- Opowiadanie: Rigante - I nie pozwól nam spaść z gwiazdami

I nie pozwól nam spaść z gwiazdami

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

I nie pozwól nam spaść z gwiazdami

– Adam, Adam! – ciemnowłosa dziewczyna próbowała przecisnąć się między wiernymi zmierzającymi na platformę B.

– Hej Amelia. – Adam przyciągnął ją za ramię.

– Słyszałeś, co się stało? Główny Mechanik zmarł wczoraj w nocy.

– Ciężko było o tym nie usłyszeć. Pokładowe forum zostało zalane postami na ten temat.

– Straszna tragedia. Był dobrym człowiekiem.

– Skąd możesz to wiedzieć? Znamy go tylko ze świątecznych komunikatów i błogosławieństw.

– Och, daj spokój. Był głową Kościoła Technicznych. Nie wybraliby go, gdyby nie był właściwą osobą.

Adam powstrzymał się od komentarza. Kiedy dotarli do platformy, zaczęli rozglądać się za miejscem dla siebie. Pomimo dziesiątek metalowych ław, liczba wiernych przekraczała kilkakrotnie liczbę miejsc siedzących, więc stanęli pod ścianą okrągłej sali.

– Jak myślisz, kogo teraz wybiorą? – wyszeptała Amelia.

– Słucham?

– Na nowego Głównego Mechanika.

– Nie zastanawiałem się nad tym. To niewiele zmieni.

– Mówią, że największe szansę ma Albert Galvani.

– Rzeźnik? – Adam uniósł głos ze zdziwienia.

– Cicho! – syknęła Amelia. – Wiesz, że za takie stwierdzenie można trafić pod TT.

Albert Galvani od dwudziestu lat sprawował stanowisko Mechanika Cenzora. Znany był ze swojego twardego stanowiska wobec wszelkich odstępstw od wiary. Przywrócił instytucję Trybunału Technicznych do spraw Walki z Herezją. Wiele osób krytykowało tę decyzję przypominając, że taki sąd był potrzebny wyłącznie w Czasach Pierwszych, gdy Kościół dopiero się formował i nie brakowało uzurpatorów gotowych odebrać mu władzę. „Teraz" – mówili – „trybunał zajmuje się głównie uprzykrzaniem życia wolnomyślicielom".

– Jakoś nie jestem miłośnikiem jego polityki – przyznał Adam. – Wiesz, że miesiąc po objęciu stanowiska skazał człowieka na śmierć? To była pierwsza egzekucja od ponad trzystu lat.

– Kościół jest silny siłą jego wiernych, a Statek stabilny stabilnością Kościoła. – Amelia wyrecytowała formułkę, a Adam ze złości przygryzł wargę. „Widać Galvaniemu nie brakuje też zwolenników" – pomyślał. Zanim zdążył coś odpowiedzieć, po platformie rozległ się wysoki pisk zwiastujący rozpoczęcie mszy.

Ojciec Mechanik stanął na podium ubrany w odświętny kombinezon i rozłożył ręce. Telebimy rozstawione po całej platformie przekazywały obraz i dźwięk wiernym, którzy znajdowali się poza zasięgiem głosu kapłana.

– Kościół jest silny siłą jego wiernych – rozpoczął.

– A Statek stabilny stabilnością kościoła – dopowiedzieli chórem zgromadzeni.

– Dzisiejsza msza poprowadzona zostanie w intencji zmarłego Głównego Mechanika Izaaka VI, a także w intencji Zgromadzenia. Niech Bóg Szkutnik natchnie ich swoją mądrością, by w swym wyborze kierowali się dobrem Kościoła Technicznych.

– Taka jest wola załogi. – połączony głos wiernych poniósł się po sali.

Adam stracił koncentrację już w pierwszych minutach mszy. Prawie nie słyszał słów Ojca Mechanika. Przyglądał się Amelii zastanawiając się, jak to możliwe, że osoba tak bliska mu pod wieloma względami, tak różni się od niego w kwestii wiary. Próbował zgadywać ilu spośród zgromadzonych na platformie modli się gorliwie z potrzeby serca, ilu ze strachu przed Upadkiem, a ilu po prostu chce mieć łatwy dostęp do racji żywnościowych. Po chwili przeniósł wzrok na jedno z wielu olbrzymich okien okalających platformę i podziwiał przestrzeń ciągnącą się poza Statkiem. Próbował liczyć spadające gwiazdy, ale było ich z byt wiele.

