- Opowiadanie: jeralniance - Żuk [ŚREDNIOWIECZE 2013]

Żuk [ŚREDNIOWIECZE 2013]

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Żuk [ŚREDNIOWIECZE 2013]

Żuk

 

 

 

 

Na środku na wpół zaoranego pola stało w zbitym kręgu kilku kmieci. Ze zmarszczonymi w próbie myślenia czołami wpatrywali się w pewne kuriozum, wokół którego byli zgromadzeni. Nikt się nie zbliżał, nikt nie oddalał. Patrzyli z zamyśleniem i pewnym lękiem. Od czasu do czasu ktoś chrząknął, inny splunął.

– A może sołtysa wołać? – wymamrotał Maciej, skrobiąc się po porowatym nosie grubym paluchem.

– Zbyszka jużem posłał – odparł na to Jóźwa, powoli kiwając wyłysiałą głową. Sięgnął sękatym kijem, chcąc szturchnąć błyszczący, czarny kształt, który leżał przed nimi na ziemi. Maciej jednak złapał go za ramię w ostatniej chwili.

– Nu, a co, jak to żywe jest? – zapytał, kuląc ramiona, jakby chciał schować głowę niczym żółw w skorupę. – Może lepiej po księdza posłać.

Jóźwa spojrzał na niego spode łba, ale cofnął kij. Chrząknął i splunął gęstą plwociną poza krąg kmiotków, jednak wydzielina przykleiła się do zrogowaciałej skóry bosej pięty jego Kachny, przysadzistej baby w sztywnej od brudu i gleby szarobrązowej tunice, zebranej parcianym pasem, który podtrzymywał też jej olbrzymie, pękate cyce.

– Księdzu byś głowę zawracał od razu. Może od razu pana wołać, głupi ty? – zrugał go Jóźwa.

Zapanowała pełna konsternacji cisza. Chłopi rzucali sobie nawzajem najwyżej krótkie spojrzenia, niechętnie odrywając wzrok od centrum kręgu.

– A może by… – podjął na nowo Maciej, ale umilkł pod kolejnym groźnym spojrzeniem Jóźwy. Ten, najwyższy i najpostawniejszy ze zgromadzonych, wyciągnął wysoko szyję ukrytą za kudłatą, szarobrązową brodą i potoczył wzrokiem po okolicy. Pole było puste. Tylko kawałek od ich grupki, przy drodze, stały dwa kościste woły zaprzęgnięte do pordzewiałego, żelaznego pługu. Leniwie machały ogonami, opędzając się od tłustych much.

– Zbyszko sołtysa prowadzi – ogłosił w końcu Jóźwa, dostrzegając dwie zbliżające się sylwetki.

Krąg po chwili rozstąpił się, by dopuścić nowoprzybyłych do zjawiska. Sołtys poczochrał swoją poprzetykaną siwizną brodę, marszcząc krzaczaste, zrośnięte brwi.

– A cóż to jest? – zapytał w końcu zachrypniętym głosem, w którym pobrzmiewała wczorajsza gorzałka. Zapach jego oddechu, wprawdzie ledwo wyczuwalny w aromatach wydzielanych przez zgromadzenie, potwierdzał jej obecność. Jednak przekrwione, wodniste oczy patrzyły przytomnie.

– Ano pewnikiem jaki żuk – wyrwał się Boguś, najmłodszy z chłopów. Kucnął, ostrożnie zbliżając się do domniemanego robaka.

– Ale duży jakiś – rzekł z powątpiewaniem sołtys. – Ja wiem? Może z jeziora wylazło.

– Do jeziora kawał drogi, do zmierzchania by nie zajechał – pokręcił głową Jóźwa i też przykucnął, ale nie odważył się zbliżyć. – Pewnikiem jaki żuk, patrzta na ten pancerz, jaki błyszczący.

– A te zębiska! – westchnęła Kachna i sięgnęła za pasek po drewniany różaniec, by ścisnąć go mocno w dłoni.

Chłopi wlepili w sołtysa pytające spojrzenia, czekając na definitywny werdykt w sprawie, czy żuk, czy nie żuk. W końcu i sołtys klęknął, by rzucić okiem z bliska. W rzeczy samej, ciężko było ocenić czym czarne stworzenie jest albo czym nie jest. Było nieco mniejsze od pięści Kachny, czarne i lśniące jak wypolerowana zbroja. Jeden koniec, który wójt uznał za głowę, był srebrny i błyszczący, z małym, mętnym okiem, przypominającym bardziej guzik niż coś, czym dałoby się patrzeć. Poniżej oka znajdował się płaski pysk (dziwaczna gęba – pomyślał sołtys), ukoronowany długim rzędem drobniutkich, bardzo ostro zakończonych ząbków. Nie było za to żadnych widocznych odnóży, a pancerz nie wyglądał, jakby ochraniał skrzydła. W dodatku, cokolwiek to było, leżało całkowicie nieruchomo.

Sołtys podniósł oczy na Jóźwę i w odpowiedzi na jego pytające spojrzenie skinął głową. Chłop uniósł kij.

– Rozwalić? – upewnił się.

– Ino rozwal. Ale pancerz twardy, w oko celuj.

Jóźwa podniósł się z klęczek i ujął swoją broń w obie dłonie jakby trzymał rękojeść miecza i zamierzał jednym ciosem skrócić męki pokonanego wroga. Ten wróg był nieruchomy i w zasadzie już zachowywał się jak martwy, całkiem niegroźny. Jóźwa bał się jednak, że źle pokieruje końcem kija i ten ześlizgnie się po twardym pancerzu. Wobec tego, najpierw zdecydował się przyłożyć go w odpowiednim miejscu, by nie spudłować. Kiedy dotknął czarnego oka, „żuk” natychmiast podskoczył, a wraz z nim wieśniacy, cofając się ze zbiorowym „Oooch!”.

– Warczy! Warczy na mnie! Jóźwa! Jóźwa, zabijże to! – lamentowała Kachna, uczepiwszy się lnianego rękawa koszuli męża. Ten zaczął walić na oślep kijem o ziemię, a warczący niskim, miarowym pomrukiem „żuk” zdawał się uskakiwać na boki, gdy kij raz za razem ześlizgiwał się z błyszczącej pokrywy, na której zostawały matowe rysy i odpryski, gdy Jóźwa trafiał celu.

Zamęt został przerwany błyskiem i hukiem małej eksplozji w centrum kręgu, która natychmiast sparaliżowała przerażonych wieśniaków. Tylko warkot w trawie nie ucichł, choć „żuk” przestał podskakiwać.

Na miejscu, gdzie przed chwilą błysnęło, stali dwaj mężczyźni w czarnych płaszczach. Jake i Harry, przybysze, nie przerwali zażartej dyskusji. Harry strzepał ze swojego prochowca biały osad, który pozostał po eksplozji.

– …tyle razy ci powtarzałem: nie noś przy sobie tego całego szmelcu, ale nie, po co mnie słuchać! – utyskiwał. – Jeśli jeszcze raz, przysięgam ci, jeśli jeszcze raz…

– Dobrze, dobrze! Już do mnie dotarło – naburmuszył się Jake. – Ale gdybyś mnie nie popędzał…

-…popędzał! Więc to nagle moja wina, ależ oczywiście. Patrz, miejscowi. Świetnie, Jake, świetnie – warknął Harry, wskazując wyciągniętą dłonią na otumanionych, zszokowanych wieśniaków, którzy wybałuszali na nich oczy. Nie rozumieli ani słowa z tego przedziwnego języka, ale nawet gdyby, to nic by im to nie dało.

– Ale mają moją golarkę – ucieszył się Jake i wyminął wójta oraz Jóźwę, by podnieść urządzenie. Nacisnął guzik i warczenie ustało. – Patrz, jeszcze baterię mi zużywają, nicponie.

– Golarkę! – prychnął Harry. – Wracałem do średniowiecza po golarkę.

– No co, to moja ulubiona.

Jake z uśmiechem wrócił do płonącego słusznym gniewem kolegi. Ten wyciągnął z kieszeni starodawny, otwierany zegarek o zaśniedziałym wieczku. Tarczę zaś miał gładką, bez cyferek czy jakichkolwiek innych oznaczeń, jedynie z kilkunastoma powyginanymi, czarnymi wskazówkami o różnej długości. Mężczyzna poprzestawiał kilka, coś nacisnął i znowu błysnęło z hukiem. Nieznajomi zniknęli wraz z „żukiem”, zostawiając sparaliżowanych szokiem chłopów.

– Mówiłem, żeby księdza wołać – podsumował Maciej, pocierając nos.

 

 

Koniec.

Koniec

Komentarze

     Ale – to nie jest średniowiecze… Piorun wie, co to jest. W średniowieczu chłopi się tak nie zachowywali, jak ostatnie ciumy. Szwajcarska piechota chłopska, gromiąca rycerstwo, wzruszyłaby ramionami, czytając tę opowiastkę. Podobnie angielscy łucznicy i ludzie Robin Hooda. Jeżeli jest to  średniowiecze, to według wyobrażeń portalowych.       Słabe, bo nieprawdziwe.      Pozdrówko.  

Potraktowałam to jako żart, a nie opowiadanie stricte historyczne, ale skoro się nie podobało, to trudno ;)

(…)  kiwając powoli wyłysiałą głową.  ---> zwykle proces łysienia przebiega powoli i wszyscy o tym wiedzą, więc po co to podkreślać?  ---> powoli kiwając wyłysiałą głową.  Szyk czyni cuda, najczęściej niepożądane…   (…)  werdykt w sprawie, czy żuk czy nie żuk. ---> dodaj przecinek przed powtórzonym 'czy'.    Musiała to być golarka wysokiej klasy. Łomotanie kijem znieść bez szwanku?   Ja tam kaprysił, średniowiecze czy nie średniowiecze, nie będę. Reakcja na znalezienie "żuka" i dzisiaj, toutes proportions gardees, prawdopodobna.

Dzięki za wyszukanie błędów, AdamKB :) Poprawię póki mogę :D

Zgadzam się z Rogerem – to nie jest konkurs na opowiadanie XiX-wieczne, tylko średniowieczne. Nadając bohaterom rzeczywiste imiona przywiązałaś tekst do naszej kultury i zważając na temat konkursu – naszego średniowiecza. Dlatego koniki ciągnące wóz, wójtowie, kobiety w chustach i mnóstwo, naprawdę mnóstwo szczegółów wskazuje raczej na Lipce Reymontowskie. A ja się tym konkursem jaram, jak flota Stanisa, czekając na ŚREDNIOWIECZE!

https://www.martakrajewska.eu

Flota Stannisa, good one ;D A jeśli nie wyszło, no to trudno. Może średniowiecze nie jest po prostu moim tematem, a może jeśli wyprodukuję drugi tekst, to będzie lepszy c:

To tylko szczegółty tła, które można poprawić. Fabuła przecież nie jest skopana. Masz jeszcze chwilę, działaj!

https://www.martakrajewska.eu

Hmm. Może to i racja, ale problem polega na tym, że nie bardzo wiem, jak je poprawić. Może przerzucę sobie kilka książek, obejrzę jakiś film i wtedy się zobaczy, ale do tego musiałabym pewnie poprosić o usunięcie tekstu, bo przecież poprawa będzie już niemożliwa ;) W każdym razie, dzięki, krajemar, może faktycznie jeszcze przy tym pogrzebię.

Mnie zastanowił różaniec; na naszym terytorium w średniowieczu chłopstwo chyba takimi nowinkami nie dysponowało. Ale opowiadanie na plus. Do samego końca nie wiedziałam, czym jest żuk. Pewnie za rzadko używam golarki. ;-)

Babska logika rządzi!

Ponoć w XIIIw. już miał być różaniec w Polsce, Finkla, ale jeszcze sprawdzę. Jak nie, to też się zmieni :)

Czemu od razu chcesz zmieniać? Taki, delikatnie niepasujący drugi element. ;-) Jeśli faktycznie to jeszcze nie były jego czasy i jego warstwa społeczna.

Babska logika rządzi!

Ponieważ ten niepasujący element nie byłby nigdzie wyjaśniony ;)

No to dopisz, że jej siostra widziała takie cuś na pielgrzymce, a Józwa dla świętego spokoju zrobił małżonce z orzechów laskowych…

Babska logika rządzi!

*cóś…

Babska logika rządzi!

Poprawiłam dużo rzeczy, może teraz jest bardziej średniowieczne ;) Różaniec zostawiam jak jest, chyba, że jakiś historyk protestuje :D Dzięki wielkie za pomoc i sugestie, ludzie. Jak coś jeszcze się rzuca w oczu, to mówcie :)

Jeszcze jeden "wójt" pozostał.

Już lecę poprawić, dzięki, AdamKB.

Nie wiem, czy autorka coś zmieniła, ale nie rozumiem czemu niby nie średniowiecze. Samo opowiadanie jednak do gustu mi nie przypadło : )

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

beryl – jak napisałam wyżej, zmieniłam elementy z tła, typu stroje i tym podobne :)

Byłam, widziałam, dzięki za udział w konkursie! ; ) Opinia, jak zawsze, przy ogłoszeniu wyników.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Fajne.

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Dzięki, Russ :)

Bez rewelacji, ale czytało się całkiem miło.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zawsze coś, regulatorzy ;) Może następnym razem będzie lepiej.

Ależ oczywiście, że będzie lepiej! ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Golarka!;-) O, matulu, dobre! Marta wspominała o Żuku, ale nie zdradzała zakończenia. Przyznam, że mnie szczerze rozbawiło. Już sobie wyobrażam taką golarkę i tych chłopów… Całkiem dla mnie spoko wieśniaczą – jak chodzi o to. Napięcie jest, zaskoczenie, humor. Podobało mi się. Na tyle, by żadne niedociągnięcie nie rzuciło mi się w oczy. Pozdro!

Już kombinuję nad innym średniowiecznym tekstem, może też coś z tego będzie :) Bardzo się cieszę, że udało mi się rozbawić c: I dzięki za poświęcony czas c:

Przy tym tekście mam dość mieszane uczucia. Nie jest zły, ale też nie jest jakiś bardzo dobry. Ot, do poczytania. Jest element, jest wyjaśnienie, technicznie wszystko ok (poza tym, że żelaznego pługa, a nie pługu), ale ogólnie jakoś tak ni grzeje, ni ziębi. Muszę przemyśleć.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

No cóż, co tu dużo mówić. Dzięki za opinię, joseheim :)

Nowa Fantastyka