- Opowiadanie: krajemar - Niedźwiedzi jeździec

Niedźwiedzi jeździec

Opowiadanie to jest fragmentem powieści, stąd też nagromadzenie imion postaci. Miejsce akcji – dolina z "Zapachu", sto lat później.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Niedźwiedzi jeździec

Co się przydarzyło Winnemu, tego nie wiedział nikt. Jedno, co było pewne, to że nie wierzył w istnienie Roda, wąpierzy, zmór i wilkołaków. Przekonywał innych, że potworów na świecie już nie ma, są tylko wygodnym sposobem starszyzny na trzymanie młodych w ryzach. Dlatego bez wahania założył się z chłopakami, że w nocy do cmentarza wyklętych dojdzie, zostawiony tam za dnia nożyk zabierze i nim zapieją koguty wróci.

Dziś nożyk leżał obok martwego ciała, choć z cmentarza wyklętych przyniósł go ktoś inny. Poszarpane zwłoki Winnego znaleziono mniej więcej w połowie drogi, ze zdziwieniem wypisanym w oku. Tylko jednym oku, ponieważ drugie wypłynęło wraz z częścią mózgu, kiedy coś zmiażdżyło mu głowę potężnym ciosem.

– I po raz bogowie wiedzą który ci mówię, że niedźwiedź by na głowie nie poprzestał. – Dobitnie warknął Stojan.

Chata Tinnego tonęła w zapachu ziół, którymi okadzano leżące na ławie zwłoki. Dym rozpraszał światło łuczyw, ustawionych wokół pokiereszowanej głowy, przykrytej białym płótnem. Dwie maleńkie siostry zabitego spały smacznie za przepierzeniem z łyka. Rodzice popijali piwo wraz z Kowalem, Stojanem i rudym Kostjanem. Dalej od ciała, tuż przy palenisku, grzał stare kości dziadek, milcząc i mamrocząc coś pod nosem ze wzrokiem wbitym w biały całun.

Mijała czwarta noc od śmierci Winnego i żałobnicy nie mięli już nawet sił, by rozpaczać.

Tinne wyjął drewnianą zaślepkę i wyjrzał przez wąski wyzior na zewnątrz.

– Księżyc już wysoko i pełnia świeci jasno – oświadczył. – Jakby miał wstać to już by wstał.

Matka chłopaka odetchnęła z ulgą i otarła łzę z policzka.

– To i dobrze – skinął brodaty kowal. – Ale dla spokoju posiedzimy do rana.

Tinne skrzywił się niechętnie.

– A przecie ja was z chaty nie wyganiam. Polej jeszcze piwa kobieto. Wypijemy za duszę Winnego w Nawii.

Polała, a oni wypili i otarli wąsy i brody rękawami steranych koszul.

– Wycie wczoraj słyszeliście? – Spytał Kostjan, a kiedy pokiwali głowami rzekł. – To ten o wilczych oczach mógł Winnego dopaść. Tak sobie myślę, że każdy z leśnych stworów by chłopaka zeżarł, a ten o wilczych oczach wiadomo, zły aż do kości, ale ludzi nie je. Póki co. Mógł Winnego spotkać w lesie i za samo to zabić, że on człowiekiem był. Wiadomo jaką to wilkoocy złość na ludzi mięli.

Chłopy pokrzywili się, popatrzyli jeden na drugiego, rozważając te słowa.

– Może to i wilkooki – dumał Kostjan. – Ale czy on by mógł łapą aż tak rozłupać łeb?

– Leszy… – Odezwał się niespodziewanie dziadek, ożywiając się i szeroko otwierając oczy z przejęcia. – Leszy ma maczugę i ooo, tak, on jednym machnięciem gruchota łby!

Zebrani poczuli się cokolwiek nieswojo, ale Tinne wywrócił tylko oczyma i warknął:

– A ojciec znowu swoje! Co by się nie zesrało to zawsze leszy.

– Tak, śmiej się ze starego – złowróżbnie pogroził mu krzywym paluchem starzec. – Ja pamiętam jak przynieśli ojczulka to też się niektórzy śmiali. A gębę miał tak samo połupaną jak ten tu mądrala pod płótnem.

Tinne parsknął lekceważąco.

