- Opowiadanie: Demonir - Wiedźmin A.D.2010

Wiedźmin A.D.2010

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wiedźmin A.D.2010

Anno Domini 2010

 

 

To nie jest Nilfgaard

tutaj jest Temeria!

To nie jest Nilfgaard

tutaj jest Temeria!

 

 

Elfi gitarzysta skończył solówkę, ukłonił się po czym poprawił grzywkę tak by zasłaniała mu prawe oko. Młode, emo nastolatki zapiszczały, po czym co poniektóre dokonały samookaleczenia, tak dla tej kultury charakterystycznego. Krasnoludzki basista też się ukłonił, aż zamiótł scenę swoją zaplecioną w dredy brodą.

-To był właśnie Scioa'tael Band!- powiedział wchodzący na scenę wodzirej w stroju ludowym.– Teraz chwila przerwy po czym wystąpi heavy metalowy zespół: Kosą w polu.

-Co się stało z tym światem– mruknął Geralt po raz ostatni przecierając szmatką obrzyna, po czym zaczął ładować srebrne kulę do swojego colta kaliber 0.45.

-Geralt, co ty taki ponury jakby ci kto do piwa naszczał?– wiedźmin skrzywił się. Przyczyną tego nie był bynajmniej widok jego przyjaciela Jaskra. No może nie całkiem, chodziło bowiem o ubiór.

Poeta jak zwykle ubierał się zgodnie panującymi trendami. Miał na sobie podkoszulek z jakimś bezsensownym napisem i spodnie tak obcisłe że mógłby równie dobrze ubrać się w leginsy. Świat się zmienia– pomyślał wiedźmin myśląc o swoim ubiorze i coraz poważnie myśląc na zmianą „imejdżu”.

Ktoś głośno beknął, pierdnął przeciągle i dodał jeszcze szpetne przekleństwo. Może i świat się zmieniał, jednak, niektórzy wcale nie pozostawali pod wpływem tych zmian.

-Ludzie! Wy i wasza chędożona kultura!- powiedział Zoltan dodając też co nieco o lokalnym folklorze, zespole Scioa'tael Band, matkach członków wymienionego zespołu. Ba, nawet bogom ducha winnemu technikowi podnoszącemu mikrofon na „ludzką” wysokość dostało się, za jakoby obcowanie z owym mikrofonem i wtykania go w liczne otwory swojego ciała.

-Strażnicy Win!-usłyszeli z głośników laptopa, przy sąsiednim stole. Na laptopie pocinał sobie gnom, grał w bardzo popularną grę internetową, w której jedna drużyna wcielała się w strażników– temerskich, redańskich i innych. Natomiast w drugiej drużynie– terrorystów– można było wcielić się w Scioa'tael, nilffgardzkich maruderów lub najemników.

Natomiast Geralt obojętny na zgiełk wyciągnął, spod stołu błyszczącego kałacha, dla pewności kilka razy przeciągając po nim naoliwioną szmatką.

 

Jak rusałki głos, usłyszałem ją.

Powiedziała patrz. Tak to on….

 

Zaczął heavy metalowy zespół Kosą w polu.

-Dobra, zbieram się.– powiedział wiedźmin i zaczął wkładać swój arsenał do kabur, plecaka lub po prostu przewieszał przez ramie pasek na którym wisiał kalach.

-A na cóż, będziesz polował?– spytał się Jaskier, zapewne z pomysłem by i ta przygoda była tematem jego nowego singla.

-Nie uwierzycie, ale na wampiry– powiedział podekscytowanym głosem wiedźmin. Od czasu gdy zaczęły się zmiany, co chwile w zleceniach przeszkadzali mu świry od zielonych, że jakoby to zagrożony gatunek, zupełnie potulne zwierze, które do działania sprowokowała ludzka ingerencja. Mówili tak często, na ogu do czasu gdy potulne zwierze, nie robiąc sobie nic z braku prowokacji i nie zważając na to, że jest zagrożonym gatunkiem pożerał któregoś z ekologów.

