- Opowiadanie: Eferelin Rand - Kostuch - część druga

Kostuch - część druga

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Kostuch - część druga

Kostuch – część pierwsza

 

 

Kostuch wkroczył do miasta.

Zgnilizna tocząca całe Królestwo nie ominęła Eksezis. Ulice tonęły w odpadkach, a smród momentalnie przenikał ubranie i zdawał się osiadać na skórze jak lepka, niewidzialna maź. Nad brukiem pochylały się gęsto upchane brzydkie budynki, w większości zaniedbane, smętne i nijakie.

Tłumy przelewały się ulicami, zupełnie nie zważając na wszechobecny syf – z przyzwyczajenia lub rezygnacji, a zapewne z obu tych powodów po trosze. Na Kostucha mało kto zwracał uwagę. Biały ślepiec nie wzbudzał większego zainteresowania.

Brnął przez ciżbę, odpychając co jakiś czas tarasujących drogę przechodniów. Łypali na niego spode łba, rzucali zwyczajową wiązankę przekleństw i wracali do swoich spraw.

W pewnej chwili zobaczył siedzącego na rogu felthivskiego żebraka. Wychudzony mężczyzna o skórze szarej jak kamień wyciągał błagalnie ręce w stronę mijających go ludzi. Wodniste, pozbawione źrenic oczy koloru ochry bezskutecznie starały się podchwycić czyjekolwiek spojrzenie. Żałosny, nieudolny zaklinacz emocji. Popsuty jeszcze bardziej niż wszyscy dokoła.

Kostuch minął go bez słowa.

U straganiarza uzyskał informacje, jak trafić do gospody „Pęknięte Zwierciadło". Odnalazł ją po półgodzinnych poszukiwaniach. Nienawidził zgiełku dużych miast. Nieustanny jazgot przyprawiał go o ból głowy i wprawiał w paskudny nastrój.

Nad wszystkim górowała posępna sylwetka zamku, rzucająca cień na okoliczne budynki. Jego władcy – Lustrzana Rada, odcisnęli widoczne piętno na Eksezis. Idąc ulicami, nie dało się nie zauważyć mackowatych zdobień frontonów, a na każdym rogu sprzedawano wszelkiej maści przedmioty zdobione lustrzanymi szkiełkami.

We wnętrzu gospody Kostucha powitał przyjemny półmrok. Przy stołach siedziało niewielu gości, ale już same stroje i obecność osobistej straży świadczyły, że należą do zamożniejszej części społeczeństwa.

Podszedł do baru. Za ladą stał potężnie zbudowany gaianin, całkiem bezwłosy, jak wszyscy z jego rasy.

– Czym mogę służyć? – spytał.

Kostuch rzucił na blat monetę z wtopionym kryształem pośrodku.

– Czeka na mnie pokój. Jestem gościem Rady.

– Oczywiście. Oczekiwaliśmy pańskiego przybycia, panie Kostuchu. Wszystko zostało przygotowane. Zaraz wyślę gońca do zamku.

– Świetnie.

– Zapewne zechce się pan odświeżyć po podróży. Zaraz każę przygotować kąpiel z surri, a potem ktoś przyniesie posiłek. Mamy specjalną szynkę przyrządzoną w sposób tradycyjny, według nocnej receptury. Powinna panu odpowiadać. Niestety ostatnie deszcze wysiekły całą hodowlę kwiatów illi, więc do picia proponuję tylko piwo lub wino.

– Wystarczy woda. Jesteś cholernie dobrze poinformowany jak na zwykłego oberżystę.

Gaianin wzruszył ramionami, nie przejął się zawoalowaną groźbą. Sprawiał wrażenie osoby, która wiele już w życiu widziała.

– Taka praca – odparł. – Nazywam się Gortan Drus. Gdyby pan czegoś potrzebował, proszę się do mnie zwrócić.

Klasnął głośno w dłonie. Z zaplecza przybiegła młodziutka ulotnica.

– To Silke. Dotrzyma panu towarzystwa.

– Zawsze tak rozpieszczacie gości?

– Tylko tych specjalnych.

Kostuch nie skomentował.

– Prowadź – zwrócił się do dziewczyny.