– Poczekaj – wtrącił się Kostjan. – Dziadek widział już coś takiego?

– Czy widziałem?! – Rozdarł się chłop podekscytowany i nim syn zdążył mu przerwać zaczął opowiadać. – Całe życie mam ten widok pod powiekami! Dzieckiem małym byłem, kiedy ojczulka mego ukochanego tak przynieśli jak tego smarkacza teraz. Ojczulek drzewa w lesie rąbał na zimę i go coś potwornie ukatrupiło. Starzy od razu gadali, że widocznie zamachnął się na święte drzewo, co je sobie leszy ulubił, ale tak jak i dzisiaj, młodzi nie chcieli wierzyć w potwory i leśne duchy. Trzeba widać pożyć w tych górach i na tragedie się napatrzeć, żeby dopiero rozumu nabrać.

– Do rzeczy, ojciec – warknął zniechęcony Tinne. – Za kilka godzin świt, chciałbym żebyś skończył do tego czasu.

– Tak, tak – dziadek ponuro pokiwał siwą głową. – Niektórzy nigdy oczu nie otworzą, nawet jak im dziecko bogowie zabiorą.

Tinne zamknął się jakby mu kto w mordę dał, a starzec poprawił się na pieńku, który mu służył za stołek, i nachylając się w stronę zebranych, opowiadał dalej:

– Pochowali ojczulka pod małym kurhanikiem, a kilka dni później następne chłopy wróciły na wycinkę gdzie ojciec ścięte dęby zostawił. Tam znów rąbać zaczęli i naraz słyszą… – Zawiesił głos, aż wszyscy sami nasłuchiwać zaczęli jak w dawnym czasie. – Słyszą jakby szept w konarach drzew to tu, to znów tam i coraz to z innej strony. Głośniej i głośniej złe szeptało, aż dwóch najmądrzejszych chłopów nogi za pas wzięło i w te pędy do wioski pobiegło. A kiedy wrócili wszyscy kupą w chwilę później, z tych co nie uciekli jeden już tylko dychał. Wykrwawiał się z resztą właśnie, bo mu coś nogi zmiażdżyło. Ale zanim wyzionął ducha zdążył jeszcze powiedzieć, że ich niedźwiedź ogromny napadł, a na niedźwiedziu brodaty staruch jechał i maczugą walił gdzie popadło.

– Leszy… – Kostjan z szacunkiem pokręcił głową.

Kowal i Stojan też byli pod wrażeniem historii i tylko Tinne spod byka patrzył na ojca.

– Leszy – przytaknął dziadek ze zgrozą. – Ale to jeszcze nie był koniec. Pochowali zabitych na cmentarzyku i postanowili nie chodzić już na tamtą wycinkę. Ale leszy był rozgniewany i noc w noc rozkopywał kurhany zabitych. Ojczulka oszczędził, być może dlatego, że z niewiedzy drzewa wycinał i dostateczną poniósł karę. Za to tamci powinni przecież wiedzieć. Powinni zrozumieć, że mój tatko na ostrzeżenie życie musiał stracić. I dlatego leszy nie dał im zaznać szczęścia po śmierci. Co rano groby rozkopane zastawaliśmy, jakby coś martwych chciało ze środka wyciągnąć, ale nigdy czasu tyle nie miało. Aż ówczesny opiekun zrozumiał wszystko i razem z chłopami poszedł w tamto miejsce i na wycince, w świętym miejscu leszego nowe dęby mu posadził. Przeprosił, pokajał się i nagle – zawiesił znacząco głos. – Wszystko jak nożem uciął skończyło się.

*

– Świta już.

W chacie Tinnego żałobnicy odetchnęli z ulgą.

– Długa była ta noc – wstał z pieńka Kowal i przeciągnął swe potężne ramiona.

