- Opowiadanie: zith - Nie bój się deszczu w mandarynkowym gaju (HAREM 2011)

Nie bój się deszczu w mandarynkowym gaju (HAREM 2011)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Nie bój się deszczu w mandarynkowym gaju (HAREM 2011)

Rok 1863, Hakodate.

– Więcej sake. I atramentu. – Rozkazał karczemnemu chłopcu. Czuł, że głowa zaczyna mu ciążyć. Notatek także nie widział już dokładnie, wiedział jednak co chce napisać.

 

" Drogi Wędrowcze, gdy przepłyniesz dziesięciokrotną ilość mil w porównaniu do wypitego alkoholu – zrozumiesz, co miałem na myśli, przelewając na papier własne refleksje.

Świat nie jest płaski, stanowi kulę. Gdy pojąłem to po raz pierwszy, byłem jeszcze chłopcem. Zrozumiałem wówczas, że tak jak mój ojciec, będę kiedyś przecinać morskie fale, pokonując wielki, obły kształt. Nie sądziłem jednak, że gdy dorosnę – moje dłonie będą szukały tylko takich…"

 

– Meijer-san, możemy już iść? – ostrożnie spytał siedzący na brzegu ławy Japończyk.

W łagodnym świetle lampionów pomarszczona twarz pana Goto wyglądała na bardziej zatroskaną niż zwykle.

Meijer uważał, że jego przewodnik przypomina zastraszonego psa, nie raczył więc nawet na niego spojrzeć.

Alkoholowym podmuchem osuszył atrament, po czym zamknął niewielką oprawę i dźwignął się z miejsca.

 

Na ulicach Hakodate zawsze panował tłok.

W deszczowe dni twarze obywateli przypominały maski pozbawione emocji. Bram zdawał sobie sprawę z mentalności mieszkańców, jednak zakorzenioną w tradycji rezygnację z okazywania uczuć uważał za zbędna ofiarność. "Małe, szare kukły z naciętymi otworami na oczy" – przypomniał sobie słowa pijanego żeglarza, próbującego opisać ludzi z wyspy, gdy Bram płynął tu pierwszy raz .

Teraz szedł dziarskim krokiem za plecami pana Goto.

Obcokrajowcy przeważnie nosili się na modę francuską, ciemne cylindry łatwo było dostrzec ponad głowami przechodniów.

Meijer miał jednak gdzieś najnowsze trendy. Cenił w ubiorze wygodę.

Poły kolorowego palta rozchylały się na boki, gdy poruszał się w tłumie jak człapiący niedźwiedź.

Opadające na ramiona jasne włosy zlewały się z linią brody, a broda z wąsami, dlatego głowa Brama przypominała prędzej wizerunek baśniowego króla, niż holenderskiego kupca. Chwiejny krok, oddech i zarumienione poliki zdradzały pociąg do alkoholu. Miał też inną, zdecydowanie większą słabość.

 

"Drogi Wędrowcze, byłem kiedyś w mieście klatek. Yoshiwara drogo sprzedaje własne córki. Nie dla mnie długie i złożone ceremoniały. Zasmakujesz tam gościnności, tradycji oraz egzotyki wysokiej klasy, lecz próżno szukać nieskrępowanego śmiechu i satysfakcji jaką daje obopólne zaspokojenie kochanków."

 

Zbliżał się do dzielnic miłości. Już po wyjściu z lokalu mijał dostojne panie, mimo to unikał ich powłóczystych spojrzeń. Odznaczały się między przechodniami niczym wielobarwne kwiaty. Tylko wprawne oko znawcy potrafiło dostrzec kurtyzanę wśród gejsz. Nie patrzyły na Meijera jak na resztę potencjalnych, bogatych klientów. Był cudzoziemcem – w dodatku niemodnie ubranym – mógł zatem liczyć jedynie na ciekawość.

 

"Trzeba przemierzyć połowę świata, Wędrowcze, by wiedzieć w których zakątkach rosną najciekawsze okazy. Jedne będą ulegle wyginać łodygi za dotykiem Twoich palców, inne – jak złośnice – poranią dłonie kolcami. Być może znajdziesz i takie, których żal będzie zrywać. Przystaniesz wówczas i będziesz podziwiał jak rozchylają w słońcu płatki, jak zachłannie spijają krople deszczu."

 

***

 

Zawsze żywił sentyment do tych małych, kulistych owoców. Mandarynki, jak i wszelkie inne cytrusy miały dla niego sprośny, oczywisty kształt. Uśmiechał się pod wąsem, gładząc chropowatą skórkę.

Pani Ishiguro dostrzegła go pomiędzy drzewami ogrodu. Odwrócił się, słysząc trzaśnięcie rozkładającego się wachlarza i jego nerwowy trzepot.

– Ishiguro-san, witaj. – Skłonił się wolno. – Wybacz, nie zauważyłem…

– Nie szkodzi.

