- Opowiadanie: Blue_Ice - Znikające Nożyce

Znikające Nożyce

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Znikające Nożyce

 

 

Jak dobrze, że Dolina Trzynastu Miesięcy miała swojego Janina Janniego.“Rycerz Stróż” – taki zyskał sobie przydomek nieoceniony Janni. Wysoki, barczysty Grek z pochodzenia o szczerym spojrzeniu wzbudzał zaufanie dzieci, kobiet i starców, oraz szacunek mężczyzn. Zawsze mówił wprost. Bez owijania w bawełnę czy inne materiały nieludzkiego pochodzenia. Uważał takie podejście za najuczciwsze. I w jego przypadku nie oznaczało to bynajmniej ukrytych skłonności sadystycznych, czy wyżywania się na ułomnych. Chodziło o sprawy oczywiste, proste zależności: jeśli na przykład przemilczy się fakt, że Król znów jest nagi i nie okryje nawiedzonego karła jakąś peleryną, to ten bez skrępowania paraduje, gorszy i pogarsza. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby przypadkiem zobaczyła to nieziemsko wrażliwa Sprawiedliwość, nazywana też Justiną. Latami mógłby prześladować dziewczynę obraz obnażonego krocza Króla tudzież jego tyłka, owłosionego jak u czarnej świni. Widząc tedy świntucha jak nago melorecytuje swoje grafomańskie wierszydełka, Janin Janni krzyczał tubalnym głosem: “Król jest nagi!”. I czasem jeszcze: “Chowajcie dzieci wasze rodzone i wasze Dzieci Wewnętrzne!”

Ot, taka rycerska interwencja.

Stróż jak mówił wprost, tak lubił też działać wprost. A prawie każdy jego uczynek rodził się z miłości. Wszyscy w Dolinie wiedzieli, że wielbił ową wrażliwą Sprawiedliwość, adeptkę Sztuk Walk Bez Pazura. Damę jego serca wyróżniały szlachetne rysy, orli nos z pieprzykiem na lewym nozdrzu i oczy błyszczące tak, jakby lada chwila miała się rozpłakać – z radości albo smutku. Oraz fakt, że w ogóle się nie starzała. Janni wszędzie wypatrywał jej wysokiej, chudej, nieco przygarbionej postaci. Zaobserwował, że gdy z kimś rozmawiała, miała zwyczaj dotykać lekko ramienia rozmówcy, jakby się upewniała, czy jest realny. Czasem więc zagadywał ją tylko po to, by go dotknęła. Nosząc w uszach dźwięczny głos Justiny, marzył – a marzyć lubił ponad wszystko – o zanurzeniu dłoni w długich, miodowych włosach ukochanej, sięgających aż do bioder.

Długich tak, jak skomplikowane losy jej tysiąca wcieleń.

Janin nie dbał o wielość inkarnacji powabnej Sprawiedliwości. Dla niego była jedna, jedyna, tu, teraz. Wobec niej stawał się kurtuazją samą.

I wcieloną nieśmiałością.

Rycerz Stróż postanowił uratować to wielkie bogactwo, za jakie uważał włosy Justiny. Istniało bowiem niebezpieczeństwo, że dostaną się one pomiędzy bliźniacze ostrza Znikających Nożyc, grasujących ostatnio w okolicy i gotowych skrócić wszystko, co piękne. Bestie bez skrupułów czyniły co im natura podpowiadała, w końcu należały do gatunku złośliwych martwiaków, największej plagi Doliny. Z otworów na palce wybałuszały się gałki oczne, jedna fioletowa i przekrwiona, a druga bladozielona, co przydawało nożycom spojrzenia pijanej sowy. Tuż nad zrostem krzyżowym u jednej z rękonóg zwisał sumiasty wąs, który w razie potrzeby natychmiast zmieniał się w kuśmytek zwykłej, przybrudzonej tasiemki.

Nożyce uwielbiały wszelkiej maści skupiska ludzkie. W tłumie szukały inspiracji. Do tej pory wprawdzie nikogo nie zabiły, ale Janin Janni dostrzegał pewną gradację przemocy.

