- Opowiadanie: Eferelin Rand - Kostuch - część pierwsza

Kostuch - część pierwsza

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Kostuch - część pierwsza

Na skraju drogi stał porzucony wóz. Do połowy schowany w krzakach, niedbale i w pośpiechu. Milczące ostrzeżenie dla nieostrożnych podróżnych.

 

Kilkaset metrów dalej, w głębi lasu, bandyci przy ognisku świętowali udany rabunek. Śmiech rozbrzmiewał głośno, gdy butelka przechodziła z rąk do rąk. Nie bali się, że hałas zwróci niepożądaną uwagę. Trakt był rzadko uczęszczany, a niebo skute ciężkimi, fioletowymi chmurami – teraz ledwie widocznymi ze względu na zapadający zmrok, co dodatkowo umacniało ich poczucie bezkarności.

Pechowy właściciel wozu został przywiązany do drzewa na skraju polany. Z powodu wielogodzinnego stania stracił siły i obecnie w pozycji pionowej utrzymywały go tylko więzy. Nieopodal na ziemi leżała żona mężczyzny. Z przerażaniem spoglądała to na coraz bardziej pijanych oprychów, to na nieprzytomnego męża. Zza knebla co jakiś czas dobywały się jej błagalne jęki.

W końcu zwróciła uwagę rudego bandyty, zwanego przez pozostałych Ryżym. Podniósł się i chwiejnym krokiem podszedł do związanego kupca.

– Ej, pobudka! – powiedział, po czym uderzył go otwartą dłonią w twarz. Bez efektu. Kobieta zajęczała żałośnie. – Morda, suko! Jeszcze przyjdzie twoja kolej! – warknął.

– Ryży, myślę, że lepsza będzie gorąca prośba – zawołał łysy olbrzym, a pozostali kompani zarechotali.

– Co racja, to racja.

Rudzielec chwycił płonącą gałąź i przytknął płomień do nóg ofiary. Powietrze wypełnił swąd palonego mięsa, a zaraz potem zwierzęcy ryk bólu. Kupiec wybałuszył oczy, a jego czerwona twarz tak nabrzmiała, jakby zaraz miała eksplodować.

– Sprawdzone metody są jednak najlepsze – skwitował bandyta. Widząc, że torturowany próbuje coś powiedzieć, nachylił się w jego stronę. – Co mówisz? Nie słyszę.

– Pro… pro… proszę. Miej… miejcie litość! – wysapał w końcu błagalnie. – Bierzcie wszystko! Błagam!

– Wszystko, mówisz. Słyszeliście, chłopaki? Możemy wziąć wszystko! A twoją żoneczkę też? Tłusta z niej krowa, ale pizdę ma chyba na miejscu, co?

Mężczyzna nie odpowiedział.

– Ha! To jest pomysł! Jeśli nam ją oddasz, a wiedz, że będzie rżnięta długo, mocno i w każdą dziurę, to puścimy cię wolno! – Ryży klasnął w dłonie z zadowoleniem. – A jak się nie zgodzisz… No cóż, będę cię przypalać, aż ci się jaja zagotują, a potem wepchnę ci je do gardła.

Pozostali bandyci słuchali z rosnącym zaciekawieniem. Pomysł towarzysza bardzo im się spodobał. Zaczęli krzyczeć i podjudzać nieszczęśnika.

– Nie daj się!

– Zostaw sukę!

– Nie bądź głupi, a też poruchasz!

Ryży zbliżył ostrzegawczo pochodnię.

– No, szybka decyzja! Bądź facetem albo zaraz ci pomogę.

Kupiec z przerażeniem spojrzał na tańczący płomień. Zwieracze nie wytrzymały. Ze wstydem opuścił głowę, kiedy strużka kału spłynęła po nodze.

– Bierzcie ją… – wyszeptał i rozpłakał się.

– Co takiego? Głośniej, żeby wszyscy słyszeli.

– Bierzcie ją, pieprzone sukinsyny! Niech was piekło pochłonie! – wydarł się, szlochając. – Przepraszam, przepraszam, przepraszam, ale to tak boli…

– Powinieneś się wstydzić – w głosie Ryżego pojawiła się niemal autentyczna przygana. – Jak ty się w ogóle nazywasz? Jak się nazywasz, pytam?!