*

Tuż za wsią, niewysokie kopczyki znaczyły ziemie zmarłych, a święte miejsce odgradzał od pierwszych drzew lasu niski, kamienny murek. Wśród grobów rosło kilka drzew, ocieniając cmentarzyk i szumiąc zmarłym kojąco. Większość kurhanów porastała miękka trawa i polne kwiaty, a niektóre kopczyki były tak stare, że deszcze i śniegi prawie zrównały je z ziemią. Tylko kilka brązowiło się świeżością, a wśród nich jeden szczególnie – grób młodego chłopaka. Na wiejskim cmentarzu, gdzie ustawiono stos i spopielono szczątki, prochy zakopano w płytkim grobie, wraz z ukochanym nożykiem Winnego, dzbanem wina i kołaczem, by mógł się posilić w nowym życiu i by miał przy sobie coś miłego sercu. Uroczystość odprawił Tinne, prosząc podziemnych bogów, Welesa, wielkie węże i demony o łaskawe przyjęcie dla syna. Złożeniu do ziemi towarzyszyły płacze kobiet, oraz ponure milczenie mężczyzn. Każda rodzina przyniosła jakiś dar dla zabitego, a po usypaniu niewielkiego kurhanu nad urną z prochami, wszyscy podzielili się skromnym jadłem. Na koniec Tinne wziął gliniany kubek, z którego symbolicznie pił duch jego syna, wylał piwo na kurhan, a sam kubek stłukł, pozostawiając skorupy na grobie.

– Więcej już w tym świecie się nie napijesz, syneczku – mruknął.

Stojąca obok matka chłopaka znów zaniosła się szlochem, więc przygarnął ją do siebie. Nad głową żony spojrzał na mały tłumek ludzi, którzy powoli odchodzili do domów, zostawiwszy rodziców w żałobie na cmentarzysku. Jak zawsze w takich chwilach, przyszli wszyscy mieszkańcy wioski.

*

Następny dzień był słoneczny i wiosenny.

Matka Winnego w ciszy minęła granice świętej ziemi i smutno sunęła wśród kopczyków. Chciała posiać trochę kwiatów przy grobie syna, by choć trochę osłodzić mu wieczny spoczynek.

Nagle stanęła jak wryta.

– Na Elleniale! Rodzie chroń mnie od dzieci Welesa! – Wyrzuciła jednym tchem.

Odwróciła się na pięcie, zakasała sukienkę i w panice uciekła w stronę wsi.

W kurhanie Winnego czerniła się wydrapana pazurami dziura.

*

Było w lesie wiele tajemnych miejsc. Ludzie czasem trafiali na nie przypadkiem, czasem przywodziło je tu jakieś widziadło albo leśny demon. Przeklęte drzewa, w których mieszkały upiory znakowano by ci, którzy tu zabłądzą wiedzieli, że mają się strzec, czarodziejskie strumienie zaś po to, by szukający pomocy mogli je rozpoznać. I tak niewielkie, kamienne kopczyki, figurki i rzeźby przerastały ostrężynami wśród gajów, obrastały mchem w lesie.

Tinne, Kostjan i młody Larse krążyli po okolicy od dobrej godziny, nim znaleźli się w miejscu, gdzie wysokie do pasa pokrzywy porastały nie większą od podwórka polankę.

– Same dęby – rozejrzał się wkoło Larse. – Może to tu.

Rozleźli się, by poszukać jakichś śladów. Kostjan ciupał na lewo i prawo drągiem, usuwając pokrzywy spod nóg, podczas gdy Tinne robił to samo, idąc w przeciwnym kierunku. Larse zaś uważnie przyglądał się drzewom i w końcu zdecydował się na najstarsze i najbardziej okazałe. Przedarł się doń i od razu dostrzegł zniekształcenie na pniu w miejscu gdzie kora zabliźniła się na ranach zadanych dębowi ludzkimi siekierami.

Rozkopał pokrzywy u podnóża drzewa i znalazł pierwszy, omszony kamień. Odgarnął więcej zarośli i natknął się na dalszy ciąg kręgu, którym otoczono święty dąb.

Powiał lekki wiaterek i szum pokrzyw i drzew zagłuszył słowa jego towarzyszy.

Larse wyprostował się rozkojarzony.

– Co mówiliście?

Ale Tinne i Kostjan ciupali zarośla odwróceni doń plecami i zatrzymali się dopiero kiedy ponownie ich zawołał.

– Co mówiłeś? – Spytał Kostjan, a Larse znów usłyszał jakby czyjś szept wśród wiatru, tym razem gdzieś za sobą.

Ciarki przeszły mu po plecach.