Z wampirami było jeszcze gorzej. Do pewnego czasu podtrzymywano prawdę o ich zabójczej naturze. Do czasu, aż ktoś nie napisał książki o pięknej miłości człowieka i wampira, później powstał film, a media narobiły takiego marasu, wmawiając ludziom, że wampiry to uciśniona i wyzyskiwana mniejszość. Ktoś nawet zrobił– trzeba przyznać, że dobry– reportaż, ze szpitala, w którym to pielęgniarka wampirzyca, za jakoby groźbą lekarzy musiała uczestniczyć w operacjach. Odezwały się związki zawodowe, prasa, zieloni. Wszyscy! Prowokacje mające na celu zaszczuć rasę. Wcale nie szybko same wampiry połapały się w tym całym bajzlu. Wystąpiły o autonomie.

Radykalne władze, na żadną autonomie nie pozwoliły, ale za namową pewnego wampira z wąsami, pozwoliły na utworzenie wolnych wampirzych związków zawodowych.

 

Siedziała na fontannie w kształcie zmutowanego morświna. Miała na sobie modną w ostatnim czasie kieckę, w która kiedyś ubierały się wyłącznie ladacznice. I czarodziejki.

Fontana mimo że od dawna bez wody, jej posąg błyszczał i śmierdział. Zapewne obszczany przez jakiegoś obcokrajowca– wydedukował wiedźmin.

Dopiero gdy był naprawdę blisko zauważyła jego obecność. Podniosła powieki pokazując oczy o czerwonych tęczówkach– miała popularne szkła kontaktowe. Wiedźmin stanął w stosownej odległości i powolnym ruchem sięgał do pasa z mieczem.

Wampirzyca zakatowała.

Ale była niedoświadczona. Albo głupia. Albo najzwyczajniej w świecie nawalona jak kłoda. Skutkiem tego były ciągłe przemiany w locie. Leciała w stronę wiedźmina raz to w formie nietoperza, raz człowieka z wielkimi zębami. Gdy już się w końcu zdecydowała na gacka i przemknęła nad ramieniem Geralta, ten błyskawicznym, niemal niezauważalnym ruchem wyciągnął miecz i ciął, na oślep za siebie.

Usłyszał przeraźliwy wrzask, po dotknięciu srebra w wampirzyce, a potem jeszcze drugi wrzask którego, powodu wiedźmin nie miał zielonego pojęcia. Wrzask ten przypominał do złudzenia odgłosy wydawane przez orangutany w okresie godowym. Oczywiście wiedźmin nie wiedział jakie odgłosy wydają orangutany w okresie godowym, ale gdyby wiedział przysiągłby, że to właśnie darł się napalony orangutan.

Geralt odwrócił się szybkim półobrotem, z mieczem gotowym do ataku. I zobaczył, że wrzasku nie wydał bynajmniej orangutan(o którego istnieniu jak już się rzekło wiedźmin nie miał bladego pojęcia), a wampirzyca, która wpadła do pobliskiego rynsztoka. Podniosła się błyskawicznie cała upaprana w gównie i skoczyła w kierunku Geralta, zmieniając się w nietoperza. Już bez problemów z transformacją zaatakowała– był to pierwszy udokumentowany przypadek, w którym to ekskrementy działały otrzeźwiając.

Jadnak wiedźmin zdawał sobie sprawę z właściwość odchodów, albo po prostu był cholernie szybki. Zrobił piruet unikając ostrych jak brzytwa pazurów. Gdy wampirzyca zatoczyła koło i uderzyła go skumulowaną falą dźwiękowa, którą wiedźmin praktycznie zniwelował składając palce w znak Quen.

Wtedy niespodziewanie wampirzyca przemieniła się z powrotem w człowieka.

-Nie dostaniesz mnie!- zaskrzeczała wampirzyca.– Jestem…

Nie dokończyła, gdyż wiedźmin wyciągnął z kabury pod pachą colta i bezbłędnie trafił w czoło. Kula przeszła na wylot, barwiąc ciepłą purpurą pobliski rynsztok.

-Za stary jestem na te monologi. Wybitnie za stary.

