- Opowiadanie: Dzzeju - Tajemniczy przyjaciel

Tajemniczy przyjaciel

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Tajemniczy przyjaciel

Tajemniczy przyjaciel

Kilka mocnych uderzeń o coś ciężkiego obudziło Pavolda. Powoli uniósł głowę nad poduszkę i zorientował się, że ktoś dobija się do gildii. Jednym susem wyskoczył z łóżka, przy okazji wziął świecę i podszedł do drzwi.

– Cholerka, chyba mam dziś dyżur. Proszę, żeby to tylko nie był Troiel.

Zaspany, ziewając otworzył drzwi i …

– Ile razy ci mówiłem! – uderzenie spadło na Pavolda niczym grom z jasnego nieba. W drzwiach stał Troiel. Lekko przygarbiona postać drobnego mężczyzny wprawiała w przerażenie nowicjusza assasynów.

– Jeszcze raz zaśniesz na dyżurze, to poczujesz się jak jeden z naszych klientów, których kiedyś będziesz obsługiwał.

Troiel mówił rzecz jasna o celach, jakie im zlecano. Każdy człowiek, elf czy krasnolud nie mógł wyjść cało ze spotkania z assasynem. To było jak randka ze śmiercią. Jeśli ktoś został umieszczony na listę celów zabójcy, wiedział,

że musi szybko pozałatwiać pilne sprawy.

– Najświętszy jest u siebie? – spytał.

– Oczywiście, chyba na ciebie czeka. Niepokoi się, że tak późno wróciliście – odpowiedział spokojniej Pavold.

***

Troiel wszedł schodami na piętro rezydencji. Gildia assasynów była największym i najpiękniejszym budynkiem w królestwie. Z jednej strony miało to wprawiać w podziw, z drugiej w przerażenie. Nikt bez powodu nie wchodził do tego pałacu. Został wybudowany jeszcze przed panowaniem królów. Nawet zanim powstał zakon Skyrim.

Zabójca kłaniał się starszym mistrzom i szybkim krokiem doszedł

do pokoju najświętszego. Spostrzegł, że jego pan stoi do niego tyłem, więc nie śmiał wchodzić do niego. Nikt nie mógł zachodzić najświętszego

od tyłu.

– Hmmm… czekałem na ciebie, synu – stary człowiek odwrócił się do Troiela. Mimo, iż z wyglądał strasznie, to sprawnością fizyczną przebiłby niektórych młodzieńców. Nikt nie znał sekretu długowieczności mistrza. On założył ten cech, a pochował połowę swoich rekrutów. Niektórzy mówili, że żyje już około dwustu pięćdziesięciu lat, a może i dłużej.

– Panie – assasyn podszedł do staruszka, ukłonił się i ucałował go w rękę – zdradzono nas o wielki. Tylko ja wróciłem.

Mistrz odwrócił się do okna i powiedział.

– Kto was zdradził?

– Przybyliśmy zabić sołtysa małej wsi w dzielnicy biedoty, lecz tam czekał

na nas niejaki Rewald. Pokonalibyśmy go, lecz przybył również jego

kompan – mag imieniem Cedrik. Szybko położyli czterech naszych. Mnie uderzył jakimś czarem. Później zostałem odesłany, abym oznajmił wam,

że zostaliśmy pokonani. Panie, oni nas znali…

– Dostąpiłeś wielkiego zaszczytu Troielu. Nawet nie wiesz jak wielkiego. Wałczyłeś z legendarnymi rycerzami zakonu Skyrim. Łowcami smoków, stróżami prawa.

– Ale mistrzu, myślałem, że ten zakon już nie istnieje… – zdziwił się Troiel.

– To byli jedni z ostatniej trójki zakonu. Ukrywają się udając królewskich doradców. Moi informatorzy donieśli mi, że ostatnio coś wzburzyło ich spokój. Podobno ich zaklęte monety znów wezwały do boju.

– Panie, pozwól mi pomścić moich braci. Powiedz, kto zlecił nam ten zamach.

– Synu – starzec położył rękę na ramieniu Troiela – wiem, że straciłeś kompanów. Dlatego pomogę ci . Nie zniosę zniewagi, jaką zadano cechowi assasynów. Zleceniodawcą była niejaka Elmira Pavu.

– Gdzie jej szukać? – zapytał zabójca.

– W mieście Brakedwill, dziesięć staj na południe od naszej gildii.

– Wyruszę o świcie – Troiel już miał odejść, gdy mistrz mu przerwał

– Nie! Wyruszysz natychmiast! Niech ta dziwka pozna kim jesteś, niech wie

z kim zdarła. Moi informatorzy powiedzieli mi, że jest teraz na balu u księcia Maxima. Pójdziesz do jej mieszkania i poczekasz tam na nią. A teraz już idź, czuję się zmęczony. Przynieś mi dowód, abym mógł spać spokojnie – starzec odwrócił się od Troiela i usiadł na krześle, wpatrując się w okno.

***

Kilka godzin później Troiel przemierzał już ulice miasta Brakedwill.

Podszedł do karczmy „ Złoty odyniec", gdzie umówił się z informatorem.

Po wejściu do sali, w której siedzieli klienci, assasyn wybrał stolik w rogu karczmy. Nie zdejmował kaptura. Jego biały strój od razu rzucał się w oczy. Płaszcz odbijał się wyraźnie od czerni karczmy. Metalowe bransolety na rękach, do których przymocowane miał mechanicznie wyciągane kolce zabrzęczały

o blat stołu. Skórzany, szeroki pas, do którego przymocowane były fiolki

z truciznami, oraz kołczan na sztylety na plecach zdradzały od razu jego profesję. Mimo to nikt nie pytał zabójcy co tu robi.

Troiel wyjął z pochwy piękny krótki sejmitar i położył go na blacie stołu. To był umówiony znak. Barman od razu dostrzegł oręż i podszedł do stolika. Położył na niej kartkę z napisanym małymi literami adresem i czym prędzej odszedł. Assasyn nic więcej nie potrzebował. Zerwał się z miejsca i wybiegł z karczmy bez słowa.

 

***

Do świtu pozostawało jeszcze kilka godzin. Zabójca wiedział, że bal niedługo się skończy, więc musiał się pośpieszyć. Wtem zobaczył wskazany wcześniej budynek. To był piękny dom arystokratki. Dwóch strażników strzegło drzwi.

-Kilku jest pewnie w środku – westchnął.

Pokoje dam są zwykle na piętrze i po drugiej stronie domu. To, podstawowe ustawienie obronne. Jeśli ktokolwiek chciałby włamać się do domu, musi przejść przez wszystkie pokoje, aż do ostatniej komnaty, tam schowane najczęściej są też różne kosztowności.

– Hmm… Więc moja klientka musi spać po drugiej stronie domu.

Coraz głośniejsze okrzyki pijaków przechodzących obok wyrwały zabójcę z głośnych rozmyślań.

– Oho, bal chyba się skończył, musze się pospieszyć.

Zabójca w mgnieniu oka przeszedł na drugą stronę budynku. Przyjrzał się dokładniej ścianie. Nigdzie nie widział niczego, co mogłoby mu pomóc wspiąć się do okna. Wtem, kiedy słońce lekko wynurzyło się zza horyzontu pojawiła się na ścianie belka z drewna. Była czarna, więc w ciemnościach nie mógł jej zobaczyć. Wspiął się na nią, lekko uchylił okno do pokoju i wszedł do środka. Było tam kompletnie ciemno. Zamknął okno za sobą i usiadł bezpiecznie

w fotelu. Czekał…

***

– Arnoldzie zostaw mnie proszę – kobieta odpychała swego wielbiciela, który wyraźnie miał na nią ochotę. Pewnie skorzystałaby z jego propozycji, gdyby

nie był kompletnie pijany.

– Sama dojdę do pokoju. Straże! – krzyknęła – Zabierzcie tego pana z mojego domu, jestem zmęczona i muszę odpocząć. Idę do swego pokoju, i proszę mi nie przeszkadzać aż do południa.

– Rozkaz moja pani – strażnik skłonił się lekko swej damie i szarpnął pijanym mężczyzną, po czym wyrzucił go za drzwi.

Elmira idąc po omacku na górę do swego pokoju, zrzucała z siebie niepotrzebne ubrania. Rozebrała się do tego stopnia, że do swojego pokoju doszła

w prześwitującej halce. Była lekko pijana, lecz świadoma wszystkich ruchów. Weszła do ciemnego pokoju. Podeszła do krawędzi łóżka i już miała się kłaść, kiedy poczuła na swej szyi czyjś oddech. Przerażona odwróciła się szybko, chciała krzyknąć, lecz z przerażenia nie mogła wydusić

z siebie nawet najcichszego dźwięku.

 

***

Kiedy kobieta odwracała się, Troiel szybko odskoczył od niej do stolika

ze świecą.

Kobieta za sobą nikogo nie zauważyła, lecz po chwili świeca na stoliku zapłonęła leniwie. Tam też nikogo nie było. Wtedy znów poczuła kogoś oddech na swojej szyi.

– Kim jesteś? – szepnęła przerażona.

– Powinnaś wiedzieć z kim balangujesz – Troiel odpowiedział bez żadnych emocji.

Wtedy kobieta odwróciła się i zobaczyła przed sobą assasyna. Świat przed nią zawirował i wtedy zemdlała.

