- Opowiadanie: Agroeling - Domokrążca

Domokrążca

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Domokrążca

Pewnego dnia przybył do miasteczka domokrążca. Lonka zawsze bardzo dziwiło, że

mieszczanie, tak chętni nowo przybyłym, ledwie go zobaczyli, pospiesznie zamykali

okna i drzwi, ostrzegając jednocześnie wszystkich sąsiadów.

– Uważajcie, nadchodzi! – krzyczeli.

Natychmiast ulice Inseld pustoszały, a ludzie zamierali w napiętym oczekiwaniu

na spektakl, który jednak nigdy nie doochodził do skutku. Zapadała niesamowita

cisza , zakłócana jedynie świergotem schowanych w konarach drzew małych ptaszków.

Zwykle domokrążca na darmo tracił czas. Wszędzie bowiem witały go starannie

zamknięte dębowe drzwi. Lonek zupełnie tego nie rozumiał. Dobrze

pamiętał, że ilekroć w miasteczku pojawiali się jacykolwiek kupcy, przyjmowano

ich gwarnie z otwartymi ramionami. Wszak mieli na sprzedaż rzadkie towary:

wyroby z niezrównanej wełny agedańskiej, srebrne sztućce, ceramikę z Indelin,

pięknie intarsjowane szkatułki z mahoniu, książki z barwnymi ilustracjami…

Tymczasem oferta domokrążcy – potępieńca była zupełnie nowa i zadziwiająca.

Sprzedawał bowiem opowieści. Nie opowiadał ich, nie recytował, a po prostu

sprzedawał, spisane koślawym pismem na zwojach pożółkłego, zatęchłego papieru.

Lonek zapytał nawet kiedyś matkę, dlaczego mieszkańcy tak się zachowują na jego

widok.

– Dlaczego nie wpuszczamy tego pana do domu?

– To nie jest żaden pan, synku. To bardzo, bardzo zły człowiek – odparła matka,

z trzaskiem zamykając okiennice.

Tego dnia, gdy domokrążca jak co roku zawitał do Inseld, rodzice Lonka wyjechali

do krewnych. Był słoneczny, ciepły dzień. Chłopiec z uśmiechem bawił się piłką

przed werandą swojego domu. Nagle dostrzegłszy kroczącego wyludnioną ulicą

niechcianego gościa, postanowił wpuścić go do mieszkania i wziąć całą

odpowiedzialnoś za tę decyzję na siebie. Miał wszak już jedenaście lat i uważał

się za dorosłego, małego mężczyznę.

Stanął przed wysokim, owiniętym w popielatą opończę domokrążcą, który utkwił w 

nim nieruchomy wzrok.

– Cóż takiego pan sprzedaje? – spytał cicho Lonek.

– Opowieści – odparł nieznajomy.

– A o czym są te opowieści?

– Moje opowieści nie traktują o czymś. One są jak śmierć. Prowadzą do brzegu

czarnej rzeki. Rzeki zapomnienia i nicości.

– A gdybym tam poszedł, to co bym robił? – ciągnął dalej Lonek.

– Popłynąłbyś tą rzeką. Zwiedziłbyś odległe, skąpane w mrocznych oparach

krainy…Krainy umarłych aniołów, tonące w wiecznej ciemności. Krainy

pokutników, cierpiętników i wyklętych. A kiedy wróciłbyś do swego domu, w twoim

życiu nastąpiłaby doniosła zmiana. Widzisz, nikt nie chce tych moich opowieści.

Ci głupcy, którzy zamykają drzwi, obawiają się ich jak zarazy. I nawet nie

wyobrażają sobie, że tym samym tracą kolosalną szansę na lepsze jutro. A

przecież moje opowieści mają magiczną siłę wyzwolenia ludzi z okowów ciężkiego,

pełnego znoju życia.

 

Gdy rodzice Lonka w szampańskich nastrojach zbliżali się do domu, już z daleka

ujrzeli otwarte drzwi.

– Coś się stało – szepnęła kobieta i mocno pociągnęła męża za rękaw.

Niestety, w środku nie znaleźli nikogo. Całe miasteczko postawiono na nogi.

Chociaż zapadał groźny zmrok, wszyscy hurmem ruszyli na poszukiwania chłopca.

Nadaremno. Jakby go kikimora zwiodła na bagniska.

 

Minęło dziesięć lat.

 

Zbliżały się świąteczne dni i przez Inseld przeciągała niezliczona rzesza

wędrownych kramarzy, bardów , kuglarzy. Był wśród nich również pewien nieziemsko

przystojny młodzieniec, a spragniona wszelkich uciech i rozrywek gawiedź,

właśnie jego oczekiwała ze szczególną niecierpliwością. Młody, zawsze

uśmiechnięty adept sztuki handlowej sprzedawał książki. Jednak biedna ludność

małego miasteczka rzadko je kupowała. Najczęściej zapraszali go w gościnne

progi i pozwalali, by tuż po zajściu słońca, roztaczał czar niezwykłych,

baśniowych opowieści.

Nieraz snuł je aż do rana, pogrążając zgromadzonych przy kominku słuchaczy w 

upojnym rozmarzeniu. A kiedy w końcu nadchodził czas rozstania, wychodząc

zostawiał na stoliku niby przypadkiem jedną ze swoich książek.

Wszyscy lubili tego domokrążcę. I nikt nie rozpoznał w nim zaginionego niegdyś

chłopca o imieniu Lonek.

 

 

Koniec

Komentarze

"Lonka zawsze bardzo dziwiło, że mieszczanie, tak chętni nowo przybyłym, ledwie go zobaczyli, pospiesznie zamykali
okna i drzwi, ostrzegając jednocześnie wszystkich sąsiadów."- brak tego przecinka strasznie zgrzyta.
"ich gwarnie z otwartymi ramionami."- zgrzyta.
Trochę przecinków brakuje, ale to jest częsta choroba na tej stronie. I chyba zakaźną, bo zauważyłem, że im więcej czytam na NF, tym większe mam problemy z interpunkcją:).
Wyjechali do krewnych, a chłopca zostawili? Dziwne. Wiem, czepiam się:).
"Chociaż zapadał groźny zmrok" - groźny mrok mi, w zasadzie, pasuje. Groźny zmrok niezbyt.
Puenta, refleksja- jakkolwiek ją zwać- nie jest zbyt wyraźna, co nie znaczy, że jest zła.
Fajny, krótki tekst. Perorowałbym, że trzeba, z łaski swojej, wprowadzić jakąkolwiek korektę, ale po moim ostatnim tekście czuję, że nie jestem do tego uprawniony. Oceny nie wstawię. Na 4 za mało, 3 nie mam serca dać.





Zgrabny styl i ciekawy tekst, jednak zmarnowany, bo wydaje się być jedynie częścią dłuższej opowieści. Po przeczytaniu nasuwają mi się na myśl klechdy. 
Następnym razem pomyśl, czy by podobnej opowieści nie rozwinąć.
Oceniłbym na trójkę, ale nie mogę... ;(

Pozdrawiam 

Coś mi tu nie pasuje. Koleś popłynął czarną rzeką, zwiedził straszne krainy pełne zła, bólu i cierpienia, a potem wraca do domu i opowiada piękne, oczarowujące bajki. Ale chyba nie o tych miejscach, które zwiedził?
To jedno, a drugie, to sporo tu niejasności. Kim był domokrążca, dlaczego Lonek po pobycie w tak strasznych i złowieszczych miejscach wraca jako piękny, elokwentny szaleniec? Nie powinien stać się raczej cichym, mrocznym psychopatą, któremu psychika siadła od oglądania tych mrocznych światów?
 I jeszcze jedno mnie gryzie. To, że go tam nie rozpoznali, to ciort. Ale on serca nie miał? Nie przywitał się nawet z rodzicami? Nie odwiedził ich? Nie pomógł, skoro sam stał się bogaty? A może zapomniał o nich?

Sporo mam wątpliwości co do fabuły w tym tekście.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Dzięki za komentarze. Wydawało mi się, że przecinków jest dosyć, ale może i mnie owa choroba dopadła. Skończyłem już z szortami i mój następny tekst "Czarodziej i Lichwiarz" bedziie znacznie dłuższy.

Fasoletti - bajki na ogół nie są logiczne.Na tym to miało polegać, żeby nie wszystko było oczywiste, dać  pola wyobraźni . Zreesztą ja sam nie lubię opowieści, gdzie wszystko jest wyłożone na tacy, robią sie wtedy zbyt płaskie i nieraz miałkie.

"Fasoletti - bajki na ogół nie są logiczne." - ?

Bajki zwykle są łopatologicznie logiczne. Warto spojrzeć choćby na braci Grimm, Andersena, Ezopa. Zawsze jest jasny ciąg przyczynowo-skutkowy. Tutaj tego całkowicie brakuje. Powiedziałbym nawet, że końcówka jest "z dupy wzięta", za przeproszeniem.

Pozdrawiam,
exturio 

Zgadzam się z Fasolettim i exturio. Sam się trochę pogubiłem w tym zakończeniu. Zwykle moja wyobraźnia pozwala mi rozwinąć po swojemu niedopowiedziane, bądź niedokończone wątki, ale tutaj jakoś nie dała rady. Początek mnie zaciekawił, ale końcówka rozbiła. Sam styl mi się podobał, tak więc czekam na "Czarodzieja i Lichwiarza", chętnie przeczytam ;)

 

 

Mi osobiście to tekst przypomina trochę klimaty z opowiadań Dino Buzzatiego i szczerze podoba mi się to. :)

Cóż, nic nowego i odkrywczego nie dodam odnośnie treści opowiadania. Zgadzam się z Fasoletti i exturio. Opis domokrążcy i to co mówi chłopcu logicznie zapowiadałoby coś złego. Słowa "opowieści wyzwalają ludzi z okowów ciężkiego, pełnego znoju życia"  sugerują wręcz śmierć. Tymczasem zakończenie sugeruje że Lonka był adoptowany przez conajmniej bogatego księcia i dobrze się bawił przez te wszystkie lata. Nie rozumiem też, jak opowieść spisana na pożółkłym papierze skłoniła chłopca do ucieczki z domu. Kolejny zgrzyt logiczny- jeżeli nikt, absolutnie nikt w tym mieście nie kupował od domokrążcy, to po kiego diabła ten wciąż tu przychodzi? Dalej-  zgadzam się z tym, że chłopak po powrocie nie odwiedził swoich rodziców świadczy albo o braku serca, albo o amnezji. Chociaż jeżeli od nich uciekł w wieku 11 lat, to pewnie nie mieli zbyt dobrych relacji w rodzinie ;-)
Powyższe proponowałbym nie traktować jak zarzutów, ale jak pytania na które mógłbyś spróbować wymyśleć odpowiedź. Twój utwór byłby dłuższy, ale być może i ciekawszy.
PS. co do nietrafionych zbitek słownych, dla mnie, oprócz już wymienionych, wpadło w oczy: " z uśmiechem bawił się piłką". Może lepiej by było: 'wesoło bawił się piłką'. Trochę tak niewygodnie byłoby ganiać za piłką z uśmiechem przyklejonym do twarzy ;-)

 - jeżeli nikt, absolutnie nikt w tym mieście nie kupował od domokrążcy, to po kiego diabła ten wciaż tu przychodzi? -
Widzisz, sam odpowiedziałeś na to pytanie, po prostu domokrążca miał być kimś w rodzaju diabła. A jak wiadomo, diabeł jest cierpliwy. Zawsze uwielbiałem opowieści przesycone atmosferą tajemniczości i grozy - Kafka, Borges, Schhulz, Grabiński, Cortazar czy Buzatti.I staram się coś takiego pisać, tyle że ożenione z fantasy.W tym roku napisałem już typowy horror, tyle że w takim klasycznym stylu.Po prostu taka stara fantastyka ma dla mnie wciąż nieodparty urok.
Pozdrawiam

Z wymienionych przez Ciebie autorów znam tylko Kafkę. To prawda, on jest tajemniczy, magiczny, wręcz metafizyczny. Tylko że to co on pisze ma sens i myśl przewodnią. Jest przemyślane, prowadzi do konkretnego meritum. ( Tym się różni metafizyczność od tajemniczości: to pierwsze poprzez tajemnicze opisy przekazuje głębokie treści, których inaczej przekazać się nie da.) Nie znam innych twoich dzieł, ale to jedno-'Domokrążca'- nie posiada nic z tego. Przynajmniej dla mnie. Jeżeli jest jakaś konkretna myśl, przesłanie które chciałeś przekazać, to niestety nie dostrzegłem go. 'Domokrążca' jest tajemniczy dla samej tajemniczości, niczego (przynajmniej dla mnie) za sobą nie niesie. No i ciąg prowadzenia akcji nie jest jednolity. Odnoszę wrażenie, że zaczynając pisać myślałeś o czymś innym, a kończąc o czymś innym. Chodzi mi o te zarzuty, które już napisałem powyżej: charakterystyka domokrązcy i jego słowa, a zakończenie opowiadania.

To opowiadanie jest ciekawe. Pomysł - inny niż wszystkie - pobudza wyobraźnię. Można się pewnie doczepić jakiś nierówności i paru zbędnych przymiotników, ale całość wciąga i budzi refleksję. 

Moja ocena to 4+.

Pozdrawiam:)) 

Nowa Fantastyka