Najpierw złośliwe ostrza cięły tylko kwiaty w przykościelnym ogrodzie. Wybierały, nie wiedzieć czemu, same czerwone. Ponadto Siostra Lucynda, najwcześniej wstająca zakonnica w Parafii Szczęśliwych Pór Dnia, skarżyła się, że pewnego świtu wśród zdekapitowanych wierutek purpurowych znalazła truchło monstrualnej myszy zaroślowej, przecięte dokładnie w połowie (nie licząc ogona). Nawet nie przyglądając się zbyt dokładnie uzewnętrznionym wnętrznościom ssaka-mutanta, Lucynda wiedziała, że jej ulubione, jadalne kwiaty można posłać do diabła. Wystarczyło pociągnąć nosem.

Potem sięgnęły nożyce po znaną i sprawdzoną metodę odwracania uwagi od rzeczywistych problemów społeczności – wycinanie kręgów w zbożu.

I jeszcze zanim zdążyła powstać teoria na temat nawiedzonych i naznaczonych pól Doliny Trzynastu Miesięcy, znów zmieniły rewir. Tym razem zaczęły na szpicach zakradać się do gospodarstw, aby tam gwałtem strzyc zwierzęta. W trymiga doprowadzały je do wyglądu cyrkowych pupili z podejrzeniem zakaźnej choroby skóry. Psa collie Janniego obcięły na jeża zanim psina zdążyła szczeknąć, a następnie wystrzygły w gwiazdki. Ogoliły mu też szyję, zostawiając na karku grzywę. Wyglądał jak zminiaturyzowany podniebny rumak z bajki rodem – tylko dosiadać i pędzić na nieboskłon, na pola wypasu chmur.

Złośliwe martwiaki coraz bardziej zbliżały się do ludzi. A im wyraźniej zaznaczały swoją bliskość, gdy nikt nie patrzył, tym większy niepokój budziła ich perfekcja znikania, gdy patrzyli wszyscy.

Następnym z ostrych manewrów było robienie krzywych, trójkątnych dziur w suszącej się przed domami pościeli. “Wredne i prześmiewcze” – zawyrokował Stróż. Prześwitywał w nich bowiem niejeden ze wstydliwych problemów Doliny. Uporczywa samotność Janniego. Goła pupa karła. Nadmierna skłonność rudego Puncha do ponczu. Ciągle zapłakane dzieci Hollandów. Kwiatowa bulimia siostry Lucyndy. I inne krzywizny codzienności ludzi prostych.

Wkrótce Nożyce znalazły drogę do wnętrza domów i dobrały się do ubrań. Komuś rozcięły szlufki u spodni, komuś innemu nadcięły guzik przy dekolcie, jeszcze innemu podziurawiły kieszenie. Janinowi Janniemu skróciły nogawki, czym się przypadkowo Stróżowi przysłużyły, ponieważ miał on niezrozumiałą skłonność do nabywania zbyt długich dolnych części garderoby. Słabość to była dość dlań niebezpieczna, zważywszy, że jeździł monocyklem, istnym wybrykiem martwej natury o kole z neonowymi szprychami.

 

Dni mijały, a w wonnym powietrzu miesiąca Evenber wisiało pytanie: "Jaki jeszcze wytną numer?"

Janin Janni z coraz większym wysiłkiem odpychał od siebie wizję miodowych fal ześlizgujących się po plecach i pośladkach Justiny, a potem mieszających się z błotem. A kiedy odpędził jedną marę, wnet pojawiały się następne. Atakowały go obrazy kalekich mieszkańców Doliny, pełzających pod płotami, mamroczących, wyciągających do niego roztrzęsione ręce w błagalnym geście. Jego oczy widziały groteskowo powycinane wnętrzności trupów w najbardziej sielankowych zakątkach krainy Evenbra. "Muszę się skoncentrować i zacząć działać konstruktywnie" – upomniał sam siebie. Gdzie się dało rozwiesił pokaźnych rozmiarów rysopis ściganego zbrodniarza oraz narzędzia zbrodni w jednym (rysunek wyglądał jak owoc talentu pasażera UFO, a sporządzony został jedynie na podstawie – pożal się Boże – kilku wierszyków karła Króla). Popularny bar Puncha ogłosił tymczasowym, jednoosobowym biurem śledczym. Rezultaty tych działań okazały się jednak nikłe, jeśli nie liczyć wygłupów młodzieży, z chichotem i nutką podziwu w głosie opowiadającej o wyczynach nożyc. Przekorne wyrostki i podlotki przynosiły do baru niestworzone opowieści o pozostawionych przez krwiożercze żelastwo znakach na papierze, skórze, piasku, szkle, a nawet na wodzie. Zdarzali się też dorośli przysięgający, że widzieli diabelskie nożyczki w rękach własnych mężów/żon, w mrowisku, zapieczone w bochnie chleba czy utopione w muszli klozetowej u dentysty. “Komiksowe historyjki” – myślał Janni zniechęcony, pocieszając się kolejnymi porcjami mleka orzechowego.

