- Opowiadanie: Tullia - Arkh (szort)

Arkh (szort)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Arkh (szort)

Otworzył lodówkę. Arkh był tam. Czekał. Jak zawsze. W jego szklanych oczach tańczyły niebieskie ogniki. Chudy, lodowy palec skinął, aby ruszył za nim. Adam przecisnął się między wąskimi półkami, odsuwając na bok starą margarynę i keczup. Spojrzał na rękaw. Znowu zapaskudził sobie koszulę niedojedzonym batonikiem dzieciaków. Trzeba będzie upomnieć je, żeby nie rozrzucały wszystkiego gdzie popadnie. Po chwili był już w tunelu. Czołgał się za smukłą postacią. Zrobiło się zimno, obłoczki pary wydobywały się z jego ust z każdym oddechem. Tunel był długi. Wiedział o tym doskonale. Sam go wykopał. Zaczął kilka miesięcy temu, kiedy pojawił się Lodowy Człowiek. Arkh. Powiedział, że zdąży, jeśli się pośpieszy. Że są tam inni. Że jest nadzieja. Udało się jakiś tydzień temu. Kraina Lodowych Ludzi – Grenoria, była zimna i surowa. Ale bezpieczna. Od tygodnia przygotowywał wszystko starannie. Wiedział, że ma mało czasu. Władze zapewniały, że wszystko jest w porządku, ale on wiedział. Co noc budziły go koszmary, w których on, Monika i dzieci duszą się jak ryby wyrzucone na brzeg.

*

 

– Kto zjadł znowu cały krem czekoladowy? – Monika z poirytowaniem spoglądała na dzieci.

 

– To pewnie ona! – zawołał chłopiec. – Zawsze wszystko wyjada!

 

– Chyba ty! – obruszyła się dziewczynka, dwa czarne warkocze zakołysały się niespokojnie, kiedy uniosła głowę.

 

– Nie baw się oxynometrem – skarciła ją matka.

 

– Chyba się zepsuł – zauważyła dziewczynka. – Pomiary od tygodnia wskazują bardzo niskie stężenie tlenu.

 

– To ogólnostrefowa awaria. Mówili w telelotni. Już naprawiają. Będzie nowe oprogramowanie – odrzekł chłopiec i wrócił do zakładania kombinezonu ochronnego.

 

– Gotowy? – zapytał Adam.

 

– Tak tato.

 

Ruszyli w stronę wyjścia. Podajniki czytników wysunęły się i pochłonęły identyfikatory. Po chwili wypluły je ze zgrzytem. Metalowe drzwi otworzyły się z mechanicznym buczeniem.Było ciemno. Jak zawsze za dnia. Miasto ożywało dopiero w nocy, kiedy na kilka godzin zapalały się światła reflektorów, latarni i neonów. W dzień szary dym i pył nadawał wszystkiemu barwę ciemnego, brudnego popiołu. Adam zacisnął mocniej paski kombinezonu ochronnego. Wychodzili co kilka dni, żeby uzupełnić zapasy jedzenia. Spojrzał na chłopca, który biegł przed nim niezgrabnie w swoim kombinezonie. Jego kroki zostawiały głębokie ślady w suchym, szarym piasku. W oddali wznosiła się wieża Instytutu Żywnościowego. Zakaszlał pod przezroczystą maską i włączył emitator tlenu na wyższe obroty. Poszukał wzrokiem syna. Zatrzymał się, jak zawsze przy małym, rachitycznym drzewku. Stał i przypatrywał się roślinie jak zaczarowany. Adam dołączył do niego i delikatnie dotknął drobnych listków. Wydawało mu się, że drzewo cofa się niechętnie.

 

Położył rękę na ramieniu syna i ruszyli w stronę Instytutu.

 

*

 

– Kto znowu zjadł ten cholerny krem?

 

– Mówię, że ona mamo!

 

– Chyba ty! Sam go pewnie zeżarłeś!

 

*

 

Adam nie wiedział dlaczego Arkh tak bardzo go lubi. Ilekroć przychodził, jego lodowe palce zagłębiały się w plastikowym kubku, jak łapa niedźwiedzia w słoiku z miodem. Pochłaniał wszystko do czysta, a bladoniebieskie, oszronione usta rozciągały się w grymasie zadowolenia. Krem czekoladowy. Brakowało podstawowych artykułów żywnościowych, nawet ich skondensowane substytuty były rzadsze. Ale nie tej brązowej mazi do złudzenia przypominającej prawdziwą czekoladę. Dlaczego? Nie miał pojęcia.

 

Spojrzał na oxynometr. Telelotnie przekazywały, że to tylko awaria, ale on wiedział. Mimo to był spokojny. Miał przecież lodówkę. I przejście. Będą bezpieczni.

 

*

 

Monika spojrzała na męża. Siedział nieruchomo, wpatrując się tępo w podłogę. Leki nie zawsze pomagały.Wiele by dała, żeby wiedzieć o czym teraz myśli. Wyglądał jakby jego dusza znajdowała się w zupełnie innym świecie niż ciało. Spojrzała na potężny zbiór książek fantastycznych. Kiedyś tak bardzo lubił je czytać. Teraz rzadko kiedy wracała mu świadomość na tyle, aby mógł to robić. Zaprowadziła męża do łóżka, ułożyła się obok i zgasiła światło. Szybko zasnęła.

 

W kuchni, z zostawionej na ogniu patelni, zaczął wydobywać się dym, a potem buchnął płomień zajmując firanki. Po chwili wszystko zaczęła pochłaniać gorąca żółć i dusząca szarość.

 

Adam leżał wpatrując się pustymi oczami w sufit. Lodówka buczała cicho.

Koniec

Komentarze

Wizja przyszłości: zła, przed którą nie można uciec i ten Arkh. Wizja przyszłości w pigułce. Brawo! Takie opowiadanie zostaje w pamięci chociaż na chwilę i daje do myślenia.

Interesujący pomysł, przeczytałem z ciekawością. Gdzieś mi tam mignęło po drodze jakieś powtórzenie i brak spacji, ale nie przeszkadzało to w lekturze. Pozdrawiam

Mastiff

Emiter, nie emitator.

Sama fabuła to typowy przykład ciekawej perełki zmarnowanej przez lenistwo autora.

Intrygujące i możliwe do odczytania na różne sposoby. Parę błędów mignęło mi po drodze, ale nie psuły przyjemności z lektury. Chętnie zajrzę do innych Twoich tekstów, bo tym dowodzisz, że potrafisz pisać.

Mnie nie porwało, po córce Cycerona spodziewam się więcej. Fabuła rzeczywiście nieco urwana, gdy zaczęło robić się ciekawie, i chciałoby się dowiedzieć czegoś więcej o czekoladowym podjadku z lodówki, i świecie przedstawionym, historyjka się urywa, niczym listek srajtaśmy. Pomysł dobry na szerszą formę, nie szorcik.

Pomimo że najpierw w głowie włączyła mi się lodówkowa scena z "Łowców duchów", a potem któryś z teledysków Sigur Ros, to jednak czytało się fajnie, z niepokojem i zainteresowaniem. Ale ostatecznie muszę się zgodzić z Arcturem i Krisbaumem. Tak ładnie żarło, a zdechło...

www.portal.herbatkauheleny.pl

Ja tego nie kapuję. Ale klimat miało fajny i za to duży plus.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Witaj!

Muszę przyznać, że lubię postapokaliptyki. To, mimo że krótkie i niedopieszczone natchnęło mnie swoim klimatem. Po skończeniu nowego tekściku może coś machnę w takiej atmosferze.

Pozdrawiam
Naviedzony

Szkoda, że tak krótko. 
Pomysł warty porządnego rozpisania, a tak wyszło byle co, o czym każdy do jutra zapomni.

Autor niech pokona lenistwo i weźmie się do roboty, bo aż szkoda patrzeć jak ciekawy pomysł ginie w odmętach "szortów". 

Dzięki za komentarze. I tym, którym się podobało i tym, którym niekoniecznie :P
Co prawda jestem dość leniwa (niektórzy mnie przejrzeli, mam to wypisane na czole? :P), ale jeśli chodzi o ten tekst, to od początku miałam go w głowie jako coś krótkiego. Wiec, to że jest w takiej formie, nie wynikło z mojego lenistwa (próbuję też pisać dłuższe rzeczy). Chciałam żeby tekst był dość dwuznaczny, trochę absurdalny i nie wszystko było do końca wytłumaczone, a sam Arkh był czymś symbolicznym lub wręcz odwrotnie, zależnie od interpretacji. Jak widać nie każdemu taka oszczędna forma przypadła do gustu i jestem w stanie to zrozumieć. Bywa.
"Mnie nie porwało, po córce Cycerona spodziewam się więcej."
Gdzie mi tam do ojczulka... ;P

Pozdrawiam wszystkich.

Nowa Fantastyka