- Opowiadanie: CthulhuJimi - Ślepy los

Ślepy los

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ślepy los

Przemierzał niepojętą dla przeciętnego człowieka przestrzeń…Człowieka?! A cóż to takiego? Jakaś drobna forma ewolucji, która być może kiedyś zmarszczy na krótki moment powierzchnię oceanu Czasu… Nie, On nawet nie zaprzątał sobie taką bzdurką – człowiekiem, swej przedwiecznej świadomości. Przemierzał przestrzeń w jej wszelkich wymiarach. Wymiarach w większości niepojętych dla nic nieznaczących stworzeń. Jego macki, pokryte skrystalizowanym helem, lśniły w blasku gwiazd. Zaginał czasoprzestrzeń. Zmierzał do z góry zaplanowanego celu. Po tylu eonach zmagań z ideą absolutnej egzystencji wreszcie zasłużył na odrobinę odpoczynku. „Krótki urlop" powiedzieliby jemu współcześni. Lecz ktoś taki jak On nie posiadał „rówieśników". Był Wielkim Przedwiecznym. Był Wielkim Cthulhu.

***

Zbliżał się do celu swej podróży. Układ astralny, który wybrał na miejsce swego tymczasowego spoczynku powitał go subtelnie jarzącą się gwiazdką. „Uwielbiam ten prowincjonalny spokój" – przemknęło przez jego wiekuistą świadomość.

„Już wkrótce zanurzę się w swym własnym, błogim śnie" – zamruczał sam do siebie.

Ryk rozcinanej przy olbrzymiej prędkości atmosfery błękitnej planety przytłumił jego dalsze rozmyślania. Niczym meteoryt przemknął przez gazową otulinę planety. Kwiecisty grzyb pary ukoronował moment zetknięcia się istoty z powierzchnią ziemskich wód. Wytracając prędkość, zanurzał się coraz głębiej w odstępach zimnych, północnych mórz. Jego przepastne ciało rozpętało istny sztorm. Lej powstałego wiru zassał tysiące drobnych morskich istot, wapiennych kręgowców, bezradnych małych stworzeń. Planeta Ziemia złożyła swą pierwszą ofiarę Przedwiecznemu.

Zapadał w drzemkę. Nieprzeniknione odstępy północnych mórz pełniły nieprzerwanie wartę, nie wpuszczając na dno ani jednego nikłego promienia słońca. Powierzchnia morza uspakajała się. Świeżo złożona ofiara opadała niczym zasłona na już śpiące bóstwo…

***

Szybkim krokiem przemierzałem podziemne przejścia między peronami katowickiego dworca. Chciałem jak najszybciej wydostać się na szarą powierzchnię. „Niekończący się remont…" – powiedziałem do siebie zatrzymując się przed kolejną żółtą strzałką. Upiorny drogowskaz nakazywał wszystkim pieszym zejście z rutynowo przemierzanego szlaku i niczym strażnik lochów stanowczo wskazywała wejście do betonowego labiryntu remontowanych podziemi. Westchnąłem. „Znów nadłożę drogi… i pewnie nie zdążę na tramwaj. Niech to…"

Po pierwszym zakręcie w lewo tłum ludzi jakby trochę przerzedził się. Kiedy pokonałem kolejne sto metrów i skręciłem w pozornie prawidłowym kierunku, zauważyłem, że tylko kilku ludzi podąża ze mną nerwowo wypatrując wyjścia z labiryntu. Kolejny zakręt ostatecznie pozbawił mnie złudzeń – zabłądziłem… Przede mną, na odgrodzonym czerwono-białą wstęgą odcinku podziemi, na jednej ze ścian, kilku budowlańców układało właśnie grube, marmurowe płyty. Zapytałem jednego z nich o upragnioną drogę na powierzchnię. Spojrzał na mnie spod żółtego kasku, ręką przyodzianą w brudną, drelichową rękawicę wskazał kierunek bełkocząc pod nosem „współrzędne". Podziękowałem mu i szybkim krokiem ruszyłem w stronę upragnionego wyjścia. Zdążyłem usłyszeć jeszcze strzępy „roboczego" dialogu.

Ty, Zenon, popatrz na tą płytę! Ośmiornica jakaś?! Widzisz?

Dawaj ją, artysta się znalazł… Picasso… Do roboty się weź, a nie jakieś tam… rzeczywiście, macka taka jakaś… Dobra. Dawaj bo do fajrantu z tym nie wyrobimy!

Koniec

Komentarze

" Kwiecisty grzyb pary i wyrzuconych w przestrzeń hektolitrów wody zwieńczył moment udanego abordażu wiekuistej istoty."
Małe pytanie - kto dokonal abordazu tej wiekuistej istoty?  Błąd logiczny.

„Niekończący się remont..." - powiedziałem sam do siebie zatrzymując się (...).
Wyrzuć chociaż "sam". Mruknąłem / burknąłem pod nosem --- nie uważasz, że lepiej brzmi? Przecinek.
(...) przeszedłem dystans kolejnych 100 metrów (...).
Tutaj dystans = odległość. Sto metrów też = odległość, podana dokładnie. Masełko o zawartości 100% masła. Liczebniki, poza nielicznymi wyjątkami, słownie.
(...) skręciłem w pozornie prawidłowym kierunku, (...).
Pozornie dobrze, ale gdyby to pozornie czymś zastąpić, byłoby dobrze bez pozorów.
Mam pytanie: jakim sposobem Cthulhu poddał się / uległ fosylizacji, i jeszcze dał się pokroić na plasterki?

Jakaś drobna forma ewolucji, która być może kiedyś zmarszczy na krótki moment powierzchnię oceanu Czasu...
?
 Zmierzał do z góry zaplanowanego celu.
Ostro. 
 Po tylu eonach zmagań z ideą absolutnej egzystencji wreszcie zasłużył na odrobinę odpoczynku.
Jedyne pojęcie absolutnej egzystencji, to to wyjęte z brahminizmu, ale nie mogłeś mieć go na myśli (chodzi o kontekst). Egzystencja z definicji jest pełna. Nie można trochę nie żyć, a trochę żyć. Zatem wyszło Ci masło maślane. Absolutna egzystencja to jak okrągłe koło, albo homoseksualny gej.
Ty, Zenon, popatrz na tą płytę! Ośmiornica jakaś?! Widzisz?  
Tak się w chińskim zapisuje dialogi. Nie po polsku. 

O czym jest ten tekst? Niech mi Autor opowie. W punktach najlepiej.  

Uczmy się chińskiej gramatyki bo być może będzie to urzędowy język naszych wnuków ;)

Dlatego takoż czynię. Ale nie piszemy tu o moich lingwistycznych przygodach. Mógłbyś zrobić plan wydarzeń tego tekstu? 

toż to o mnie! :)

pozdrawiam,
zenon smietana 

Nie podobało mi się. Nie widzę w tym tekście żadnego sensu, a i z klimatu Lovercrafta nic się nie ostało. Słabe opowiadanie.

 

Pozdrawiam.

Widzę, że Adam i Orson przerobili całość na papkę, więc błędy stylistyczne mam z głowy :)
Co do całości, to się zapytam w ten sposób: Z której strony ugryźć ten tekst, bo w żaden sposób nie mogę znaleźć w nim większego sensu?
Szkoda autorze, że poszedłeś na łatwiznę i tak uprościłeś ten tekst, który nie zapowiadał się, aż tak tragicznie. 

Nowa Fantastyka