– Wczoraj, na platformie C spotkałem dziecko, które widząc mój kapłański kombinezon zapytało: dlaczego nasz statek nie spada tak, jak spadają gwiazdy? – Ojciec Mechanik rozpoczął naukę.

– Zaśmiałem się – kontynuował – bo przecież wszyscy znamy odpowiedź. Statek nie spada, bo dobry Bóg Szkutnik podtrzymuje go, byśmy nie roztrzaskali się o bezkresną Wielką Ziemię. Ale po chwili zrozumiałem głębię tego pytania i zastanowiłem się nad nim. Dlaczego taka potężna i wspaniała istota jak Szkutnik, miałaby przejmować się losem tak mizernych istot jak my? Dlaczego stworzył Statek? Dlaczego nie zepchnie nas na Ziemię? – kapłan pozwolił, by pytanie wybrzmiało w sali – Odpowiedź jest prosta. Bo nas kocha. Podtrzymuje Statek mocą swego miłosierdzia. A my zapominamy ile wysiłku go to kosztuje. Jak ciężko utrzymać mu taki ciężar. W końcu opadnie z sił i nastąpi Upadek. Ale do tego czasu czcijmy go i przestrzegajmy jego praw, by nie stracił w nas wiary i nie porzucił nas przedwcześnie. Chwała Szkutnikowi!

– I Kościołowi Technicznych! – odpowiedzieli wierni, a gdy kapłan zszedł z mównicy wstali, żeby ustawić się w kolejce do dystrybutorów żywności.

Gdy każdy otrzymał już swoją tygodniową rację, ludzie zaczęli kierować się ku wyjściu. Wtedy znów rozbłysły wszystkie telebimy. Zaskoczeni wierni skierowali na nie swój wzrok. Na ekranach dostrzegli uproszczony rysunek Statku w kształcie stożka na tle skrzynki z narzędziami – oficjalne godło Sali Technicznych. Po chwili zastąpiła je twarz Moderatora.

– Zgromadzenie natchnione mądrością Szkutnika wybrało nową głowę kościoła – przemówił.

– Już? – powiedziała Amelia – To najszybszy wybór w historii.

– Niech załoga Statku odda cześć Głównemu Mechanikowi Albertowi Galvani, który od tej chwili niech będzie znany jako Mikołaj I.

Obraz na telebimach zmienił się ponownie ukazując mężczyznę stojącego dumnie na mostku kapitańskim. Cały statek pogrążony był w oczekiwaniu na jego słowa.

– Niech Kościół Technicznych umocni nas w wierze, by łaska Boga Szkutnika nie opuściła nas przed dniem Upadku.

– Taka jest wola załogi! – odkrzyknęli wierni.

 

Albert Galvani stał nieruchomo jeszcze przez chwilę po wyłączeniu kamer. Z trudem udawało mu się powstrzymywać emocje. Nareszcie został głową kościoła. Czy ktokolwiek przewidziałby to dwadzieścia lat temu? Owszem, wszyscy wiedzieli, że jest ambitny, ale nikt nie domyślał się, ile wysiłku włoży w osiągnięcie postawionego sobie celu. Donosy, podlizywanie się, zawieranie i zrywanie sojuszy wewnątrz kościoła, nawet jedno skrytobójstwo – nie powstrzymywał się przed niczym. A wszystko to ponieważ miał misję. Widział, że społeczność Statku zaczyna ulegać zdemoralizowaniu. Wszędzie szerzą się fałszywi prorocy i pseudonaukowcy. Co gorsza wielu dostojników kościoła przymyka na nich oko. „Nie mamy się czego obawiać. Prawda obroni się sama" – powiadają. Głupcy. Społeczeństwo to ciemne masy niezdolne do podejmowania takich osądów. A przecież gdy wiara osłabnie, osłabnie też miłosierdzie Szkutnika i Statek runie na Wielką Ziemię. Czy warto ryzykować losy całego świata pobłażając bezbożnikom? Albert Galvani wierzył, że nie i dlatego całe życie poświęcił zwalczaniu herezji. Zadaniu, które przewyższało zdolności Ojca Galvaniego, ale które może zrealizować Główny Mechanik Mikołaj I.

Wzrok kapłana padł na jedno z okien. Widząc spadające gwiazdy Galvani mimowolnie wspominał pierwszego heretyka, którego skazał na śmierć. Ze spokojem stwierdził, że jest pewny słuszności swojego wyroku równie mocno jak w dniu sądu. Miał pewność, że każda głęboko wierząca osoba podjęłaby podobną decyzję, gdyby usłyszała wszystko, co ten samozwańczy naukowiec miał do powiedzenia. Większość załogi znała tylko część prawdy, ujawnioną na publicznym procesie. Oskarżony bronił tezy, że Statek nie jest zawieszony nieruchomo w przestrzeni, a gwiazdy wokół niego nie spadają. Twierdził, że ich ruch jest tylko ruchem pozornym wynikającym z tego, że Statek przemierza wszechświat w kierunku pionowym.

– I gdyby tylko poprzestał na tym – wyszeptał Galvani.

Owszem, już samo to podważało potęgę Boga Szkutnika, ale Trybunał w swej łaskawości mógł uznać to jedynie za poważny błąd w wierze i poprzestać na symbolicznej chłoście i zakazie rozpowszechniania teorii. Ale niestety, w trakcie utajnionej części procesu oskarżony przedstawił pogląd bardziej plugawy. Wierzył, że statek nie został stworzony przez Szkutnika, a przez ludzi i że nie jest światem samym w sobie, a jedynie środkiem transportu pomiędzy światami właściwymi. „W pokładowym archiwum odnalazłem dokumenty, które sugerują, że nawet samo słowo Statek pochodzi pierwotnie od pojazdu służącego do przemieszczania się po wodach tak wielkich, że pokonanie ich mogło trwać latami" – mówił. – „Statek którym podróżujemy został stworzony do przemierzania dystansów jeszcze odleglejszych. Tak wielkich, że do celu mieli dotrzeć wnukowie pierwotnych pasażerów. Ale coś poszło nie tak. Z jakiegoś powodu jesteśmy w podróży już od tylu pokoleń, że zdążyliśmy zapomnieć, że w ogóle podróżujemy." Galvani rozmyślał długo zanim wydał wyrok. Nie dlatego, że zastanawiała go wina oskarżonego. Obmyślał karę. W końcu rozkazał wypchnąć mężczyznę w przestrzeń, „by towarzyszył gwiazdom w upadku, w który zwątpił".

– Samo wysłuchiwanie takich bredni może sprawić, że Szkutnik nas opuści! – Główny Mechanik wrócił myślami do teraźniejszości.

„Ale teraz wszystko się zmieni." – pomyślał. Dzięki twardym rządom Mikołaja I do dnia Upadku nie ostanie się nie tylko, żaden heretyk, ale i nikt kto nie wykaże się gorliwą wiarą. „Do czasu Upadku…" – powtórzył w myślach. Pogładził dłonią przycisk umieszczony na pulpicie, obok którego postawiono dwie mszalne świece. Ściekający z nich wosk kapał na konsolę. To był najważniejszy przycisk na całym statku. Dostępny wyłącznie osobom na stanowisku Głównego Mechanika. Strzegł dostępu do największej tajemnicy. Odpowiedzi na pytanie kiedy nastąpi Upadek. Galvani zmówił krótką modlitwę o czas potrzebny na przygotowanie siebie i swoich następców, poczym wcisnął klawisz. Z sufitu zaczął powoli wysuwać się monitor, aż zatrzymać się na wysokości oczu Galvaniego. Główny Mechanik odczytał przepowiednie i zwymiotował ze strachu.

– Gdzie twoja sprawiedliwość Szkutniku? – wyszeptał. – Jak mogłeś dać mi takie ambicje i jednocześnie tam mało czasu na ich realizację?