Zaprowadziła go na drugie piętro. Pokój okazał się czysty i przestronny. Trójka krzepkich służących przytachała po chwili sporych rozmiarów wannę. W niedługim czasie napełnili ją gorącą wodą, a na koniec wsypali miarkę proszku surri. Gdy woda zabarwiała się na czerwono, Kostuch odłożył kershi na łóżko i rozebrał się do naga. Pozostawił tylko opaskę na oczy.

Zanurzył się z westchnieniem ulgi.

Silke przez cały czas siedziała na taborecie pod ścianą i obserwowała poczynania białoskórego. Pomimo młodego wieku miała już do czynienia z wieloma klientami, ale nie potrafiła stwierdzić, do jakiej rasy należy małomówny ślepiec.

– Rozbieraj się – polecił.

Uśmiechnęła się. Dziwny czy nie, ale taki sam jak reszta facetów. Sukienka opadła na podłogę. Dziewczyna przeciągnęła się zmysłowo, przesuwając dłońmi po nagim ciele, ale zorientowała się, że przecież nie mógł tego widzieć.

– A teraz tańcz.

Kolejne polecenie wydało jej się dziwne, jednak nie oponowała. Robiła już znacznie gorsze rzeczy.

Silke była śliczna. Miała ciało stworzone do miłości i doskonale zdawała sobie sprawę z wpływu, jaki wywierała na mężczyzn. Ruchy, z początku powolne, stawały się coraz szybsze. Alabastrowa skóra pokryła się potem. Dziewczyna wyginała się wdzięcznie, pieszcząc przy tym stwardniałe sutki, dotykając szyi, piersi, pośladków oraz przesuwając palcami po mokrej cipce. Zajęczała cichutko z rozkoszy.

Kostuch nie był jednak zadowolony. Na jego twarzy odmalowało się zniecierpliwienie, a potem irytacja.

– Źle – mruknął. – Beznadziejnie.

– Nie rozumiem. Co robię nie tak? – spytała zaskoczona i nieco urażona ulotnica. Coś takiego jeszcze nigdy się nie zdarzyło. – Pozwól mi do siebie dołączyć, a zaznasz niezapomnianych przyjemności. Śmiało, powiedz, na co masz ochotę? – zamruczała, przesuwając dłoń wzdłuż wanny, aż dotknęła ramienia mężczyzny.

Niewiele brakowało, żeby natychmiast jej nie cofnęła. Wyczuła, że zamiast pożądania wzbiera w nim niezrozumiała wściekłość.

– Wydaje ci się, że jesteś piękna? Masz dla mnie tyle samo wdzięku co kaleka karlica – wycedził. – Pytasz, na co mam ochotę? Chcę, żebyś się stała marzeniem. Chcę, żebyś weszła mi do głowy. Tak, jak bywało kiedyś, za miękkimi kotarami Domu Ulotnych Uciech, gdzie w półmroku fantazje stawały się rzeczywistością.

Zanim zdążyła odpowiedzieć, złapał ją za włosy i podniósł nad podłogę. Zawyła z bólu. Był przerażająco szybki.

– Co robisz? Puszczaj!

– Czekam.

– Nie wiem, o czym mówisz! Przysięgam! – rozpłakała się. – Błagam, wyrwiesz mi wszystkie włosy!

– Włosy! – prychnął. – Jesteś ulotnicą, głupia dziwko! Zrodzoną z powietrza. Ciebie nie można złapać za włosy! No już, uwolnij się! Zmień te srebrne strąki w mgłę! Użyj nede!

– Oszalałeś! Nawdychałeś się Oparów, świrze! Puszczaj! Na pomoc!

Pokręcił głową.

– Kaleka. Same kaleki, wszędzie kaleki. Wynoś się!

Przeniósł ją przez pokój i nagą wyrzucił na korytarz. Grzmotnęła o przeciwległą ścianę i znieruchomiała.

Wrócił do wanny. Służący zostawili resztę surri w woreczku na podłodze. Wsypał wszystko. Odpowiednia dawka proszku przyjemnie paliła skórę, nie przekraczając jednak granicy bólu. Zwiększona niosła ze sobą tylko cierpienie.

Ból był dobry. Ból pozwalał oczyścić myśli.

