- Opowiadanie: matuszewski - Jak ustalić winnego

Jak ustalić winnego

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Jak ustalić winnego

Jak ustalić winnego

Na podwórku rozległ się wielki płacz, wybuchła afera. Mała Kasia, sympatyczna czterolatka z bloku 4B została przewieziona do szpitala z licznymi obrażeniami czaszki i kręgosłupa. Po osiedlu poszła plotka, że dziecko może już nigdy nie odzyskać sprawności. Co dzień miejsce wypadku straszyło krwią wsiąkniętą w piasek, dzieci nie chciały już wychodzić na dwór. Trzeba było coś zrobić.

 

Powstała rada osiedlowa, która miała za zadanie zapobiec podobnym wypadkom w przyszłości, nikt nie chciał aby los Kasi stał się udziałem kolejnego dziecka. Wszyscy natomiast wiedzą, że proces zapobiegania w większej mierze polega na ustaleniu winnych.

 

Na walnym zgromadzeniu każdy zatroskany obywatel miał okazję przedstawić swój punkt widzenia, rzucić światło na nikomu nieznane fakty, tym samym poszerzając pole percepcji społeczności. Godzina osiemnasta, wtorek, suszarnia – zebrali się wszyscy mieszkańcy, jedni kierowani przemożną chęcią usłyszenia najnowszych plotek, inni chcąc oświecić tłum.

 

– Kto jest winny? – padło pytanie ze strony komisji

 

Podniósł się las rąk. Kolejno wywołując obywateli do odpowiedzi komisja ustaliła wiele faktów. Wpierw zasugerowano, że winnym był kolega Kasi, siedmioletni Adaś. Adaś słysząc oskarżenie skierowane w swoim kierunku popłakał się ze wstydu, co tylko rozjuszyło przemawiającego mężczyznę. Dozorca osiedla przemawiał z pasją, zapluwając przy tym dwa rzędy ludzi przed sobą.

 

Adaś był winny, ponieważ została mu powierzona pewna funkcja – jako osoba starsza miał obowiązek wywiązać się z opieki nad Kasią. Więcej nawet, obiecał jej rodzicom, że wszystko będzie dobrze. Że będą unikać nieodpowiedzialnych zachowań. Dziecko natomiast niemal od razu wpuściło podopieczną na huśtawkę, skutkiem czego doszło do tragedii.

 

– Bzdura – rzucił wujek Adasia – Pozwólcie, że wam wyjaśnię, bo wiem co się zdarzyło!

 

Adaś jest dzieckiem odpowiedzialnym, a całą winę za zdarzenie ponosi poszkodowana. Kiedy opiekun nie chciał przystać na zabawy przy huśtawce, musiała odstawić swój teatr. Kasia była dzieckiem rozwydrzonym, zawsze skłonnym dopiąć swego. Każdy mieszkaniec osiedla znał jej metody działania. Każdy widział fałszywe łzy w sklepie spożywczym, kiedy rodzice nie chcieli kupić jej lizaka.

 

Kasia, widząc nieugiętą postawę swego opiekuna, postanowiła zastosować fortel, typową kobiecą zagrywkę. Zaczęła udawać rozpacz, zaniosła się spazmami, zaczęła dusić, aż chłopiec uległ jej błaganiom. Wina jest tylko i wyłącznie po jej stronie!

 

– Ależ to głupota – rzucił jedyny w gronie nauczyciel – Przecież winni są rodzice.

 

To rodzice rozpieścili Kasię, to oni nauczyli ją tych wszystkich terrorystycznych sztuczek. To oni – co każdy mieszkaniec mógł zauważyć na przykładzie spożywczego – ulegali dziecku kupując jej to co chciała. Gdyby nie rodzice Kasia miała szansę być dobrym, grzecznym dzieckiem.

 

– To prawda – rzucił ktoś z tłumu

 

To wszystko prawda. W dodatku powierzyli oni opiekę nad swoim dzieckiem siedmiolatkowi, który – choćby był najbardziej odpowiedzialnym dzieckiem na świecie – nie posiadał odpowiedniego doświadczenia.

 

– Skoro już o rodzicach – wrzasnął ktoś inny

 

To może wspomnijmy o ludziach, którzy pozwolili swojemu dziecku na opiekowanie się Kasią. Adaś sam jest dzieckiem, sam wymaga opieki. Gdyby jego rodzice nie zgodzili się na taką propozycję, Kasia wciąż miałaby wszystkie zęby.