Ekran pokładowego komputera zawieszony przed twarzą kapłana był pęknięty, ale nadal sprawny. Wyświetlane na nim czerwone znaki układały się w prosty komunikat:

 

Przyczyna przerwania misji: Awaria systemu nadświetlnego

Aktualny cel: Ziemia

Przewidywany kontakt za: 2 lata 26 dni i 38 minut

 

 

Koniec

Komentarze

Pomysł, chociaż klasyczny i nie raz wykorzystywany, ciekawy przez to, że Autor sięga po kwestie wiary. Niestety, pomysł spalony na starcie --- materiał na długie opowiadanie, nawet powieść, streszczeniowo przedstawiony w szorcie...

P.S. pewnego rodzaju:
(...) ciemnowłosa dziewczyna próbowała przecisnąć swoje drobne ciało między wiernymi zmierzających na platformę B.
Znaczy, że jakimś sposobem opuściła swoje fizyczne ciało i pracowicie przepychała je między pozostałymi ludźmi?
Wiernymi zmierzających?
Jedno zdanie, pierwsze zresztą, a już takie niedoróbki.

Poprawiłem. Dzięki.

Rigante, przykro mi to pisać, ale to dalece nie wszystko... Albert Galvani czy Giovani? Dlaczego czerwone znaki, a nie po prostu litery? Przecinki... Trzysta lat to mniej więcej dwanaście przemian pokoleniowych --- jak wyobrażasz sobie utrzymanie poziomu wiedzy, kultury ogólnej? A stan techniczny tak długo lecącego statku? Liczebność załogi jaka? Wystarczająca, by nie doszło do wystąpienia i  skumulowania efektów chowu wsobnego? Mnóstwo do przemyślenia i napisania od nowa... Do czego zachęcam.

"Dlaczego czerwone znaki, a nie po prostu litery?"

Bo ":,2,26 i 36" to nie litery. Chyba, że się mylę, ale nawet wtedy ciężko to uznać za błąd.

"Trzysta lat to mniej więcej dwanaście przemian pokoleniowych --- jak wyobrażasz sobie utrzymanie poziomu wiedzy, kultury ogólnej?"

Wcale. Nie bardzo rozumiem zarzut. Tekst jest przecież cały o degeneracji wiedzy i kultury ogólnej. Dokładnie o to w nim chodzi.

" Liczebność załogi jaka? Wystarczająca, by nie doszło do wystąpienia i skumulowania efektów chowu wsobnego?"

Tak, wystarczająca.


 

Gdybym mogła postawiła bym 5 ;) Mi się podobało, tekst był o czymś i coś chciał przekazać (przynajmniej tak mi sie wydaje ;p) Czytało sie przyjemnie i były momenty zaskakujące. Zgodzę się z tym, że mozna z tego wycisnać owiele wiecej ;)

Thx
 

No dobrze, litera i cyfra to znaki graficzne --- ale ja nie przesadzałbym... Napis, informacja, komunikat, co podobnego jeszcze, ale nie znaki.
Owszem, ale słabiutko się zaznacza rzeczona degeneracja. Funkcjonuje sieć z forum, lecz nad głowami wisi bat w postaci TT... Cenzura, jak mniemam, ostra. Rozpisuję się o tym dlatego, że istnienie sieci komputerowej implikuje zachowanie informacji (niechby utajnionej, ale przechowanej), a jednocześnie gwiazdy im w dół spadają... Mimo że lecą z podświetlną.
Twierdzisz, że populacja wystarczająco liczna? Niech Ci będzie --- ale pomyśl o wielkości statku...
Poczytaj "non stop" Aldisa i "Przełęcz" Bułyczowa. Dla porównania.