– Chodźcie tu! – Wrzasnął wytrzeszczając oczy. – To jest to drzewo!

Przedarli się do niego szybko i na własne oczy zobaczyli bliznę na korze i kamienny krąg. Wiatr przynosił coraz to głośniejsze szepty, a mężczyźni rozglądali się wokół z rosnącym lękiem.

– Pospiesz się, na Elleniale – mruknął do Tinnego Kostjan. – Bo zaraz wszyscy skończymy jak ojczulek twojego ojca.

Tinne wydobył z sakwy garnek miodu, kołacz z serem i drewnianego konika, którego Winne wystrugał z lipy zeszłej zimy. Złożył to wszystko w konarach drzewa i mnąc czapkę zrobił kilka kroków w tył.

– My… tego – zająknął się. – Panie leszy, przepraszam cię za mojego głupiego syna. Nie wiem czym cię obraził tam na ścieżce, ale skoro już odebrałeś mu życie to błagam, daj mu choć odpoczywać w spokoju. Mądry to on nie był, pewnie po dziadku swoim – dorzucił – ale my wszyscy boimy się ciebie i niczym uchybić nie chcemy. Przyszliśmy jeno o spokój dla duszy syneczka mojego prosić.

A ponieważ szepty wciąż nie milkły, cała trójka upadła na kolana i potulnie przywarła do ziemi. Leszy złościł się jeszcze przez moment, ale groźny szept cichł powoli.

Aż w końcu zamilkł.

A kurhanu Winnego nic już więcej nie rozkopywało.

 

 

 

Koniec

Komentarze

druchów 

Większość kurhanów porastała miękka trawa i polne kwiaty, niektóre były tak stare, że deszcze i śniegi prawie zrównały je z ziemią - źle skonstruowane zdanie - wygląda, jakby kwiaty były stare.

Bardzo fajna, klimatyczna opowieść. Podobała mi się stylizacja języka. I prostota rozumowania chłopów. Troszkę za mało było dla mnie rozpaczy matki i ojca Winnego, bo sądzę, że nie siedzieliby sobie spokojnie przy zwłokach i gawędzili, podczas gdy prawie doprosły syn, podpora starości, leży  obok martwy.

Podobało mi się bardzo. 

 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

A i jeszcze jest trochę powtórzeń i miejscami zły zapis dialogów.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dziękuję bemik. Poprawki zaraz wprowadzę i dam tym polnym, starym kwiatkom trochę odpocząć po zimie ;p

Z tą rozpaczą... Oni już cztery noce przy nim siedzą i trochę zobojętnieli. Ale zapewne masz rację, powinno być bardziej ludzko :)

https://www.martakrajewska.eu

A wiesz, czego mi brakuje do Twojego opowiadania? Brakuje mi wichru i deszczu za oknem, rozpalonego kominka, kota na kolanach i dobrego drinka. Rozłożonej książki z Twoimi opowiadaniami lub powieścią, żeby zanurzyć się w tym innym świecie całkowicie. Zostaję Twoją wilbicielką. I przeczytałam Twoje poprzednie opwoiadanie i mam takie samo zdanie.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

"Zapachu" nie czytałem. Nie przepadam za stylizacją na Piasta Kołodzieja, zabójcę wampirów (Sapkowski był oryginalny, ale ile można...), jednak widzę, że piszesz sprawnie. Dla mnie to raczej nudna sztampa, jak milionowe opowiadanie zerżnięte z Tolkiena, ale pewnie takie klimaty mają swoich fanów.

Tintin, każdego można do kogoś porównać. Podobno "wszystko już zostało napisane". A jeśli w odniesieniu do mnie przychodzą Ci na myśl Sapkowski i Tolkien, to nawet nie warknę w odpowiedzi (a termin "zerżnięte" sobie pominę, bo Tolkien naszych słowiańskich wierzeń chyba nie dotkykał piórem) :)

Dzięki w każdym razie i pozdrawiam!

https://www.martakrajewska.eu

Bemik, kłaniam się, do usług. Nawet z chęcią podsunę Ci jakiś dobry dwójniaczek, dla lepszego klimatu :)

Pozdrawiam!

https://www.martakrajewska.eu

Ależ oczywiście, że skorzystanie z czyjegoś, ugruntowanego już w świadomości czytelników świata nie jest złe samo w sobie. Mnie wąpierze i leszy zniechęcają do czytania, a Tolkiena przywołałem tylko by powiedzieć, że czytanie o Elfach typu Aerellalinen Tuveraklis zniechęca mnie równie mocno. Ty zerżnąłeś z Sapkowskiego, i nie byłeś pierwszy. Tak po prawdzie, to starzy ludzie gadają, że i sam imć Sapkowsie posiłkować się raczył historią wywitą przy wartrze przez inszą osobę. Napisałem też, że doceniam Twoją sprawność pisarską. Bo doceniam, naprawdę.

Korzystam ze świata, a i owszem, ale nie jest on ani Sapkowskiego, anie Tolkiena, tylko nasz, prasłowiański. U mnie elfów nie znajdziesz, zawiłych imion również. Ani prób traw czy innych znaków Aard. Tylko naszą dawną kulturę i demonologię, przez chrześcijaństwo zniszczoną :)

Poza tym zerżnął, czy się zainspirował, cienka granica. Człowiek się naczytał, nasłuchał, to i sam nie wie czasem, skąd mu coś do głowy przyszło.

I dziękuję na koniec, za miłe słowa. Akceptuję naszą uprzejmą odmienność gustową :D

https://www.martakrajewska.eu

Dobra stylizacja. Co do treści, to trudno ocenić fragment, ale zapowiada się interesująco. Z rzeczy technicznych: błędnie zapisujesz dialogi.

 

Pozdrawiam

Mastiff

Sapkowski nie "nasłuchał się", tylko przeczytał konkretną książkę konkretnej autorki, od której, hmm... pożyczył sobie bohatera. I jego zsawód. I jego najlepszego kumpla. I jego zawód też:) Pozdrawiam:)

Serio??? Ale jaja! To musimy chronić swoją twórczość bo nam ktoś sławę sprzed nosa świśnie :D

https://www.martakrajewska.eu

Przeczytałem, nie porwało mnie. Widocznie nie jestem w grupie docelowej tego typu twórczości, a skoro ktoś, kiedyś powiedział, że jak sie nie ma nic sensownego do dodania, to lepiej milczeć niż krytykować, to ja sobie teraz pomilczę. :)

Pozdrawiam i powodzenia.

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

@tintin

Ty zerżnąłeś z Sapkowskiego, i nie byłeś pierwszy. ---  Ekm... krajemar to dziewczyna. :)

(przynajmniej tak ma w profilu :P)

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Nie moja bajka, nie moja broszka, nie moja piaskownica. Stylizacji nie znoszę (nawet takiej umiarkowanej), Słowiańszczyzna mnie nudzi. A jednak przeczytałam bez przykrości, nawet z pewną przyjemnością. Piszesz bardzo sprawnie, gratuluję.

Treść rzeczywiście dość trudno ocenić po takim fragmencie.

A mnie Słowiańszczyzny starczy na następne pół roku ;). 

Pozdrawiam.

Aha, o ile mnie wzrok nie myli, masz błąd w tytule. W drugim słowie jest "ż" zamiast "ź". Chyba.

Ojej. Najmocniej Koleżankę przepraszam. Nie sprawdziłem tego:(

ocha - dzięki, poprawiam tytuł.

tintin - nie ma sprawy, gdybyś mnie zobaczył, to bys nie pomylił. Jestem uosobieniem kobiecości :D Tak, że spoko!

https://www.martakrajewska.eu

     Wątłe bardzo, jeśli idzie o intrygę. 

Interpunkcja. O jeżu...  

Przeprosił, pokajał się i nagle[...+] – zawiesił znacząco głos[.-] – [W-] ...wszystko[,+] jak nożem uciął[,+] skończyło się. 

I wiele podobnych błędów w zapisie dialogów...  

Niezależnie od powyższego opowiadanie podoba mi się. Nie porywa, ale "oporu" w czytaniu nie stawia. Mam pytanie: czyżbyś myślała o cyklu opowiadań, połączonych postacią Wilkookiego?