W tej chwili Kostuch potrzebował bardzo dużo bólu. Czasami wspomnienia mieszały mu się jak szkiełka w kalejdoskopie. Bywały chwile, gdy dwa życia nakładały się na siebie, kleszczyły i nie chciały rozejść.

Zanurzył głowę.

Świat zniknął, została tylko agonia. Palce zacisnęły się na bokach wanny z taką siłą, że aż wygięły metal.

Mijały sekundy, a każda trwała wieczność.

Raz, dwa, trzy, cztery…

Tu i teraz. Tu i teraz. Tu i teraz.

Tu i teraz – Eksezis.

Wrócił do siebie.

 

Następnego dnia w południe po Kostucha przyjechał powóz, mający zawieźć go na spotkanie z Lustrzaną Radą.

Kiedy zszedł do głównej sali, Gortan zapewnił go, że ulotnica zostanie surowo ukarana za swoją nieudolność. Słowem nie wspomniał o odniesionych przez dziewczynę obrażeniach. Zaproponował za to, żeby gość sam wymierzył stosowną karę.

– Ogólcie jej głowę – odparł Kostuch i wyszedł.

Do zamku dojechali szybko i bez problemów. Im bliżej murów byli, tym ulice bardziej pustoszały. Gdy dotarli do bramy, musieli się zatrzymać. Masywna krata dopiero po kilku minutach oczekiwania podniosła się z upiornym zgrzytem.

Powóz zatrzymał się pośrodku zamkowego dziedzińca.

Kiedy Kostuch wysiadł, zauważył kilkanaście istot połączonych grubymi łańcuchami ze ścianą. Kolejni zmodyfikowani strażnicy. Pokrzywione, asymetryczne zwały mięśni i kolców. Parę łbów uniosło się na widok przybyłych, ale nie wyczuwając zagrożenia bestie zaraz straciły zainteresowanie.

Białoskórego powitał mężczyzna w średnim wieku, który przedstawił się jako Damien Mortis. Zarządca zamku.

– Proszę za mną – oświadczył.

Poprowadził gościa do wnętrza budowli. Szli dosyć długo, korytarze wiły się i rozgałęziały w przedziwny, z pozoru pozbawiony logiki sposób. W mijanych pomieszczeniach z rzadka migały sylwetki służących, odzianych w czarno-srebrną liberię. Poruszali się w osobliwy sposób. Gdy jeden wypadł z bocznego przejścia i o mało co nie wpadł na idących, zagadka się wyjaśniła. Wygięty pysk, kawał metalu wystający z przygarbionych pleców, rozgorączkowane spojrzenie – charakterystyczne dla dotkniętych Oparami.

Tutejsi magowie musieli być kompletnie obłąkani, by prowadzić eksperymenty na tak szeroką skalę.

Nagle kamienny korytarz skończył się i weszli do zalanego światłem pomieszczenia. Lustra, wszędzie lustra.

– Tędy – powiedziało tysiąc Damienów i popłynęło po ścianach.

– Po co w zamku lustrzany labirynt? – spytał Kostuch.

– Dla obrony. Żeby dostać się do serca budowli, trzeba tędy przejść.

– Szkło to marna osłona.

Zarządca uśmiechnął się wyrozumiale.

– To nie jest zwykłe szkło.

Kostuch trzasnął pięścią w jedno ze zwierciadeł. Zadźwięczało i tyle. Nic, żadnej rysy. Roztarł obolałe knykcie, po czym dotknął opuszkami lustrzanej powierzchni. Od razu ją wyczuł – energię zamkniętą w materii. Bez wątpienia dzieło wymarłych nediańskich rzemieślników. Delikatna wibracja, szum przekładni i kół zębatych.

Dopiero teraz zauważył rowki w podłodze. Przesuwane ściany. Labirynt, który w każdej chwili mógł zmienić się w pułapkę bez wyjścia. Fakt wart zapamiętania.

– Moi panowie chcieliby najpierw przetestować twoje umiejętności, zanim zlecą ci zadanie. Czy to problem?

– Nie.

– Doskonale.

Labirynt skończył się równie niespodziewanie, jak się rozpoczął. Weszli do dużego kwadratowego i dość wysokiego pomieszczenia. Na wysokości czterech metrów znajdowały się galerie – w tej chwili puste.

Zarządca podszedł do drzwi po przeciwległej stronie komnaty i otworzył je. Do środka wkroczyły cztery zmodyfikowane bestie – tym razem przekształcone zwierzęta. Stalowe, nienaturalnie długie pazury zarysowały posadzkę, gdy potwory zaczęły zbliżać się do białoskórego. Bezrozumne ślepia zwęziły się, a z gardeł dobiegło ni to rzężenie ni to warkot.

– Poczekam za drzwiami, dopóki nie skończysz ty lub one.

– Przeżył ktoś kiedyś ten wasz test?

– Jeśli jesteś tym, za kogo się podajesz, powinieneś sobie poradzić. Mieliśmy ostatnio problem ze szpiegami. Sam rozumiesz – to powiedziawszy, zniknął. Szczęknął zamek.

– Zabić go! – zabrzmiał przytłumiony rozkaz.

Bestie rzuciły się do ataku.

Kostuch błyskawicznie zerwał z oczu opaskę, chwycił kershi i użył nede.

Ciemność eksplodowała i niczym fala rozlała się po pomieszczeniu. Wpełzła na ściany, pochłonęła pochodnie, pożarła potwory. Zapanował absolutny, nieprzenikniony mrok. Głęboki, lepki i duszny, jakby pochodzący z miejsca, które nawet nie zna pojęcia światła.

Rozdzieranie tkanek, kwik bólu, charkot, darcie metalu, chlupot i zgrzyty – pozostał jedynie świat odgłosów.

Wszystko trwało zaledwie parę minut. Nagle ciemności już nie było, płomienie zamigotały niepewnie i na powrót rozświetliły zbryzgane krwią, ropą i smarem pomieszczenie. Trupy walały się po całej komnacie – połamane, wybebeszone i częściowo rozczłonkowane, a pośrodku stał Kostuch, przesłaniający z powrotem oczy. Oddychał ciężko.

Rozległy się oklaski.

– Brawo. Wspaniałe przedstawienie – bezosobowy głos odbił się echem wśród ścian.

Spojrzał w górę. Na galerii zebrała się Rada w komplecie. Dziesięć postaci w jednakowych lustrzanych maskach. Sutkomacki wyrastające z nabrzmiałych piersi istot drżały z podniecenia.

Reteachowie. Cholerni reteachowie.

 

 

cdn.

 

 

 

Tomasz Zawada

 

 

Koniec

Komentarze

Zgodnie z zapowiedzą część druga. Życzę przyjemnej lektury.

Pozdrawiam.

Akcja się rozwija, fabuła jest ciekawa, więc z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
Kostuch ma interesującą... moc.

Podobają mi się Twoje dynamiczne opisy, jednak opisy scenerii pozostawiają trochę do życzenia. Są takie jakby po łebkach.

Jeśli chodzi o fabułę, to nie mogę oprzeć się wrażeniu podobności do inkwizytora piekary (nawet imię postaci :P ), a w moim komentarzu nie jest to pozytywne porównanie ;)

Pozdrawiam,
Snow

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Trochę mnie zakoczyłeś tym podobieństwem do Piekary. W ogóle o nim nie pomyślałem pisząc ten tekst i podobieństwa takiego dalej nie widzę. A co do imienia postaci, to dość dziwny zarzut:
Kostuch - Mordimer Madderdin - to są podobne imiona? ;)

Pozdrawiam.

Ostatnio napocząłem bodajże Mroczną Wieżę Kinga, tak tylko napocząłem. Wydaje mi się, że twoje Zgniłe Królestwo lekko przypomina tamte klimaty, postapokaliptyczne. Tu opary, tam ziele. Ale to chyba często powtarzany wątek - w książce Macieja Guzka (Trzeci Świat) też są podobne wątki. To tak co mi pierwsze przyszło na myśl. Poza tym fajnie mi się czytało, nie jakoś dennie, nawet mnie wciągnęło. Jeszcze taka refleksja: coraz mniej autorów odważa się pisać jak Tolkien - bez przemocy, bez seksu, brudu i krwi, gdzies czytałem, ze w tedy były takie czasy, ze były tematy tabu etc. Może i to dodaje realizmu, ale traci na czym innym. W opowiadaniach, które czytam brakuje mi tej iskierki, która łączy ten z naszym swiatem, jednoczesnie parafrazujac go. No ale może powinienem wrocic się do wczesniejszych lektur.