Jeszcze jako dzieciak, w latach 80- tych czytałem taką genialną trylogię " Zagubiona przyszłość", "Proxima" i "Kosmiczni bracia" (polskiego autorstwa, co warto zaznaczyć). Pierwsza część była właśnie o statku kosmicznym który miał dostarczyć kolonizatorów na nową planetę, albo coś w tym rodzaju. Niestety leciał tyle pokoleń, że ludzie zapomnieli o misji, a z przepisów i regulaminu klika rządzących utworzyła religię, aby panować nad resztą załogi. Twój utwór wygląda jak mierny klon tamtego pomysłu. Jest taki sobie, nie wyróżnia się szczególnie. Dla chętnych polecam jednak wyżej wspomniane książki. Napisane były dużo wcześniej niż dostały się w moje ręce, bo były własnością mojego ojca. Bliższych danych nie pamiętam. Były genialne (już to napisałem) i przemyślane (twoje dzieło wyglada jak napisane w jedno popołudnie, bez szczególnego wysiłku umysłowego). Autorzy rozpracowali tam wszystkie kruczki, których olanie sobie zarzucają Ci w komentarzach. Nie ma to jak klasyka.

Uciekli z Ziemi (dokładnie z orbity wokółziemskiej) przed zwycięskim socjalizmem. Kurs obrali na Proximę Centauri. Nowej religii nie tworzyli --- zreformowali klasyczną, chrześcijańską.
Warto przeczytać dla obrazu izolowanego, zaczynającego wymierać społeczeństwa. Ideologię można pominąć...

Hmm masz oczywiście w pewnym sensie racje, ale porównujesz shorta ze sporymi powieściami. To oczywiste, że short się w takim porównaniu nie obroni. Moim zdaniem pomysł nie nadaje się na dłuższą formę właśnie dlatego, że wtedy byłyby tylko kalką wyżej wymienionych powieści. Zaznaczyłem to o czym mówisz w sposób charakterystyczny dla krótkich powieści - symboliczny,

Owszem istnieje sieć, istnieje napęd, mechanika statku, a załoga pamięta jak to wszystko obsługiwać i wiedze tą utrzymuje na zasadzie rytuałów, czy tradycji. Co jeszcze nie oznacza, że to rozumie. (tak samo jak ja świetnie radze sobie z moim laptopem i utrzymuje go w dobrym stanie mimo, że nie potrafiłbym go zbudować i nie znam zasady jego działania).

Co więcej. Właśnie dlatego kasta mechaników urosła do rangi duchowieństwa, bo zabiegi pielęgnacyjne były wykonywane ze względu na tradycje (rytuały), a nie w wyniku faktycznego zrozumienia zasady działania wyposażenia statku.(Degeneracje tą widać np. w świecy ustawionej bezmyślnie tak, że jej wosk wylewa się na konsolę, w pękniętym monitorze, czy wreszcie w całkowitym niezrozumienie komunikatu komputera pokładowego)

Rozumiem Twój tok myślenia, ale ciężko mi uznać dysonans między technologicznym otoczeniem, a ograniczoną mentalnością załogi za zarzut, bo cóż... taki był cel.

Jak wielki musiałby to być statek? Myślę, że nie aż tak duży. Pierwszy przykład z brzegu: Pigmeje Mbuti - populacja około 30tys (a znani są z rygorystycznego przestrzegania zasady niemieszania się z obcymi). Istnieją okręty, które przewożą prawie 7 tysięcy ludzi. Bez problemu mogę sobie wyobrazić statki kosmiczne pięć razy większe.

A gwiazdy spadają "nie mimo, że lecą z podświetną", ale właśnie dlatego, że lecą z podświetlną. Przecież ruch pozorny gwiazd widać z Ziemi mimo, że porusza się ona strasznie wolno (w stosunku do prędkości światła). Lecąc z prędkością światła nie zobaczyłbyś ruchu (może tylko w momencie startu i zatrzymywania się). Musisz lecieć przynajmniej trochę wolniej.

Zgadzam się, da się to na pewno przedstawić w sposób pełniejszy, nie pozostawiający wątpliwości i wszystko wyczerpująco tłumaczący. Ale wydaje mi się, że w tym tekście też mozna znaleźć wystarczająco dużo wskazówek, by wybrazić sobie realia.

Tak czy siak dzięki za wskazanie tego co może być niejasne. Jakbym kiedyś zmienił zdanie i chciał rozbudować tekst, to przemyślę to jeszcze raz i wezme pod uwagę.