 

"Odrobina kurtuazji… Oczywiście, że nie szkodzi." – Pomyślał chytrze, podnosząc wzrok ku dostojnej sylwetce.

 

Stała na niewysokich schodkach w towarzystwie dwóch służących i uczennic, przypominając ołtarz z bocznymi skrzydłami. Niewątpliwie była w tej chwili główną ozdobą całego ogrodu.

Jasnoróżowe kimono strzegło jej kształtów niczym dumnie noszona zbroja.

Jeszcze kilka lat temu Ishiguro należała do klasy oiran, niestety, liczne intrygi w środowisku kurtyzan oraz przemiany polityczne zmusiły ją do osiedlenia w uboższej dzielnicy Hakodate.

Mimo to jej dom wciąż słynął z najlepiej wyszkolonych kochanek. Zajmowała się także

kształceniem przyszłych gejsz, z czego czerpała zyski.

– Holenderskie statki mają za mało towaru, że sprawdzasz jakość owoców w moim ogrodzie, Meijer-san?

– W żadnym wypadku! Byłabyś za twardym negocjatorem. Z resztą wiedziałbym, że najsłodszy towar trzymasz na zapleczu.

– W takim razie zapraszam do środka. – Odwróciła się wolno w stronę wejścia, patrząc wymownie na gościa.

 

„Najznamienitsza z kapłanek bóstwa Inari wciąż posiadała jej łaskę i moc płomiennego spojrzenia."

 

Szedł za orszakiem Ishiguro wzdłuż cienkich, drewnianych ścian, wspominając pierwsze spotkanie z panią domu. Nie byłby w stanie powiedzieć, czy ktoś mu wówczas polecił miejsce, czy może został przyprowadzony jako gość? Sake i wino lały się zazwyczaj szerokim strumieniem, gdy dochodziło do sfinalizowania korzystnego interesu.

Zrobiła na nim wrażenie tamtego wieczoru. Jej podopieczne nie były gorszej urody. Pamiętał, że wziął udział w długim ceremoniale. Wysłuchał śpiewu i obserwował tancerki. Zerkał na swojego skośnookiego kontrahenta. Na twarzy dostrzegał podziw mieszający się z rozmarzeniem. Zupełnie jakby w tych sennych pląsach Japończyk odczytywał ukrytą wiadomość, a wysoki, szczebiotliwy głos gejszy niósł mu w pieśni

najsłodsze komplementy. Bram nie rozumiał w jaki sposób miałoby to zastąpić grę wstępną i rozpalić zmysły.

Chwilę po tym miał się przekonać jak bardzo został uproszczony sam akt.

– Co robisz, Meijer-san? – Na wpół rozebrana kurtyzana była bliska płaczu.

– Chcę, abyś wystawiła nieco język, tylko tyle – tłumaczył cierpliwie, lecz Kiko dalej wyglądała na zdezorientowaną, odwracając usta.

Zerkała też na uchyloną szparę w drzwiach.

Ishiguro wiedziała od tamtego momentu, że holenderskiego gościa należy traktować w sposób szczególny.

 

„Żadnych pocałunków, ani pieszczot. Nie w Kraju Wschodzącego Słońca.

Jesteś mężczyzną, więc weź to, za co zapłaciłeś…"

 

Za drugim razem ich spotkanie wyglądało zupełnie inaczej.

Pani domu sama wysłała sługę, by czekał na Brama, gdy statek zawita w porcie.

Nie było już żadnych przedstawień i wystąpień gejsz, ceremoniał ograniczono do posiłku przy akompaniamencie muzyki.

Po kolacji przed mężczyzną ustawił się rząd najlepszych kurtyzan, Ischiguro zaś kolejno wymieniała ich cechy i zalety.

– Ależ to wybór zbyt trudny! – odparł wycierając usta. – Proszę, nie tak oficjalne, napijcie się ze mną, drogie panie.

 

„Obnażyły przede mną swe wdzięki ufnie – nie ulegle."

 

Upił je i zabawiał anegdotami o spotkanych przez siebie kobietach z odległych, barwnych zakątków świata.

Potem zrobił konkurs najładniejszych piersi. Wodził palcem kolejno po dekoltach, rysując morski szlak

swojego statku.

Były zachwycone, lecz Ishiguro, choć pijana, niecierpliwiła się i ponaglała.

– Podobno herbata pierwszej klasy zrobiona jest z listków rosnących na czubku herbacianego drzewka… A ja cenię najwyższą jakość. – Spojrzał chytrze w ciemne oczy zaskoczonej pani domu.

– To cię będzie słono kosztować, Meijer-san – odparła, gdy minęło zdumienie.

– Słono kosztuje, co słodko smakuje. Uczynisz mi ten zaszczyt, Ishiguro-san? Spędzisz ze mną noc?

Chwila ciszy. Wstała bez słowa, skłoniła się i była gotowa oddalić się z nim do osobnych

pomieszczeń.