Wiedźmin nie siląc się na delikatność, zarzucił wampirzyce na ramie i ruszył drogą do grododzierżcy. Co prawda umowa był na jej głowę mającą malowniczo dyndać z haka przy pasie, ale wiedźmin primo: nie cierpiał komercji: secundo: nie miał haka; tertio:nie miał także octu by głowę zakonserwować. A przede wszystkim nie miał piły.

Gdy Geralt szedł ciemnymi ulicami Wyzimy, bacznie rozglądał się za strażą– mimo działania na zlecenie władz wolał się nie pokazywać stróżą prawa z martwą prawie dziewczyną na ramieniu. Spływająca krew przyjemnie grzała kark i plecy.

Idąc drogą w taką pięknom noc jak ta, wiedźmin znów rozpoczął ciekawe i pełne dylematów rozważania, nad zmianami, które nastąpiły w świecie. Wszystko skończyło się na odkrywczej i ciekawej konkluzji. Mianowicie– świat zszedł na psy. Świadczyło bowiem o tym wszystko– od idiotycznej demokracji, wszechobecnej komercji, na brodatym elfie, terroryście polującym na wysokie wieże w Wyzimie skończywszy.

Kompletny upadek rodzaju ludzkiego(i nie ludzkiego) przypieczętowały rozrastające się szybko dziwne subkultury i pseudo gangi. Poza wspomnianymi emo nastolatkami, byli też plejasy, lubujący się w Zerrikańskiej muzyce, wiecznie nawijający o ziołach reagemani. Rekordy wiedźmińskiej pogardy i niezrozumienia bili tzw. blokersi oraz ludzie słuchający popularnej grupy hip-hopowej „Faktoria”. Ci ostatni lubowali się w chodzeniu w bluzach z napisem „JS” i pisaniu na murach „JS na 100%”, i z całkowicie nieznanemu Geraltowi powodu nie lubili straży, co było o tyle dziwne, że grupa „Faktoria” szerząca owe poglądy borykała się ostatni z coraz popularniejszym zjawiskiem piractwa. Odnotowano przypadki w których JS-owcy zgłaszali się na policje z powodu pobicia lub kradzieży, zapytani o napis na bluzie z pełnym przekonaniem odpowiadali jak to dostali ją od babci na Midinváerne.

Jednak tymi osobnikami wiedźmin się nie martwił. W zasadzie nie martwił się nikim. Jednak jego niepokój budzili dresy oraz skiny; ci pierwsi łatwi do poznania, bo ubierali się w workowate ubrania, z śliskiego materiału, obowiązkowo z paskami(najlepiej czterema). Pytacie się czemu niepokój? Cóż, Geralt nie czerpie przesadnej przyjemności z łotania po pyskach ludzi, którzy nieco brutalniej pytają go o godzinę.

Wiedźmin doszedł w końcu do strażnicy. Trupa rzucił na ziem, ale zamiast wchodzić do środka, oparł się o zardzewiałą balustradkę i patrzał jak w „Nowym Narakorcie” toczy się zabawa: z okien błyskały różne kolory i nawet stąd było słychać wyraźne pucu-pucu, jakoby muzyki, przy której bawili się młodzi.

Velerad otworzył drzwi i wyszedł w stronę Geralta, cichym krokiem, który wiedźmin z łatwością wyłowił.

-Cóż za parszywe czasy– powiedział zrezygnowany głosem grododzierżca i podał Geraltowi piwo w puszce. Co ja bym dał za wyszczerbiony kufel– pomyślał wiedźmin, ale jednak upił trochę piwa nazwanego ku chwale zmarłego w zamachu króla Foltesta „Foltestem”.

-Wiedźminie, czy ja cie prosiłem o trofeum czy całe truchło– zapytał Velerad, sam nie do końca pewny czego chciał.

-O trofeum, ale piły zapomniałem, więc wziąłem wszystko. Wybierz sobie trofeum.– właściwie odmruknął Geralt nie odwracając wzroku od kracz…(poprawił się w myślach) dyskoteki.