Przyjemne w odbiorze, ładnie snujesz historię, ale pomysł na opowiadanie (wiem, wiem, to część całości) nieszczególny. Taka tam przypowiastka ludowa, poszumiało w liściach, poszli, przeprosili i szumieć przestało. Może podziel się jakimś ciekawszym fragmentem,bo przyjemnie się Ciebie czyta ;)

@AdamKB, przynaję się - co mi się zdaje, że już zakumałam o co chodzi z zapisam dialogów to się okazuje, że mi się tylko zdaje :)

To opowiadanie pochodzi z książki, gdzie pełni zaszczytną rolę zapychacza dziur, przerwynika wąznych scen głównego wątku. Dzięki niemu poważniejsza i bardziej rozgarnięta akcja ma się toczyć trochę wolniej. O cyklu opowiadań myślę, ale połączonym samym miejscem - raz mam pomysł na coś z czasów, gdy wilkarzy rządzili doliną, innym razem przychodzi mi do głowy coś dziejącego się po "Zapachu". A jeszcze druga część powieści czeka na napisanie :)

 

@Prokris, to też odpowiedź na Twój komentarz o takim sobie pomyśle - wrzuciłam to opowiadanie, bo po "Zapachu" byłam ciekawa, jak ocenicie moje pisanie nie w stylizacji. Tymczasem wszyscy nadal mówią, że stylizuję :D

I bardzo dziękuję, za cenne dla mnie uwagi członków Prześwietnej Loży NF ;)

https://www.martakrajewska.eu

Dialogi jednak nieco stylizujesz:). Co jest zresztą w tego typu tekście normalne i potrzebne.

Byłem, przeczyałem, swój klimat ma, jednak "Zapach jej czerwony" znacznie, znaaacznie lepszy. Pozdrawiam.

Sorry, taki mamy klimat.

Znowu mialam wątpliwości odnośnie interpunkcji i stylizacji. Te same, co przy tekście, który dopiero co skomentowałam, więc nie będę się powtarzać. Aczkolwiek ze wszystkich Twoich tekstów ten jakoś najmniej mnie poruszył. To znaczy – nie był zły, ale tamte były tak dobre, że ten wypadł blado. Pewnie dlatego, że to tylko fragment powieści i nie wchodzisz głębiej w fabułę, a intryga jest dość płytka przez to. Ale nie miałam problemu ze wspomnianym "nagromadzeniem imion". Jakbyś nie napisała, to bym nawet nie zauważyła :D Chętnie bym przeczytała więcej, bo tutaj coś pokazujesz, coś się dzieje, ale zostawia znaczny niedosyt. Coś jak prolog, który twierdzi, że jest całym opowiadaniem. A, jeszcze jedno. Dialogi są świetne. Bardzo swobodne i naturalne, a dzięki temu też chwilami zabawne. Co by się nie zesrało, to zawsze leszy. ;)

Dzięki. Mam już w domu książkę o interpunkcji więć spróbuję zakumać, bo biję się w piersi, że słabo z tym u mnie. Jak skończę nanosić poprawki w powieści, chętnie prześlę Ci całość, jeśli masz ochotę. Choć po Baśni to się trochę boję :(

https://www.martakrajewska.eu

Ależ przesyłaj, z poprawkami czy bez, chętnie przeczytam. I nie ma się czego bać – już wspominałam, że lubię Twoje pisanie :D

Podobało się. Czasami fajnie poczytać coś w słowiańskim klimacie i też żałuję, że chrześcijaństwo to wszystko wytępiło zanim nauczyliśmy się pisać.

Babska logika rządzi!

Dzięki, Finklo. Cieszę się, że się podobało. Nie spodziewałam się tutaj komentarza :)

https://www.martakrajewska.eu

Czemu nie? Tu się czyta lepiej niż na starej stronie. :-)

Babska logika rządzi!

świetne!

"Ora et Labora"

Dziękuję :)

 

A, właśnie! Niedźwiedzi jeżdziec jest fragmentem powieści “Idź i czekaj mrozów”, która ukaże się przed końcem roku (jeśli wszystko pójdzie jak trzeba).

https://www.martakrajewska.eu

Miło było przypomnieć sobie jedną z Twoich dawniejszych opowieści. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki, reg! :-)

https://www.martakrajewska.eu

Miś przeczytał bez bólu. :) Pozdrawia

Nowa Fantastyka