 

„Dopiero wtedy zdradzono mi rąbek tajemnicy. Rozmazałem szorstką granicę maski na

skórze, ogrzałem oddechem przywykłe do do wiatru skronie. Przez uchylone drzwi

pokazałem jej co potrafię, jak prostytutka prezentująca swoje talenty i teraz sprawiłem, że sama mnie zapragnęła. Jak powietrza, jak życia zaciskając drobne pięści na prześcieradle."

 

Już w młodości nauczył się wsłuchiwać w oddech swoich braci oceniając, czy śpią. Podobnie było na statku we wspólnej kajucie żeglarzy. Z czasem wiedział, kiedy usnęło niebo, wiatr i deszcz. Poznał więc także, kiedy traci czujność kobieta z Kraju Wschodzącego Słońca.

Zgarnął cicho swoje rzeczy i z wyjątkową ostrożnością wymknął się z pokoju do dalej położonych pomieszczeń.

 

***

– To za dużo.

– U innych nie będzie taniej, Meijer-san.

Poranek nie zaczął się dla Brama korzystnie. W faktorii dwóch z pięciu kupców odmówiło mu sprzedaży towaru, a trzeci bezwzględnie zawyżył cenę. Pan Adachi zazwyczaj uczciwie wyceniał asortyment czyjś oraz własny. Niejednokrotnie polecał Holderowi nowych kupców, lecz teraz nawet on wydał się Bramowi nieufny i podejrzliwy.

– Złe czasy idą. Od morderstwa Li Naosuke minęło pięć miesięcy, a wściekłość i oburzenie nie gaśnie. Ludzie są podzieleni. Niektórzy sprzyjają cudzoziemcom, inni są za ponownym zamknięciem granic.

– Zamknięciem? A niech mnie! Czy dwieście trzydzieści lat dobrowolnej izolacji to mało?

– Wśród elit konserwatyści znów doszli do głosu. Poza tym, Meijer– san… – Japończyk nachylił się do mężczyzny, a ten zaciekawiony także przysunął ucho – podobno widziano tu roninów z Mito. Wczoraj w porcie zginął kolejny Amerykanin.

Bram zmarszczył krzaczaste brwi i spojrzał na czubki swoich butów.

– Chcesz powiedzieć, że szykuje się kolejny chaos?

– Jest niebezpiecznie, kto wie, może to nasza ostatnia wymiana.

– Moich przodków ugościł po trudach podróży sam szogun Tokugawa, a następne pokolenie należało do Holenderskiej Kompani Wschodnioindyjskiej. Nie po to pradziad deptał wizerunki katolickich świętych przed zejściem na ląd, by po dwustu latach jego potomek nie mógł targować się z japońskimi kupcami! Tim, Thomas – zawołał na swoich ludzi rozglądających się po wystawionych towarach. – Dopiszcie do listy dwie skrzynie od pana Adachi. Skłonił się i odwrócił od lady.

– Jest takie stare powiedzenie o pokoleniach, Meijer-san. Ojciec pracuje w pocie czoła, syn rozwija interes, a wnuk roztrwania majątek.

Holender wysłuchał Japończyka, chwilę pomyślał i wzruszył ramionami.

– Dlatego nie będę się spieszył z posiadaniem potomka – odparł i roześmiał się gromko.

 

***

 

– Dziś na smutno, Mejer-san?

– Tak, panie Goto. Dziś pijemy na smutno.

 

„Drogi Wędrowcze, koniec niektórych chwil chciałoby się oddalić, a innych przyspieszyć. Cierpienie i radość… Pomiędzy nimi istnieją te zwyczajne momenty, również stanowiące dokonujący się cykl, jak napełniane winem puchary, jak odpływy i przypływy."

 

– Kończymy przygotowania do dalszej drogi. To moja ostatnia noc tutaj, jutrzejszą spędzę już na statku. – Pan Goto pokiwał głową, prawdopodobnie zastanawiając się nad wynagrodzeniem.

– Ostatnia noc – powtórzył przewodnik.

 

„Wszystko ma swój koniec i niczego nie da się odsunąć całkowicie. Człowiek się łudzi. Nieustannie."

 

Bram wstrzymał kubek z sake wpół drogi i spojrzał w twarz Japończyka. Wahał się tylko przez moment.

Po kilku chwilach był już w domu Ishiguro. W ciągu godziny nauczył pięć młodziutkich kurtyzan

weselnej piosenki ze swoich rodzinnych stron. Zasłaniały usta chichocząc, gdy Bram krzywił się, strojąc głupie miny podczas ich fałszu.

Strasznie kaleczyły język.

– Ischiguro-san – zabawę przerwał przejęty Goto.

 

Stali w deszczu nieruchomi jak posągi. Meijer schodził po schodach sztywno, lecz z podniesioną głową.

– Bram Meijer. Holenderski kupiec i złodziej. – Głos dowódcy był mocny, choć żeglarz zawsze uważał, że jest coś zbyt melodyjnego w języku Japończyków, co nie pozwala traktować ich całkiem poważnie.

– Sotomura oraz Oshin, jak mniemam? Czyżby intryga polityczna sięgała aż tutaj?

– Jak śmiesz kpić, psie! – Ronin zza pleców dowódcy wysunął się o krok, z dłonią na rękojeści. Zatrzymało go ramię Sotomury.

– Nasz zagraniczny gość ma za nic tradycję i zwyczaje. Nie szkodzi. Tocząca się po błocie głowa będzie dla mnie wystarczającym zadośćuczynieniem.

 

„Nadciągają ciemne chmury, a ja stoję samotnie w lesie. Z dala od domu. Z dla od kogokolwiek."

 

Bram zmarszczył brwi. Nie spodobał mu się spokój i opanowanie w tonie Sotomury.

Najgroźniejszy z roninów zdawał się być wręcz pogodny!

– Z powodu jakiej zbrodni miałbym ją stracić?

– Sporo zapłaciłem za prawa do mizuage pewnej maiko. Okazało się jednak, że nie jest już dziewicą. Pochodziła z tego domu…

Ischiguro wnet znalazła się przy ramieniu Sotomury.

– Panie, zapewniam, że dziewczęta z mojego domu są…

– Milcz! – Warknięcie mężczyzny mogłoby uspokoić sztorm na Pacyfiku. – A ty pokaż, że jesteś mężczyzną i stań do walki.

– Cudzoziemcom nie wolno nosić broni – odparł krótko. Sotomura nie czekając, chwycił katanę jednego ze swoich ludzi i rzucił pod nogi Brama.

– Podnieś miecz.

Nawet nie spojrzał na klingę. Stał nieruchomo. Deszcz obficie spływał po twarzy, sklejając długie,

jasne pukle, ściekając po brodzie i wąsach. Był na to nieczuły, jak i na wiatr, jak na nieznośne kołysanie oraz uparte spojrzenie, choćby i ronina z Mito.

– Podnieś, albo ona pierwsza zakosztuje stali! – Chwycił Ishiguro za włosy. Jednym szarpnięciem zmusił, by uklękła. Kobieta drgnęła, czując ostrze przy szyi.

Bram wziął głębszy oddech i wolno spojrzał pod nogi. Szelest deszczu był jedynym doradcą.

 

„Być może powinienem przemyśleć swoje życie, zastanowić się, ile wyrządziłem krzywd, a ilu kobietom ukazałem najwyższy szczyt Fuji…"

 

Schylił się i zgarnął rękojeść razem z błotem. Gdzieś na schodach rozległo się zlęknione

westchnienie dziewcząt.

– Dotąd myślałem, że bronicie chłopów, a nie mordujecie kupców w nieuczciwej walce?

– To dopiero początek. Zbyt długo gościliście na tych ziemiach. Tradycji nie można kupić za żadne złoto.

Ujął miecz w obie dłonie i podniósł klingę. Ruszył naprzód. Bram wzniósł katanę rękojeścią do góry,

jedną dłoń zsunął w dół i pionowo przyblokował miecz Sotomory. Obrócił się, wyminął go, a wolną dłonią pchnął w plecy.

Ronin poleciał do przodu jak uczniak, tracąc równowagę. Obrócił się zaskoczony, migdałowe oczy były rozwarte do granic.

– Łatwiej atakować w grupie, niż samemu, co? – Zakpił, zdając sobie jednocześnie sprawę, że to koniec żartów, szczęścia i wyuczonych sztuczek. Sprowokował go, ośmieszył na oczach ludzi, mógł liczyć na lodowatą furię i szybką…

– Aaaa… – podniósł się z charczącym rykiem, pędząc na Holendra.

Ułamki sekund, błyski stali. Odbił pierwszy cios, uniknął ostrza, najmniej przemyślany zamach, napędzany emocjami. Miał go za sobą. Miecz przeciął powietrze tuż nad uchem.

Teraz albo nigdy, obrócił się opuszczając klingę po skosie. Próżnia. Błąd nagrodzony rozciętymi mięśniami pleców.

Odruchowo wyprostował pierś, ostrze przejechało pod żebrami. Bram padł jak kłoda w błoto.

 

„Ach, do diabła z tym! Kochałem, smakowałem, żyłem! I Tobie też tego życzę…"

 

Patrzył przed siebie, w niebo. Słyszał przerażony krzyk kobiet. Podbiegły otaczając go jak jasne motyle. Stanął nad nim także Sotomura oraz pan Goto, lecz Bram Meijer nawet w ostatniej chwili życia miał jedno w głowie. Zmęczonym spojrzeniem przemykał po twarzach zatroskanych niewiast. Widział tylko piękno, ich gładkie szyje, mokrą od deszczu skórę i piersi. Uwielbiał ich różnorodny kształt. Wszystkie były niepowtarzalne. Zupełnie jak owoce z rożnych stron świata. Te zaś niewielkie mandarynki z Kraju Wschodzacego Słońca upodobał sobie najbardziej. Mokry jedwab przylegał do urokliwych krągłości, zdradzając ich tajemnicę, a wszystkie skierowane były w stronę Brama.

 

"Więc, drogi Wędrowcze, nie bój się deszczu w mandarynkowym gaju, bo śmierć w nim jest na prawdę piękna."

 

Skinął w stronę Sotomury, ronin ukląkł przy nim na jednym kolanie. Konający zebrał resztkę sił, chwycił za biały kołnierz i przyciągnął go do siebie.

– Miałem je wszystkie… – wyszeptał i skonał.

Koniec

Komentarze

Fajne. I tytuł fajny. Jest tu jeszcze jedna osoba, która uderza w orientalne klimaty, niestety nie pomnę loginu.
Jako że masz jeszcze czas na edycję, to w zdaniu:
"Chwiejny krok, oddech i zarumienione poliki zdradzały pociąg do alkoholu." zamieniłbym jednak poliki na policzki, poliki to regionalizm.
Przedostatni akapit:
"Więc, drogi Wędrowcze, nie bój się deszczu w mandarynkowym gaju, bo śmierć w nim jest na prawdę piękna." raczej naprawdę

pzdr

Witam, początkowo miałam wstawić tekst ukazujący kawałek mego światka, i choć udało mi się nawet zmieścić w znakach (wywalając jednego z czterech bohaterów), to nie wydawał mi się na tyle spójny i aż tak klimatyczny. 
Dużo frajdy sprawiło wyszukiwanie informacji i materiałów do powyższego opka, dzięki serdeczne za wytknięcie byków, niestety, czekałam do ostatniej chwili aż znajomi przeczytają. Wrzuciłam i poszłam do pracy, cóż, jest po północy, więc już porumakowane:/  

> zith
> Wrzuciłam i poszłam do pracy, cóż, jest po północy, więc już porumakowane:/ 

Opowiadanie zostało zamieszczone: 2011-07-14  13:31
Na edycję masz 24 godziny, tak że jeszcze powinno dać się edytować [Mój profil] > przy tytule opowiadania powinien jeszcze działać link [Edytuj]

pzdr

OK, do konkursu.

Podobało mi się, choć nie za wiele tu erotyki. W opowiadaniu wychwyciłam dwa kulawe zdania:
Bram zdawał sobie sprawę z mentalności mieszkańców, jednak zakorzenioną w tradycji rezygnację z okazywania uczuć uważał za zbędna ofiarność. - przekombinowane
Jej podopieczne nie były gorszej urody - też coś nie teges
Czytało się miło, lubię japońskie klimaty. I puenta fajna :) 5

Jako redaktorka i historyczka mam parę uwag:

Drogi Wędrowcze, gdy przepłyniesz dziesięciokrotną ilość mil w porównaniu do wypitego alkoholu
Chodzi o to, że im więcej mil się przepłynie, tym więcej wypije się alkoholu? No bo jeśli o to, że dziesięciokrotnie więcej mil się przepłynie niż [litrów] alkoholu wypije, to jakoś mi się to nie łączy..
Poza tym nie ma „ilości mil", tylko liczba mil.

Obcokrajowcy przeważnie nosili się na modę francuską, ciemne cylindry łatwo było dostrzec ponad głowami przechodniów.
Meijer miał jednak gdzieś najnowsze trendy. Cenił w ubiorze wygodę.
Poły kolorowego palta rozchylały się na boki, gdy poruszał się w tłumie jak człapiący niedźwiedź.

Paryż to tylko moda damska, natomiast męska od połowy XVIII wieku powstawała przede wszystkim w Londynie. Od lat 50. XIX wieku trendy była właśnie wygoda (oczywiście tylko w przypadku męskich ubrań). Kolory również lubiano, czerń zakładano raczej wieczorem, więc z twojego opisu wynika, że Meijer był jak najbardziej „modny" ;)

Zbliżał się do dzielnic miłości. Już po wyjściu z lokalu mijał dostojne panie, mimo to unikał ich powłóczystych spojrzeń. Odznaczały się między przechodniami niczym wielobarwne kwiaty. Tylko wprawne oko znawcy potrafiło dostrzec kurtyzanę wśród gejsz. Nie patrzyły na Meijera jak na resztę potencjalnych, bogatych klientów. Był cudzoziemcem - w dodatku niemodnie ubranym - mógł zatem liczyć jedynie na ciekawość.

Hm, gejsze wystawające na ulicy razem ze zwykłymi prostytutkami? To jedna kwestia, gejsze co najwyżej mogły dumnie przejść obok w drodze do herbaciarni czy klienta, starając się jednak zachować jak największą odległość od prostytutek, i zawsze wychodziły razem ze służącymi.
Druga sprawa - kurtyzana. Również wątpliwe, by kurtyzana szukała klientów na ulicy, bo kurtyzany to ekskluzywne nawet nie prostytutki, tylko utrzymanki bogaczy (którzy zwykle nalegali na wierność; jeśli kurtyzana nie miała akurat stałego kochanka, to przyjmowała wielu, ale też nie wyszukiwała ich na ulicy, tylko prędzej w karczmach czy herbaciarniach dla bogatszych klientów - inna liga po prostu niż ulicznice).

Zajmowała się także kształceniem przyszłych gejsz, z czego czerpała zyski.
Podobnie. Żadna mama, czy jak się tam zwały właścicielki domu gejsz, nie oddałaby swojej uczennicy kurtyzanie na nauki. Świat gejsz nie przenikał się ze światem kurtyzan. Przede wszystkim taka gejsza, gdyby to wyszło na jaw, straciłaby dobre imię i pozostałoby jej albo popełnić seppuku, albo zostać prostytutką, bo żaden facet nie chciałby zbrukanej gejszy. Również jako zbrukanie uznanoby wystąpienie przed obcokrajowcem - dopiero po II wojnie światowej gejsze zaczęły przyjmować amerykańskich żołnierzy i tylko pod groźbą głodu. Ale też nie wszystkie, niektóre wolały jednak śmierć.

„Żadnych pocałunków, ani pieszczot. Nie w Kraju Wschodzącego Słońca.
Jesteś mężczyzną, więc weź to, za co zapłaciłeś..."

To chyba Amerykanie roznieśli takie plotki o pocałunku. Pamiętam, że gdzieś czytałam, jak to Japończycy oburzali się tym zarzutem. Po prostu pocałunek jest dla nich bardziej intymny, nawet chyba od samego stosunku - znacznie więcej np. można znaleźć rysunków przedstawiających stosunek, oczywiście najczęściej od tyłu, ale pocałunki też się pojawiają, nawet Murasaki o nich pisze, jeśli dobrze pamiętam, czy Sei Shōnagon.

„Dopiero wtedy zdradzono mi rąbek tajemnicy. Rozmazałem szorstką granicę maski na
skórze, ogrzałem oddechem przywykłe do do wiatru skronie. Przez uchylone drzwi
pokazałem jej co potrafię, jak prostytutka prezentująca swoje talenty i teraz sprawiłem, że sama mnie zapragnęła. Jak powietrza, jak życia zaciskając drobne pięści na prześcieradle."

„przywykłe do do"
brakuje przecinków przed: „co potrafię", „i teraz", „zaciskając"
Poza tym „rozmazać maskę - granicę maski" - ciężko mi sobie to wyobrazić; raczej: sprawiłem, że znikła, została ściągnięta

Już w młodości nauczył się wsłuchiwać w oddech swoich braci oceniając, czy śpią. Podobnie było na statku we wspólnej kajucie żeglarzy.
Przecinek przed „oceniając"
Przecinek przed „we wspólnej"; i tu wątpliwość - wcześniej chyba pisałaś, że jest kupcem - no i to bardziej pasuje do jego rozrzutności - kurtyzany, sake - to wszystko kosztuje i to nie mało, stać na nie tylko najbogatszych; a tu nagle, że spał razem ze zwykłymi marynarzami...

Bram zmarszczył brwi. Nie spodobał mu się spokój i opanowanie w tonie Sotomury.
Najgroźniejszy z roninów zdawał się być wręcz pogodny!

No, samuraje tacy już byli, że zabijali z pogodą ducha, a później siadali do pisania haiku :D

- Sporo zapłaciłem za prawa do mizuage pewnej maiko. Okazało się jednak, że nie jest już dziewicą. Pochodziła z tego domu...
Maiko w domu kurtyzan oczywiście nie mogło być, bo to określenie jest zarezerwowane tylko dla przyszłych gejsz. Które się upierają, że mizuage nie ma nic wspólnego z rozdziewiczaniem... Cóż, pewnie wiedzą lepiej, tylko kto im wierzy? ;-)

- Cudzoziemcom nie wolno nosić broni - odparł krótko. Sotomura nie czekając, chwycił katanę jednego ze swoich ludzi i rzucił pod nogi Brama.
- Podnieś miecz.

E, katana jest święta. Kobieta ani obcy nie mieli prawa jej dotknąć. Tylko samuraj mógł nią nosić i nią walczyć. Może lepiej tachi? Też często używali ich samuraje, więc nie będzie dziwić skąd go mają, a nie podchodzono do nich z taką powagą.

„Być może powinienem przemyśleć swoje życie, zastanowić się, ile wyrządziłem krzywd, a ilu kobietom ukazałem najwyższy szczyt Fuji..."
Fajne, chyba w jakiejś japońskiej powieści spotkałam z takim lub podobnym określeniem orgazmu :-) Tylko to raczej stożki wulkaniczne niz szczyty..

Mokry jedwab przylegał do urokliwych krągłości, zdradzając ich tajemnicę, a wszystkie skierowane były w stronę Brama.
Wychodzi, że jedwab zdradzał tajemnicę krągłości, które były skierowane w jego stronę... Chyba lepiej: Mokry jedwab przylegał do urokliwych krągłości, zdradzając tym tajemnicę [kobiet, dziewczyn - dodać osobowy podmiot], a wszystko to było (albo wszystkie - jeśli kobiety) skierowane w stronę Brama.

"Więc, drogi Wędrowcze, nie bój się deszczu w mandarynkowym gaju, bo śmierć w nim jest na prawdę piękna."
Na prawdę oczywiście razem. Ładne zdanie.


Skinął w stronę Sotomury, ronin ukląkł przy nim na jednym kolanie. Konający zebrał resztkę sił, chwycił za biały kołnierz i przyciągnął go do siebie.
- Miałem je wszystkie... - wyszeptał i skonał.
Fajne zakończenie, ale powyżej też problemy z podmiotami: czyj biały kołnierz? (nie opisałaś wcześniej ubioru roninów) Przyciągnął go - czyli kołnierz (też lepiej tu dać osobowy podmiot).
Ogólnie, mimo błędów językowych i merytorycznych, fajnie się czyta i udało ci się stworzyć japoński, melancholijny klimat.
Jeśli interesuje cię ta tematyka albo inna historyczna, mogę podrzucić bibliografię czy ciekawe stronki WWW.

 

"Jako redaktorka i historyczka mam parę uwag: 
Drogi Wędrowcze, gdy przepłyniesz dziesięciokrotną ilość mil w porównaniu do wypitego alkoholu
Chodzi o to, że im więcej mil się przepłynie, tym więcej wypije się alkoholu? No bo jeśli o to, że dziesięciokrotnie więcej mil się przepłynie niż [litrów] alkoholu wypije, to jakoś mi się to nie łączy..
Poza tym nie ma „ilości mil", tylko liczba mil.  "

 Jasne, mogłam po prostu napisać "Gdy doświadczysz choć połowę tego co ja, być może zrozumiesz, co miałem na myśli", miałam jednak pomysł na dość skondensowany skrót myślowy, który dałby odpowiednie wrażenie. Chodziło więc o zestwienie - potencjalnej ilości wypitego alkoholu (w litrach przez czterdziestoletniego mężczyznę) do teoretycznej liczby (dzięki;)) przepłyniętych przez niego mil w tamtych czasach. Pod kątem skrupulatności byłoby to zadanie dla matematyka. Cóż, nie powiem, pytałam wiele osób ile w ciągu życia może wypić mężczyzna do czterdziestki i zerkałam na ówczesne szlaki morskie. Poprzestałam jednak na stwierdzieniu, że w jednak łatwiej było więcej wypić niż przepłynąć.

Obcokrajowcy przeważnie nosili się na modę francuską, ciemne cylindry łatwo było dostrzec ponad głowami przechodniów.
Meijer miał jednak gdzieś najnowsze trendy. Cenił w ubiorze wygodę.
Poły kolorowego palta rozchylały się na boki, gdy poruszał się w tłumie jak człapiący niedźwiedź.
 
Paryż to tylko moda damska, natomiast męska od połowy XVIII wieku powstawała przede wszystkim w Londynie. Od lat 50. XIX wieku trendy była właśnie wygoda (oczywiście tylko w przypadku męskich ubrań). Kolory również lubiano, czerń zakładano raczej wieczorem, więc z twojego opisu wynika, że Meijer był jak najbardziej „modny" ;) 

Co do ubioru wspomagałam się tą stroną http://www.buw.uw.edu.pl/wystawy/modameska/ryshistoryczny.html

"
Już w młodości nauczył się wsłuchiwać w oddech swoich braci oceniając, czy śpią. Podobnie było na statku we wspólnej kajucie żeglarzy.  "
 "wcześniej chyba pisałaś, że jest kupcem - no i to bardziej pasuje do jego rozrzutności - kurtyzany, sake - to wszystko kosztuje i to nie mało, stać na nie tylko najbogatszych; a tu nagle, że spał razem ze zwykłymi marynarzami...  "

Oj, napisałam "w młodości". Troskliwy ojciec nie zrobiłby dziecku tej krzywdy i nie rozpieścił narzuconymi przywilejami, z resztą żeglarz to ogólne określenie "człowieka morza", a marynarz jest chyba najniższym stopniem odpowiadającym szeregowemu;)

Przecinek przed „oceniając"


Tak, imiesłów przysłówkowy - wokół niego zawsze przecinek.


"Zbliżał się do dzielnic miłości. Już po wyjściu z lokalu mijał dostojne panie
, "

Owszem, powinnam była napisać, że "mijały go". Chyba skupiłam się za bardzo na punkcie widzenia bohatera.

"Hm, gejsze wystawające na ulicy razem ze zwykłymi prostytutkami? To jedna kwestia, gejsze co najwyżej mogły dumnie przejść obok w drodze do herbaciarni czy klienta, starając się jednak zachować jak największą odległość od prostytutek, i zawsze wychodziły razem ze służącymi. "

Informacje na temat różnic między kurtyzaną, a gejszą zdobyłam z artykułu Joanny Ellmann. Przyznaję, że dałam bohaterowi nieco większą swobodę, trudno było bowiem, upierając się przy takim miejscu akcji, znaleźć dogodny okres w historii Japonii w którym obcokrajowiec mógłby czuć się tak swobodnie w tym kraju. Nie wiedziałam jednak, nie udało mi się wyczytać, że aż tak haniebne byłoby dla gejszy spółkowanie z obcokrajowcem. Intuicyjnie postawiłam na Holendra i jak się okazało mieli oni z Japończykami najdłuższe i w miare ciągłe kontakty handlowe, jeszcze przed Rosjanami i Amerykanami.

Dzięki za konstruktywną krytykę, oby na przyszłość mój nick przykuł Twe oko na tej stronie;) To był mój pierwszy tekst w oparciu o rys historyczny. Na razie moje poszukiwania poprawności meytorycznej krążą wokół cybernetyki, militarystyki i fizyki :P

Muszę przyznać, że opowiadanie powstało na inną bitwę na teksty, zabawa polegała na ułożenie histori pod powyższy tytuł. Nie będe więc ukrywać, że najpierw wymyśliłam puentę, potem szukałam informacji do ułożenia reszty, dlatego też w opowiadaniu jest nutka erotyzmu, a nie pornos:) 

Co do ubioru wspomagałam się tą stroną http://www.buw.uw.edu.pl/wystawy/modameska/ryshistoryczny.html

Znam ją. Na niej jest to samo, co pisałam w skrócie.

 

Oj, napisałam "w młodości". Troskliwy ojciec nie zrobiłby dziecku tej krzywdy i nie rozpieścił narzuconymi przywilejami, z resztą żeglarz to ogólne określenie "człowieka morza", a marynarz jest chyba najniższym stopniem odpowiadającym szeregowemu;)

Dobrze byłoby dopisać to, bo w końcu facet nie jest taki stary ;-) Najniżej na okrętach byli chłopcy okrętowi, później chyba majtkowie.. Marynarz to bardziej ogólne określenie.

 

Informacje na temat różnic między kurtyzaną, a gejszą zdobyłam z artykułu Joanny Ellmann. Przyznaję, że dałam bohaterowi nieco większą swobodę, trudno było bowiem, upierając się przy takim miejscu akcji, znaleźć dogodny okres w historii Japonii w którym obcokrajowiec mógłby czuć się tak swobodnie w tym kraju. Nie wiedziałam jednak, nie udało mi się wyczytać, że aż tak haniebne byłoby dla gejszy spółkowanie z obcokrajowcem. Intuicyjnie postawiłam na Holendra i jak się okazało mieli oni z Japończykami najdłuższe i w miare ciągłe kontakty handlowe, jeszcze przed Rosjanami i Amerykanami.

Na pewno po II wś Amerykanie bardzo swobodnie czuli się w Japonii.. :D

Ellmann też o tym pisze. W ogóle gejsze miały ustawowy zakaz seksu z klientami, a przyłapana dziewczyna mogła stracić prawo do wykonywania zawodu i automatycznie spadłaby do najniższej rangą prostytutki. Podobnie herbaciarnie musiały uważać, kogo zatrudniają, bo mogły stracić klientów i zbankrutować. Oczywiście seks się zdarzał, ale był bardzo drogi, nawet najbogatsi nie zawsze mogli sobie pozwolić. Nie wiem jak z mizuage, bo gejsze zaprzeczają, by wyglądało to jak u kurtyzan. Ale jako już prawdziwe gejsze mogły już sobie znaleźć danna, jak kurtyzany, brały z nimi rodzaj ślubu w świątyni i ich dzieci mogły nawet dziedziczyć majątek ojca, jeśli nie miałby dzieci z żoną, w każdym bądź razie nie były traktowane jak bękarty.Wzięcie danna to była jedyna oficjalna możliwość uprawiania seksu.

Na pewno ciężko pisać opowiadanie historyczne po przeczytaniu tylko kilku artykułów. Ale i tak nie wyszło źle, czytałam znacznie gorsze pod tym względem amerykańskie powieści – chociażby „Której imię wymazano”, której autorka na początku dziękowała za pomoc dziesiątkom profesorów historii, którzy niby pomagali jej w badaniach, a już po paru stronach książki okazało się, że wrzuciła do VIII wieku mizoginię z XIV wieku i obyczajowość wiktoriańską...

Nowa Fantastyka