Eferelin, Kostuch jest imieniem podobnym do postaci, która nazywa się Kostuch ;)

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Aha, no cóż może i była tam gdzieś taka postać. Jak w każdym razie na nikim ani  na niczym się nie wzorowałem wymyślając tego bohatera.

Boatswain, myślę, że to nie jest kwestia odwagi, tylko przyjętej konwencji. Ja od baśniowej, wolę realizm i tyle. Przemoc, seks i krew to nieodłączne elementy życia i nie widzę powodu, dla których nie miałyby się pojawiać także w fantastycznych światach. Wszystko pozostaje kwestią gustu i estetyki, jaką ktoś preferuje.

Dzięki za komentarze.

Pozdrawiam.

Tylko nie Piekara tylko nie Piekara... mnie na szczęście się z nim nie skojarzyło. Zastanawiam się, co jest nie tak z tym panem, że popełnił rzeczy tak straszne jak ten blog (chociaż akurat ta pełna oburzenia notka mnie rozbawiła :P). W ogóle z niczym mi się nie skojarzyło, poza tym że z innymi Twoimi tekstami, które też różnią się między sobą bardzo, a jednak wszystkie mają coś wspólnego - są oryginalne i pełne Twojej własnej wyobraźni, która stara się zejśc ze ścieżek wydeptanych przez innych autorów fantasy. Jak się zaczyna czytać, to ma się wrażenie "o, dark fantasy, coś podobnego do..." a potem okazuje się, że jednak to coś do niczego niepodobnego.

Zastanowiło mnie to, co pisze Snow, bo ja też łamałam sobie głowę np. w jaki sposób po rowkach facet poznał, że ściany są ruchome i wyobraźnia podsunęła mi przynajmniej kilka rozwiązań technicznych ;) Pytanie, czy to dobrze, czy źle i czy to takie ważne. Czasem trudno znaleźć złoty środek, żeby nie było ani za szczegółowo, ani zbyt enigmatycznie. Ja chyba jednak wolę być od razu wrzucona w świat i poznawać go powoli niż czytać wstępy historyczno-religijno-społeczne i długie opisy przyrody wyjaśniające funkcjonowanie magicznej rzeczywistości.

Jeżeli piszesz na bieżąco, to życze, żebyś się nie pogubił ;)
Pozdrawiam

Miodzio!
Jestem po lekturze obu części i czekam niecierpliwie na kolejną

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Jeśli chodzi o opisy, to zazwyczaj ograniczam się do niezbędnego minimum. Lubię definiować i odmalowywać świat poprzez akcję i działanie, pozostawiając miejsce także dla wyobraźni czytelnika. Statyczne i rozbudowane opisy chyba po prostu nie są dla mnie. ;)

Dreammy, postaram się nie pogubić. Dużo myślę o fabule i siłą rzeczy już mi się w głowie ułożyła prawie do samego końca. Postaram się nie zawieść oczekiwań.

Dj, fajnie, że ci się podoba.

Następna część pojawi się pewnie koło wtorku lub środy. Pośpiech jest wrogiem dobrego, a nie chcę odstawiać fuszerki. :)

Pozdrawiam.

Kostuch? Ładnie to tak podkradać Piekarze bohatera?

Dopiero jak przeniosłeś akcję do miasta wypłynęło na wierzch, z jak mrocznym światem mamy do czynienia. Nie tego się spodziewałem, ale może być ciekawie...
I tylko jedna rzecz: "panie Kostuchu" - śmiesznie to zabrzmiało :)
Czekam na ciąg dalszy. 

Arctur, nie mam zielonego pojęcia, kim jest "Kostuch" Piekary. Dawno czytałem cykl inkwizytorski i w ogóle nie kojarzę tej postaci, ale wątpię czy poza imieniem ma cokolwiek wspólnego z moją. Poza tym samo imię będące po prostu męskim odpowiednikiem rzeczownika "kostucha" raczej też nie zostało użyte przez Piekarę po raz pierwszy w historii literatury.
Zresztą to tylko imię, wydaje mi się, że ważna w opowiadaniu jest historia.

Dzięki za poświęcony czas i komentarze.

Pozdrawiam.