– Raszeb. Bastian Raszeb…

– Bastianie, przykro mi to mówić, ale jesteś skończoną gnidą. Bez wahania porzuciłeś żonę na pastwę potworów – splunął ofierze w twarz. – Ale umowa to umowa. Zaraz będziesz wolny – to powiedziawszy, wyjął nóż i wbił mężczyźnie w brzuch aż po rękojeść.

– Miłego oglądania. To twoje ostatnie widowisko – dodał na koniec. – Który pierwszy?

– Ja.

Olbrzym podniósł się, po czym podszedł do kobiety. Nawet nie próbowała stawiać oporu. Pustym wzrokiem obserwowała wyciekające z męża życie.

– Uległa suczka, to lubię.

– Tylko się pospiesz, Skała. Też nas ciśnie – rzucił trzeci z bandytów.

– No właśnie. Z bratem szybko ją wygrzmocimy. Obsłuży nas naraz.

Obaj mężczyźni mieli szpetnie wykrzywione twarze – znak, że w dzieciństwie zostali dotknięci przez Opary. Byli braćmi, ale piętno skutecznie zatarło wszelkie podobieństwo.

– Spokojnie, starczy dla wszystkich. Wygląda na taką, która wytrzyma więcej niż jej poprzedniczka. Patrzcie, jaka ostra! – Ryży roześmiał się.

Skała opuścił spodnie i przy wtórze rozdzierających krzyków z zapałem gwałcił kobietę, której jakimś cudem udało się wypluć knebel.

– Och, tak… Drzyj się, dziwko! Uch… – sapał olbrzym, między kolejnymi pchnięciami.

Nagle krzewy po przeciwległej stronie polany zaszeleściły, a zaraz potem w krąg światła rzucanego przez ognisko wkroczył nieznajomy mężczyzna. Był bardzo wysoki i szczupły. Jego blada skóra wydawała się niemal biała, jak kość wysuszona na słońcu. Strąki ciemnych, tłustych włosów opadały na ramiona i twarz. Oczy przesłaniała opaska związana z tyłu głowy. U boków kołysała się dziwnie wyglądająca broń, przypominająca połączone ze sobą, powyginane sierpy.

Na widok przybysza bandyci poderwali się na nogi. Skała początkowo nie zorientował się w sytuacji i dopiero wściekłe syknięcie Ryżego zmusiło go do zejścia z kobiety. Niechętnie podciągnął gacie, po czym obrzucił intruza wrogim spojrzeniem. Założył ramiona na piersi, eksponując potężne muskuły.

– Coś ty za jeden? – spytał rudzielec. Chociaż nieznajomy nie wyglądał na groźnego, na wszelki wypadek odsunął się parę kroków do tyłu. Najpewniej ślepiec, a tępy wyraz twarzy wskazywał, że może być opóźniony. Głupiec, który zgubił się lesie.

– Mówią na mnie Kostuch.

– Jesteś ślepy?

– Nie potrzebuję wiele światła – odparł, obracając głowę. Gdyby nie opaska, Ryży przysiągłby, że rozgląda się po polanie.

– Ciekawą broń nosisz. Nigdy takiej nie widziałem. Skąd jesteś?

– Z daleka.

– Musi ci strasznie ciążyć – nie ustępował bandyta. – Zaopiekujemy się nią. Ślepcowi nie jest potrzebna. Jeszcze byś się pociął. Skała, zajmij się tym.

– Po cholerę mi przeszkadzałeś – burknął olbrzym, ale ruszył wykonać polecenie. – Trzeba go było trzasnąć od razu w łeb i po sprawie.

– Aha i nawet nie ważcie się zbliżać do suki. Jeszcze z nią nie skończyłem – rzucił przez ramię.

Kostuch przez cały czas stał nieruchomo. Dopiero, kiedy oprych stanął tuż przed nim, przekrzywił lekko głowę, jakby zdziwiony zaistniałą sytuacją.

– No, ślepaku, będziesz grzeczny, czy chcesz się trochę pobawić? – gruby paluch dźgnął przybysza w pierś.

– Mogę się pobawić – odpowiedział po chwili zastanowienia.

Bez żadnego ostrzeżenia ręka wystrzeliła do przodu. Długie, kościste palce zacisnęły się na głowie zaskoczonego bandyty.

– I chrup – powiedział beznamiętnie Kostuch, zwiększając nacisk. Czaszka Skały pękła jak dojrzały arbuz. Płyn mózgowy trysnął na wszystkie strony.

Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, Kostuch błyskawicznie doskoczył do Ryżego. Jak na takiego chudzielca poruszał się niesamowicie szybko. Złamany kark trzasnął głośno.

Bracia szybko zdołali otrząsnąć się z zaskoczenia. Chwycili nabijane ćwiekami pałki, po czym zaczęli obchodzić przeciwnika z obu stron. W momencie, gdy jeden z nich znalazł się za plecami białoskórego, jednocześnie zaatakowali.

Kostuch zwinnie uchylił się, ale bandyci to przewidzieli i natychmiast wyprowadzili kolejne ciosy – jeden mierzył w kolana, a drugi w pierś. Blade dłonie odruchowo chwyciły sierpowatą broń i w ostatniej chwili zablokowały uderzenia. Skręt nadgarstków wystarczył, by zakleszczyć pałki. Mocne szarpnięcie pociągnęło braci ku sobie. Błysnęły ostrza. Gorące flaki wylały się z rozprutych brzuchów i spadły na ziemię z mokrym plaśnięciem.

Na twarzy Kostucha odmalowała się irytacja, gdy przyglądał się trupom. Był wściekły na siebie za okazaną lekkomyślność. Nie spodziewał się, że będzie musiał użyć kershi do obrony. Bandyci okazali się twardsi, niż przypuszczał.

– Głupiec – mruknął pod nosem.

Podszedł do śmiertelnie bladej kobiety. Z podszytą obawą nadzieją spojrzała na dziwnego wybawiciela.

– Nie bój się. Jesteś już bezpieczna.

– Co z moim mężem?

– Nie żyje – nawet nie musiał sprawdzać.

– Dziękuję ci, nieznajomy – powiedziała. – Jestem twoją dłużniczką, zawdzięczam ci życie.

– Zgadza się – odparł. – Pewnie nigdy więcej się nie spotkamy, więc możesz od razu spłacić swój dług.

– Nie rozumiem…

– Kładź się. Dawno nie miałem kobiety.

– Ja… Nie… Jak możesz? Przecież dopiero mnie ocaliłeś! Nie, ja się nie godzę! Nie możesz! – oznajmiła z niespodziewaną butą. Dzięki cudownemu ratunkowi, odnalazła w sobie nowe pokłady odwagi.

– Mogę i zrobię to. Lepiej dla ciebie, jak się z tym pogodzisz.

– Nigdy!

– Jak chcesz.

Trzasnął ją w twarz, łamiąc nos i krusząc zęby. Upadła na plecy, ale nie straciła przytomności.

– Przewróć się na brzuch. Nie mam zamiaru oglądać twojej pokiereszowanej gęby – polecił.

Posłuchała, bełkocząc coś niezrozumiale. Wszedł w nią brutalnie.

– No i co się tak drzesz? – warknął z rozdrażnieniem. – Wierz mi, że żadne rżnięcie nie boli tak, jak wyprute bebechy, a gdyby nie ja, tylko to by cię czekało.

Kiedy było już po wszystkim, kobieta spytała z rezygnacją:

– I co ja mam teraz zrobić?

– Unikać zbójców.

 

 

***

 

 

 

Trzy dni później Kostuch wyszedł z lasu.

W oddali majaczyły ostre kontury Eksezis, największego miasta w promieniu wielu kilometrów i celu jego podróży.

Wszystko dokoła: drzewa, trawa, a nawet kamienie, wydawało się skarlałe, szare i nijakie. Słońce od paru miesięcy ani razu nie przebiło się przez warstwę chmur. Kiepski rok dla plonów, ale wspaniały dla szaleńców.

Spojrzał w niebo. Grube, sinofioletowe wstęgi Oparów Obłędu oplatały gęstą siecią chmury niczym gigantyczne węże. Odniósł wrażenie, że kierują się w tę samą stronę, co on.

