- Opowiadanie: Snow - Kontinuum

Kontinuum

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Kontinuum

Rząd jarzeniówek oświetlał sterylnie czysty korytarz. Monotonną biel ścian zakłócały jedynie zielone strzałki wskazujące drogę ewakuacyjną i gaśnice ukryte we wnękach co kilkanaście metrów. Gumowe podeszwy butów Wonga lekko skrzypiały w zetknięciu z linoleum pokrywającym podłogę. Strasznie się pocił w uniformie, który kazali mu założyć. Ale cóż poradzić. Tam, gdzie się wybierał, obowiązywały właśnie takie stroje. A jego celem były chwalebne lata początków Chińskiej Republiki Ludowej.

Pięć lat temu Anton Panow opublikował swoją pracę o nechelach, dziwnie zachowujących się cząsteczkach, przez przypadek odkrytych w CERN-ie. Za pośrednictwem pseudonaukowych periodyków, do opinii publicznej dotarło jedno: podróże w czasie są możliwe. Wszyscy myśleli, że to przełomowe wydarzenie odbędzie się właśnie tam, w Genewie. Zresztą nie bezpodstawnie. Ilość pieniędzy, która spłynęła na te badanie mogłaby uratować budżet niejednego państwa. No cóż, jak zwykle nie doceniono Chińczyków i ich inżynierów.

Wong nie był fizykiem i szczerze powiedziawszy nie interesowały go szczegóły techniczne. Gdy już został wybrany próbował się zorientować, ale te wszystkie naukowe terminy tylko przyprawiały go o ból głowy. Najważniejsze, że działało. A dlaczego właśnie on spośród milionów Chińczyków? Proste – był wnukiem Mao Zedonga. Kto miałby się lepiej dogadać niż rodzina?

Zadanie nie należało do najłatwiejszych. Miał przekonać Mao, że przybył z przyszłości i przekazać mu niemałą książeczkę – opis skutków decyzji, które wódz miał dopiero podjąć. Zwłaszcza tych mniej udanych. Oraz kilka faktów, wynalazków i innych drobiazgów mających zapewnić Chinom pozycję światowego lidera już w dwudziestym wieku. Plan idealny. Jednakże, władze jednego nie przewidziały. Wong z całego serca nienawidził swojego dziadka.

 

***

 

Przecisnął się przez wąski właz kapsuły, która miała go zabrać w przeszłość. Była nieduża. W zasadzie fotel i mała skrzyneczka z rzeczami, które miał przekazać wodzowi szczelnie wypełniały ten metaliczny sześcian. Usadowił się wygodnie – o ile w ogóle jest to możliwe w czymś takim – i zamknął oczy. Machinalnie, po raz niewiadomo już który, sprawdził czy zza paska nie wysunęło się malutkie ostrze.

– W dupie z kontinuum – mruknął pod nosem i uśmiechnął się samymi kącikami ust. To się Mao zdziwi.

Usłyszał, że na zewnątrz rozpoczęło się odliczanie. Trzy, dwa, jeden… poczuł lekkie szarpnięcie. I nic więcej. Powiedziano mu, że właśnie tak to będzie wyglądać, ale mimo wszystko spodziewał się czegoś innego. Czegoś bardziej, hmm… fantastycznego.

 

***

 

Stał przed nim, tym starym skurwielem, który podrzucił matkę Wonga jakimś wieśniakom. Ten sam pętak, przez którego w przyszłości (a raczej przeszłości, poprawił się w myślach) zginą miliony ludzi. Dureń każący przetapiać klamki. Stał tam z twarzą niewyrażającą żadnych emocji.

Wong podszedł spokojnie. Ukłonił się. Gdy jego głowa była wciąż pochylona, błyskawicznie wyszarpnął zza paska ostrze. Zaciskając je silnie między kciukiem i palcem wskazującym, zamachnął się celując w drgające gardło Mao. Gdy ostrze było już o milimetry od pokrytej plamami wątrobowymi skóry, Wonga oślepił błysk. Poczuł jak upada.

 

***

 

Gdy się ocknął, ręce miał skrępowane za sobą. Mocne białe światło padało prosto na jego twarz. Dojrzał jedynie dwie zamazane sylwetki.

– Witaj Wong. – powiedział ten z lewej, był zachrypnięty, co w połączeniu z dość wysoką barwą głosu dawało komiczny efekt.

– Chyba musimy sobie wyjaśnić parę rzeczy – dodał ten drugi z uderzająco kontrastującym basem, którego nie powstydziłby się dzwon w największej z katedr.

– Widzisz, Wong. To jest Pan Czas. – wskazał ręką na swojego towarzysza. Wong dalej nie był w stanie dojrzeć twarzy, a nawet tego, jak są ubrani.

– A to Pan Przestrzeń. – wskazał Pan Czas lustrzanym gestem.

– Jesteśmy partnerami.

– Dokładnie. Razem stanowimy duet.

– A w niektórych kręgach mówią na nas Panowie Kontinuum.

– Pilnujemy, żeby rzeczy były takie, a nie inne.

– I żeby nikt niczego nie zakłócał.

– A już w szczególności, żeby nie miał nas w dupie.

Wong tylko mrugał osłupiały, gdy zalewał go potok słów. To jakiś pierdolony żart?

– I co my teraz mamy z tobą zrobić, Wong? – powiedział Pan Czas.

– To co zwykle robimy w takich przypadkach, to co zwykle. – odpowiedział za Wonga Pan Przestrzeń. Chińczyk nie zobaczył tego, ale czuł, że duet się uśmiecha. I to szeroko.

Zbliżyli się. Pan Czas przyłożył lewą rękę do głowy Wonga. Pan Przestrzeń przyłożył prawą.

– No to na trzy – powiedzieli jednocześnie.

– Raz, dwa i trzy! – Na radośnie brzmiące „trzy" szarpnęli głową Wonga. Głuche pęknięcie było ostatnią rzeczą, jaką usłyszał.

Koniec

Komentarze

Ja bym powiedziała, że to jest tekst na poziomie zero: nie ma w nim ani nic dobrego, ani złego. Napisany, przeczytany i koniec. Ani nie mogę nic zarzucić, ani niczego pochwalić... Prawdopodobnie za trzy minuty zapomnę o jego istnieniu.

www.portal.herbatkauheleny.pl

- Jesteśmy partnerami.
- Dokładnie. Razem stanowimy duet.
To przykład prawicowej poprawności politycznej:D

Tekst jest pisany w sposób świeny. Wszystko tu jest świente: sposób przeprowadzania fabuły, opisy, podejście do postaci. Operujesz bardzo barwnym językiem, zdania brzmą dobrze, meldyjnie. Na serio, dawno nie czytałem tak ładnie brzmiących zdań. Może to też powodowane jest tym, że moje ostatnie lektury mają mało walorów estetyczno-literackich, a więcej merytorycznych:D. Mniejsza. Od strony technicznej jest bardzo ok, moim zdaniem. 

Ale co to jest, do jasnej cholery? I o czym? Nie ma już nic banalniejszego, nic prostszego od tego, że koleś cofa się w czasie, zabija kogoś, a potem sam ginie z ręki Czasu/oprawców/tych, którzy go wysłali. Ten tekst jest kompletnie o niczym, ale ma potencjał- rozwiń go w warstwie historii, opisu, postaci. Rowiń wątek emocjonalny, na którym zasadziłeś fabułę, a który wspomniałeś w 1-2 zdaniach... Uzasadnij jakoś koniec i nie rzucaj nim w twarz Czytelnikowi, jak obumarłym łożyskiem! 

Zeźliłeś mnie Snow, bo spodziewałem się czegoś innego i mogło być tak pięknie, a jest ,,taka piękna katastrofa". Popraw ten, nietyle tekst, co pomysł na tekst i nadaj mu ludzkie kształty. 
 

Witaj!

I cóż ja mam napisać? Tak jak rzecze Suzuki M. tekst jest poprawny i nic więcej. W dodatku nie wierzę, że to efekt jakiegoś dłuższego myślenia nad fabułą. Bardziej przypomina pomysł zrealizowany przez utalentowanego literata w przerwie między kawą, a ciastkiem. Fabularna płytkość niestety poraża i skłania ku takim właśnie wnioskom. Od strony technicznej natomiast nie można się do niczego przyczepić.

Pozdrawiam
Naviedzony

Bardzo ciekawy " wyjściowy" pomysł. A dalej? Całkowity brak pomyslu na to, jak go kontynuować i jak zakończyć fabulę. Szkoda. To mógłby być bardzo ciekawy tekst, ale, niestety, nie jest.

W CERN-ie.
Lepiej i ciekawiej byłoby, gdyby Wong zastąpił dziadka...

Całkowity brak pomyslu na to, jak go kontynuować i jak zakończyć fabulę.

 

 

Otóż muszę Cię roczarować, bo ten szort wyszedł z zakończenia właśnie, do którego dobrany został odpowiedni początek ;)

 

Cóż mogę powiedzieć? Poziom zero jest zawsze lepszy niż ujemny, a pochwał o melodyjności języka zawsze przyjemnie się słucha. :)

 

Adam, szczerze? Nie wpadłem na to. ^^

 

Pozdrawiam serdecznie (zachwycony komentarzami, bywało gorzej ;) ),

Snow

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

No brakowałoby, żebym w maliny wpuszczał. >joke mode on< Podpadłeś. >joke mode off<

Ja, Vox Arctur, z woli ludu Komisarz Nadzwyczajny z ramienia Ministerstwa do Spraw Poprawności Ideologicznej,
w imieniu całej postępowej ludzkości muszę zgłosić stanowczy sprzeciw przeciwko uczynienia Wielkiego Towarzysza Mao Zedonga bohaterem równie niedopracowanego i fabularnie prymitywnego opowiadania.

W ciągu następnych godzin dwudziestu i czterech pozwolę sobie przesłać autorowi - literatowi odpowiedni dokument, w którym wypunktowane zostaną największe błędy i uchybienia ideologiczne oraz sugerowane sposoby ich naprawienia.
W dokumencie zawrę także najdogodniejszą dla Ministerstwa datę przesłuchania, na które autor - literat stawi się niezwłocznie w celu otrzymania napomnienia jak i skierowania na konieczny kurs reedukacyjny.

Dziękuję i pozdrawiam, Arctur Vox, ja jestem komisarz.

Niby było, ale... wszystko już było:) zobaczymy co będzie... niezły nawet. Panowie Kontinuum heh:)

Może i opowiadanie o niczym, ale pan Czas i pan Przestrzeń- panowie Kontinuum- pomysł z potencjałem.
Tylko ta śmierć; już kilka razy natknąłem się na mordowanie bohatera przez kogoś nadprzyrodzonego właśnie przez skręcenie karku. Acha, ostatnim razem było to w "Poranione dusze I": diabeł zabił dziewczynę. Wymyślcie coś nowego please.

Czyściusieńki paradoks dziadka. Zgodzę się z przedpiścami, że to starawy temat.

Babska logika rządzi!

Żadnych wrażeń. No, może poza zdziwieniem, że kilka lat temu czytający nie zauważali błędów. :-(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka