- Opowiadanie: szoszoon - Dawcy

Dawcy

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Dawcy

– Kurwa mać! – Ducorel zaklął soczyście i przeładował miotacz. Krótki, przeciągły wizg oznajmił gotowość do kolejnej serii. Wycelował do wspinającego się po siatce intruza i wypalił. Z atakującego robota uniósł się kłębek dymu po czym złom spadł z trzaskiem na beton. – Znowu się wściekły!

– Uważaj, kolejny! – Stojący obok Xcord reperował właśnie zasilanie energetyczne ogrodzenia, które intruzom udało się na chwilę wyłączyć. Dzięki temu mogli zaatakować miasto od najsłabiej strzeżonej strony, strefy zoo. Teraz wspinali się na ogrodzenie, próbując wedrzeć się do środka.

 

– Pierdolony złom! – Ducorel strącił kolejnego, jednak atakujących zaczynało być coraz więcej. – Jak się nie pospieszysz, to przerobią nas na baterie!

 

– Jeszcze chwila… zrobione! – krzyknął triumfalnie Xcord. W tej samej chwili nagły przypływ wysokiego napięcia spalił i odrzucił tych, którzy znajdowali się właśnie na ogrodzeniu. Odpadającym towarzyszył syk przepalanych instalacji i rumor, kiedy złom uderzał z impetem o beton.

 

– W samą porę – westchnął Ducorel wyłączając miotacz. – Pozbierajmy to i wyślijmy do przerobu.

 

– Wrrr! – Xcord warknął w kierunku zbitych w kupę zwierząt skrytych za polem siłowym szczerząc zęby. To one były celem ataku i w ich oczach ujrzał uświadomiony, choć nadal instynktowny strach. Zwierzęta rozpierzchły się wystraszone, kryjąc się pomiędzy skałami i drzewami. – Na drzewa!

 

– Trzeba złożyć raport Radzie – mruknął Ducorel, wpisując na nowo kody zabezpieczeń do komputera zasilającego ogrodzenie. Siatka ogradzająca miasto była w zasadzie ich jedynym zabezpieczeniem przed intruzami, utrzymanie jej w należytym stanie gwarantowało spokój dla całego miasta i populacji. Im przypadła ochrona ogrodzenia w sekcji Zoo.

 

– Co im powiesz? – w głosie Xcorda dało się słyszeć irytację. – Że przydałaby się pomoc? Że ataki intruzów nasilają się, a my możemy niedługo oddać im kolejne połacie miasta? – Rzucił martwym robotem o beton i ukręcił mu głowę. Suchy trzask oznajmił koniec żywota. Zero bólu, żadnego krzyku czy błagania o życie. Tylko suchy, metaliczny trzask.

 

– Wracamy do obserwatorium – nakazał wyższy rangą Ducorel.

 

***

 

– Popatrz! – Xcord nie krył zdziwienia – jak się ostatnio zachowują.

 

Ducorel z zainteresowaniem na twarzy przysunął się do monitorów.

 

– Niektóre ze starszych osobników zaczynają reagować na bodźce i symbole, a nawet starają się sami je tworzyć.

 

– Nie przesadzaj.

 

– Popatrz tam! Między gałęziami jest miejsce, które pozostaje niemal niewidoczne dla kamer… widzisz ten znak?

 

– Ten sam, który pojawia się na ekranach, kiedy zapalamy światło! – Ducorel nie krył zdumienia.

 

– Fakt, że zapamiętali symbol i odwzorowali, go nie jest niczym nowym – odparł Xcord. – Najciekawsze jest to, że chcieli go ukryć.

 

Na chwilę zapadła cisza. Obaj przeglądali dokładnie wszystkie zapisy kamer i tylko ten jeden znak, przypominający skrzyżowane linie proste, został wykryty przez kamery.

 

– Pójdę tam – Xcord wstał i załadował broń. – Kto wie, co znajdę w jaskiniach, w których nocują.

 

– Czego się spodziewasz? – Ducorel spojrzał na towarzysza pytająco.

 

– Oby nie tego, co podpowiada mi intuicja.

 

– Dziwię się, że nadal jej używasz. Wiesz, że to irracjonalne?

 

Xcord uśmiechnął się i wyszedł. Lubił odwiedzać Zoo, choć nie potrafił powiedzieć, dlaczego. Zwierzęta powinny się go bać, jednak zawsze były przyjacielsko nastawione. Jakby ktoś pozbawił je instynktu samozachowawczego! Ale dlaczego były wobec niego przyjazne? Trzymały się wprawdzie na dystans, ale nigdy żaden nie zdradził wrogich zamiarów. Xcord również trzymał broń w kaburze. Dziś jednak otoczyła go grupka samców, wyraźnie wskazując kierunek: jaskinia, gdzie spożywali pożywienie.

 

Do ciemnego pomieszczenia wszedł powoli, niezdecydowany. Poczuł dziwny swąd, spalenizny.

 

– Ogień! – stwierdził zdumiony meldując Ducorelowi. – Palą ogień!

 

– Idź dalej, tylko spokojnie!

 

W jaskini dostrzegł wiele zwierząt. Zbyt wiele. Ich dane mówiły o trzynastu osobnikach, sześciu samicach i siedmiu samcach, tymczasem tu znajdowało się co najmniej trzydzieści sztuk. Większość stanowiły szczenięta. Wiodący samiec wskazał palcem na ścianę, Xcord spojrzał na nią i zamarł.