Zły omen.

Dokładnie tego potrzebował.

Do bram dotarł nie niepokojony przez nikogo. Na drodze dojazdowej nie spotkał żywej duszy. Wcześniej zresztą też nie, pomijając bandytów i pechową parę. Trudno się dziwić, to były niebezpieczne czasy dla samotnych podróżnych. Problem polegał na tym, że niebezpieczne czasy trwały, odkąd sięgał pamięcią.

A wszystko przez pierdolonego Tkacza.

Mury miejskie zbudowano z potężnych bloków czarnego kamienia. Ich powierzchnię pokrywały dziesiątki wgłębień, przypominających dzioby po ospie – piętna wypalanego przez Szalone Deszcze.

W pierwszej chwili nie zauważył strażników ani nie usłyszał zadanego przez nich pytania. Wrośnięci w potężne odrzwia, zmodyfikowani i zespoleni z tonami stali i drewna, pozostawali całkowicie niewidoczni, dopóki się nie poruszyli.

– Cel wizyty? – spytał ponownie prawy strażnik. Mówił niewyraźnie. Wypowiedziane słowa zabrzmiałby bardziej jak: „Cehr wzydy?". Drugi milczał, patrząc gdzieś w przestrzeń.

Kostuch ożywił się. Nie przypuszczał, że w Eksezis napotka na jakiekolwiek ślady nediańskiej technologii. Podszedł bliżej i z uwagą przyjrzał się zastosowanym rozwiązaniom. Euforia minęła równie szybko, jak się pojawiła.

Westchnął rozczarowany.

Partanina, nieudolne naśladownictwo. Zapewne dzieło, któregoś z magów służących panom miasta.

– Cel wizyty? – powtórzył zniecierpliwiony strażnik. Ostrzegawczo poruszył wielkimi, stalowymi łapskami. Zgrzytnęły żałośnie, a w powietrze wzbiła się chmura rdzawego pyłu.

Modyfikacje sięgnęły tak daleko, że praktycznie nie dało się stwierdzić, do jakiej rasy należeli przed przemianą. Ktoś chciał, żeby ich wygląd wzbudzał strach, ale widok wiecznie ropiejących ran na zespoleniach, przeżartej deszczami i upływem czasu skóry oraz przekrwionych, pełnych bólu oczu, sprawiał tylko przygnębiające wrażenie.

Odpady, efekty nieudanych eksperymentów.

– Praca – odpowiedział.

Strażnik dał znak, że może wejść, po czym na powrót znieruchomiał, pogrążając się w snach pełnych smaru i rdzy.

Kostuch wkroczył do miasta.

 

 

cdn. wkrótce

 

 

 

 

Tomasz Zawada

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Tak mnie jakoś naszła ostatnio ochota na dark fantasy, no i zrodził się z tego Kostuch. Zazwyczaj obmyślam cały tekst do końca, zanim zabiorę się za pisanie, ale nie w tym przypadku, więc to trochę taki eksperyment dla mnie. Kolejne partie będę wrzucał co 4-5 dni.

Zapraszam do Zgniłego Królestwa i życzę przyjemnej lektury.

Pozdrawiam.

Mocne to.
Najbardziej mi się podoba nieprzewidywalność wydarzeń. Widzę, że pobawiłeś się schematem. To dobrze. Kiedy pojawił się Kostuch, przez chwilę miałam przed oczami filmy Kurosawy. Do czasu...

Z tego Kostucha niezły Skur...el:) co mi się podoba. I czekam na następną część. Poza tym jak zwykle świetnie napisane i wciągające.
Pozdrawiam(coś tam się odnośnie dialogów miałem czepiać ale mi umknęło)

http://tatanafroncie.wordpress.com/

Scena gwałtu i wtargnięcia Kostucha przewidywalna, ale i tak napisane nieźle. Scena walki podobała mi się, był niezbędny dynamizm i zaciekawiłeś mnie tym swoim bohaterem. Chętnie poznam jego dalsze losy. 


A jak tam idzie pisanie do  numeru NF, Eferelin?

Wszystko zostało już napisane, więc powiem tylko: FAJNE!