Myślę że te wyjaśnienia które właśnie podałeś, a dokładnie akapity: 2 ("Owszem istnieje sieć ..."), 3 ("Co więcej. Właśnie dlatego kasta ...") i 5 ("Jak wielki musiałby ...") mógłbyś jakoś wkomponować w tekst. Wtedy wszystko byłoby jasne. Bo, przynajmniej dla mnie, te sporne kwestie same z siebie nie wyjaśniają się w opowiadaniu. Samo opowiadanie mogłoby na tym zyskać.

Hmmm może masz rację. Przemyślę to. Dzięki.

Mi, pomimo wymienionych przez poprzedników błędów i pewnych niedoróbek, tekst się spodobał. A dokładniej jego przekaz o wypaczeniu wiary i gubieniu sensu oraz celu podróży.
Fakt, że można by to rozbudować, ale w formie szorta też nie jest źle.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Degeneracje tą widać np. w świecy ustawionej bezmyślnie tak, że jej wosk wylewa się na konsolę, w pękniętym monitorze, czy wreszcie w całkowitym niezrozumienie komunikatu komputera pokładowego
Cytuję:
- Gdzie twoja sprawiedliwość Szkutniku? - wyszeptał. - Jak mogłeś dać mi takie ambicje i jednocześnie tam mało czasu na ich realizację?
(...)
Przewidywany kontakt za: 2 lata 26 dni i 38 minut

No więc zrozumiał czy nie zrozumiał?
W kwestiach wielkości statku kosmicznego, zdolnego zapewnić jakie takie warunki życia 30-tysięcznej załodze, oraz "spadania" gwiazd, sugeruję głębszy research.
Powodzenia.

Ewidentnie nie zrozumiał. Wręcz nie mógł pomylić się bardziej.

Przyznam, że zdębiałem po Twoim pytaniu, bo zrozumienie tej pomyłki jest niezbędne do zrozumienia całego opowiadania. 

Życzyłem powodzenia na zakończenie wymiany zdań, ale, ponieważ zdębiałem po zerknięciu, co jeszcze odpisałeś, mam prośbę. Przeczytaj ponownie fragment, zaczynający się od "To był najważniejszy przycisk na całym statku."
Powodzenia w interpretacjach własnego tekstu.

AdamKB, serio nie widzisz różnicy między odliczaniem czasu do "kontaktu z Ziemią" rozumianym jako powrót na planete Ziemia (co faktycznie głosi komunikat), a odliczaniem czasu do "kontaktu z Ziemią" rozumianym jako przepowiednie roztrzaskania się o mityczną "Wielką Ziemię" (Koniec Świata)?

"Strzegł dostępu do największej tajemnicy. Odpowiedzi na pytanie kiedy nastąpi Upadek.", "Odczytał przepowiednie i zwymiotował" - no masz w tym fragmencie wszystko czego potrzebujesz. Stąd moje zmieszanie

Konsekwencją tego co fragmentu jest domysł: komunikat, który był komunikatem nie do zrozumienia dla społeczeńtwa, które zapomniało czym jest "Ziemia" w którymś momencie stał się przyczynkiem do mitu.

W tekście nie ma nic co sugerowało by, że kapłan odebrał to jako komunikat powrotu na planetę (zwłaszcza, że nie wierzy, że w ogóle podróżuje). A chyba zgadzamy się, że to właśnie oznacza komunikat, tak?

 


 

