Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
– Jeden. Daj mi choć jeden powód, dla którego mam się na to zgodzić. – Głos był stanowczy a jego właściciel, smukły elf o czarnych włosach opadających swobodnie na plecy, taksował rozmówcę nieodgadnionym spojrzeniem niebieskich oczu.
– Wojna, zniszczenie, ból, śmierć. – Mężczyzna uniósł do góry kąciki ust. – Wystarczy za powód?
Elf prychnął.
– Ferin, dobrze wiesz, co się stanie jeśli Sauron odzyska Pierścień. Byłeś tam wtedy, walczyłeś u boku Elronda. Widziałeś jak giną twoi bracia. To się powtórzy jeśli…
– Na Panią Lasu, Aragornie – jęknął elf. – Dobrze już dobrze, pojadę z tobą na tą Wielką Naradę, skoro boisz się o swój tyłek, ale przestań mówić jak jeden z Białej Rady. – Zaczął zbierać swoje rzeczy. – I wiem, co będzie jeśli Pierścień wpadnie w niepowołane ręce. Czarnych Jeźdźców na przykład. Ale nie będę się trząsł jak osika, czy ukrywał pod ziemią jak krasnoludy. Ani martwił na zapas, jak ty – westchnął ciężko. – Wiesz, że mnie nie lubią w Rivendell. I to przez ciebie. Między innymi.
– Wcale nie kazałem ci wyjawiać wszystkich tajemnic twej rasy – wtrącił Aragorn.
– Nie? W takim razie ziele musiało stępić moją pomięć. – Ferin zaśmiał się pogodnie. – I na pewno nie wyjawiłem ci wszystkich. Życia by ci nie starczyło.
Jechali długo w milczeniu. Kilka pytań i odpowiedzi zawisło nad nimi, ale żaden nie kwapił się na otwarcie ust. Było pogodnie, słońce grzało przyjemnie a wiatr tańczył w trawie i między liśćmi.
Było aż za pogodnie.
Ferin patrzył w błękitne niebo obserwując ptaki. Bezbłędnie odczytywał ich subtelną, zagadkową mowę. I teraz coraz bardziej niepokoił go ich lot. Kiedy zbliżyli się do linii lasu rzucił władcom nieba ostatnie spojrzenie.
– Poluzuj miecz – powiedział cicho. – Czuję, że będzie ci potrzebny.
Pochłonęły ich drzewa, a wraz z nimi i promienie słońca. Poruszali się ostrożnie, jeden obok drugiego, gdy pozwalała na to ścieżka, uważnie obserwując otoczenie. Czuli coś złego unoszącego się w powietrzu. Gdyby mieli czas, ruszyliby przez łagodne pagórki omijając to ponure miejsce, ale nie dane im było tych kilka dodatkowych dni.
– Aragornie, musisz przeżyć – głos Fenrisa był napięty i nieco smutny. Każdemu słowu towarzyszył obłoczek pary. – Jesteś potomkiem Isildura, synem Arathorna, dziedzicem Gondoru. I wstyd przyznać, ale i lepszym wojownikiem. – Wyciągnął miecz. Ostrze zalśniło błękitem.
Nim Aragorn zdążył odpowiedzieć runęli na nich Czarni Jeźdźcy. Upiorny świst i szczęk stali uderzanej o stal wypełniły powietrze, wspomagane rżeniem koni.
Blokada, blokada, cięcie, blok.
Przenikliwy chłód zlał się nagle z żywym ogniem w lewym ramieniu Ferina. Elf zaklął ledwo utrzymując się na koniu. Rana tętniła bólem.
Cięcie. Blok, blok. Od dawna wiedział, że nie nadaje się na szermierza.
Mięśnie wyły z przemęczenia. Lód i ogień wlały się w jego bark. Padł na ziemię. Gdzieś w oddali usłyszał krzyk Aragorna, ale to nie miało już znaczenia. Unikając ciosu, który niechybnie skróciłby go o głowę, wyciągnął spod koszuli niewielką szklaną kuleczkę zawieszoną na łańcuszku, która zdawała się płonąć w środku.
– Obierzyświecie. – Używał tego imienia tylko w wyjątkowych sytuacjach. Takich jak ta. Kiedy było naprawdę źle. – Uciekaj. Uciekaj jak najszybciej możesz, głupcze, i dopilnuj by Pierścień zginął w ogniu Góry Przeznaczenia. Tak, ogień to niewątpliwie nasz druh.
Nie dał przyjacielowi szansy go powstrzymać. Z lekkim uśmiechem na pobladłej twarzy cisnął kuleczką o ziemię i Wieczny Ogień, jedna z tajemnic rasy elfów zajął tak jego strażnika, jak i czterech najbliższych napastników.
Aragorn patrzył na dogasające płomienie. Żal ściskał mu serce i gardło. A paskudne przeczucie, że to dopiero początek wcale nie poprawiało mu nastroju.
Konkretny tekścik. Bardzo fajny styl, fabuła "w temacie", ciekawa, ale trochę znów się mogę uczepić. Aragorn zmierzał do Rivendell z Frodem, i bynajmniej siedząc w Bree nie wiedział o Wielkiej Naradzie. Zresztą, nawet gdyby po tym wypadku pojechał właśnie do Bree, to Nazgule nie odrodziłyby się tak szybko. Więc tak jakby ta historia nie ma prawa bytu w chronologii. Co jednak nie zmienia faktu, że jest całkiem interesująca ;). Na tle innych jak na razie zupełnie nieźle.
Pozdrawiam
LK
Wstyd się przyznać, ale nie czytałam książki, jadę tylko na znajomości filmu.
Stąd pewnie te, nazwijmy to, nieścisłości ;)
A mi nieścisłości nie przeszkadzają. I stwierdzam, że jak na razie wygrywasz ;)
„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790
Historia najciekawsza spośród dodanych (chociaż nie przeczytałem jeszcze dwóch), ale... no właśnie :/
Nie ma racji bytu, jak to ładnie określił Kovir.
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
A, jeszcze wróciłem coś dodać :-)
Przecież w filmie Aragorn również na Naradę udawał się z hobbitami :p
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
A kto powiedział, że po drodze nie miałby zahaczyć o Bree (które mogło być po drodze) licząc, że może Gandalfa spotka? ;p
Wyruszył z Bree z hobbitami :D
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Dobre i sprawnie napisane, ale mam wrażenie, że za mało w tym "Władcy". Książkę naprawdę warto przeczytać :)
Ran, jestem w trakcie, na samym początku. Jakoś tak od roku ;)
Skorzystam z komentarza Ranferiel: sprawnie napisane, ale stanowczo mało w tym ducha Tolkiena. Szczególnie ten tekst: "pojadę już z tobą na tą Naradę, skoro się boisz o swój tyłek, ale przestań juz mówić jak jeden z Białej Rady", oraz "nie będę się trząsł jak osika". Nie przypominam tez sobie w oryginale szklanych kuleczek wybuchających ogniem. Co do chronologii, nie będę się czepiał; tłumaczenie autora mi wystarczy.
Jako opowiadanie akcji, samo w sobie nie jest złe. Tylko w odniesieniu do "Władcy" jakoś nie pasuje i nic nie wnosi. Dam 3.
Nie przypominam też sobie w oryginale szklanych kuleczek wybuchających ogniem. - no akurat to jest czepialstwo ;p Przeca to miały być wątki poboczne, coś, czego w oryginale nie było. Więc akurat kuleczki mają rację bytu i tyle ;)
Taaa, jestem czepialski. Jak coś mi się nie podoba, to o tym piszę. Jak się podoba, też piszę. Taka moja rola.
I lubię to :-) :-) :-)
Sprawnie warsztatowo napisany tekst, tylko ponownie mamy tu scenkę rodzajową. Nie dano nam nawet szansy lepiej poznać wprowadzonego bohatera, nie wiemy nic o jego motywach. Gdyby chociaż można było dowiedzieć się, dlaczego Ferin, tudzież Fenris, bo jego imię występuje tu w dwóch wersjach, ma taki dług względem Aragorna, że oddał za niego życie, tudzież odpalał mu tajemnice wojskowe elfów. Żeby chociaż Aragorn był ruskiem, a elf komunistą z międzynarodówki...
Moja nie lubieć takich tekstów.
i weź to zamieść w szorcie wszystko ;p
<joke mode on> A, jak rozumiem zwykłe tłumaczenie, że nie dług, a zwykła przyjaźń (bo można wywnioskować, że znają się nie od dziś) nie wystarczy? <joke mode off>
Szort może być zaskakująco pojemną formą. Dla przykładu, jeden z szortów Grzegorza Janusza publikowany w NF gdzieś na początku lat dziewięćdziesiątych, opisywał trzech podstarzałych facetów, chlejących wódę, grających w karciochy, palących przy tym jak smoki, i opowiadających zmyślone erotyczne historyjki. Nad ranem zasnęli. Niby nic nadzwyczajnego, ale wystarczyło na koniec nadmienić, że byli to Piotruś Pan, Krzyś, i Mały Książe, a już uzyskujemy szerokie pole do popisów interpretacyjnych ;)