- Opowiadanie: HaMo - Operacja Sprzątanie

Operacja Sprzątanie

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Operacja Sprzątanie

(6 godz. wcześniej?)

Laptop z pełną gracją wylądował na podłodze. Moje nogi uwięzione w rajstopy zostały na swoim miejscu, za to cała reszta mnie wylądowała obok laptopa. Gracji w moim lądowaniu próżno by szukać. Wyrżnęłam brodą w podłogę ale za to telefon dzielnie trzymałam przy uchu.

– Halooo, co tam się dzieje? Halooo.

– Nic, nic, uch, już wszystko w porządku, możemy kontynuować. – Miałam co do tego pewne wątpliwości ale postanowiłam nie wtajemniczać w nie tego faceta. Z niejakim trudem przekręciłam się na bok i spojrzałam na komputer.

– Żeby to skonfigurować, musi pani wcisnąć kombinację trzech klawiszy. Podaje. Halo, słucha mnie pani?

– Tak, tak, oczywiście, słucham. – Oczywiście nie słuchałam bo chyba nie było już sensu wciskać czegokolwiek. Laptop sam się skonfigurował i zaczęłam się obawiać, że nic już go nieodkonfiguruje. – No to klops.

– Klops? Jaki klops? Czy pani nic nie jest? Mam wrażenie, że…

– Nie, nie, nic mi nie jest, mam tu tylko niezłą kaszankę. – Moja ręka powędrowała do brody i odkryła rosnącego guza. No to pięknie, świetny dzień się szykuje.

– Mówiła pani, że klopsa.

– Co? Jakiego klopsa? – Czy ten gość zwariował? Czemu właściwie ja z nim jeszcze rozmawiam zamiast ściągnąć te rajstopy i wbić się w jakieś spodnie?

– Mówiła pani, że ma klopsa a później, że kaszankę i ja już nie wiem. – No zwariował, jak rany Juzek, musiał zwariować.

– Czy pan jest głodny? – Tym razem wylądowałam na plecach, wolną ręką próbując ściągnąć te cholerne rajstopy.

– A chce mnie pani zaprosić na kolację?

– Tak, oczywiście, kolacja. Mam nadzieję, że lubi pan klopsy i kaszanki, bo sama sobie z tym nie poradzę. Do widzenia. – Ręka opadła a rajstopy się poddały. I świetnie, mogę sobie wreszcie iść do pracy.

 

(7. godz. wcześniej)

– Halooo. – Natarczywy dzwonek telefonu wyrwał mnie z błogiego snu.

– Siema. – Głos mojego kochanego szefa sprawił, że całkiem sprawnie i szybko otworzyłam oczy, a to pozwoliło spojrzeć mi za okno. Za jasno, stanowczo za jasno.

– O kurwa. – Teraz już stałam, gotowa ruszyć do walki. Obrałam kierunek – łazienka.

– Nie, to tylko ja, Mirek. – Wyczułam rozbawienie?

– Która godzina? – Musiałam zadać to pytanie, chociaż odpowiedź aż tak bardzo mnie nie interesowała.

– 10:00. – Znaczy się pięknie, jestem jak na razie 2 godziny spóźniona.

– O kurwa. Ooo, zaspałam, ooo. – Łazienka zdawała się przybliżać w szybkim tempie. Fuck, nie umyje już włosów, trzeba będzie coś wykombinować.

– To ty spałaś? – Tym razem było to autentyczne zdziwienie. – Przepraszam, nie chciałem cię obudzić. – Nie chciał mnie co? Ja chyba jeszcze śpię.

– Będę w Fabryce najszybciej jak się da. – Nie czekałam na odpowiedź, rozłączyłam się i wskoczyłam do wanny. W przelocie spojrzałam na moje włosy. To będzie dzień.

 

(5 godz. wcześniej)

– Cześć. – Wpakowałam się do pokoju pełnego ludzi. Nikt specjalnie nie zwrócił na mnie uwagi. Wypatrzyłam Darię i przepchnęłam przez tłum.

– Co tu się dzieje? – Stanęłam tuż przy niej i udawałam zainteresowanie. Spojrzała na mnie. Jej oczy robiły się coraz większe ze zdziwienia.

– Jak ty wyglądasz? – Zdawałam sobie sprawę, że bluza z kapturem, adidasy i dżinsy nie są moim standardowym strojem służbowym ale, żeby się tak dziwić? – Co z twoją brodą? – No tak, broda, musiała nie najlepiej wyglądać. Nawet puder nie pomógł na guza i zaczerwienienie.

– Miałam mały wypadek, no i trochę zaspałam.

– Trochę? – Jej wzrok powędrował w stronę zegara wiszącego za biurkiem wodza.

– Nie czepiaj się, powiedz lepiej o co chodzi w tym całym bałaganie. – Wskazałam gestem ludzi w pokoju, fabryka tętniła życiem jak zawsze gdy działo się cos poważnego i cholernie tajnego.

– Jest pilna odprawa, sama nie wiem o co chodzi, Mirek dopiero zacznie.

– Proszę o spokój, cieszę się, że są już wszyscy, niektórzy nawet wyspani. – Spojrzał wymownie na mnie, a ja uśmiechnęłam się jak zwykle promiennie i bezczelnie.

 

(4 godz. i 45 min. wcześniej)

– No to niezły dym się zrobił. Dawno nie było takiej afery. Coś czuję, że szybko z pracy nie wyjdziemy. – Siedziałam u Dyśki na biurku i machałam nogami.

– No, jak sprawa się rypnie to mamy aferę międzynarodową. – Rozparła się wygodnie na krześle.

– Będzie wesoło, a jak znam życie to Mirek teraz myśli kogo wyznaczyć do tego spec zadania. – Spojrzałam na dwie koleżanki szepczące w kącie pokoju. – Jak popatrzę na niektórych to mi się zdaje, że to są służby specjalnej troski. – Daria podążyła za moim wzrokiem i obydwie zaczęłyśmy chichotać. Można się było spodziewać, że dokładnie w momencie gdy zanosiłam się śmiechem otworzą się drzwi i ujrzę w nich Mirka.

– Oho, widzę, że humor dopisuje. Wystarczy się wyspać, co?

– Ależ Mirku, ta ironia była zbędna. – Wydęłam usteczka.

– Dziewczyno, ty się do mnie inaczej jak ironicznie nie odzywasz. Zapraszam do siebie, trzeba wykorzystać twoją energię. – Zniknął za drzwiami a my z Darią spojrzałyśmy zaskoczone po sobie.

– No, to idę wykorzystywać energię. – Szepnęłam, zeskoczyłam z biurka i byłam już w połowie drogi do gabinetu wodza. Doleciały mnie jej słowa.

– Broda już cię boli, uważaj na kolana. – Starałam się ukryć uśmiech gdy zamykałam za sobą drzwi.

– Po co tu siedzisz, zamiast iść do swojego pokoju?

– Bo ja przecież grzecznie czekałam aż mnie wezwiesz. – Spojrzał na mnie i pokręcił głową na widok mojej niewinnej miny.

– Grzecznie, myślałby kto. – Zamruczał bardziej do siebie niż do mnie. – Słuchaj, może ja ci zmienię pokój, jeśli twój ci nie odpowiada i ciężko cię w nim zastać?

– A nie, dziękuję ci bardzo, ale ja swój całkiem lubię. Możesz co najwyżej załatwić mi bezprzewodowy telefon.

– Siadaj. – Wskazał mi fotel naprzeciwko, urywając tym samym bezsensowną dyskusję. – Pamiętasz jak ostatnio dałaś dupy?

– Ja pamiętam, ale że ty też?

– Jesteś dobrym agentem operacyjnym, ale przez swój język daleko nie zajdziesz.

– Myślałam, że właśnie przez język można zajść daleko. – Wstałam i nachyliłam się nad jego biurkiem zapominając, że mój dekolt jest tego dnia starannie ukryty. – Zresztą to nie o język chodzi. Jakbyście mi dali lepsze stanowisko nie byłoby komu robić brudnych robót.

– Dobrze, że o tym wspominasz, trzeba posprzątać.

– Mówisz o takim dosłownym sprzątaniu? – Opadłam znów na fotel zabierając przy tym długopis z biurka i zaczęłam się nim bawić.

– O dosłownym. – Spojrzał poważnie.

– Znaczy – pochyliłam się w jego stronę i ściszyłam głos – trzeba kogoś zabić?

– Nie mówię o sprzątnięciu tylko posprzątaniu. – Nie spuszczał ze mnie wzroku.

– Twoim zdaniem, mam to zrobić sama?

– Nie, dostaniesz agenta do pomocy.

 

(4 godziny i 30 min wcześniej)

Tym razem Dyśka siedziała na moim biurku.

– On sobie wyobraża, że z jakimś ruskim agentem pozbędziemy się tego ciała. Myśli, że jak ostatnio schrzaniłam, to teraz dam z siebie wszystko. Nie wpadł na pomysł, że znów mogę coś spieprzyć. – Ładowałam spokojnie naboje 9 mm Makarowa do magazynka.

– I tu muszę się z nim zgodzić. Ty zawsze dajesz z siebie wszystko a wtedy to był mały wypadek.

– Też cię kocham, ale to nie był mały wypadek, ja najzwyczajniej w świecie nie sprawdziłam tej łazienki i Gruby dostał.

– On nie ma ci tego za złe. – Wstała dość szybko i nastawiła wodę na herbatę.

– On może sobie nie mieć, ja mam. – Magazynek wylądował w broni a broń w kaburze. Tą wrzuciłam do plecaka i spojrzałam w lustro krzywiąc się przy tym. Włos przylizany, paznokcie niepomalowane a ubranie? Szkoda gadać. Odwróciłam się na pięcie i napotkałam rozbawione spojrzenie Darii. Ona zna mnie jak nikt inny.

– Dobrze wyglądasz – otworzyła przede mną drzwi i przepuściła na korytarz. – Zresztą jedziesz na akcję.

– Na akcji też trzeba wyglądać. – Ruszyłam długim korytarzem. Te dwie ciągle szczebiotały. Gdy je mijałam doleciały mnie strzępki rozmowy.

– No, wiesz, musiałam wstąpić do Rossmana po ten żel do masażu i innych zabaw, bo, no, wiesz, wróciłabym do domu i, no wiesz. – Zatrzymałam się gwałtownie a słowa same przyszły.

– I nuda, co? – Dziewczyny zamilkły, ja, już nie patrząc, ruszyłam do wyjścia, usłyszałam jeszcze tylko śmiech Dyśki i trzaśnięcie drzwi.

 

(2 godz. później)

Moja stopa została w podłodze razem z pedałem sprzęgła. Spojrzałam zdziwiona w dół i gdy zrozumiałam co się stało, gwałtownie zahamowałam. Siergiej spojrzał zdziwiony.

– Sprzęgło się urwało. – Staliśmy dokładnie na środkowym pasie, trzypasmowej drogi szybkiego ruchu.

– To mamy chyba problem.

– Problem to my mamy odkąd twój zwierzchnik, zechciał zdradzać swoją żonę z pokojówką – włączyłam awaryjki i pomyślałam, że trzeba by wystawić trójkąt. – I co to za zwyczaje w ogóle? Ja rozumiem różne zboczenia ale żeby nie przestać dusić w odpowiednim momencie? – Siergiej, wielki chłop, skulił się na fotelu, najwidoczniej zawstydzony zachowaniem swojego przełożonego.

– Wiesz, świetnie prowadzisz i strzelasz. – Starał się rozładować napięcie.

– Na tyle świetnie, że zamiast jednego trupa mamy trzy i to w moim samochodzie.

– Ależ nie przypisuj sobie wszystkiego, jeden trup jest moją zasługą. – Puścił do mnie oczko.

– Tiaa, a jeden jest zasługą romantycznych uniesień. Może masz jakiś pomysł, co z tym wszystkim zrobimy? Mi się moje na dziś skończyły. – Odpięłam pasy.

– Na razie zejdźmy na pobocze, bo jak nam ktoś wjedzie w tył to może być krucho. – Odpiął swoje.

– To teraz nie jest? – Nie czekając na odpowiedź, skorzystałam z okazji, że nic nie jedzie, wyskoczyłam z samochodu i pobiegłam w stronę pobocza. Gdy tylko Siergiej znalazł się obok usłyszałam huk i zobaczyłam jak samochód z całą zawartością zamienił się w fajerwerki. Tir, który w niego wjechał też już płonął. Stanęłam oniemiała, spojrzałam na Siergieja i zaczęłam głupio śmiać.

 

(4 godz. później)

– I mówi pani, że kto był w tym samochodzie?

– Czy ja mówię niewyraźnie? Dwie kobiety i mężczyzna, autostopowicze, nie znam ich personaliów. Dopiero wsiedli, nie zdążyłam się zaprzyjaźnić. – Miałam już serdecznie dość tego policjanta, przesłuchania i całego dnia. Jak można się domyślić pasażerowie samochodu nie przeżyli, nie mieli jak, nie żyli już wcześniej. Kierowca tira też już nic nie powie. Z Siergiejem mieliśmy jedną, wspólną i wyłącznie prawidłową wersję wydarzeń.

– Dobrze, na dziś już skończymy, ale będziemy w kontakcie. – Policjant zamknął notatnik a ja wstałam z krzesła.

– Oczywiście, jestem do panów dyspozycji. – Siergieja spotkałam przed budynkiem. Palił. – Chodź, trzeba jeszcze spalić fałszywe dokumenty, karty sim i niech nas szukają. Nawet jeśli coś odkryją to nigdy nie połączą tego z tym z czym połączyć nie mają. Nie wiem jak ty ale ja muszę się napić. Ale najpierw muszę się wykąpać. – Pociągnęłam go za rękaw w stronę taksówek.

 

(5 godz. później)

Weszliśmy do mieszkania i pierwsze co zobaczyłam to strzępki kartonu walające się po przedpokoju. W łazience papier toaletowy zmienił miejsce i nosił znamiona zębów. Dalej nie było lepiej, żarcie z talerza znajdowało się na podłodze.

- No, znów paniczowi nie smakowało. Jak może smakować coś co kosztuje 5,60 za puszkę i nazywa się „Ragou z perliczki”? – Rudy książe ocierał się rozkosznie o nogi i domagał codziennej porcji głaskania. Wzięłam bydle na ręce wybaczając wszelkie przewinienia, bo zaczął cudnie mruczeć gdy się tylko przytulił.

– Widać, że się stęsknił za tobą, fajne zwierze. – Siergiej wszedł za mną i kotem do pokoju. - Tak, biedactwo, to wszystko pewnie z nudów. No tak, jestem potworem, że zostawiam go samego na tyle godzin.

– Ał, - poczułam zęby zatapiające się w mojej dłoni a kot wylądował na podłodze. Nie, nie skarciłam go, przecież patrzył tak błagalnie w moje oczy. Postanowiłam podłączyć telefon do ładowania. Gdy tylko wyciągnęłam ładowarkę kot gdzieś zniknął. Usiadłam załamana z resztkami tego co jeszcze rano było ładowarką.

– Taaaa, raz, dwa, trzy, cztery… - Miuuuu - patrzył na mnie z taką miłością, że zachciało mi się go znów przytulić więc wyciągnęłam rękę. Głupia. Jego łapa z pazurami była szybsza. Siergiej patrzył rozradowany na całe przedstawienie a mnie cholera brała. – Rano jest równie wesoło, czuję, że coś po mnie depcze i mruczy, to nawet przyjemne. Gorzej gdy to mruczące coś, nie chce już spać i zaczyna swój jazgot, wkładając łapska pod kołdrę. Chyba przerzucę się na śpiwór. Wstaję i co widzę? No tak, dobry kotek chciał mi wybrać ubranie, wszystkie ciuchy z szafy utytłane w sierści walają się po ziemi. Bosko. Ganiam go po domu a bydle myśli, że zaczynamy zabawę. Gdy myślę, że go zabiję nagle widzę wpatrujące się we mnie oczy i słyszę żałosne miałczenie oznaczające nic jak tylko – dlaczego znów mnie zostawiasz? Ja Cię kocham. Głaszczę, przytulam a za drzwiami mieszkania zastanawiam się czy on przypadkiem już zdążył przeczytać książkę o psychomanipulacji? I tak codziennie, mówię ci.

– Fajnie masz, ja mieszkam sam. Czasem mi się nudzi. Zbieraj się, idziemy się napić, należy nam się. – Tym razem on wyciągnął rękę do potwora i dostał po łapach.

 

(10 min. później)

Ja we krwi, Siergiej we krwi, o pokoju hotelowym nie wspomnę. Staliśmy tak, wpatrzeni w siebie ale i ciała na podłodze.

– Wampiry miałyby niezłą wyżerkę. – Opadłam na fotel otrzepując się z papki, która przed chwilą była mózgiem lokaja, który niepotrzebnie się tu zaplątał.

– Znaczy się, nieumarli?

– Znaczy się.

– Ale oni piją chyba świeżą krew?

– Ta jest jeszcze ciepła. Masz ocet? Zrobimy Czarninę.

– Znaczy się Czarną polewkę?

– Znaczy się. – Ta rozmowa zaczynała mnie irytować. Siergiej był wielkim chłopem a naiwnym i dobrodusznym jak dziecko. Oczywiście wtedy gdy nie rozwalał czyjegoś mózgu. – Mieliśmy posprzątać a chyba narobiliśmy większego bałaganu.

– To nie problem, mówię Ci. Mam tu specjalny preparat ścierający krew i inne nieczystości. – No ładnie, Ci ludzie przed chwilą jeszcze żyli, teraz są nieczystością. – A ciała, no, chyba znasz zaklęcie niewidoczności?

– Znam, myślisz, że czemu pracuję w Fabryce?

– I po kłopocie, przetransportujemy je do samochodu a później się pomyśli. – Jego twarz rozjaśnił uśmiech.

 

(godzina zero)

Do hotelu wkroczyliśmy pewnym krokiem uzbrojeni w broń, amulety i zaklęcia. Klucze od pokoju spoczywały w mojej kieszeni. Tworzyliśmy dziwną parę. On wielki, łysy, w idealnie skrojonym garniturze. I ja, o co najmniej 25 cm niższa, 60 kg lżejsza a ubrana dalece od obowiązujących w takich hotelach standardów. Nikt nas nie zatrzymywał. Siła perswazji i umiejętności wykorzystywania możliwości ludzkiego mózgu. Nie wszyscy to potrafią. Ale są tacy, którzy wyjątkowo rozwinęli te zdolności i wykorzystują, niekoniecznie zgodnie z prawem ustanowionym przez Radę. Dlatego powstała Fabryka. Odwieczna walka dobra ze złem trwała i tym razem toczyła się na wyższych poziomach. Czasem, jak tego dnia, międzynarodowych. Tego dnia nie walczyliśmy z siłami strony B, ale z głupotą niektórych z naszej bajki.

Pokój nie wyglądał bajkowo. Martwa pokojówka też nie. Uczyli mnie, że ludzie nie wykorzystujący swoich mocy są mniej wartościowi i czasem trzeba kogoś poświęcić, ale ta śmierć była zupełnie bezsensowna. Z rozkazami się nie dyskutuje.

Już mieliśmy zabrać się do pracy. To były sekundy. Ktoś przycisnął klamkę a drzwi otworzyły się z lekkim szelestem. Pamięć mięśniowa i miesiące szkoleń zadziałały. Strzał. Bezwładne ciało opadło na podłogę. Wtedy zauważyłam przerażenie na twarzy chłopaka, który stał za pokojówką i trzymał w rękach pościel. Już miał ją puścić, już się odwracał, już prawie biegł. Siergiej był szybszy. Wciągnął ofiarę do pokoju a już za chwilę jego mózg obryzgał moją bluzę. Celnie i bez zbędnej dyskusji.

– Wiesz, nawet się cieszę, że nie mam na sobie sukienki i szpilek.

 

(6 godz. później)

Sukienka idealnie opinała moje ciało a czerwone paznokcie kusząco zachęcały, wystając delikatnie z czarnych szpilek. Siergiej wskoczył na stołek obok i oparł o bar.

– No, zdałem raport, szef zadowolony. Dostałem tydzień urlopu. Mogę sobie pozwiedzać wasz kraj.

– Tak, zadanie wykonane, tylko nie wiem czemu nie czuję rozpierającej dumy. – machnęłam do kelnera i zamówiłam dwie setki i pepsi.

– Haneczko, myślę, że nie ma co się nad tym zastanawiać, taka praca, sami ją wybraliśmy.

– Tak? Miałeś jakiś wybór? A to dobre. Może u was ktoś pozwala wybierać, u nas gdy odkryją, że masz zdolności musisz się opowiedzieć po którejś ze stron. Albo jesteś z B albo z Fabryki. I nic nie jest takie samo. Czerń i biel. A życie, do cholery, nie jest czarno białe. – Wypiłam swój kieliszek, skrzywiłam się. Siergiej zrobił to samo a ja odniosłam wrażenie, że dla niego właśnie takie jest. Ze stolika, który stał blisko baru dobiegła mnie rozmowa dwóch mężczyzn.

– Śmieszna jest ta praca, mówię ci, dziś rano, to dopiero było wesoło. Jakaś wariatka zadzwoniła i chciała, żeby jej pomóc skonfigurować system operacyjny, tyle że później zaczęła coś pleść o jakiejś kaszance i w końcu się rozłączyła.

Odwróciłam się. Nie był powalająco przystojny. Powiedziałabym, że był podobny zupełnie do nikogo. Za to niebieskie oczy miał rozbrajająco roześmiane. Zsunęłam się ze stołka. Spojrzeli oboje i zastygli w oczekiwaniu.

– Przepraszam pana bardzo, ale byliśmy dziś umówieni na kolację. Ponieważ w tym barze nie dają klopsów ani kaszanek proponuję to przełożyć na jutro. – Wyciągnęłam długopis z torebki i sięgnęłam po serwetkę.

– Tak, tak, oczywiście. – Wyjąkał a szczęka opadła mu jeszcze bardziej.

– Proszę zadzwonić. – Rzuciłam przed niego serwetkę z numerem i wróciłam do Siergieja z postanowieniem upicia się. Schłodzona wódka już czekała. A później… Daria nigdy nie odmawia.

Koniec

Komentarze

Autorka naduzywa pierwszej osoby w sensie gramatycznym i emocjonalnym.
Moglaby napisać zgrabne opko o kobiecie manpulującej mężczyznami gdyby lepiej przyłożyła się do dialogów.
Jest  zapowiedź czegoś takiego, ale nie ma realizacji
Ale zdjęcie dobrane znakomicie
maciejp

Żwawe. Dowcipne. Z pewnością znajdzie nabywców i zwolenników. Tylko elementu fantastycznego mało. Ale bywaja i takie prozy. Pozdrawiam.

"Słowa wzlatują, myśl w prochu się grzebie,
ach, słów bez myśli nie przyjmują w niebie"
- czytelnicy podobnie. Czy warto pisać, jak ma się niewiele do przekazania? Ot tak, żeby użyć w jednym zdaniu trzy razy zaimka "mnie"?

Lekkie, zdynamizowane wypowiedzi nadają fajny klimat, podoba mi się:) Nie ma sztucznego patosu i dłużyzn, super. Ale jakdla mnie: za krótkie!;DD Pozdrawiam.

A ja nie ogarniam takiej formy. Widać jestem staromodny. Zabrakło zamysłu edytorskiego? Same dialogi i brak treści.

Nowa Fantastyka