- Opowiadanie: RheiDaoVan - [KB018] To dopiero początek

[KB018] To dopiero początek

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

[KB018] To dopiero początek

– Jeden. Daj mi choć jeden powód, dla którego mam się na to zgodzić. – Głos był stanowczy a jego właściciel, smukły elf o czarnych włosach opadających swobodnie na plecy, taksował rozmówcę nieodgadnionym spojrzeniem niebieskich oczu.

– Wojna, zniszczenie, ból, śmierć. – Mężczyzna uniósł do góry kąciki ust. – Wystarczy za powód?

Elf prychnął.

– Ferin, dobrze wiesz, co się stanie jeśli Sauron odzyska Pierścień. Byłeś tam wtedy, walczyłeś u boku Elronda. Widziałeś jak giną twoi bracia. To się powtórzy jeśli…

– Na Panią Lasu, Aragornie – jęknął elf. – Dobrze już dobrze, pojadę z tobą na tą Wielką Naradę, skoro boisz się o swój tyłek, ale przestań mówić jak jeden z Białej Rady. – Zaczął zbierać swoje rzeczy. – I wiem, co będzie jeśli Pierścień wpadnie w niepowołane ręce. Czarnych Jeźdźców na przykład. Ale nie będę się trząsł jak osika, czy ukrywał pod ziemią jak krasnoludy. Ani martwił na zapas, jak ty – westchnął ciężko. – Wiesz, że mnie nie lubią w Rivendell. I to przez ciebie. Między innymi.

– Wcale nie kazałem ci wyjawiać wszystkich tajemnic twej rasy – wtrącił Aragorn.

– Nie? W takim razie ziele musiało stępić moją pomięć. – Ferin zaśmiał się pogodnie. – I na pewno nie wyjawiłem ci wszystkich. Życia by ci nie starczyło.

Jechali długo w milczeniu. Kilka pytań i odpowiedzi zawisło nad nimi, ale żaden nie kwapił się na otwarcie ust. Było pogodnie, słońce grzało przyjemnie a wiatr tańczył w trawie i między liśćmi.

Było aż za pogodnie.

Ferin patrzył w błękitne niebo obserwując ptaki. Bezbłędnie odczytywał ich subtelną, zagadkową mowę. I teraz coraz bardziej niepokoił go ich lot. Kiedy zbliżyli się do linii lasu rzucił władcom nieba ostatnie spojrzenie.

– Poluzuj miecz – powiedział cicho. – Czuję, że będzie ci potrzebny.

 

***

Pochłonęły ich drzewa, a wraz z nimi i promienie słońca. Poruszali się ostrożnie, jeden obok drugiego, gdy pozwalała na to ścieżka, uważnie obserwując otoczenie. Czuli coś złego unoszącego się w powietrzu. Gdyby mieli czas, ruszyliby przez łagodne pagórki omijając to ponure miejsce, ale nie dane im było tych kilka dodatkowych dni.

– Aragornie, musisz przeżyć – głos Fenrisa był napięty i nieco smutny. Każdemu słowu towarzyszył obłoczek pary. – Jesteś potomkiem Isildura, synem Arathorna, dziedzicem Gondoru. I wstyd przyznać, ale i lepszym wojownikiem. – Wyciągnął miecz. Ostrze zalśniło błękitem.

Nim Aragorn zdążył odpowiedzieć runęli na nich Czarni Jeźdźcy. Upiorny świst i szczęk stali uderzanej o stal wypełniły powietrze, wspomagane rżeniem koni.

Blokada, blokada, cięcie, blok.

Przenikliwy chłód zlał się nagle z żywym ogniem w lewym ramieniu Ferina. Elf zaklął ledwo utrzymując się na koniu. Rana tętniła bólem.

Cięcie. Blok, blok. Od dawna wiedział, że nie nadaje się na szermierza.

Mięśnie wyły z przemęczenia. Lód i ogień wlały się w jego bark. Padł na ziemię. Gdzieś w oddali usłyszał krzyk Aragorna, ale to nie miało już znaczenia. Unikając ciosu, który niechybnie skróciłby go o głowę, wyciągnął spod koszuli niewielką szklaną kuleczkę zawieszoną na łańcuszku, która zdawała się płonąć w środku.

– Obierzyświecie. – Używał tego imienia tylko w wyjątkowych sytuacjach. Takich jak ta. Kiedy było naprawdę źle. – Uciekaj. Uciekaj jak najszybciej możesz, głupcze, i dopilnuj by Pierścień zginął w ogniu Góry Przeznaczenia. Tak, ogień to niewątpliwie nasz druh.

Nie dał przyjacielowi szansy go powstrzymać. Z lekkim uśmiechem na pobladłej twarzy cisnął kuleczką o ziemię i Wieczny Ogień, jedna z tajemnic rasy elfów zajął tak jego strażnika, jak i czterech najbliższych napastników.

 

***

Aragorn patrzył na dogasające płomienie. Żal ściskał mu serce i gardło. A paskudne przeczucie, że to dopiero początek wcale nie poprawiało mu nastroju.

 

Koniec

Komentarze

Konkretny tekścik. Bardzo fajny styl, fabuła "w temacie", ciekawa, ale trochę znów się mogę uczepić. Aragorn zmierzał do Rivendell z Frodem, i bynajmniej siedząc w Bree nie wiedział o Wielkiej Naradzie. Zresztą, nawet gdyby po tym wypadku pojechał właśnie do Bree, to Nazgule nie odrodziłyby się tak szybko. Więc tak jakby ta historia nie ma prawa bytu w chronologii. Co jednak nie zmienia faktu, że jest całkiem interesująca ;). Na tle innych jak na razie zupełnie nieźle.

Pozdrawiam

LK

Wstyd się przyznać, ale nie czytałam książki, jadę tylko na znajomości filmu.

Stąd pewnie te, nazwijmy to, nieścisłości ;)

A mi nieścisłości nie przeszkadzają. I stwierdzam, że jak na razie wygrywasz ;)

„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790

Historia najciekawsza spośród dodanych (chociaż nie przeczytałem jeszcze dwóch), ale... no właśnie :/
Nie ma racji bytu, jak to ładnie określił Kovir.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

A, jeszcze wróciłem coś dodać :-)
Przecież w filmie Aragorn również na Naradę udawał się z hobbitami :p

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

A kto powiedział, że po drodze nie miałby zahaczyć o Bree (które mogło być po drodze) licząc, że może Gandalfa spotka? ;p

Wyruszył z Bree z hobbitami :D

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Dobre i sprawnie napisane, ale mam wrażenie, że za mało w tym "Władcy". Książkę naprawdę warto przeczytać :)

Ran, jestem w trakcie, na samym początku. Jakoś tak od roku ;)

Skorzystam z komentarza Ranferiel: sprawnie napisane, ale stanowczo mało w tym ducha Tolkiena. Szczególnie ten tekst: "pojadę już z tobą na tą Naradę, skoro się boisz o swój tyłek, ale przestań juz mówić jak jeden z Białej Rady", oraz "nie będę się trząsł jak osika". Nie przypominam tez sobie w oryginale szklanych kuleczek wybuchających ogniem. Co do chronologii, nie będę się czepiał; tłumaczenie autora mi wystarczy.
Jako opowiadanie akcji, samo w sobie nie jest złe. Tylko w odniesieniu do "Władcy" jakoś nie pasuje i nic nie wnosi. Dam 3.

Nie przypominam też sobie w oryginale szklanych kuleczek wybuchających ogniem. - no akurat to jest czepialstwo ;p Przeca to miały być wątki poboczne, coś, czego w oryginale nie było. Więc akurat kuleczki mają rację bytu i tyle ;)

Taaa, jestem czepialski. Jak coś mi się nie podoba, to o tym piszę. Jak się podoba, też piszę. Taka moja rola.
I lubię to :-) :-) :-)

Sprawnie warsztatowo napisany tekst, tylko ponownie mamy tu scenkę rodzajową. Nie dano nam nawet szansy lepiej poznać wprowadzonego bohatera, nie wiemy nic o jego motywach. Gdyby chociaż można było dowiedzieć się, dlaczego Ferin, tudzież Fenris, bo jego imię występuje tu w dwóch wersjach, ma taki dług względem Aragorna, że oddał za niego życie, tudzież odpalał mu tajemnice wojskowe elfów. Żeby chociaż Aragorn był ruskiem, a elf komunistą z międzynarodówki...

Moja nie lubieć takich tekstów.

i weź to zamieść w szorcie wszystko ;p
<joke mode on> A, jak rozumiem zwykłe tłumaczenie, że nie dług, a zwykła przyjaźń (bo można wywnioskować, że znają się nie od dziś) nie wystarczy? <joke mode off>

Szort może być zaskakująco pojemną formą. Dla przykładu, jeden z szortów Grzegorza Janusza publikowany w NF gdzieś na początku lat dziewięćdziesiątych, opisywał trzech podstarzałych facetów, chlejących wódę, grających w karciochy, palących przy tym jak smoki, i opowiadających zmyślone erotyczne historyjki. Nad ranem zasnęli. Niby nic nadzwyczajnego, ale wystarczyło na koniec nadmienić, że byli to Piotruś Pan, Krzyś, i Mały Książe, a już uzyskujemy szerokie pole do popisów interpretacyjnych ;)

Nowa Fantastyka