- Opowiadanie: padzik07 - Świat Dysku "Pyłek" Part 3 i 4

Świat Dysku "Pyłek" Part 3 i 4

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Świat Dysku "Pyłek" Part 3 i 4

Rozdział 3

 

Mustrum Ridcully, rektor Niewidocznego Uniwersytetu, najlepszej uczelni magii na dysku i zarazem najbardziej widoczny budynek spoza murów Ankh, siedział w swoim gabinecie. W ręku trzymał kuszę pistoletową i mierzył w wypchany łeb sarny.

Puk, puk.

– Wejść!

Nikt nie wszedł.

Puk, puk!

– Nie mam czasu! Jestem bardzo zajęty!

Bełt wbił się w ścianę kilka cali nad głową.

Nikt nie wszedł.

Puk, puk!!

– Nie każ mi wstawać!

Puk, pukExclamation

– Ech.

Rektor wstał i poczłapał w stronę drzwi. Otworzył je i…

Pusto. Korytarz był pusty.

– Kwestor!

Szybkie kroki na schodach i mały człowieczek był już pod gabinetem.

– Tak?

– Znajdź żartownisi, którzy pukali do moich drzwi. Ale już.

– Są sesje.

– Co?

– Wszyscy uczniowie się uczą.

– Po co?

– Mają egzaminy za tydzień.

– A kto je ma sprawdzać?

Zapadła chwila milczenia. Magowie nie lubili pracy. A może praca nie lubiła ich? Ważne jest to, że żaden z szanujących się magów nie dbał o nic innego niż swój brzuch. Oczywiście nikt o tym nie wiedział, inaczej każdy chciałby być magiem.

– Chyba… Nie wiem rektorze.

– Szkoda. A teraz powiedz mi kto pukał. Magowie?

– Raczej nie.

W Sali kilka pięter niżej stary Windle Poons bawił się jedną z wielu miedzianych gałek w swoim wózku. Kierownik studiów nieokreślonych spał, a Wykładowca run współczesnych grał w domino z Dziekanem. Tylko Myślak Stibbons zajmował się czymś ważnym dla Uniwersytetu. Patrzył przez okno, prawdopodobnie by wypatrzeć potencjalnych włamywaczy.

– Czyli ty?

– Byłem na górze.

– Och.

– Kwestorze.

– Tak?

– Macie się dowiedzieć kto pukał.

W tym samym czasie na dole Stibbons zauważył to co nie zdarzyło się jeszcze nigdy.

– Wydawało mi się że psy nie spadają z nieba.

– Co? – Poons przerwał na chwilę zabawę gałką i podjechał do okna wózkiem.

– Przecież nie pada.

Czasem gdy leje deszcz niektóre krople stukają wesoło o szybę. Ta zdecydowanie nie była kroplą i nie stuknęła wesoło.

– O czym ty mówisz chłopcze.

Myślak przetarł okulary.

Kolejna kropelka odbiła się od szyby. Ta tym razem była nader szczęśliwa i na dodatek ganiał swój ogon.

– Czy ktoś widział moją książkę? – Poons wrócił na swoje dawne miejsce.

– Ty nie czytasz od… ile on już nie czyta? – Dziekan oskrobał się w głowę.

Wykładowca run współczesnych zastanowił się chwilę i postawił odpowiedni klocek.

– Wygrałem!

– To od ilu lat?

– Jakoś tak… ile w ogóle Windle ma lat?

Nadszedł moment naprawde długiego milczenia. Nikt nie wiedział ile stary mag ma lat, ale pewnym było że Śmierć był już zirytowany, co rzadko zdarza się u kogoś kto nie zna pojęcia upływu czasu.

– Ej, tam na prawdę jest deszcz psów.

– Oszukujesz! Tak nie można stawiać klocków!

– Można!

Jakiś chihuahua z przerażeniem w oczach próbował chwycić się parapetu. Bezskutecznie.

Stibbon otworzył okno i spojrzał w dół.

– Nie ma problemu, mają spadochrony!

 

Rozdział √9 + 1 (teraz nawet troll to rozwiąże)

 

Drzwi gabinetu otwarły się, a do środka powoli wszedł kapitan Vimes. Siadł w swym ulubionym fotelu, otworzył szufladę i pociągnął łyk Brendy. Był padnięty, Sybil zostawiła go z synem, a sama wyjechała na zlot chodowców smoków bagiennych. Ostatnio Sam dostał list, że musi zostać tam dłużej, bo jeden z gadów wybuchł strasząc pozostałe. Nikt nie wie czemu się przestraszyły oraz jak zdołały uciec. Przecież nie latają. Nikt nie próbował połączyć tego z faktem przerwy obiadowej.

Ważne jest jednak to że Sam został sam z Samem. Wiązało się z tym wiele obowiązków. Junior potrafił już czytać, ale przecież tata nie musi o tym wiedzieć więc stary kapitan codziennie musiał wracać do domu i czytać „Gdzie jest moja krówka(wydanie ze wszystkimi odpowiednimi odgłosami podwórka)". Nieważne, że znał ją na pamięć. Niektórych rzeczy po prostu się nie zmienia.

Z zadumy wyrwało go stukanie do drzwi.

– Wejść!

Sierżant Marchewa zasalutował.

– Tak sir!

A następnie wszedł.

– Słucham? – Vimes podrapał się niedbale po głowie.

– Sierżant Detrytus znalazł człowieka odpowiedzialnego za zniknięcie rzeki.

Strażnik zasalutował. Odczekał przepisową chwilę i powiedział:

– Sir.

Sam nie myślał zmarnować czasu i pociągną z butelki raz jeszcze.

– Sir. Czy mogę o coś spytać.

Tylko Marchewa potrafił spytać o pozwolenie na zadanie pytania bez zdania pytania. Pytany jak to robi odpowiadał, „To logiczne, nie mogę jeszcze pytać". Jka się zastanowić wygranie na loterii też jest śmiesznie proste. Masz pięćdziesiąt procent szans. Albo wygrasz, albo nie.

– Tak.

– Czy nie wolno pić na służbie, sir?

– Niewolno. Musisz się jeszcze wiele nauczyć.

I przechylił butelkę raz jeszcze. Smutny stwierdził, że jest już pusta.

Każdy uśmiechem skwitowałby swój mały tryumf, lecz Marchewa nie dostał pozwolenia na uśmiech.

– Niech Detruyt… Ej, jak to ktoś ukradł rzekę?!

-Sir. Ma pan słuszność, sir. – Marchewa przytupnął.

Vimes machnął ręką, nie miał ochotę na zbędne przedłużania.

– Niech wejdzie. I powiedz Nobs'owi żeby przyniósł mi nową butelkę.

– Sir. To będzie trudne, sir.

Sierżant wycofał się szybko, nie zapominając o przepisowym tupnięcia, zasalutowaniu, tupnięciu, pochwaleniu władz Ankh Morpork i salucie po wyjściu.

Po chwili wszedł troll prowadząc kaprala Nooby'iego . Ten unosił się ciut nad ziemią. Zdecydowanie nie z własnej woli.

– Przyprowadziłem złodziej. A.

Troll poprawił szybko deklinacje. Posiadał z nią czasem jeszcze problemy. Nie dziwiło to, że jakieś miał, ale to, że miał MAŁE.

– To Nobby Nobs. – Stwierdził spokojnie Vimes.

– To złodziej rzeki!

Nikt nie kłuci się z zdecydowanym trollem.

– Jak ją ukradł? – Nie poddawał się Sam.

– Myślę, że…

– Co?

– Myślę…

– Co? – Tym razem zdziwili się obaj ludzie, lub człowiek i Nooby Nobs. Jak kto woli.

Vimes odstawił przestraszony butelkę na biurko. Na szczęście była już pusta.

– Myślę… co? – Tym razem zdziwienie okazał również Detrytus.

– No właśnie.

Kapral siedział już na ziemi i patrzył teraz na trolla.

– Co? – Podrapał się po głowie.

– To dziwne.

– Masz rację Detrytus. – Sam schował butelkę głęboko do szuflady. Brak żony potrafił przywrócić nawyk picia, ale myślący troll skutecznie go odbierał.

Głowa sierżanta zrobiła się niebezpiecznie czerwona.

– To dziwne nie sądzi pan, kapitanie Vimes? Nigdy tak jeszcze nie miałem. To nader wysoce dziwne!

Głowa była już biała, hełm dawno przelewał się po podłodze, a farba ze ścian obok łuszczyła się.

– Myślę że powinienem na chwilę przestać? Myśli pan, że lód pomoże?

Vimes i Nooby Milczeli. Dawno przestali po prostu „milczeć". To było Milczenie.

– Ma pan rację. Lód nie wystarczy.

Troll przyjrzał się framudze. Ta była bliska samozapłonu.

– Odłożę chyba rozmyślanie nad naturą trolla na później. Do widzenia, sir.

Koniec

Komentarze

czekamy dalej...

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Przeczytałem też sobie poprzednie Twoje Kroniki z SW - pomijając tragiczną (!!!!!!!!) ortografię to czyta się to bardzo przyjemnie :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Taaaak. Ortografia.

No racja. To skandal wytykać ci niechęć do współczesnych edytorów tekstu, w których zdecydowaną większość byków podkreślą ci na czerwono.

Nowa Fantastyka