Cała ta coraz bardziej obłędna wymiana zdań obraca się wokół pytania szkolnego: co Autor chciał przez to powiedzieć. Ty, pisząc, wiedziałeś, co powiedzieć chciałeś, ja natomiast, czytając, rozumiem to inaczej. Powód? Prosty jak budowa młotka. Nie przekazałeś mi swojej myśli w taki sposób, żebym podążył tropem Twoich skojarzeń. Więc  podążam drogami skojarzeń własnych.
Komputer podaje czas do powrotu na Ziemię. Jasne jak słoneczko. Mikołaj I rozumie to jako czas pozostały do Upadku. Też jasne. Ale czy dla Ciebie jest jasne, że z punktu widzenia czytelnika jest to jedno i to samo, bo jedno i drugie oznacza limit czasu, jaki pozostał arcykapłanowi na realizację wielkich celów? Biedaczysko aż się porzygał, gdy zobaczył, jak niewiele do końca jego własnego świata...
Przedstawienie społeczeństwa degenerującego się intelektualnie to trudna sprawa. Nowa religia, obrzędy zamiast świadomie przeprowadzanych operacji konserwatorskich --- gdzie to jest w tekście? Jakimi drogami doszli do koncepcji Wielkiego Szkutnika, powstrzymującego Upadek? Machnąłeś szkic czegoś większego, szkic węglem bez szczegółów, i chcesz, żebym wszystko odgadywał bezbłędnie, czyli zgodnie z Twoimi intencjami...

" i chcesz, żebym wszystko odgadywał bezbłędnie, czyli zgodnie z Twoimi intencjami..."
Nie odgadł. Wywnioskował. 
Dostajesz w tekście dwie podstawy na jakich zbudowana jest mitologia świata: pozorne spadanie gwiazd i komunikat/zapowiedź "kontaktu z Ziemią".
Moim prawem jest zakładać, że to dość by przy refleksyjnym podejściu do tekstu wszystko sobie poskładać. Twoim prawem jest uznać, że to dla Ciebie za mało. 

pozdrawiam 

Przyznam się, że też nie za bardzo zrozumiałam, co autor chciał powiedzieć w końcówce i mam wrażenia zbliżone do Adama. Myślę, że problem polega na bardzo niefortunnym dobraniu słów komunikatu. Mamy: awaria + kontakt z Ziemią - niestety, ale to brzmi - a co najmniej dopuszcza możliwość, jakby ów kontakt zakładał metodę bezpośrednią, czyli, że statek po prostu w Ziemię walnie (tak jak głosi ta ich religia). Znacznie lepiej zamiast nieszczęsnego "kontaktu" byłoby użyć sformułowania w stylu "Przewidywane lądowanie za (...)" - kapłanom byłoby wszystko jedno bo i tak nie wierzyli, że statek się porusza, a czytelnik miałby jednoznaczny komunikat "o co chodzi".
Drugi zarzut: wszyscy "Główni Mechanikowie" mieli dostęp do owego najważniejszego klawisza z komunikatem. Każdy z nich na swój sposób namawiał wiernych do modlitw do Szkutnika. Czy żadnego nie zaniepokoiło, że niezależnie od ich poczynań, zegar odmierzał czas jednostajnie w dół?

1) To właśnie słowo "kontakt" i wskazana prez Ciebie gra słów stały się podstawą mitu o uderzenie w "Wielką Ziemię".

Dokładnie to o czym piszesz "zaszło na samym początku. Kapłani którzy nie mogli znać właściwego znaczenia słowa "kontakt", bo w ogóle nie zakładali, że statek się porusza uznali własną interpretacje za dogmat.

"Proroctwo" było pierwsze. To nie komunikat został zinterpretowany pod kątem mitu, tylko mit został stworzony na bazie komunikatu (przynajmniej w części) To właśnie błędna interpretacja wytworzyła mitologie, na takiej samej zasadzie jak błędna interpretacja zjawisk otaczającego nas świata tworzyła np mitologie w antyku (pioruny - Zeus). 

2) Ciekawy zarzut, ale chyba dam radę go obronić. W trakcie mszy kapłan mówi: "W końcu opadnie z sił i nastąpi Upadek. Ale do tego czasu czcijmy go i przestrzegajmy jego praw, by nie stracił w nas wiary i nie porzucił nas przedwcześnie." - Data Upadku jest ustalona i pewna i wynikająca z niezdolności Szkutnika do podtrzymywania Statku. Wysiłki kapłanów były uzasadnione obawą, że Szkutnik nie widząc gorliwości swoich wyznawców stwierdzi, że podtrzymywanie statku to niepotrzebny "wysiłek" i poprostu porzuci go w jednej chwili bez ostrzeżenia.

Nowa Fantastyka