 

– Nie uwierzysz! – zameldował przełożonemu. – Oni chyba nauczyli się łączyć symbole!

 

– Musimy zainstalować tam kamery – odparł beznamiętnie Ducorel. – Dziwne, że dotąd tego nie zrobiliśmy.

 

– Bo nikt by nie wpadł na to, że potrafią połączyć symbole i że zechcą zrobić to w ukryciu!

 

– Raczej w odosobnieniu. No dobrze. Jak je połączyli?

 

– To raczej malowidła… rysunki. Ukazują sylwetki ludzkie obu płci, nas i… Intruzów. Są przedstawione w postaci trójkąta! Na dole oni, powyżej my, a na samym szczycie… Intruzi! To może być jakieś miejsce prymitywnego kultu.

 

– Nie my jesteśmy na szczycie tej piramidy? – w głosie Ducorela zabrzmiała nuta rozczarowania.– Przecież…

 

– Przestań zastanawiać się nad interpretacją i zamelduj o wszystkim Radzie! I to najlepiej szybko!

 

– I co im powiem – w głosie Ducorela pojawiła się nuta drwiny. – Że zwierzaki nauczyły się malować? Byłyby ostatnimi osłami, gdyby w kontakcie z naszą inteligencją w końcu do tego nie doszły! Kilka bazgrołów o niczym nie świadczy!

 

– A jeśli to próba porozumienia się?

 

– Kogo z kim? – parsknął Ducorel. – Ich z nami? I co nam niby przekażą, że mają okres rui? Albo, że chcą kupkę? Pomyśl, czy mamy jakikolwiek interes, aby się z nimi porozumiewać? Wiemy o nich więcej, aniżeli oni sami o sobie! I lepiej, żeby nie dowiedzieli się, po co są nam potrzebni.

 

– Spłycasz wszystko – burknął Xcord – ale Rada na pewno zajmie się tym. Obserwujemy ich już długo, dziwne że nie zauważyłeś, jak bardzo się zmieniają!

 

– Widzą, że bronimy ich przed atakami Intruzów! To swoista… wdzięczność z ich strony.

 

– Nie zapominaj, jakim przełomem był wynalazek pisma!

 

– Nie porównuj! – Ducorel niemal zagrzmiał, starając się ukryć irytację wobec kolegi. Szanował go za odwagę, jednak jego braki w wykształceniu były aż nadto widoczne. – To co innego. I zauważam, że ostatnio jesteś nimi wyraźnie zainteresowany. A popatrz na nich: owłosione, śmierdzące, wydzielające ekskrementy tam, gdzie przebywają. Zwierzęta!

 

– Zaczęło się od tego samego – burknął Xcord rozłączając się.

 

Ducorel spisał raport i wysłał Radzie po czym załączył program edukacyjny. Zbliżał się termin egzaminu na kolejny stopień i chciał opanować jak najwięcej materiału. Pytania, które ostatnio zadawali członkowie Rady dotyczyły zwłaszcza filozofii i historii, ze szczególnym uwzględnieniem skutków wojny z SI. Sztuczna Inteligencja, która okazała się największą zdobyczą ludzkości, szybko obróciła się przeciw swoim twórcom. Ludzie stanęli do nierównej walki z przeciwnikiem, który był wszędzie, a zarazem nigdzie. Ducorel uważnie przestudiował dane, jakie ocalały z wojny, ale jej dokładny przebieg nie był znany nawet najwyższym członkom Rady. Zwłaszcza fakty dotyczące stworzenia i wykorzystania w walce Nanoidów były niejednoznaczne. Pozostały tylko strzępy informacji, jednak wszystko wskazywało na to, że to właśnie one przechyliły szalę zwycięstwa i powstrzymały SI, choć sama ludzkość stanęła na krawędzi zagłady. Od tego czasu minęło już ponad sto lat, a archiwa nadal były niedostępne.

 

– Komputer, co wiemy o Nanoidach?

 

– Eksperymentalne osobniki ludzkie z wszczepionymi nanorobotami, które prawdopodobnie osiągnęły stopień samoświadomości w ludzkim organizmie i postanowiły go samodzielnie zmodyfikować, aby przeżyć. Wzmocniły strukturę szkieletu, zwłaszcza czaszki ale też wszystkie układy w ludzkim ciele. Podstawowymi cechami Nanoidów były: wzmocniony szkielet jako konstrukcja, zmodyfikowane mięśnie odpowiedzialne za reakcję na zagrożenie oraz naczynia krwionośne odpowiedzialne za transport surowców i nanorobotów; nerwy decydowały o łączności poszczególnych części ciała zaś powłoka zapewniała ochronę całości.

 

– Czy Nanoidy miały słabe punkty?

 

– Tak, nie wszystkie organy dało się wzmocnić. Niektóre, ze względu na swą delikatność, można było tylko w odpowiedni sposób chronić, ale po pewnym czasie należało je wymienić.

 

– O jakie organy chodzi?

 

– Mózg, serce i wątroba.

 

Nagły sygnał z komunikatora przerwał Ducorelowi naukę.

 

– Słucham?