 

– Toż to głupota – odpowiedział rozjuszony ojciec Adasia

 

Wina leży po stronie Kowalskiego, to on wymyślił sobie imprezę, na którą nie można brać dzieci. To przez niego musieliśmy uciec się do ostatecznego rozwiązania i zostawić dzieci samym sobie. Gdybyśmy mieli więcej czasu, moglibyśmy zatrudnić opiekunkę.

 

– Ależ panie Jarczak – warknął Kowalski

 

To nie moja wina, a organizatora. Zbyt późno poinformował mnie o zmianie planów, ja już panu tłumaczyłem, że ta impreza z początku miała wspierać rodziny z dziećmi, jednak doszło do zmiany lokalu…

 

– Drodzy ludzie – rzekł nagle emerytowany profesor

 

Mam wrażenie, że w tym wszystkim wam ucieka sedno sprawy. Nie ma co błądzić za daleko w przypuszczeniach, winnych trzeba szukać na miejscu. I winnym jest, przepraszam za słownictwo, pan cieć, który tak krzyczał na początku.

 

– Wypraszam sobie! – wrzasnął dozorca

 

– Panie Juszczak, ja teraz mówię!

 

To do pana należy opieka nad placem zabaw, to pan nie dopilnował, żeby wszystko było należycie przygotowane. Powie mi pan, co pod huśtawką robił kamień, o który Kasia rozbiła sobie głowę? Przypominam, że zwracano panu uwagę, wielokrotnie, rzekłbym.

 

– Panie, co ja mogę, jak ten kamień waży ze sto kilo?! – ryknął rozeźlony dozorca

 

Poza tym, skoro już o huśtawce mowa, to nic by się nie stało, gdyby łańcuchy nie puściły! Przepraszam najmocniej, ale Kasia lekka nie jest. To dziecko spasione, winni są oczywiście rodzice i producenci czekolady.

 

– A ja myślę – dodał robotnik – Że to wina rady osiedla.

 

Kto za przeproszeniem ogłosił przetarg? Kto wybrał taka niesolidną firmę? Ciężar Kasi nie ma tu nic do rzeczy drodzy państwo, łańcuch nie powinien się zerwać. Ale był przerdzewiały, te trutnie, które zakładały huśtawkę spartoliły robotę. Pewnie kradli materiały, ja tam nie wiem, ale łańcuch nie powinien puścić. Gdyby był dobrze założony, to nic by się nie stało!

 

– Bzdura! – krzyknął ktoś z tylnich rzędów

 

– Bzdura! – odhuknęła sala

 

Atmosfera robiła się coraz bardziej napięta,

oskarżenia latały na wszystkie strony. W suszarni nie siedziała nawet jedna osoba, która uniknęłaby posądzenia o winę. Pietrasiński widział, że dzieci bawią się same. Córka kobiety spod siódemki była źle wychowana, bo nie doniosła swojej matce o tym, że dzieci sąsiadów są bez opieki. Winna była szkoła, bo dzieci powinno się uczyć takich rzeczy w szkole. I kto w ogóle pomyślał o wstawianiu tam huśtawki?!

 

W środkowych rzędach się zakotłowało – to rodzice Kasi i Adasia rzucili się sobie do gardeł. Pan cieć, rozeźlony padającymi pod jego adresem oskarżeniami, zaczął rychtować sobie lagę.

 

– Cisza! – rozległ się krzyk

 

Wszyscy zamarli na miejscach, patrzyli głupawo na starszego mężczyznę, który wstał z miejsca i raził w nich wściekłym wzrokiem.

 

– Tak stawiacie sprawę, że zaraz się tutaj pozabijamy. Zwróćcie uwagę, że nikt nie jest bez winy. Każdy mógł zapobiec tragedii, ale pamiętajmy też, że jest jedna rzecz, bez której absolutnie do niczego by nie doszło. Jest najmniejszy wspólny mianownik proszę państwa i to on jest przyczyną wypadku.

 

Kto, jak, co – rozległy się szmery. Atmosfera wciąż była gęsta, jakby wybuch zatrzymany w połowie. Jedno niewłaściwe słowo i ludzie zebrani na sali stracą panowanie, w ruch pójdą ławki i krzesła.

 

– Winna jest grawitacja! – oznajmił mężczyzna z emfazą

 

Grawitacja, nic sobie nie robiąc ze stawianych jej zarzutów, nieczuła na dalsze problemy, kontynuowała swoje antyspołeczne, niszczycielskie działanie. Zaczęła od ściągnięcia na głowę przemawiającego mężczyzny krzesła rzuconego gdzieś z tylnych rzędów.

Koniec

Komentarze

Na sam początek -- brak fantastyki. Ta strona nie bez powodu widnieje pod adresem "fantastyka.pl", nie bez powodu też pismo, do którego należy nosi nazwę "Nowa Fantastyka".
Jeśli o sam tekst chodzi, to mam z nim pewien problem. Jest napisany dość lekko, da się to czytać bez większego wysiłku. Natomiast sam zapis już mi nie pasuje, ponieważ mieszasz tradycyjny zapis dialogów z jakimiś dialogo-opisami. Dobrze by było zdecydować się na jedną, konkretną formę -- albo tworzysz normalny tekst z narracją i dialgami, albo zapisuj całość w formie gawędopodobnej. Tak, jak jest teraz, miejscami trudno domyślić się czy to jeszcze wypowiedź któregoś z bohaterów, czy już narracja.
W dodatku odnoszę wrażenie, że -- szczególnie na początku -- tekst jest tylko szkicem. Rozumiem, że pierwszy akapit miał tylko naświetlić problem, przez który zebrała się rada osiedlowa, ale takie wytłumaczenie wszystkiego w czterech zdaniach wywołuje u mnie podejrzenia, że po prostu Ci się nie chciało. Potęguje to gigantyczny skok akcji -- ledwo rozległ się płacz, a tu już dziewczynka w szpitalu, od razu strach i popłoch. Sama geneza strachu również nie jest jasna, bo w ogóle nie nakreśliłeś na początku, o jaki wypadek chodzi. Dowiadujemy się tego dopiero głęboko w tekście.
Jak dla mnie -- opowiadanie jest do napisania na nowo, z porządnym początkiem i w ujednoliconej formie.

Pozdrawiam 

Zabawne i czyta się przyjemnie, ale nie ma tu fantastyki, więc co to opowiadanie tutaj robi?

Pozdrawiam.

Brak fantastyki. I na tym poprzestanę, nie czepiająć się braku interpunkcji, oskarżeń latających na wszystkie strony i niezrozumiałych dla mnie metafor. 

Wyraźnie słabiej od pierwszego tekstu. Pod każdym względem. Podpisuję się pod zdaniem przedpiśców.

Zabawna puenta, płynny dialog (tylko, że taki plastikowy) ale poza tym - cieniutko i niefantastycznie.

Jak to nie widzicie fantastyki?! Wprost bije po oczach już od drugiego akapitu. Ranne dziecko odwiezione do szpitala, a przebieg wypadku, winnych i okoliczności nie bada policja tylko rada osiedlowa. To jak amatorska kalka "Alternatywy 4". Nawet klimat zebrania podobny. Pełny socjalizm.
Kolejna fantastyka- rodzice Kasi rzucają się do gardła rodzicom Adasia, zamiast być w szpitalu przy swojej latorośli.
Sorry za złośliwość matuszewski. Dla mnie jakoś tak płytko i bez sensu. Podpisuję się też pod zarzutami exturio co do dialogów. W odróżnieniu od Arctura, nie widzę tu puenty. Ja prosty chłop ze wsi jestem, więc mi wybacz, ale nie wiem co chciałeś powiedzieć przez tem tekst.
Tak jak poprzednie opowiadanie- do totalnej przebudowy.

Odniosę się tylko do zarzutu braku fantastyki. Otóż drodzy państwo, wystarczyłoby ażeby miejscem akcji uczynić kolonię kosmiczną Omikron Siedem, a już dopatrywalibyście się wpływów Zajdla, który pod maską obcych światów wyśmiewał absurdy otaczającej nas rzeczywistości i jej uwarunkowań społecznych. Zatem sugeruję autorowi by przeniósł miejsce akcji, a sam rzeczony wypadek niech się wydarzy na huśtawkolocie. Wtedy wymóg formalny odnośnie fantastyczności tekstu spełnion będzie.

 

W treść się nie wdrażałem, nadmiar bironium w skroniach pulsuje...

Nowa Fantastyka