Fajne, choć pierwsza część jest lepsza. Małe pytanko - Rada widziała akcję Kostucha? Bo jeśli tak, Kostuch raczej ma małe szanse, gdyby coś poszło nie po jego myśli.

Widziała. Oczywiście po zapadnięciu ciemności, aż do ich rozproszenia, członkowie Rady nie byli w stanie przebić wzrokiem mroku, ale początek i koniec widzieli. Co do małych szans, to abstrahując od tego, co będzie się działo dalej, to przecież nie po to ściągali go z daleka, żeby próbować zabić. Mają dla niego zlecenie. Biznes to biznes.

Czyli samej akcji nie widziała.Bo reszta jest wyjaśniona w opowiadaniu.

Tak ujmując sprawę, to nie widziała. Źle zrozumiałem wcześniejsze pytanie.

Akcja się rozkręca :D Ilość "killsów" rośnie lawinowo - i super. W filmie "Hot shots 2" była taka scena z licznikiem gości ubitych przez bohatera i komentarzew w stylu: "Więcej niż w Robokopie, więcej niż w Total Recall..." (czy jakoś tak) W parametrze obliczanym jako (ilość trupów/ilość znaków) Kostuch ewidentnie idzie na rekord. Normalnie "the ultimate badass" ;) Fajnie. Podoba mi się też mroczny świat, który udało Ci się wykreować. Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg. I dam 6, a co!

To ile części planujesz?:)

Pi razy oko wychodzi mi w sumie około 7-8 części. Na weekendzie napisałem kolejne dwie, ale pojawił się problem, bo tak mi się ta historia rozwinęła i spodobała, że zaczynam się zastanawiać, czy palić ją w necie, czy nie posłuchać rady baranka i najpierw nie spróbować sił tradycyjną drogą, uderzając do czasopism.  :P
Ehh, dylemacik.

Ja bym posłuchała rady baranka. Bo to dobre jest, wiesz?
A swoją drogą - tak można? Jak już fragment w necie był?
Pytam z ciekawości i poniekąd z uwagi na pewien tekst... mój tekst... 

Próbować można. W SFFiH przyjęli mi np. "znowu" i odrzucili jak odpisałem, że poszło na net. Ale przy okazji Rafał Dębski zaproponował,żeby przysłał coś innego. I tak w październiku mają pójść Obolewianie.Więc warto spróbować.
W NF podobnie.

Gwidon, ale "znowu" poszło całe, a jak to jest z fragmentami? Coś obiło mi się o uszy o 30 procentach...
Mały offtop - "Margasz" przeczytany:) 

O procenty trzeba pytać indywidualnie. Majstersztyk zawsze się obroni. Jednak nawet jak nie wezmą, ale zaproponują podesłanie czegoś innego, to chyba warto?

Jeśli dostanę odpowiedź od kogokolwiek, to wtedy będę się martwił. W razie czego powiem, że w sieci umieściłem zwiastun. :)

Gwidon ma rację - jak nie spróbuję to się nie dowiem. A propo, długo czekałeś na odpowiedź z SFFiH?

Na pierwszy mail - trzy miesiące. Na drugi - dwa tygodnie.

Mój znajomy czekał 7 miesięcy w SFFiH (przyjeli go).

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Wykreowałeś naprawdę fajny świat, w którym dzieje się akcja, ale sama postać Kostucha jakoś mnie nie zaintrygowała. Może zmieni się to w kolejnych częściach?

I jakie były dalsze losy tego tekstu? Bo on akurat, zupełnie szczerze, nie podszedł mi specjalnie, zwłaszcza w porównaniu z innymi Twoimi tekstami. Ale cóż, takie tam gusta i guściki. :)

No i nic nie zamykasz. Dlaczego nie oznaczyłeś tekstu jako “fragment”?

Babska logika rządzi!

Użytkownicy, którzy czytali ten tekst w 2011 roku mieli nadzieję, że poznają dalsze losy pana Kostucha. Ja już takiej nadziei, niestety, nie mam. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Powstały, ale pojawią się wyłącznie w wersji papierowej.

O! Super! Okazuje się, że jednak nadzieja umiera ostatnia. ;D

Gratuluję, Eferelinie, i czekam na wieści, kiedy rzecz stanie się faktem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka