- Opowiadanie: RobertZ - Kogo by tu wymazać? (18+)

Kogo by tu wymazać? (18+)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Kogo by tu wymazać? (18+)

Autor siedzi za dużym dębowym biurkiem. Starszy, prawie łysy mężczyzna; pojedynczy jasny kosmyk włosów opuszczony na wysokie czoło. W ustach trzyma dymiącego papierosa. Praktycznie cały czas się zaciąga produkując nienaturalne ilości tytoniowego dymu. Ubrany jest w brudnoszarą koszulkę i szorty. Ponure, ciemne pomieszczenie. Nie ma w nim wiele światła. Okno szczelnie zasłonięte; bure, ciemne zasłony. Wszechobecny smród papierosów i żółte od dymu ściany. Autor piszę coś ołówkiem na kratkowanej kartce papieru. Gdy mu się coś nie podoba bierze gumkę myszkę i wymazuje niezadowalającą kwestie. Nie używa komputera. Zresztą żyje w czasach, gdy komputery przypominają szafy, a kosztują tyle co dobrej klasy samochód. Kiedy kończy pisać zanosi stworzony utwór do maszynistki, która mu go przepisuje.

Autor tworzy nową opowieść…

 

Inny pokój; jasne różowe ściany, czarne solidne staroświeckie drzwi, zza okna zagląda żółty krąg słońca, którego promieni nic nie blokuje. Na środku pokoju stoi łóżku z baldachimem; biała, a może raczej jasnokremowa pościel, jasnoniebieskie poduszki i rdzawoczerwony baldachim. Na łóżku siedzi chłopak z dziewczyną. Chłopiec jest ubrany w niebieskie dżinsy i czarną bluzkę. Dziewczyna ma na sobie białą sukienkę. Nie ma stanika więc przez materiał prześwitują ciemnoniebieskie sutki. Prawa ręka chłopaka, który siedzi po jej lewej stronie znajduje się między udami dziewczyny. Bezskutecznie szuka tam majtek zakrywających łono. Dłoń zanurza się coraz głębiej i głębiej nie natrafiając na żaden opór. Dziewczyna oddycha równomiernie nie chcąc, albo nie mogąc pokazać rozpierających ją emocji. Jest jednak bardzo wilgotna, brudzi pościel.

Przed nimi stoi sztywno, jakby połknęła kij, starsza pani ubrana na czarno, zapięta pod samą szyję. Udaje, że nie widzi co się dzieje, a może jest po prostu na pół ślepa, gdyż patrząc na chłopca i dziewczynę mocno mruży małe, zaczerwienione oczka.

– Czy mogę przenocować u pani córki – pyta chłopiec.

Matka przez chwilę się zastanawia.

– Oczywiście, w końcu jesteście bardzo blisko siebie – w końcu odpowiada. – Jednakże, gdyby coś wpadło, to będziemy musieli mocno przyspieszyć wasz ślub. Nie starczy czasu na przygotowania i nie będziemy w stanie urządzić przyjęcia dla dwustu gości.

– Rozumiem, mamo – szepcze niewyraźnie, na wydechu, dziewczyna.

– Bawcie się dobrze – mówi i wychodzi z pokoju.

Chłopak przewraca dziewczynę na łóżku, zadziera jej sukienkę i wkładając prawie całą dłoń do środka mocną ją masturbuje. Jego narzeczona ma rzadkie, rudę włosy, które nieregularną kępką porastają łono. Zaczyna głośno jęczeć, prawie płaczę, coś szepcze, ale nie można rozróżnić wypowiadanych słów.

Do pokoju wchodzi mężczyzna ubrany w niebieski roboczy drelich. W rękach trzyma rurę, taką, którą zazwyczaj płynie woda, po bokach jest ona zagięta, więc w całości, kilkumetrowa, przypomina olbrzymi haczyk. Chłopak widząc co się dzieje przestaje masturbować dziewczynę, ale nie wyjmuje palców z jej dziurki, zamiera. Dziewczyna również nieruchomieje, przestaje jęczeć, zdaje się nie oddychać. Nie podciąga sukienki, nie zakrywa ją swojego łona. Widać nie tylko je, ale również małe wzgórki piersi, o nabrzmiałych, sztywnych, ciemnoniebieskich sutkach. Cud, że zadarty do góry kobiecy ubiór nie zasłonił twarzy i nie pozbawił dziewczyny oddechu oraz widoku na to co się wokół dzieje. Mężczyzna podchodzi do ściany i próbuje wepchnąć w nią rurę zagiętymi końcami. Ta wchodzi w nią jak w ciasto. Słychać, w tej nienaturalnej, pozbawionej odgłosów masturbacji ciszy, głośny, mlaszczący odgłos zasysanego przez mur metalu.

 

– Co jest, kurwa? – mruczy do siebie Autor gasząc niedopałek papierosa w wielkiej brudnej popielniczce. Znajduje się w niej spiczasty kopiec innych wcześniej zgaszonych petów. To nie miało być tak. Przecież ściany nie zasysają ot, tak sobie rur. Trzeba je dziurawić, kuć, a następnie zatykać tak powstałe dziury, oczywiście po włożeniu w nie instalacji mającej dostarczać wodę. Autor uświadamia sobie, że nigdy wcześniej nie zajmował się zakładaniem, czy też wymianą rur i w zasadzie nie wie jak to się robi. Trzeba kogoś spytać, dowiedzieć się, czytelnik to wymagająca bestia. Zresztą hydraulik nie jest tu do niczego potrzebny. Miał jedynie spłoszyć dzieci, zniechęcić je do grzechu, a one wyraźne go olały.

No cóż, trzeba tego drugorzędnego bohatera wymazać. Autor bierze gumkę myszkę i zmazuje zapisane przed chwilą zdania. Szkoda papieru na przekreślenia. W sklepach nie tylko nie ma komputerów na kieszeń przeciętnego obywatela. Z początkiem roku szkolnego wykupiono wszystkie zeszyty.

 

Mężczyzna w drelichu z równie głośnym mlaśnięciem wyciąga rurę ze ściany. Ta po prostu rozpływa się w powietrzu. Następnie ulatnia się drelich zostawiając nieszczęsnego mężczyznę w samych gatkach, do tego dziurawych w kroku.

– Och – hydraulik wydaje okrzyk zdziwienia i sam zaczyna blednąć.

Chłopak otrząsnąwszy się z zaskoczenia, jakim było wejście mężczyzny z cichym mlaśnięciem, prawie niesłyszalnych, wyciąga dłoń z pochwy dziewczyny. Ta lekko się krzywiąc, gdyż musiała poczuć ból, przykrywa łono ręką, a następnie naciąga na siebie spódnicę i podnosi z łóżka. Chłopak również się podrywa i doskakuje do mężczyzny. Ten cały czas cicho jęczy ogarnięty przerażeniem i, może wirtualnym, bólem umierania. Powoli zanika coraz bardziej blednąc. Przed chwilę widać jego przyrodzenie, ale i to zostaje wymazane bezlitosną myszką Autora.

– Znowu to samo – mówi chłopak. – Wymazuje poboczną postać.

– Musimy temu zapobiec – stwierdza dziewczyna. Nadal przykrywa ręką swoje łono. Pod fałdami sukni widać, że delikatnie je masuje próbując dokończyć to co zaczął jej narzeczony.

 

Autor się oblizuje. Lubi takie rzeczy, uwielbia. Artyście wszystko wybaczą. Nieważne, że cała ta historia nie ma żadnego sensu. Istotne to, że występujący w niej bohaterowie, poza tym że erotomanii, to są zdrowo pierdolnięci. Zawsze się takie rzeczy sprzedają. Jego rozmarzenie nagle przeradza się w zdziwienie, a po nim nadchodzi wszechogarniający strach. Najpierw znika popielniczka, później rozmywa się w powietrzu biurko, a następnie pokój się rozjaśnia, a miejsce autorskiego biurka zastępuje łóżko z baldachimem.

– Nie – szepcze zaskoczony.

 

Autor siedzi przywiązany do krzesła w sypialni z wielkim łożem. Nie wygląda najlepiej. Ktoś wyrwał mu z głowy resztę włosów pozostawiając zakrwawiony goły czerep. Oczy podbite, nos złamany, z ust cieknie na podłogę cienką stróżką ślina zmieszana z krwią. Cicho jęczy, gdyż nie ma już siły krzyczeć. Nie jest sam. Otaczają go bohaterowie jego opowieści. Na pół wymazany hydraulik trwożnie przycupnął w kącie i z obawą czeka na to co się za chwilę zdarzy. Chłopak, bez koszuli, tylko w spodniach. Trzyma w rękach bejsbolową pałkę. Cały tors ma obryzgany krwią swojej ofiary. Matka, nadal sztywno aż po szyje zapięta i równie nieruchoma. Nie wiadomo po co tu jest i co robi. Przypomina brzydki pomnik przypadkowo postawiony prawie, że na środku pokoju. Dziewczyna, stoi nieco z boku. Spódnice ma opuszczoną, ale jej ręka nie pozostawiła w spokoju intymnych okolic. Nadal żwawo tam miesza licząc na następny orgazm. Jedną dłoń trzyma pod spódnicą, drugą dociska do z wierzchu spódnica, tak, aby ta się nie zadzierała i nie ruszała. Na nic zda się jednak to udawanie, bo wyraźnie głośno oddycha i pojękuje, a na ubraniu pojawiła się duża, mokra plama, efekt nawiedzających ją ejakulacji.

– Miejcie litość – jęczy Autor. Głowę nadal ma opuszczoną. Cały czas gapi się w podłogę.

– Litość?! – Chłopak prawie, że warczy, wściekły i zdyszany. – Stworzyłeś potwory, a nie ludzi. Nie myśląc w ogóle nad tym co robisz powołujesz je do życia, a później każesz wieść miałką egzystencje, albo tego życia pozbawiasz! I my mamy ci wybaczyć?!

– Zrobię wszystko, tylko mnie puśćcie.

– Dobrze. – Chłopak podchodzi do Autora, rozwiązuje mu ręce i w poharatane dłonie wciska kartkę papieru i ołówek. – Przywróć do życia tę istotę – wskazuje na stojącego w kącie hydraulika – ale nie próbuj sztuczek, gdyż widzę stąd co piszesz. Sam ofiarowałeś mi w końcu orli wzrok.

Autor zaczyna pisać. Idzie mu to niezgrabnie. Połamane palce nie chcą słuchać. Każdy ruch sprawia potworny ból, ale przygryzając wargi stara się nie wydawać żadnych jęków, nie chce czymkolwiek sprowokować stojącego nad nim kata. W ciszy, gdyż nikt nic nie mówi, słychać jedynie ciche jęki dziewczyny. Hydraulik odżywa, odzyskuje utracone ubranie, nabiera ostrości, w rękach znowu trzyma dziwną, pokraczną rurę.

– Dziękuje – szepcze. Nie wiadomo zresztą do kogo kieruje te słowa. Patrzy bowiem jednocześnie na chłopaka i Autora. Odwraca się do nich plecami i zaczyna wtykać rurę w mięsistą tkankę ściany. Ta z mlaśnięciem przyjmuje od niego hydrauliczną ofiarę.

– Rozwiąż mnie – mówi spuchniętymi wargami Autor. – Chce wrócić do siebie.

Chłopak tylko się śmieje. Kpiąco patrzy na przywiązanego do krzesła swojego stwórcę, przygląda się nadal milczącej, stojącej obok niego matce, następnie spogląda na cierpliwie heblującą swoje łono narzeczoną.

– Kiepskie są twoje twory – w końcu mówi. – Matka przypominająca krawiecki manekin, narzeczona tonąca we własnych sokach, hydraulik wiosłujący rurą w ścianie. Żałosne.

– Błagam – szepcze Autor. Z przerażeniem patrzy na trzymaną przez chłopaka pałkę. – Ja się poprawie.

– Jest tylko jedno rozwiązanie.

Chłopak odkłada na łóżko pałkę, schyla się i spod niego wyciąga łańcuchową piłę spalinową. Następnie ją odpala i nie zwracając uwagi na wrzaski Autora zaczyna go ciąć. Wszędzie pryska krew. Obryzguje podłogę, ściany, chłopaka, świadków tych wydarzeń. Hydraulik beznamiętnie, nadal wiosłuje rurą w ścianie. Matka zaczyna się histerycznie śmiać. Dziewczyna przeżywa kolejne szczytowanie, jęczy, krzyczy, rozrywa sukienkę. Po raz kolejny widzimy jej rude łono; włosy są teraz mokre i skołtunione. Autor również próbuje krzyczeć, ale po krótkiej chwili jego głosowi zaczyna brakować skali. Natura nie przewidziała, że gardło będzie musiało kiedyś wydawać tak głośne dźwięki. Milknie i nieruchomieje, ale jeszcze tli się w nim życie. Każde zetknięcie z piłą wywołuje drgawki i kolejną porcje krwi. Podobno tak niewiele ma jej człowiek. Skąd więc ta kałuża rosnąca na podłodze i posoka malująca ściany?

W końcu krew przestaje płynąć. Autor, pozbawiony kończyć i z rozprutym brzuchem umiera. Milknie hałas piły. Zapada cisza.

Świat stworzony przez Autora zamiera w bezruchu. Pozbawiony swojego boga nie może dalej istnieć.

Koniec

Komentarze

Zycze miłej lektury. Osoby nieletnie proszę o nie czytanie tekstu :).

"Chłopak przewraca dziewczynę na łóżku, zadziera jej sukienkę i wkładając prawie całą dłoń do środka mocną ją masturbuje."- CO ROBI?
Taa... masz rację, opowiadanie z nimfomanką zawsze się sprzeda:).
Następny tekst o pisaniu tekstów. W zasadzie nic specjalnie oryginalnego, niemniej niezły i krótki.


Ok, poprawiam się, zajrzałem do wikipedii i to pierwsze zdanie w zasadzie jest poprawne.

No fakt, trochę nadużyłem znaczenia słowa "masturbacja". Cieszy mnie, że teskt się podoba.  :)

Kurcze... zdałam sobie sprawę, że jestem "modelowym" czytelnikiem, który lubi opowiadania z pierdolniętymi bohaterami, do tego niech będzie nimfomania i wisienka na torcie.

Szlag.

No to za modelowego czytelnika :)

Dziękuje wszystkim za komentarze. :)

Łono,łono ,łono , łono.   Autorze nie wstydź się cipki.

Cipka też dobra. Będę pamiętał :).

Szczerze mówiąc to nie bardzo rozumiem, czemu to opowiadanie dostało piórko, ale de gustibus coś tam coś tam ;) Napisane bez rewelacji, historia podobna do wielu, które tu czytałam (bohaterowie przejmują władzę nad autorem). Ale fakt, sprowokowało mnie do przemyśleń na temat tego, że nad bohaterami opowiadania jest autor 1, nad autorem 1 autor 2 (RobertZ), a kto nad Robertem Z? Ciekawe :) Druga sprawa, nad którą często się zastanawiałam to znęcanie się autora nad bohaterami. Ciekawa jestem, czy są autorzy, którzy lubią, jak ich bohater cierpi i znajdują przyjemność w dręczeniu go - pewnie tak :-)

Ten sam wątek poruszam w mojej, jak na razie jedynej, powieści :).

No tak. Opowiadanie nie jest nawet złe, kiedyś tam też napisałem coś w podobnym klimacie. Jadnak nie bawiłem się w aż taką groteskę:) Pamiętaj Robercie, że to nie ja piszę te słowa ale Autor który mnie wymyślił:)
pozdrawiam serdecznie:)

http://tatanafroncie.wordpress.com/

Ja również śle pozdrowienia :)

Prawdopodobnie przez to, że mało czytam opowiadań na stronce, jest to pierwszy tekst, w którym spotykam się z takim motywem. Pomijając trochę groteskową postać narzeczonej chłopaka (rozumiem, że to wymysł autora, ale mimo wszystko trochę "ostro" z nią pojechałeś) czytało mi się całkiem przyjemnie. Tylko gdy coś zaczęło się dziać w świecie pisarza, myślałem, że przejdziesz o piętro wyżej - ukażesz postać kolejnego twórcy męczącego się z chorą historią :P

Gratuluję fajnego i zabawnego opowiadania:)

Na początku byłem przekonany, że tekst będzie rozwijać się poprzez grę między autorem a jego wykreowanym światem z rolą dominującą tego pierwszego. Jednak fakt porwania i egzekucji przez własne postaci był zaskakujący:P

Po lekturze, przyszedł mi na myśl inny tekst o pisaniu - "Iluzyt" J. Zajdla - choć jak widać na załączonym obrazku skojarzenie dosyć odległe:)

Nowa Fantastyka