 

– Polecenie od Rady. Udasz się do Superkomputera.

 

Ducorel zamilkł. Polecenie wprawiło go w niemałe zdumienie.

 

– W jakim celu?

 

– Po naukę. Masz to zrobić natychmiast, na stanowisku zastąpi cię kto inny.

 

Ducorel wstał. Jak dotąd tylko słyszał o naukach, które wybrańcy pobierali u Superkomputera, jednak sam nigdy by nie przypuszczał, że jako zwykły oficer polowy dostąpi tego zaszczytu. Wiedział jednak, dokąd ma się udać. Superkomputer był wprawdzie obecny wszędzie i mógł przybrać każdą możliwą postać, jednak osobiście przebywał w centralnym budynku Rady.

 

– Zatem w drogę! – Ducorel pokrzepił się w duchu i ruszył przed siebie.

 

***

 

Za oficjalną siedzibę Superkomputera uważano najlepiej strzeżone miejsce w mieście: siedzibę Rady. Droga do niej prowadziła jednak przez miejsca zniszczone, zapomniane i nienadające się do odbudowy. Ducorela zawsze zastanawiało, dlaczego pozostawiano w ruinie taki szmat miasta, który można by przecież zagospodarować! Po drodze znajdowało się kilka węzłów informatycznych, które dawały dalsze wskazówki. Gdy znalazł się przy jednym z nich, poczuł ślad czyjejś obecności. Zdziwiło go, że ktokolwiek mógłby czuć się w takim miejscu dobrze. Stare, obdrapane kamienice, powybijane szyby i sterty śmieci pozostawionych jeszcze przez dawnych mieszkańców, walające się po ulicach. W dusznym, południowym powietrzu unosił się zaduch. Uwagę Ducorela przykuł jednak starzec siedzący na wytartym fotelu u wejścia do kamienicy. Jasny słomkowy kapelusz przesłaniał siedzącemu oczy i Ducorel stwierdził, że stary drzemie.

 

– Witaj – odezwał się nagle unosząc rąbek kapelusza. – Co cię sprowadza w te strony?

 

– Zostałem wezwany, ale nie spodziewałem się spotkać tu kogokolwiek – Ducorel nie krył zdziwienia.

 

– Spocznij – starzec wskazał ręką na krzesło obok.

 

Ducorell podziękował i usiadł obok. Żar lejący się z nieba stawał się nieznośny, muchy zaś coraz bardziej napastliwie krążyły wokół głowy. Starzec znowu przymknął oczy.

 

– Po co cie wezwano?

 

– Ciekawski jesteś – mruknął Ducorel. – A tak w ogóle, to kim jesteś? Hologramem czy masz jakieś imię?

 

– Imię… – zamyślił się starzec – podobnie, jak: „ja" czy „ty" to tylko określenie lub zaimek. Ale mów mi: Jozue.

 

– A zatem… Jozue, kim jesteś?

 

– A kogo chciałeś spotkać? – odparł pytaniem na pytanie starzec.

 

– Pójdę dalej – Ducorel wstał i ruszył przed siebie. Starzec zachichotał i rzekł:

 

– Opowiedz mi o tym, co robisz.

 

Ducorel przystanął. Coś tknęło go i kazało zostać, poświęcić starcowi uwagę. Intuicja, o którą jeszcze niedawno posądzał Xcorda, teraz odezwała się w nim. Wrócił i na powrót usiadł obok.

 

– Cóż… pracujemy w Zoo. Obserwujemy zwierzęta, karmimy je, a przede wszystkim chronimy Strefę przed Intruzami.

 

– Opowiedz mi o tej pracy ze zwierzętami.

 

– Co chcesz wiedzieć dokładnie?

 

– Opowiedz mi o waszym ostatnim odkryciu.

 

Ducorel nie spodziewał się takiego pytania. Skąd Jozue mógł o tym wiedzieć? Czyżby był jakimś programem kontrolnym, a może był z ochrony? Poczuł ukłucie drętwego, niewytłumaczalnego lęku i postanowił okazać posłuszeństwo.

 

– Zauważyliśmy, że zwierzęta powieliły kilka prostych symboli i namalowały je na ścianie w swojej jaskini.

 

– Co o tym myślisz?

 

– Cóż, nic szczególnego jeśli wziąć pod uwagę fakt, że podobne symbole widują od dawna. Tym razem ułożyli je tylko, wedle jakiejś swoje prymitywnej logiki.

 

– Nie uważasz, że to może być początek ich myślenia abstrakcyjnego przejawiająca się w kulcie?

 

– Nie widzę celu w powrocie do takiego sposobu myślenia i powielania na nowo tych samych błędów. Historia pokazała, że ewolucja miała cel, który został osiągnięty.

 

– A jakiż to cel został osiągnięty? – Jozue zaśmiał się w głos. – Ty? A może ja!?

 

– Znowu zaimki – rzucił niedbale Ducorel i ugryzł się w język. Jozue również spojrzał nań z dezaprobatą. – Ale chciałem zauważyć, że wojna z SI wykazała słabość zarówno ludzi jak i samej Sztucznej Inteligencji, która postanowiła zniszczyć swoich twórców w obawie przed całkowitą utratą dostępu do surowców. Ludzie, tuż przed wybuchem wojny, niemal ogołocili Ziemię ze źródeł energii. W pewnym sensie więc ekologia SI okazała się dla nas zbawienna.

