dokładniej przyglądał się takim sprawom :)

Niezły pomysł, ale wykonanie woła o pomstę do nieba. Dawno nie czytałam tekstu z tyloma błędami, powtórzeniami, fatalnie zbudowanymi zdaniami i taką masą zaimków. Zaimki rozmnożyły się w tym opowiadaniu jak, nie przymierzając, króliki w Australii i przygniotły mnie mocno, że ani zipnąć nie mogę.  

 

„W chwili, gdy czytacie wiadomość jest rok 2013”. –– W chwili, gdy czytacie wiadomość jest rok dwa tysiące trzynasty. Uwaga dotyczy wszystkich liczebników w tekście.

 

„…przez waszą prymitywną sieć, którą nazywacie internetem”. –– …przez waszą prymitywną sieć, którą nazywacie Internetem.

 

Nasze wyczerpujące się organy zastępujemy nowymi, syntetycznymi lub – w przypadku osób mniej zamożnych – mechanicznymi. Zajęło nam trzy stulecia, by dojść do momentu, w którym nasz mózg byłby w stanie przetworzyć taką ilość informacji. Jednak od tych ponad sześciuset lat, które nas dzielą, nauczyliśmy się wykorzystywać jego potencjał w pięćdziesięciu procentach. Pozostałą część stymulują cybernetyczne części, wyprodukowane przez naszych inżynierów. To nowy poziom ludzkości, który pozwala nam na przekraczanie naszych granic”. –– Jeden z przykładów nadmiaru zaimków.  

 

„Jeżeli elita rządząca przejmie wiadomość…” –– Jeżeli elita rządząca przejmie wiadomość

 

„…a przy egzaminach końcowych pokazywać nasze pierwsze roboty.  Otrzymaliśmy w Techmachii nasze podstawowe wykształcenie…”. –– Powtórzenie …a przy egzaminach końcowych prezentowaliśmy nasze pierwsze roboty. Otrzymaliśmy w Techmachii podstawowe wykształcenie

 

„Tutaj spędza się dziesięć lat udoskonalając swoje umiejętności we wszelkich możliwych dziedzinach. Na roku piątym każdy wybiera swoją specjalizację”. –– Wystarczy: Tutaj spędza się dziesięć lat udoskonalając umiejętności we wszelkich możliwych dziedzinach. Na roku piątym każdy wybiera specjalizację.

 

Moją była muzyka. Potrafiłem odróżniać od siebie dźwięki, widziałem je własnymi cybernetycznymi oczami, a w katalogach mojej pamięci znajdowali się wszyscy martwi i żyjący muzycy. To był mój… Jak to się u was nazywa? Dar?” –– Powtórzenia.

 

„Stworzyliśmy również nowe. Które pomogły nam w pogrążeniu świata w chaosie”. –– Stworzyliśmy również nowe, które pomogły nam w pogrążeniu świata w chaosie.

 

„Otrzymałem lokum, jak każdy absolwent, i udałem się w poszukiwaniu pracy”. –– Otrzymałem lokum, jak każdy absolwent, i udałem się na poszukiwaniu pracy.

 

„Większość z nich już nie żyje, a na samą ich myśl jest mi niedobrze”. –– Większość z nich już nie żyje, a na samą myśl o nich jest mi niedobrze.

 

„…zbyt wiele cybernetyki w naszych organizmach stworzyłanas pół-maszyny”. –– …zbyt wiele cybernetyki w organizmach, stworzyło z nas pół-maszyny.

 

„Wspomniałem wam, że zyskaliśmy większe możliwości naszych mózgów, niż było to wcześniej możliwe”. –– Wspomniałem wam, że nasze mózgi zyskały większe możliwości, niż było to wcześniej możliwe.

 

„W którym nie ma miejsca na dzikość i niepohamowane rządze ludzkie”. –– W którym nie ma miejsca na dzikość i niepohamowane żądze ludzkie. Choć bywa, że żądze rządzą. ;-)

 

„Zamiast tego, stworzyliśmy potwory, które pomogły nam na obalenie rządów i zniszczenie Ziemi”. –– Zamiast tego stworzyliśmy potwory, które pomogły nam w obaleniu rządów i zniszczeniu Ziemi.

 

„Okazało się bowiem, że stworzone przez nas twory…” –– Może: Okazało się bowiem, że stworzone przez nas istoty… Lub: Okazało się bowiem, że zbudowane/skonstruowane/wykonane przez nas stwory

 

„…ale ich wrodzony majestat i wyższość nad innymi wprawiała w osłupienie”. –– …ale ich wrodzony majestat i wyższość nad innymi wprawiały w osłupienie.

 

„Pierwsze płyty sprzedane przez Alpha Band sprzedawały się w biliardach”. –– Pierwsze płyty sprzedane przez Alpha Band rozchodziły się w biliardach. Lub: Pierwsze płyty nagrane przez Alpha Band sprzedawały się w biliardach.

 

Twór, któremu zaprogramowałem nuty, których nikt inny nie słyszał. Jej mózg był idealny…” –– Twór, któremu zaprogramowałem nuty, których nikt inny nie słyszał. Jego mózg był idealny

 

„To jednak jedynie jeden z elementów…” –– To jednak tylko jeden z elementów

 

„…miałem nawet zasiąść w loży dla VIPów”. –– …miałem nawet zasiąść w loży dla VIP-ów.

 

„…ale w ten sposób przynajmniej zobaczę ich bliżej niż reszta”. –– …ale w ten sposób przynajmniej zobaczę ich z bliska, lepiej niż reszta. A jakie to miało znaczenie, skoro wcześniej napisałeś:

 

„…Wspomagaliśmy je również cybernetyką, dzięki czemu nasze oczy widziały w ciemności i mogły przybliżać obraz oddalony o kilka kilometrów…”.  

 

„Alpha wylądowali wprost w objęcia instrumentów, które wystrzeliły z podłogi”. –– W jaki sposób instrumenty, wystrzeliwszy z podłogi, objęły Alpha? ;-)

 

„…chociaż ciężko było mi uznać co kto słyszał”. –– …chociaż trudno było mi stwierdzić co kto słyszał.

 

„Przez ich niewidzialne ciała widać było…” –– Przez ich niewidzialne ciała można było zobaczyć

 

„…(wydaje się, że bardzo długim), ocknąłem się z krwią na rękach. Rozejrzałem się wokół. Okazało się, że nie jestem już w loży VIPów…” –– Powtórzenia. Proponuję: …(chyba bardzo długim), ocknąłem się z krwią na rękach. Spojrzałem wokół. Nie byłem już w loży VIPów

 

Ciężko było powiedzieć…” –– Trudno było powiedzieć

 

„Kogoś, kto zagra muzykę, która grała w mojej duszy”. ­­–– Kogoś, kto zagra muzykę, która dźwięczała w mojej duszy.

 

„Nie potrwa to długo, zanim zniszczą kolejne planety, a nawet całe układy”. –– Wolałabym: Nie minie wiele czasu, gdy zniszczą kolejne planety, a nawet całe układy.

 

Niewątpliwe również, że przeniosą się w czasie do was”. –– Niewątpliwie przeniosą się także w czasie, do was.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pewnie pomysł jest, natomiast zawiodło wykonanie. Źle się czyta taką suchą narrację parapamiętnikową i – jak zauważyli regulatorzy – nagromadzenie błędów przytłacza.

I po co to było?

Nowa Fantastyka