-Może być. Wiesz co, Geralt? Stęskniłem się za pracą z potworami, ale ich jest tak cholernie mało. Co Geralt? Masz ten sam problem?

-Potworów wcale nie jest mniej, tylko teraz zamyka się je w zoo lub bierze jako zwierzaki domowe.

-A właśnie! Mój znajomy dla przykładu, ma w takiej szklanej klatce kikimore, a inny barghesta w klatce i karze mu, nie uwierzysz biegać w takim kółku. I biega!- niemal zakrzyczał Velerad gdyż przy otwieraniu kolejnego piwa wylał odrobinę drogocennego trunku na ziem.

-A ja… chyba odpuszczę sobie potwory– powiedział Geralt spuszczając głowę.

-Ty!? Pfuuu!!- grododzierżca zmarnował kolejną porcje piwa, jednak szybko wytarł twarz.– A z czystej ciekawości czym się będziesz zajmował? Zostaniesz żołnierzem, jedi, a może jurorem w „Tańcu z gwiazdami”?

-Myślałem raczej o czym innym… Podobno w grach jest duży popyt na bohaterów.

-Mówię ci, Geralt prędzej moja stara odmłodnieje niż, jakikolwiek wiedźmin zrobi karierę w grach video!

 

 

Pytacie co się stało dalej? To co zawsze. Wyszła kolejna część „Call of Duty”, ludzka głupota sięgała swojego apogeum, a żona Velerada magicznie odmłodniała i okazało się, że całkiem ładna z niej kobita. I jak to w życiu bywa kolejny „cod” pobił rekordy sprzedaży, głupota została wzięta za artyzm, a stara Verelarda zażądała rozwodu.

Co stało się z Grealtem z Rivii? Ni, cholery nie mam pojęcia. Ja tu jeno gram na kompie.

Koniec

Komentarze

Ojezuszmaryja...
Czyli jednak trzeba ciągnąć wiedźminów, władców pierścieni i wojenne młoty za brody?
 
 

Jeżu dubeltowo kolczasty, po jakiemu to?
Pomysł jak pomysł, nienajgorszy i poświadczający posiadanie przez Autora poczucia humoru, nieco przewrotnego ---  ale realizacja nie daj Qetzalcoatlu...

jestem prawie pewna, że głowę da się odciąć mieczem i nie trzeba do tego piły, ale mogę cię mylić :) a ocet niepotrzebny bo do grododzierżcy niedaleko ;)

nie dało się nic innego, trzeba było męczyć biednego Geralta?

Napisane chujowo, ale przynajmniej w pewnych momentach zabawne.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nie karcę autora za pomysł, bo intencje miał dobre, ale można by dopracować całość i byłoby jeszcze bardziej zabawne ;)

Pomysł dobry, przyjęta forma też, gorzej z wykonaniem (i pal licho jakieś błędy stylistyczne czy składniowe, które wychytuje może co dziesiąty czytelnik, ale nawet zwykłych, smutnych i szeleszczących literówek jest tu nawalone).

No niestety, jest to jeden z najsłabszych fanfików wiedźminowskich, jakie czytałem. Ale zawiera to coś kilka ciekawych pomysłów :)
Rusałki glos - wymiata

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Rzeczywiście- najlepsze ze wszystkiego tutaj to "Rusałki głos". Pomysł może i fajny, ale wykonanie beeee. Z Wiedźmina we współczesności można było wyciągnąć dużo więcej i zabawniej.

No...

- Ej, białowłosy
- Co? - Wiedźmin odwrócił się zaskoczony
- To ja, twój medalion. Spieprzaj!
- Co?
- Spierdalaj, mówię! Stoisz właśnie w tunelu pod wychodkiem i za moment grododżierżca narobi ci na te twoje białe pióra!

Czy jakoś tak, w jednym, który kiedyś czytałem :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

To jest dooobre! Dj Jajko- jak znajdziesz gdzie to czytałeś, to daj namiar. Nie lubię bezsensownych wulgaryzmów w literaturze, ale ten twój przykład to pierwsza liga :-). Chętnie przeczytam całość

Nowa Fantastyka