 

Pewnego dnia rudy barman Punch powitał go prawdziwą rewelacją. Stwierdził, że bliźniacze ostrza podczas harców-wycinanek przeraźliwie zgrzytają i dzwonią. Doszedł do tego wniosku po swojej spektakularnej wpadce, kiedy to w lukrowanym, popołudniowym półśnie erotycznym słyszał podejrzane hałasy z obory, ale to zignorował, bo jego męskiej świadomości nie chciało się opuszczać różowych majaków. Gorzko pożałował, gdy tylko zobaczył, że jego koń nie ma już czym opędzać od much.

– No coś takiego, nasze nożyce przemawiają w sprośnym śnie Puncha! Jaka piękna poszlaka! – wykrzyknął Janin Janni i klasnął w ogromne dłonie, mało nie wylewając piwa siedzącemu obok przy barze tęgiemu, ciemnoskóremu trenerowi Walk Bez Pazura. Alkohol zakołysał się i język piany wyciekł po ściance kufla. Punch rzucił niezbyt przytomne spojrzenie paznokciom klienta.

– Hm, może… – próbował się skupić Punch – …może po takiej ilości ekscesów śrubka im się obluzowała?

– Albo już rdzewieją ze starości – tak, jak my obaj – powiedział Janni, klepnąwszy skonfundowanego Puncha w ramię. – W nagrodę za Pierwszą Użyteczną Informację zapraszam cię na wieczorną partyjkę!

Lubił grać w kanastę ze słabszymi przeciwnikami. Wygrał w ten sposób niezły zapas jagód jałowca Nobi, niezwykle rzadkiego afrodyzjaku, którego żaden mężczyzna w Dolinie nie pozbywał się łatwo.

 

Janin Janni potrzebował jeszcze trochę czasu, aby zebrać w klarowną całość wszystkie mniej lub bardziej wiarygodne doniesienia o Znikających Nożycach. Najlepiej mu się myślało podczas codziennych obchodów okolicy, należących do obowiązków stróża Doliny. “Jeśli Punch nie pomylił snu z rzeczywistością, to mamy przełom w śledztwie” – skonstatował, spacerując pewnego ranka Ogrodami Trifontaine – parkiem z trzema fontannami. Dzięki poetyckiej błazenadzie karła Króla, Janni wydedukował jeszcze jedną znamienną słabość Znikających Nożyc. Otóż podczas akcji mogły się one swobodnie przemieszczać i ciachać do woli, jednakże wtedy, gdy działanie planowały, zamieniały się w zwykłe nożyce, a ich wąs – w kawałek sznurka. Ukryte w dogodnym punkcie obserwacyjnym, nieruchomiały. “Znikały”.

 

Istoty ostre

– rzecz wielkiej wagi -

nie posiadają podzielnej uwagi.

 

– przypomniał sobie puentę wiersza autorstwa karła Króla. “Nawet bard – ekshibicjonista miewa czasem rację” – pomyślał z zadowoleniem. “Teraz pozostaje schwytać tego zaciętego zbója, schwycić, a tym samym pozbawić władzy! I dla pewności skleić na amen żywicą z olchy, najstarszego drzewa w całej Dolinie”.

– Odnajdę je, ujmę sprawcę! – oznajmił siedzącemu na murku przy fontannie i obierającemu kradzioną mandarynkę Królowi. – A im prostsza metoda, tym lepiej – dodał głośniej, aż karzeł zastygł trwożliwie nad kolejną wonną łupinką, spoglądając spode łba, niekoniecznie na niego.

– …chociaż…są wyjątki – westchnął Stróż, zauważywszy wychodzącą właśnie z parku Sprawiedliwość w welonie anielskich włosów. Karzeł spojrzał w tym samym kierunku i wyszczerzył się obleśnie, ukazując ułamaną jedynkę i złotą dwójkę, po czym zaczął energicznie przytakiwać, upuszczając mandarynkę.

 

Wreszcie nadszedł odpowiedni dzień. Dzień W Którym Złapano Znikające Nożyce.

Miejsce wybrał Stróż idealne, porę też. Sposób? Sprytny i…bezpośredni.

 

Jeżynowe Pole obrodziło w ludzi, bo pierwszy dzień miesiąca Evenber okazał się najcieplejszy od szeregu lat. Janin Janni podszedł do suto zastawionego stołu piknikowego. Królowały oczywiście jeżynowe muffinki, naczelny evenberowy smakołyk. Nagromadzenie jadła i napojów na stołowym blacie przyprawiało o istny oczopląs, a wonie jadalnych kwiatów odurzały. Słońce badało promieniami jedzenie i przezroczyste tafle talerzy, jakby również chciało wziąć udział w uczcie.

Stojąc przy stole Janni mrużył oczy. Bał się, że oślepnie od tych jaskrawości. “To przez tremę” – pomyślał. Owszem, czuł się trochę zdenerwowany – ale zdecydowany. Przyjął, że muszą tam być, perfekcyjnie schowane wśród główek jadalnych róż w cynamonie, wśród pękatych, błyszczących w słońcu owoców, czy pod rozłożystymi, soczystymi liśćmi warzyw. Podstępny, metalowy krzyżak, zakamuflowany w towarzystwie tępych plastikowych widelców-trójzębów, drewnianych, zakrzywionych pseudo-noży i łyżek infantylnie wymalowanych w jeżyny.

A może gdzieś wśród zwartego oddziału najeżonych wykałaczkami kwadracików sera i suszonego mięsiwa?

W pewnym momencie Janni uniósł dłoń zaciśniętą w pięść. Stojący obok odruchowo odsunęli się, po czym zamarli wpół kęsa. Stróż powiódł wzrokiem po zgromadzonych, dostrzegając rudy czerep Puncha, karła Króla w brudnej liberii, Siostrę Lucyndę z bukietem wierutek, a nieco dalej, na uboczu, ukochaną, szczudlastą sylwetkę Justiny.

Gawiedź w ciszy wpatrywała się w uniesioną pięść. Nawet dziecięce kółko graniaste zatrzymało się w szalonym pędzie.

Co się teraz stanie?

Janin Janni gwałtownie opuścił pięść, uderzając w stół.

Odezwały się nożyce.

I gromkie brawa.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Hahaha dobre! Udany finał, nie ma co ;) Bardzo pogodny tekst! Aż chciałoby się prosić o więcej historii z Doliny Trzynastu Miesięcy.

Tekst sprawia wrażenie, jakby był pisany tylko po to, żeby móc użyć przedostatniego zdania. To trochę za mało.

@Prokris - dzięki, szczerze mówiąc, planuję więcej opowieści z Doliny :) Przedtem jednak muszę wreszcie skończyć dwa inne opowiadania.

@exturio - ...jeśli dobrze odszyfrowałam Twoją wypowiedź... to: nie był pisany tylko po to :) Dzięki, że dobrnąłeś do końca;)

Jak widać, jedna z przeglądarek w moim telefonie nie jest polish-friendly...

@exturio - ech...złośliwość rzeczy martwych ;)

Dobre. Fajnie bawisz sie językiem. :-)

Babska logika rządzi!

@Finkla - dzięki :) Słowa wyczarowują światy...