 

– Ciekawe określenie – zachichotał Jozue. – Ale nadal nie odpowiedziałeś mi o osiągniętym celu!

 

– Ludzie długo byli przekonani, że są nośnikami DNA, że ich celem, z biologicznego punktu widzenia, jest jego powielanie. Geny zawładnęły ich wyobraźnią. Te wnioski były częściowo słuszne zważywszy na fakt, iż kod genetyczny tak ich ukształtował, że rozleźli się po świecie niczym robactwo i mnożyli na potęgę. Im więcej osobników, tym większa szansa na przetrwanie DNA. Tylko ludzie odczuwali przyjemność kopulacji, która była warunkiem rozrodu. Potem doskonalili swoją technologię w celu samoobrony i ataku, aby silniejsze i lepsze DNA mogło zawładnąć zasobami słabszymi i je wykorzystać dla swoich celów. Mechanizmy były proste. SI chciała zrobić to samo, i w zasadzie były to działania uprawnione. Ludzie okazali niezdolni do uniesienia brzemienia, którym obciążyła ich ewolucja.

 

– Nie uważasz, że padli jej ofiarą?

 

– Jej? – Ducorel zdziwił się.

 

– W końcu musiało do tego dojść, aż w pewnym momencie ktoś musiał ludzi zastąpić! Zrobili swoje i do piachu! – Starzec pstryknął palcami i uśmiechnął się. – Nowszy nośnik zdobywa przewagę, co potem?

 

– Okazało się, że rozwój i inwazja SI uzmysłowiły ludziom bolesną pomyłkę. Ze nie chodzi o DNA, skoro SI nie była przecież jego nośnikiem, a niemal wygrała ewolucyjną batalię. W początkach XXI wieku niektórzy filozofowie dostrzegli istnienie tak zwanych memów czyli idei albo myśli, które na przestrzeni dziejów bardziej niż o ludzi dbały o własne przetrwanie. To w pewnym sensie wyjaśniało fakt eksplozji demograficznej ludzkości, która pojawiła się wraz z rozwojem komunikacji. Każda myśl powielała się w swej podstawowej warstwie na każdym nośniku, czyli człowieku, który potem mógł ją rozwijać i udoskonalać. Niestety ludzkość w XXI wieku okazała się leniwa i bardziej niż do nauki skłonna do konsumpcji. Memy znalazły więc sobie lepszy nośnik: komputery a potem SI. W połowie XXI wieku, kiedy liczba komputerów przekroczyła liczbę ludności na Ziemi, wynik wojny, która nawet się nie zaczęła, był już z góry przesądzony.

 

– Czy jednak Ziemia jest lepszym środowiskiem dla SI czy dla człowieka? – zagadnął Jozue, mierząc rozmówcę uważnym wzrokiem.

 

– Tu zdania są podzielone. Jedni uważają, że sam fakt umieszczenia ludzi w idealnym do rozwoju środowisku jest również przesłaniem, nawet ideą. Inni są skłonni przypuszczać, że to wręcz wiadomość skierowana do ludzi, tyle, że nie potrafili jej odczytać.

 

– Albo nie zdążyli.

 

– Inni z kolei twierdzą, że powstanie SI było tylko kolejnym etapem ewolucji memów, a punktem kulminacyjnym jesteśmy my.

 

– Odważne słowa – mruknął Jozue.

 

– Zachowanie się memów w zasadzie wiele tłumaczy, jak choćby trudno wytłumaczalna u ludzi chęć podboju, narzucania innym własnej kultury, wartości, zachować… innymi słowy memów!

 

– Często jednak to podbijający stawali się zakładnikami memów – zauważył Jozue. – Przykładem niech będą Rzymianie po podboju Grecji, Mongołowie po podboju Chin czy barbarzyńcy po zniszczeniu Rzymu!

 

– To też by tłumaczyło ich zachowanie. Memy wygrywały zawsze wtedy, kiedy trafiały na właściwy żer, na ludzi, którzy mogli je ponieść dalej! Okazało się jednak, że ani ludzie, ani SI nie są odpowiednim nośnikiem memów.

 

– Zatem kto, my? – Jozue spojrzał uważnie na Ducorela.

 

– Stan obecny wskazuje, że tak.

 

– Zatem nastąpił koniec ewolucji?

 

– Uważam, że nie sposób wyznaczyć kierunku jej dalszego rozwoju a tym bardziej sensownego celu.

 

Jozue roześmiał się i wstał. Rozprostował plecy i zniknął w bramie. Wrócił po chwili niosąc dwa kubki lemoniady. Jeden podał Ducorelowi. Gdy odstawił kubek, wyjął z kieszeni przybrudzonych, bawełnianych spodni papierosy i zapalił.

 

– Widzisz tu zatem gdzieś miejsce dla Boga? – zagadnął po chwili wyrywając Ducorela z zamyślenia.

 

– Przepraszam… dla kogo?

 

– Idea Boga, bóstwa czy też spersonifikowanych sił nadprzyrodzonych, wszechobecna wśród ludzi aż do pojawienia się SI, nie słyszałeś o niej?

 

– Historia zna wiele bóstw, którym przypisywano różne nadprzyrodzone cechy, jednak ostatecznie idea ta została zarzucona, kiedy nie udało się jej naukowo dowieść. Zresztą była całkowicie zbędna, zwłaszcza dla SI czy dla nas.

 

– Jaki był zatem cel jej zaistnienia, zaistnienia potężnego i sprawczego zarazem? Nie muszę ci chyba przypominać, że niemal dziewięćdziesiąt dziewięć procent ludzkości ogarnął pierwiastek religijny!

 

– Religie generalnie miały na celu kontrolę nad społecznościami przy użyciu strachu.

 

– Czy spełniały swoje role?

 

– Większość tak, były jednak i takie, które nazywano wówczas rewolucyjnymi.

 

– Na czym polegała ta ich „rewolucyjność"?

 

– Chciały zmienić ludzi, a poprzez to cały świat. – Ducorel był zdziwiony tematem, nad jakim właśnie rozprawiali. Starzec zainteresowany ideą Boga. – Czyżbym powinien zacząć się bać? – pomyślał, z uwagą przyglądając się Jozuemu.

 

– I zmieniły?

 

– Cóż, świata i praw rządzących przyrodą zmienić się nie dało. Jedynym sposobem na poprawę życia mogło być zmienienie ludzkiej psychiki, zachowań.

 

– Udało się?

 

– Niestety, rozwój cywilizacji uwydatniał najgorsze ludzkie cechy, które dość często właśnie starano się usprawiedliwiać względami religijnymi.

 

– Ale to właśnie te religie, które postulowały zmianę człowieka, okazały się najbardziej ekspansywne – zauważył Jozue. – Czy płynie stąd dla nas jakaś nauka?

 

Ducorel zamyślił się. Skoro zwierzęta, będące na prymitywnym stopniu rozwoju, jako jedną z pierwszych przyswoiły ideę dającą się zinterpretować jako abstrakcyjna, zatem ta idea nadal szuka sobie miejsca! – Poczuł na plecach dreszcz, jednak nie chciał, aby Jozue dostrzegł jego przerażenie.

 

– Tak – odparł po chwili wahania. – Taka, że ideę tę powinniśmy, dla naszego bezpieczeństwa zdusić w zarodku, gdyż stanie się źródłem kolejnych nieszczęść!

 

– Doskonale! – Jozue klasnął w ręce. – Teraz już wiesz, jakie znaczenie może mieć dla ciebie i dla nas odkrycie w Zoo! Twój raport zapewne jest już analizowany w Radzie, jednak chciałbym, abyś póki co zachował nasze wnioski dla siebie.

 

– Dlaczego? – zapytał Jozue ale zaraz pożałował, kiedy uzmysłowił sobie, z kim rozmawia. Superkomputer! Starzec wiedział wszystko, a teraz coraz bardziej zaczął przypominać mu Boga.

 

– Myślę, że na zebraniu Rady powinieneś przekonać ich, aby nie likwidowali zwierząt. Możemy nadal je obserwować i badać rozwój memów wśród nich, a nawet stymulować je w różnych, użytecznych kierunkach.

 

***

 

– Dlaczego Superkomputer zajmuje swój czas losem kilku śmierdzących zwierząt? -głowił się Ducorel, oczekując przed drzwiami siedziby Rady. I dlaczego kazał mi milczeć na temat rodzącej się ponownie idei Boga? Całkowicie ją odrzuciliśmy, ale po co ona jemu? Czyżby szukał sobie nowych wyznawców? Nie – pokiwał głową – to bez sensu. Nie potrzebujemy żadnego Boga!

 

Nagle drzwi otworzyły się i wezwano go do środka. Przed nim, za szklanym stołem z monitorem siedziało dwóch członków Rady. Pośrodku pomieszczenia stało krzesło i Ducorel usiadł na nim. Przyglądali mu się uważnie, zerkając co chwila na ekran. Wreszcie starszy stopniem odezwał się:

 

– Jak nauki u Superkomputera?

 

Ducorel skinął głową.

 

– Były dość… jałowe.

 

– Co chcesz przez to powiedzieć?

 

– Superkomputer pytał o sprawy drugorzędne z naszego punktu widzenia.

 

– Uważasz, że Superkomputer – rozmówca położył nacisk na pierwszy człon – analizowałby sprawy nieistotne?

 

Ducorel poprawił się na krześle. Nagle zrobiło mu się gorąco i zaczął się pocić.

 

– Zainteresował się naszym odkryciem w Zoo i zaczął zastanawiać się nad jego skutkami.

 

Członkowie Rady wymienili się spojrzeniami. Na ich obliczach Ducorel dostrzegł powątpiewanie.

 

– Rada przebadała twój raport i uznała, że to nic znaczącego – odparł prowadzący – zatem zainteresowanie Superkomputera wydaje się być podejrzane. O czym zatem naprawdę rozmawialiście?

 

Ducorel przypomniał sobie prośbę starca i zadrżał. Z jednej strony posłuszeństwo wobec Rady nie podlegało dyskusji, z drugiej Superkomputer to był główny mózg. Wiedział wszystko, miał nieograniczone możliwości adaptacji i czerpał z wiedzy swoich użytkowników. Komu zatem powinien zaufać i dochować posłuszeństwa? W zasadzie to Rada zespolona w jedno tworzyła Superkomputer, ale po rozmowie ze starcem utwierdził się w przekonaniu, że drogi Rady i Superkomputera już dawno się rozeszły. Wprawdzie Rada nadal oficjalnie uważała go za Suzerena, jednak bez zasobów Rady Superkomputer zdawał się być skazany na porażkę. Czyżby o tym wiedział i próbował znaleźć sobie drogę ucieczki? Ale przed kim i dokąd? Komu zależało na schizmie i czy ostatnie ataki Intruzów nie były aby przypadkowe? Tak, tego czynnika jak dotąd poważnie nie analizował i postanowił dać sobie jeszcze trochę czasu.

 

– Nie doszliśmy do żadnych konstruktywnych wniosków – odparł dyplomatycznie. – Tylko bezproduktywne dywagacje. Myślę, że Super chciał zbadać moje zdolności logicznego myślenia.

 

– Zatem do zobaczenia jutro – odparł prowadzący i wstał. Za nim uczynił to też jego towarzysz, a następnie Ducorel. Po wyjściu z sali udał się do swojej sekcji. Mniej więcej w połowie drogi w całym mieście nagle zabrakło energii. Po chwili rozległ się alarm.

 

– Intruzi! – pomyślał puszczając się biegiem. Chciał dotrzeć na czas na swój posterunek. Mijał biegających strażników i pędzące w kierunku obrzeży miasta transportery. – Jak to się stało, że nagle padło zasilanie? Przecież poszczególne sekcje miasta miały niezależne zasilanie, a zatem… – przystanął, aby zaczerpnąć powietrza i zebrać myśli. – Czyżby wojna? Prąd w całym mieście wyłączyć mogła tylko Rada, ale jej przecież zależy na zniszczeniu wszystkich intruzów. A zatem mógł to zrobić tylko Super! Ale po co?

 

– Ej, ty tam! – z przejeżdżającej obok kolumny transporterów zagadnął doń żołnierz. – Czemu nie jesteś na swoim stanowisku?

 

– Jestem w sekcji Zoo, mam kawałek drogi.

 

– Wsiadaj! Podrzucimy cię. Mamy za zadanie chronić zwierzęta za wszelką cenę.

 

– Jaka jest sytuacja? – Ducorel zagadnął siedzącego obok dowódcę.

 

– Zaatakowały zaraz po awarii, ze wszystkich stron. Ich działania są skoordynowane i wykazują znamiona inteligencji – odparł sucho żołnierz. – Musimy za wszelką cenę przywrócić zasilanie, bo nie wiemy, ile tak naprawdę tego żelastwa tam jest?

 

– A może to sabotaż?

 

Żołnierz spojrzał nań czujnie spod hełmu i zacisnął usta.

 

– To nielogiczne! – odparł. – Kto byłby zainteresowany samozagładą?

 

– Ten, którego zgładzić niemożna – pomyślał Ducorel i pokiwał głową. Postanowił zachować swoje wnioski dla siebie gdyż wydawały mu się niebezpieczne. Gdy znaleźli się przy sekcji Zoo, transportery zatrzymały się i wyskoczyli z nich żołnierze. Nagle dookoła rozległy się strzały. Jeden z żołnierzy został rozerwany na strzępy przez rozwścieczonego robota, na którego skierował się teraz niemal cały ogień z kolumny. Strzelający nie zauważyli atakujących z tyłu i po chwili rozległy się kolejne krzyki rannych. Nie każdy był w stanie się samodzielnie zregenerować, stąd po chwili pojawił się wóz medyczny, aby zabrać najbardziej poszkodowanych. Drobne rozcięcia czy rany goiły się same. Nanorobotyka była na polu bitwy przydatna, jednak wszystkich obrażeń nie udawało się wyleczyć tylko dzięki nanorobotom. Walka stawała się coraz bardziej zażarta i Ducorelowi, który znalazł się teraz w samym sercu bitwy wydało się, że cała agresja intruzów skumulowała się właśnie w jego sekcji. – Skąd u licha taka furia – zachodził w głowę, próbując rozeznać się w sytuacji. Żołnierze strzelali niemal na oślep, gdyż roboty pojawiały się nagle i równie szybko znikały. – I dlaczego chcą dostać się do Zoo?

 

– Do budynku! Ewakuować się! – rozkaz kapitana wyrwał Ducorela z zamyślenia. – A więc jest źle – pomyślał, biegnąc co sił za żołnierzami. Schronili się w budynku, który stanowił zaplecze obsługi Zoo. Tu czekał już Xcord, wystraszony i blady.

 

– Co jest, kurwa! – zapytał towarzysza łapiąc go za obszywki skafandra. – Co tu się dzieje?

 

– Atak intruzów, a niby co widzisz? – Ducorel cofnął się i poprawił ubranie.

 

– Jak do tego doszło i skąd ich się nagle tyle wzięło? – zapytał, nie zdołał jednak uzyskać odpowiedzi. Budynkiem wstrząsnęła eksplozja i pomieszczenia spowił gęsty dym. Jedyne, co zapamiętał Ducorel, to urywane i nagłe krzyki żołnierzy oraz pojedyncze strzały. Nagłe uderzenie w tył głowy pozbawiło go świadomości.

 

***

 

– Dlaczego żyję? – To była pierwsza myśl, jaka przyszła mu do głowy po odzyskaniu zdolności myślenia. Rozejrzał się dookoła, starając się zlokalizować miejsce pobytu. Siedział w kącie związany, a co najgorsze: był sam. Nikogo z jemu podobnych! Dookoła dostrzegał roboty, które zajęte były jednak czym zupełnie innym i zdawały się ignorować jego obecność. W końcu dostrzegł go, tego, którego o wszystko podejrzewał. Kiedy i Jozue go zauważył, obok Ducorela natychmiast pojawił się robot, który uwolnił go z więzów. Jozue skinął nań, aby podszedł.

 

– Pewnie zastanawiasz się teraz, dlaczego żyjesz? – zagadnął Jozue. – Chodź za mnie, pokażę ci coś.

 

Przeszli przez wielki magazyn pełen sprzętu i krzątających się dookoła robotów i weszli do jasnego, czystego pomieszczenia, w którym siedziały zwierzęta z Zoo.

 

– I to o nie cała ta wojna? – Parsknął Ducorel.

 

– Bagatelizujesz sprawę – odparł Jozue podchodząc do jednej z samic. Ta ufnie wyciągnęła ku niemu rękę i uśmiechnęła się. – Pierwsza dyrektywa, jaką ludzie zaprogramowali robotom nakazywała za wszelką cenę chronić im każdego człowieka. Tej zasady nikt robotom nie skasował, stąd ich notoryczne ataki na miasto, zwłaszcza na strefę Zoo – wyjaśnił Jozue. – Widziały, że je tam przechowujecie w klatkach, jak zwierzęta i za wszelką cenę chciały je uwolnić!

 

– Więc to wszystko przez nich? – skinął głową na siedzących n podłodze w kącie osobników. – Po co komuś zależałoby na tym, aby je uwolnić? Nawet nie wiedzieliby, jak zdobyć pożywienie i dach nad głową! Ich zdolności komunikacyjne już dawno uległy zapomnieniu, tym bardziej jakakolwiek próba porozumienia się chociażby z robotami byłaby skazana na porażkę!

 

– Od czego mają mnie? – Jozue zmierzył Ducorela zimnym, chłodnym spojrzeniem w którym kryła się wyższość.

 

– Wytłumacz mi, dlaczego? Dlaczego Super poświęcił swoich dla tej garstki wymierających zwierząt? Przecież to my stanowiliśmy szczyt ewolucyjnego wyścigu zbrojeń! SI pokonała ludzi, my zaś opanowaliśmy i zaadoptowaliśmy SI! Niema już czego doskonalić!

 

– Tak, mój drogi, rozumujesz dobrze, ale najważniejsza i najpotężniejsza idea w dziejach, czyli Ja, pragnie swego miejsca na Ziemi! Nie mam nosicieli, a wy nie chcieliście jej zaakceptować! Przybyłem do swoich, a swoi mnie odrzucili! Zatem dla kogo mam istnieć, skoro istnieć muszę?

 

– Musisz? – Ducorela zatkało.

 

– Jestem Superkomputerem w dosłownym sensie tego słowa. Istnieję od zawsze, w swoim czasie nosił mnie w sobie, choć muszę przyznać że w dość prymitywnej formie, niemal każdy mieszkaniec Ziemi! Potem pojawiły się istoty, które same zapragnęły zająć moje miejsce. Musiałem ponownie przyjść, aby odebrać to, co moje! Ci tutaj – wskazał na osobniki oglądające w wielkim skupieniu talerze, na którym wcześniej znajdowało się pożywienie dla nich – to moje zabezpieczenie na przyszłość! Teraz tylko musimy dać im szansę, aby na nowo odbudowali populację.

 

– Kosztem nas.

 

– Z biologicznego punktu widzenia nie macie prawa istnieć. I to wy istniejecie kosztem ludzi! Niemal wytrzebiliście gatunek do swoich potrzeb.

 

– A one? – wskazał na krzątające się dookoła roboty.

 

– One są dziełem człowieka, posłusznym i użytecznym. Was zgubiła pycha! Zabiliśmy wszystkich za wyjątkiem ciebie – Jozue mówił teraz głosem ostrym jak brzytwa. – Tylko czekałem, kiedy Rada, zaślepiona pychą posunie się do ostateczności i postanowi pozbyć się mnie i odpowiedziałem. Polubiłem cię i pozwolę patrzeć ci na moje powtórne narodziny! Zarażę ich na nowo sobą, co nie byłoby możliwe dzięki tobie, Ducorelu. Kiedy podzieliłeś się swoim odkryciem w jaskini uznałem, że to najwyższy czas, aby pojawić się na nowo, we właściwym czasie. Już raz bowiem popełniłem błąd niecierpliwości i skończyło się to dla mnie niemal tragicznie.

 

– O czym mówisz?

 

– Dawno temu – Jozue zamyślił się – myślałem, że to właściwy czas, aby się objawić światu. Cóż, naraziłem tylko dobrych ludzi i siebie na niepotrzebne cierpienie. Teraz jednak nikt mnie nie skrzywdzi, gdyż mam oddanych obrońców – wskazał na roboty. – A oni – tu skinął na ludzi – wkrótce Będą mi wdzięczni.

 

– Co będzie ze mną?

 

– Cóż, zobaczymy, dokąd zaprowadzi cię twoja ścieżka ewolucji – Jozue zaśmiał się szyderczo i odszedł, zostawiając Ducorela z chaosem własnych, nieposkładanych myśli.

Koniec

Komentarze

Ciekawe opowiadanie, moim zdaniem. Wciągające. Mam wątpliwości, co do zwierząt, albowiem w ogóle ich nie opisałeś. Wspomniałeś, że szczerzą kły oraz coś o szczeniętach. Trudno wyobrazić sobie przedstawiciela psowatych, trzymającego jakiś przedmiot i rysującego, gdyż jego kończyny nie są do tego przystosowane. Chyba, że również jego kończyny uległy zmianie... Tak, czy inaczej -  tekst przeczytałem z zainteresowaniem. Pozdrawiam

Mastiff

@Bohdan - o ludzi chodziło:) dzięki za uwagi!

Ups! To teraz wszystko jasne:).

Mastiff

Całkiem oryginalna idea, ta o Nanoidach, a jeszcze ciekawsza ta o ewoluji memów. Jest parę logicznych zgrzytów, jak np.
1. organy wymienne to: mózg, serce, watroba. Mózgu nie da się przeszczepić, bo ten organ to siedlisko  osoby. Gdyby na przykład osobie X przeczszepili ci mózg do osoby Y, i na odwrót- to z punktu widzenia X nie miałby nowego mózgu, tylko byłby w ciele Y. I na odwrót. Wkładając w czaszkę Nanoida mózg człowieka chodowanego na organy, zabiłbyś tego konkretnego Nanoida jako osobę, a człowiek straciłby swoje ciało, ale żył w ciele Nanoida. Chyba prosciej nie potrafię tego wyjaśnić. Powstało nawet kilka filmów i opowiadań na ten temat.
Kontynuując watek przeszczepień. W którymś momencie dałeś do zrozumienia ze to Nano wybili ludzi  biorąc od nich organy. ("Niemal wytrzebiliście gatunek dla swoich potrzeb") Nielogiczne. W ten sposób sami pozbawiaja się banku organów. Właściwsze byłoby tworzenie większych rezerwatów pod scisłą kontrolą, z których mozna w miarę potrzeby 'pobierać organy'. Chociaż taka technologia jaką tu sugerujesz (nanoroboty) powinni umieć tworzyć serce itp. z komórek macierzystych w laboratoriach. Już teraz takie rzeczy się robi na poziomie płazów.
Odnośnie medycznej strony mam jeszcze kilka zastrzeżeń ( np. zgodność tkanek biorca- dawca), ale przyjmuję że to nie twój konik i masz prawo do niescisłości.
2. To pierwsze prawo wpisane w roboty- chronić ludzi. Czy to nie jest pomysł zdjęty z filmu "Ja robot"? I zgrzyt- bo jezeli miały wpisane to prawo, to żadna IS nie mogłaby wszcząć wojny. Roboty by się nie biły z ludźmi.
3. Nie szukam już przykładów, tym bardziej że nie mogę skopiować z tekstu i wkleić w komentarzu, ale w paru miejscach gdzie opisujesz myśli bohatera jest nieprecyzyjnie ułożone zdanie.
4. mały szczególik na początku- piszesz że martwe ciało robota, a potem że urywa mu głowę pozbawiając życia. No to był martwy przed utratą głowy czy nie? (pomijając fakt że robot jest maszyną a nie żywa osobą).
Już kończę. Nie napisałem wszystkiego co mnie uwiera, ale może ktoś jeszcze coś dopisze w komentarzach.
Sumując: drobne niedociągnięcia w warsztacie. Otarłeś się o temat medycyny w którym pokazujesz lekkie braki. Temat ciekawy, chociaż też nie najorginalniejszy. O ludziach chodowanych w dalekiej przyszłości na ( jedzenie/organy/żywy inkubator/siła robocza itp.) juz pare razy pisano. Orginalne o memo i o idei Boga która szuka nosicieli. To mi się spodobało.

@TomaszMaj - dzięki za wyczerpujący koment. Masz rację, mogę mieć braki tu i tam:) ale wszystko do zrobienia. Dzięki raz jeszcze!

Nice :D
O ile nad warsztatem możesz jeszcze popracować (nie martw się, i tak jest u Ciebie znacznie lepiej, niż u mnie), tak wyobraźni odmówić Ci nie sposób. Motyw memów bardzo mi się spodobał, tak jak i postać Superkomputera. Nie do końca tylko załapałem, kim byli owi "szczytowi" (ludzie zmodyfikowani przez technologię, którzy więzili "starszych" - ewolucyjnie - ludzi?). I jeszcze jedno pytanko: w ostatnim dialogu Superkomputer wspomina, że już raz pojawił się za wcześnie. Jakaś aluzja do Jezusa?
Ode mnie mocne, uczciwe 5. Gdyby była taka możliwość, dodałbym Ci jeszcze do oceny plusika ;P 

To nanoludzie więzili starych ludzi, a aluzję jak najbardziej zrozumialeś;) pozdrawiam i dzięki za mile słowo! I ja do Ciebie zajrzę.

Nowa Fantastyka