- Opowiadanie: koik80 - Na Jagodę

Na Jagodę

A może by do lasu?

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

Finkla, AlexFagus

Oceny

Na Jagodę

– I to by było na tyle! – westchnęła, gdy drzwi kamienicy zamknęły się za nimi z trzaskiem. – Moje pięć minut dobiegło końca. Cała ja. Nie pierwsza i nie ostatnia zdobycz czarującego Jarka…

Chłopak milczał. Delektował się chłodem poranka i kolejnym miłosnym podbojem. Kasia trafiła na listę z zaszczytnym numerem sto. Postanowił jej o tym nie mówić.

– Czy będę mogła cię kiedyś odwiedzić?

– Nie dramatyzuj. – Zaśmiał się, przyciągając ją do siebie. – Odwiedzaj, tylko wcześniej zadzwoń…

– Jesteś straszny. – Oparła głowę na umięśnionym ramieniu chłopaka. – Szkoda, że to już koniec.

– Żeby nas tylko takie nieszczęścia spotykały – mruknął filozoficznie. – Rusz się, Kaśka! – zawołał i klepnął ją w pupę. – Czasem trzeba też postudiować.

– A dzisiaj… – Zatrzymała go jeszcze na chwilę. – Czy mogę być na zajęciach przy tobie?

– Jasne, ale znasz zasady.

Pokiwała głową.

Nie przytulać się przy innych. Nie całować. Nie zakochiwać się i nie płakać.

 

***

Stalowa ósemka zatrzymała się na Krauthofera, piskiem hamowania potęgując ból głowy Jarka i Kasi, którzy skryli się pod przystankową wiatą. W ostatniej chwili dołączył do nich Kuba, który nie spodziewał się wspomnianej dziewczyny, ale nigdy nie wiadomo, która z koleżanek zanocuje u kumpla w domu.

– Długo jeszcze łoiliście? – odezwał się Jakub, z przyzwyczajenia nie zadając niewygodnych pytań. – I o której polazłem do domu?

Weszli do drugiego wagonu. Usiedli na końcu pojazdu, opierając głowy o chłodną szybę.

– Padłeś gdzieś przed północą – odpowiedział Jarek. – Po tym jak obrzygałeś połowę łazienki.

Kubie zrobiło się głupio. Kasia zachichotała, dotykając drapiącego policzka kochanka. Spojrzał wymownie i cofnęła rękę.

– Kanapkę? – spytała sięgając do plecaka.

– Tylko, jeśli chcesz mnie zabić.

Zaśmiała się i pocałowała go w czoło, wbrew wcześniejszym ustaleniom. Uśmiechnął się i pogroził jej palcem. Wiedziała, że gdy dojadą na Fredry, to znowu będą tylko przyjaciółmi ze studiów. Kuba nie odwracał wzroku, ale nie wykazywał większego zainteresowania ich romansem. Widział to już dziesiątki razy i na swój sposób zaakceptował.

Poza tym miał swoje problemy. Największym z nich okazał się niesforny żołądek, źle znoszący potyczki z alkoholem. Pierwsze bulgnięcia zaniepokoiły chłopaka. Zapowiadał się długi dzień z daleka od domu. Z coraz większą chęcią wróciłby do najmniejszego z mieszkaniowych pomieszczeń.

 

***

Pod gmach poznańskiej opery, gdzie wyznaczono miejsce zbiórki, zajeżdżały autokary gotowe wywieźć przeszło stu pięćdziesięciu młodych biologów na zajęcia terenowe z ornitologii. Pogoda dopisała, a nocny chłód powoli odpuszczał.

– Skuszę się jednak na tę kanapkę. – powiedział Jarek do koleżanki, wstając z zimnych schodów. – Nie wiesz, gdzie wcięło nałoga?

– Pobiegł do ubikacji. – Wskazała na obrośnięte bluszczem Collegium Maius. – „Lipa z miodem” najwyraźniej mu nie służy.

Zaśmiali się i weszli do autobusu. Siedli na ostatnich miejscach, trzymając wolne siedzenie dla Kuby, który wynurzył się z szarego budynku. Dołączył do nich i mruknął:

– Lepiej tam teraz nie wchodzić…

Sprawdzono obecność, kierowca odpalił silnik i ruszyli w stronę Obrzycka – niewielkiego miasteczka malowniczo położonego nad Wartą. Skacowana trójka wiedziała, że nie będzie łatwo. Godzina bujania schorowanych żołądków i głów.

 

***

Prowadzący zajęcia podzielili młodzież na dwudziestoosobowe grupy, po czym narzucili iście mordercze tempo. Kuba czuł jak z każdym krokiem wzburzają się perystaltyczne fale jelit. Włosy jeżyły mu się na rękach, a ciarki smagały plecy. Ogromnym wysiłkiem hamował się od ucieczki w krzaki.

– Leć w las – mruknął do niego Jarek. – Przecież zaraz eksplodujesz.

– I co?! – syknął schorowany chłopak. – Wszyscy usłyszą smrodliwy koncert na tubie.

Pewnych spraw nie da się załatwić bez kłopotliwego echa.

– Od kiedy to się nimi przejmujesz?

Kuba nie był ulubieńcem tłumów. Większość z relacji społecznych opierał na uszczypliwościach i ostracyzmie. Nie mógł dać licznym wrogom powodu do złośliwej zemsty.

– Dam radę – westchnął i poczłapał dalej. Nie był jednak tego pewien.

Jedna z dziewczyn podeszła do wlekącej się na tyłach pochodu trójki, wymieniając złośliwe spojrzenia z Kasią.

– Źle wyglądasz – powiedziała do Jarka, łapiąc go pod rękę. – Nie mówiłeś, że robisz imprezę.

– I tak byś nie przyszła, kujonie. – Uśmiechnął się i pocałował koleżankę w policzek. Odsunęła się ostentacyjnie, szczypiąc go delikatnie w ramię.

– Zawsze byłaś agresywna. – Klepnął ją w pupę, ale tak, by nawet Kuba nie widział.

Wystarczyło, że usłyszał. Dziewczyna zachichotała i dodała:

– Daj znać, gdybyś mnie potrzebował.

Wróciła na czoło coraz dłuższej procesji dwudziestolatków, gdzie jeden z prowadzących opowiadał z przejęciem o ilości występujących w tych lasach gatunków ptaków. Biała kulka śliny tańczyła na jego dolnej wardze.

– Obrzydliwe – burknął Kuba, walczący z kolejną falą oczyszczenia. – Nie dam rady, stary. Mogliby przynajmniej zwolnić.

Jak na życzenie zatrzymano się przy najbliższych drzewach. Na przedzie zadzierano głowy, obserwując budki lęgowe.

– Panowie! – zawołał wykładowca. – Tylna straż nie będzie nam raczej potrzebna.

Podeszli bliżej z głupimi uśmiechami na bladych twarzach.

– Kolega jest niepełnosprawny – tłumaczył Jarek, a Kuba rozpoczął swój popisowy numer z kuśtykaniem, choć akurat dzisiaj wolałby tego uniknąć.

– Czasami odzywa się kontuzja sprzed lat – westchnął.

– Nic poważnego, mam nadzieję? – Upewnił się doktor od ptaków. – Z pewnością da pan radę wspiąć się na drabinę i sprawdzić ile jaj złożono w każdej z budek? Kolega panu pomoże. Drabiny znajdziecie w tych krzakach. – Wskazał na pobliską gęstwinę.

Już go znienawidzili, a do końca zajęć zostało parę długich godzin plus mordercze kolokwium. Wprawdzie prawidłowe odpowiedzi dostali od starszych roczników, ale co parę lat zmieniano testy. Nie wiadomo, czy tym razem nie trafią na zew weny twórczej złośliwego ornitologa.

Jarek policzył budki. Wyszło po trzy na głowę, choć wiedział, że dla bardziej schorowanego kumpla będzie to prawdziwa gehenna.

– To ja będę się wspinał, a kolega potrzyma drabinę – zaproponował, ruszając w stronę zielonej skrytki.

– Są dwie – zapewnił ich doktor. – Przypilnujemy, żebyście nie spadli.

Z trudem przytargali je pod szczupłe pnie. Kuba marzył o porcelanowej bieli brudzonej hałaśliwie w zaciszu grubych czterech ścian. Cierpiał przy każdym stawianym kroku. Dusza wyła do gastrycznego Boga, nie doczekawszy się zmiłowania. Obiecał sobie, że już nigdy nie da się namówić na nalewki. Zajrzał do pierwszej z budek.

– Cztery… – zameldował szeptem.

Znieruchomiał, starając się przetrwać kolejny z ataków wściekłych jelit. Ściskał pośladki z całych sił, pocił się i drżał. Było mu piekielnie zimno.

W tym czasie Jarek obskoczył już swoje drzewa i zabrał się za pozostałą dwójkę. Po paru minutach mieli wspinaczkę z głowy, a prowadzący – dumny z siebie i nauczki, której udzielił leniwej parze – ruszył z całą grupą dalej.

– Poddaję się – westchnął Kuba. – Idę mu osrać te przeklęte drabiny. Pewnie ucieszy się na następnych zajęciach.

Kasia zatrzymała go na chwilę, igrając z fizjologią kumpla. Poszperała w torebce i rzuciła mu paczkę chusteczek higienicznych.

– Też cię kocham – jęknął, mknąc w stronę krzaków.

– Słodki jest – szepnęła do Jarka, wsuwając mu dłoń z tyłu, za pasek spodni.

Nie pozostał jej dłużnym. W dodatku uszczypnął. Poszli dalej, a w powietrze i w śpiew zięb wdarły się niepokojące odgłosy z lasu. Prowadzący zastanawiał się czy to nie głodne dziki.

 

***

Kuba martwił się o ulubione spodnie, ale nie miał zbyt wiele czasu na przygotowania. Nawet za milion dolarów nie wytrzymałby kolejnej minuty. Rozluźnił się i odsapnął. Był szczęśliwy, a ze wzruszenia zachciało mu się nawet płakać. Pomyślał, że w życiu faktycznie piękne są tylko chwile.

Po paru sapnięciach mocował się z paczką chusteczek. Foliowy uchwyt urwał się, pozostawiając delikatny papier ściśnięty w środku. Pomógł sobie zębami. Podniósł wzrok i zbaraniał. Przyglądała mu się jakaś kobieta.

– Czy mogłaby pani…? – wydukał podciągając spodnie.

– Słucham?

– Proszę się odwrócić.

– Ach, tak – mruknęła i niechętnie spełniła prośbę.

Kuba błyskawicznie doprowadził się do porządku, przysypując nieczystości ściółką i zrywanymi w pośpiechu liśćmi.

– Przepraszam, że musiała pani… – tłumaczył się, zawstydzony. – Mój żołądek źle znosi tłuste potrawy.

– Proszę się nie martwić – odwróciła się, dodając zalotnie: – Przecież jesteśmy w lesie.

Chłopak przyjrzał się uważniej. Nie była młoda, ale urody jej nie poskąpiono. Piękna, dojrzała twarz i jeszcze coś, od czego nie potrafił oderwać wzroku: ogromne, powabne piersi, kusząco wypełniające czerwony sweterek. Westchnął.

– Mieszkam niedaleko, jeśli chciałby pan skorzystać z łazienki – zaproponowała, wskazując za siebie. – Za parę minut dołączy pan do grupy. Zresztą, przyjeżdżają co roku i teraz z pewnością mają przerwę na drugie śniadanie.

– Mieszka pani tutaj, w lesie?

– Proszę iść za mną. – Puściła do niego oczko. – Będzie pan zachwycony.

– Kuba – powiedział, przyśpieszając. – Wystarczy Kuba.

 

***

– Długo go nie ma – powiedziała Kasia, siadając na pniaku obok Jarka. Niektóre dziewczyny mierzyły ją zawistnym wzrokiem, pamiętając doskonale czas, gdy same miały swoje pięć minut.

– Nic mu nie będzie – westchnął, masując skronie. – Pewnie upaćkał sobie spodnie i teraz czyści je liśćmi. Dorosły jest. Poradzi sobie.

Dziewczyna chciała oprzeć głowę o jego ramię.

– Nie – szepnął stanowczo. – Nie chcę, żeby gadali.

Spodziewała się takiej reakcji, ale i tak musiała spróbować. Wszystko, co niesamowite musi mieć kiedyś swój koniec. Postanowiła nie zadawać pytań, na które nie chciała usłyszeć odpowiedzi.

– Dziwny jesteś – mruknęła. – A i tak gadają.

– Gadanie gadaniu nie równe. To nie na mnie przymiotniki powieszą… Przynajmniej nie te, co na tobie.

Spojrzała na niego wymownie.

– A ty myślisz, że którakolwiek z nas by się tym przejęła?

Uśmiechnął się.

– Myślę, że tak. Prędzej czy później. – Zamyślił się i dodał po chwili: – Przynajmniej was nie oszukuję.

– Tylko spróbuj! – powiedziała to takim głosem, że Jarkowi od razu wróciły siły. – Pewnie dlatego tak do ciebie lgniemy.

– A ja myślałem, że dla kasy, intelektu i aparycji!

– Jakbyś miał kasę, to już dawno, ptaszku, zostałbyś zaobrączkowany.

– Jakbym miał kasę, to bym was nie potrzebował. Pewnie płaciłbym za chwile rozkoszy.

Uśmiechnęła się. Wiedziała, że tym razem to ona ma rację.

 

***

Nie szli daleko. Wśród drzew zamajaczył komin, a Kubie przypomniał się Żwirek i Muchomorek z ich rachityczną chatką. Drewniany domek stał pośrodku niewielkiej polany, zachęcając uchylonymi drzwiami do wejścia. Przypominał mu stare łemkowskie chyże z dachami krytymi strzechą, których naoglądał się zwiedzając w wakacje Beskid Niski.

– Zapraszam. – Uśmiechnęła się uroczo, przepuszczając gościa przodem. – Ubikacja jest tam, po lewej. Wstawię wodę na jakąś herbatę.

– Trochę jak w „Nigdy w życiu” – zażartował, wspinając się po paru schodkach.

– Znowu jakiś film o wiedźmach? – zapytała oburzona. – Nie mają już o czym kręcić!

Kubę zdziwiła ta gwałtowna reakcja, ale bardziej cieszyło go to, że tego nie oglądała.

– Nie, to taki wyciskacz łez dla bab – wytłumaczył, a ona spojrzała na niego badawczo. – Nie przejmuj się tym, co mówiłem.

– Wiesz, nie mam telewizora. – Rzuciła mu ręcznik. – Myślałam, że to jakiś horror, a ja nie lubię się bać.

Wyglądała przepięknie, taka bezbronna i zagubiona.

Mruknął coś grzecznościowego i powędrował w stronę wskazanych drzwi. Po drodze rozejrzał się po przytulnej izbie, przystrojonej suszonymi kwiatami i skórami zwierząt. Wnętrze wyglądało mu na jakąś karczmę. Brakowało tylko drewnianych ław i stołów. Za to pośrodku stało ogromne, pościelone łóżko. Chłopak przełknął ślinę i powędrował do łazienki.

Wyszedł po paru minutach, odświeżony i spokojniejszy. Piękna kobieta nie tylko zaprosiła go do siebie, ale najwidoczniej próbowała też uwieść. W dodatku po dość żenującym początku znajomości.

Do czegoś takiego nie był przyzwyczajony. Słyszał, że dojrzałe kobiety lecą na intelekt, lecz nie zdążył nim nawet błysnąć. Próbował wymyśleć parę lotnych żartów, ale jak na złość nic nie przychodziło mu do głowy. Poczuł się jeszcze głupszy, gdy spojrzał na stojącą przy łóżku gospodynię. Ogromne piersi wypełniały tym razem przewiewną i półprzezroczystą bluzkę. W dłoniach trzymała kubki z parującą herbatą.

– Proszę. – Podeszła podając mu napar. – Nie sypałam cukru, aby nie podrażnić twojego biednego żołądeczka.

Położyła mu dłoń na brzuchu, delikatnie masując.

– Usiądź, proszę. – Wskazała na łóżko. – Niestety nie miewam gości i nie dorobiłam się jeszcze krzeseł.

– Dziękuję – wydukał, kierując się w stronę pachnącej pościeli. – Niestety, niedługo będę musiał wrócić na zajęcia.

– Nie martw się, pij – poprosiła, schylając się po leżące na podłodze czerwone stringi. – Ale ze mnie bałaganiara!

Okrągłe pośladki przykuły uwagę chłopca. Przynajmniej na parę chwil przestał gapić się na jej piersi.

– Odprowadzę cię do autokaru. Znam skrót. Będziemy tam kwadrans przed nimi.

Kuba wziął łyk i poczuł się o wiele lepiej. Dokuczliwości zniknęły, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Na policzki wypłynęły rumieńce.

– Jak masz na imię? – zapytał, podchodząc do gospodyni. Odwrócił ją, przysunął do siebie i wplótł palce w pachnące lawendą blond włosy. – Jak mogę się do ciebie zwracać?

– Jak chcesz – odpowiedziała, całując mu dłoń. – A na imię mam Jagoda i chyba do mnie pasuje. – Spojrzała na zniewalające piersi.

– Jagódka… – przytulił się do tych krągłości. – Jagodzia, Jagusia…, Jaga.

Rzuciła Kubę na łóżko i usiadła na nim. Zwinnym ruchem pozbyła się cienkiej bluzki. Rozpięła stanik, uwalniając wspaniałe piersi. Uśmiechnęła się, przysuwając je do rozanielonej twarzy Kuby. Wpierw delikatnie głaskała sutkami jego policzki. Wtulał się w nie, ściskał, a Jagoda przysuwała się bliżej i bliżej…, aż w pewnym momencie zabrakło mu oddechu.

Próbował się wyrwać. Wpierw delikatnie, a po chwili energiczniej, mocno. Nic nie pomagało. Piersi przycisnęły go do łóżka, odcięły od reszty świata, dusiły. Spanikował.

Nie mógł nawet krzyknąć. Palce ślizgały się po pościeli, a ciężar gospodyni wzrastał. Tracąc przytomność, usłyszał jeszcze radosne głosy dzieci. Promienne okrzyki parolatków dobiegające zza uchylonego okna. Kobieta podniosła się, wyprostowała i zeszła z łóżka, nasłuchując uważnie. Ściany zmieniły się w oka mgnieniu. Drewno zastąpił mocno wyschnięty piernik, udekorowany lukrowymi zawijasami. Zapachniało karmelem, bitą śmietaną, czekoladą i biszkoptem.

Gospodyni nie przejmowała się więcej Kubą, który zachłannie łapał powietrze. Powoli nabierał kolorów, ale nie chęci do walki z wiedźmą. Zsunął się z łóżka, które po chwili zamieniło się w rozgrzany piec. Na czworakach dopełzł do grubych, marcepanowych drzwi. Jagoda pozwoliła mu uciec. Wolała spałaszować zabłąkane jagniątka, niż zarośniętego i strutego capa.

Student biegł ile sił w drżących nogach, by w ostatniej chwili dotrzeć do autokaru.

 

***

– Zabłądziliście, moje śliczności? – Jagoda odezwała się do pary dziesięciolatków. – Pewnie jesteście głodne. Zapraszam do mojej chatki z piernika. Stamtąd zadzwonimy po waszych rodziców. Na pewno się bardzo o was martwią, wy moje kruszynki.

– Aaa! – wrzasnęły dzieci i uciekły w stronę szosy.

Przeniosę się chyba do miasta, pomyślała Jaga, zrażona do telewizji. Trzeba wymyślić coś nowego.

 

***

– Jakie obleśne babsko? O czym ty mówisz? – Jarek powstrzymał Kubę od wylewania z siebie kolejnych potoków słów. – Uspokój się.

– Tam w lesie, przy tych drabinach – gorączkował się chłopak. – W okolicach czterdziestki i z największym cycem, jaki w życiu widziałeś.

A skąd ty wiesz, co ja w życiu widziałem?

– Mieszka sama, w drewnianym domku, takim z wielkim wyrem i ma na imię Jagoda. A później jakieś dzieci się pojawiły. O! Te, co tam biegną! – Wskazał na szarą drogę. – I mogłem uciec…

– Powoli – poprosił Jarek. – Opowiedz o wszystkim jeszcze raz, po kolei. Szczególnie dokładnie rozmiar tych piersi. Uwielbiam takie mamuśki.

– Jesteś chory! – ryknął Kuba, a reszta studentów obróciła się w ich stronę. – Zresztą to żadna laska do podrywania, to jakaś wiedźma!

– Proszę o ciszę! – odezwał się doktor, który rozdawał testy. – Dla panów na końcu przygotowałem na szybko coś nowego.

– Dzięki – Jarek syknął do wciąż poruszonego kolegi. – Nie zdamy tego ptasiego gówna.

– Ty mnie w ogóle nie słuchasz!

– Słucham – zapewnił go Jarek. – Ale na poprawce za rok, to ja idę w krzaki.

– Nie możesz! – Kuba potrząsnął kolegą. – Ona jest straszna… Zabije cię.

Przyjaciel położył mu dłoń na ramieniu. Wziął podany przez prowadzącego test i przekazał go po chwili Kasi. Dziewczyna posłusznie wzięła się za wypełnianie obu kartek.

– Zdasz – szepnęła po paru minutach.

Jarek popatrzył kumplowi prosto w oczy i dodał:

– I tak z tobą pójdę. Z kobietami, to trzeba umieć. Nie tylko rozmawiać.

Kuba przestał się martwić o przyjaciela. Kolejny raz mu piekielnie zazdrościł.

Koniec

Komentarze

- I to by było na tyle – westchnęła


Nie wiem czy to specjalnie, ale powinno być "i to by było tyle" :P

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Łaj? Zmieniłem westchnęła, na powiedziała, bo nie marudziła sobie tylko w myślach. ;) Dzięki.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Straszna alternatywa... Ale "Jagódka" uwspółcześniona genialnie! Aż chcę przeczytać o tym, jak sobie poradzi "Wielkim Mieście". Dobrze, że scena ala miłosna szybko się skończyła, bo już chciałam zaprzestać czytania i z niesmakiem wyłączyć NF, a tu proszę. Fajne, zgrabne i ciekawe.

Zawsze lubiłam czarownice, czy to Warszawskie czy to te leśne.

 

 

 

Baba jak się patrzy! Dopóki się tylko patrzy... Podobało mi się.

Wywieść czy wywieźć?

Babska logika rządzi!

Wywieźć raczej, dzięki. ;)

@Maja -- aja myślałem, że przerwałem w najciekawszym momencie. :) Dziękuję.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Poczuł się jeszcze głupszy, gdy spojrzał na stojąco przy łóżku gospodynię.


Gwara czy literówka, panie koik?

Opko przyjemne, ale bez fajerwerków.

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Dzięki, Panie Russ. :)

Literówka.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

W swoich felietonach-gawędach Stanisławski obnażał wady narodowe, bezlitośnie wyśmiewał brak kultury, poczucia humoru, alkoholizm czy powszechną korupcję. Zwrot "I to by było na tyle", kończący każdy z wykładów Jana Tadeusza Stanisławskiego szybko trafił pod strzechy.

"Profesor Jan Miodek w swoim słowniku poświęcił temu zwrotowi całą stronę. Rzeczywiście, mało kto już pamięta, że powstał on na zasadzie żartu. Tak kończyłem swoje wykłady z mniemanologii stosowanej. Podobnie czynili wykładowcy wielu uczelni, chcąc się podlizać swoim studentom, którzy donosili mi o tym w listach. Powiedzenie zrobiło karierę i stało się na tyle obiegowe, że któregoś dnia zakończył nim swoje telewizyjne dywagacje redaktor Tomasz Lis. Kiedy kilka lat temu nasza telewizja emitowała serial 'Dynastia', typowy amerykański zwrot: 'Decided' boskiego Carringtona przetłumaczono jak najpoważniej jako 'I to by było na tyle'. Prof. Miodek umieścił mnie przy Adamie Mickiewiczu i Juliuszu Słowackim, którzy wymyślili nieistniejące wcześniej imiona: Grażyna i Kordian. Z kolei Stanisław Tym uważa, że ten zwrot jest jedynym sukcesem peerelu. Bo tylko w peerelu można było uwierzyć w jego językową poprawność i w to, że Stanisławski jest naprawdę profesorem."

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Zwrot ten z mniemanologii stosowanej trafił do języka potocznego i do tego opowiadania również. :)

Dzięki Berylu.

Ja go (Stnisławskiego) pamiętam z kabaretu "Pod Egidą". Pojwiał się u Olgii Lipińskiej, a jej programy oglądał mój tata. Ja niewiele z tych dowcipów rozumiałem.

Pamiętam go z późnych lat 80tych i później; bardziej jako postać o charakterystycznym zezie. 70tych pamiętać nie mogę. Audycji radiowych niestety nie słuchałem.

Kiedyś napiszę rozprawkę o wyższości świąt wielkiej nocy nad świętami bożego narodzenia. :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Mnie też się podobało. A szczególnie tytuł -  parafraza bajki dla dzieci "Na jagody". Wyprawa na Babę Jagę  no no - nigdy nie wiesz człowieku, co cię spotka w lesie. Ale ten Jarek to kawał ... żeby tak traktować niewinne dziewczątka. Mam nadzieję, że Jagusia, gdy się spotkają, odpłaci mu pięknym za nadobne.  Udanie opowiadanie.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

"Czy mogę być na zajęciach przy Tobie?" - Koiku drogi, ale to list nie jest. :)

Podoba mi się dowcip. Zwłaszcza to, że taki mądry student a myśli tym, czym zwykle myślą faceci, a dziesięcioletnie dzieci za to takie mądre. :) 

Twoja potrzeba unikania powtórzeń jakby mniej rzuca się w oczy niż w którymś z poprzednich opowiadań, ale nadal jest wyczuwalna. Spróbuj może trochę mniej wyszukanych synonimów. Czytałam gdzieś, że przy opisywaniu dialogów walka z każym "powiedział" nie jest potrzebna. Właściwie tam, gdzie to możliwe dobrze jest unikać opisu (o, tak jak tu:

- Czy mogłaby pani…? – wydukał podciągając spodnie.
- Słucham?
- Proszę się odwrócić.
- Ach, tak – mruknęła i niechętnie spełniła prośbę.- czyli da się)

a nie tak, jak w innym fragmencie, gdzie masz: "tłumaczył, westchnął, upewnił się, zaproponował, zapewnił, zameldował, westchnął, jęknął, szepnęła". Czyli 1) ani jednego "powiedział", ale 2) nie udało Ci się uniknąć powtórzenia "westchnął" (to tak dla żartu). Specyfika czytania jest taka, że didaskalia w stylu "powiedział", czy "rzekł" odbiorca tekstu omija, a te wszystkie inne służą zwróceniu uwagi odbiorcy na szczególny ton wypowiedzi. Jeśli masz ich nadmiar, to każda wypowiedź wydaje się szczególna i to trochę męczy.

 

I jeszcze przy okazji "warknęła" na początku. Z Twoich komentarzy wynika, że chciałeś przekazać inny nastrój Kasi, niż w tej chwili przekazujesz. Myślę, że "westchnęła" byłoby jednak lepsze, albo coś jak: "mruknęła do siebie", "powiedziała na wpół do siebie, na wpół do towarzyszącego jej Jarka". Coś bardziej melancholijnego, niż pełnego złości, wiesz.

 

A tak w ogóle to moje czepianie się takich szczegółów  świadczy, mam nadzieję, o tym, że nie bardzo jest się czego czepić, bo tekst jest zabawny, postaci wyraziste i konkretne, napięcie i stawka w fabule wzrasta, jest i tło i dialogi, które nie są ani trochę drewniane. No poprostu nic, tylko szlifować te drobniutkie nierówności. :)

Powodzenia.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Dziękuję, Bemik i T.Lena. :)

Ale wtopka z tym Tobie, a do westchnień powrócę. :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Nie moja bajka - wolę cos poważniejszego - , ale ładnie i zgrabnie napisane. Przyjemnie się czytało. 

"I needed to believe in something"

Dziękuję, Junior 13j. Tutaj faktycznie stawiałem na prostotę. Przy "trudniejszych" tekstach często pozostaję niezrozumiany... :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

... Podpisuję się pod poprzedniczką. Czasem nie warto nadmiernie urozmaicać tekstu. Poza tym --- ach te dziewczęce

pupy... Pozdrawiam rozmarzony.

 

Wielkie dzięki za happy end.

 

...I tu mi Beryl błysnął oczytaniem i orientacją. Doceniam. To byłoby już --- na tyle.

Przyjemny tekst, tylko może trochę się długo rozkręca. Ale rozumiem, że chciałeś nam coś opoiwiedzieć o swoich studiach :p Ciekawe, czy raczej byl z ciebie Jarek, czy Kuba?

Dziwne to zachowanie u drapieżnika, żeby praktycznie upolowaną zdobycz porzucić dla czegoś, co się widzi "pod lasem". Zazwyczaj lepszy wróbel w garści.

Pupy, ryszardzie? koik nas tu piersiami epatuje :D Jednak każdy widzi, co chce :p

https://www.martakrajewska.eu

Epatuje piersiami, ale klepie po pupie :)

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dziękuję wszystkim. :)
Drapieżnik, nie drapieżnik..., koneserka raczej. :)

A kimże ja jestem, żeby mówić kim byłem?! :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

     Koiku, zawsze prezentujesz ładne opowieści, nierzadko, jak się okazuje, z życia wzięte. Bliskie spotkanie trzeciego stopnia, z Babą Jagą, w środku lasu… Dobrze, że mnie przy tym nie było, ale cieszę się, że mogłam przeczytać.

     Napomknę jeszcze, że Jaga, Jagna, jest zdrobnieniem, skróconym imieniem Agnieszka, które kiedyś wymawiano Jagnieszka.

 

„Czy mogę być na zajęciach przy Tobie?” –– Czy Kasia zwraca się do Jarka listownie? ;-)

 

”Skuszę się jednak na tę kanapkę. – Jarek zwrócił się do koleżanki…” –– Powtórzenie. Może: Skuszę się jednak na tę kanapkę. – powiedział Jarek do koleżanki

 

„Kuba czuł jak z każdym krokiem wzburzają się perystaltyczne fale jego jelit”. –– Czy dobrze rozumiem, że Kubie wzburzały się, falami, ruchy robaczkowe osobistych jelit?

 

„Kuba nie był ulubieńcem tłumów. Większość z relacji społecznych opierał na uszczypliwościach i ostracyzmie. Nie mógł dać licznym wrogom powodu do złośliwej zemsty”. –– Skoro Kuba był taki jak piszesz, to owszem, dawał licznym wrogom powód do złośliwej zemsty.

 

„…Kubie przypomniał się Żwirek z Muchomorek z ich rachityczną chatką”. –– Literówka.

 

„Za to po środku stało ogromne, pościelone łóżko”. –– Za to pośrodku stało ogromne, pościelone łóżko

 

 „Będziemy tam o kwadrans przed nimi”. –– Będziemy tam kwadrans przed nimi.

 

„Na czworaka dopełzł do grubych, marcepanowych drzwi”. –– Na czworakach dopełzł do grubych, marcepanowych drzwi.

 

Pozdrawiam. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

...Droga Bemik, jesteś najbardziej wnikliwą czytelniczką. Ale dość o tym fragmencie kobiecego wdzięku. Pozdrawiam

szeroko uśmiechnięty.

Dziękuję Regulatorzy. Tego Żwirka z Muchomorkiem już wcześniej dopadłem. :) t.lena wyprzedziła Cię z nieszczęsnym "Tobie", ale na ostatniej prostej. :)

A Bemik czyta wnikliwie. Z tym się zgodzę. ;)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Dla mnie to część fekalna została rozciągnięta zdecydowanie za bardzo. Nawet przestałam w pewnym momencie czytać, ale jak zobaczyłam, że już niedużo po tej kupie zostało, to dokończyłam :). Rozciągnięta zwłaszcza w porównaniu z resztą tekstu, która miała niezły potencjał. Tylko właśnie została przysłonięta przez problemy gastryczne. Jakby odwrócić proporcje, rozbudować postać i motyw Jagódki - kosztem kupy... Moim zdaniem wyszłoby tekstowi na dobre. A tak - czuję niedosyt.

I nie rozumiem, dlaczego dziewczyny tak na Jarka lecą...

Ale - zgrabnie i sympatycznie napisane.

Dzięki, Ocha.

Ja też kobiet nie rozumiem. :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Ale tak szczerze, bo mnie to zaciekawiło - znasz jakiegoś faceta, który ma takie powodzenie? 20 lat i sto dziewczyn? No kurczę... :). 

 Jeśli zaczął w wieku powiedzmy 16 lat to wychodzi, Ocha, tylko 25 na rok. Nieźle, ale nie rewelacyjnie :):):)

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Tak co drugi weekend... :)

Tylko wyjątkowy młokos mógłby zabrać się za Babę Jagę.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

No może... Tylko skąd on te dziewczyny bierze? No nic, tak tam się zastanawiam... ;)

Poznań to duże miasto. :)

Też mu zazdroszczę. :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Przyjemnie się czytało.

Dziękuję, Monsun.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

"- Aaa! – wrzasnęły dzieci i uciekły w stronę szosy.
Przeniosę się chyba do miasta, pomyślała Jaga, zrażona do telewizji". -- Moim zdaniem "zrażona" nie jest tutaj odpowiednim słowem. Narzuca się taka interpretacja: zachowanie dzieci spowodowało, że Jaga zrezygnuje z oglądania telewizji.

 

Koiku, który miałeś być Konikiem ;-) Styl masz fajny. Muszę jednak przyznać, że czekam, aż napiszesz coś bardziej oryginalnego i wielowymiarowego. Nie żebym oburzał się, widząc pod Twoim nickiem rzeczy typu „Na Jagodę”. Scenariusz, postacie i pomysł na historię -- wszystko to proste, schematyczne, ale zrobione ładnie i zgrabnie. I jeszcze udany tytuł :-) Jak rozumiem, Twoim celem było napisanie lekkiego opowiadanka z odrobiną humoru. Ten cel sprawnie osiągnąłeś.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Taki był mój cel. W między czasie piszę sobie poważniejsze i bardziej złożone opowiadanka, ale raczej nie na nasz portal (wciąż za mało w nich latarek zaświecam i pozostaję niezrozumiany; to nie zadręczam:)). A czasem się boje z czymś "wyskoczyć"...
Pisanie humoresek poprawia mi... humor. :)

Dziekuję, Jerohu (a Baba Jaga zraziła się do telewizji poprzez zachowanie dzieci, bo tam ją rozsławiono, ale masz rację; ciut to niejasne). :) Dzięki.

NIedługo wrzucę coś wielowymiarowego (zachęciłeś mnie), choć o oryginalność trudno w tych czasach. Dam Ci znać. Pozdrawiam. Ko(n)ik.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Cieszę się :-) Oczywiście nie zniechęcam do pisania humoresek.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Bez nich bym pewnie zwariował. :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Strach wejść do lasu, jak pomyślę co tam się teraz wyprawia.

Ja tylko grzecznie ostrrzegam. :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Bez przesady, nawet dziecko potrafi uciec... ;-)

Babska logika rządzi!

To najprawdopodobniej problem nieco podobny do problemu z zombiakami: te STRAAAASZNIE powoli się ruszają, ale i tak każdego dopadną! :) 

Dziecko ucieknie, ale facet zostanie... ;)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Zgrabnie napisane, sympatyczne opowiadanie. Zgodzę się z Ochą, że można by skrócić dywagacje gastryczne na rzecz wątku z Jagodą, ale i tak – warte przeczytania.

Pozdrawiam

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Dziękuję bardzo. :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Czy ty, koiku, studiowałeś cokolwiek z ornitologią w programie? :) Zabawne.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Wiarygodne? :) Studiowalem… :D

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Tak mi cuchnie nieco podkoloryzowanym wspomnieniem ze studiów… Myślę, że Jagę też spotkałeś, ale nikt ci nie uwierzył, więc opisałeś ją na portalu fantastycznym :D Idealna miejska legenda :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Od razu podkoloryzowanym… :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

:-D Grunt to udane studia :-D

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nowa Fantastyka