Po kilku chwilach ocknęła się i zobaczyła, że leży w łóżku a przed nią w fotelu siedzi spokojnie zabójca i wpatruje się w nią.

– Swoją drogą, całkiem niezła z ciebie kobieta. Często się tak ubierasz?

Kobieta popatrzyła na siebie i zobaczyła, że halka prześwituje, pokazując jej piękne ciało.

– Czego chcesz? – zapytała niepewnie.

– Chcę wiedzieć, dlaczego nas wrobiłaś – odparł spokojnie Troiel.

– Nie wrobiłam was. Kazano mi zabić sołtysa, więc zleciłam to wam.

– Kto ci to zlecił? – Troiel wstał i podszedł do łóżka.

– Posłańcy od jakiegoś Cerbera, podobno ma wybuchnąć wojna. To oni mi kazali zabić sołtysa – upierała się Elmira.

– Dlaczego akurat tobie? Co wiesz o rycerzach Skyrim? – Troiel tracił chęci

na gadanie.

– Ja nic nie wiem. Powiedzieli, że nie może się wydać, że to on chce go zabić. Nic nie wiem – kobietę ogarnęło przerażenie.

– Zapłacisz za zdradę assasynów.

– Nie! Ja nic nie zrobiłam – kobieta wstała i rzuciła się Troielowi w ramiona. Przytuliła go u zaczęła całować. Troiel odwzajemnił pocałunek.

– Ja nic nie wiem – powiedziała.

– Wiem – stwierdził Troiel i w tym momencie kolec z bransolety wbił się kobiecie pod żebro.

***

Strażnicy usłyszeli krzyk.

– To z pokoju pani! Idziemy! – wbiegli po schodach na piętro domu. Zrobili takie zamieszanie, że obudzili resztę domowników.

 

***

Troiel usłyszał ruch na schodach. Trzymając ciało kobiety w ramionach, ułożył je na łóżku, jakby spała. Wyciągnął z jednej z kieszeni płaszcza dwa orle pióra. Jedno nasączył w jej krwi i schował z powrotem, a drugie położył obok martwej.

W tym momencie do pokoju wbiegli strażnicy.

– Stój! – krzyknęli, lecz zdążyli tylko zobaczyć jak człowiek w białym płaszczu wyskakuje z okna.

– Łapać go! Biegnijcie od frontu! – wykrzykiwał rozkazy bezradny komendant straży…

***

Zabójca zwinnie przetoczył się po skoku. Wybiegł z za rogu i uderzył niewidomego. Oboje przewrócili się. Troiel pomógł wstać biedakowi i już miał zrywać się do ucieczki, kiedy zwróciła jego uwagę twarz kaleki.

Była blada i pomarszczona. Białe oczy wlepiły się w niego, zupełnie jakby widziały. To bystre spojrzenie…

– Znamy się? – zapytał szybko assasyn.

Twarz niewidomego wykrzywiła się w dziwnym grymasie. Łzy z białych oczu poleciały niczym potok.

– Troiel? – zapytał niepewnie kaleka.

– Znasz mnie? – zapytał assasyn spoglądając w stronę domu arystokratki.

– Nie uciekniesz przed swym przeznaczeniem! Pamiętaj, jeśli znajdzie cię mag w zielonej szacie, to daj mu tę monetę. Powiedz, że znajdzie mnie w Wielkiej Puszczy. – niewidomy z wielkim trudem wymawiał każde słowo.

Troiel szybko wstał i puścił biedaka.

– Ty jesteś szalony! – wykrzyknął.

Kątem oka zauważył wybiegających z domu strażników.

– Stój! – krzyknął jeden i pobiegli w jego stronę.

Mimo woli zabójca schował monetę i zaczął biec. Były to godziny poranne, więc w centrum miasta zbierali się ludzie. Assasyn wykorzystał nadarzającą się sytuację i wmieszał się w tłum. Po kilku sekundach strażnicy nie mogli powiedzieć, w którą stronę pobiegł. Zniknął…

 

***

Mimo, iż zabójca zgubił już dawno pościg, to biegł dalej. Nagle zorientował się, że coś uraża go w kieszeni. Zatrzymał się i wyciągnął monetę. Starego królewskiego denara. Nie przejmując się zbytnio podrzucił monetą i schował ją z powrotem do kieszeni. Zaczął biec dalej. Nie wiedział, że właśnie ta moneta, odmieni losy królestwa…

 

 

 

 

 

 

Autor

Dzzeju

Koniec

Komentarze

Przepraszam! Nie wiem, jak to się skopiowało, że nie zaznaczyło myślników normalnie :/ Można to jakoś edytować?

Sorki za spam! Ale dopiero ogarniam to forum, wkleiłem to jako zwykły tekst, funkcja "przekopiój z Worda" kompletnie go pomieszała. Tak jest chyba dobrze.

Pomijając całą resztę, czemu assasyn ubiera się w taki strój, że z kilometra można krzyknąć "o, zabójca, ciekawe na kogo ma teraz zlecenie, może na mnie?"? Ogólnie nie przekonuje mnie wizja Altaira i jego następców (bo to chyba na nim się wzorowałeś?).

Troiel wyjął z pochwy piękny krótki sejmitar i położył go na blacie stołu. To był umówiony znak. Barman od razu dostrzegł oręż i podszedł do stolika. Położył na niej kartkę z napisanym małymi literami adresem i czym prędzej odszedł.
Wspaniały sposób na sekretne przekazywanie informacji.
(...) halka prześwituje, pokazując jej piękne ciało.
To nie tak się formułuje...
-------------
Chyba nie mylę się, myśląc, że to początek "epopei". Jeżeli proporcja przeróżnych błędów do długości tekstu pozostanie taka sama, marnie to widzę. Przykre, ale cóż...

Jeśli chodzi o błędy, musze się przyznać, że piszę od niedawna. Nie mam nikogo kto pokarze mi co robię źle. Przez to nie mogę się rozwijać, tylko stoję w miejscu :/

W którymś fragmencie jest za dużo słowa ,,wtedy'' - występuje aż trzy razy, w tym dwa w jednym zdaniu.
W innym miejscu z kolei za często używasz słowa ,,wtem''. Czasem warto sięgnąc po synonimy ;)

Ogólnie to opowiadanie wyglada jakby było pisane w pośpiechu. Po za tym akcja dzieje się nieco zbyt szybko i jest za mało bogata w szczegóły.

   Możesz się rozwijać. Jak inni.
   Masz tutaj cztery tysiące tekstów, pod co czwartym znajdziesz przeróżne wyimki, pokazujące błędy autorów --- poszperaj, pokopiuj, przeanalizuj bez pospiechu.
   Sięgnij po książki, te dobrze i ładnym językiem pisane. Po "naczytaniu się" w pamięci pozostają swoiste wzory, matryce --- nawet nie uświadamiając sobie ich istnienia ani wzorowania się na nich, podczas pisania posłużysz się nimi.
   Słowniki też są potrzebne. Masz Internet, masz dostęp do poradni językowej PWN, a tam są też darmowe słowniki...
  --------------
Półżartem dodam, że nawet Harlequiny ze trzy warto przeczytać. Dowiesz się z nich, że prześwitujące halki nie pokazują ciała --- to się inaczej nazywa, innymi słowami się to wyraża...
Nie załamuj się. Nikt nie rodzi się żoł --- pardon, pisarzem. Tego trzeba się naumieć. Nie nauczyć, jak wiersza na pamięć, ale nabyć umiejętności wyrażania myśli, opisywania (albo sprytnego omijania tego, czego napisać się jeszcze nie potrafi).

Z najnowszego TES'a korzystałeś bo jestem na początku i te nazwy cały czas uderzają. Jeśli tak to napisz, że to fanfic bo tak to nie specjalnie ładnie wygląda.

Skończyłem i muszę się poprawić za przeproszeniem zrzynasz z Assasyna i TES'a V.
Zdania źle brzmią, nie są dynamiczne tam gdzie powinnny. To tyle ode mnie
Pozdrawiam

Z Tesa nie kożystam, bo sam w niego nie grałem. Wykożystana jest tylko nazwa zakonu jako robocza. Z assasina wziąłem tylko ubiór zabójców. 

Wiesz nazwa zokonu: "Rycerze Sykrim" jest moim zdaniem zbyt zaporzyczona, nazwa sama w sobie jest częścią świata i sprawia wrażenie, że w nim akcja się dzieje.

Dla mnie kaszana. Treść standardowa: gildia zabójców, starodawny zakon, spotkanie w karczmie, zdrada, tajemna przesyłka. Pojechałeś szablonem. Warszatat taki sobie. Parę literówek, ale to nic takiego.
Logicznie- jaki morderca ubierałby się, tym bardziej idąc "na robotę", tak żeby go całe miasto rozpoznało? W dodatku biały płaszcz w nocy- super kamuflujące ubranie, naprawdę. Już widzę, jak na koniec opowiadania wmiesza się w tłum, gdy jego wdzianko krzyczy "mój właściciel jest płatnym mordercą". Naprawdę, nikt go nie zauważy i nie będzie wiedział w którym kierunku ucieka. Nikt też nie będzie wiedział, że karczmarz jest w zmowie. Za nic, nie dojdą po śladach.
Oceniam na 3.

Nowa Fantastyka