     Piszesz coraz ładniejsze opowiadania, złożone z coraz ładniejszych zdań, tworzonych z połączonych ze sobą coraz ładniejszych słów. Niebawem zacznę dostrzegać urodę sylab i poszczególnych liter. ;-)

 

„Nie doczekał się jednak rezultatów, jeśli nie liczyć wygłupów młodzieży, opowiadającej o wyczynach nożyc z chichotem i nutką podziwu w głosie”. –– Nie mogę się zorientować, czy to nożyce są z chichotem i nutką podziwu w głosie, czy może te dźwięki cechują raczej opowiadania młodzieży. ;-)

 

„Sposób? Sprytny i ...bezpośredni”. –– Sposób? Sprytny i... bezpośredni.

 

„…że oślepnie od tych jaskrawości.“To przez tremę” – pomyślał”.  –– Brak spacji po kropce.

 

Pozdrawiam. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@Regulatorzy - :-) Ładnie dziękuję za urocze podsumowanie z dowcipem:)

Twoja pomoc jak zwykle nieoceniona - ochybki zostały natychmiast usunięte, ściśle według wskazań ;)

Również pozdrawiam :)

Cieszę się, że mogłam pomóc. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fajne opowiadanie.

Fajne i pomysłowe. Ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że najpierw znalazłeś powiedzenie, a potem obudowałeś je niesamowitą historyjką. Efekt bardzo dobry:) Z reguły nie ciągną mnie tego typu teksty, ale z przyjemnością.

@Monsun - dzięki za przeczytanie i miłe słowo :)

@-13 -  - Dzięki, cieszę się, że Ci się podobało :) To może tak: słowa są według mnie bardzo inspirujące, nie mówiąc o całych frazach z nich złożonych. Nie jestem jednak pewna, czy powinno się zdradzać sekrety powstania tekstów, więc na wszelki wypadek tego nie uczynię ;) Zresztą, impuls do napisania tego konkretnego tekstu traci na znaczeniu w momencie, kiedy planuję większą całość - a tak jest w tym przypadku. Prawdopodobnie powstaną Opowieści z Doliny Trzynastu Miesięcy :)

Pozdrawiam komentujących :)

Dobre, dobre, bardzo mi się podobało. Pomysłowe i z humorem.
Dolina Trzynastu Miesięcy to intrygujące miejsce, więc czekam na kolejne opowiadania o niej :)

orli nos z pieprzykiem nanosie --- Zakładam, że to zamierzone, ale i tak mi zgrzyta.

“Jeśli Punch rzeczywiście nie pomylił snu z rzeczywistością, to mamy przełom w śledztwie” --- Powtórzonko, które rzuciło mi się w oczęta, ale jeśli zamierzone, to już milknę.

 

Poza tym, fantastyczne --- dosłownie i w przenośni ^^ Bardzo mi się podobało. Pomysł ciekawy i niezwykle oryginalny, sprawnie napisane --- czytałam z przyjemnością, puenta kładzie na łopatki, a ponadto nieźle się przy tym uśmiałam. Więcej takich opowiadań proszę ^^

@Zireael - dziękuję bardzo, miło mi :)) Dolina też na to czeka - więc nie mam wyjścia :);)

@Antona Ego - uuuups, faktycznie. Powtórzenia paskudne, niestety nawet niezamierzone, raczej tylkol, niechlubnie, niezauważone. Ale usprawiedliwię się tym, że w ostatniej chwili cyzelowania 'zmieniłam umiejscowienie' pieprzyka na nosie z "jednego z nozdrzy" (stwierdziłam, że jednak za bardzo kojarzy się z chrapami konia) na po prostu nos...no i gafa gotowa :( Fatalnie :( "Rzeczywiście" za to, o ile pamiętam, zmieniałam z "faktycznie"...

Bardzo dziękuję za pochlebną opinię, strasznie się cieszę, że opowiadanie cieszy (powtórzenie tym razem zamierzone ;))

Pozdrowienia dla czytelników Nożyc :))

Pozdrawiam Naczelną Bajarkę naszego portalu.

@AdamKB - Witaj, Adamie, jakie miłe pozdrowienie :) Tylko mnie nie szufladkuj, bo ja mam szufladkową klaustrofobię ;) Również pozdrawiam, razem z moim niebajkowym zanadrzem :)

Nowa Fantastyka