Jak to jest bohater, to ciekawe jakim arcykut...em będzie jego antagonista ;) Czekam na ciąg dalszy :)

Hah, wiem czemu wydało mi się to wszystko tak przewidywalne. W otchłani swojego dysku znalazłem niedokończone opowiadanie, które zaczynało się niemal identycznie - tj. bandyci gwałcą nieszczęśniczke, zabijają jej męża i nagle z niewiadomo skąd wychodzi główny bohater. Tylko zamiast samemu zgwałcić "uratowaną" u mnie dawał ją na pożarcie swoim wilkom. 

How cool is that? 

Dzięki za komentarze.

Ranferiel, co do antagonisty, to mam nadzieję, że cię zaskoczę. Nie mam zamiaru powielać schematu questa "search & destroy". ;)

Clayman, dalsza część już na pewno nie będzie przewidywalna. A jeśli chodzi o tekst do numeru, to ostatnie dwa miesiące miałem wyjęte z życia i dopiero tydzień temu zabrałem się za pisanie. Mam zresztą zamiar napisać 2-3 teksty i wybrać najlepszy - pomysły już mam gotowe, teraz tylko realizacja.
Jak ktoś będzie chętny do beta-testowania i pomocy w wyborze, to będę wdzięczny. ;)

Pozdrawiam.

A ja chętnie przetestuję:)

 

Super. Dzięki, Seleno :)

Bardzo dobre. Ty nie wrzucaj dalszego ciągu, tylko weź to gdzieś wydaj.

Tak samo powiedziało moje ostatnie 10 zł. "Weź mnie gdzieś wydaj".

A tak na poważnie. Eferelin możesz się nie krępować i mailować do mnie z każdym swoim tekstem. Zwłaszcza jak to fantasy. 

Dzięki, baranku. Z tym wydawaniem to różnie bywa, jak zresztą sam pewnie wiesz. Na razie skupiam się nad tekstem do NF, do konkursu szortalowego "Mordercy" również. ;)
Za rok, jak już uzbieram opowiadań na zbiorek, to spróbuję sił w wydawnictwach. Zobaczymy, jak pójdzie.
"Kostuch" miał być chwilową odskocznią, ale jak mi się tak rozwinie, że żal będzie go palić w necie, to się zastanowię nad umieszczaniem dalszego ciągu.

Clayman, na pewno skorzystam z propozycji. Dzięki.

Do momentu wkroczenia Kostucha na scenę historia wydawała mi się całkiem klasyczna... Ale motyw z "należną zapłatą" z miejsca mnie kupił ;D Poza tym intrygująco zapowiada się cała ta technologia, eksperymenty na istotach żywych (ludziach?), których zapowiedź widać w końcówce. Czekam na ciąg dalszy!

Oburzające. Brutalne, seksistowskie, ociekające krwią i plugawym erotyzmem. I co ciekawe wszyscy czytelnicy są zachwyceni, i wszystkim się podoba. Mnie też, cholera ;)
W sprawie tekstu do NF - jeżeli jeszcze Ci nie za wiele betatesterów, to się zgłaszam na ochotnika. Mogę nawet przecinki powstawiać, a co. dreammy@interia.pl. A jeżeli ktoś chciałby przeczytac moje i tak jak Eferelinowi pomóc dokonać wyboru, to też będę wdzięczna, bo w tej chwili jestem na etapie, że wszystko wydaje mi się beznadziejne ;)

Dzięki, Dreammy. Za komentarz i zaoferowaną pomoc - z pewnością skorzystam. ;)

Ja ci oczywiście chętnie również pomogę. Moje teksty do NF na razie jeszcze są w powijakach i "Kostuchem" po dwumiesięcznej przerwie od pisania dopiero rozgrzewam sobie palce i szare komórki przed właściwym tekstem. ;)

A drugą część "Kostucha wrzuciłem na stronkę wczoraj.

Pozdrawiam.

Faktycznie, ciemny i paskudny świat. Ale zajrzę jeszcze do następnej części. Mam nadzieję, że razem dadzą jakieś zamknięte opowiadanie.

Babska logika rządzi!

Po brutalnym początku nastąpiło uspokojenie, ale czy na długo? Pokaże to pewnie ciąg dalszy tej historii.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka